Adam otworzył drzwi i wepchnął Becky do przedpokoju. Chociaż zrobił to błyskawicznie, wydawało się, że wszystko trwa zbyt długo. Kolejna kula uderzyła we framugę, tuż nad jego głową. Odłamki drewna posypały się na wszystkie strony, ale żaden go nie dosięgnął. Adam zatrzasnął drzwi, chwycił Becky za ramię i pociągnął poza linię ognia.
– Nic ci się nie stało? – spytał.
– Nie. Wszystko w porządku. Ten drań jest szalony. Tego już za wiele. Wyciągnęła pistolet z kieszeni żakietu i podkradła się do frontowego okna.
Adam ruszył za nią.
– Ja się tym zajmę, Becky, a ty połóż się na podłodze.
– On ściga mnie, nie ciebie – powiedziała i ostrożnie wyjrzała przez okno.
Dwa kolejne strzały przeszyły frontowe drzwi na wysokości serca człowieka.
I znowu strzał. Becky nie wahała się ani chwili – wystrzeliła wszystkie siedem naboi. Usłyszała tylko suche klik, klik, klik, kiedy magazynek był już pusty.
Zapanowała śmiertelna cisza. Adam klęczał tuż za nią i był wściekły na siebie, ponieważ jego delta elitę leżała w torbie w gościnnym pokoju.
– Zostań tu, Becky! Nie ruszaj się z miejsca. Idę po swoją broń.
– Możesz iść. – Zerknęła na niego przez ramię. – Trafiłam go. Jestem tego pewna.
– Tylko się nie podnoś.
Wyjęła nowy magazynek z kieszeni żakietu i załadowała pistolet.
– Idź po swoją broń – powiedziała, wyglądając przez okno. – Nawet jeśli go nie trafiłam, to nie dopuszczę go do domu.
Po trzech sekundach był już w swojej sypialni. Kiedy wrócił na dół, z pistoletem w dłoni, Becky nadal klęczała przy oknie.
– Niczego nie zauważyłam! – zawołała. – Może rzeczywiście go trafiłam?
– Zaraz zobaczę. Rozglądaj się dokoła. I nie zastrzel mnie.
I już go nie było. Po chwili usłyszała, jak przechodzi przez kuchnię i cicho otwiera tylne drzwi.
Miała nadzieję, że trafiła tego łajdaka. Może w kark, tak jak on gubernatora.
A może w brzuch. Zasłużył sobie na to. Zabił przecież tę bezdomną kobietę. Nie ruszała się z miejsca, wypatrując Adama, martwiąc się, czy nic mu się nie stanie. Wydawało się jej, że czas strasznie wolno płynie, aż nagle usłyszała głos.
– Chodź tu, Becky!
To był Adam. Cały i zdrowy. Natychmiast wybiegła z domu. Byli już bezpieczni. Pokonali tego potwora. Tym razem…
Adam stał na skraju lasu i machał do niej. Właśnie w tamtym kierunku wystrzeliła cały magazynek. Kiedy podbiegła do niego, uśmiechnął się i mocno ją uścisnął.
– Trafiłaś tego łajdaka, Becky. Popatrz.
Krew na opadłych liściach. Jak bożonarodzeniowe dekoracje – czerwień na ciemnej zieleni.
– Trafiłam go – szepnęła. – Naprawdę go trafiłam.
– Bez wątpienia. Nie znalazłem żadnych śladów. Kiedy zobaczył, że wypadł z gry, zatamował krew i dokładnie wszystko pozacierał.
– Trafiłam go – powtórzyła z uśmiechem. – Och, Boże, Adamie, nie!
– O co chodzi?
– Twoje ramię. – Włożyła pistolet do kieszeni i chwyciła go za rękę. – Nie ruszaj się. Popatrz, ten odłamek drewna wbił ci się w ciało jak nóż. Chodź do domu, trzeba go wyjąć. Och, Boże, czy bardzo cię boli?
Popatrzył na wystający mu z ramienia kawałek drewna. Przedtem go nie zauważył.
– Nie bolało, kiedy o tym nie wiedziałem. Teraz boli jak wszyscy diabli. Minęło pół godziny, a oni jeszcze się sprzeczali.
– Nie, nie pójdę do lekarza. On by zaraz zadzwonił do szeryfa Gaffneya. Chyba nie chcesz tego, Becky? Nic mi nie będzie. Przecież zdezynfekowałaś i zabandażowałaś mi rękę. Zmusiłaś mnie nawet do połknięcia trzech aspiryn. Przydałby mi się tylko kieliszek brandy.
Wyobraziła sobie szeryfa, zadającego pytania na temat faceta, który do nich strzelał. „Coś takiego! Kto by to mógł być?”
Dała mu jeszcze jedną aspirynę i dietetyczną colę, ponieważ nie miała brandy.
Oboje zamarli, kiedy rozległo się stukanie do frontowych drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły i usłyszeli przyciszone głosy.
Becky chwyciła pistolet i zaczęła się skradać w tamtym kierunku.
– Nie ruszaj się, Adamie. Nie chcę, żebyś znowu został zraniony.
– Zaczekaj chwilę. – Zerwał się na nogi i położył jej rękę na ramieniu.
– Kto tam?! – zawołał.
– Nic wam się nie stało? – rozległ się męski głos. – Sądząc po drzwiach, chyba cała armia chciała utorować sobie drogę do tego domu.
– Nie wiem, kto to jest – powiedział Adam. – Znasz ten głos? Becky potrząsnęła głową.
– Kto, u diabła, tam jest? Podajcie swoje cholerne nazwiska albo rozwalę wam głowy. Zachowujemy ostatnio drobne środki ostrożności.
– Ja jestem Savich.
– A ja Sherlock. Przysłał nas Thomas. Powiedział, że powinniśmy spotkać się z Adamem i Becky, porozmawiać z nimi i poznać wszystkie fakty. Wtedy może nam się uda dopaść lego prześladowcę.
– Mówiłem mu, żeby tego nie robił – mruknął Adam.
Położył pistolet na kuchennym stole i wyszedł do przedpokoju. Stał tam wielki facet, trzymający w ręku 9 mm SIG. Za jego plecami stała kobieta, która wysunęła się teraz do przodu.
– Nie ma powodu do niepokoju. Jak mówiłam, przysłał nas Thomas. Ja jestem Sherlock, a to mój mąż, Dillon Savich. Jesteśmy z FBI.
To był ten facet, który miał uratować córkę Thomasa – syn jego przyjaciela, szperacz komputerowy z FBI. Adamowi to się nie podobało. Wcale mu się nie podobało. Patrzył na nich, marszcząc brwi. A do tego ten facet zabrał ze sobą żonę, pakując ją w niebezpieczną sytuację. Niezły idiota!
– Sherlock to fantastyczne imię – powiedziała Becky, wysuwając się do przodu. – Witam, panie Savich. Nie wiem, kim jest Thomas, domyślam się, że szefem Adama, bo Adam nie chce mi powiedzieć, kto go wynajął i dlaczego to zrobił. Ja jestem Becky Matlock. Mężczyzna, który mnie prześladuje, len, który postrzelił gubernatora, przed chwilą tu był. Zadzwonił do mnie, a potem usiłował nas zabić. Udało mi się go trafić. Adam znalazł ślady krwi, ale ten facet uciekł i zmylił trop, a ja musiałam zabandażować rękę Adama, więc…
– Teraz już wszystko rozumiemy – powiedziała Sherlock, uśmiechając się do niej. Ta dziewczyna jest naprawdę ładna, pomyślała, chociaż wygląda na skrajnie wyczerpaną. Zwróciła się do wielkiego faceta, który stał obok Becky:
– Dillon umie świetnie opatrywać rany. Może mógłby panu pomóc.
Adam był wkurzony i zły na siebie, że dał się ponieść nerwom. Jeśli ten facet rzeczywiście był takim geniuszem od programów komputerowych do tropienia przestępców, to pewnie mógłby im pomóc.
– Nie, wszystko w porządku – odrzekł. – Mam tylko nadzieję, że ta strzelanina nie sprowadzi nam na głowę szeryfa.
– Dom stoi na uboczu, otoczony gęstwiną drzew – odezwał się Savich. – Jest wątpliwe, żeby ktoś usłyszał strzały, chyba żeby stał naprawdę blisko.
– Liczę na to, że ma pan rację – wtrąciła Becky. – To jest Adam Carruthers. Występuje tu w roli mojego kuzyna. Ma mnie chronić. Jak mówiłam, domyślam się, że on pracuje dla tego faceta, Thomasa. Powiedziałam swojemu sąsiadowi, że on jest gejem, ponieważ wydaje mi się, że tamten jest zazdrosny o Adama, ale on tak naprawdę nie jest.
– On tak naprawdę nie jest zazdrosny? – spytała Sherlock.
– Nie, Adam tak naprawdę nie jest gejem.
Savich, ten wielki facet z ponurym, odpychającym wyrazem twarzy, zaczął się nagle głośno śmiać.
A jego żona przechyliła głowę na bok, potrząsnęła swoimi rudymi loczkami, popatrzyła na męża i też się roześmiała.
– Cieszę się, że nie jest pan gejem – powiedział Savich. -Pani naprawdę myśli, że tamten facet jest zazdrosny o Adama?
– Tak, a to jest przecież potwornie głupie. Tu jest sprawa życia i śmierci. Kto w takiej sytuacji mógłby myśleć o zazdrości czy seksie? To czyste wariactwo.
– To prawda- przyznała Sherlock. – Nikt by o tym nie myślał. Mam rację, Dillon?
– Jasne.
Adam patrzył, jak Savich wkłada pistolet do kabury. No dobra, może ta dwójka okaże się pomocna. Zobaczymy.
– Adam pije dietetyczną colę, bo w domu nie mam brandy. Mogę wam także podać colę z lodem.
– Ja proszę dużo lodu – uśmiechnął się Savich – a potem pojedziemy z Sherlock kupić brandy.
Chciał jej powiedzieć, że ma ojca, który potwornie się o nią martwi, że ona jest bardzo do niego podobna i że kiedy się to wszystko skończy, wtedy ojciec będzie mógł pojawić się w jej życiu, ale teraz nie mógł tego zrobić. Obiecał Thomasowi Matlockowi, że on nadal pozostanie w cieniu, do czasu kiedy cała sprawa się nie wyjaśni.
– Dopóki nie będę miał stuprocentowej pewności, że Krimakow nie żyje – powiedział Thomas – nie mogę ryzykować. A żeby w to uwierzyć, musiałbym zobaczyć jego fotografię z greckiej kostnicy.
– Ale jeśli on żyje, sir – powiedziała wtedy Sherlock -i stoi za tym wszystkim, to znaczy, że dowiedział się już o Becky i terroryzuje ją, żeby w ten sposób dostać się do pana.
– Już to co jest – odrzekł Thomas – wystarczy, żeby wpaść w przerażenie. Tymczasem chcę utrzymać tajemnicę, chronić Becky przed policją i przed FBI, ponieważ jestem pewny, że oni nie uchronią jej przed tym prześladowcą.
Zanim ktoś się tu pojawi, musicie mi powiedzieć, kim jesteście i dlaczego tu przyjechaliście. Jak wam mówiłam, Adam uchodzi za mojego kuzyna, który jest gejem.
– Chce pan być jej drugim kuzynem gejem? – Adam zwrócił się do Savicha.
– A jaka będzie moja rola? – spytała Sherlock. – Przecież ja ciągle go kokietuję i cały kamuflaż na nic. W każdym razie musimy mówić sobie po imieniu.
– Moglibyśmy udawać twoich przyjaciół, Adamie. Sporo o tobie wiem. Na przykład chodziliśmy razem do szkoły.
– W takim razie co, u diabła, robisz w Riptide, w stanie Maine?
– Przyjechaliśmy tutaj z powodu tego szkieletu, który wypadł ze ściany twojej sutereny, Becky – wtrąciła Sherlock. – Potrzebowaliście pomocy, a ponieważ mieszkamy w Portsmouth, to nie mieliśmy do was daleko.
– Skąd wiesz, gdzie chodziłem do szkoły? – spytał Adam, patrząc wrogo na Savicha.
– MAX dostarczył mi wiadomości o tobie. Trochę więcej czasu zabrało mu rozszyfrowanie twojej działalności na innym polu. Byłeś w Yale. Może byliśmy razem w reprezentacji naszej uczelni?
O cholera, to dobry pomysł, przyznał w duchu Adam.
– Tak – zgodził się. – Byliśmy w reprezentacji Yale i pobiliśmy drużynę Harvardu, tych zadufanych mięczaków.
Sherlock zastanawiała się, dlaczego Adam Carruthers nie chciał, żeby ona i Dillon włączyli się do akcji. Czy nie zdawał sobie sprawy, że mogą się przydać? Ten prześladowca już był w Riptide, już próbował ich zabić. Uśmiechnęła się czarująco do Adama.
– Może pójdziemy do lasu i spróbujemy znaleźć ślady tego faceta? – zaproponowała.
– Dobrze – zgodził się Savich i od razu wstał z miejsca. -Musimy się też zastanowić, dlaczego on chciał zabić Becky. To nie ma sensu. Przecież on robi wszystko, żeby ją sterroryzować. Miałby ją nagle zastrzelić i popsuć sobie całą zabawę?
– To dobre pytanie – przyznała Becky. – Jeszcze nie mieliśmy czasu o tym pomyśleć. Ja sądzę, że on nie chciał nikogo z nas zabić, tylko zastraszyć. Pokazać, że tu jest i że gra toczy się dalej. – A po chwili dodała. – Musimy koniecznie naprawić drzwi, zanim przyjdzie Tyler McBride, nasz sąsiad, albo szeryf. Nie chciałabym im tłumaczyć, dlaczego drzwi są podziurawione kulami.
– Sprawdźmy najpierw te ślady – zaproponowała Sherlock. -Potem zreperujemy drzwi, a ty nam powiesz, co ten facet mówił do ciebie przez telefon.
– Dobry jesteś – przyznał Savich, idąc obok Adama i wpatrując się w ściółkę leśną. – Powiedziałeś, że nie ma śladów, i rzeczywiście ich nie ma.
– Chodźmy jeszcze trochę dalej – mruknął Adam. – Może są gdzieś ślady opon.
– Nie ma na co liczyć. – Sherlock machnęła ręką. – Ten facet to zawodowiec, co oznacza, że nie jest żadnym prześladowcą. To tylko kamuflaż.
– Zgadzam się. – Savich skinął głową. – On nie jest zwykłym prześladowcą.
– Co to ma znaczyć? – spytała Becky.
– Zwykli prześladowcy – tłumaczył jej Adam – są po prostu chorymi facetami, którzy z im tylko znanego powodu zaczynają gnębić jakąś wybraną przez siebie osobę. To zwykła obsesja. Oni nie są profesjonalistami, tak jak ten facet. On ma wszystko dobrze przemyślane.
Jeśli Krimakow żyje, pomyślał Savich, to ta akcja jest kampanią terrorystyczną, a Becky jest środkiem do osiągnięcia celu. Thomas Matlock ma prawo być przerażony.
– Ale on robi wrażenie wariata, kiedy do mnie dzwoni. -Becky potrząsnęła głową. – Prawie zawsze mówi to samo i robi wrażenie bardzo z siebie zadowolonego. Napawa się moim strachem i moją bezradnością.
– Może robić wrażenie wariata – powiedziała Sherlock -ale w graucie rzeczy jest niesłychanie bystry. Odnalazł cię przecież, prawda? Może wrócimy już do domu i Becky zrelacjonuje nam ostatnią rozmowę telefoniczną. Potem wszyscy się zastanowimy, jak wybrnąć z tej matni.
W domu Jacoba Marleya udało im się znaleźć trochę gipsu, elektryczną szlifierkę i farbę do drewna.
Zdjęli frontowe drzwi z zawiasów i wnieśli je do środka. Mężczyźni zajęli się reperacją, a Becky i Sherlock czuwały, z pistoletami w dłoniach.
– Kiedy teraz do mnie zadzwonił – opowiadała Becky -powiedział, że na pewno zaproszę gubernatora, żeby do mnie przyjechał.
– Wiesz co? – wtrącił Adam. – On wcale nie wierzy, że ty sypiałaś z gubernatorem. Wymyślił sobie taki scenariusz, żeby znaleźć powód, dla którego powinnaś zostać ukarana.
– Masz rację – przytaknęła Sherlock, patrząc na niego z aprobatą. – Tak, masz absolutną rację. Becky, co on jeszcze mówił?
– Kiedy spytałam go o Dicka McCalluma, nie chciał przyznać, że go zabił. Powiedział tylko, że zrobiłam się zbyt arogancka i pewna siebie i że wkrótce po mnie przyjdzie. Nazywa siebie moim chłopakiem. To szczyt wszystkiego.
Kiedy odłożyłam słuchawkę, zrobiło mi się niedobrze. Adam uniósł głowę i przez chwilę na nią patrzył.
– A potem – zwrócił się do Savicha – włożyła pistolet do kieszeni i poszła do lasu. Dlaczego tam poszłaś, Becky? To nie było rozsądne.
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Po prostu miałam ochotę tam pójść i posiedzieć w słońcu, pomiędzy drzewami. Dom Jacoba Marleya działał mi na nerwy. Tu straszy widmo przeszłości, ludzi, którzy tu mieszkali, i wydarzeń, które się tu działy.
– Zanim ją znalazłem, omal nie umarłem ze strachu. -Adam uśmiechnął się do Savicha.
Czemu miałby się nie uśmiechnąć? W końcu ten facet już tu był i wydawało się, że zna swój zawód. Ale to się jeszcze okaże.
– Posłuchajcie – powiedział. – Muszę się skontaktować ze swoimi ludźmi. Ten facet tu jest i starał się nas zabić, chociaż wydaje mi się, że polował tylko na mnie. Musimy mieć ochronę. Musimy też skończyć naprawiać te cholerne drzwi, zanim tu wejdzie i wszystkich nas zastrzeli.
– To mu się nie uda – stwierdziła Becky, unosząc pistolet do góry.
– Zgoda. – Savich mrugnął porozumiewawczo do Sherlock. -Powiesz Adamowi, jak zorganizowaliśmy ochronę?
– Za niecałą godzinę – Sherlock spojrzała na zegarek -zjawi się tu sześciu ludzi od Thomasa. A my martwiliśmy się, że nie będą mieli nic do roboty. Nie wiedzieliśmy, jak bardzo się mylimy.
– Doskonale zgrane w czasie – powiedział Savich. – Nie martwcie się, że oni przemaszerują całą grupą przez miasto i rozsiądą się w Hamaku Errola Flynna. Nikt ich nie zauważy, choć na pewno dobrze spenetrują całe miasto. Jak tylko skończymy z tymi drzwiami, musimy założyć podsłuch na telefon.
On pewnie niedługo znowu zadzwoni. Ten dom trzeba objąć ochroną. Kiedy ci faceci się tu pojawią, ustalimy dyżury. Adamie, możesz im też pokazać, gdzie znalazłeś krew, żebyśmy mogli oddać ją do analizy. Będziemy przynajmniej wiedzieć, czy to ludzka krew.
– Wiem, że go trafiłam – upierała się Becky.
– Jestem tego pewien – Savich uśmiechnął się do niej. -Zobaczymy, czy analiza nie wykaże czegoś interesującego. Becky, byłoby dobrze, żebyś nie opuszczała domu.
– Jeśli on chciał zabić Adama, żeby usunąć go z drogi -wtrąciła się Sherlock – to wszyscy możemy być jego celem. Byłoby dobrze, żeby ten Tyler McBride i jego chłopiec trzymali się z daleka. Tu nie jest bezpiecznie.
Przecież to ja powinienem o to zadbać, pomyślał Adam. Boże, co się ze mną dzieje?
– Ja też nie chcę narażać Tylera i Sama na niebezpieczeństwo – powiedziała Becky. – Kim jest ten Thomas?
– To szef Adama – odparł Savich. – A raczej były szef. Teraz Adam jest niezależny. Domyślam się, że on wyświadcza tylko Thomasowi przysługę. Nie myśl o tym, Becky, przecież go nie znasz. Wypełniliśmy już wszystkie dziury w tych drzwiach, potrzeba nam tylko trochę farby i koniec pracy – Zostawiłam puszkę z farbą w kuchni – powiedziała Becky.
– Pójdę z tobą – oświadczyła Sherlock. – Chciałabym jeszcze raz zobaczyć tę dziurę w ścianie sutereny.
Kiedy Becky wyszła, Savich powiedział do Adama:
– To jasne, że on polował na ciebie. Chce ją dopaść, a ciebie usunąć z drogi. Wszystko jedno, zabić czy zranić.
– Tak, wiem o tym.