Koło mnie wznosił się stos ckliwych scenariuszy. To nie należało do moich obowiązków, ale lubiłam je czytać. Zamykałam oczy i wyobrażałam sobie Alexa wykonującego zapisane w nich ruchy, Alexa wygłaszającego kwestie. Większość scenariuszy odkładałam po przeczytaniu pierwszych kilku stron, te bardziej obiecujące przekazywałam dalej.
Byłam w gabinecie Alexa w wytwórni Warner Brothers. W dni, kiedy nie wykładałam albo nie miałam nastroju na badania, zwijałam się w kłębek na sofie i czekałam, aż skończy pracę, po czym razem wracaliśmy do domu. Dzisiaj Alex dogrywał głos do swojego najnowszego filmu; minie kilka godzin, nim po mnie przyjdzie. Wzdychając, wzięłam leżący na wierzchu scenariusz i zaczęłam czytać.
Dwie godziny później rzuciłam go i popędziłam przez główne przejście wytwórni. Orientowałam się mgliście, gdzie są studia dźwiękowe, ale dopiero po trzeciej próbie znalazłam Alexa. Razem z technikiem pochylał się nad konsolą; na mój widok zdjął słuchawki.
Zignorowałam jego zaciśnięte usta i spojrzenie, które obiecywało, że czeka mnie solidna bura za przerwanie mu pracy.
– Musisz iść ze mną – powiedziałam tonem, który nie dopuszczał sprzeciwu. – Mam film dla ciebie.
W pierwszej scenie „Historii jego życia” syn jest świadkiem agonii ojca. W szpitalnej sali pełnej rurek, przewodów i brzęczących urządzeń nachyla się nad wychudłą twarzą i szepcze: „Kocham cię”.
Film opowiada o ojcu i synu, którzy nigdy nie próbowali się ze sobą porozumieć, ponieważ w ten sposób obaj definiowali bycie mężczyzną. Po wielu latach bez kontaktu z apodyktycznym i nadmiernie krytycznym ojcem syn wraca do domu na pogrzeb matki, która zginęła w wypadku samochodowym. Jest fotoreporterem, zjeździł pół świata, ojciec natomiast pozostał takim samym jak dawniej prostym i niewykształconym farmerem z Iowa. Syn od pierwszego spojrzenia dostrzega, jak niewiele łączy go z ojcem, który bardzo się postarzał, i jak trudno mu mieszkać z nim pod jednym dachem teraz, gdy zabrakło matki, służącej dotąd jako bufor.
Z wielu skomplikowanych powodów syn bierze udział w sporze ojca z władzami i robi fotoreportaż z farmy, obiektywnie portretując go jako niezależnego farmera, który padł ofiarą wysokich cen i nie jest w stanie dłużej utrzymać się ze swoich zbiorów. W retrospekcjach widzimy wypadki prowadzące do powstania muru pomiędzy nimi oboma, pozostała część filmu to stopniowe jego burzenie, rozpoczynające się w chwili, gdy syn odkłada aparat i ramię w ramię z ojcem podejmuje pracę w polu, rezygnując z biernej roli obserwatora.
Punktem kulminacyjnym jest niezwykła scena pomiędzy ojcem a synem. Syn mimo ponawianych prób dotarcia do ojca wciąż trzymany jest na dystans; wydaje się, że coś ich łączy tylko wtedy, gdy wspólnie pracują przy kukurydzy. Zbulwersowany faktem, że ojciec wciąż krytykuje go za to, kim się stał, syn wybucha. Krzyczy, że dał ojcu szansę, by zobaczył, do czego doszedł syn, że inni byliby dumni z takich sukcesów, że nigdy nie musiałby uciekać na drugi koniec świata, gdyby akceptowano go w domu. Ojciec kręci głową i odchodzi, odsłaniając synowi widok za oknem: szmat ziemi, należący do rodziny. Ten uświadamia sobie, że kiedy był mały, stał w tym miejscu i patrzył na zielone pola tylko po to, by zobaczyć, co leży poza ich granicami.
A równocześnie pojmuje, że ojciec ranił go w dzieciństwie, ponieważ łatwiej mu było grać przed synem rolę surowego, wymagającego tyrana niż ujawnić, kim naprawdę jest: farmerem, który niewiele w życiu osiągnął. Ojciec wolał, by postrzegano go jako drania niż pechowca.
Podczas żniw następuje ciche, obywające się bez słów pojednanie, w przeszłości bowiem słowa tylko ich rozdzielały. Na końcu filmu syn publikuje fotoreportaż i pokazuje umierającemu ojcu: emocjonalne obrazy przedstawiają nie ofiarę czy nieudacznika, ale bohatera. Ekran się rozjaśnia i w finałowej scenie ojciec, młodszy o dziesięciolecia, unosi w ramionach śmiejące się niemowlę. Wracamy do początku. „Kocham cię” – mówi ojciec.
Czytając scenariusz, wiedziałam, że Alex musi zrobić ten film. Wiedziałam też, że igram z ogniem. Rola syna oznaczać będzie, że Alex uwolni w sobie nowe pokłady gniewu. Podczas pracy nad scenami konfrontacji z ojcem będzie musiał stawić czoło własnej wściekłości. Po powrocie z planu do domu zacznie rozładowywać ten nowy, dotkliwy ból, bijąc mnie.
Wiedziałam jednak, że nigdy nie chciał zrobić mi krzywdy. Wiedziałam też, że problem tkwi w tej części natury Alexa, która wciąż wierzy, że nie jest dość dobry. Jeśli zostanie zmuszony do spojrzenia na siebie od tej strony, może się wreszcie uwolni.
Myślałam, że mnie zabije. Z twarzą dygoczącą z furii stał nade mną w łazience, raz po raz wymierzając mi kopniaki. Postawił mnie na nogi, ciągnąc za włosy; kiedy zadawałam sobie pytanie, co jeszcze może mi zrobić, rzucił mnie na sedes i wyszedł.
Trzęsąc się cała, wstałam i spryskałam twarz wodą. Tym razem uderzył mnie w usta, co było zaskakujące – siniaki najtrudniej ukryć na twarzy, a Alex zwykle nie tracił do tego stopnia panowania nad sobą, żeby bić mnie w odsłonięte części. Przycisnęłam zwitek papieru toaletowego do strużki krwi płynącej z kącika ust i próbowałam rozpoznać kobietę, która patrzyła na mnie z lustra.
Nie miałam pojęcia, dokąd Alex poszedł, i specjalnie mnie to nie obchodziło. Spodziewałam się takiego obrotu spraw. Dzisiaj skończył czytać scenariusz „Historii jego życia” i wiedziałam, jak się będzie czuł. To był pierwszy krok do wyzdrowienia, następnym będzie zrobienie filmu.
Włożyłam koszulę i wsunęłam się pod pościel, odwrócona plecami do strony, na której sypiał Alex. Jakiś czas potem bezszelestnie wszedł i zaczął się rozbierać. Położył się, przytulił mnie do siebie i wzrok utkwił w tych samych gwiazdach, które ja usiłowałam poukładać we wzory.
– Nie poszedłem na pogrzeb ojca – oznajmił.
Wzdrygnęłam się, słysząc jego donośny głos. Prawda, w domu poza nami nikogo nie było, są jednak sprawy, o których lepiej mówić szeptem.
– Maman zadzwoniła do mnie i powiedziała, że był żałosnym skurwysynem, ale po chrześcijańsku jest iść na pogrzeb.
Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie końcowe ujęcie ze scenariusza, przedstawiające mężczyznę unoszącego nowo narodzonego synka w powietrze. Wyobraziłam sobie Alexa siedzącego przy szpitalnym łóżku ojca. Zobaczyłam, jak przy włączonej kamerze Alex dostaje drugą szansę.
– Uznałem, że skoro ojciec był diabłem wcielonym, chrześcijańskie współczucie mu się nie należy. Nigdy nie widziałem jego przeklętego grobu. – Dłonie Alexa przesuwały się w górę i w dół po moich żebrach, po miejscach, które zranił kilka godzin wcześniej. – Będę reżyserem i współproducentem – powiedział cicho. – Tym razem będę miał kontrolę nad wszystkim.
Kiedy operatorzy i oświetleniowcy przygotowywali sprzęt, sprawdzając go na dublerze, Jack Green siedział ze mną. Był to stary aktor, mający w dorobku wszelkie możliwe gatunki, począwszy od komedii w stylu tych z Marilyn Monroe, skończywszy na dramatycznym portrecie alkoholika, za który w roku 1963 dostał Oscara. Ale potrafił też wygrać pachami „The Battle Hymn of the Republic”, tasować karty z finezją większą niż krupierzy w Vegas i wiedział, jak zestrzelić główki pałek rosnących w wysokich trawach w Iowa. Po Aleksie był moją drugą ulubioną osobą na planie.
Przyjął rolę ojca po usilnych namowach Alexa, bo od 1975 roku nie wystąpił w żadnym filmie. Na początku zabawne było obserwować miotających się na planie członków ekipy, którzy nie mieli pojęcia, czy powinni bardziej przymilać się legendarnemu Jackowi, czy bogu Alexowi. Nikt nie wiedział, jak Jack przyjmie wskazówki reżyserskie Alexa, ale ten po obejrzeniu pierwszych ujęć wstał i podszedł do młodego kolegi.
– Synu – wyciągnął do niego dłoń – jak dożyjesz mojego wieku, niewykluczone, że mi dorównasz.
Teraz Jack zapytał mnie, czy chcę kartę. Graliśmy w blackjacka, on rozdawał.
– Dawaj – powiedziałam, stukając w książkę, która służyła nam za stół.
Jack odwrócił dziesiątkę karo i uśmiechnął się.
– Blackjack. – Z uznaniem pokręcił głową. – Cassie, masz więcej szczęścia niż dziwka z trzema cyckami.
Ze śmiechem zeskoczyłam z krzesła Alexa.
– Nie powinieneś przygotować się do ujęcia?
Jack rozejrzał się po planie, na którym krzątali się ludzie.
– Ha, chyba faktycznie czas zarobić na chleb.
Rzucił mi swój scenariusz, którego wedle mojej wiedzy nie otworzył od chwili, gdy dziesięć tygodni temu pojawił się na planie, chociaż jeszcze mu się nie zdarzyło zapomnieć kwestii. Ruszył w stronę Alexa gestami dającego jakieś znaki operatorowi.
Nie rozmawiałam z mężem przez cały dzień, chociaż to nie było niczym niezwykłym. Nigdy nie widziałam, żeby był tak zajęty jak przez te tygodnie, kiedy kręcił „Historię jego życia” w Iowa. Ludzie z ekipy zawsze stali w kolejce, żeby zapytać go o jakieś techniczne szczegóły, dziennikarze usiłowali przeprowadzić z nim wywiad, musiał brać udział w naradach dotyczących finansowania produkcji. Pod pewnymi względami stres doskonale mu robił. Jego kariera rozkwitała: nie tylko grał postać inną niż tradycyjny romantyczny amant, ale też po raz pierwszy reżyserował. Związane z tym napięcia zdawały się odwracać jego myśli od faktu, że treść filmu oraz emocje, które przywołuje przed kamerą, są tak bliskie jego własnym problemom.
Alex uparł się, żeby scenę konfrontacji pomiędzy ojcem a synem nakręcić na końcu; przeznaczył na nią dwa dni. Zależało mu na odpowiedniej pogodzie, tak by widoczne po horyzont wzgórza i pola kukurydzy czerwieniły się w słońcu. Patrzyłam, jak charakteryzatorka moczy Jackowi plecy, żeby wyglądał na spoconego, i brudzi mu szyję. Jack spojrzał na mnie i mrugnął znacząco.
– Dobrze, że jest od ciebie o czterdzieści lat starszy – odezwał się Alex za moimi plecami – bo byłbym piekielnie zazdrosny.
Przykleiłam uśmiech do twarzy i odwróciłam się, nie do końca wiedząc, co zobaczę w oczach Alexa. Myślę, że byłam bardziej zdenerwowana tą sceną niż on. W końcu dla nas obojga była jednakowo ważna. Jeśli będzie dobra, dzięki niej film stanie się arcydziełem. Ale też odmieni moje życie.
Zarzuciłam mu ramiona na szyję i lekko go pocałowałam.
– Gotowy?
Alex przez chwilę na mnie patrzył; w jego twarzy widziałam wszystkie moje lęki.
– A ty? – zapytał łagodnie.
Kiedy drugi reżyser nakazał ciszę i włączono sprzęt dźwiękowy, wstrzymałam oddech. Alex i Jack stali na środku pola wynajętego od miejscowego farmera. Za ich plecami wznosił się rząd przesadzonej tu specjalnie kukurydzy, o wiele za wysokiej na tę porę roku, ale w ten sposób scenograf zmienił rzeczywistość sierpnia w iluzję września. Drugi reżyser zawołał: „Akcja!”, a ja patrzyłam, jak na twarz Alexa spada maska, przekształcając go w człowieka tylko mgliście mi znanego.
Jak na zamówienie wysoką trawą zakołysał wiatr. Jack odwrócił się plecami do partnera i pochylił nad łopatą. Obserwowałam gniew wykrzywiający rysy Alexa i zaciskający mu gardło; musiał przemówić, w przeciwnym razie by się udławił.
– Patrz na mnie, cholera! – krzyknął, kładąc dłoń na ramieniu Jacka.
Tak jak ustalili podczas próby, Jack wolno się odwrócił. Czekał na kolejną kwestię Alexa, ale ten milczał. Zbladł jak kreda i szepnął:
– Cięcie.
Pojęłam, że w twarzy Jacka zobaczył twarz swojego ojca.
Ekipa odprężyła się, Alex przeprosił Jacka. Krok po kroku podchodziłam bliżej, aż stanęłam obok operatora.
Kiedy znowu zaczęły się zdjęcia, słońce zniżyło się nad horyzontem, kołysane przez niebo, które przygotowywało się do zapadnięcia nocy. To stworzyło piękny obraz: żywa uraza wypisana na twarzy Alexa, sylwetka Jacka w gasnącym świetle, bardziej wspomnienie niż żywy człowiek.
– Powiedz mi, co mam robić! – krzyknął Alex. Nagle głos mu się załamał, przez co zabrzmiał jak u nastolatka dręczonego przez ojca w już nakręconych retrospekcjach. Podczas próby Alex wrzeszczał przez całą scenę w nadziei na sprowokowanie go. Teraz głos mu złagodniał, zniżył się do szeptu: – Przez lata myślałem, że im więcej, tym lepiej. Powtarzałem sobie, że tym razem zauważysz. – Głos mu zadrżał. – W końcu przestałem to robić dla siebie. Robiłem to dla ciebie. Ale ciebie guzik to obchodzi, prawda, tato? Czego ode mnie oczekiwałeś? – Przełknął głośno ślinę. – Za kogo ty się masz, do diabła?
Alex złapał Jacka – kolejna rzecz, której nie było podczas próby. Wstrzymałam oddech, widząc łzy w jego oczach i palce rozluźniające się na ramionach starego aktora. Nie wiadomo było, czy Alex zamierza przewrócić go na ziemię, czy też szuka w nim oparcia.
Jack, zaskoczony, patrzył mu w oczy wyzywająco. Po chwili cofnął się poza zasięg jego rąk.
– Za nikogo – odparł zgodnie ze scenariuszem, odwrócił się i wyszedł z pola widzenia kamery.
Schyliłam się, gdy ramię kamery zatoczyło łuk na lewo, by sfilmować Alexa z profilu. Wpatrywał się w pola kukurydzy, choć ja zdawałam sobie sprawę, że widzi bagnistą zatokę z czepliwymi winoroślami, pułapki na langusty na ganku gnijącej restauracji, rzeźbioną twarz ojca, rozpustne odbicie własnej: walczył z tym obrazem, ale ironicznym zrządzeniem losu nie mógł się go pozbyć.
Słońce zniknęło za ogrodzeniem, teraz jedynym oparciem Alexa. Zamknął oczy i pochylił głowę. Kamery pracowały, bo nie znalazł się nikt na tyle przytomny, by zarządzić cięcie.
Wreszcie zrobił to Jack Green.
– Cięcie, cholera! – zawołał.
Po krótkiej ciszy rozległy się burzliwe oklaski, wszyscy pojęli, że byli świadkami czegoś wyjątkowego i wybitnego.
– Zakończ na tym, bo ja na pewno lepiej tego nie zrobię.
Parę osób skwitowało jego słowa śmiechem, choć Alex chyba ich nie słyszał. Ruszył przez gęstniejący mrok, odpychając ludzi, którzy stali mu na drodze. Wszedł prosto w moje objęcia i nie zważając na otaczający nas tłumek, powiedział, że mnie kocha.
W lutym Alex i ja siedzieliśmy na łóżku w domu w Malibu i w telewizji oglądaliśmy, jak prezes Akademii Filmowej i zeszłoroczna zdobywczyni Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej odczytują nominacje w pięciu najważniejszych kategoriach roku 1993. Dochodziła szósta rano, jako że ceremonia miała miejsce na wschodzie Stanów. Alex udawał, że niewiele go to obchodzi, ale pod pościelą stopy miał lodowate i niespokojne.
W sumie „Historia jego życia” zebrała jedenaście nominacji w różnych kategoriach: najlepszy aktor i najlepszy reżyser dla Alexa, najlepszy aktor drugoplanowy dla Jacka Greena, najlepszy film.
Alex pokręcił głową, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Nie wierzę w to – powiedział. – Po prostu nie wierzę. – Nachylił się w stronę nocnego stolika i wyłączył telefon.
– Dlaczego to robisz? – zapytałam.
– Zadzwoni Herb, Michaela i Bóg tylko wie, kto jeszcze. Chryste, do wyjazdu do Szkocji nie opędzę się od telefonów. – Za kilka tygodni zaczynał zdjęcia do „Makbeta”. Przetoczył się ku mnie. – Powiedz mi, że nie śnię – poprosił z jaśniejącymi oczami.
– Proszę bardzo, zaraz cię uszczypnę.
Alex ze śmiechem przycisnął mnie do łóżka.
– Przyszedł mi do głowy lepszy sposób.
Zanim usiedliśmy do śniadania, Alex był już umówiony na przedoscarowy wywiad z Barbarą Walters. John przyniósł informację, że tłum wielbicieli i dziennikarzy koczuje przed bramą wielkiego domu. Tego dnia po południu poszłam do ginekologa, który potwierdził, że istotnie od dwunastu tygodni jestem w ciąży. Pogratulował mi i powiedział, że Alex będzie miał kłopot z decyzją, która z dzisiejszych wiadomości jest bardziej podniecająca.
Czekałam dwa tygodnie z powiedzeniem Alexowi o dziecku; zamierzałam zrobić to w wieczór poprzedzający wywiad, który Barbara Walters nagrywała w salonie wielkiego domu. Zwlekałam, bo nie chciałam pchać się na pierwszy plan, a rzeczywiście po dwóch tygodniach pierwszy szum w mediach ucichł. Powtarzałam sobie, że właśnie z tych powodów trzymam wiadomość dla siebie, że moje postępowanie nie ma nic wspólnego z faktem, że jutro Alex będzie mógł ogłosić światu nowinę i dać Barbarze Walters materiał życia.
Nie staraliśmy się o dziecko, najwyraźniej należałam do tych dwóch procent kobiet biorących pigułkę, którym przydarzają się wpadki. Ani razu nie przyszło mi do głowy, że Alex przez te trzy lata mógł nie zmienić zdania w kwestii dzieci. Wydawało mi się, że ducha ojca odesłał na spoczynek w przeszłość, tam gdzie było jego miejsce.
Przez dziesięć miesięcy od zakończenia pracy nad „Historią jego życia” Alex nie stracił panowania nad sobą. Bez żadnych incydentów zagrał główną rolę w lekkiej romantycznej komedii. Nawet przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy żył w narastającym napięciu, nie przejawiał skłonności do wyładowywania się na mnie. Minęło tak wiele czasu od ostatniego razu, że ledwo mogłam sobie go przypomnieć.
Denerwowałam się na myśl o powiedzeniu Alexowi, że będziemy mieć dziecko, postanowiłam więc tchórzliwie, że uczynię to w sposób okrężny.
Poprosiłam Johna, żeby zawiózł mnie na Rodeo Drive, chociaż nigdy nie robiłam tam zakupów. Wysiadłam kilka przecznic od zamierzonego celu. Włożyłam okulary słoneczne i weszłam do wąskiego sklepu o nazwie Waddlepotamus, pełnego telefonów komórkowych i pluszowych misiów. Wybrałam bawełniany kombinezon, tak maleńki, że w głowie mi się nie mieściło, by jakaś istotka mogła się w nim zmieścić. Ozdobiony był haftowanym dinozaurem; wyobraziłam sobie, jak mówię Alexowi, że starałam się znaleźć aplikację przedstawiającą Homo erectusa, ale nie miałam szczęścia.
Wróciłam do domu tak podekscytowana, że dosłownie przefrunęłam po schodach. Otworzyłam drzwi salonu i zobaczyłam Alexa.
– Spóźniłaś się – powiedział ostro.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
– To ty jesteś wcześniej. – Schowałam pudełko za plecami w nadziei, że go nie zauważył.
Mięsień zadrgał mu na szczęce.
– Mówiłaś, że będziesz w domu, jak wrócę. Nie powiedziałaś nikomu, dokąd się wybierasz.
Wzruszyłam ramionami.
– Powiedziałam Johnowi. Miałam sprawę do załatwienia.
Alex tak niespodziewanie uderzył mnie w klatkę piersiową, że nawet nie zdążyłam zarejestrować jego zbliżającej się pięści. Oszołomiona popatrzyłam na niego z podłogi; upadając, zmiażdżyłam ozdobione wstążkami pudełko.
Zrobiłam coś, czego przez całe trzy lata nigdy nie robiłam: rozpłakałam się. Nie potrafiłam nic na to poradzić, uwierzyłam, że zaczęliśmy od nowa, a teraz Alex, który nigdy mnie nie rozczarował, zawrócił nas do poprzedniego stanu.
Kiedy zaczął mnie kopać, przetoczyłam się na bok; czułam jego but na plecach, nerkach, żebrach. Opiekuńczym gestem skrzyżowałam ręce na brzuchu i nie patrzyłam na Alexa, który na koniec ukląkł obok mnie.
Przesunęłam dłońmi po życiu, które kryłam w sobie niczym amulet. Słuchałam szeptanych błagań i przeprosin, myśląc: Mam nadzieję, że to dziecko cię nienawidzi.
Barbara Walters na żywo była o wiele przystojniejsza niż w telewizji; poruszała się po naszym domu z pewnością siebie generała, przesuwając meble i kwiaty, by zrobić miejsce dla świateł i kamer. Zamierzała rozmawiać z Alexem około godziny, potem chciała zadać kilka pytań mnie. Siedziałam wyprostowana jak struna obok producenta, usiłując ignorować ból w plecach i żebrach.
Kamera ruszyła, w kadrze pojawiła się Barbara. Przedstawiała przebieg kariery Alexa, poczynając od „Desperado”, a kończąc na obecnie trwających zdjęciach do „Makbeta”.
– Alex Rivers – mówiła gładko – udowodnił, że jest czymś więcej niż tylko kolejną śliczną buzią. Już w pierwszym filmie i niemal w każdym następnym odżegnywał się od roli klasycznego romantycznego amanta, grając przerażonych i skażonych wadami mężczyzn. To wyróżnia go spośród innych utalentowanych aktorów, podobnie jak niebywała liczba nominacji do Oscara za pierwszy reżyserowany przez niego film, „Historię jego życia”. Rozmawiam z Alexem w jego domu w BelAir.
W tym momencie kamery skierowały się na niego.
– Często twoje nazwisko używane jest do definiowania słowa „gwiazda”. Co twoim zdaniem charakteryzuje gwiazdę?
Alex rozparł się na sofie i leniwie założył nogę na nogę.
– Urok. – Uśmiechnął się. – Oraz fakt, czy masz swój stolik w kantynie studia. – Poprawił się nieznacznie. – Ja jednak wolałbym, żeby uważano mnie za aktora, nie za gwiazdę – powiedział wolno.
– Nie możesz być jednym i drugim? – naciskała Barbara.
Alex przekrzywił głowę.
– Jasne, ale to pierwsze jest poważnym powołaniem, a drugie złudzeniem, dymem i lustrami, i nie można być uważanym za oddanego swemu zawodowi profesjonalistę, jeśli przylepiono ci etykietkę „gwiazdy”. Nigdy o to nie prosiłem. Tak się składa, że lubię to, co robię.
– Ale w przeciwieństwie do wielu aktorów przed wejściem do branży nie byłeś przez wiele lat ledwo wiążącym koniec z końcem kelnerem.
Alex uśmiechnął się.
– To trwało dwa lata. I byłem barmanem, nie kelnerem. Wciąż potrafię zmieszać rewelacyjne Long Island Iced Tea. I tak, miałem szczęście, że znalazłem się we właściwym miejscu o właściwym czasie. – Spojrzał na mnie. – W gruncie rzeczy to w pewnym sensie historia mojego życia.
Barbara uśmiechem powitała ten kalambur.
– Porozmawiajmy o „Historii jego życia”. W jakim stopniu ten film jest autobiograficzny?
Przez ułamek sekundy Alex wydawał się zdenerwowany.
– No cóż – zaczął wolno – miałem ojca, ale podobieństwa na tym się kończą.
Odwróciłam wzrok w kierunku okna, za którym gromadziły się burzowe chmury. Mieliśmy kręcić nad basenem, ale pogoda była zbyt kapryśna. Mgliście zdawałam sobie sprawę, że Alex karmi Barbarę Walters wersją dzieciństwa, którą przedstawił mnie, zanim wyznał prawdę. Zamrugałam, gdy niebo przecięła błyskawica, i pomyślałam, jak bardzo jestem zmęczona.
– Niektórzy krytycy twierdzą, że odszedłeś daleko od symbolu seksu i wykorzystujesz swój wygląd do przedstawienia pęknięć w zbroi, by tak to ująć, do ujawnienia, co kryje się pod powierzchnią. – Barbara nachyliła się ku niemu. – Jakie pęknięcia są w twojej zbroi?
Po twarzy Alexa przemknął uśmiech, ten sam, który sprawi, że miliony kobiet oglądających oscarową galę wstrzymają oddech, i który nawet teraz przyśpieszył bicie mojego serca.
– Dlaczego sądzisz, że w ogóle je mam?
Barbara roześmiała się i powiedziała, że to chyba idealny moment, by przedstawić mnie, Cassandrę Barrett Rivers, żonę Alexa od trzech lat. Poczekała, aż usadowię się obok niego na kanapie. Kamery ruszyły.
– Nie ulega wątpliwości, że oszczędzono wam negatywnego rozgłosu, który zwykle uderza w hollywoodzkie małżeństwa. – Odwróciła się do Alexa. – Czy to także jest kwestia znalezienia się we właściwym miejscu o właściwej porze?
Siedziałam cicho jak mysz i idiotycznie uśmiechałam się do męża.
– Bardziej jest to kwestia nieznalezienia się w złym miejscu o złym czasie – odparł. – Choć z drugiej strony, jesteśmy zwykłym małżeństwem. Dużo czasu spędzamy w domu. Przypuszczam, że nie dajemy ludziom wielu powodów do gadania. – Alex i ja spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. – Tak – dodał. – Z wyjątkiem tego, że Cassie nie uprawia joggingu.
– Jesteś antropologiem – zwróciła się do mnie Barbara, zmieniając temat. Przytaknęłam. – Co przyciągnęło cię do sławy tak „wielkiej” jak Alex Rivers?
– Nic mnie do niego nie przyciągnęło – odparłam spokojnie. – Podczas naszego pierwszego spotkania specjalnie wylałam mu napój na spodnie. – Opowiedziałam, skąd wzięłam się na planie filmowym w Tanzanii; Alex wiercił się niespokojnie, ale większość ekipy, którą Barbara przyprowadziła ze sobą, śmiała się serdecznie. Kiedy kamery znowu ruszyły, w geście wsparcia przysunęłam się nieznacznie ku Alexowi. – Przypuszczam, że ja postrzegam go inaczej niż inne kobiety – powiedziałam, starannie dobierając słowa. – Dla mnie nie jest sławą, nigdy nie był. Nie miałoby znaczenia, gdyby sprzedawał używane samochody albo pracował w kopalni. Jest mężczyzną, którego kocham.
Barbara zwróciła się do Alexa.
– Dlaczego Cassie? Dlaczego ona i tylko ona ze wszystkich kobiet na świecie?
Alex przyciągnął mnie bliżej; oczy zaszły mi łzami, kiedy mój obolały bok dotknął jego boku.
– Jest dla mnie stworzona – odparł krótko. – Tylko tak potrafię to wyjaśnić.
Na dworze zadudnił grzmot.
– Ostatnie pytanie przeznaczone jest dla Cassie. – Barbara spojrzała na mnie. – Powiedz nam, czego Ameryka nie wie o Alexie Riversie, a twoim zdaniem powinna wiedzieć.
Wstrząśnięta wpatrywałam się w nią z otwartymi ustami. Powietrze w pokoju stało się cięższe, w okna balkonowe deszcz walił niczym kamienie. Czułam, jak palce Alexa wbijają się w moje ramię, przy każdym oddechu ból przeszywał mi żebra. Cóż, Barbaro – mogłabym powiedzieć – przede wszystkim on mnie bije. Jego ojciec był strasznym brutalem. Będziemy mieć dziecko, ale Alex jeszcze o tym nie wie, bo boję się, jak zareaguje na tę wiadomość.
Zmusiłam się, by zrelaksować napięte mięśnie.
– Nie mogę nic powiedzieć – odparłam niemal szeptem. – Nic, w co byś uwierzyła.