5

Eureka, Kalifornia

Clark Hoyt, naczelnik nowego biura terenowego FBI w Eureka, wręczył Savichowi butelkę z tabletkami.

– Przykro mi, agencie Savich, ale to jest tylko zwykły lek antydepresyjny, elavil.

– To niedobrze – stwierdził Savich, wyglądając przez okno. Patrzył na drzewa, których liście mieniły się kolorami jesieni, i na Stare Miasto, z jego wiktoriańskimi budynkami. Eureka była bardzo pięknym miastem.

– Mogę jeszcze w czymś pomóc, agencie Savich? Wygląda na to, że dzieje się coś, co się panu wcale nie podoba.

– Chciałbym, żeby coś zostało znalezione, ale te tabletki są tym, czym powinny być. – Savich. pokręcił głową. – Byłoby o wiele łatwiej, gdyby tak nie było. Mówiłem panu, że explorer, którego rozbiła moja siostra, został już sprasowany. Wiązałem wielkie nadzieje z tymi tabletkami. Ach, tak, proszę mówić do mnie Savich.

– OK. A do mnie Hoyt. A ten explorer to była strasznie szybka akcja.

– Może nawet zbyt szybka. W tym zawodzie trzeba być podejrzliwym, chociaż równie dobrze to może nic nie oznaczać. W każdym razie już nic się tu nie da zrobić. Muszę teraz zainteresować się bliżej moim szwagrem, doktorem Tennysonem Frasierem.

Clark Hoyt, który słyszał już o niektórych wyczynach Sherlock, Savicha i jego laptopa MAXA, który na dodatek był transwestytą, ponieważ występował czasem w charakterze MAXINE, podrapał się po głowie.

– Nie uwierzę, że nie sprawdził pan tego faceta jeszcze przed ślubem z pana siostrą.

– Oczywiście, że przeprowadziłem wywiad, ale nie dość gruntowny. Sprawdziłem tylko, czy nie jest notowany, czy nie był na odwyku i tym podobne.

– A że nie popełnił bigamii?

– Tego nie sprawdzałem. Lily powiedziała mi, że nie ukrywał przed nią, że już był żonaty i że jego żona umarła. Ciekaw jestem, jak długo byli małżeństwem – powiedział i oczy mu się nagle zaświeciły.

– Savich, chyba pan w to nie wierzy, że on chciał zabić swoją żonę? Te tabletki były takie, jakie powinny być.

– Nie jestem niczego pewny. Ale jak pan wie, dla policjanta najważniejszą rzeczą jest dobra informacja. – Savich zatarł ręce. – MAX się ucieszy.

– Chyba pan wie, że Frasierowie są bardzo ważnymi osobistościami w Hemlock Bay i w okolicach. O ile wiem, papa Frasier prowadzi interesy w całym stanie.

– Tak. Przedtem nie widziałem potrzeby zajmowania się finansami i interesami papy, ale teraz nadszedł czas, żeby wszystko dokładnie sprawdzić.

– Czy pana siostra szybko z tego wyjdzie?

– Tak, nic jej nie będzie.

– Tu są nazwiska świetnych psychiatrów – same kobiety, tak jak pan chciał. Mam nadzieję, że któraś z nich będzie mogła pomóc pana siostrze.

– Ja też mam taką nadzieję. Ale wie pan co… chociaż nie ma innych dowodów i wszystko wygląda na to, że ona celowo uderzyła w tę sekwoję, ja po prostu nie mogę uwierzyć, że Lily próbowała się zabić. To mi się zupełnie nie zgadza.

– Ludzie się zmieniają Savich. Nawet ci, których najbardziej kochamy. Czasem nie zauważamy tych zmian, bo jesteśmy zbyt blisko.

Savich przez chwilę patrzył na drzewa za oknem.

– Kiedy Lily miała trzynaście lat, postanowiła zarabiać na bookmacherstwie. W najbliższym sąsiedztwie zaczęła przyjmować zakłady na wyniki zarówno zawodowych, jak i amatorskich meczów. Moi rodzice dostawali szału. Ojciec był agentem FBI, więc miejscowa policja nie podejmowała żadnych kroków, miała za to powód do drwin, Oni chyba podziwiali jej odwagę, ale ojciec miał moc zmartwień z tego powodu, bo nazywali ją nieodrodną córką tatusia. Kiedy skończyła osiemnaście lat, doszła nagle do przekonania, że lubi rysować i że jej to dobrze idzie. Jest teraz bardzo utalentowaną artystką.

– Nie słyszałem o niej.

– Odziedziczyła talent po naszej babce, Sarah Elliot!

– Sarah Elliott? Ta Sarah Elliott, której obrazy wiszą we wszystkich muzeach?

– Tak. Ale Lily jest świetna w rysowaniu komiksów. Zna pan Nieustraszonego Remusa?

Agent Hoyt potrząsnął głową.

śmierci córki, niewiele zrobiła, ale jestem przekonany, że do tego powróci, wiele gazet w tym kraju będzie chciało kupić prawo do publikowania jej komiksów.

– Ona jest aż tak dobra?

– Tak sądzę. Czy wierzy pan teraz, że ona rzeczywiście chciała popełnić samobójstwo w siedem miesięcy po śmierci córki?

– Dziewczyna, która była lokalną bookmacherką, a później autorką komiksów? – Hoyt westchnął głęboko. – Chciałbym powiedzieć, że nie, bo nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale kto to może wiedzieć? Mówi się przecież o artystach, że są bardzo nerwowi. Mówi pan, że ona zupełnie nie pamięta tego wypadku?

– Jeszcze niczego sobie nie przypomniała.

– Co pan teraz zrobi?

– Zastanowię się, kiedy MAX dostarczy mi wszystkich informacji. W każdym razie zabieramy Lily ze sobą do Waszyngtonu. Wydaje mi się, że nie trzeba udowadniać, że Hemlock Bay jej nie służy.

– To mógł być zwykły wypadek – powiedział Hoyt. – Mogła stracić panowanie nad samochodem.

– Tak, ale wie pan co? Tym razem popatrzyłem na swojego szwagra innym okiem, z perspektywy Lily. To nie jest ładny widok. Mam ochotę go udusić. A jego tatusia chciałem wyrzucić ze szpitala przez okno.

Clark Hoyt roześmiał się głośno.

– Proszę mnie zawiadomić, jeśli będę mógł w czymś pomóc.

– Zrobię to. Dzięki, Hoyt. Dziękuję też za nazwiska psychiatrów.

Hemlock Bay, Kalifornia

W niedzielę po południu, cztery dni po operacji, Lily czuła się na tyle dobrze, że mogła opuścić szpital. Doktor Larch zaopatrzył ją w tabletki przeciwbólowe i chociaż chodziła zgięta jak staruszka, miała jasne spojrzenie i dobry nastrój.

Sherlock chciała porozmawiać z doktorem Larchem na temat obniżania dawek morfiny z polecenia doktora Frasiera, ale Savich się na to nie zgodził.

– Zatrzymajmy tymczasem tę wiadomość dla siebie – powiedział.

– Nie ma nic więcej interesującego na tej taśmie – stwierdziła z niesmakiem Sherlock, usuwając pluskwę z łóżka, kiedy Lily była w łazience. – Nawet pielęgniarki nie plotkowały.

Po upływie dziesięciu minut Lily siedziała już na wózku i Savich popychał go w kierunku windy.

– Zawiadomiłem Tennysona, że razem z Sherlock zabieramy cię do nowego psychiatry. To mu się nie podobało. Powiedział, że nic o tej kobiecie nie wie, że jeśli ona jest zwykłym szarlatanem, to on straci mnóstwo pieniędzy, a ty wpadniesz w jeszcze większą depresję. Pozwoliłem mu się wygadać, a potem posłałem mu swój firmowy uśmiech.

– Ten uśmiech – powiedziała Sherlock – oznacza: „Tylko spróbuj mi podskoczyć, bratku, a wtedy poznasz, co znaczy prawdziwy ból”.

– Tak czy inaczej, pogadał sobie i nic więcej nie mógł zrobić. Próbował mnie namówić, żebym cię przekonał do doktora Rossettiego. Ciekaw jestem, dlaczego uważa, że on jest taki wspaniały.

– Jest okropny – powiedziała Lily i wstrząsnęła się na samo wspomnienie. – Przyszedł znowu dzisiaj rano. Pielęgniarka umyła mi właśnie głowę, więc wyglądałam przyzwoicie i czułam się na tyle dobrze, żeby mu się ostro przeciwstawić.

– Jak to się odbyło? – spytała Sherlock.

Savich wepchnął wózek do windy i nacisnął guzik. Byli sami.

– Wydaje mi się – powiedziała Lily – że on znowu rozmawiał z Tennysonem i próbował zmienić taktykę. Był bardzo przymilny, przynajmniej na początku. Kiedy wślizgnął się do mojego pokoju – nie wszedł, tylko się wślizgnął – pielęgniarka Carla Brunswick właśnie skończyła suszyć mi włosy. Zaraz ci odegram tę scenę:

– Tak, panie doktorze? – spytałam i obróciłam się do niego.

– Proszę nas zostawić samych, siostro – polecił.

– Nie chcę, żeby wyszła siostra Brunswick, doktorze Rossetti – powiedziałam. – Chcę, żeby pan stąd wyszedł.

– Proszę mi poświęcić chwilę czasu, pani Frasier. Obawiam się, że przedtem zbyt wcześnie chciałem z panią rozmawiać, tuż po operacji. Tylko kilka minut, bardzo proszę – nalegał.

Siostra Brunswick uśmiechnęła się, pogłaskała mnie po ręku i wyszła z pokoju.

– Czego chcesz, Russell? – spytałam.

Jeśli moja obcesowość go rozzłościła, to nie dał tego po sobie poznać. Z uśmiechem podszedł do łóżka. Spojrzałam na jego pulchne dłonie – tym razem miał na palcu pierścień z ogromnym brylantem.

– Chciałem tylko porozmawiać z panią, pani Frasier… Lily. Może jednak zdołamy się porozumieć, może mi pani zaufa i pozwoli sobie pomóc.

– Nie.

– Coś cię boli, Lily?

– Tak, Russell. Wszystko mnie boli.

– Czy chcesz, żebym ci dal łagodną tabletkę antydepresyjną?

– Mój ból pochodzi z żeber i brakującej śledziony.

– Ten ból przytłumi na jakiś czas ten drugi, głębszy ból.

– Mam taką nadziej ę.

– Pani Frasier… Lily, może spotkamy się w moim gabinecie, na przykład za tydzień, w poniedziałek?

– Nie, Russell. Ach, przyszedł doktor Larch. Proszę wejść, doktorze. Doktor Rossetti właśnie wychodzi – powiedziałam na koniec.

Savich miał wściekłą minę, ale Lily tylko się roześmiała.

– Nie musisz się złościć, Dillon. On wyszedł bez słowa, a doktor Larch nie mszył się z miejsca, dopóki tamten nie zamknął za sobą drzwi.

– Nie rozumiem tego – powiedziała z namysłem Sherlock. – Dlaczego Tennyson tak bardzo chce, żebyś była pacjentką Rossettiego? Traktujesz go okropnie, a on nadal nie rezygnuje.

– Tak – potwierdził Savich. – To dziwne. Trzeba będzie zobaczyć, co MAX nam powie o doktorze Russellu Rossettim. Chciał ci dać tabletkę antydepresyjną, tam, na miejscu?

– Chyba tak.

Kiedy Lily siedziała już w samochodzie, opatulona poduszkami, z luźno założonym pasem, Savich zawiadomił ją o wyniku swoich poszukiwań.

– Mam dla ciebie psychiatrę, Lily. Na pewno nie będzie cię karmiła lekami. To kobieta, specjalistka od hipnozy. Co o tym myślisz?

– Hipnoza? Ta kobieta mi pomoże, żebym sobie przypomniała, co się wydarzyło?

– Mam nadzieję. Trzeba spróbować. Dzisiaj jest niedziela, więc ona otworzy gabinet specjalnie dla ciebie.

– Dillon, od razu poczułam przypływ energii. I wreszcie się dowiem, czy rzeczywiście jestem wariatką – dodała szeptem.

– A więc jedziemy wprost do Eureka.

Doktor Marlena Chu była filigranową Chineczką która nie wyglądała na tyle dorośle, żeby mogła kupować alkohol. Lily była wysoka, miała przeszło metr siedemdziesiąt wzrostu, i patrząc na doktor Chu, zastanawiała się, czy będzie mogła zaufać takiej maleńkiej kobietce, którą z łatwością mogłaby nosić pod pachą.

Doktor Chu powitała ich w poczekalni, w której z powodu niedzieli nie było żadnych innych pacjentów.

– Pani brat powiedział mi, co się wydarzyło. To musi być bardzo trudne dla pani, pani Frasier. – Ujęła dłonie Lily w swoje malutkie rączki i dodała: – Musi pani usiąść. Widzę, że jest pani jeszcze osłabiona. Może podać szklankę wody?

Jakie ona ma ciepłe dłonie, pomyślała Lily, a głos taki uspokajający. To było dziwne, ale zaraz się rozluźniła, nawet mniej odczuwała ból żeber. Uśmiechnęła się do doktor Chu, nie wypuszczając jej dłoni.

– Dobrze się czuję, jestem tylko trochę zmęczona.

– Proszę wejść do gabinetu i usiąść. Mam bardzo wygodne krzesło i wysoki stołeczek pod nogi; nie będą panią bolały szwy. Proszę bardzo.

Gabinet był kwadratowym pokojem z szaroniebieskimi meblami i dębowym parkietem. Lily znowu ogarnęło uczucie ciszy i spokoju.

– Pozwoli pani, że pomogę pani usiąść, pani Frasier.

– Proszę mówić do mnie Lily.

– Z przyjemnością.

Kiedy Lily już usiadła, doktor Chu przysunęła sobie krzesło i ujęła lewą rękę Lily w swoją dłoń. Stwierdziła z zadowoleniem, że Lily całkowicie się odprężyła. Uważnie obserwowała swoją pacjentkę. Lily miała piękne jasnoniebieskie oczy, które doskonale harmonizowały z blond włosami. Była uroczą młodą kobietą, ale to w tej chwili nie miało znaczenia. Ważne było to, że miała kłopoty. A jeszcze bardziej istotne, że tak szybko absorbowała silę żywotną, którą przekazywała jej doktor Chu.

– Lily to takie romantyczne imię. Brzmi jak łagodna muzyka, skłania do marzeń.

– To imię mojej babki. Może to przypadek, ale ona hodowała przepiękne lilie – uśmiechnęła się Lily.

– To rzeczywiście ciekawy zbieg okoliczności.

Doktor Chu wiedziała, że Lily jest artystką, a zdolne, kreatywne osoby zwykle łatwo poddawały się hipnozie.

– Mam pani pomóc w przypomnieniu sobie tego, co się wydarzyło w środę wieczorem. Czy pani tego chce? – spytała.

– Tak. Bardzo chcę się dowiedzieć, co się naprawdę stało. Proszę mi tylko powiedzieć, co mam robić. Nigdy przedtem nie byłam hipnotyzowana.

– Nic szczególnego. Chcę tylko, żeby się pani odprężyła. – Lekko uścisnęła dłoń Lily.

Lily czuła, jak przenika ją fala ciepła i ogarnia uczucie całkowitego spokoju. Dziwiła się, że spowodowały to maleńkie rączki doktor Chu.

Savich usiadł po drugiej stronie Lily i też wziął ją za rękę.

Jaką ma silną dłoń, pomyślała. Jego dłoń nie przekazywała jej ciepła, dawała natomiast poczucie bezpieczeństwa. Nie odzywał się, ale był przy niej. Sherlock siedziała cichutko na kanapie, za krzesłem Lily.

Lily, może pani uzna to za dziwne, ale nie będę kołysać zegarka przed pani oczami ani nie położę pani na kanapie i nie będę niczego powtarzać śpiewnym tonem. Posiedzimy sobie tylko i porozmawiamy. Wiem, że pani rysuje komiks, Nieustraszony Remus. To bardzo interesujący tytuł. Co oznacza?

Lily uśmiechnęła się.

– Remus jest amerykańskim senatorem, ze stanu Zachodniej Demencji, który leży na Środkowym Zachodzie. Jest bardzo zdolny, całkowicie pozbawiony skrupułów i moralności, chorobliwie ambitny i uwielbia niszczyć swoich przeciwników. Znany jest też pod imieniem Łebski Remus, jako przeciwieństwo do kiepskiego, ponieważ jest bardzo elastyczny w działaniu, kiedy chce coś osiągnąć. Mistrz uników. Nigdy się nie poddaje, nie zwraca uwagi na to, co ludzie mówią, ponieważ wie, że i tak wkrótce o wszystkim zapomną; mija się z prawdą i dąży wytrwale do celu. Teraz jego celem jest prezydentura i nie zawahał się przed oszukaniem swojego przyjaciela, żeby ją dostać.

Doktor Chu uniosła cienką pięknie zarysowaną brew i uśmiech.

– Interesujące studium charakterologiczne i dość dobrze znane.

Tym razem Lily roześmiała się głośno.

– W zeszłym tygodniu skończyłam jeden odcinek. Jego przyjaciel, gubernator Braveheart, nie pogodził się z tym oszustwem i podjął walkę. Chociaż jest twardym i walecznym mężczyzną, ma jeden mankament – jest uczciwy. Wydaje mi się, że to dobry odcinek.

– Zaniosła go pani do gazety?

– Nie. nie zrobiłam tego. – Lily przymknęła oczy.

– Czemu?

– Bo znowu poczułam się źle.

– Co pani przez to rozumie?

– Czułam, że nic nie ma znaczenia. Beth zginęła, a ja żyję i nic nie przedstawia już wartości, łącznie ze mną i moją pracą.

– Była pani wesoła, pełna sił twórczych i nagle ogarnęła panią depresja?

– Tak.

– W ciągu jednego dnia?

– Tak, może nawet w krótszym czasie. Nie pamiętam.

– A tego dnia, kiedy pani mąż wyjechał do Chicago, jak się pani czuła?

– Nie pamiętam, żebym odczuwała wtedy coś szczególnego. Po prostu… czułam się normalnie.

– Rozumiem. Mąż zadzwonił do pani następnego dnia, to była środa, i chciał, żeby pani zawiozła jego slajdy do doktora w Ferndale, tak?

– Tak.

– A tam prowadzi tylko szosa 211?

– Tak. Nienawidzę tej drogi. Jest niebezpieczna. A wtedy był zmierzch. Nie lubię prowadzić samochodu o zmierzchu, chociaż staram się jeździć bardzo ostrożnie.

. – Ja też tego nie lubię. Zażyła pani wtedy dwie tabletki antydepresyjne, prawda?

– Tak. Zasnęłam i miałam okropne koszmary.

– Proszę powiedzieć, co pani zapamiętała z tych koszmarów. Doktor Chu nie trzymała jej już za rękę, ale Lily nadal czuła, jak wzbiera w niej ciepło, które ogrzewa jej duszę.

– Widziałam, jak to auto uderza Beth, ten obraz się powtarzał, a ona krzyczała i wołała mnie. Kiedy się zbudziłam, płakałam, a potem leżałam tylko, całkowicie otępiała.

– Czuła pani, że nie ma już dla niej nadziei?

– Dokładnie tak. Czułam, że nic nie ma wartości, szczególnie ja nie jestem nic warta. Wszystko było zasnute czarną mgłą. Nic nie miało znaczenia.

– Teraz, Lily, wyjechała pani samochodem z domu. Siedzi pani w swoim czerwonym explorerze. Co pani myśli o tym samochodzie?

– Tennyson wrzeszczy na mnie, kiedy nazywam to auto samochodem. To jest explorer i nic nie może się z nim równać.

– Nie lubi pani explorera, prawda?

– Teściowie podarowali mi go na urodziny. To było w sierpniu. Właśnie skończyłam dwadzieścia siedem lat.

Nie wyglądało na to, żeby doktor Chu chciała sondować czy też zgłębiać problemy Lily; rozmawiała z nią jak z przyjaciółki! i nic więcej. Gładziła ją lekko po lewej ręce. Po chwili obróciła się do Savicha i skinęła głową.

– Lily?

– Tak, Dillon.

– Jak się czujesz, kochanie?

– Jest mi tak ciepło, Dillon. Nic mnie nie boli. To cudowne. Chcę wyjść za mąż za doktor Chu. Ona ma magiczne dłonie.

– Cieszę się, że jest ci dobrze. – Savich uśmiechnął się. – Jedziesz teraz szosą 211?

– Tak. Właśnie na nią wjechałam. Początek drogi jest w porządku, ale potem wjeżdża się pomiędzy sekwoje, robi się ciemno, a drzewa napierają na siebie. Zawsze uważałam, ze te drogę zaprojektował jakiś wariat.

Zgadzam się z tobą. O czym myślisz, Lily?

– Myślę, że ciemności zarzucają całun na te wszystkie sekwoje. Beth też była przykryta całunem. Jestem w depresji, Dillon, i chcę skończyć z tym wszystkim. Myślę, że nigdy nie pozbędę się tego bólu, a nie jestem w stanie już dłużej go znosić.

– Ten ból – wtrąciła doktor Chu, biorąc Lily za rękę – proszę opowiedzieć o tym bólu.

. – Wiem, że kiedy ten ból przeniknie mnie całą, kiedy się z nim utożsamię, wtedy będę mogła odpokutować swoją winę.

– Doszła pani do przekonania, że musi pani popełnić samobójstwo, które będzie zadośćuczynieniem? Przywróceniem równowagi?

– Tak. Życie za życie. Moje życie, niewiele warte, za jej cenne życie.

Lily ściągnęła brwi.

Doktor Chu przesunęła lekko dłonią po jej czole i znowu wzięła ją za rękę.

– Lily, o czym pani teraz myśli?

– Przyszło mi do głowy, że tu się coś nie zgadza. Ja nie zabiłam Beth. Byłam wtedy w redakcji i pokazywałam komiks.

– Podobał się, prawda?

– Tak. Później szeryf powiedział…

Lily ścisnęła dłoń doktor Chu tak silnie, aż zbielały jej nadgarstki.

– Niech się pani uspokoi, Lily. Wszystko w porządku. Jestem koło pani, jest tu pani brat i pani Savich. Nieważne, co powiedział szeryf. Zrozumiała pani, że to nie pani zabiła Beth.

– Tak – szepnęła Lily i powieki jej zadrgały. – Zdaję sobie teraz sprawę, że coś się nie zgadza. Przypomniałam sobie właśnie o tych proszkach nasennych, które Tennyson postawił przy łóżku. Połknęłam ich tyle, że butelka była prawie pusta, i nagle pomyślałam, że nie chcę umierać, ale było już za późno. Było mi smutno, że Beth straciła życie, i smutno, że ja tracę swoje.

– Nie rozumiem tego, Lily – powiedział Savich. – Mówiłaś o proszkach, które połknęłaś zaraz po pogrzebie Beth. Dlaczego teraz o tym myślisz, kiedy jedziesz samochodem?

– Ponieważ zdałam sobie sprawę, że zupełnie sobie nie przypominam, żebym łykała te prostki. Czy to nie jest dziwne?

– To bardzo dziwne. Mów dalej.

– Zdałam sobie sprawę, że nie chciałam wtedy umrzeć i teraz też nie chcę umierać. Dlaczego więc mam tak straszne poczucie winy? Co powoduje, że, mam ochotę skierować explorera w stojące przy drodze drzewa?

– Znalazłaś na to odpowiedź, Lily?

– Tak.

Lily nagle zasnęła.

– Dajmy jej trochę odpocząć, panie Savich, później obudzę ją i zobaczymy, czy zajdzie potrzeba, żeby ją znowu poddać hipnozie.

– Coraz bardziej ciekawi mnie ta sprawa z proszkami nasennymi. Może powinniśmy się nad tym dłużej zatrzymać. Jak pan sądzi, panie Savich?

– Konieczne – odezwała się z tyłu Sherlock. Nagle Lily otworzyła oczy.

– Wszystko pamiętam – powiedziała. – Nie usiłowałam popełnić samobójstwa. Na pewno nie.

Doktor Chu ujęła jej dłonie i nachyliła się nad nią.

– Lily, proszę nam dokładnie o tym opowiedzieć.

– Oprzytomniałam, miałam już całkowitą jasność umysłu i byłam przerażona tym, co mi przedtem przychodziło do głowy. Wjechałam w zakręt, za którym zaczynał się ostry spadek szosy. Zorientowałam się, że jadę zbyt szybko, i zaczęłam hamować.

– I co się wtedy stało? – Savich wychylił się do przodu.

– Nic się nie stało.

– Wiedziałam, ja to wiedziałam – szepnęła Sherlock.

– Czy pompowałaś hamulec, jak cię kiedyś uczył ojciec?

– Tak, kilkakrotnie lekko naciskałam, ale bez efektu. Prze raziłam się. Szybko zaciągnęłam ręczny hamulec. Wiem, że on działa tylko na tylne koła, ale pozwoliłoby mi to zmniejszyć szybkość.

– I co, hamulec ręczny też nie zadziałał? – zapytał Savich.

– Nie, nie działał. – Lily potrząsnęła głową i z trudem przełknęła ślinę. – Samochód zjeżdżał na lewą stronę drogi, w stronę głębokiego wąwozu. Skręciłam w prawo, ale niezbyt gwałtownie, bo tam był gęsty las sekwoi. Jechałam za szybko, droga robiła się coraz bardziej stroma, a przede mną było jeszcze wiele zakrętów.

– Czy przesunęłaś dźwignię biegów na luz? – spytała Sherlock.

– Oczywiście. Rozległ się straszny zgrzyt, jakby skrzynia biegów rozlatywała się na kawałki. Explorer zatrząsł się i wszystkie koła zostały zablokowane. Wpadłam w poślizg. Próbowałam otrzeć się bokiem samochodu o sekwoje, żeby stracić szybkość, ale droga była zbyt kręta i wiedziałam już, że zginę.

Savich podniósł ją z krzesła, posadził na kolanach i przytulił. Lily oparła mu głowę na ramieniu. Doktor Chu nie wypuszczała jej dłoni, a Sherlock głaskała ją delikatnie po włosach.. Odetchnęła głęboko.

– Pamiętam doskonale, że kiedy leciałam czołowo na tę biedną sekwoję, pomyślałam w ułamku sekundy, że to drzewo opierało się przez sto lat gwałtownym burzom od Pacyfiku, a teraz nie oprze się mnie. Pamiętam też głośny dźwięk klaksonu, a potem nie było już nic.

Lily uśmiechnęła się. Był to piękny uśmiech – uśmiech, który zwiastował nadzieje.

– To bardzo dziwne, Dillon. Nie działały hamulce. Czy ktoś próbował mnie zabić?

Doktor Chu trzymała ją ciągle za rękę, więc Lily niczego się nie bała. Wręcz przeciwnie, tak dobrze się czuła, że te okropne słowa wypowiedziała z tym samym czarującym uśmiechem.

– Tak. – Savich patrzył jej prosto w oczy, – Pewnie tak.

– A teraz – powiedziała doktor Chu – cofnijmy się do przeszłości i zobaczmy, jak to się stało, że znalazła się pani w szpitalu, z żołądkiem pełnym proszków nasennych.

– Tak, cofnijmy się – zgodziła się chętnie Lily.

Загрузка...