8

Następnego ranka Becky poszła do Składu Aptecznego Riptide, który znajdował się w Alei Naparstnicy, i stwierdziła z przerażeniem, że znalazła się w centrum zainteresowania. Jak na kogoś, kto chciał się zaszyć w ciemnym kącie, to niezbyt dobrze sobie radziła. Gdziekolwiek się pokazała, patrzono na nią ciekawie, wypytywano, przedstawiano swoim krewnym. Była dziewczyną, która znalazła szkielet. Nawet na stacji benzynowej Union 76, przy Rondzie Wilczego Łyka, obsługiwano ją wyjątkowo gorliwie. Menedżer Twierdzy Artykułów Spożywczych, pani Dobbs, poprosiła ją o autograf. Trzy osoby powiedziały jej, że kogoś im przypomina.

Było za późno, żeby ufarbować włosy na czarno. Poszła do domu i już z niego nie wychodziła. Tego dnia odebrała co najmniej dwadzieścia telefonów. Nie widziała się z Tylerem, ale wiedziała już, że miał rację, kiedy mówił o podejrzeniach szeryfa, ponieważ wszyscy myśleli podobnie i rozmawiali o tym z sąsiadami, nie ściszając nawet głosu.

Tyler nie poruszał tego tematu, kiedy przyszedł do niej późnym wieczorem. Zachowywał stoicki spokój. Miała ochotę wykrzyczeć, że ci ludzie nie mają racji, że Tyler jest wspaniałym człowiekiem, że nie mógłby nikogo skrzywdzić, tym bardziej swojej żony, wiedziała jednak, że nie powinna ryzykować i skupiać na sobie uwagi. To było zbyt niebezpieczne. Musiała wysłuchiwać opowieści o Ann, żonie Tylera i matce Sama, która rzekomo zniknęła piętnaście miesięcy wcześniej, nie zostawiając żadnej wiadomości ani dla męża, ani dla syna.

Przed dwoma laty Ann miała jeszcze matkę, lecz Mildred Kendred zmarła i Ann została sama z Tylerem. Nie miała krewnych, którzy by go wypytywali, gdzie podziała się jego żona. Popatrzcie tylko na małego Sama, jest taki cichy i zamknięty w sobie, pewnie coś widział – wszyscy byli tego pewni. To, że nie bał się swojego ojczyma, mogło oznaczać tylko jedno: dziecko wyparło ze świadomości te straszne wspomnienia.

Tak, teraz byli o tym przekonani. Tyler walnął żonę w głowę -pewnie chciała go porzucić, o to chodziło – a potem zamurował ją w ścianie sutereny Jacoba Marleya. A mały Sam niewątpliwie coś widział… tak bardzo się zmienił po zniknięciu matki.

Przez następne dni Tyler nadal był spokojny, nie komentował domysłów, ignorował ukradkowe spojrzenia ludzi, którzy rzekomo byli jego przyjaciółmi. Becky widziała jednak, że był nieszczęśliwy. Nie mogła nic na to poradzić, poza powtarzaniem w kółko:

– Tyler, wiem, że to nie Ann. Udowodnią, że to ktoś inny, zobaczysz.

– W jaki sposób?

– Jeśli się nie dowiedzą, kim ona była, to zainteresują się ucieczkami z domów. Poza tym są jeszcze testy DNA. Dowiedzą się. Niedługo mnóstwo ludzi będzie cię błagać o przebaczenie.

Popatrzył na nią bez słowa.

Następnego dnia Becky wybrała się na zakupy do Twierdzy Artykułów Spożywczych dopiero o ósmej wieczorem, mając nadzieję, że będzie tam mało ludzi. Szybko przechodziła pomiędzy półkami. Ostatnią pozycją na jej liście było masło z orzeszków ziemnych. Znalazła je i wzięła mały słoiczek. Za późno się zorientowała, że słoik jest popękany – rozleciał się jej w rękach w tym samym momencie, kiedy zaczęła wołać kogoś z obsługi. Część zawartości wychlapała się na słoiki dżemów i galaretek, reszta spadła na podłogę. Becky zastygła w bezruchu, patrząc na to pobojowisko.

– Widzę, że kupuje pani naturalny produkt, bez cukru. Ja też tylko takiego używam.

Obróciła się szybko, poślizgnęła na maśle orzechowym i omal nie wpadła na kartony z zupą. Jakiś mężczyzna chwycił ją za ramię i postawił na nogi.

– Przepraszam, że panią zaskoczyłem. Znajdę inny słoik. Właśnie idzie chłopak z mopem. Powinien pani wytrzeć podeszwy tenisówek.

– Tak, to prawda.

Nie znała tego mężczyzny, ale to nie miało specjalnego znaczenia, ponieważ nie znała większości ludzi w mieście. Miał na sobie czarną kurtkę, ciemne dżinsy i buty do biegania firmy Nike. Zrobił na niej wrażenie wielkiego, twardego faceta. Miał przydługie ciemne włosy i równie ciemne oczy.

– Jedyny kłopot – ciągnął po chwili milczenia – to rozmieszanie tego masła przed włożeniem go do lodówki. Olej okropnie się wtedy rozpryskuje. Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały chłodne, jakby patrząc na ludzi, widział tylko ich ponure tajemnice. Nie chciała, żeby w ten sposób patrzył na nią, żeby zaglądał w głąb jej serca. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Chciała jak najszybciej wyjść ze sklepu.

– Wiem – powiedziała, cofając się o krok. Kim on jest? Dlaczego stara się być miły?

– Panno Powell, jestem Młody Jeff. Stary Jeff, mój tato, jest asystentem menedżera. Niech pani się nie rusza, oczyszczę pani tenisówkę.

Gwałtownie podniósł jej nogę do góry, aż się przechyliła do tyłu.

Tajemniczy mężczyzna podtrzymywał ją, kiedy Młody Jeff wycierał mokrym papierowym ręcznikiem podeszwę jej buta.

– Cieszę się, że panią spotkałem, proszę pani. Chciałbym wiedzieć, czy ten biedny nieżywy szkielet to pani McBride. Wszyscy mówią, że to nie może być nikt inny, skoro pani McBride zniknęła nagle i wcale nie tak dawno temu. Mówią też, że pani wie, że to jest pani McBride, że jest pani tego pewna, ale jak to możliwe? Czy pani znała panią McBride? -dopytywał się chłopak.

Wreszcie uwolnił jej nogę. Odsunęła się od Młodego Jeffa i tego drugiego mężczyzny co najmniej o pół metra. Zrobiło jej się nagle bardzo zimno.

– Nie, Jeff. Nie znałam Ann McBride i nic o niej nie wiem. Ludzie zbyt wcześnie wyciągają wnioski. Założę się, że dowiemy się już niedługo, iż ta biedna kobieta to nie jest Ann McBride. Powiedz wszystkim, że takie jest moje zdanie.

– Zrobię to, panno Powell, ale pani Ella mówi co innego. Ona też myśli, że to Ann McBride.

– Uwierz mi, Jeff. Przecież ja tam byłam, ja widziałam szkielet, a nie pani Ella. Och, przepraszam za ten bałagan. Dzięki, że wyczyściłeś mi tenisówkę. Mężczyzna wyciągnął rękę i pomógł jej przejść przez rozbite szkło.

– Młody Jeff jest nastolatkiem z szalejącymi hormonami -powiedział. Nie uszło jego uwagi, że ona znów się odsunęła. -Obawiam się, że teraz pani stała się obiektem jego uczucia.

– Nie. – Wzdrygnęła się nagle. – Ja tylko jestem obiektem ogólnej ciekawości, również Młodego Jeffa. – Zamilkła na chwilę. Ten mężczyzna wciąż napawał ją strachem, ale wzięła głęboki oddech i miło się uśmiechnęła. – Mam jeszcze kilka zakupów do zrobienia, panie…?

– Carruthers. Adam Carruthers.

Wyciągnął do niej rękę, a ona automatycznie nią potrząsnęła.

Miał dużą, twardą dłoń, wydawało się, że cały jest taki twardy. Założyłaby się o ostatniego centa, że nawet podeszwy jego butów były twarde. Nikt nie musiał jej mówić, że był zdyscyplinowanym facetem, skupionym na swoich celach, jak żołnierz albo bandyta… i to ją tak przeraziło, że omal nie uciekła w popłochu. To, oczywiście, byłoby głupie. Ale jednej rzeczy była pewna – nie chciałaby wdać się z nim w walkę. Jeśli go już nigdy więcej nie zobaczy, to tym lepiej.

– Nigdy jeszcze pana nie widziałam, panie Carruthers.

– Dopiero wczoraj przyjechałem. Pierwsza rzecz, o jakiej się dowiedziałem, to że znalazła pani szkielet. A druga – że to jest zaginiona żona pani sąsiada, Tylera McBride'a i że pani się z nim spotyka. Czy to nie jest ciekawe?

Reporter, pomyślała. Och, Boże, to mógł być reporter albo paparazzi – znaleźli ją. To był koniec jej ledwie odnalezionego nowego wspaniałego świata, jej cichej przystani. To nie było w porządku. Zaczęła się cofać.

– Nic pani nie jest?

– Nie, oczywiście, że nic. Jestem bardzo zajęta. Miło mi było pana poznać. Do widzenia.

Prawie biegła pomiędzy półkami z różnymi gatunkami chleba, bułkami do hamburgerów i angielskimi mufinkami.

Patrzył za nią. Była wyższa, niż się spodziewał, i zbyt chuda. On też by zmarniał, gdyby był pod taką presją. Najważniejsze, że ją odnalazł. Amatorzy, pomyślał, nawet jeśli są bardzo sprytni, nie potrafią zatrzeć za sobą śladów. Przypomniał sobie, jak mu się udało wprowadzić w błąd FBI, i uśmiechnął się do słoików dżemów i galaretek z niską zawartością cukru. Ograniczały ich różnorodne procedury, wymagania i okresy oczekiwania, wbudowane w system, który nie inaczej opracowałby kryminalista, żeby mieć szansę ucieczki. Poza tym nic mieli jego kontaktów. Niosąc do kasy puszkę francuskiej kawy, wesoło pogwizdywał. Obserwował Becky, kiedy wsiadała do ciemnozielonej toyoty i wyjeżdżała z parkingu.

Wrócił do swojego narożnego pokoju na piętrze w pensjonacie Hamak Errola Flynna, włączył laptop i wysłał e-mail:

Zawarłem z nią znajomość nad stłuczonym stoikiem masła orzechowego w Twierdzy Artykułów Spożywczych. Ma się dobrze, jest tylko cholernie nerwowa.

To zrozumiałe. Nie uwierzysz, Że do tego wpakowała się w kłopoty tutaj, w Riptide. Ze ściany jej sutereny wypadł szkielet. Wszyscy w miasteczku uważają, że to żona jej sąsiada, która zaginęła przeszło rok temu. Kto to, u czorta, wie? Będę Cię informował na bieżąco.

Adam odchylił się na krześle, wdychając zapach kawy, która bulgotała w ekspresie kupionym w Sklepie Artykułów Żelaznych Goose'a, jak tylko przyjechał do miasta.

Ona mu nie ufała, może się go nawet bała. Nic dziwnego -jakiś wielki facet próbuje ją poderwać w Twierdzy Artykułów Spożywczych po tym, jak znalazła szkielet w swojej suterenie, a oprócz tego ucieka przed FBI, nowojorską policją i maniakalnym mordercą. Nie ubawiły ją żarciki na temat masła z orzeszków ziemnych, była na to zbyt bystra.

Nalał sobie kawy i westchnął z zadowoleniem. Krzesło było zadziwiająco wygodne, w kącie pokoju cicho grał telewizor. Przymknął oczy, przywołując obraz Becky Matlock.

Nie, teraz ona była Becky Powell. Pod tym nazwiskiem wynajęła dom Jacoba Marleya, z którego ściany wypadł szkielet po gwałtownej burzy, która spustoszyła wybrzeże Maine.

Ta dziewczyna miała prawdziwego pecha.

Teraz musi doprowadzić do tego, żeby mu zaufała. Wtedy będzie miał dla niej wielką niespodziankę.

Najpierw jednak musiał dokonać rozpoznania terenu. Pośpiech nigdy nie popłaca.

Następnego dnia Adam trzymał się od Becky z daleka. Rano obserwował dom i widział Tylera McBride'a i jego małego synka, Sama, kiedy złożyli jej wizytę około jedenastej. Dzieciak był świetny, naprawdę udany, ale nie krzyczał i nie skakał jak inne w tym wieku. Może ludzie mieli rację? Czy on widział, jak McBride zabija jego matkę, czy to tylko plotka?

Adam był ciekaw, co łączy Tylera McBride'a z Becky Matlock. Widział, że odwiedził ją również szeryf Gaffney, nawet słyszał prowadzoną na ganku rozmowę.

– Nie ma jeszcze żadnej wiadomości z laboratorium patologa, szeryfie?

– Podobno ma być jutro. Chcę jeszcze raz sprawdzić suterenę, może coś wyniucham. Moi chłopcy nie znaleźli żadnych odcisków palców, ale może jest tam coś, na co nikt z nas nie zwrócił uwagi. Aha, jeszcze coś: Rachel Ryan prosiła, bym pani powtórzył, że przyjadą ludzie do usunięcia drzewa i naprawienia okna.

Adam po lunchu wysłał e-mail i już po dwóch godzinach wiedział, że Becky Matlock poznała Tylera McBride'a w Dartmouth College. Czy byli wtedy parą? Kochankami? To możliwe. Interesująca sprawa. A teraz wszyscy uważają, że ten szkielet to zaginiona żona McBride'a, Ann. Postanowił, że dowie się na jego temat wszystkiego, co możliwe. Ta sytuacja mogła mieć specyficznie ironiczny wydźwięk. Może udało się jej uciec przed jednym prześladowcą, żeby zaraz wpaść na faceta, który załatwił swoją żonę.

Tak, miała wyjątkowego pecha.

Postanowił się jeszcze do niej nie zbliżać, widząc, że jest na to zbyt przerażona. Nadal ją obserwował. Nie wychodziła z domu. W lecie w Maine było widno do późna, więc wieczorem pojawiło się pięciu facetów, uzbrojonych w piły mechaniczne, żeby zająć się starym świerkiem, leżącym przy zachodniej ścianie domu. Wyciągnęli konar z okna na piętrze i przepiłowali go. Obcięli gałęzie z drzewa, po czym obwiązali pień grubym łańcuchem i wyciągnęli go z ogrodu.

Przez cały ten czas Becky siedziała z książką na werandzie, kołysząc się w starym, bujanym fotelu, a jemu robiło się już niedobrze, kiedy patrzył na ten powolny ruch w tył i w przód, na to niekończące się bujanie. Denerwowało go też skrzypienie fotela połączone z hałasem piły mechanicznej. Wcześnie poszedł spać.

Następnego dnia, około południa, Becky dziękowała człowiekowi, który wstawił szyby w jej sypialni. Nie minęło pół godziny, a był już tam Tyler z Samem – zasiedli przy kuchennym stole i jedli kanapki z tuńczykiem.

– Tyler, niedługo będziemy mieli wiadomość od szeryfa Gaffneya. Powinniśmy otrzymać ją dzisiaj. Oni sprawdzają wszystko dokładnie i powoli. Wreszcie będzie koniec tych niedorzecznych plotek.

Milczał bardzo długo, jedząc kanapkę, a kiedy się wreszcie odezwał, zdumiał ją brzmiący w jego głosie gniew.

– Becky, jesteś optymistką.

Ale ona nie myślała już o szkielecie. Zastanawiała się, dlaczego Adam Carruthers obserwuje jej dom. Stał bez ruchu, po prawej stronie pomiędzy świerkami, niecały metr od kuchni. To nie był jej prześladowca, była tego pewna. Tamten miał zupełnie inny głos. Głos prześladowcy nie był ani stary, ani młody, tylko irytująco gładki. Wszędzie by go rozpoznała. Carruthers mówił inaczej. Ale kim on był? Dlaczego się nią interesował?

Adam przeciągnął się. Wykonał kilka relaksujących ruchów taekwondo, żeby rozciągnąć mięśnie. Właśnie podnosił wolno lewą nogę, trzymając lewą rękę wyciągniętą do góry, kiedy za jego plecami rozległ się głos:

– Lewa ręka jest trochę za wysoko – powiedziała Becky. – Opuść łokieć przynajmniej o trzy centymetry, wyprostuj nadgarstek i bardziej odchyl palce. Tak jest lepiej. A teraz nie ruszaj się, bo odstrzelę ci głowę.

Był tak szybki, że to się wprost nie mieściło w głowie. Stojąc za nim w odległości prawie dwóch metrów, mierzyła do niego ze swojego coonana, z siedmioma nabojami w magazynku, a on mignął jej tylko przed oczami i jego prawa noga lekkim uderzeniem wytrąciła jej broń z ręki, a lewa ręka uderzyła w ramię na tyle silnie, że Becky przechyliła się do tyłu i upadła na plecy.

Chwyciła pistolet z ziemi i podniosła go, ale facet znowu wykopał go z jej dłoni. Nadgarstek zabolał, po czym całkowicie zdrętwiał.

– Przykro mi – powiedział, stając nad nią. – Złe reaguję na ludzi, którzy grożą mi bronią. Mam nadzieję, że nie zrobiłem ci krzywdy.

Miał jeszcze czelność podać jej rękę i pomóc wstać. Ciężko oddychała, bolało ją ramię, a nadgarstek był całkowicie zdrętwiały. Cofnęła się, obróciła i pobiegła przed siebie, ale nie była dość szybka.

Chwycił ją i przytrzymał.

– Chwileczkę. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Zastygła w miejscu i opuściła głowę – poddała się. Wiedział, że musi ją boleć ramię i że dłoń ma bezwładną.

– Wszystko będzie dobrze. Szybko odzyskasz czucie w nadgarstku. Będzie trochę piekło, nic więcej.

– Nie myślałam, że to ty, to nie ten sam głos – powiedziała. -Mogłabym przysiąc, że to nie ty, myliłam się jednak.

A więc myślała, że to on jest jej prześladowcą, człowiekiem, który zamordował tę starą, bezdomną kobietę przed muzeum i strzelał do gubernatora. Bezwiednie zwolnił uścisk i puścił ją.

– Posłuchaj, przykro mi… – zaczął.

Kiedy tylko ją puścił, rzuciła się do ucieczki. Popędziła pomiędzy świerkami, kierując się w stronę domu.

Złapał ją po niecałych trzech metrach i obrócił do siebie. Wykonała szybki ruch – otrzymał tak mocne uderzenie w szczękę, że głowa odskoczyła mu do tyłu. Była bardzo silna. Chwycił ją za ręce, ale poczuł, że ona podnosi kolano.

Na szczęście uratował go refleks i jej kolano wylądowało na udzie. Bolało, ale nie tak bardzo, jak cios w krocze, który powaliłby go na ziemię. Obrócił ją znowu, tyłem do siebie. Przycisnął jej ręce do boków i tak ją trzymał. Ciężko oddychała, była przerażona, wiedział jednak, że znowu będzie walczyć, jeśli tylko będzie mogła. Zrobiła na nim duże wrażenie, tymczasem jednak to on miał przewagę.

– Nie wiem, jak mnie znalazłeś – powiedziała, ciężko dysząc. – Zrobiłam wszystko, żeby zatrzeć ślady. Jak zdołałeś mnie wyśledzić?

– Po dwóch dniach wiedziałem już, że dotarłaś do Portland. To zabrało mi więcej czasu, niż się spodziewałem.

Odwróciła głowę, żeby na niego popatrzeć.

– Puść mnie, ty łajdaku!

– Spokojnie, jeszcze nie teraz. Muszę trochę zadbać o siebie. Jesteś niezła jak na amatora.

– Puść mnie!

– A nie będziesz stosować przemocy? Nie cierpię przemocy. Robię się wtedy nerwowy.

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, przygryzając wargę.

– W porządku – skinęła głową.

Puścił ją i szybko się cofnął, nie spuszczając wzroku z jej prawego kolana. Natychmiast uciekła. Tym razem jej nie gonił. Była bardzo szybka, ale on dowiedział się już tego z jej dossier. Zauważyła, że on obserwuje jej dom. To było zadziwiające. Był przecież bardzo ostrożny, niesłychanie cierpliwy, nieruchomy jak świerki, pomiędzy którymi się chował. Już nieraz od tego zależało jego życie. A jednak zauważyła, że ktoś tam jest.

To zrozumiałe. Ten facet prześladował ją w Nowym Jorku przez ponad trzy tygodnie. To wyostrzyło jej zmysły, stała się czujna. Bała się, ale mimo to wyszła z domu i podeszła do niego. Podniósł z ziemi coonana. To była dobra broń. Jego brat miał jedną z takich zabawek i strasznie się nią chwalił. Wyjął naboje i schował je do kieszeni. Zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się, czy nie powinien wrzucić pistoletu do skrzynki na listy lub wsunąć pod frontowe drzwi.

Domyślał się, że bez broni nie będzie się czuła bezpiecznie.

Po upływie dziesięciu minut Tyler McBride i jego syn wyszli z domu. Widział, jak stała na werandzie i machała im na pożegnanie. Popatrzyła na miejsce, w którym stał, niewidoczny pośród drzew. Kiedy Tyler McBride i Sam odjechali, wróciła do domu.

Czekał.

Nie minęły trzy minuty, kiedy znowu pojawiła się na werandzie, patrząc w jego kierunku. Widział, że bije się z myślami, zastanawia i rozważa. Wreszcie ruszyła w jego stronę.

Bojowa dziewczyna.

Nie poruszył się, obserwował ją tylko i czekał. Kiedy zbliżyła się na odległość trzech metrów, zauważył, że trzyma w ręku wielki, kuchenny nóż. Uśmiechnął się. Była nieodrodną córką swojego ojca.

Загрузка...