15

– Czad.

– Dania.

Alex zabębnił palcami po moich żebrach.

– Już wykorzystałaś Danię. Przycisnęłam jego dłonie.

– W takim razie Dominikana. Alex pokręcił głową.

– To ja już powiedziałem. Możesz wreszcie przyznać, że przegrałaś. Są tylko dwa kraje zaczynające się na D.

Uniosłam brwi.

– Naprawdę? – Graliśmy w geografię w leniwe czwartkowe popołudnie i żeby sobie to skomplikować, ograniczyliśmy się do nazw krajów. – Udowodnij to.

– Z przyjemnością! – Alex roześmiał się. – Ale ty przynieś mapę.

Udałam, że wstaję, ale on mnie nie puścił. Leżeliśmy na ciemnozielonej sofie, ja między udami Alexa, z głową opartą o jego klatkę piersiową. Wpatrywałam się w słońce rozświetlające krawędzie chmury, za którą się skryło.

– W wolnym czasie uczysz się na pamięć atlasów? – zażartowałam, choć znałam odpowiedź: Alex nauczył się sam geografii w dzieciństwie, powtarzając egzotyczne nazwy miejsc, o których marzył.

Pocałował mnie w czubek głowy; w tej samej chwili, jakby na dany znak, słońce zaświeciło pełnym blaskiem.

– Jestem człowiekiem rzadkich talentów i umiejętności – oznajmił sucho.

Zadałam sobie pytanie, czy wie, jak bardzo prawdziwe jest to zdanie.

No cóż, wbrew temu, co mówiłam o naszym przyjeździe do Los Angeles, wszystkie moje wątpliwości dotyczące Alexa zblakły. Nie wrócił od razu do pracy, przez co nie musiałam radzić sobie sama. Przez pierwszy tydzień pływaliśmy w basenie, bawiliśmy się w chowanego w labiryncie i bez muzyki tańczyliśmy boso na werandzie sypialni. Po kolacji Alex odprawiał służbę i kochał się ze mną co noc w innym pokoju: na mahoniowym biurku w bibliotece, na perskim dywanie w salonie, na białym bujanym fotelu na oszklonym tylnym ganku. „Dzięki temu, gdziekolwiek pójdziesz, będziesz musiała myśleć o mnie”. Tak powiedział. W rewanżu zabrałam go na uniwersytet, w laboratorium pokazałam swoją aktualną pracę: rekonstrukcję kości udowej australopiteka, przedstawiłam Archibalda Custera. Alex dał do zrozumienia, że skłonny jest przekazać wydziałowi sporą dotację, jeśli „wprowadzą pozytywne zmiany” w obsadzie wykładowców. Poczułam się zakłopotana tą sugestią, której wcześniej nie przedyskutowaliśmy. Zaproponowano mi stanowisko profesora i doskonały wybór zajęć w następnym semestrze, czego nigdy bym nie przyjęła, gdyby Alex mnie o to nie prosił. Ty zmieniłaś moje życie, powiedział, pozwól, bym ja zmienił twoje.

Alex spędzał ze mną wiele czasu: przedstawił mnie swojemu agentowi, pracownikom, przyjaciołom, tak że w pewnym momencie zapytałam, czy to ja będę nas oboje utrzymywać. To naturalnie był żart. Jak powiedziała Ophelia, Alex dostawał od czterech do sześciu milionów za film i ze względów podatkowych większość tych pieniędzy inwestował we własną wytwórnię, Pontchartrain Productions. Płacił sobie pensję, ale zostawało sporo i zdarzało się, że nawet trzecią część dochodów przekazywał różnym organizacjom dobroczynnym; co roku były to siedmiocyfrowe sumy.

Byłam bogata. W Tanzanii Alex odrzucił moją propozycję intercyzy, powiedział, że jego zamiarem jest małżeństwo na całe życie. Teraz więc byłam właścicielką połowy rancza w Kolorado, połowy Moneta, Kandinsky’ego i dwóch van Goghów; połowy ręcznie rzeźbionego jadalnego kompletu z drewna wiśniowego na trzydzieści osób, który kosztował więcej niż moje wykształcenie. Ale nawet najpiękniejsze meble świata nie zabiły we mnie tęsknoty za starym fotelem z czerwonej skóry, pierwszym sprzętem, który kupiłam w Kalifornii, albo za biurkiem ze sklepu Armii Zbawienia, prezentem bożonarodzeniowym od Ophelii, który pomalowała w pacyfy i łańcuszki stokrotek. Moje stare meble były bez wartości, nie pasowały do domu, kiedy jednak zabierała je organizacja dobroczynna, płakałam.

Z drugiej zaś strony, tak cudownie czułam się z Alexem, że po raz pierwszy od lat nie cieszyłam się na bliski początek nowego semestru; w moich oczach było to wydarzenie, które mnie z nim rozdzieli. Choć musiało trochę potrwać, nim przyzwyczaiłam się do nowego życia: pełnych szacunku szeptów pokojówki Elizabeth, kiedy rano szukałam Alexa, zostawiania u jego sekretarki notki z prośbą o zakup awokado i mydła Neutrogena. Raz jakiś pismak wdarł się na teren posiadłości; kiedy rozsunąwszy zasłony w łazience, zobaczyłam wycelowany w siebie obiektyw, nawet nie krzyknęłam, tylko powiedziałam Alexowi, jakby zdarzało się to codziennie, i spokojnie patrzyłam, jak dzwoni na policję.

Nigdy jednak nie wychodziliśmy. Alex powiedział, że to dla mojego dobra, że powinniśmy poczekać, aż aura sensacji, towarzysząca naszemu małżeństwu przygaśnie. Uśmiechając się, dodał, że chce mnie tylko dla siebie. Ale im więcej czasu spędzałam w tej pozłacanej klatce, tym częściej rozmyślałam o tym, co na lotnisku mówiła Ophelia, i wiedziałam, że niezależnie od tego, w jak cudownej bajce żyję teraz, nie będę naprawdę szczęśliwa, jeśli nie zdołam zbudować mostu pomiędzy dawnym życiem w Westwood a tym nowym w BelAir.

Alex zanurzył palec u nogi w basenie i próbował napisać moje imię.

– CASS… – Zmarszczył czoło i spojrzał na mnie. – Jak to możliwe, że nie lubisz imienia Cassandra?

Wzruszyłam ramionami.

– Nigdy nie powiedziałam, że nie lubię – sprostowałam. – Mama tak mnie nazywała, ale ojciec przekonał ją, że to za poważne imię dla małej dziewczynki. W siódmej klasie przerabialiśmy mitologię grecką i nauczycielka kazała mi poszukać informacji o mojej imienniczce. – Powtórzyłam Alexowi to, co tamtego dnia mówiłam w klasie: Kasandra była piękną córką króla Priama i Hekuby. Apollo obdarzył ją darem przewidywania przyszłości, ale kiedy się w niej zakochał, a ona nie odwzajemniła jego uczucia, przeklął ją i od tej pory nikt nie wierzył w jej proroctwa, mimo iż mówiła prawdę.

Jako dwunastolatce podobało mi się, że Kasandra swoją urodą oczarowała Apolla, ale przerażeniem napawał mnie sposób, w jaki skończyła życia. Odarta z wiarygodności, została niewolnicą, a potem ją zamordowano.

– Powiedziałam nauczycielom, że proszę, żeby nazywano mnie Cassie, a inni poszli w ich ślady.

Alex uniósł mnie i obrócił twarzą do siebie.

– Masz szczęście, Kasandro – mruknął – że odwzajemniłaś moje uczucia.

Jego oddech muskał mnie w szyję. Wsunęłam dłonie pod pasek jego spodenek, czując, jak moje ciało też ogarnia żar. Alex przyciągnął mnie do siebie. Straciłam równowagę i splątani niczym jedna istota stoczyliśmy się z leżaka na trawę.

– No proszę – odezwał się ktoś – a ja myślałam, że przyjdę w nieodpowiednim momencie.

Oderwałam się od Alexa i odgarnęłam włosy z twarzy. Koło nas stała Ophelia, którą John trzymał mocno za ramię. Włosy miała rozczochrane, spodnie rozdarte na tyłku; co chwila ponawiała próby uwolnienia ręki, jakby uważała, że John jest odstręczający.

John spojrzał na mnie, potem na Alexa.

– Powiedziała Juarezowi przy bramie, że jest przyjaciółką pani Rivers, ale nie pozwoliła nam zadzwonić do domu, więc ją odesłaliśmy. Później zobaczyliśmy na monitorze, że przechodzi przez płot po wschodniej stronie.

– Skoro o tym mowa – zwróciła się Ophelia do Alexa – przyślę ci rachunek za te szorty. – Po czym do mnie: – Szkoda, że nie podałaś mi aktualnego hasła.

– Ophelio – pokręciłam głową – dlaczego nie podałaś przy bramie swojego nazwiska?

Cała energia i wojowniczość w jednej chwili ją opuściły.

– Chciałam ci zrobić niespodziankę – powiedziała żałośnie. – Gdyby do ciebie zadzwonili i uprzedzili, że przychodzę, nie byłoby niespodzianki.

Uniosłam brwi. Była ostatnią osobą, po której spodziewałabym się przechodzenia przez płot. W ciągu ostatniego tygodnia usiłowałam skłonić Ophelię, by kroczek po kroczku postarała się zaakceptować moje nowe życie. Wiedziałam, że pod wieloma względami Alex i Ophelia są zbyt do siebie podobni, żeby się zaprzyjaźnić. Kariery obojga toczyły się w podobnych zamkniętych kręgach, oboje mierzyli sukces według liczby ludzi, którzy ich rozpoznają, oboje potrzebowali mnie. Wiedziałam, że głęboko na dnie serca Ophelia jest przekonana, że Alex izoluje mnie od niej, choć równocześnie zdawałam sobie sprawę, że mogę to zmienić. Chciałam ją przekonać, by zamiast traktować Alexa jako zagrożenie, widziała w nim atut, coś w rodzaju starszego brata w branży. Powtarzałam jej to ciągle przez telefon. I naturalnie pragnęłam, by Alex polubił Ophelię. Była moją najlepszą przyjaciółką, prawdę mówiąc, jedyną przyjaciółką.

Alex owinął się w pasie ręcznikiem, by ukryć to, czego nie zdołał dokończyć; odprawił Johna i przyniósł dla Ophelii krzesło, zabawiając ją z taką swobodą, że niemal uwierzyłam, iż codziennie znajduje kobiety spadające z jego płotu.

– To moja wina – powiedział lekko. – Ciągle zapominam podawać nazwiska przyjaciół Cassie ochroniarzowi, żeby ich nie dręczył.

Otworzyłam szeroko oczy – nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Patrzyłam, jak Alex uśmiecha się do Ophelii, która do reszty topnieje, i pojęłam, że jest absolutnym mistrzem w uwodzeniu.

– Och! – Ophelia wciągnęła powietrze, po czym otworzyła kwiecistą płócienną torbę, odbarwioną i wilgotną na dnie. Wyłowiła z niej długi czerwony woreczek i podała go mnie. W środku szczękały połamane kawałki; kiedy zerknęłam do środka, zobaczyłam kawałki zielonego szkła i poczułam słodki zapach szampana. – Spadło na ziemię, zanim wdrapałam się na płot – powiedziała przepraszająco. – Prezent na nowe gospodarstwo.

Dotknęłam palcem odłamków.

– Bardzo dziękuję – odparłam – ale wiesz, Alex mieszka tu od jakiegoś czasu.

Ophelia uśmiechnęła się.

– Chodziło raczej o to, żeby domownicy mnie polubili. Zachowałam się jak kretynka. Miałam nadzieję, że po prostu zaczniemy od nowa. – Spojrzała na Alexa, który siedział obok mnie na leżaku, przysłuchując się rozmowie. – Wiesz, jeśli znasz Cassie tak długo jak ja i słyszysz, że przywozi coś z Tanzanii, przypuszczasz, że ma na myśli żółtą febrę, a nie męża. Zamówienie drinka w barze zajmuje jej więcej czasu niż związanie się z tobą. Ale kiedy już podejmie decyzję, ma talent do wybierania rzeczy najlepszych.

Alex przyglądał jej się długo, jeden aktor oceniający umiejętności drugiego, a potem wolno pokiwał głową.

– No tak, ciebie wybrała na współlokatorkę.

Ophelia zarzuciła włosy na ramię i obdarowała go uśmiechem. Popatrzyłam na nich oboje i przypomniałam sobie, co czułam, kiedy zamieszkałam w Los Angeles: ludzie tutaj są częścią potężnego planu filmowego, wszyscy zdrowi, opaleni i piękni.

– Przykro mi z powodu szampana – powiedziała.

– A mnie jest przykro z powodu twoich szortów. – Okręciłam się, żeby lepiej obejrzeć nierówne rozdarcie na jej siedzeniu.

Ophelia wybuchnęła śmiechem.

– Prawdę mówiąc, są twoje. Zostawiłaś je w mieszkaniu. – Impulsywnie nachyliła się i zarzuciła mi ramiona na szyję. – Wybaczysz mi, Cassie, prawda?

Uśmiechnęłam się do jej policzka.

– Wdarcie się do domu tak, ale szortów nigdy ci nie zapomnę.

– Wiesz, że nie zrobiłbym tego dla nikogo poza tobą.

Słysząc głos Alexa, oderwałam wzrok od lustra, przed którym się malowałam. Wiązał krawat, jako że mieliśmy spędzić wieczór na mieście, chociaż od początku się temu sprzeciwiał. Ophelia ubłagała, żebyśmy poszli na kolację do Nicky’ego Blaira w ramach przeprosin za incydent z płotem; powiedziała, że bierze rachunek na siebie, jeśli Alex wykorzysta swoją pozycję i zarezerwuje stolik na dzisiaj. Alex z wdziękiem się zgodził, ale kiedy zostaliśmy sami w pokoju, niemal słyszałam, jak przez panujące w pokoju napięcie przedzierają się jego obiekcje: Mogliśmy zjeść kolację tutaj. Niech sensacja przygaśnie. Możemy wyjść kiedy indziej.

– Nie będzie tak źle – powiedziałam lekko. – Skończy się, zanim się obejrzysz. – Odłożyłam tusz do rzęs, po czym w figach i staniku podeszłam do Alexa. Rozwiązałam mu krawat, związałam na nowo, wyprostowałam i wygładziłam. Pocałowałam go w policzek.

– Dziękuję.

Alex pogładził mnie po rękach.

– Och, nie będzie tak źle, jak przypuszczam – powiedział. – Taką sztuczkę stosuję. Jeśli wyobrażam sobie absolutnie najgorszą możliwość, to potem zawsze czeka mnie przyjemna niespodzianka. – Podszedł do szafy i wyjął jeden ze strojów, które niczym za sprawą magii pojawiły się w kilka dni po moim przyjeździe do Los Angeles. Była to obcisła czerwona sukienka, nigdy podobnej nie miałam. Prawdę mówiąc, większość mojej nowej garderoby nie przypominała rzeczy, które wcześniej nosiłam, Alex jednak lepiej się na tym znał, wiedział, czego będę potrzebowała na rozmaite wyjścia, więc po prostu zdałam się na jego osąd.

– Jest czwartkowy wieczór – mówił; tymczasem ja włożyłam suknię i odwróciłam się do niego plecami, żeby zapiął mi zamek.

– Nikogo z branży nie będzie w restauracji. Nie ma żadnych premier, dziennikarze poszli już do domu. – Okręcił mnie twarzą do siebie i z uśmiechem dodał: – W sumie, jak dobrze pójdzie, restauracja będzie świeciła pustkami.

Mało brakowało, a powiedziałabym na głos to, co przyszło mi na myśl: Ophelia będzie rozczarowana. Była w pokoju gościnnym, przebierając się w jedną z moich nowych kreacji. Kiedy Alex rezerwował stolik u Nicky’ego Blaira, restauracji tłumnie odwiedzanej przez sławy, Ophelia nie potrafiła usiedzieć na krześle. Miło było widzieć, że traktuje Alexa jak sojusznika, a nie wroga, zadawałam sobie jednak pytanie, czy zdecydowała się na przeprosiny, bo szczerze za mną tęskniła, czy dlatego że dostrzegła możliwości, jakie mógł otworzyć przed nią Alex.

Odpędziłam tę myśl. Oczywiście, że przyszła ze względu na mnie, przecież jeszcze nie znała Alexa. I przez całe popołudnie świetnie się bawiłyśmy. Oprowadziłam ją po domu, śmiejąc się z jej komentarzy na temat wanien tak wielkich, że można by w nich urządzać przyjęcia dla całej obsady, i rozważań, czy Elizabeth sprzedaje brudną pościel Alexa zwariowanym wielbicielkom, stłoczonym przy bramie. Po czwartej urządziłyśmy najazd na lodówkę, po czym z torbą czekoladowych chipsów i kawałkami kurczaka w sezamie poszłyśmy do labiryntu. Leżałyśmy na plecach, a promienie słońca, sączące się przez żywopłot, znaczyły plamkami nasze uda i brzuchy. I tak jak wtedy, kiedy mieszkałyśmy w Westwood, rozmawiałyśmy o seksie – tylko że tym razem nie byłam tą, która tylko słucha.

Rozmowa o seksie nigdy nie przychodziła mi łatwo, a Ophelia wyśmiałaby mnie, gdybym zwierzyła jej się z moich pragnień. Zamiast tego opowiedziałam jej o egzotycznych miejscach, w których to robiliśmy: stanowisko archeologiczne w Tanzanii, ostatnia ławka w kościele katolickim w Kenii, garderoba w pralni, podczas gdy tuż za drzwiami Elizabeth składała pranie. Powiedziałam, jak piękne ciało ma Alex, ile razy nocą wspólnie osiągamy orgazm.

Dla siebie zachowałam, że jego niezwykła delikatność sprawia, iż czasami płaczę. Że kiedy kończymy się kochać, przytula mnie tak mocno, że nie mogę oddychać, jakby się bał, że zniknę. Że kiedy modli się do mnie swoimi rękami, sercem i ustami, czuję się uwielbiana i błogosławiona jak święta.

Nie powiedziałam o tym Ophelii, ale ona zobaczyła to we mnie.

– Jezu – pokręciła głową. – Ty naprawdę jesteś zakochana. – Potwierdziłam, choć nie uważałam, by te słowa oddawały rzeczywistą naturę tego, co łączyło mnie i Alexa. – Żadnych zaraźliwych chorób, cztery razy w ciągu nocy i jeszcze cię nie zdradził. Z tego, co widzę, facet ma tylko jedną wadę.

Uniosłam się na łokciu.

– Jaką mianowicie?

– Wybrał ciebie, a nie mnie.

Głos Alexa przywrócił mnie do rzeczywistości. Poszedł po Ophelię i teraz oboje od progu mnie obserwowali. Ophelia miała na sobie moją suknię, której jeszcze nie widziałam, zieloną i powiewną, budzącą refleksy w jej oczach. W oczekiwaniu na wieczór w ekskluzywnej restauracji wręcz tańczyła. Kiedy tak stała, trzymając Alexa pod ramię, wyglądali jak para.

Ophelia zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.

– Mój Boże, wyglądasz pięknie – powiedziała.

Rozłożyłam dłonie, wciąż nie potrafiłam radzić sobie z takimi komplementami.

– Ty też – odparłam.

Ophelia prychnęła i spojrzała na Alexa.

– Które z nas masz na myśli?

– Oboje. – Roześmiałam się.

John czekał na nas przy frontowych drzwiach; przy schodzeniu ze schodów podał Ophelii ramię, jakby wcześniej nie złapał jej na wchodzeniu przez płot. Otworzył tylne drzwi range rovera i pomógł jej wsiąść, potem pomógł mnie.

– Powiedz mi – mruknęła Ophelia – czy on prowadzi cię też do łazienki?

Alex usadowił się obok nas.

– Miłe panie, mam nadzieję, że zdążyłyście coś zjeść.

Spojrzałam na Ophelię, która ze zdziwieniem powiedziała:

– Myślałam, że idziemy na kolację.

– Idziemy – zgodził się Alex – ale to nie znaczy, że będziecie miały okazję coś przegryźć. – Odwrócił się do Ophelii, jakby chciał ją przestrzec przed tym, w co się wpakowała. – Niestety, zaprosiłaś mnie, a kiedy ja siedzę przy stole, zamiast posiłku jest wydarzenie.

Ophelia zadarła brodę i posłała Alexowi olśniewający uśmiech.

– I właśnie na to liczę.

Ku zaskoczeniu i radości Alexa dopiero po przekąskach pojawiła się pierwsza osoba, która pogratulowała mu małżeństwa.

– Dzięki, Pete. Pozwól, że cię przedstawię mojej żonie Cassie położył mi dłoń na ramieniu – i jej przyjaciółce Ophelii Fox. Ophelia zaczyna karierę w naszej branży. – Na moment przerwał.

– Pete jest jednym z bossów w Touchstone.

Ścisnęłam pod stołem nogę Alexa, dając mu znać, jak wiele dla mnie znaczy, że jednak zdecydował się pomóc Ophelii, mimo że tak narozrabiała. Ucałował mnie w szyję.

– Nie zaczynaj spraw, których nie możesz skończyć w miejscu publicznym – szepnął.

Ophelia prowadziła monolog o sławach wchodzących do restauracji i zamawianych przez nie deserach.

– Coś wam powiem. Jeśli chcę, żeby mnie odkryli, powinnam przykleić się do tego krzesła i pozwolić, żeby mnie oglądali.

Alex zjadł trzy krewetki, które zostały na moim talerzu.

– Nie chcę psuć ci nastroju, ale nigdy nie widziałem, żeby u Nicky’ego było tak spokojnie jak dzisiaj. – I jakby to była jego wina, uśmiechnął się przepraszająco. – Przyjdziemy tu innym razem – obiecał.

Za każdym razem, kiedy Ophelia kierowała rozmowę na politykę w Hollywood albo wskazywała kolejnego szefa kolejnego studia, Alex zręcznie powracał do mnie. Wspomniał, jakie wrażenie zrobiła na nim moja fachowa wiedza na planie. Ophelia uniosła tylko brwi i zapytała:

– Fachowa wiedza na jaki mianowicie temat?

Powiedział jej, że dostałam etat profesorski, o czym sama mówiłam jej trzy dni temu, choć najwyraźniej mnie nie usłyszała. Teraz zerwała się z krzesła i zarzuciła mi ręce na szyję, wołając kelnera, żeby przyniósł drugą butelkę szampana.

Może z jej strony to była szczera radość z mojego awansu, może chodziło o to, że kolacja nie okazała się medialnym przedstawieniem, jak przewidywał Alex. Kiedy skończyliśmy jeść, z ulgą słuchałam, jak oboje wymieniają się najnowszymi dowcipami o Quayle’u, klepią się po plecach i parodiują legendarnych nadętych szefów z branży filmowej. Alex nalegał, że zapłaci rachunek; od początku wiedziałam, że to zrobi, myślę, że Ophelia też na to liczyła. Wstała, przytrzymując się oparcia.

– Ojej, druga butelka idzie prosto do głowy – mruknęła.

Nie zaskoczyło mnie, że Ophelia się wstawiła, bo ja wypiłam dwa kieliszki, a Alex ograniczył się wyłącznie do wody. Teraz objął Ophelię w pasie, potem uśmiechnął się do mnie i splótł palce z moimi.

Pchnął drzwi wejściowe, prowadząc moją przyjaciółkę. Ja szłam o krok za nimi, dlatego nie od razu zauważyłam tłumek fotografów i czarne plamy po błysku fleszów.

– Cholera jasna – mruknął Alex, przyciągając mnie do siebie. Stanęłam w świetle, nie mogąc się skurczyć, co nakazywał mi instynkt. Puścił Ophelię, ale zrobiono już zdjęcia, na których mocno obejmował kobietę, nie będącą jego żoną.

– Właśnie takiego gówna chciałem uniknąć – powiedział, nie zwracając się do nikogo w szczególności. Wiedziałam, że myśli o tym, co na temat tego małego menage á trois powypisują plotkarskie gazety w całym kraju. Wiedziałam też, jak to wpłynie na jego nieskazitelny, elegancki wizerunek.

MIESIĄC MIODOWY DOBIEGŁ KOŃCA. TAJEMNE ŻYCIE MIŁOSNE ALEXA RIVERSA. DWIE W CENIE JEDNEJ. W myślach już widziałam nagłówki; przycisnęłam palce do oczu, usiłując odgrodzić się od fleszy i świadomości, że moje nazwisko unurzane zostanie w błocie trzy tygodnie po ślubie. Czułam, jak dłoń Alexa twardnieje w moich palcach, i pogłaskałam go po przegubie. Chciałam mu powiedzieć: To był przypadek. Nikt nie mógł tego przewidzieć.

Za późno przypomniałam sobie o Ophelii, która przed minutą ledwo mogła utrzymać się na nogach. Spojrzałam na ziemię, niemal spodziewając się, że straciła przytomność, ale ona stała prosto przy boku Alexa i uśmiechając się pięknie, nie puszczała jego ramienia, choć próbował się od niej uwolnić.

Wtedy też zrozumiałam, że wszystko to zaplanowała.

Wybaczyłam Ophelii, kiedy poszła na premierę w moich perłach i zgubiła je na tylnym siedzeniu limuzyny reżysera. Wybaczyłam, kiedy zostawiła mnie samą u dentysty po leczeniu kanałowym, bo wezwano ją na casting do roli, której nie dostała. Wybaczyłam, że pieniędzmi na czynsz zapłaciła za kurs jogi transcedentalnej dla zestresowanej kadry menedżerskiej, że powiedziała mi, iż jestem za mało trendy, żeby iść do klubu z jej przyjaciółmi aktorami, że prawie zawsze przez lata naszej znajomości zapominała o moich urodzinach. Kiedy jednak patrzyłam na kipiącego gniewem Alexa, który usiłował ochronić mnie przed nieuniknionymi brudnymi plotkami, wiedziałam, że tego nigdy jej nie wybaczę.

Alex mruknął, że musi poszukać Johna i samochodu; gdy odszedł, złapałam Ophelię i odwróciłam ją twarzą ku sobie. Nawet wtedy wzrok miała utkwiony w fotografach, którzy skierowali teraz obiektywy na Alexa.

– Jak mogłaś?

Ophelia uniosła brwi.

– Co jak mogłam?

Zmrużyłam powieki. Przez dziesięć lat, odkąd znałam Ophelię, zawsze byłam jej chłopcem do bicia i nigdy się nie skarżyłam. Ale wtedy nie próbowała rozmyślnie zranić mnie i mojego męża.

– Powiadomiłaś ich o naszym przyjściu. Wykorzystałaś Alexa.

Ophelia zacisnęła usta.

– Cassie, przecież sama mi radziłaś, żebym tak zrobiła.

Jej słowa powstrzymały mój gniew. Tak, chciałam odpowiedzieć, ale nie w ten sposób. Nie mówiłam, żeby go oszukała. Ophelia przewróciła oczami.

– W odwrotnej sytuacji on postąpiłby dokładnie tak samo. Przypuszczalnie kiedyś tak zrobił.

– Nie – powiedziałam stanowczo. – Nie zrobił.

Zobaczyłam, że Alex gniewnym krokiem wraca. Złapał mnie za rękę i nie patrząc nawet na Ophelię, pociągnął do samochodu.

Otworzył przede mną drzwi. Odchyliłam głowę, patrząc na mrugające gwiazdy. Alex usiadł obok mnie i kazał Johnowi jechać.

– No cóż – powiedział, starannie dobierając słowa – zostanę uznany za dwulicowego skurwysyna, a co bardziej wnikliwe sępy zwrócą uwagę na perwersję tkwiącą w fakcie, że pieprzę najlepszą przyjaciółkę żony. – Patrzył w okno, odwrócony ode mnie. – Zdajesz sobie sprawę, że wziąwszy pod uwagę kąt kamery, pewnie nawet nie ma cię na fotografii. Może twoja ręka tak, ale zostanie wyretuszowana. Oczywiście, zgodnie z planem, w centrum jest twoja przyjaciółka Ophelia, którą obejmuję w talii. Delikatnie położyłam dłoń na jego nodze.

– Przykro mi, Alex, nie wiedziałam, że coś takiego zrobi. Ophelia zwykle tak się nie zachowuje.

– Jesteś prawie tak dobrą aktorką jak ona. Niemal ci wierzę. – Spojrzał na mnie; oczy mu pociemniały. – Powiem ci to tylko raz, więc bardzo proszę, zapamiętaj to sobie. Nie lubię, kiedy się mnie traktuje jak cyrkowe zwierzę. Już i tak jest fatalnie, że dwa razy się zastanawiam, zanim wyjdę na miasto w biały dzień, bo tak dobrze wykonuję swoją pracę, że muszę mieszkać w klatce, ale nikomu nie pozwolę się wykorzystywać, Cassie, nawet tobie.

Cała ta katastrofa pośrednio była moją winą i z tego też powodu pozwoliłam, by na mnie wyładował swój gniew.

– Rozumiem – szepnęłam, skupiając się na nocnych cieniach za oknem.

Było dobrze po trzeciej, kiedy się obudziłam i stwierdziłam, że Alexa nie ma w łóżku. Po powrocie do domu zamknął za sobą drzwi biblioteki, dając wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie mojego towarzystwa. Poszłam na górę do sypialni, gdzie rozebrałam się do naga, wciąż pełna nadziei. Położyłam się, powtarzając sobie, że w którymś momencie musieliśmy się przecież pokłócić. Zasnęłam z obrazem jego dłoni pieszczących moje ciało.

Kiedy w środku nocy Alexa koło mnie nie było, wpadłam w panikę. Włożyłam cienki jedwabny szlafroczek, który po przyjeździe zastałam w szafie. Nie przypuszczałam, by Alex mógł bez uprzedzenia dokądś się wybrać, nie chciałam wierzyć, że jest z kimś innym. Na palcach poszłam do pokoju gościnnego. Odetchnęłam z ulgą na widok gładko zaścielonego łóżka.

Nie było go w bibliotece, w kuchni ani w gabinecie. Z wahaniem przekroczyłam próg, zostawiając ciężkie drzwi frontowe uchylone, na wypadek gdyby się zatrzasnęły, i zeszłam po marmurowych stopniach.

Posiadłość była dobrze oświetlona ze względu na kamery, bez problemu więc znalazłam krętą ścieżkę, która prowadziła za dom do bukszpanowego labiryntu. Byłam w połowie drogi, kiedy usłyszałam rytmiczne pluskanie dobiegające z basenu.

W intensywnym zapachu chloru wyczuwałam aromat bourbona, może dlatego że Alex dużo wypił, może dlatego że byłam wyczulona na ten zapach, który nieodłącznie kojarzył mi się z matką. Słodkawy i silny, tak jak dawniej uderzył mnie prosto między oczy i przeniósł dwadzieścia lat w przeszłość.

Kiedy jako trzynastolatka nabrałam odrazy do zapachu bourbona, którym tapety w naszym domu wydawały się nasączone, wylałam zawartość wszystkich butelek do zlewu. Matka wpadła w furię. Podarła mi bluzkę na ramieniu i uderzyła mnie w twarz, a potem w moich objęciach płakała jak dziecko. „Gdybyś mnie kochała, nie zrobiłabyś mi tego” – powtarzała. A ponieważ nie zdawałam sobie sprawy, że prawdą jest coś wręcz przeciwnego, przysięgłam, że nigdy więcej tego nie zrobię. Siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam, jak pije z małej buteleczki likier cointreau, którego używała do gotowania. Kiedy dłonie przestały jej się trząść, uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała powiedzieć: Widzisz? Wtedy po raz pierwszy zauważyłam, jak bardzo staję się do niej podobna.

Teraz z przewróconej butelki alkohol sączył się do basenu. Alex, który siedział na gładkiej kamiennej ławeczce w basenie, drugą flaszkę trzymał za szyjkę. Widząc mnie w świetle reflektora, uniósł ją w toaście.

– Chcesz drinka, chére? – zapytał przeciągle. Kiedy pokręciłam głową, roześmiał się. – Daj spokój, pichouette. Oboje dobrze wiemy, że mamy to we krwi.

Wyprostowałam się.

– Chodź do łóżka, Alex – powiedziałam, usiłując powstrzymać drżenie w głosie.

– Chyba nie. Jeszcze nie popływałem.

Kiedy wstał, zobaczyłam, że jest całkiem nagi. W jasnoniebieskiej poświacie wyglądał jak grecki bóg. Z doskonale ukształtowanym torsem, z wodą spływającą po udach sprawiał wrażenie wykutego z marmuru. Rozprostował ręce.

– Podoba ci się to, co widzisz, chére? – zapytał. – Wszystkim najwyraźniej się podoba.

Wyszedł z basenu i zbliżył się do mnie. Wstrzymałam oddech, kiedy zatrzymał się o kilka centymetrów, mocząc rąbek mojego białego szlafroka. Złapał mnie, jedną ręką obejmując w talii, drugą chwytając za brodę. Zacisnął palce tak mocno, że zapiekła mnie naciągnięta skóra.

Oczy mu poczerniały. Nie mogłam poruszyć ustami, żeby coś powiedzieć, i z coraz większą trudnością oddychałam. Alex był dwa razy większy ode mnie i pijany, nie mogłam mieć pewności, że wie, kim jestem. Żołądek ścisnął mi się ze strachu i wtedy Alex zaczął dygotać.

Powodem nie był chłód nocy, stykający się z jego mokrą skórą, to coś pochodziło z samego szpiku jego kości. Poruszyło się od kolan, w górę przez biodra do ramion, i wiedziałam, że nie potrafi nad tym zapanować, ponieważ nagle był tak samo przerażony jak ja. Patrzył mi w oczy, jakbym to ja powinna była wiedzieć, co zrobić.

Bez namysłu wepchnęłam dłonie pomiędzy nas i pociągnęłam za pasek szlafroka. Przycisnęłam się do Alexa, ogrzewając go, bezinteresownie wchłaniając jego zimno, aż moim ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze, a jego stało się spokojne i ciepłe.

Puścił moją brodę. Potarłam twarzą o jego pierś i poczułam, jak krew napływa mi do policzków. Kiedy się odsunął, oczy miał srebrne i przytomne. Westchnęłam i rozluźniłam się. Znałam ten etap.

Alex pozwolił, żebym wyjęła z jego zaciśniętej dłoni butelkę, i nie zareagował, kiedy wylałam zawartość na trawę. Patrzył, jak alkohol z sykiem paruje, potem odebrał mi puste szkło, wpatrując się w nie takim wzrokiem, jakby nie miał pojęcia, skąd się tu wzięło.

Łatwo było zobaczyć go jako małego chłopca, kiedy mury, którymi się otaczał, padały w gruz. Pomyślałam o dzieciństwie bez przyjaciół, nasyconym intensywnymi kolorami i wypełnionym wyimaginowanymi przygodami, które pozwalały mu zapomnieć, kim jest. Wyobraziłam go sobie wyciągającego sieci na langusty, kiedy jego ojciec był zbyt pijany, żeby samemu to zrobić, ubranego w dwa numery za dużą koszulę na pogrzebie wujka, bo matka nie zadała sobie trudu, żeby kupić mu nową zamiast tej, z której wyrósł. Łagodnie posadziłam go na zielonym leżaku, na którym siedzieliśmy po południu, i odgarnęłam mu mokre włosy z oczu. Pochylił się, podświadomie łaknąc gestu, który powinien stać się jego udziałem wiele lat wcześniej.

– Wiesz, nigdy nie przeżyłem etapu pośredniego – powiedział. – Moją maman i papę guzik obchodziłem, a potem od razu zaczęło się życie, w którym ludzie grzebią w moich śmieciach, próbując ustalić, co jadłem na śniadanie. – Posadził mnie sobie na kolanach i ukrył twarz w moich włosach. – Wiesz, czego bym chciał? – mruknął. – Chciałbym iść do mojego krawca, zamiast czekać, aż on przyjdzie do mnie. I chciałbym kupować ci stokrotki na ulicy od sprzedawcy, który nie widział moich trzech ostatnich filmów. Chciałbym wybrać się na kolację, a kiedy twoja przeklęta przyjaciółka dałaby cynk prasie, pismacy zapytaliby: „Alex jaki?” – Położył rękę na mojej piersi, która spoczywała w jego dłoni niczym prosta, jasna prawda. – W dzieciństwie leżałem nocami i marzyłem, że jak rano się obudzę, ktoś będzie się o mnie troszczył, zamiast mną pomiatać. – Pocałował mnie w czubek głowy i przycisnął mocniej do piersi, jakby mógł mnie ochronić przed swoją przeszłością. – Uważaj na życzenia, Cassie – powiedział cicho. – Mogą się urzeczywistnić.

Загрузка...