32

Nie, Tyler, nie. Uśmiechnął się tylko, lecz ten zmysłowy uśmiech zmroził ją do szpiku kości.

– Pokochałem cię już tego dnia, kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłem w college'u w Dartmouth. Byłaś taka zagubiona Nie przypominała sobie tego spotkania.

– Nie kochałeś mnie, Tyler. Spotykałeś się z wieloma dziewczynami w college'u. Ożeniłeś się z Ann, matką Sama Kochałeś ją.

Wszedł do kuchni i usiadł przy stole, naprzeciwko niej.

– Kochałem ją przez jakiś czas, ale ona mnie opuściła. Chciała nawet zabrać Sama, tylko że na to nie pozwoliłem.

– Przykro mi, że źle oceniłeś sytuację, Tyler. Proszę cię, uwierz mi. Jestem twoją przyjaciółką i mam nadzieję, że zawsze tak będzie. Nie chciałabym stracić z oczu Sama.

– Będziesz jego matką, więc nie stracisz go z oczu. Od czasu, jak jego matka odeszła, stał się cichy i zamknięty w sobie.

– Napijesz się jeszcze kawy?

– Chętnie.

Nie spuszczał z niej wzroku, kiedy parzyła kawę.

– Opowiedz mi o Ann – poprosiła.

Chciała odwrócić jego myśli od siebie, chciała, żeby przypomniał sobie kobietę, którą kochał. Dlaczego Ann go opuściła? Dlaczego nie zabrała ze sobą Sama? Przecież był jej dzieckiem, a nie jego.

– Była piękna – powiedział po chwili milczenia. – Była żoną faceta, który rzucił ją, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży. Poznaliśmy się przypadkiem. Nie mogła sobie poradzić z nakrętką do wlewu benzyny, więc jej pomogłem. Potem poszliśmy do restauracji. Po dwóch miesiącach byliśmy już po ślubie.

– Co się później wydarzyło? Nie odpowiadał.

– Kawa gotowa – powiedziała po dłuższej chwili i napełniła filiżanki.

– Początkowo była szczęśliwa, a potem już nie. – Wzruszył ramionami. – Odeszła. I to wszystko, Becky. Posłuchaj, przysięgam, że będziesz ze mną szczęśliwa. Nigdy nie przyjdzie ci na myśl, żeby odejść. Możemy mieć własne dzieci. Sam jest dzieckiem Ann.

– Wychodzę za Adama.

Rzucił w nią filiżanką. Zerwał się od stołu.

– Nie, nie wyjdziesz za tego cholernego łobuza! Jesteś moja, rozumiesz? Jesteś moja, ty przeklęta suko!

Kawa nie była już bardzo gorąca, ale trochę ją jednak bolało, bo oblał jej szyję i całą bluzkę.

Skoczył do niej z rozpostartymi ramionami.

– Tyler, nie!

Uciekała, on jednak blokował dostęp do drzwi. Mogłaby zbiec do piwnicy, ale wtedy znalazłaby się w pułapce. Nagle przypomniała sobie, że były tam drzwi do ogrodu, przez które wnoszono niegdyś drewno do kominków. Podbiegła do drzwi piwnicy, otworzyła je i zamknęła za sobą na klucz. Przycisnęła kontakt; rozbłysła wisząca na drucie żarówka. Słyszała jak Tyler szarpie drzwi, wrzeszczy i obrzuca ją najgorszymi wyzwiskami.

Zbiegła po drewnianych schodach. Zerknęła na ścianę, pod którą znalazła związanego i zakneblowanego Sama, potem na tę, z której wypadł szkielet po tej strasznej burzy.

Nagle rozległ się trzask rozlatujących się drzwi. Tyler był już na schodach.

Szarpała zardzewiały skobel na drzwiach do ogrodu. Dlaczego nie może ich otworzyć?

Usłyszała z tyłu jego kroki, już na betonie. Skobel ani drgnął. Była w pułapce. Odwróciła się. Tyler stał za nią i uśmiechał się dziwnie.

– W zeszłym tygodniu zabiłem te drzwiczki gwoździami. -To wyjście było niebezpieczne. Dziecko mogłoby je otworzyć,, nie wiedząc, że za nimi jest ostry spadek. Mogłoby zrobić sobie krzywdę.

– Tyler – powiedziała, nakazując sobie spokój. – Co się j dzieje? Dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego jesteś na mnie – wściekły?

– Jesteś taka sama jak one wszystkie, Becky – powiedział mentorskim tonem, nie podnosząc głosu. – Miałem nadzieję, że jesteś inna, że nie jesteś taką wiarołomną suką jak Ann, która chciała mnie porzucić, zabrać Sama i odjechać gdzieś daleko.

– Dlaczego chciała cię opuścić?

– Uważała, że ją zadręczam, ale to oczywiście był tylko jej wymysł. – Wzruszył ramionami. -Kochałem ją, chciałem, żeby była szczęśliwa, ale ona zaczęła się ode mnie oddalać. Nie potrzebowała wcale tych wszystkich przyjaciół, którzy jej tylko zabierali czas i odciągali j ą ode mnie. Któregoś dnia powiedziała mi, że już dłużej tego nie zniesie i że musi mnie opuścić.

– Nie zniesie czego?

– Nie wiem. Dawałem jej i Samowi wszystko, czego tylko zapragnęła. Chciałem mieć ją tylko dla siebie, żeby wciąż była przy mnie, żeby nikt inny nie zabierał jej czasu. Przez chwilę było dobrze, a potem już nie chciała ze mną być.

– Odeszła? – zapytała Becky i w tej samej chwili zrozumiała, że Ann McBride nigdzie nie wyjechała. Pozostała w Riptide.

– Tyler, gdzie ją pochowałeś?

– Na tyłach domu Jacoba Marleya, pod tym starym wiązem. Odmówiłem nawet modlitwę. Nie zasługiwała na to, ale w końcu była moją żoną, więc należała się jej jakaś pociecha religijna. -Roześmiał się na to wspomnienie. – Żeby wywabić stąd starego Jacoba, unieruchomiłem tego grata, którym zawsze jeździł. Musiał zaciągnąć go do warsztatu, więc na wszystko wystarczyło mi czasu. Zabiłem też kiedyś jego głupiego psa, ale stary Jacob nigdy się o tym nie dowiedział. Ta wredna suka zawsze na mnie warczała. Przypomniała sobie teraz, że szeryf mówił jej, jak bardzo Jacob Marley kochał swojego psa, który pewnego dnia wyzionął nagle ducha. Co tu robić?

Musi się starać jakoś do niego dotrzeć.

– Posłuchaj, Tyler. Ja ciebie nie zdradziłam. Nigdy bym ciebie nie zdradziła. Przyjechałam do Riptide, bo zapamiętałam, co mówiłeś o tym mieście, i dlatego wybrałam je na swoją kryjówkę. Ogromnie mi pomogłeś w tym ciężkim okresie. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak bardzo jestem ci za to wdzięczna. – Czy z jego oczu zniknął już ten obłąkańczy wyraz? Chyba tak, ale nadal miał nachmurzoną twarz, więc szybko mówiła dalej. – Ten szaleniec chciał zabić mnie i mojego ojca. W takiej sytuacji nie myślałam nawet o tym, że mogłabym się w kimś zakochać. Nie przyszło mi na myśl, że możesz myśleć o mnie w ten sposób.

Oczy mu pociemniały, co wzmogło jej przerażenie.

– Nie chciałaś się zakochać, Becky? – spytał ironicznym tonem. – To dlaczego wychodzisz za mąż za tego skurwiela, Carruthersa?

Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie, choć wiedziała, że musi szybko coś wymyślić. Była sama w piwnicy z mężczyzną, który nie był zdrowy na umyśle, który zamordował swoją żonę i zakopał jej zwłoki na podwórku Jacoba Marleya. Szeryf Gaffney był przekonany, że Tyler zabił swoją żonę. Wszyscy wierzyli, że ten szkielet, który wypadł ze ściany, to Ann McBride. Ale tak nie było.

Nie mogła już dłużej tego wszystkiego znieść. Musiała poznać całą prawdę.

– Tyler, a ta dziewczyna w ścianie? Czy to Melissa Katzen?

– Oczywiście, że tak – odpowiedział od niechcenia, już wyraźnie znudzony.

– Ale ona była bardzo młoda, miała zaledwie osiemnaście lat, kiedy ktoś ją zabił. To było przeszło dwanaście lat temu. Czy to ty ją zabiłeś?

Ponownie wzruszył ramionami.

– Jeszcze jedna obłudna suka, ta mała Melissa. Wszyscy uważali, że jest taka dobra, taka słodka. Byliśmy razem. Poświęcałem jej czas, dawałem mnóstwo oryginalnych, wymyślnych prezentów. Mówiłem jej, że jest ładna, aż pewnego dnia zwróciła mi mój ostatni podarunek. To była Barbie, ubrana w podróżny strój, gotowa do ucieczki. Melissa nie chciała, żeby ktoś się o nas dowiedział, a ja miałbym niezłą zabawę, gdybyśmy wrócili już po ślubie. Zadzwoniła do mnie tego wieczoru i prosiła, żebym się z nią spotkał. Oddała mi Barbie i powiedziała, że ze mną nie ucieknie. Zaczęła jęczeć, że jest zbyt młoda, że skrzywdziłaby rodziców. Powiedziałem jej, że musi za mnie wyjść, że nikt inny się z nią nie ożeni, że tylko ja kocham ją naprawdę. – Zamilkł na chwilę, spochmurniał. – Zaczęła się mnie bać. Chciała mi uciec, ale ją złapałem.

Mogła ich sobie wyobrazić: Melissę w białych dżinsach od Calvina Kleina i słodkim różowym topie i jego, kiedy stara się ją przekonać, wrzeszczy na nią i wreszcie ją zabija. Wiedziała, że musi podtrzymywać tę rozmowę. Kiedy Tyler przestanie mówić, zabije ją. Nagle przypomniała sobie, że miał przyjechać szeryf Gaffney. Wieczorem, jak mówił. Już był wieczór, do cholery! Gdzie on jest? A może odszedł od drzwi, kiedy nikt nie reagował na dzwonek? Przejęta grozą, aż zaczęła się jąkać.

– A…ale Jacob Marley był wtedy w domu, prawda?

– Tak. – Wzruszył ramionami. – Zostawiłem ją w szopie, a następnego dnia wywabiłem Jacoba Marleya z domu. On miał bardzo starą siostrę, która mieszkała w Bangor. Zadzwoniłem i powiedziałem mu, że jego siostra jest umierająca i błaga, żeby do niej przyjechał. Ten stary idiota pojechał, a ja zrobiłem dziurę w murze i zamurowałem tam Melissę. Mój tato był budowlańcem i sporo mnie nauczył. Chcesz usłyszeć coś śmiesznego? Siostra Jacoba Marleya umarła tego samego dnia, kiedy on się zjawił w domu starców w Bangor. Nigdy mu nie przyszło na myśl, że to było fałszywe wezwanie.

– Tyler, dlaczego pochowałeś Melissę w ścianie piwnicy? Dlaczego akurat w domu Jacoba Marleya?

Roześmiał się. Ten śmiech przejął ją zimnym dreszczem.

– Pomyślałem sobie, że jako anonimowy informator zwalę to na starego Marleya.

– Ale nie zrobiłeś tego?

– Nie. Mogłem zostawić gdzieś odciski palców. To byłoby ryzykowne. – Po chwili zniżył głos, oczy mu pociemniały. – Chciałem, żebyś za mnie wyszła, Becky. Kochałbym ciebie i opiekowałbym się tobą przez całe życie. Mogłabyś zastąpić Samowi matkę. Ale kiedy już byłabyś ze mną, nie mogłabyś spędzać z nim zbyt wiele czasu. Sam musiałby zrozumieć, że przede wszystkim należysz do mnie, a nie do niego.

Było jej okropnie zimno. Ten uroczy mężczyzna, który wydawał się taki dobry i delikatny, był zupełnie obłąkany.

– Melissa miała zaledwie osiemnaście lat. Tyler, oboje byliście za młodzi, żeby uciekać z domu.

– Wcale nie. Ja byłem gotów. Wierzyłem, że ona też. Ale ona była przewrotna. Opuściłaby mnie tak, jak to zrobiła Ann.

Ile jeszcze kobiet uznał za przewrotne? Ile zabił i gdzieś zakopał?

Becky rozejrzała się dokoła, poszukując czegoś, co mogłoby jej posłużyć za broń, ale niczego takiego nie było. Zaraz… przecież przy dziurze w ścianie złożone były cegły.

Zrobiła krok do tyłu.

– Pochowam cię chyba w pobliżu Ann – powiedział, w zamyśleniu marszcząc brwi. – Pod wiązem. Ale ty, Becky, nie zasługujesz na takie ładne nabożeństwo, jakie odprawiłem dla Ann. W końcu była matką Sama.

– Nie chcę być tam pochowana – stwierdziła, robiąc następny krok. – Nie chcę umrzeć, Tyler. Nie zrobiłam ci niczego złego. Przyjechałam tu, żeby poczuć się bezpiecznie, ale nie byłam bezpieczna. To była iluzja. Ty czekałeś na kolejną kobietę, którą mógłbyś kochać, mieć na własność, zamknąć w takim więzieniu, z którego szybko pragnęłaby się wydostać, żebyś ją wtedy mógł zabić, i powtarzać ten schemat wiele razy. Potrzebujesz pomocy, Tyler. Pozwól, że zatelefonuję do kogoś. – Posunęła się znowu o krok w kierunku cegieł.

Ruszył za nią.

Nagle Becky usłyszała, że przed domem zatrzymuje się samochód.

– Przyjechał szeryf – powiedziała. – Posłuchaj, Tyler. Sprawa skończona. Szeryf nie pozwoli, żebyś mi zrobił krzywdę.

Zrobiła znowu kilka szybkich kroków. Tyler podniósł głowę i nachmurzył się, słysząc trzask zamykanych drzwiczek samochodu. Nagle zaklął i rzucił się na nią z wyciągniętymi rękami.

Becky doskoczyła do stosu cegieł, upadła na kolana i chwyciła jedną z nich, ale on już zaciskał jej dłonie na szyi. Uderzyła go cegłą w ramię, lecz on mimo to jeszcze mocniej zacisnął palce. Wtedy podniosła cegłę i rąbnęła go w twarz. Zawył z bólu i na chwilę rozluźnił chwyt, a Becky złapała trochę powietrza i uderzyła go ponownie, ale zaraz dostała pięścią w głowę. Nie miała dość siły, przegrywała. Próbowała jeszcze unieść cegłę do góry, ale nie dała już rady.

– Ty wiarołomna suko, jesteś taka sama jak one wszystkie I Tyler jeszcze mocniej zacisnął palce na jej szyi.

– Puść ją, Tyler! Puść ją! – krzyknął szeryf Gaffney.

Tyler pochylał się nad nią coraz niżej, zaciskał dłonie coraz silniej. Czuła, że umiera.

Rozległ się strzał. Tyler wstrząsnął się, ręce mu opadły. Becky zobaczyła, że on obraca się w stronę szeryfa Gaffneya, który stał w rozkroku, trzymając w obu dłoniach pistolet Ruger P85.

– Odsuń się od niej, Tyler! I to już! Rusz się!

– Nie! – Tyler znowu się na nią rzucił.

Rozległ się kolejny strzał. Tyler upadł na Becky, jego twarz znalazła się tuż obok jej głowy. Martwy ciężar, o Boże, on był teraz tylko martwym ciężarem.

– Chwileczkę, panno Matlock. Zaraz go z pani zdejmę.

Drżała, szczękała zębami, gardło ją paliło, miała na sobie krew Tylera i czuła silny ból w poparzonej ręce, lecz mimo to uśmiechnęła się.

– Szeryfie, jest pan najwspanialszym mężczyzną na całym świecie – powiedziała. – Dziękuję, że wszedł pan do domu. Modliłam się, żeby zobaczył pan, że światła się palą, i żeby wszedł pan do środka.

– Usłyszałem płacz Sama – powiedział szeryf Gaffney.

– Halo? – odezwał się cieniutki głosik.

Sam stał na szczycie schodów prowadzących do piwnicy.

– Och nie – szepnęła Becky. – Och nie…

– Powiedziałem mu, żeby zaczekał na mnie w kuchni. A niech to! Okay, zaraz tu ściągnę Rachel. Pozbiera się pani, panno Matlock? Pójdziemy na górę, pani się przebierze i zajmie Samem, dopóki nie przyjedzie Rachel. On ją bardzo kocha. -Pokiwał głową. – Jezu, zawsze wiedziałem, że Tyler zabił swoją żonę, czułem to swoim policyjnym nosem. Ale on zabił też biedną małą Melissę dwanaście lat temu. Ciekaw jestem, ile jeszcze zabił kobiet, które go odrzuciły?

Becky pomyślała, że wolałaby tego nie wiedzieć.

Adam leżał wygodnie wyciągnięty na kanapie w swoim salonie, z miękką poduszką pod głową, przykryty wełnianym kocem. Uśmiechał się z zadowoleniem. Becky wróciła cała i zdrowa, i od razu się do niego sprowadziła. Słyszał, jak się krząta w jego nowoczesnej, świetnie wyposażonej kuchni, przygotowując dla niego „zdrową przekąskę”, jak powiedziała. W domu było chłodno, bo zanim się wprowadził, założył klimatyzację. Teraz będzie musiał tylko wyremontować łazienkę na piętrze. Za kilka dni siły mu powrócą i zaraz pojedzie do sklepu po nowe kafelki. Sypialnia pana domu miała zbyt surowy wystrój, ale za to była tam ogromna szafa w ścianie, która pomieści wszystkie ich ubrania.

Miał wspaniałe plany łóżkowe na poprzednią noc, zaraz po jej powrocie z Riptide, chociaż nie mógł za bardzo się ruszać i jęczał nie tylko z rozkoszy, ale także z bólu. To ona przejęła inicjatywę. Przypominał sobie teraz, jak siedziała na nim, z głową odrzuconą do tyłu, wykrzykując jego imię. Potem upadła na niego i omal nie zawył z bólu, leżał jednak cicho i przytulał ją do siebie, a kiedy się wyprostowała, spojrzała na jego żółtozieloną skórę na żebrach i zmarszczyła brwi.

– Omal cię nie zabiłam, prawda? Bardzo mi przykro -powiedziała.

– Zabij mnie znowu.

Roześmiała się i zaczęła go całować. Kochała się z nim, aż głośno krzyknął, tym razem już nie z bólu w tych cholernych żebrach.

Na dzisiejszy wieczór snuł nowe plany łóżkowe. Był trochę silniejszy, więc miał nadzieję, że będzie się sprawniej ruszał. Wczoraj nie mógł dosięgnąć palcami i ustami tych wszystkich miejsc, których chciał dotykać. A jutro i pojutrze? Może ją zatrzyma w sypialni do czasu, kiedy będą musieli iść do kościoła. Wezmą ślub i zaraz tu wrócą. To był dobry pomysł. Ciekawe, czy Becky zgodzi się, żeby wszędzie powiesić lustra.

Przyniosła mu mrożoną herbatę i nadziewane twarożkiem liście selera naciowego. Usiadła obok niego, karmiąc go i całując na przemian.

Nagle zorientował się, że działo się z nią coś dziwnego, coś, czego nie potrafił zrozumieć. Po chwili już wiedział – coś przed nim ukrywała. Miała też inny wyraz oczu, ale to niewątpliwie był skutek przebytego szoku – przecież omal nie spłonęła żywcem na dachu domu swego ojca; takie przeżycie musiało zostawić ślad. Przekonała się też, że facet, którego szczerze lubiła, był obłąkany. Albo, pomyślał zaciskając wargi, ten szaleniec, Tyler McBride, zrobił jej jakąś krzywdę, albo próbował to zrobić, a ona nie chciała o tym opowiedzieć.

Zjadł jeszcze jeden liść selera i popatrzył na nią podejrzliwie.

– Przysięgasz, że mnie nie okłamałaś? Przysięgasz, że w Riptide nie wydarzyło się nic złego?

Pogłaskała go lekko po policzku i pocałowała w usta.

– Nic takiego, z czym nie można by sobie poradzić -powiedziała lekkim tonem. – Sam czuje się dobrze. Rachel świetnie się nim zajmuje. Kiedy wbiegła do domu, Sam natychmiast zeskoczył mi z kolan i rzucił się do niej. Szeryf Gaffney powiedział mi, że Rachel i jej mąż najpewniej zaadoptują Sama. Dzwoniłam tam dziś rano i Rachel powiedziała, że już załatwiła wizytę u dziecięcego psychologa, którego poleciła Sherlock. Powiedziałam jej też, że już nigdy nie wynajmę domu za jej pośrednictwem. Bardzo się śmiała.

– Ja też się cieszę, że Sam ma dobrą opiekę, ale wracając do tematu, Becky. Mówisz, że McBride nie zrobił się agresywny, kiedy powiedziałaś, że go nie kochasz?

Włożyła mu kolejny liść selera do ust i zaczęła całować po całej twarzy.

– Adamie, naprawdę, nie ma o czym mówić. To już przebrzmiała sprawa. Smakują ci liście selera?

– Tak, ale powiedz mi teraz, dlaczego szeryf Gaffney musiał zastrzelić Tylera, kiedy dowiedział się, że ten szkielet to Melissa Katzen. Jakoś nie mogę tego zrozumieć. Podaj mi wszystkie szczegóły, Becky. Nie, nie chcę już więcej selera i nie rozpraszaj mnie pocałunkami.

Nie przestała go całować, dopóki nie odwrócił głowy.

– Powiedz mi prawdę. Co się tam, u diabła, wydarzyło?

– To nie było nic wielkiego, Adamie, poza tym, że szeryf Gaffney okazał się prawdziwym bohaterem. Całkowicie kontrolował sytuację. A ja w ogóle nie byłam ważna. Przestań się martwić i zapomnij o tym. Przecież wróciłam już do domu. -Becky szybko wstała z kanapy. – Zrobiło się późno, ale mam jeszcze trochę czasu. Czy chcesz, żebym ci zrobiła masaż, zanim pójdę do szpitala odwiedzić tatę?

– Nie teraz – powiedział z westchnieniem. – Ale mogłabyś mi przynieść jabłko.

– Kocham cię, Adamie. Kiedy wrócę ze szpitala, zagramy w Monopoly albo w coś innego, okay? Odpocznij przez ten czas, kiedy mnie nie będzie. Zaraz przyniosę ci jabłko.

Zadzwonił telefon. Adam popatrzył za oddalającą się Becky i podniósł słuchawkę.

– Halo…

– Czy to pan Carruthers?

– Tak.

– Mówi szeryf Gaffney z Riptide.

– Witam, szeryfie. Mogę w czymś pomóc?

– Chciałem porozmawiać z panną Matlock, dowiedzieć się, jak się czuje. – Adam popatrzył na drzwi, za którymi zniknęła Becky i powiedział powoli:

– No cóż, jest jeszcze w szoku po tym, co się wydarzyło.

– To zrozumiałe – westchnął szeryf. – Biedna dziewczyna. Muszę powiedzieć, że to wszystko groźnie wyglądało, panie Carruthers. Pewnie włos się panu jeżył, kiedy opowiadała, jak leżała na podłodze piwnicy, a McBride siedział na niej okrakiem i ją dusił. Próbowała rąbnąć go cegłą, ale była już zbyt słaba. Ten facet był bardzo silny. Jak pan wie, musiałem do niego strzelić, ale i to go nie powstrzymało. Był kompletnie walnięty, jak mówią moi chłopcy, i koniecznie chciał ją zabić. Musiałem znowu do niego strzelić, a wtedy on upadł wprost na nią i całkiem ją zakrwawił. No, ale już po wszystkim. Wszystkie wątpliwości są wyjaśnione. Panna Matlock, dziękować Bogu, nie wpadła w histerię. Dzielna dziewczyna. Jako przedstawiciel prawa, który spełniał swój obowiązek, doceniłem jej postawę. Teraz ona jest już w domu i jak słyszałem, macie zamiar wziąć ślub. Jest pan szczęśliwym człowiekiem.

– Tak, szeryfie. Dziękuję.

– Proszę przekazać pannie Matlock moje gratulacje.

– Może pan być pewny, że to zrobię, szeryfie.

Adam słyszał jej oddech. Stała przy telefonie w kuchni. Wszystko słyszała i nie odezwała się ani słowem. Był tak wściekły, że zabrakło mu słów. Dopiero po chwili wrzasnął do słuchawki:

– Becky!!!!

– Wiesz, Adamie. Muszę już iść do szpitala. Odetchnął głęboko, żeby się opanować.

– Jeszcze nie teraz. Przynieś mi jabłko. Może nawet pozwolę ci je ugryźć, zanim wyszoruję ci usta mydłem za te brednie, których mi naopowiadałaś.

– Przykro mi, Adamie, ale te jabłka jeszcze nie są dojrzałe. Znasz szeryfa Gaffneya, on lubi przesadzać, on…

– Po tym, jak ci wyszoruję usta mydłem, to może jeszcze ogolę ci głowę. A jeśli nadal będę wściekły, to zmuszę cię, żebyś sama zmieniła zielone kafelki w łazience, a potem…

– Wychodzę, Adamie. Kocham cię. Przy okazji kupię dojrzałe jabłka. – Odłożyła słuchawkę.

– Becky!!!

Загрузка...