26

O Hollywood jedno można powiedzieć: zawsze było kapryśne i z tego też powodu po kilku zaledwie dniach Alex Rivers znowu stał się najgorętszym towarem w mieście. Jego romans z Cassie, żywcem wyjęty z bajki o Kopciuszku, dojrzał – teraz Alex był gwiazdorem filmowym wyznającym wartości rodzinne, człowiekiem gotowym poświęcić sukcesy zawodowe i przerwać produkcję filmu, jeśli zabierały mu czas, który pragnął poświęcić żonie. Nieoczekiwanie z pozycji pariasa z własnej winy marnującego sobie życie wzniósł się na szczyt. Każdy Amerykanin mógł w jego sytuacji odnaleźć znajome elementy, bo w tym sławnym aktorze widział człowieka, który chce być zwyczajnym facetem.

Dom i biuro Alexa tonęły w prezentach dla Connora: wielbiciele przysyłali rękawice baseballowe i maleńkie bluzy, zarząd wytwórni podarował srebrne łyżeczki i zastawę stołową dla dzieci od Tiffany’ego oraz dołączył list z zapewnieniem, że przez cały czas był po stronie aktora. Scenariusze napływały tuzinami, Herb Silver dzwonił cztery razy dziennie z propozycjami głównych ról i reżyserii. Alex zabierał prezenty dla dziecka (lubił patrzeć, jak Cassie je otwiera) i kartkował scenariusze, ale zamierzał poczekać z podpisaniem kolejnego kontraktu. Na razie miał do załatwienia ważniejsze sprawy.

– Uśmiechnął się – powiedział pewnego ranka Alex, podnosząc Connora jak puchar.

Cassie, która szła do jadalni, spojrzała na niego radośnie.

– Poczekaj, możemy to powtórzyć. Cassie napiła się kawy.

– Może nauczysz go turlać się po podłodze, zanim wrócę. Alex ułożył synka w zgięciu ramienia i szeroko się uśmiechnął.

– Może i tak.

Zaczynał myśleć, że Cassie miała rację. Chciał zatrudnić nianię, tak w końcu robiła większość par w ich sytuacji, ale ona stanowczo odmówiła.

– Nie zgodzę się, żeby jakaś obca osoba spędzała z Connorem więcej czasu niż ja – oznajmiła. – Koniec dyskusji.

Ustaliła z Archibaldem Custerem, że weźmie roczny urlop. Nie miała serca do wyjazdu w teren, gdzie Connor zaprzątałby jej myśli, a poza tym i tak już ktoś inny prowadził jej zajęcia. Alex przepowiadał, że Cassie po tygodniu zrobi wszystko, byle wyjść z domu.

– Poczekaj, a przekonasz się – odparła. – Będę wiedziała więcej o okolicznych parkach niż wszyscy nasi sąsiedzi razem wzięci.

Jak dotąd miała rację. Większość dnia spędzała na podłodze pokoju dziecinnego z Connorem, robiąc do niego miny, pokazując mu język i czytając bajki. W gruncie rzeczy jedyny problem polegał na tym, że obserwując tych dwoje, Alex nie miał ochoty ich zostawiać. Zaczął przynosić scenariusze do domu i czytał je w pokoju dziecinnym w towarzystwie żony i synka.

– O której wrócisz? – zapytał Alex.

Cassie ze śmiechem sięgnęła po kurtkę.

– Dlaczego pytasz? Żeby na czas postawić kolację na stole? – Pokręciła głową i pocałowała go w policzek. – Zmieniasz się w prawdziwego męża domatora, Alex.

– Nikt nigdy mi nie powiedział, że to daje tyle przyjemności.

Cassie musnęła ustami główkę Connora.

– Ale jest mniej popłatne.

– Baw się dobrze z Ophelią.

Cassie jęknęła.

– Przez następne trzy godziny będzie mnie wałkowała. Wiesz, że zapytała mnie, czy pobyt w Pine Ridge przypominał przeżycia białej kobiety z filmu „Tańczący z wilkami”?

– I co jej powiedziałaś? – Alex wybuchnął śmiechem.

– Bizonów nie było, za to więcej śniegu i gorsze stroje. – Cassie ruszyła przez salon, wymijając pokojówkę, która niosła stos obrusów. W progu odwróciła się i przygryzając wargę, sprawdziła, czy w holu nikogo nie ma. – Nie zapomniałeś o dzisiejszym wieczorze?

Alex spojrzał na nią w sposób, w jaki ostatnio często to robił, jakby nie do końca wierzył, że Cassie tu jest i że jeśli wyjdzie przez drzwi, naprawdę wróci po kilku godzinach.

– Nie zapomniałem.

Doktor June Pooley była jedyną terapeutką, która nie twierdziła, że bita żona może zmienić swoje życie tylko pod warunkiem, że odejdzie od męża. Opowiedziała Cassie o syndromie dręczonych kobiet, będącym chorobą taką samą, jak na przykład alkoholizm. I tak jak w wypadku alkoholizmu dzięki odpowiedniej terapii ofiara i kat mogą zrozumieć swoje problemy i znaleźć najlepszy sposób na ich rozwiązanie.

– Jeśli jesteś alkoholikiem, musisz zrozumieć, że nigdy więcej nie będziesz mógł się napić. Ani na ślubie brata, ani ha kolacji w interesach, nigdy. Osoby bite – mówiła doktor Pooley, przenosząc spojrzenie z Cassie na Alexa – lub bijące muszą zrozumieć, że impulsy, które wywołują takie zachowanie, trzeba skierować w inną stronę, jeśli małżeństwo ma trwać.

Alex splótł palce z palcami Cassie i ścisnął jej dłoń.

– Musicie również zrozumieć, że szanse przemawiają przeciwko wam. Ale nawet gdybyście się rozwiedli, to bez terapii jest niemal pewne, że Alex znajdzie kobietę o podobnym rodzaju osobowości jak Cassie i na niej będzie wyładowywał swój gniew, Cassie natomiast poszuka mężczyzny podobnego do Alexa, który także będzie ją maltretował. Na początku terapia dla każdego z was polegać będzie na spotkaniu ludzi będących w takiej samej jak wy sytuacji.

Cassie spojrzała na męża; jego czyste, jasne oczy utkwione były w terapeutce, która miała odmienić ich życie. Nie wydawał się zdenerwowany – ani przedtem, gdy szli do tego cichego, wykładanego dębową boazerią gabinetu, ani teraz, gdy usłyszał, że przed grupą obcych mężczyzn ma przyznać się do bicia żony. Cassie wybiegła myślą w przyszłość. Wiedziała, że lekarza obowiązuje tajemnica lekarska, ale nie była pewna, czy to samo dotyczy członków grup wsparcia. A bez wątpienia w wypadku Alexa taki warunek musi być spełniony.

– Nie ulega wątpliwości, że oboje podjęliście wobec siebie zobowiązanie, i bardzo to doceniam – powiedziała doktor Pooley. Sprawdziła coś w rozkładzie zajęć, po czym zwróciła się do Cassie: – Mogę panią wpisać do grupy kobiecej w środę wieczór. Mężczyźni spotykają się w niedziele.

– Nie ma problemu – odparł Alex.

– Lubię ją – powiedziała Cassie, gdy już leżeli w łóżku. – A ty co o niej myślisz?

Alex ziewnął i zgasił światło.

– Jest w porządku.

– Nawet okiem nie mrugnęła, kiedy wszedłeś do gabinetu – zauważyła Cassie. – Nie poprosiła o autograf.

Alex pocałował ją w ramię.

– Będzie ich miała na pęczki. Na każdym czeku ode mnie.

W ciemności Cassie przycisnęła dłonie do jego piersi.

– Nie masz nic przeciwko mówieniu o nas w obecności nieznajomych?

Alex pokręcił głową. Kiedy wziął w usta pierś Cassie, poczuł słaby smak mleka, który na sutku pozostawił jego syn. Zaczął delikatnie ssać, rozkoszując się myślą, że Cassie może wykarmić ich obu.

– A pozostałe rzeczy, o których mówiła? – szepnęła Cassie.

Alex odsunął się od niej, słysząc w jej głosie nutkę strachu.

– Jeśli znajdziemy się pośród większości, która nie może zostać razem?

Wziął ją w ramiona, i zaczął gładzić po plecach.

– Nie masz powodu do niepokoju – powiedział – ponieważ nigdy nie pozwolę ci odejść.

Podobnie jak siedem pozostałych kobiet w grupie terapeutycznej, Cassie była żoną człowieka, który przez dziewięćdziesiąt pięć procent czasu traktował ją cudownie. I podobnie jak pozostałe kobiety, w dzieciństwie więcej czasu poświęcała na opiekę nad rodzicami niż zajmowanie się sobą, ale nikt nigdy jej za to nie pochwalił. Później pojawił się mąż. Był pierwszą osobą, przy której czuła się wyjątkowa. Mówił, że ją kocha, płakał, gdy zrobił jej krzywdę. Powtarzał, że tylko ona na całym świecie potrafi się nim zaopiekować i ukoić jego cierpienie.

Podobnie jak siedem pozostałych kobiet, Cassie nie chciała, żeby Alex ją bił, ale wiedziała, że to silniejsze od niego. Wierzyła, że w jakiś sposób sama jest sobie winna, ponieważ nie potrafi takich sytuacji uniknąć. Współczuła mu. Była nawet w stanie przekonać siebie, że to nigdy więcej się nie zdarzy, ponieważ tak często w swoim życiu radziła sobie z trudnymi sytuacjami, że dla własnego dobra musiała wierzyć we własną zdolność do porządkowania spraw.

Och, i były nagrody. Kwiaty, czułość, uśmiechy, przeznaczone wyłącznie dla niej. Kiedy jej się udawało – kiedy nie wyprowadziła go z równowagi – nikt nie miał życia tak wspaniałego jak ona.

Ale tak jak pozostałe kobiety, Cassie rozumiała, że nie jest normalne, jeśli paraliżuje cię dłoń męża na ramieniu, bo nie wiesz, czy spodziewać się całusa, czy kopniaka w żebra. Rozumiała, że to nie zawsze była jej wina. Że nie musi być nieszczęśliwa bardziej, niż jest szczęśliwa.

Doktor Pooley siedziała w samym środku kręgu kobiet, w większości, co Cassie z zaskoczeniem stwierdziła, dobrze ubranych i wykształconych. Nie wiadomo czemu spodziewała się, że spotka tu żony kierowców ciężarówek i bezrobotnych na zasiłku opieki społecznej. Przez kilka pierwszych minut niewiele mówiła, przedstawiła się tylko imieniem i wpatrywała w siniak w kształcie tulipana na obojczyku siedzącej naprzeciwko kobiety.

Tego wieczoru uczestniczki dzieliły się swoimi historiami. Doktor Pooley poprosiła, by każda z kobiet przypomniała sobie, kiedy po raz pierwszy mąż zachował się wobec niej agresywnie. Cassie słuchała, jak prawniczka opowiada o partnerze, który na czterdzieści osiem godzin zamknął ją w łazience, by uniemożliwić jej spotkanie z kolegami. Inna z płaczem opisywała, jak mąż wywlókł ją z przyjęcia, bo jego zdaniem zbyt długo rozmawiała z sąsiadem, a potem kilka razy uderzył w twarz, wybijając dwa zęby i powodując krwotok, przez co wcale nie mogła mówić. Inne mówiły o ciskanych przedmiotach, złamanych kościach, pięściach tłukących szyby.

Kiedy przyszła jej kolej, Cassie spojrzała nieśmiało na doktor Pooley i zaczęła opowiadać o powrocie do domu z Chicago, gdzie miała wykład o ręce. Mówiła wolno o opóźnieniu samolotu, o podejrzeniach Alexa dotyczących tego, co robiła. Starannie cenzurowała wszelkie informacje, które wprost ujawniałyby jego zawód i tożsamość. Z każdym słowem czuła się lżejsza, jakby przez wszystkie te lata nosiła w sercu kamienie i dopiero teraz miała możliwość się ich pozbyć. Kiedy skończyła, opowiadając o dziecku, które mogło się narodzić, łzy płynęły jej po policzkach, a doktor Pooley obejmowała ją ramieniem.

Wstrząśnięta własnym brakiem opanowania Cassie usiadła prosto. Pośpiesznie wytarła twarz.

– Mam teraz syna – powiedziała z dumą. – Mąż traktuje go cudownie. – Rozgrzeszając Alexa, dodała ciszej: – Wtedy nie wiedział.

Po zakończonej sesji kobiety pozbierały swoje rzeczy, pożegnały się i wyszły. Cassie poczekała, aż w sali zostanie tylko doktor Pooley, po czym lekko pogłaskała ją po ramieniu.

– Dziękuję – powiedziała, lekko jeszcze drżąc na całym ciele. – Nie jestem pewna, za co… ale dziękuję.

Terapeutka uśmiechnęła się.

– Przy każdym następnym razie będzie łatwiej.

Cassie pokiwała głową.

– Chyba spodziewałam się, że będę musiała się bronić. Że nikt nie będzie w stanie zrozumieć, jak po tym wszystkim, co mi zrobił, mogę wciąż go kochać. Myślałam, że pozostałe kobiety będą patrzeć na mnie jak na wariatkę, że tak długo z nim jestem.

– Wszystkie znamy ten etap – odparła lekarka.

Cassie otworzyła szeroko oczy.

– Ty też?

– Przez dziesięć lat byłam żoną człowieka, który mnie bił, więc jestem ostatnią osobą, która osądzałaby decyzję, by wytrwać w małżeństwie.

Cassie wpatrywała się w terapeutkę.

– Tak… tak mi przykro. Nigdy bym się nie domyśliła.

– Cóż, żadna z nas nie ma tego wypisanego na czole, prawda? – odparła spokojnie lekarka.

Cassie pokręciła głową.

– Ale teraz jest lepiej? – zapytała; pragnęła wrócić do Alexa i móc dać mu nadzieję.

– O tak – westchnęła doktor Pooley. Przez długą chwilę wpatrywała się w Cassie. – Jest lepiej, odkąd się rozwiedliśmy.

Alex poruszał biodrami, zanurzając się głęboko w Cassie i przesuwając ustami po rozgrzanym łuku jej szyi, kiedy z monitora przy łóżku dobiegł płacz Connora.

Cassie poczuła, jak mleko zaczyna płynąć, skapując na boki. Alex po raz drugi tej nocy stoczył się z niej, zaciskając szczęki.

– Na litość boską, Cassie – warknął ze wzrokiem utkwionym w sufit. – Zrób coś, żeby się zamknął.

Cassie już wkładała szlafrok z brzoskwiniowej satyny i szła do drzwi.

– Za minutę wracam – powiedziała.

Okazało się, że to drobiazg, smoczek, kory spadł Connorowi pod główkę, kiedy się poruszył. Gładziła go po pleckach i czekała, aż płacz ucichnie, myśląc przy tym, jak całkowicie jest bezradny.

Na palcach wróciła do sypialni. Alex leżał nieruchomo, plecami do jej strony łóżka. Kiedy zamknęła drzwi, nie odwrócił się do niej.

Cassie wsunęła się pod kołdrę i przytuliła do męża.

– Na czym skończyliśmy?

– Chryste, Cassie, nie jestem żadnym przeklętym kranem, żeby na zawołanie włączać się i wyłączać. Nie mogę zjeść spokojnie posiłku, nie mogę przespać nocy, nie mogę nawet skończyć kochać się z tobą, żeby to dziecko mi nie przeszkodziło.

– To dziecko nie robi tego celowo, Alex. Nie jesteś jedynym ojcem na świecie. Zycie wszystkich ludzi się zmienia, kiedy są dzieci.

– Nie prosiłem o nie.

Dłoń Cassie znieruchomiała na jego biodrze.

– Nie mówisz poważnie – szepnęła.

Alex spojrzał na nią przez ramię.

– Skoro nie zgadzasz się na nianię, to przynajmniej zatrudnij nocną opiekunkę. Dłużej tego nie zniosę. Albo kogoś zatrudnisz, albo ja przeniosę się do innego pokoju – powiedział, naciągając poduszkę na głowę.

Cassie przypomniały się słowa doktor Pooley z sesji poprzedniego dnia; terapeutka mówiła o cechach osobowości dręczyciela. Mężowie nie chcą, by żony miały bliskich przyjaciół. Nie podoba im się myśl, że ktoś inny domaga się czegoś od osoby, którą postrzegają jako swoją własność.

Wtedy przyszła Cassie na myśl Ophelia i niezdolność Alexa do wybaczenia jej jedynego błędu, jaki wobec niego popełniła, teraz jednak zaczynała całą kwestię widzieć w innym świetle. Spojrzała na dłonie męża zaciśnięte na poduszce. Nie potrafił znieść obecności drugiego człowieka, który potrzebował Cassie tak samo jak on, nawet jeśli to był jego syn.

– Alex – szepnęła Cassie – wiem, że nie śpisz. – Szarpnęła za poduszkę, a Alex jęknął, przewracając się na brzuch. – Jutro zacznę szukać opiekunki.

Otworzył oczy, podparł się na łokciu. Z szerokim uśmiechem i zmierzwionymi włosami wyglądał jak dziecko.

– Naprawdę?

Cassie potwierdziła, przełykając grudę w gardle. Z monitora dobiegał oddech Connora.

– To dobrze. – Alex wziął ją w ramiona. – Zaczynałem czuć się zaniedbywany.

Łapczywie pocałował Cassie, odbierając jej dech i rozsądek.

– Niesłusznie – szepnęła, nieświadoma łez gromadzących się w kącikach oczu. – Nigdy tak nie będzie.

Droga Cassie, mam nadzieję, że oboje z Connorem czujecie się dobrze i jesteście szczęśliwi w Los Angeles. Bez Was Pine Ridge nie jest takie samo. Prawdę mówiąc, chyba zaczynałem je lubić tylko dlatego, że dzięki Wam wydawało się inne. Jaśniejsze. Nie byle jakie i wyblakłe.

Piszę, ponieważ obiecałem dać Ci znać, kiedy podejmę decyzję o swojej przyszłości. W przyszłym tygodniu przeprowadzam się do Tacomy w stanie Waszyngton i zaczynam pracę w tamtejszej policji. Niewykluczone, że uda mi się pozbierać i pozostać tam wystarczająco długo, by uzyskać awans.

Jeśli Los Angeles nie oszołomiło Cię bez reszty, tak jak mnie, kiedy tam przyjechałem, może nawet od czasu do czasu o nas myślisz.

Tęsknię za dzieckiem. Tęsknię za Tobą. Niech mnie diabli, jeśli to nie jest najgorsze z cierpień.

Dbaj o siebie, wasicun winyan.

Will

Alex odłożył słuchawkę i spojrzał na zegarek. Za godzinę miał spotkanie z Philem Kaplanem w sprawie ustalenia szczegółów nowej produkcji. Scenariusz wyłowił przypadkiem ze stosu na biurku; był rewelacyjny, choć nie bez wad, ale nad nimi pracował już laureat Oscara. Alex w marzeniach reżyserował kolejne ujęcia. Zanotował nazwiska kandydatów do głównych ról i schował kartkę do kieszeni, żeby omówić to z Philem.

Oczywiście, jeśli pójdzie na kolację z Philem, po raz drugi z rzędu opuści spotkanie grupy terapeutycznej.

Cassie z Connorem, Ophelią i pękiem parasoli plażowych wybrała się nad morze, nie musi więc na razie o tym wiedzieć.

Alex ujął słuchawkę, żeby zadzwonić do doktor Pooley, ale zaraz ją odłożył.

Przyrzekł Cassie.

Może umówić się z Philem w innym terminie.

Który bez wątpienia do jutra rana znajdzie sobie innego partnera w interesach.

Alex mówił sobie, że nie brałby nawet pod uwagę opuszczenia zajęć, gdyby nie czuł, że ten film może odnieść sukces większy niż „Historia jego życia”. A nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności wszystkie elementy miały ułożyć się w całość akurat w to niedzielne popołudnie. Powtarzał sobie, że kiedy za rok znowu zgarnie nagrody Akademii, Cassie nawet nie będzie o tym pamiętać.

Znowu podniósł słuchawkę. W przyszłym tygodniu też będzie spotkanie, a Cassie to zrozumie.

Zawsze rozumiała.

W środę po spotkaniu grupy kobiet doktor Pooley poprosiła Cassie o rozmowę w cztery oczy.

– Powinnaś zapytać Alexa, czy naprawdę zależy mu na uzyskaniu pomocy – powiedziała, starannie dobierając słowa.

Cassie patrzyła na nią zdziwiona.

– Naturalnie, że mu zależy – odparła. Zastanawiała się, jaka wypowiedź Alexa na spotkaniu grupy mogła nasunąć terapeutce takie wątpliwości. Kiedy sama zapytała go, jak było, odparł, że w porządku.

– Wiem, że tobie zależy – przyznała doktor Pooley – ale to nie to samo. Rozumiem opuszczenie jednej sesji ze względów zawodowych, natomiast opuszczenie dwóch z rzędu jest bardzo wymowne. Jeśli zamierza podjąć próbę uratowania waszego małżeństwa poprzez terapię, powinien brać udział w sesjach.

– Więc w zeszłą niedzielę go nie było – powiedziała wolno Cassie, nagle rozumiejąc. Powtarzała to zdanie w myślach, zastanawiając się, dokąd Alex wtedy poszedł, dlaczego ją okłamał. Uśmiechnęła się przepraszająco. – Zamykał bardzo ważną umowę, ale jestem pewna, że teraz będzie inaczej.

– Cassie – łagodnie odrzekła lekarka – nie musisz już szukać dla niego wymówek.

Podczas długiej jazdy do domu milczała, choć zwykle gawędziła z Johnem. Wpadła do domu, wołając męża po imieniu tak głośno, że jej gniew odbijał się echem od ścian.

– Tutaj – odezwał się Alex.

Cassie otworzyła drzwi do gabinetu. Alex siedział na sofie z gazetą rozłożoną na kolanach, obok między poduszki wetknięta była otwarta butelka whisky.

– Pijesz. – Złapała butelkę i zaniosła do barku po drugiej stronie pokoju. Ze splecionymi na piersiach rękami stanęła przy kojcu, w którym gaworzył Connor.

Alex uśmiechnął się leniwie.

– Connor dostał swoją butelkę, pomyślałem więc, że ja też zasługuję na swoją.

– W zeszłą niedzielę nie byłeś na sesji – powiedziała Cassie spokojnie.

– Nie – przyznał Alex niechętnie. – Byłem zajęty wskrzeszaniem z martwych mojej kariery. Mojej reputacji. Wiesz, tej, którą z taką łatwością ciągle rujnujesz. – Wstał i wcisnął jej gazetę w dłonie. – Jutrzejszy „Informer”, pichouette. Znalazłem go na progu w szarej kopercie. I nie ograniczaj się do samych nagłówków. Artykuł znajduje się na stronie trzeciej i naprawdę jest dobry.

Cassie złożyła gazetę na pół, przebiegając wzrokiem po tytułach. ALEX RIVERS OSZUKANY PRZEZ ŻONĘ I JEJ MIESZANE DZIECKO. Obok widniały dwie fotografie: na pierwszej Alex obejmował ją na lotnisku, na drugiej wchodziła z Willem na posterunek policji wiele miesięcy temu, w dniu, gdy Alex po nią przyszedł.

– To idiotyczne. – Roześmiała się. – Niemożliwe, żebyś w to uwierzył.

Skoczył ku niej tak szybko, że gazeta wypadła jej z rąk.

– Nieważne, w co ja wierzę. Ważne, że wszyscy to przeczytają.

– Ale to nie jest „Times” – powiedziała Cassie. – Ludzie, którzy czytają tę szmatę, wiedzą, że są w niej same śmieci. Pozwiemy ich do sądu, a pieniądze z odszkodowania wpłacimy na fundusz powierniczy Connora.

Alex zrobił krok ku niej i złapał za ramię.

– Cytują list od niego, który masz na górze. Piszą, że zamierzasz się z nim spotkać w stanie Waszyngton.

Przez moment zastanawiała się, jakim sposobem starannie schowany w szufladzie z bielizną list Willa przedostał się do prasy. Rozczarowało ją odkrycie, że ktoś z domowego personelu handluje jej tajemnicami, ale do głębi wstrząsnęło nią to, że Alex w zdenerwowaniu przejrzał jej pocztę.

– Chyba nie myślisz, że cię opuszczę?

– Nie – odparł krótko – bo wtedy bym cię zabił.

Cassie czuła, jak powietrze w pokoju gęstnieje, uciska jej skronie i spowalnia ruchy. Oparła się o ścianę.

– Alex, posłuchaj, co mówisz. Popatrz na Connora – powiedziała cicho, dotykając jego ramienia. – Kocham cię. Wróciłam do ciebie.

– Cholera jasna! – wybuchnął Alex; oczy mu pociemniały. – To gówno wiecznie się będzie za mną wlokło! Mogę zdobyć każdą pieprzoną nagrodę świata, a oni wciąż będą wygrzebywali brudy z naszego prywatnego życia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie przyglądał się dziecku uważniej, niż powinien, kto za twoimi plecami będzie nazywał cię kurwą. – Złapał Cassie za ramiona i rzucił nią ciężko na podłogę, później wsunął palce we włosy. – Nigdy by do tego nie doszło, gdybyś wtedy nie uciekła.

Mimo że Cassie poturlała się po posadzce, dopadł ją. Kopał w żebra i krzyż, bił po ramionach i po głowie.

Kiedy razy ustały i Cassie otworzyła oczy, przed sobą miała kojec Connora. Chłopczyk płakał w taki sam sposób, w jaki płakała każda cząstka jej ciała, głuchym, przepełnionym bólem głosem. Buzię miał zwróconą ku leżącej na ziemi matce i ku ojcu, który pochylony nad nią płakał.

Czując dotyk Alexa, Cassie z wysiłkiem wstała. Krew płynęła jej z prawego ucha; uświadomiła sobie, że nic na nie nie słyszy. Wzięła na ręce Connora, uspokajając go, szepcząc słowa pociechy, które dotąd szeptała Alexowi. Patrzyła na pijanego, rozczulającego się nad sobą męża i zaczynała rozumieć. Że po raz pierwszy Alex nie wyładował na niej gniewu wywołanego innymi czynnikami – to ona była powodem tego gniewu. Że do końca życia będzie miotała się pomiędzy atakami paraliżującego strachu. Że jej syn będzie patrzył, jak Alex ją krzywdzi, i nie mając żadnego wyboru w tej kwestii, może wyrosnąć na człowieka takiego jak ojciec.

Że mąż, choć nie z własnej winy, nie jest w stanie dotrzymać słowa.

Podeszła do drzwi i otworzyła je. Na korytarzu zobaczyła Johna, który nazbyt długo patrzył na krew płynącą po jej szyi. Odwróciła Connora buzią do swojej piersi, tak by nie musiał tego oglądać, i raz jeszcze obejrzała się na Alexa, pogrążonego we własnym nieszczęściu. W sposób, w jaki czasami najzwyklejsze rzeczy zmieniają się, nabierając obcego wyglądu, Alex nie sprawiał już wrażenia cierpiącego. Był żałosny.

Cassie nigdy nie uświadamiała sobie, że Alex wie o jej płaczu. W przeszłości czekała i kiedy sądziła, że zasnął, w milczeniu pozwalała łzom toczyć się po policzkach. Nigdy nie wydawała przy tym najlżejszego dźwięku, mimo to on ją słyszał.

Pragnął wyciągnąć do niej rękę, ale mimo usilnych starań nie potrafił zmusić się do pokonania dzielącej ich odległości. Przecież to on zrobił jej krzywdę, gdyby więc cofnęła się przed jego dotykiem, a w końcu zawsze jest ten pierwszy raz, chybaby się załamał.

– Cassie – szepnął. W sypialni tłoczyły się nadstawiające ucha cienie. – Powiedz, że znowu nie odejdziesz.

Milczała.

Alex z wysiłkiem przełknął ślinę.

– Jutro rano pójdę do doktor Pooley. Odłożę kręcenie filmu. Boże, wiesz, że zrobiłbym wszystko.

– Wiem.

Zwrócił głowę w stronę jej głosu, czepiając się tej jednej sylaby jak liny ratunkowej, widząc tylko srebrne strumyki łez na jej twarzy.

– Nie mogę pozwolić ci odejść – powiedział łamiącym się głosem.

Kiedy spojrzała na niego, oczy płonęły jej jak u ducha.

– Nie, nie możesz – odparła spokojnie.

Ujęła go za rękę. Dopiero wtedy Alex przestał powstrzymywać łzy, choć tak jak Cassie płakał cicho. Mówił sobie, że pocieszająca jest świadomość, iż Cassie nie byłaby w stanie nienawidzić go tak bardzo, jak on nienawidzi siebie. Przed zaśnięciem karał się, przywołując w wyobraźni udręczone twarze ojca, matki, żony i syna – wszystkich ludzi, których zawiódł.

Tym razem nie próbowała tłumić płaczu, chociaż wiedziała, że Alex nie śpi. To nie była tylko kwestia odejścia, jak sądził Alex. To była kwestia wolności. Mogłaby opuścić go i nigdy nie być wolną; wystarczy sobie przypomnieć, co się stało, kiedy wyjechała do Dakoty Południowej, żeby urodzić Connora. Jeśli rzeczywiście chce się wyzwolić, musi sprawić, by Alex cierpiał tak samo jak ona. Nie pozwoli jej odejść, nie zgodzi się, o ile Cassie nie zrobi czegoś, za co zacznie jej nienawidzić. Tak więc będzie musiała uciec się do postępowania, którego skrupulatnie unikała od czterech lat: przejść na stronę tych, którzy go skrzywdzili.

Próbowała siebie przekonać, że jeśli naprawdę zależy jej na Aleksie, musi go zostawić, bo to on najbardziej ucierpi, jeśli pozostanie przy nim w charakterze worka treningowego do wyładowywania furii. To nie znaczy, że przestała go potrzebować, a już z całą pewnością nie znaczy, że go nie kocha. Alex miał rację, kiedy mówił, że są dla siebie stworzeni. Tylko że nie na zdrowy, normalny sposób.

Przypomniała sobie, jak na ganku domu w Pine Ridge mówił jej, że tylko razem stanowią całość. Jak trzymał dłonie na jej dłoniach, gdy gołymi rękami łowili ryby w lodowatym strumieniu w Kolorado. Jak obserwowali parę lwów w Serengeti. Pamiętała jego smak, dotyk i ciężar jego ciała na sobie.

Nie pojmowała, jak mogła dojść do punktu, w którym miłość do Alexa stała się tak wielka, że dosłownie ją zabijała.

Noc zmieniała barwy, podczas gdy Cassie zastanawiała się nad możliwościami. Zamknęła oczy i ku swemu zaskoczeniu zobaczyła nie Alexa, lecz Willa przywiązanego do świętego słupa podczas Tańca Słońca. Czuła żar unoszący się od równiny, słyszała bicie bębnów i głosy piszczałek z orlich kości. Przypomniała sobie chwilę, gdy Will uwolnił się szarpnięciem i rzemień rozdarł mu skórę. Padł na kolana, ale tylko w taki sposób mógł się wyzwolić.

Zawsze będzie nosił blizny, ale najbardziej nawet poszarpane szramy blakną z czasem, aż wreszcie trudno dojrzeć je na skórze i pozostaje tylko pamięć o tym, jak bardzo były bolesne.

Cassie wsunęła dłoń w dłoń Alexa, usiłując zapamiętać ciepło jego skóry, zapach i uczucie, że ma go przy sobie. Te wspomnienia zachowa. Przesunęła kciukiem po gładkim wnętrzu jego dłoni w geście przeprosin za to, co musi zrobić, i delikatnie cofnęła rękę.

Загрузка...