Eureka, Kalifornia Pensjonat „Rusałka”
Savich usłyszał dźwięk melodyjki z Króla lwa i otworzył swój telefon komórkowy.
– Simon Russo? – powiedział. – Ten palant, który postrzelił się w stopę moim SIG Sauerem? – Roześmiał się i słuchał dalej.
Po chwili sam zaczął mówić. Szybko się zorientował, że Simon nie jest zachwycony tym, co mu powiedział, że wcale mu się to nie podoba. O co tu, u diabła, chodzi? – zastanawiał się, słuchając uważnie słów Simona.
– Posłuchaj, Savich – mówił Simon – dopilnuj, żeby obrazy twojej babki dotarły bezpiecznie do Waszyngtonu. Zrób to natychmiast, nie pozwól kuratorowi grać na zwłokę. Nie zaniedbuj środków bezpieczeństwa, ale działaj szybko. Kiedy będą już w Waszyngtonie, ja natychmiast tam przyjadę. Chcę je zobaczyć. To bardzo ważne, żebym je zobaczył.
Savich ściągnął brwi. Co to mogło znaczyć?
– Simon, wiem, że lubisz obrazy mojej babki. Podarowała ci twój ulubiony obraz, kiedy skończyłeś studia, ale nie musisz chyba zaraz przyjeżdżać do Waszyngtonu, żeby je oglądać.
– Muszę – stwierdził Simon i wyłączył się.
Sherlock stała w drugim rogu sypialni, trzymając w ręku swoją komórkę.
– Kochanie! – zawołał – bardzo dziwna sprawa. Simon nie może się doczekać, kiedy zobaczy osiem obrazów Lily. Jest strasznie tajemniczy, niczego mi nie wyjaśnił, mówi tylko, że musi natychmiast zobaczyć obrazy, kiedy tylko znajdą się w Waszyngtonie.
Sherlock nie odezwała się. Ogarnął go strach. Jezu, ona była w szoku. Wyglądała na śmiertelnie przerażoną, miała rozszerzone źrenice i była przeraźliwie blada. Podbiegł do niej i przytulił ją do siebie.
– Co się stało? Powiedz mi, co się stało. Chodzi o Seana, prawda? Och Boże, coś się stało naszemu chłopcu?
Potrząsnęła tylko głową, nie mogąc wymówić słowa.
– Proszę cię, Sherlock, odezwij się. – Savich lekko nią potrząsnął. – Co się stało?
Z trudem przełknęła ślinę i wykrztusiła:
– Z Seanem wszystko w porządku. Zadzwoniłam do biura i zaraz usłyszałam wrzask Olliego, że musi z nami porozmawiać. Och, Boże, Dillon, Ollie powiedział, że Tammy Tuttle wstała z łóżka i wyszła z więziennego oddziału szpitala Patterson – Wright.
– To niemożliwe. – Savich z niedowierzaniem pokręcił głową. – Takie rzeczy się nie zdarzają. Wszyscy w szpitalu wiedzieli, że ona jest bardzo niebezpieczna. – - Spoglądał na żonę, nie mogąc jeszcze w to uwierzyć. – Przebywała na oddziale więziennym, była dobrze strzeżona. Wszyscy wiedzieli, że ta kobieta jest szalona. Nie mogła tak sobie wyjść.
– Jutro albo pojutrze mieli ją przywiązać pąsami do łóżka, gdyby uznali, że jest już na tyle sprawna, że może stać się niebezpieczna. Poza tym zaszła jakaś omyłka w dyżurach strażników. Ona tylko czekała na okazję, a kiedy ta się nadarzyła, znokautowała pielęgniarkę i zabrała jej uniform. Dobrze, że jej nie zabiła. Ale wyszła ze szpitala.
– Nie minął jeszcze tydzień, jak amputowano jej rękę. Miała siłę powalić pielęgniarkę? Oni tam są przyzwyczajeni do niebezpiecznych pacjentów, przechodzą specjalne szkolenie. Na litość boską, przecież ona ma tylko jedną rękę!
– Jak widać, nikt nie przypuszczał, że odzyskała siły, więc kiedy wynikło to zamieszanie z dyżurami strażników, nikt się tym specjalnie nie przejął. Nikt też nie odkrył jej nieobecności do czasu, kiedy przyszła inna pielęgniarka, żeby zrobić jej zastrzyk, i znalazła swoją koleżankę w szafie – rozebraną i związaną. Przypuszczają, że ona ma przynajmniej dwie godziny przewagi.
Savich otrząsnął się z szoku. Zaczął myśleć logicznie.
– No dobrze. Gdzie mogła pójść? Czy są jakieś poszlaki?
– Ollie mówi, że szuka jej więcej policjantów niż przy innych obławach. Wszyscy wiedzą, jak bardzo jest niebezpieczna. – Sherlock odchrząknęła. – Dillon, tu chodzi jeszcze o to, co widziałeś w stodole, o ghule.
Przytulił ją jeszcze mocniej, jej loczki załaskotały go w policzek.
– Już wiem, co powinienem zrobić. Porozmawiam z Seanem, posłucham jego gaworzenia. Ten malec jest prostolinijny i szczery, a tego właśnie nam teraz trzeba, dużej dawki prostoty.
Nie powiedział, że chciał się upewnić, czy synkowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Jeśli ghule rzeczywiście istniały, a Savich był o tym głęboko przekonany, to stanowiły niewyobrażalne zagrożenie. Czy FBI uświadomi ludziom, którzy poszukują Tammy Tuttle, że ona ma wspólników? A może zignorują wszystko, co im powiedział?
Rozmawiali po kolei z synkiem, który tym razem nie jadł krakersa, tylko banana. Potem zadzwonili do Olliego, żeby się dowiedzieć, czy ma już jakieś nowe wiadomości.
– Tak, mam – powiedział Ollie Hamish – ale to nie są dobre wiadomości. – Sherlock widziała go oczami wyobraźni, jak siedzi na obrotowym krześle, okręcając je z wolna, zdenerwowany i wytrącony z równowagi. – Tammy Tuttle zamordowała nastolatka w pobliżu Cevy Chase w Maryland. Do jego ciała przyczepiła karteczkę, adresowaną do ciebie, Savich.
– Przeczytaj mi to, Ollie.
– To tak leci: Dopadnę ciebie, oberwę ci rękę i ode tnę ci głowę, ty pieprzony morderco. Potem oddam cię ghulom.
– Bardzo zabawne – stwierdził Savich. – Czy napisała ten liścik tylko do mnie?
– Tak, co oznacza, że zna twoje nazwisko. Pewnie słyszała, jak rozmawiano o tobie w szpitalu. Zostawiła odciski palców na papierze i kopercie, jak widać zupełnie się tym nie przejmowała. Jeszcze coś, na miejscu zbrodni znajdował się czarny krąg, a chłopiec leżał w środku. Złapiemy ją, Savich. Wszyscy są wstrząśnięci. To był makabryczny widok. Ten biedny dzieciak miał dopiero trzynaście lat.
– Czarny krąg – powtórzył Savich. – Tammy wzywała ghule, żeby przyszły, bo chłopcy są już w kręgu.
– Savich, do tej pory łudziłem się jeszcze, że w tej stodole miałeś jakieś chwilowe omamy, ale ciało tego chłopca było w takim stanie, że nie mogła tego dokonać kobieta z jedną ręką. Możliwe więc, że te stwory, te ghule, miały w tym swój udział. Jimmy Maitland podniósł tę kwestię. Szefostwo zwołało nawet zebranie, żeby to przedyskutować. Doszli do wniosku, że to, co widziałeś w stodole, to były słupy powietrza.
– Jeśli pan Maitland będzie chciał się ze mną porozumieć, to wie, gdzie mnie znaleźć. Teraz trzeba się zainteresować osobą Marilyn Warluski.
– Szukaliśmy jej. Już dawno się wyprowadziła i nikt nie wie, dokąd.
– MAX odkrył, że jej były chłopak mieszka w Bar Harbor, w stanie Maine. Nazywa się Tony Fallon. Sprawdźcie, czy jej tam nie ma. Dziewczyna może coś wiedzieć. Tammy musi gdzieś znaleźć kryjówkę, a Marilyn pozwoliła jej i jej bratu korzystać ze swojej stodoły. Czy Tammy ukradła już jakieś pieniądze?
– W szpitalu nie, a o reszcie jeszcze nie wiemy. Mieliśmy też kilkanaście meldunków o skradzionych samochodach. To też sprawdzamy.
– OK. Ollie, znajdź Marilyn i wy ciśnij z niej, co się tylko da. Ty powinieneś się nią zająć, bo wiesz o tej sprawie więcej niż inni.
– Muszę ci jeszcze coś powiedzieć, Savich. Cieszę się, że twoje nazwisko nie figuruje w książce telefonicznej i twój numer telefonu jest zastrzeżony. Mało prawdopodobne, żeby ona potrafiła cię odnaleźć, ale musisz być ostrożny.
– Możesz być o to spokojny, Ollie.
– OK. Jak stoją sprawy Lily?
– Udało się jej unieszkodliwić faceta, który próbował ją zabić w pustym autobusie, jakieś dwie godziny temu. Clark Hoyt, z nowego biura terenowego w Eureka, właśnie sprawdza wszystkie szpitale. Lily narysowała jego portret, a porucznik Dobbs z Komendy Policji w Eureka rozpoznał w nim miejscowego bandziora, najemnego mordercę, który zabiłby własną matkę, gdyby mu za to dobrze zapłacono. Nazywa się Monie Jones. Zrobili na niego obławę. To bardzo młody chłopak, niedawno skończył dwadzieścia lat.
– Duże kłopoty na obu wybrzeżach – powiedział Ollie. – Nie ma lekko na tym świecie, prawda?
Lily spała trzy godziny – spokojnie, bez koszmarów – otworzyła oczy i zobaczyła, że przy jej łóżku siedzi brat i przy świetle lampki przegląda jakieś papiery.
Natychmiast podniósł głowę.
– Szybki jesteś. Ledwie zdążyłam otworzyć oczy, a już wiedziałeś, że się obudziłam.
– Sean tak mnie wyćwiczył. Kiedy tylko ziewnie albo mruknie, ja i Sherlock od razu zrywamy się na równe nogi.
Lily uśmiechnęła się lekko, chociaż niezbyt dobrze się czuła. Bolały ją żebra i była okropnie wyczerpana – to był rzeczywiście ciężki dzień. Rano cieszyła się, że znowu będzie rysować Remusa, potem omal nie straciła życia, a jeszcze później udało się jej odzyskać obrazy. Tylko lunch w meksykańskiej restauracji pomógł jej nabrać sił.
– Dillon, co czytasz?
– Artykuły, które wyszukał MAX na temat nadnaturalnych zjawisk. Szukam opisów zbrodni, podobnych do działań rodzeństwa Tuttle, i czegoś, co mogłoby przypominać ghule.
– Powiedz mi coś więcej o tych ghulach.
– Były tam dwa wyraźne białe stożki, które się czasami wzajemnie przenikały. Możesz sobie wyobrazić, jakie to robiło wrażenie na chłopcach, których Tammy i Timmy Tuttle nazywali małolatami. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego przerażenia. Ja też byłem zszokowany. Tammy Tuttle zaczęła wzywać ghule. Wołała, żeby wzięły swoje noże i siekiery, bo czekają na nich przysmaki. Chłopcy chcieli wypełznąć z kręgu, a wtedy Tammy wyjęła nóż, żeby ich przygwoździć do podłogi. Strzeliłem do niej i prawie odstrzeliłem jej ramię. Timmy wyciągnął broń, nie celował do mnie, tylko do chłopców, więc nie miałem wyboru i musiałem go zabić. Wtedy jeden z tych białych stożków zaczął się do nas zbliżać i też do niego strzeliłem. Czy go uszkodziłem? Nie mam pojęcia. Kiedy wyciągnąłem chłopców z kręgu, oba białe stożki wyleciały ze stodoły. Ludzie, którzy stali na zewnątrz, nie widzieli ich. Zobaczyli je tylko chłopcy, ja i Tammy, która je wzywała.
– Mój Boże, to przerażające.
– Bardziej przerażające, niż to sobie możesz wyobrazić.
– Czy ofiary tych ghuli musiały znajdować się w kręgu? – spytała Lily.
– To dobre pytanie. Myślę, że tak. Z drugiej strony, to mógł być tylko taki rytuał, wymyślony przez rodzeństwo Tuttle. Nie widziałem jednak, żeby ghule miały noże i siekiery.
Nie rozumiem, dlaczego Tammy o tym mówiła. Tylko ona miała nóż.
– Może tylko dramatyzowała sytuację?
– Może, ale ja w to nie wierzę – powiedział Savich, myśląc o straszliwie okaleczonych zwłokach ostatniej ofiary.
Ktoś zastukał do drzwi.
– Pospiesz się, Dillon, otwórz drzwi – rozległ się głos Sherlock.
Weszła, trzymając w rękach trzy tace, jedną na drugiej.
– Przysyła nam to pani Blade – powiedziała, podając je Savichowi. – Poza rozwiązywaniem krzyżówek lubi też gotować. Powiedziała, że jeśli nie możemy zejść do jadalni, to muszę to zabrać na górę.
Na tacach były dwie ogromne porcje spaghetti z sosem pomidorowym i kuleczkami mięsa, jeden talerz bez mięsa dla Savicha, duża miska pełna parmezanu, osiem kromek chleba czosnkowego i trzy ogromne miski sałatki pomidorowej z bazylią.
Zapanowała cisza; wszyscy zajęli się jedzeniem. Pierwsza odezwała się Lily.
– Po tym chlebie czosnkowym mogę zaśpiewać narodowy hymn Włoch. To jedzenie było prawie tak dobre jak nasz meksykański lunch.
– Wiesz co, Lily? Za to ja mógłbym codziennie jeść słoną tortillę z tak ostrym sosem, żebym poczuł, jak przepala mi podeszwy butów – stwierdził Savich. – Ciekaw jestem, czy twoi teściowie złożą nam dziś wieczór wizytę.
– Dlaczego mieliby to zrobić? – Lily zbladła.
– Ponieważ ich ptak, który znosi złote jaja, chce wyfrunąć z gniazda – powiedziała Sherlock, zabierając tacę Lily. – Udało ci się ujść z życiem dziś rano w autobusie, a teraz stale jesteśmy przy tobie. Odwiedzą cię i spróbują przekonać, że Tennyson nie może bez ciebie żyć.
– Chcą wystrzelić ostatni nabój. – Lily pokiwała głową.
– Właśnie tak – przyznała Sherlock.
– Wiedzą jednak – uśmiechnął się Savich – że nad ich małym ptaszkiem czuwają dwa duże kruki. Zobaczymy, jakich chwytów będą używać. Popatrz, jest jeszcze deser, który Sherlock przed nami schowała. Mój ulubiony mus czekoladowy.
Tennyson i jego matka pojawili się godzinę później, dokładnie o ósmej wieczorem.
Charlotte Frasier odwiedziła Lily w szpitalu tylko raz. Stała przy jej łóżku, powtarzając, że Lily musi koniecznie porozmawiać z kochanym doktorem Rossettim, świetnym lekarzem i wspaniałym człowiekiem, który na pewno jej pomoże. Ona tak bardzo się martwi o kochaną Lily, wszyscy się o nią martwią. Nikt nie chciał, żeby znowu próbowała się zabić. Lily patrzyła na nią bez słowa, nie znajdując odpowiedzi na tę skandaliczną przemowę. Tego wieczoru Charlotte była pięknie ubrana – miała na sobie wełniany kostium koloru czerwonego wina i jedwabną jasnoróżową bluzkę. W jej gęstych czarnych włosach nie było śladu siwizny – krótkie loczki swobodnie okalały jej twarz. To była młodzieżowa fryzura, ale było jej w niej ładnie. Miała bardzo białe, równe zęby, a wargi pociągnięte krwistoczerwoną szminką. Jak zawsze, bardzo dobrze się prezentowała.
Tennyson, nie zwracając najmniejszej uwagi na Savicha i Sherlock, podszedł do łóżka Lily i chwycił ją za rękę.
– Wróć do domu, Lily.
– Witaj Tennyson, witaj, Charlotte. Czy mamy sobie jeszcze coś do powiedzenia? Dillon przewidywał waszą wizytę, mimo to jestem zdziwiona. – Lily uwolniła dłoń z uścisku Tennysona. – A gdzie twój ojciec? Czy źle się czuje?
– Może uznali, że nie jest tu potrzebny – wtrącił się Savich swobodnym tonem. – Mają nadzieję, że sami zdołają cię przekonać.
– Nie przekonasz mnie – Lily zwróciła się do swojego męża.
– Elcott też chciał przyjść, ale trochę dziś cierpi na niestrawność – odezwała się Charlotte swoim silnym południowym akcentem. – Lily, wysłuchaj mnie. Mój syn bardzo cię kocha. Jest mężczyzną, więc trudno mu mówić prosto z serca. Kobiecie łatwiej to przychodzi, więc zapewniam cię w jego imieniu, że on bardzo cię potrzebuje.
– Jeśli chodzi o ścisłość, Charlotte, to Tennyson potrafi być bardzo elokwentny. Nie wydaje mi się, żeby jego serce miało z tą sprawą cokolwiek wspólnego. Nie, Charlotte, rzeczą, której Tennyson najbardziej potrzebuje, są moje obrazy.
– To nieprawda! – Tennyson odwrócił się gwałtownie i stanął przed Savichem. – Nabiłeś jej głowę podejrzeniami, kłamstwami na temat mnie i mojej rodziny. Nie mam żadnej ukrytej motywacji! Kocham moją żonę, słyszysz? Nigdy bym jej nie skrzywdził. Mówię to z głębi krwawiącego serca! Dlaczego ty i twoja żona nie wrócicie do Waszyngtonu, żeby walczyć ze zbrodniarzami, za co wam płacą, i nie zostawicie w spokoju niewinnych ludzi? Nie płacą wam za rozbijanie kochającej się rodziny. Zostawcie nas, do diabła, w spokoju!
– To bardzo wzruszające przemówienie – uśmiechnęła się do niego Sherlock. Patrząc na drgający mięsień w jego policzku, wiedziała, że zamordowałby ją z największą rozkoszą.
– Ależ, moi drodzy, musicie się uspokoić – powiedziała Charlotte swoim jedwabistym głosem. – Lily, moja najdroższa, jesteś dorosłą kobietą. Mój Tennyson, podobnie jak twój brat, też jest opiekuńczy w stosunku do swojej młodszej siostry. Ale twój brat i jego żona przekroczyli pewne granice. Nie lubią mojego syna, choć nie rozumiem dlaczego. Rzucają oskarżenia, na które nie mają ani cienia dowodu. Absurdalne oskarżenia. Lily, jak możesz wierzyć w takie rzeczy?
– Nie nazwałabym tych oskarżeń absurdalnymi – wtrąciła Sherlock. – Ma pani tylko rację, jeśli chodzi o dowody. Gdybyśmy mieli dowody, to wsadzilibyśmy go do więzienia.
– Dlaczego wciąż zatruwacie umysł biednej Lily? Dobrze wiecie, że ona nie jest zdrowa, a wy popychacie ją jeszcze w kierunku, z którego może już nie być powrotu.
– Mamo…
– Nie, Tennyson, mówię prawdę. Lily jest umysłowo chora. Musi wrócić do domu, żebyśmy mogli się nią zająć.
– Dziś rano jakiś młody facet próbował mnie zamordować – powiedziała głośno i wyraźnie Lily.
– Co? Och, Boże, nie!
Tennyson usiłował chwycić ją w ramiona, ale Lily oparła się o wezgłowie i nie dała się podnieść.
– Nie, Tennyson. Zostaw mnie. Jak widzisz, to mu się nie udało. Dałam mu niezłą nauczkę. Gliniarze wiedzą, kim on jest. Odejdź ode mnie, bo moja bratowa gotowa cię ugryźć.
Sherlock roześmiała się.
– To prawda – powiedział Savich. – Ten facet nazywa się Morrie Jones. Mówi ci coś to nazwisko, Tennyson? Charlotte? Nie traciliście czasu, od razu zabraliście się do rzeczy. Gliniarze złapią go za chwilę i on im wszystko wyśpiewa. Wtedy będziemy już mieli dowód.
– To kolejne kłamstwo, Lily – powiedział Tennyson. – Ten facet musiał cię wziąć za kogoś innego albo, co jest bardziej prawdopodobne, był zwykłym złodziejem. Gdzie to się stało?
– To prawda, że mogłeś nie wiedzieć, gdzie on mnie zaatakuje. Wsiadł do miejskiego autobusu, który był zupełnie pusty, poza mną i kierowcą, ponieważ właśnie odbywał się jakiś ważny pogrzeb.
– Tak – westchnęła Charlotte. – Zmarł nasz drogi Ferdy Malloy, prawdopodobnie otruty przez żonę. Wszyscy to wiedzą, ale nikt, łącznie z koronerem, nie nalegał na sekcję zwłok.
– Tak, tak, ale to nie ma nic do rzeczy, mamo. Ktoś chciał zrobić krzywdę Lily.
– Nóż sprężynowy oznaczał coś więcej niż tylko chęć zrobienia mi krzywdy – powiedziała Lily. – Na szczęście Dillon nauczył mnie, jak mam się bronić.
– Może jednak – zaczął Tennyson swoim łagodnym, zawodowym głosem psychiatry – może ten młody człowiek tylko się tobą zainteresował, chciał, żebyś się z nim umówiła. Doktor Rossetti uważa, że młoda kobieta, tak niepewna siebie jak ty, z zaćmionym umysłem, wyobraża sobie wiele różnych rzeczy, żeby tylko ukryć swoją chorobę…
Lily patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby się na jej oczach przeistaczał w jakiegoś bajkowego stwora.
– Jak mogłam myśleć, że cię kocham? Jesteś zwykłym debilem.
– Nie jestem debilem. Staram się tylko cię zrozumieć, sprawić, żebyś wróciła do rzeczywistości. Doktor Rossetti uważa…
Lily zaczęła się tak śmiać, aż w jej oczach ukazały się łzy.
– Niezły jesteś, Tennyson, ty i twój doktor Rossetti. Wasze terapie w połączeniu z lekami, które mi dawaliście, dały efekt, o który wam chodziło. Byłam tak wykończona psychicznie, że chciałam ze sobą skończyć. A więc ja wymyśliłam tego faceta, żeby uśpić moje poczucie winy. Wiesz co, Tennyson? Ja już siebie o nic nie obwiniam.
– Lily, kochanie – odezwała się Charlotte – cieszę się, że to słyszę, właściwie…
Lily przerwała teściowej i gestem ręki wskazała Tennysonowi drzwi.
– Proszę, żebyście już sobie poszli – powiedziała. – Mam nadzieję, że żadnego z was już nigdy więcej nie zobaczę.
– Ja mam nadzieję, że jeszcze ich zobaczę – wtrąciła Sherlock. – Na sali sądowej.
– A twoja pierwsza żona, Tennyson? – odezwał się nagle Savich. – Nie przypuszczam, żeby najgorętszym życzeniem Lindy była kremacja jej zwłok.
Tennyson trząsł się z wściekłości i Sherlock była pewna, że zaraz rzuci się na jej męża, co byłoby wyjątkową głupotą z jego strony. Szybko podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
– Nawet o tym nie myśl. Mnie nie dałbyś rady, a jestem dwa razy od ciebie mniejsza. Nie sądzę, żebyś poradził sobie nawet z Lily, która pięć dni temu miała operację. Proszę cię, wyjdź i zabierz ze sobą swoją matkę.
– Lily, jestem zaszokowana zachowaniem twoich krewnych – stwierdziła Charlotte Frasier.
Kiedy wychodzili, Tennyson obrócił się w progu i spojrzał na Lily udręczonym wzrokiem.
– Spojrzenie odtrąconego filmowego kochanka – oceniła Sherlock. – Nie zrobił tego zbyt dobrze, ale się starał.
– Zauważyliście, jaki piękny, czarny golf miał na sobie Tennyson? – spytała Lily. – Dostał go ode mnie na gwiazdkę.
– Wiesz, Lily, co myślę? – Savich pokiwał głową. – Następnym razem, kiedy spodoba ci się jakiś facet, powinno ci się zapalić czerwone światełko. Poza tym będziemy musieli go wziąć na przesłuchanie.
– Myślałam o tym dziś rano. Chyba jestem zbyt łatwowierna. OK, koniec z przystojnymi mężczyznami, a właściwie w ogóle koniec z mężczyznami. Dillon, będę się zadawać tylko z nieciekawymi kurduplami, wyłącznie na koleżeńskiej stopie.
To już przesada, pomyślała Sherlock, ale tymczasem niech tak będzie.
– Chciałabym to postanowienie opić szklanką piwa.
– Nie ma piwa – oznajmił Savich. – Jest mrożona herbata.
– Dzięki. – Lily napiła się herbaty i znowu opuściła głowę na poduszkę. – Ciekawa jestem, dlaczego mój teść się tu nie pokazał. Może uznali, że jego obecność zaszkodziłaby sprawie?
– Na pewno tak było. Zadziwia mnie tylko, że oni nie wiedzą, że sami też szkodzą sprawie.
– Nigdy jeszcze nie słyszałam tak czarującego południowego akcentu – powiedziała Sherlock, siadając na brzegu łóżka i głaszcząc Lily po ręku.
– Ona przeraża mnie o wiele bardziej niż Tennyson. Ale byłam twarda. – Lily uśmiechnęła się z zadowoleniem. – Nie miał pojęcia, że trzęsłam się ze strachu.
Savich wziął ją delikatnie w ramiona i pocałował w czubek głowy.
– Kochanie, nie ma powodu, żebyś czuła przed nim strach. Byłem z ciebie dumny. Świetnie się trzymałaś. Musisz na zawsze zapomnieć o strachu. Pamiętaj, że czuwają nad tobą dwa buldogi. Nie bardzo rozumiem, co oni sobie wyobrażali – może myśleli, że coś wygrają, przychodząc tutaj? Nie zachowywali się zbyt pojednawczo. Czy są tacy głupi, czy jest w tym jakaś metoda?
– Mam nadzieję, że nie – powiedziała Lily, zamykając oczy. Zadzwoniła komórka Savicha.