Wsparta o mahoniowe biurko ojca, Becky czuła, że podłoga usuwa się jej spod nóg.
– Nie, Tyler – powtórzyła. – Nie mogę w to uwierzyć.
– To prawda, Becky. Sam zniknął. Kiedy rano przyszedłem do jego pokoju, już go nie było. Była tylko kartka, przypięta do jego kołderki, na której było napisane, że muszę do ciebie zadzwonić i że dostanę twój numer telefonu od dyrektora CIA. Więc to zrobiłem.
– Nie, to niemożliwe – powtarzała Becky, chociaż w głębi duszy wiedziała, że to prawda: Sam został porwany.
– Napisał też, że nie wolno mi zawiadamiać o tym nikogo oprócz ciebie. Zagroził, że jeśli to zrobię, zabije Sama.
Usłyszała, jak gwałtownie łapał oddech.
– Becky, dziękuję Bogu, że się odezwałaś. Jezu, co ja mam teraz robić?
W jego głosie wyczuła przerażenie, gniew i całkowitą bezradność.
– Tyler, nie dzwoń do szeryfa Gaffneya. Pozwól, niech się zastanowię.
– Oczywiście, że nie zadzwonię do szeryfa. Myślisz, że jestem takim idiotą? – krzyknął. – Napisał też – dodał spokojniejszym głosem – że musisz przyjechać do Riptide.
Och Boże… przeraziła się Becky.
– Tyler, zaczekaj chwilę. Zawołam Adama.
– Nie! – Wrzasnął tak głośno, że omal nie upuściła słuchawki. Po chwili usłyszała jego głęboki oddech. – Nie, Becky, proszę cię, jeszcze nie teraz. On pisze, że jeśli komuś o tym powiesz, na przykład ojcu, to on zabije Sama. Do diabła, nie wiedziałem nawet, że masz ojca, dopóki nie podniosła się ta wrzawa we wszystkich mediach. Dobry Jezu, Becky, przecież ten maniak zamordował jeszcze cztery osoby, a teraz ma Sama. Słyszysz? Ten maniak ma Sama!
– Wiem. Przeczytaj mi tę kartkę, Tyler.
– Dobrze.
Oddychał ciężko, ale wiedziała, że próbuje się opanować. Zaczął czytać bardziej opanowanym tonem:
Panie McBride, proszę się jak najszybciej skontaktować z Rebeccą Matlock. Żeby ją odnaleźć, należy zadzwonić do sekretariatu dyrektora CIA i powiedzieć im, że ona ma natychmiast do Pana zatelefonować, że to sprawa życia i śmierci. Powie Pan jej, że ma przyjechać do Riptide i nie mówić o tym nikomu, nawet ojcu, bo Pana syn straci Życie. Chyba nie chce Pan, żeby spotkał go taki koniec jak Lindę Cartwright? Ma Pan na to dwadzieścia cztery godziny.
– Jak podpisał tę kartkę?
– Wcale nie podpisał. Jest tam tylko to, co ci przeczytałem. Boże, Becky, co począć? Przecież wiesz, co on zrobił Lindzie Cartwright i ilu ludzi już zamordował. Zresztą, sama masz dość doświadczeń. Cała policja w Maine jest postawiona na nogi w sprawie morderstwa Lindy Cartwright. Nie słuchasz mnie? -wrzasnął po chwili. – Jakiś wredny rosyjski agent porwał mojego syna!
– Zastanawiam się, dlaczego on nie żąda przyjazdu mojego ojca. Przecież jemu chodzi właśnie o niego. To zupełnie nie ma sensu.
– Słuchałem wszystkich wiadomości. – Tyler opanował się trochę. – Ja też uważam, że to nie ma sensu. Proszę cię, Becky, musisz tu przyjechać. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś do mnie nie zadzwoniła.
– Jeśli przyjadę, to on mnie porwie, żeby zwabić ojca. A potem nas zabije.
Nie dodała, że zabije również Sama. Obawiała się, że chłopiec już nie żyje.
Na tę myśl zrobiło się jej słabo. Nie, za wszelką cenę musi go ratować. Nie wolno jej się poddać. Musi coś wymyślić.
– Cholera, sam wiem, że on będzie chciał was zabić. Co robić?
– Nie wiem, Tyler.
– Proszę cię, nic nie mów ojcu ani temu Adamowi.
– Dobrze. Jeśli uznam, że powinnam im powiedzieć, to najpierw do ciebie zadzwonię. Odezwę się za trzy godziny. Och, Boże, tak mi przykro. To wszystko moja wina. Nie powinnam była przyjeżdżać do Riptide.
– Za trzy godziny, Becky. Musisz tu przyjechać. Może uda nam się zastawić na niego jakąś pułapkę.
Kiedy Adam wszedł do gabinetu Thomasa, Becky wyglądała przez okno. Widać było, że jest potwornie przygnębiona.
– Co się dzieje? Dlaczego McBride chciał z tobą rozmawiać?
– Martwił się o mnie. – Becky wzruszyła ramionami. – Po tym hałasie w mediach…
– Nie wierzę, że tylko o to mu chodziło.
– Ale tak było. O, zobacz! – Właśnie przyjechali ludzie z FBI.
Z czarnego samochodu wysiadło dwóch mężczyzn. Nosili czarne ubrania i mieli krótko ostrzyżone włosy.
– Co się stało, Becky? – powtórzył Adam. – Jesteś śmiertelnie blada.
– Nic się nie stało, Adamie. To agent Hawłey i agent Cobb. Chodźmy dowiedzieć się, co mają do powiedzenia.
Adam przywitał się z agentami i odsunął się na bok. Tellie Hawley zwrócił się do Thomasa:
– Witam pana, panie Matlock. Pewnie jest pan ciekaw, dlaczego przydzielono nas do tej sprawy.
– Taka myśl rzeczywiście przemknęła mi przez głowę. Thomas gestem zaprosił przybyłych do salonu.
– Ależ dziś gorąco. – Scratch Cobb odpiął jeden guzik marynarki i dodał: – Bardzo ładny dom.
– Dziękuję. – Thomas wskazał fotele. – Siadajcie panowie.
– Ponieważ my pierwsi rozmawialiśmy z panną Matlock w szpitalu – zaczął wyjaśniać agent Hawley – a także dlatego, że znałem pana, sir, Gaylan Woodhouse zadecydował, że nie powinniśmy zostawiać tej sprawy. Naturalnie, Savich i Sherlock też są włączeni i Gaylan popiera ich udział, co oczywiście nie oznacza, że ludzie z Centrali siedzą z założonymi rękami.
– Wiem, że to się im nie zdarza. – Thomas skinął głową. -Okropnie mi przykro z powodu agentów, których Krimakow zamordował w Nowym Jorku. To musiał być straszny cios.
Tellie Hawley zbladł, a za chwilę zaczerwienił się z wściekłości.
– Ten łajdak z zimną krwią zabił kolejnych czterech ludzi. Wszedł sobie do szpitala – Bóg jeden wie, w jakim przebraniu -zabił dwóch agentów, którzy pilnowali pokoju, wszedł do środka, wpakował sześć kul w agentkę Marlane, a potem trzy w głowę Della. Jak mu się udało uciec? Nie mamy pojęcia. To nas wszystkich doprowadza do szału. Jego fotografie są wszędzie porozwieszane. Agenci obchodzą ulice w promieniu prawie dwóch kilometrów od szpitala, pokazując wszystkim jego zdjęcie. Na razie bez rezultatu.
Biła z niego wściekłość, ból i poczucie winy. To on kierował tą akcją, on wydawał rozkazy. Becky pomyślała, że nie chciałaby być w jego skórze. Miała dość własnego poczucia winy.
Sam… O, Boże, co robić?
Tellie Hawley opanował się po chwili, odchrząknął i zwrócił się do Becky.
– Panno Matlock, przyjechaliśmy, żeby dokładnie omówić to, co się działo, kiedy była pani w jego rękach.
– Przykro mi, panie Hawley, ale powiedziałam wam już wszystko, co wiem.
– Nasz umysł, panno Matlock, potrafi rejestrować rzeczy, których nie jesteśmy nawet świadomi. Zakładamy, że wie pani o wiele więcej o Krimakowie, ale te informacje są ukryte w podświadomości. Agent Cobb jest doświadczonym hipnotyzerem i chciałby panią uśpić. Może wtedy jeszcze się czegoś dowiemy. Czegoś więcej.
– Widziała pani to zdjęcie? – Agent Cobb podał jej starą fotografię Krimakowa.
– Oczywiście. Ojciec mi je pokazał, a także to postarzone. Wpatrywałam się w nie długo, ale nadal nie wiem, czy to on. Przecież go nie widziałam, zawsze krył się w cieniu. Starałam się jeszcze coś sobie przypomnieć, jednak ten wysiłek był bezskuteczny. Jestem gotowa poddać się hipnozie.
– Naprawdę, Becky? – spytał ojciec. – Nie musisz tego robić.
– Chcę spróbować.
– A więc dobrze. – Agent Cobb wyjął z kieszeni kamizelki błyszczący zegarek kieszonkowy. – Jest wiele sposobów, żeby kogoś zahipnotyzować. Ja stosuję metodę koncentracji na przedmiocie. To zegarek mojego dziadka. Zawsze mam go przy sobie, ale dopiero kilka lat temu odkryłem, że mogę go używać do hipnozy. Becky, usiądź wygodnie, patrz na ten zegarek i słuchaj brzmienia mojego głosu.
To, co mówił, nie miało sensu, ale jego głos miał wyjątkowo jednostajne brzmienie. Patrzyła na zegarek, który kołysał się wolno przed jej oczami.
Upłynęło pięć minut, Becky nadal patrzyła ma kołyszący się przed oczami lśniący przedmiot, słuchała jednostajnego głosu agenta Cobba, który mówił jej, że zaraz zamknie oczy, że jest zupełnie rozluźniona, że zapadnie w sen. Chciała dostosować się do jego wskazówek, lecz to jej się nie udawało. Przed oczami wciąż miała obraz Sama, który z uśmiechem wyciągał do niej rączki. Wiedziała, że jeśli ona czegoś nie wymyśli, Krimakow bez wahania go zabije.
Agent Cobb widział, że jego wysiłki nie odnoszą skutku, jednak nadal kołysał zegarkiem i nie zmieniał jednostajnego tonu.
– Becky, mocno spałaś tej nocy, kiedy cię porwał?
– Tak. Poczułam ukłucie w rękę i od razu wiedziałam, że to on – odparła, naśladując spokojny ton agenta.
– Nie widziałaś jego twarzy? Nie zauważyłaś, jaką miał sylwetkę?
– Nie, przykro mi. – Becky pokręciła głową.
– Nie potrafię cię zahipnotyzować, Becky – westchnął Scratch, wkładając swój piękny zloty zegarek do kieszeni. -Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Zwykle bardzo inteligentne, twórcze osoby, takie jak ty, natychmiast się poddają. A ty jesteś bardzo oporna.
Wiedziała, dlaczego tak się dzieje, ale nie mogła mu tego powiedzieć. Nikomu nie mogła powiedzieć.
– Coś cię powstrzymuje – stwierdził. – Może wiesz, co to jest? Nic nie powiedziała.
– Okay, więc będziemy tylko zadawać pytania – stwierdził Tellie Hawley. Ale z ich rozmowy nic nowego nie wynikło, poza jedną sprawą.
– Adamie – spytała – czy znaleziono coś w obrębku mojej nocnej koszuli? Pokręcił głową.
– To znaczy, że on to znalazł. Pozwolił mi iść do łazienki. Udało mi się wtedy odkręcić jedną śrubę przytwierdzającą toaletę do podłogi. Rozprułam obrębek koszuli i tam ją wepchnęłam.
– Tak – przyznał Hawley – on miał tę śrubę. Zostawił ją na łóżku agentki Marlane. Znaleźli ją tam technicy i umieścili w spisie przedmiotów, ale w tym całym zamieszaniu zupełnie o tym zapomniałem. Technicy myśleli, że ta śruba znalazła się tam przypadkiem i to ich nawet rozbawiło, ale nie ma w tym nic śmiesznego. To dowodzi, że to był ten sam facet. – Hawley pokręcił głową. – Śruba od toalety. Ta cholerna śruba od toalety.
– On sobie z nas drwi. – Thomas wstał z miejsca i zaczął przemierzać salon szybkimi krokami. – Chciałbym stanąć przed nim twarzą w twarz i zakończyć to wszystko.
– Nie! – wykrzyknęła Becky. – Ojcze, nie pozwolę ci na to.
Zrobili sobie przerwę na kawę, potem Thomas pokazywał im cuda nowoczesnej techniki, w które był wyposażony jego gabinet. Kiedy wrócili do salonu, agent Cobb zwrócił się do Becky.
– Może spróbujemy jeszcze raz? Skinęła głową. Nie miała wyboru. Tym razem wręczył jej małą białą tabletkę.
– To valium. Pomoże ci się odprężyć. Połknęła lekarstwo. Minęło dziesięć minut.
– Już się rozluźniłaś, Becky? – zapytał agent Cobb.
– Tak.
– Czy wiesz, co się dzieje dokoła ciebie?
– Tak. Adam patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby chciał zwinąć mnie w kłębuszek i schować do kieszeni.
– A co robi twój ojciec?
– Jeszcze trudno mi jest myśleć o nim jak o ojcu. Przez tyle lat sądziłam, że nie żyje.
– Wiem, ale teraz jest tutaj, razem z tobą.
– Tak. Siedzi i zastanawia się, czy nie powinien przerwać tego seansu. Obawia się o mnie. Nie wiem dlaczego. Przecież nie dzieje mi się żadna krzywda. Agent Cobb uśmiechnął się i poklepał jej dłoń.
– Teraz, Becky, cofnijmy się do tej nocy, kiedy rozbudziło cię ukłucie w rękę. Jęknęła i poruszyła się gwałtownie.
– Jego tu nie ma – powiedział szybko agent Cobb. – Jesteś bezpieczna. Wszystko jest okay.
– Nie, nic nie jest okay. On go zabije. Wiem, że go zabije. Co mam zrobić? To wszystko moja wina. On go zabije!
– Becky, boisz się, że on cię zabije? – spytał agent Cobb. -Obawiasz się, że wstrzyknął ci jakąś truciznę o przedłużonym działaniu?
– Och, nie. On jego zabije. Muszę coś zrobić. O, Boże…
– Chcesz powiedzieć, że on zabije twojego ojca?
– Nie, nie. Chodzi o Sama. On porwał Sama. – Zaczęła gwałtownie szlochać i całkowicie się wybudziła. – Och, nie -wyjąkała, patrząc na ich zdumione twarz. – Och, nie…
– W porządku, Becky – Agent Cobb pogłaskał ją po ręce. -Wszystko w porządku.
– A więc taką wiadomość miał dla ciebie McBride – odezwał się Thomas. – Krimakow porwał Sama i zmusił McBride'a, żeby zadzwonił do dyrektora CIA, żeby cię odnaleźć.
– Nie – zaprzeczyła. – Nie wiem nawet, o czym mówisz.
To valium, pomyślała. Ono zabije Sama, zabije ojca i Bóg jeden wie, ilu jeszcze innych ludzi zginie przez to jedno przeklęte valium.
Adam gwałtownie zerwał się na nogi.
– Gdzie jest twój notes? Zadzwonię do McBride'a i dowiem się, o co tu chodzi, do cholery!
– Nie! – Chwyciła go za ramię. – Adamie, nie możesz tego zrobić!
– Dlaczego?