Nie – powiedziała pochylając się nad opaską. – Nie ruszajcie się z miejsc. Nic mi nie jest. Nie widzę go. Coś mnie uderzyło w lewe ramię, ale to nic takiego. Zaczekajcie, aż on wyjdzie.
Siedziała na betonie, serce jej mocno biło i chciało jej się płakać, lecz nie mogła sobie na to pozwolić. Chodziło o życie Sama. Gdyby się rozpłakała, przybiegłby Adam, a bała się, że Samowi mogłoby to zaszkodzić. Co on jej wstrzyknął? Czy zaraz umrze na betonowym parkingu?
Ramię trochę ją bolało, ale kiedy oparła się o drzwi samochodu, poczuła, że coś ostrego wbija jej się w ciało.
– Nie ruszajcie się – powiedziała cicho, bojąc się, że Krimakow może być gdzieś w pobliżu. Jakaś strzałka wystaje mi z ramienia, ale nic mi nie jest. Wciąż nie widać Krimakowa.
Sięgnęła ręką i wyciągnęła strzałkę. Nie utkwiła głęboko, przebiła tylko skórę. Becky oparła się o drzwi, bo nagle zakręciło się jej w głowie. Myślała, że zemdleje.
– Nic mi nie jest. Pozostańcie w ukryciu. To jakaś mała strzałka. Zaczekajcie chwilę.
Ta strzałka była ciasno owinięta papierem. Odwinęła go z trudem, bo palce odmawiały jej posłuszeństwa. Z siłowni wciąż nikt nie wychodził. Mimo słabego światła zdołała odczytać duże, drukowane litery.
JEDŹ DO DOMU. ZNAJDZIESZ TAM CHŁOPCA. TWÓJ CHŁOPAK
Napisał, że Sam jest w domu. Nic więcej. Podpisał: „Twój chłopak”.
Niczego już nie rozumiała, oni chyba też nie. Miała ochotę popędzić jak szalona do domu Jacoba Marleya, żeby znaleźć tam Sama, ale okropnie kręciło jej się w głowie. Jechała więc wolno, obserwując inne samochody.
Kiedy dojechała na miejsce i zgasiła silnik, posiedziała jeszcze chwilę w samochodzie, obserwując dom. Panowała cisza. Na parterze paliło się światło. Przypomniała sobie, że telefon zadzwonił, kiedy szła na górę.
Czyżby Sam przez cały czas był zamknięty w szafie w jej sypialni? W tej samej szafie, w której przedtem ukrywał się Krimakow?
Wpadła do domu i wbiegła na górę, wyobrażając sobie związanego, wtłoczonego w głąb szafy Sama, który stracił przytomność, a może nawet już nie żył.
– Jesteście tam jeszcze? – krzyknęła nad opaską. – Och, Boże, wiem, że jesteście! Nie pokazujcie się nikomu. Nie mam pojęcia, co on zamierza zrobić. Pozostańcie w ukryciu.
Jeśli Sam tu jest, znajdę go.
Wbiegła do sypialni i zapaliła światło. W pokoju było bardzo duszno. Otworzyła szafę, ale Sama tam nie było.
Wchodziła do każdego pokoju, otwierała szafy, przeszukiwała wszystkie znajdujące się na piętrze łazienki.
– Jeszcze nie ma Sama. Szukam go. Wołała go i wołała, aż ochrypła.
Miotała się po kuchni, kiedy wzrok jej padł na drzwi do piwnicy. Szybko zbiegła na dół i zapaliła światło. Stuwatowa żarówka oświetliła pomieszczenie.
– Sam!
Siedział na betonowej podłodze, oparty o ścianę. Miał związane ręce i nogi, a w buzi knebel. W jego oczach dojrzała dzikie przerażenie. Jak długo ten łajdak trzymał go tu w ciemnościach?
– Sam! – Uklękła przy chłopcu i wyjęła mu szmatę z buzi. -Już wszystko dobrze, kochanie. Zaraz cię rozwiążę. Nic ci nie jest?
– Becky?
Słysząc ten słaby, cichy głosik, omal się nie rozpłakała.
– Już wszystko dobrze – powtórzyła. Rozwiążę cię, pójdziemy na górę, zrobię ci gorącej czekolady i zawinę w ciepłą kołderkę.
Nie odezwał się więcej. Szybko rozwiązała sznur i zaniosła chłopca do kuchni, wzięła na kolana i zaczęła rozcierać mu nadgarstki i kostki u nóg.
– Zaraz będzie ci lepiej, Sam. Boli cię coś jeszcze?' Pokręcił głową.
– Bałem się, Becky. Okropnie się bałem – powiedział po chwili.
– Wiem, kochanie, wiem. Ale teraz już jesteś ze mną. Ani na chwilę nie spuszczę cię z oczu. – Zaniosła go do salonu, owinęła w koc, wróciła do kuchni i posadziła na krześle. -Teraz dam ci gorącej czekolady. Jesteś głodny, Sam? Pokręcił głową.
– Gdzie jest Rachel. Mam dziwne uczucie w brzuszku, a ona wie, co wtedy robić.
– Ja też bym takie miała, gdyby mi się to wszystko przydarzyło. Powiem twojemu tacie, że chcesz do Rachel.
Wlała mieszankę czekoladową do filiżanki i czekając, aż zagotuje się woda, przytulała Sama do siebie, mówiła mu, jakim jest dzielnym chłopcem, i uspokajała go, że teraz już wszystko będzie dobrze. Kiedy Sam pił czekoladę, Becky wyjęła komórkę i zadzwoniła do Tylera.
– Wszystko w porządku. Sam jest ze mną.
– Dzięki Bogu. Gdzie jesteście?
– W domu. Krimakow zostawił go w piwnicy. Nic mu się nie stało.
– Zaraz przyjeżdżam.
Agenci słyszeli to, co mówiła, ale jeszcze czekali, licząc na to, że dopadną Krimakowa. Teraz, kiedy Sam jest bezpieczny, pewnie niedługo się pojawią. Zapomniała tylko powiedzieć Tylerowi, żeby przywiózł Rachel.
Kuchenne drzwi otworzyły się gwałtownie. To był Adam. Na widok Sama na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ukucnął przy chłopcu.
– Cześć, Sam. Jesteś najmłodszym bohaterem, jakiego kiedykolwiek widziałem.
Sam patrzył na niego uważnie, a po chwili na jego buzi ukazał się radosny uśmiech.
– Naprawdę?
Adam był zdumiony, że chłopiec się odezwał.
– Naprawdę. Najmłodszym i najdzielniejszym. Jestem pod wrażeniem. Czy mógłbyś nam opowiedzieć, co się wydarzyło?
Tyler wbiegł do domu frontowymi drzwiami. Na widok ich trojga zatrzymał się nagle. Najpierw skierował wzrok na Becky, dopiero po chwili spojrzał na syna.
Wziął Sama na ręce i usiadł na krześle, tuląc go do siebie. Po chwili zwrócił się do Becky.
– Powiedz mi, co się wydarzyło.
Podała mu najważniejsze fakty, bez zbędnych szczegółów.
– Czy ktoś w ogóle widział tego Krimakowa? – spytał Tyler.
– Chyba nie – odrzekła Becky. – Adamie, czy ktoś z was go widział?
– Szukaliśmy go, zaglądając za każde drzewo. – Adam pokręcił głową.
– Ty łajdaku, to wszystko twoja wina. – Tyler patrzył na Adama oczami zwężonymi z wściekłości.
– Uspokój się, McBride. Twojemu synowi nic się nie stało. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chcielibyśmy dowiedzieć się od Sama czegoś o tym facecie, który go porwał. Chyba nie chcesz, żeby Krimakow znowu uprowadził Becky.
– Sam rzadko się odzywa. Przecież o tym wiesz.
– Miał na głowie grubą skarpetę. Nie widziałem go. Dał mi do jedzenia chipsy. Byłem bardzo głodny, a on powiedział, żebym siedział cicho, że Becky po mnie niedługo przyjdzie.
Popatrzyli na niego zdumieni. Sam, bardzo z siebie zadowolony, uśmiechnął się do Becky.
– Sam, jesteś wspaniały. – Becky przyklękła przy nim. -Przyszłam po ciebie, prawda? Napij się jeszcze czekolady i powiedz nam, co się działo, kiedy on zabrał cię z łóżeczka.
Ale Sam już się nie odezwał. Popatrzył na Tylera, ziewnął i natychmiast zasnął. To było bardzo dziwne.
– Nie będziemy już wypytywać Sama – zwrócił się Adam do Tylera. – On już wszystko nam powiedział. Proszę, żebyś nie mówił o tym szeryfowi. My zaraz wyjeżdżamy. Wydaje mi się, że Krimakow osiągnął to, co chciał, cokolwiek to było.
– Ale czego on, u diabła, chciał?
– Nie wiem, Tyler – przyznała Becky, całując Sama w policzek. – To bardzo dzielny mały chłopiec.
– Czy wrócisz tu, żeby go odwiedzić?
– Tak – powiedziała. – Obiecuję. Musimy tylko wreszcie zakończyć tę sprawę.
– Zaczekaj, Becky – powiedział Adam po wyjściu Tylera. -Pokaż mi ramię. On cię czymś zranił.
Na skórze widać było tylko trochę zakrzepłej krwi i maleńką dziurkę.
– Dlaczego on to zrobił?
– Nie wiem, ale zapewniam cię, że nic mi nie jest. Tu jest strzałka, która utkwiła mi w ramieniu. Zobacz, była owiązana kawałkiem papieru.
Adam czytał notatkę, z zafrasowaniem marszcząc brwi.
– O co temu łajdakowi chodzi? Jakie ma plany? On ma nas pod kontrolą. My tylko reagujemy na jego inicjatywy. Niech to szlag!
– To się zmieni, Adamie, a teraz jedźmy już. Dobrze, że szeryf Gaffney nie zdążył mnie odwiedzić. Gdzie jest mój ojciec? A Sherlock i Savich?
– Sherlock poleciała do Waszyngtonu z próbkami pisma. A twój ojciec, Savich, Hawley i Cobb czekają na nas. Zadzwonię i powiem im, że spotkamy się na lotnisku.
Kiedy jechali wypożyczoną toyotą, Becky nagle wydało się, że widzi samochód szeryfa Gaffneya. Dodała gazu i zerknęła na Adama. Wyglądał na przygnębionego. Ona też nie czuła się lepiej.
To wszystko było bez sensu. Sprowadził ją tu, wstrzelił jej strzałkę w ramię i oddał Sama. To wszystko.
Gdzie jest Krimakow? Co zamierza teraz zrobić?
Doktor Ned Breaker, lekarz, którego syna uratował kiedyś Savich, gdy został porwany, czekał już w domu Thomasa na ich przyjazd.
Kiedy się przywitali, Savich podziękował mu, że zechciał przyjechać.
– Nie zgodziła się pójść do szpitala – wyjaśnił.
– Nikt z twoich współpracowników na to się nie godzi -stwierdził doktor Breaker.
– Ned, to twoja pacjentka, córka Thomasa, Becky.
– Przecież nic mi nie dolega. Adam już zrobił opatrunek -zaprotestowała.
– Teraz twoje ramię powinien obejrzeć prawdziwy lekarz. Nie wiemy przecież, co było na tej strzałce, którą ugodził cię Krimakow. Uspokój się, Becky, i chociaż raz zrób to, co ci się mówi. Zmarszczyła się z niechęcią, ale wtedy wtrącił się Thomas.
– Proszę cię, Becky.
– No dobrze. – Zdjęła sweter i podniosła włosy do góry.
– Podejdźmy do światła – zaproponował doktor Breaker. Zaczął delikatnie naciskać rankę; pewnie chciał sprawdzić, czy coś z niej wypłynie.
– To bardzo dziwne – powiedział wreszcie. – On wstrzelił tę strzałkę w pani ramię na parkingu siłowni?
– Tak – Muszę pobrać krew, żeby się upewnić, że nic złego nie dostało się do organizmu. To jest mała, płytka ranka. Dlaczego on to zrobił?
– Może chciał w ten sposób doręczyć nam notatkę – powiedział Savich. – Owinął ją dokoła strzałki.
– Rozumiem. Interesujący sposób doręczania wiadomości. Trzeba jednak być ostrożnym. – Pobrał próbkę krwi i wychodząc, powiedział, że wyniki będą za dwie godziny.
– Dobrze jest mieć takiego przyjaciela -stwierdził Savich. -Ciekaw jestem tylko, jak długo jeszcze zechce mi się odwdzięczać.
– Ocaliłeś jego dziecko – powiedział Thomas, patrząc na Becky. – Na pewno uważa, że nigdy nie zdoła ci się wypłacić.
Była już prawie pierwsza w nocy, kiedy zadzwonił doktor Breaker. Thomas odebrał telefon.
Kiedy słuchał wiadomości, na jego twarzy malował się wyraz ulgi.
– Wszystko w porządku – przekazał Adamowi i Becky. -Nie ma powodu do zmartwienia.
Becky liczyła trochę na to, że badanie krwi jednak coś wykaże. Nic poważnego, ale jednak coś. Teraz nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Krimakow porwał Sama, żeby ściągnąć ją z powrotem do Riptide. Potem wbił jej strzałkę w ramię, żeby zawiadomić, gdzie jest Sam.
To nie miało żadnego sensu.
Tej nocy Adam przyszedł do jej sypialni. Nie spała, chociaż było bardzo późno. Patrzyła w okno na nieruchome sylwetki drzew w świetle księżyca. Zupełnie nie było wiatru. Dzięki Bogu dom był klimatyzowany, więc w sypialni panował miły chłód.
– Nie bój się, to ja – powiedział cicho. – Nie przyszedłem też po to, żeby się na ciebie rzucać.
– Dlaczego nie?
Wysoki, silny mężczyzna, którego pożądała, podszedł do łóżka.
– Zawsze mówisz niespodziewane rzeczy. Mam ochotę rzucać się na ciebie przynajmniej dziesięć razy na godzinę, ale jesteśmy w domu twojego ojca. Tego się nie robi. Gdybym mógł zerwać z ciebie koszulę, to zrobiłbym to od razu. Ale nie mogę. Przyszedłem tylko zobaczyć, jak się czujesz. Do diabła, to nieprawda. Przyszedłem, bo chcę cię całować tak długo, dopóki nie oszalejemy ze szczęścia.
Usiadł na łóżku i przyciągnął ją do siebie. Początkowo całował ją delikatnie, potem coraz mocniej, a ona pragnęła wciąż więcej. Odsunął ją jednak od siebie, chociaż jej się wydawało, że ten pocałunek trwał tylko chwilę.
– Jesteś piękna – powiedział.
– Ale jeszcze nie oszalałam ze szczęścia, Adamie.
– Ja też nie, ale musimy już przestać, bo to mnie zabije.
– No dobrze. – Delikatnie muskała palcami jego policzki, usta, nos i czoło. – Jeszcze ci tego nie mówiłam, Adamie. Niedługo się znamy, a wszystko, cośmy robili razem, było dość nienormalne. A więc wiedz, że jesteś bardzo, bardzo seksowny.
Patrzył na nią, jakby nie rozumiał.
– Co powiedziałaś? Uważasz, że jestem seksowny?
– Tak, jesteś najbardziej seksownym facetem, jakiego znam. Wreszcie mogę się z tobą całować i bardzo mi się to podoba.
– Chyba nieźle jest być seksownym. – Adam wydawał się zadowolony. – Ale tylko tak o mnie myślisz, Becky? Że jesieni seksownym osiłkiem?
– A co mam jeszcze powiedzieć? I tak jesteś wystarczająco zarozumiały. Przyciągnął ją nagle do siebie i zaczął głaskać po plecach. Miał duże dłonie.
– Byłem śmiertelnie przerażony, kiedy byłaś na tym cholernym parkingu. Kiedy on wystrzelił tę strzałkę, Savich z trudem mnie powstrzymał. Wiedziałem, że powinienem być cicho i zostać na miejscu, ale to było cholernie trudne. To była najtrudniejsza chwila w moim życiu.
Przylgnął czołem do jej czoła. Czuła na twarzy jego ciepły oddech.
– Miałem żonę, ale to było dawno temu. Nazywała się Vivie. Przez jakiś czas wszystko było okay, ale potem już nie. Ona nie chciała dzieci, a ja chciałem je mieć. Nie jestem nikim poważnie zainteresowany. Liczysz się tylko ty, Becky, tylko ty.
– To miłe – stwierdziła i pocałowała go w szyję. – Szkoda, że jesteś ubrany.
– Becky, ledwie się mogę powstrzymać, żeby cię nie zacząć dotykać, ale nie mogę tego zrobić. To jest dom twojego ojca. Może pójdziemy do ogrodu? Weźmiemy ze sobą koce.
– Żeby wydostać się spod rodzicielskich skrzydeł?
– No tak, moglibyśmy wtedy pomachać agentom FBI, którzy są rozstawieni dokoła domu – westchnął Adam.
Becky położyła mu dłoń na piersi. Czuła bicie jego serca.
– To nie w porządku. Wprawdzie masz ładną koszulę, ale chciałabym całować twoją nagą pierś, może nawet pogłaskać cię po brzuchu.
Zadrżał, odsunął się od niej i wstał z łóżka.
– Ponieważ nie możemy robić tego, czego pragnę, muszę stąd wyjść. Nie wytrzymam dłużej. Dobranoc. Zobaczymy się rano. Mogę się trochę spóźnić, bo muszę iść do domu i zrobić tam kilka rzeczy. Cicho zamknął za sobą drzwi.
Usiadła na łóżku, obejmując rękami kolana. Nagle całe jej życie uległo zmianie. W tym otaczającym ją zewsząd koszmarze znalazła fantastycznego mężczyznę, chociaż nigdy nie wierzyła, że tacy jak on jeszcze istnieją. Jego pierwsza żona, Vivie, miała kurzy móżdżek. Becky miała nadzieję, że Vivie – głupie imię -mieszka gdzieś w Sankt Petersburgu, w Rosji. To była wystarczająco duża odległość.
Następnego dnia w południe, kiedy gubernator Bledsoe spacerował ze swoim psem w dobrze strzeżonym ogrodzie, snajper, strzelając z dużej odległości, przestrzelił psu fałdy na karku. Szybko zawieziono zwierzaka do weterynarza i wyglądało na to, że pies przeżyje, tak samo jak przeżył jego pan.
– To już szczyt wszystkiego – powiedział Thomas do Becky. Byli sami w domu. – Strzelił psu w kark. Nie do wiary. Przynajmniej wiemy, że tego psychopaty teraz tu nie ma.
– Ale dlaczego to zrobił? – spytała Becky. – Dlaczego?
– Żeby z nas zadrwić – odrzekł Thomas. – Żeby zrobić nam kawał. Chce, żebyśmy wiedzieli, że może robić, co zechce, i że nic mu za to nie grozi. Że raz jest tu, a raz tam, i że nigdy go nie złapiemy. On się z nas śmieje do rozpuku.