26

– Sądzisz, że Frasierowie zabili twoją córkę? – Ian Jorgenson wzruszył ramionami. – Nic o tym nie wiem. Lily czuła, jak wzbiera w niej nienawiść do tego mężczyzny.

– Wiem, że bardzo przeżyłaś śmierć dziecka – powiedział Olaf Jorgenson. – Ale jakie to ma teraz znaczenie, kto ponosi za to odpowiedzialność?

– Ten, kto ją przejechał, zasługuje na śmierć.

– To ci nie zwróci córeczki. – Ian Jorgenson spojrzał na nią z dezaprobatą. – My tu, w Szwecji, jak zresztą prawie w całej Europie, nie uznajemy kary śmierci. To barbarzyństwo.

Zabrzmiała tu jakaś fałszywa nuta, pomyślał Simon, obserwując uważnie młodszego Jorgensona.

– Tak – - przyznała Lily – to mi nie przywróci Beth, ale to by ją pomściło. Ten, kto morduje z zimną krwią nie ma prawa oddychać tym samym powietrzem, którym ja oddycham.

– Jesteś bezwzględna – zauważył Olaf Jorgenson.

– A pan nie jest bezwzględny, sir? Pan, który każe mordować innych?

Olaf Jorgenson roześmiał się chrapliwie.

– Nie, ja robię tylko to, co jest konieczne, i nic więcej. Zemsta jest dobra dla amatorów. Nie musisz się już dłużej zastanawiać nad tym, czy Frasierowie zabili twoją córkę. Nie zrobili tego. Powiedzieli mi tylko, że zaniepokoił ich fakt, że ona zobaczyła kilka e – maili na komputerze pana Frasiera, których nie powinna była widzieć. Oczywiście, powiedzieli jej, że to nic ważnego i że nie powinna o tym myśleć.

A więc dlatego Beth tak się dziwnie zachowywała w ostatnim tygodniu życia. Dlaczego nie zwierzyła się matce? Nie zrobiła tego i przez to zginęła.

– Domyślam się, że to był wypadek – ciągnął Olaf Jorgenson – spowodowany przez jakiegoś pijanego amerykańskiego kierowcę, który bał się zatrzymać, żeby zobaczyć, co zrobił.

Lily poczuła, że dławią ją łzy. Była wtedy taka szczęśliwa, że wyjeżdża z Chicago, że uwolniła się od Jacka Crane'a, że się przenosi do uroczego miasteczka na wybrzeżu. Gdyby mogła przewidzieć, co ją tam spotka…

Simon wziął ją za rękę. Wiedział, że wspomnienie tragedii powróciło do niej z całą siłą. Po jakimś czasie Lily uniosła głowę i spytała Olafa Jorgensona:

– Co chcecie z nami zrobić?

– Ciebie, moja drogą będzie portretował bardzo utalentowany malarz, z którym współpracuję od wielu lat. Jeśli zaś chodzi o pana Russo, to tak jak mówiłem, nie mam nadziei na nawiązanie z nim współpracy. Ma zbyt sztywne zasady moralne, więc nie warto ryzykować. Ponadto jest wyraźnie tobą zainteresowany, a to mi się nie podoba. To ciekawe, przecież bardzo krótko się znacie.

– On tylko chce być moim konsultantem – stwierdziła Lily. Simon uśmiechnął się.

– Chce mieć cię w łóżku – powiedział Ian. – Może już jesteście kochankami i dlatego ci pomaga?

– Nie bądź wulgarny. – Olaf spojrzał na niego z dezaprobatą. – Tak, obawiam się, że pan Russo będzie musiał udać się na długą przejażdżkę łodzią z Alpem i Nikkim. Mamy tu dwa piękne kanały, które powstały jeszcze w siedemnastym wieku za panowania naszego wspaniałego Gustawa. Pan Russo i moi ludzie udadzą się tam jeszcze dziś w nocy. Zrobiło się zimno, więc o północy ulice będą puste.

– Nie twierdzę, że pociąga mnie taka perspektywa spędzenia wieczoru – powiedział Simon. – A co macie zamiar zrobić z Frasierami?

– Są moimi honorowymi gośćmi. – Olaf Jorgenson zwrócił się do Lily, nie do Simona. – Przylecieli tu z wami, bo wiedzieli, że nie mogą zostać w Kalifornii. Te wasze przepisy prawne i tak dalej… Spodziewają się dostać ode mnie mnóstwo pieniędzy. Pan Frasier ma ich zresztą wystarczająco wiele w szwajcarskich bankach. Wydaje mi się, że planują spędzić resztę życia na południu Francji.

– A kiedy już zostanę namalowana, co będzie później? – spytała Lily.

– Tak, wiem, że jestem stary i niewiele mi już pozostało życia. – Olaf uśmiechnął się, pokazując piękne białe zęby, z pewnością sztuczne. – Chcę, żebyś była ze mną, póki żyję. Miałem nadzieję, że mnie poślubisz, rozumiejąc płynące z tego korzyści.

– Dlatego jestem ubrana na biało? Żeby wczuć się w sytuację?

– Najpierw naucz się dobrych manier – warknął Ian. Chciał do niej podejść, ale ojciec chwycił go za rękę. – Ona cię obraża. Powinna zrozumieć, że zrobiłbyś jej wielki zaszczyt, biorąc ją za żonę.

Olaf potrząsnął tylko głową.

• – Nie, moja droga – uśmiechnął się do Lily. – Jesteś ubrana w dokładną kopię sukni, w której po raz ostatni widziałem w Paryżu twoją babkę. Tego samego dnia wyjechała razem z Emersonem Elliottem i tego dnia cały mój świat się zawalił.

– Ma pan talent do kopiowania, prawda? – zauważyła Lily. – Ale ja nie jestem moją babką, ty głupi staruchu.

Ian uderzył ją w twarz. Simon rzucił się na niego, wymierzył mu cios w szczękę, szybko odskoczył i kopnął go w nerki.

– Stop! – krzyknął Nikki, wyciągając broń i mierząc do Simona.

Simon poprawił koszulę i odszedł na bok. Ian podniósł się na nogi, krzywiąc się z bólu.

– Ja też dziś wieczorem popłynę łodzią z Nikkim i Abpem. Sam cię zabiję.

– Przy swoich nieograniczonych możliwościach – Simon ze zdumieniem zwrócił się do Olafa Jorgensona – wychował pan tchórza.

Lily położyła mu rękę na ramieniu. Była przerażona.

– Nawet gdybym uznała, że mogę zaakceptować pana pro pozycję matrymonialną – powiedziała do Olafa – i tak nie mogłabym za pana wyjść. Jestem żoną Tennysona Frasiera.

Starzec zachował milczenie.

– Nie chcę powtórnie wychodzić za mąż, przynajmniej dopóki nie przeanalizuję swoich kryteriów oceny kandydatów do małżeństwa. Nie sądzę jednak, żeby w jakikolwiek sposób mógł im pan sprostać. Ale i tak jestem mężatką, więc to nie ma żadnego znaczenia, prawda?

Starzec nadal milczał, uważnie ją obserwując. Po chwili skinął głową.

– Wrócę niedługo – powiedział.

– Co masz zamiar zrobić, ojcze?

– Nie popieram bigamii. To niemoralne. Zrobię z Lily wdowę. Nikki, zawieź mnie do biblioteki.

Kiedy Nikki popychał wózek w stronę drzwi, Olaf wyciągnął z kieszeni swetra graby, czarny notes. Przeglądał go, dopóki nie zniknął wszystkim z oczu.

– On jest szalony – szepnęła Lily.

Waszyngton

Savich wszedł do domu, przytulił i pocałował żonę.

– Gdzie jest Sean? – spytał.

– U twojej mamy. Gaworzy, wszystko wpycha do buzi i jest szczęśliwy. Zostawiłam mamie dwa dodatkowe pudełka krakersów.

Savich był tak zmęczony i przygnębiony, że nawet się nie uśmiechnął. Uniósł tylko pytająco brew.

– Dillon, zarówno ja, jak i kierownictwo FBI akceptujemy twój plan. Tammy chce cię dopaść – powiedziała Sherlock. – Na pewno tu przyjdzie. Dlatego zawiozłam Seana do twojej matki.

– Jimmy Maitland powiadomił media, że poszukiwaniami Tammy Tuttle będzie teraz kierował Aaron Briggs, ponieważ ty musisz się zająć sprawą Wilbura Wrighta, przywódcy kultu odpowiedzialnego za bestialskie zamordowanie szeryfa i dwóch jego zastępców we Flowers, w Teksasie. Jedziesz do Teksasu w piątek, żeby rozpocząć współpracę z lokalną policją.

– Ty i pan Maitland szybko zabraliście się do rzeczy. – Savich mocniej przytulił żonę. – Mam wyjechać w piątek? Dzisiaj jest wtorek.

– Tak. Tammy będzie miała dość czasu, żeby się tu pojawić.

– To prawda. – Savich przeczesał włosy palcami. – Czy Gabriella jest bezpieczna?

– W ciągu dnia jest w domu twojej matki. Obie są bezpieczne. Gabriella mówi, że chce obserwować postępy Seana w chodzeniu.

Ale rodzice Seana nie będą ich obserwować, pomyślał z goryczą Savich.

– Sherlock, ona jest groźna – powiedział wreszcie. – Nie chcę, żebyś była w pobliżu.

– Wiem, Dillon. Jimmy Maitland przewidział, że będziesz się martwił o mnie i o Seana, ale ja się stąd nie ruszę. Dopadniemy ją. Teraz mamy przewagę – możemy się przygotować na jej przyjście.

– Masz rację, Sherlock. Mam pewien pomysł. Już od dawna o tym myślę.

– Jaki?

– Ona posiada moc wytwarzania iluzji, powoduje, że ludzie widzą to, co ona chce, żeby widzieli. Czy to są jakieś magiczne sztuczki, czy przedziwna cecha jej chorego umysłu, skutek jest taki sam.

Zaczął przemierzać pokój szybkimi krokami. Zatrzymał się na chwilę przed wiszącym nad kominkiem obrazem swojej babci i ponownie obrócił się do żony.

– Twierdzisz, że kiedy znajduję się blisko niej, to jestem odporny na wytwarzane przez nią iluzje. Jeśli ona wejdzie do domu, to będę wystarczająco blisko.

Podszedł do Sherlock i zaczął przeczesywać palcami jej kręcone włosy.

– Pocałuj mnie, Dillon.

– Czy mogę zrobić coś więcej?

– Och tak.

– To dobrze. Kolacja może poczekać.

Cały świat może poczekać, pomyślała Sherlock, tuląc się do niego.

– Po kolacji pójdziemy na siłownię, żeby pozbyć się stresu – zaproponowała.

– Załatwione, ale jeśli po wyjściu z sypialni nadal będziesz zestresowana, będę musiał zmodyfikować swój program – powiedział Savich i po raz pierwszy od długiego czasu roześmiał się.

Goteborg, Szwecja

Wieczorne niebo pokryte było chmurami. Można się było spodziewać deszczu, a nawet śniegu.

Simon, ze związanymi z tyłu rękami, siedział w małej łódce. Alpo wiosłował, a Nikki siedział obok niego. Simon czuł dotyk lufy pistoletu pomiędzy łopatkami, Ian Jorgenson płynął za nimi. W jego łodzi siedział jakiś nieznany Simonowi wioślarz.

Kanał był szeroki, a po obu jego stronach domy Goteborga rzucały upiorne cienie. Słychać było tylko cichy plusk wody, poruszanej wiosłami.

Kanał skręcał w prawo, gdzie było mniej budynków. Nie widziało się też przechodniów.

Udało mu się rozluźnić węzeł na przegubach. Niedługo uwolni się całkowicie i będzie musiał tylko zaczekać chwilę, żeby odzyskać czucie w dłoniach.

Gdyby miał trochę więcej czasu, istniałaby szansa ocalenia. Niestety budynki zaczęły się przerzedzać i spokojnie mogli go już zabić.

Simon czuł, jak krew z poranionych nadgarstków spływa mu po dłoniach, których jeszcze nie zdołał wyswobodzić.

– Stop!

Łódka lana Jorgensona przybliżyła się do nich.

– Tutaj. Daj mi broń, Nikki. Sam wpakuję kulkę temu łajdakowi. Potem możesz włożyć go do worka i rzucić na dno.

Simon poczuł, że Nikki przechyla się, żeby podać łanowi pistolet. Teraz albo nigdy. Poderwał się, pchnął Alpa i rzucił się w kierunku wioślarza w drugiej łódce. Obie łodzie zachybotały się gwałtownie, słychać było krzyki i przekleństwa. Kiedy Simon był już w wodzie, usłyszał głośny plusk, a po chwili następny.

Och Boże, ta woda była przeraźliwie zimna. Ale czego się spodziewał? Był przecież w Szwecji, a do tego w listopadzie. Jak szybko można umrzeć z wychłodzenia? – przemknęło mu przez głowę. Zanurzał się coraz głębiej, starając się nie myśleć o zimnie i zdrętwiałych nogach. Miał tylko dwa wyjścia – uciec albo umrzeć od lodowatej wody czy kuli. Kiedy znalazł się na dnie kanału, odbił się i popłynął w przeciwnym kierunku od miejsca, gdzie, jak mu się wydawało, znajdowali się prześladowcy. Posługiwał się tylko nogami, kierując się w stronę brzegu kanału, aby móc wyjść z wody.

Zaczynało mu brakować tchu i paraliżowało go zimno.

Nie zostało mu już wiele czasu. Kiedy jego głowa znalazła się nad powierzchnią, zobaczył, że Nikki i Ian też są w wodzie i uważnie nadsłuchują. Niech to szlag, jeszcze nie zdołał oswobodzić rąk.

Ktoś krzyknął. Zauważyli go. Alpo szybko skierował łódkę w jego stronę, nie zatrzymując się nawet, żeby zabrać lana i Nikkiego.

Wreszcie Simon zdołał się oswobodzić. Miał zakrwawione nadgarstki, które powinny go piec przy zetknięciu z wodą, ale niczego nie czuł. Ręce miał całkowicie zdrętwiałe.

Gdy zobaczył, że Alpo do niego celuje, zanurkował i popłynął do brzegu.

Kiedy się wynurzył, mając wrażenie, że pękają mu płuca, obie łódki były już przy nim, a mężczyźni wypatrywali go na wodzie.

– Tam jest! – krzyknął Ian. – Strzelaj! Kule rozpryskiwały wodę tuż obok niego. Nagle usłyszał wycie syren.

Znowu zanurkował, tym razem schodząc jeszcze głębiej, i zaczął płynąć w kierunku, z którego dochodziło wycie syren. Woda była tak lodowata, aż rozbolały go zęby.

Kiedy już całkowicie zabrakło mu tchu i nie mógł znieść tego potwornego zimna, wynurzył się powoli i uniósł głowę nad powierzchnią wody.

Nie wierzył własnym oczom. Sześć policyjnych samochodów zatrzymało się nagle nad brzegiem kanału w odległości niecałych trzech metrów od niego. Policjanci, z bronią w pogotowiu, oświetlali latarkami lana i jego ludzi.

Jeden z policjantów podał Simonowi rękę i wyciągnął go z kanału.

– Pan Russo, prawda?

Загрузка...