10

Matka Becky była moją ciotką – wyjaśnił Adam swobodnie. – Niestety, niedawno umarła na raka. A moja mama mieszka z moim ojczymem w Baltimore. To fajny facet, uwielbia łowić łososie.

Dobrze, że to usłyszała, zanim weszła do salonu. Ten mężczyzna był świetnym kłamcą. Sama by mu uwierzyła, gdyby nie znała prawdy. Matka była przecież jedynaczką, a dziadkowie od dawna nie żyli. Ojciec też był jedynakiem i jego rodzice również nie żyli. Kim więc był Adam?

Tyler obrócił się do Becky i powiedział ciepłym, intymnym głosem.

– Może Sam też będzie miał drugą mamę, tak jak ty, Adamie masz drugiego tatę.

Becky zamarła. Tyler widział w niej drugą matkę Sama? Znała go od bardzo dawna, wiedziała, że nie zabił swojej żony, ale był tylko przyjacielem, nikim więcej.

– Robi się późno, Adamie, co z…

Szybko jej przerwał, wstając z miejsca i z lekka się przeciągając.

– Wiem, Becky. Nie będziesz długo na mnie czekać. Muszę tylko zabrać swoje rzeczy z Hamaka Errola Flynna. Ten Scottie to niezły dowcipniś. Chcesz zjeść dzisiaj kolację na mieście?

– Mieliśmy iść dzisiaj z Becky do Barbecue Errola Flynna -wtrącił Tyler, prostując się i wysuwając brodę do przodu.

Jak kogut, gotów do obrony kurnika przed lisem, pomyślał Adam i powiedział:

– To dobry pomysł. Lubię mięso z grilla. Czy Sam też tam będzie? Chciałbym go poznać.

– Naturalnie – odparła Becky. – Tyler, na jakiej ulicy jest Barbecue Errola Flynna?

– W Alei Naparstnicy, naprzeciwko Butiku z Bielizną Sherry. Słyszałem, że pani Ella uwielbia bieliznę Sherry i zawsze tam zachodzi podczas przerwy na lunch. – Pokręcił głową. – To trochę przerażające.

– Nie widziałam jeszcze pani Elli. – Becky zwróciła się do Adama. – Ona jest asystentką szeryfa, jego kurierem i ochroną przed interesantami. Poznałam już wszystkie zwierzęta, jakie hodowała przez pięćdziesiąt lat. Jej zadaniem było uchronić mnie przed napadem histerii, kiedy czekałam na przyjazd szeryfa.

– Pomogło? – spytał Adam.

– Tak, pomogło. Myślałam tylko o jej psie Turnipie, który zginął w pogoni za samochodem, spadając ze skały.

Obaj mężczyźni roześmieli się i awantura została zażegnana. Becky postanowiła porozmawiać z Tylerem, który, jak widać, fałszywie oceniał sytuację. Poza tym powinien wiedzieć, że jeśli Adam jest jej ciotecznym bratem, to nie stanowi żadnego zagrożenia. Pójdzie z nimi na grilla, dobrze, że będzie tam Sam. On na szczęście nie bierze jeszcze udziału w męskich rozgrywkach.

Było po północy. Tyler McBride stał jeszcze we frontowych drzwiach, a Sam spał już w samochodzie. Niebieski podkoszulek i czarne dżinsy chłopca poplamione były sosem z żeberek. Podczas kolacji chłopiec prawie się nie odzywał – Adam uznał, że jest bardzo nieśmiały – za to zjadł całą swoją porcję. Wreszcie wymówił imię Adama i już więcej nie wypowiedział ani słowa.

Czy ten facet nigdy nie wyjdzie? Adam wstał z miejsca, żeby wreszcie z tym skończyć, kiedy usłyszał cichy głos Tylera.

– Nie podoba mi się to, że on tu z tobą zostaje. Nie ufam mu. Usłyszał potem łagodny głos Becky, która, jak sobie wyobrażał, dotykała teraz lekko ramienia Tylera.

– Tyler, on jest moim ciotecznym bratem. Nigdy go nie lubiłam. Tyranizował mnie, kiedy byłam mała i miał mnie za nic, bo byłam dziewczynką. Wyrósł na męskiego szowinistę. Ale skoro już tu jest, to może się przydać, gdyby ktoś się tu pojawił. Jest bardzo silny i ma wyszkolenie komandosa.

– Nadal mi się to nie podoba.

– Posłuchaj, gdyby coś się działo, to mamy dodatkową pomoc. On jest zupełnie nieszkodliwy. Jego ojczym mówił, że prawdopodobnie jest gejem. Adam omal nie wybuchnął śmiechem, chociaż po chwili miał ochotę ją udusić.

– Aha, akurat. – McBride pokiwał głową. – Ten facet gejem? Nigdy w to nie uwierzę. Powinnaś zatrzymać się u mnie i Sama. Wtedy byłabyś bezpieczna.

– Tyler, wiesz, że nie mogę tego zrobić – powiedziała łagodnie. Kiedy wreszcie się go pozbyła i zamknęła drzwi, usłyszała głos za plecami.

– Nie jestem męskim szowinistą.

– Aha, więc podsłuchiwałeś. – Becky odwróciła się. – Tak podejrzewałam. Bałam się, że będziesz próbował wyrzucić Tylera z domu.

– Może bym tak zrobił, gdyby tobie się to nie udało. Nigdy cię nie tyranizowałem, kiedy byłaś mała, i to nieprawda, że miałem cię za nic.

– Nie wczuwaj się tak bardzo we własny scenariusz. Ja też w nim występuję, więc mogę dopisywać, co zechcę.

– Nie jestem również gejem. Roześmiała mu się w twarz.

Chwycił ją za ramiona, przyciągnął do siebie i mocno pocałował w usta.

– Nie jestem gejem, do cholery.

Odsunęła się, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Otarła usta grzbietem dłoni.

– Przepraszam cię. – Przeczesał palcami włosy. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie miałem takiego zamiaru. Nie jestem gejem.

Becky pokręciła głową, ale po chwili odrzuciła ją do tyłu i wybuchnęła serdecznym śmiechem.

– Wybaczam ci to usiłowanie udowodnienia swojej męskości. Ruszyło cię?

Zrozumiał, że dał się złapać. Jak to się stało?

– Prawdę mówiąc, nie mam całkowitej pewności, że nie jestem gejem. Nie wiem na pewno. Ten pocałunek był testem, ale nie mogę się jeszcze zdecydować. Muszę mieć więcej danych. – Nie była to najlepsza odzywka, ale zawsze coś.

Becky przeszła do kuchni, żeby nastawić kawę.

– Chcę wiedzieć, kim jesteś-powiedziała wreszcie. -Tylko nie kłam. Nie zniosę już kłamstw. Już naprawdę nie mogę tego wytrzymać.

– Dobrze. Nalej mi kawy, a powiem ci, kim jestem i co tu robię. Odchylił się w krześle, kołysząc się na jego tylnych nogach.

– Ty jesteś amatorką, ja patrzyłem inaczej na ten problem. Ale, jak ci już mówiłem, dość dobrze sobie poradziłaś. Jedynym dużym błędem, jaki popełniłaś, była próba zmylenia kierunku, kiedy poleciałaś z Waszyngtonu do Bostonu, a dopiero stamtąd do Portland. Jeszcze jedna rzecz: przejrzałem wszystkie wydruki z twojej karty kredytowej. Korzystałaś tylko z linii United. Jesteś amatorką, więc nie przyszło ci do głowy, żeby zmienić przewoźnika.

– Pomyślałam nawet, żeby lecieć inną linią, ale chciałam wyjechać jak najszybciej i zawsze latałam United. Nie przyszło mi do głowy…

– To dobra metoda, ale nie w takiej sytuacji. Nie zadałem sobie nawet trudu, żeby sprawdzać inne linie.

– W jaki sposób udało ci się zdobyć wydruki z mojej karty kredytowej?

– To żaden problem. Uzyskanie dostępu do prywatnych dokumentów wcale nie jest trudne. Na twoje szczęście policja musi najpierw przekonać sędziego, żeby wydał nakaz, a to zabiera dużo czasu. Poza tym ja mam ludzi, którzy wszystko potrafią. Ale nie musisz się obawiać, pełna dyskrecja zapewniona.

W ciągu sześciu godzin przed twoim lotem do Waszyngtonu wydano tylko sześćdziesiąt osiem biletów samotnie podróżującym kobietom. Sądziłem, że wystarczy sprawdzić ostatnie trzy godziny, ale chcieliśmy być bardzo dokładni. Okazało się, że zrobiłaś telefoniczną rezerwację na dwie godziny i pięćdziesiąt cztery minuty przed odlotem. Byłaś szybka. Kiedy wylądowałaś na lotnisku Dulles w Waszyngtonie, musiałaś kupić bilet do Bostonu i dalej do Portland. Z oczywistych powodów nie chciałaś robić tego w Nowym Jorku. Podbiegłaś do okienka, dobrze wiedząc, że samolot do Bostonu startuje za dwanaście minut. Był następny lot do Bostonu, za czterdzieści pięć minut, ale z niego zrezygnowałaś. Miałaś tylko ręczny bagaż, co było bardzo sprytnym posunięciem. Kobieta w kasie poznała twoją fotografię, mówiła, że była przekonana, że się spóźnisz na ten samolot, ale nie dałaś sobie niczego wyperswadować. Nie mogła tego zrozumieć, bo przecież wkrótce był następny lot.

– Omal się nie spóźniłam. Pędziłam jak szalona, żeby go złapać. Zamknęli już przejście, ale zmusiłam ich, żeby mi je otworzyli.

– Wiem. Rozmawiałem ze stewardesą, która witała wchodzących do samolotu. Mówiła, że wyglądałaś jak straceniec.

Westchnęła i skrzyżowała ręce na piersi.

– Mów, co było dalej – poprosiła.

– Nie było trudno cię odnaleźć przy przesiadce do Portland. Twój dowód był podrobiony po amatorsku. Musieli być bardzo zajęci przy przepuszczaniu pasażerów na lotniskach w Nowym Jorku i Waszyngtonie, że cię nie zatrzymali. Dobrze zrobiłaś, nie wynajmując samochodu. Musiałabyś pokazać prawo jazdy. W Bostonie czekałaś godzinę na samolot do Portland, a z lotniska wzięłaś taksówkę do miasta. Jeden z moich ludzi odnalazł kierowcę, który potwierdził twoją tożsamość. Pojechałaś do Używanych Samochodów Big Franka na Blake Street. Chciałaś mieć własny samochód, nie wypożyczony. Zorientowałem się wtedy, że jedziesz do konkretnego miejsca, gdzie się chcesz zatrzymać na dłuższy czas. Big Frank podał mi numer rejestracyjny, markę, model i kolor twojej toyoty. Zadzwoniłem do przyjaciela z komendy policji w Portland, żeby ogłosili komunikat, i za półtora dnia już cię mieli. Pamiętasz, jak brałaś benzynę w stacji Union 79, zaraz po przyjeździe do miasta?

Przecież zapłaciła gotówką. Nie zostawiła żadnych śladów.

– Nie popełniłam żadnych błędów.

– Nie, ale chłopak, który nalewał ci benzynę, pasjonuje się komunikatami policji i ma świetną pamięć do numerów. Usłyszał tę wiadomość, zapamiętał twój samochód i numer rejestracyjny i zadzwonił do nich. Nie masz się czym martwić. Odwołałem ten komunikat. Mam teraz wielki dług wdzięczności wobec komendanta Aronsona z komendy w Portland. Rozmawiałem też z chłopakiem, który nalewał ci benzynę. Powiedziałem mu, że to była pomyłka, i dałem pięćdziesiąt dolarów. Nieźle się uśmiałem z nazwiska na twoim podrobionym dowodzie: Martha Clinton.

– Ja też się śmiałam – przyznała Becky.

– Kupiłaś go na ulicy w Nowym Jorku?

– Tak. Podobało mi się nazwisko, a fotografia była trochę podobna. Kiedy przyjechałeś do Riptide?

– Dwa dni temu. Zatrzymałem się w jedynym pensjonacie w tyra mieście, tam gdzie ty też nocowałaś. Scottie powiedział mi, że wynajęłaś dom starego Marleya. I to by było wszystko.

– Dlaczego nie przyszedłeś tu od razu?

– Chciałem poznać okolicę, poobserwować cię przez jakiś czas, zobaczyć, z kim rozmawiasz. Zawsze tak robię. Nie lubię się spieszyć, kiedy nie jest to konieczne.

– Widzę, że dla ciebie to było bardzo łatwe, a więc FBI może też w każdej chwili zadzwonić do moich drzwi.

– Nie, oni nie są tak bystrzy jak ja.

Rzuciła w niego pustą filiżanką po kawie. Chwycił ją w powietrzu i postawił na stole. Miał dobry refleks.

– Cieszę się, że nie podchodziłam do ciebie zbyt blisko. Mógłbyś mnie przygwoździć w jednej sekundzie.

– Pewnie tak, ale nie o to chodzi. Nie przyjechałem tu, żeby cię skrzywdzić, tylko żeby cię chronić.

– Być moim aniołem stróżem?

– Właśnie.

– Dlaczego nie sądzisz, że gliniarze i FBI mogą się tu zjawić w każdej chwili?

– Oni muszą się stosować do zbyt wielkiej liczby przepisów i działać zgodnie z procedurą. – Adam uśmiechnął się szeroko. -Poza tym wskazałem im fałszywy trop. Później ci o tym powiem.

– W takim razie, jeśli nie jesteś policjantem, to kim jesteś i kto cię wynajął, żebyś mi pomagał?

– Tymczasem nie mogę ci tego zdradzić. Jest ktoś, kto chce, żebym pomógł ci wyjść z tego bagna, w które się wpakowałaś.

– Ja niczego nie zrobiłam. To wszystko wina tego psychopaty, który mnie śledził. A może ty też mi nie wierzysz, tak jak gliniarze z Nowego Jorku i Albany?

– Wierzę ci. Chcesz wiedzieć, dlaczego policjanci z Nowego Jorku i Albany nie chcieli ci uwierzyć? Czemu myśleli, że świrujesz?

– To niesłychane. – Becky omal nie spadła z krzesła. – Ty wiesz coś, czego nie wiedzą gliniarze? Oni myśleli, że jestem wariatką albo że do nieprzytomności zakochałam się w gubernatorze. Mów, co wiesz.

– Byłaś dla nich niewiarygodna, ponieważ ktoś z otoczenia gubernatora powiedział im, że to, co mówisz, to wytwór chorobliwej wyobraźni seksualnej. Kiedy nowojorscy gliniarze zadzwonili do Albany, tamtejsza policja tak im powiedziała. Okazało się jednak, że życie gubernatora było rzeczywiście w niebezpieczeństwie, bo w końcu ktoś go postrzelił. Musieli więc to wszystko powtórnie przemyśleć.

– Kto w biurze gubernatora tak o mnie powiedział? Nie patrz tak na mnie, do diabła! Przecież mam prawo wiedzieć.

– Oczywiście. Przykro mi, Becky, ale tą osobą był Dick McCallum, doradca gubernatora.

– Och nie, tylko nie on. – Becky była zaszokowana. – Nie, to nie ma sensu. Tylko nie Dick.

Przykro było na nią patrzeć, jak siedziała, potrząsając głową, nie mogąc w to uwierzyć.

– Dlaczego? Dick zawsze był dla mnie miły, nigdy nie miał do mnie żadnych pretensji. W niczym mu nie zagrażałam. Byłam przekonana, że mnie lubi. Przecież ja tylko pisałam przemówienia dla gubernatora i nie wchodziłam mu w drogę. Dlaczego miałby to zrobić?

– Tego jeszcze nie wiem. Pewnie to była kwestia pieniędzy. Ktoś musiał mu bardzo dobrze za to zapłacić. Jeden z gliniarzy z Albany powiedział mi, że on się do nich zgłosił, udając, że ma poczucie winy, ale musi to zrobić, bo obawia się, że ty zagrażasz bezpieczeństwu gubernatora. Obiecuję ci, że dowiem się, dlaczego to zrobił. On jest kluczem do tej sprawy.

Teraz, pomyślał, Thomas Matlock przeczesuje całą przeszłość McCalluma, próbuje nawet ustalić, dlaczego na prawej łopatce ma wytatuowany nóż.

– Jeśli Dick McCallum to powiedział – mówiła wolno, jakby głośno myślała – to na pewno wie też o moim prześladowcy, wie, kim on jest i dlaczego mnie terroryzuje. Może nawet wie, kto próbuje zabić gubernatora.

– Tak, to możliwe. Zobaczymy.

– Czy mówiąc „zobaczymy”, masz na myśli siebie i mnie?

– Nie.

– Pozwól mi zadzwonić na policję. Powiem im, że wiem, co doniósł na mnie Dick McCallum, i że on kłamie. Może wtedy będą musieli jeszcze raz go przesłuchać.

– Nie, Becky, jest już na to za późno. Bardzo mi przykro z tego powodu.

– Co przez to rozumiesz? Mogę się przecież skontaktować z detektywem Moralesem.

– Będziemy musieli dowiedzieć się inną drogą, dlaczego Dick McCallum to zrobił i kto mu za to zapłacił bardzo duże pieniądze.

Siedziała bez słowa, kręcąc głową.

– Przykro mi, Becky – powiedział łagodnym tonem – ale ktoś przejechał Dicka McCalluma przed jego domem w Albany. On nie żyje.

Nie była w stanie myśleć. Ogarnęło ją obezwładniające przerażenie.

– Uważają, że mogłaś być w to zamieszana. Wszyscy poszaleli. Dostali wariacji już wtedy, kiedy postrzelono gubernatora. Nikt nie mógł uwierzyć, że to się mogło udać z tak dużej odległości. Teraz za wszelką cenę chcą cię znaleźć, dowiedzieć się, co wiesz i czy jesteś w to w jakiś sposób zamieszana. Na razie jesteś bezpieczna, bo podrzuciłem im mylną informację i są na fałszywym tropie.

Odchylił się na krześle, oparł głowę na splecionych dłoniach i uśmiechnął się szeroko.

– Szybko cię nie znajdą, możesz mi wierzyć.

Загрузка...