Ten łajdak – powiedział Michaił, trzymając pistolet przy uchu Becky – strzelił mojej matce w głowę. I zapłacił za to. Jeśli się poruszysz, rozwalę głowę tej laluni. Nawet nie będzie czego zbierać.
Adam nie mógł uwierzyć własnym oczom.
– Becky, nie powinienem był pozwolić ci tu zostać. Trzeba było podać ci narkotyk i ukryć w bezpiecznym miejscu.
Becky już go nie słyszała. Ramię Michaiła zacisnęło się na jej szyi tak, że nic mogła oddychać. Ogarnęła ją ciemność. Słyszała jakieś głosy z oddali, ale nic do niej nie docierało.
Michaił rozluźnił wreszcie chwyt i wycelował pistolet w kierunku Adama.
– Rzuć broń, tylko powoli.
Upuszczony pistolet potoczył się po podłodze i zatrzymał się około trzydziestu centymetrów od nogi Adama.
– Rzuciłem. Zabiłeś Thomasa. Nikogo nie ma w pobliżu. Puść ją, omal jej nie udusiłeś.
– Dobra, dobra, mądralo.
Thomas miał uczucie, jakby ktoś mu zamroził klatkę piersiową. To dobrze, pomyślał, bo niedługo będzie odczuwać tak straszny ból, że straci zdolność myślenia i nie będzie się mógł poruszyć. Syn Krimakowa wciąż trzymał pistolet przy głowie Becky, a Adam stał obok nich, nieruchomy i bezradny wsi ml potłuczonego szkła. Thomas wiedział, że Adam stara się co! wymyślić. Becky miała zamknięte oczy. Najwidoczniej zemdlała. Thomas wiedział, że musi coś zrobić, cokolwiek, by nie pozwolić jej umrzeć. J tak cudem uniknęła śmierci, kiedy rzuciła się by osłonić go własnym ciałem. Zaczął już odczuwać ból, ale miłość do córki dodała mu sił i jakoś zdołał włożyć rękę do kieszeni spodni, gdzie był mały derringer. Musiał wykrzesać z siebie jeszcze trochę siły. Michaił kątem oka zauważył ten ruch.
– Cholera, powinieneś już być martwy! Nie ruszaj się!
Rozluźnił chwyt na szyi Becky, uderzył ją mocno w głowę i odepchnął od siebie. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę Zippo i podpalił pościel na łóżku – natychmiast zajęła się płomieniem.
Thomas wystrzelił. Michaił krzyknął, złapał się za rękę, uderzył w ścianę, ale nie upadł. Adam schylił się po swój pistolet. Thomas strzelił ponownie, jednak Michaił uchylił się i kula tylko drasnęła go w głowę.
Thomas przewrócił się na plecy i derringer wypadł mu z dłoni. Adam strzelił, ale Michaił zdążył wyskoczyć z sypialni. Kula trafiła w futrynę.
Ogień rozprzestrzeniał się gwałtownie. Paliły się już brokatowe zasłony, które spadły z drzwi balkonowych.
– Do diabła! – krzyknął Adam. – Becky, nic ci nie jest'? -Pochylił się nad nią i poklepał ją mocno po twarzy. – Musimy stąd uciekać! Palą się zasłony! – Na kolanach przysunął się do Thomasa i potrząsnął nim. – Thomas, otwórz oczy! Możesz się ruszać?
– Nie, nie mogę. – Thomas uśmiechnął się słabo. – Myślę, że już dobiłem do kresu. Wyprowadź stąd Becky. Powiedz jej, że ją kocham.
– Nie gadaj głupstw – rozzłościł się Adam.- Wszyscy stąd wyjdziemy. – Chodź, dasz radę. – Podniósł go na nogi i chciał przerzucić sobie przez ramię.
– Nie, zaczekaj! – zaprotestował Thomas, chociaż z bólu robiło się mu już ciemno przed oczami. – Becky, ocknij się! Musimy stąd wyjść!
Becky siedziała na podłodze, usiłując złapać oddech. Słyszała krzyki agentów i modliła się, żeby nie wchodzili do płonącego pokoju tylko zaczekali na zewnątrz, aż Michaił, wyjdzie z budynku, i podziurawili go jak sito.
– Już idę – powiedziała. – Pomogę ci, Adamie.
Razem wyciągnęli Thomasa do holu. Ogień ogarnął już cały pokój, gęsty dym wydobywał się z całego budynku. Zaczęli kasłać. Adam zamknął drzwi sypialni, ale już było za późno, -płomienie pełzały pod ich stopami.
– Jeśli on jeszcze żyje – powiedział Adam – to zastrzelą go, jak tylko wyjdzie z domu.
– Miałam pistolet przywiązany do nogi – przyznała się Becky, ale nie udało mi się zrobić z niego użytku. Jak się czujesz, tatusiu? Tylko nie waż się myśleć o umieraniu, słyszysz?
– Tak, Becky. – Thomas, czuł, że już nie wytrzyma tego strasznego bólu. Słyszeli za plecami szum płomieni. Otaczał ich gęsty, czarny dym.
– Musimy się pospieszyć – stwierdził Adam, przerzucając sobie Thomasa przez ramię. – Becky, schodź na dół. Idę za tobą.
Rozległ się odgłos wystrzału. Adam poczuł silne uderzenie w ramię, nie rozluźnił jednak chwytu, żeby nie upuścić Thomasa.
– Jezu, Becky, pochyl się, czołgaj się, bo on może cię zastrzelić.
Becky miała już w ręku swojego coonana. Stanęła za Adamem i wystrzeliła w kierunku, skąd padł strzał. Jeszcze trzy wystrzały i zapanowała cisza.
– Adamie, on musi być w pobliżu sypialni. – Wystrzeliła jeszcze raz. – To go powstrzyma. Wyprowadź stąd ojca. Boże, palą się już ściany. Pospiesz się, Adamie! Musisz ocalić mojego ojca!
Kiedy Adam schodził ze schodów, ramię pulsowało mu takim bólem, że aż kręciło mu się w głowie. Coś dziwnego działo się też z jego plecami. Thomas stracił przytomność Usłyszał jeszcze dwa strzały; dochodziły z daleka.
– Adamie, Idę za tobą,! Schodź szybko!
Nie zdawał sobie sprawy, że Becky za nim nie idzie, dopóki nie doszedł do frontowych drzwi, gdzie dwóch agentów zdjęło Thomasa z jego ramienia.
– Jezu! Rana klatki piersiowej. Szybko, lekarza!
– Straż pożarna już tu jedzie. – Gaylan Woodhouse trzymał broń w pogotowiu.
– Mój Boże, Adamie, ty też jesteś ranny? Chodź tutaj, Hawley. Potrzebujemy pomocy.
Zaciskając zęby, Adam trzymał się za ramię. Najbardziej dokuczał mu jednak ból w plecach.
– Gdzie, jest Krimakow? – krzyknął Savich – Becky? – Adam, rozejrzał się dokoła. – Becky? Hatch podbiegł do Adama.
– Jezu! – Dostałeś w plecy, szefie. Wiesz, że strzelił ci w plecy? Boże, połóżcie go na ziemi!
Adam widział buchające płomienie z okien na piętrze. Paliło się nawet pnącze na ścianie domu.
– Becky! Gdzie jest Becky? – powtarzał oszalały z przerażenia. Zwrócił się do Gaylana Woodhouse'a:
– Thomas postrzelił Krimakowa. On musi być gdzieś w środku. Może jest nieprzytomny albo już nie żyje. Jezu, gdzie jest Becky? Musicie ją znaleźć.
– Nikt nie próbował wydostać się oknem z tyłu domu -usłyszeli głos w krótkofalówce.
– Musicie dostać Krimakowa! – krzyknął Gaylan. – Do diabła, zastrzelcie go! Becky, och Boże, gdzie jest Becky? Adam chciał wrócić do domu, żeby ją odnaleźć. Czuł, że musi to zrobić, ale nie był w stanie się ruszyć. Potworny ból pleców całkowicie go unieruchomił.
Nagle rozległ się krzyk jednego z agentów:
– O mój Boże! Tam, na górze!
– To Becky – szepnął Gaylan Woodhouse. – Och, nie! Adam zerwał się na nogi. Nie wiedział, że zostało mu jeszcze tyle siły. Skierował wzrok na dach domu i serce mu zamarło. Nie, Jezu, tylko nie to.
Ale to była Becky. Stała na dachu płonącego domu.
– Becky!
Kilkunastu stojących na trawniku mężczyzn wpatrywało się w dach. Nikt się nie odzywał.
Na dachu stała Becky w białej nocnej koszuli, na szeroko rozstawionych bosych stopach, trzymając pistolet w obu rękach.
– Becky! – krzyknął Adam. – Zastrzel tego skurwiela! Nie strzelała. Stała na dachu, celując z coonana w Michaiła Krimakowa, który trzymał się za krwawiące ramię. Po policzku ściekała mu krew z rany na głowie. Kulił się, jakby nie miał dość siły, żeby się wyprostować. Gdzie miał broń? Adam oddałby pół życia, gdyby mógł cokolwiek zrobić, żeby ją uratować. Zauważył, że jeden z agentów podnosi karabin do twarzy.
– Nie – powiedział. – Nawet nie próbuj. On stoi pod takim kątem, że możesz trafić w nią. Gdzie są strażacy?
Płomienie z balkonu sypialni Thomasa sięgały już dachówek. W każdej chwili cały dach mógł się zawalić.
Na dole słychać było wyraźnie dochodzące z dachu głosy.
– To już koniec – powiedziała Becky do młodego człowieka, który stał w odległości niecałych dwóch metrów. – Nareszcie koniec. Przegrałeś, Michaił, ale cena była zbyt wysoka. Zabiłeś osiem osób tylko dlatego, że znalazły się na twojej drodze.
– Och, nie. Zabiłem o wiele więcej. – Podniósł głowę. -Ale to nieważne. Nie byli mi już potrzebni, więc co miałem z nimi robić?
– Dlaczego nie przestałeś zabijać po śmierci ojca w wypadku samochodowym?
– To nie był wypadek, ty durna lalo. – Roześmiał się. – Ja go zabiłem. Stał się tchórzem. Zdradził pamięć mojej ukochanej matki. Dałem mu po łbie i zepchnąłem jego samochód ze skały.
Płomienie lizały już krawędź dachu. Z daleka dochodziło wycie syren.
Becky, proszę cię, proszę, błagał w myślach Adam, uciekaj z tego dachu.
– To już koniec, Michaił – rozległ się wyraźny głos Becky. -Wiedziałam, że będziesz próbował uciec przez właz na strychu. To koniec.
– Tak – powiedział. – To koniec. Zabiłem tego łajdaka, który zamordował moją matkę, twojego ukochanego ojca. Zrobiłem to, co obiecałem. A po drodze rozgniotłem jeszcze trochę innego robactwa.
Stał już wyprostowany. Był to ten sam przystojny młody człowiek, z którym rozmawiała na siłowni w Riptide.
– Michaił, mój ojciec żyje. On wyzdrowieje. Poniosłeś klęskę.
– Niedługo zapadnie się pod nami dach. Jest cały rozpalony. Pewnie już przypieką twoje bose stopy.
Nadjechali strażacy. Wyskoczyli z wozów, przygotowując się do akcji.
– Jezu, co tu się dzieje? Cały dom stoi w płomieniach!
– Do diabła, ktoś jest na dachu! Ta kobieta ma broń!
– Za późno na przystawianie drabiny. Rozciągamy siatkę!
Becky słyszała ich krzyki. Chociaż dachówki parzyły jej stopy, miała nadzieję, że dach się zaraz nie zawali.
– Patrz, Michaił, rozciągają siatkę. Skoczymy?
– Nie – pokręcił głową. – Nie.
Wyciągnął zapalniczkę i podpalił rękaw koszuli, polem przeniósł płomień na spodnie. Becky patrzyła na niego ze zgrozą. Nagle, stojąc już prawie w płomieniach, rzucił się w jej kierunku.
– Znikniesz razem ze swoim chłopakiem! Chodź, Rebccco, odlatujemy!
Nacisnęła spust, ale on nadal biegł do niej z rozpostartymi ramionami. Strzeliła jeszcze raz, a potem znowu, dopóki starczyło jej naboi.
Omal na nią nie upadł; odskoczyła w ostatniej chwili. Toczył się po dachu jak ognista kula i wreszcie spadł na ziemię.
Słysząc krzyki, oprzytomniała i zobaczyła, że pali się jej rękaw koszuli. Nim stłumiła ogień, strażacy zdążyli rozciągnąć siatkę.
– Skacz, Becky! – krzyknął Adam. Skoczyła bez wahania.
– Mamy ją! – krzyczeli strażacy. – Nic jej się nie stało!
Adam patrzył, jak Becky wygrzebuje się z siatki, odrzucając pomoc strażaków. Biegła do niego. Widział tylko jej zszokowany wyraz twarzy i nie potrafił wykrztusić ani słowa. Upadł na ziemię. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał, zanim stracił przytomność, był huk zapadającego się dachu i głos Becky, która powtarzała jego imię.