St. Johris, Antigua
Savich nie miał tam już nic więcej do roboty. Timmy Tuttle, który miał zdrowe obie ręce, przetrzymywał gdzieś Marilyn, a Savich nie chciał nawet myśleć o tym, co on z nią robi.
A może Marilyn była we władzy dwóch różnych osób: mężczyzny o dzikich oczach i z dwiema zdrowymi rękami oraz kobiety z jedną ręką i szaleństwem w oczach.
Savich nie potrafił dać sobie z tym rady. To przez niego Marilyn wpadła w pułapkę, przez niego zginęła agentka FBI i policjant. Wiedział, że szybko się nie uwolni od widoku Virginii Cosgrove z poderżniętym gardłem.
Jimmy Maitland położył mu dłoń na ramieniu.
– Nie zadręczaj się tym, Savich. Sam aprobowałem wszystkie twoje posunięcia. Zderzyliśmy się z czymś, czy też kimś, czego nikt nie mógł się spodziewać. Musisz o tym zapomnieć i dalej robić swoje. – Przeczesał palcami siwe włosy. – Jedziemy do domu, tutaj już nic nie zdziałamy. Zostawiam tu Vinniego Arbusa i jego antyterrorystów. Będą szukać Marilyn i koordynować działania tutejszej policji. Z czasem wszystko się wyjaśni. Na pewno znajdzie się wytłumaczenie na to, co się tu działo.
Savich nie spuszczał oczu z Sherlock. Zachowywała się inaczej niż zwykle – była zamyślona i bardzo cicha. Najwidoczniej analizowała w myślach to, co się wydarzyło.
Zostało jeszcze wiele spraw do wyjaśnienia, pomijając te niewytłumaczalne. A co najważniejsze, nie było śladu mężczyzny, który porwał Marilyn Warluski na lotnisku w St. John's.
Po powrocie do Waszyngtonu Savich poszedł na siłownię i ćwiczył aż do całkowitego wyczerpania.
Kiedy wrócił do domu, synek przyraczkował do niego i chwycił go za nogawki. Savich schylił się, żeby go podnieść, ale usłyszał głos Sherlock.
– Nie, zaczekaj chwilę.
Sean szarpnął go za spodnie, zacisnął materiał w piąstkach i stanął na nóżki. Uśmiechnął się do ojca, podniósł jedną nogę do góry, a potem drugą.
Savich zapomniał nagle, że poniósł porażkę, opuściło go poczucie winy. Schylił się, podniósł Seana i tak długo go podrzucał, aż dzieciak zaczął wrzeszczeć.
Tego wieczoru Savich sam napisał notatkę w dzienniczku osiągnięć Seana: „Niesłychany krok do przodu. Podnosi kolejno nogi do góry. Niedługo zacznie chodzić. Jego babcia mówi, że ja też wcześnie zacząłem chodzić”.
– Sean pomaga nam odnaleźć się w tym chaosie, prawda? – spytała Sherlock, kiedy leżeli już w łóżku.
– Tak. Wróciłem do domu całkowicie wyczerpany, a tu on pełznie do mnie, podnosi się do góry i zaczyna ćwiczyć kroki. Nie sądziłem, że coś zdoła mnie dziś ucieszyć, ale tak było.
– Nie czuj się winny z tego powodu. Powinieneś był zobaczyć Gabrielle, która aż pękała z dumy. Wcale nie miała ochoty wracać do domu. Czekam, aż zadzwoni jej mąż z pretensją, że ją zbyt długo przetrzymujemy.
Savich pocałował żonę w czoło, przewrócił się na plecy i wpatrywał się w sufit.
– Dillon?
– Hm?
– Przypomniałam sobie, co się wydarzyło w tym pokoju na lotnisku.
Hemlock Bay
Simon, trudno ci będzie w to uwierzyć – powiedział Hoyt.
– – Dobra, o co chodzi, Clark?
. – Porucznik Dobbs, on ma…
Simon usłyszał, że coś się poruszyło na tylnym siedzeniu samochodu, ale zanim zdążył się odwrócić, otrzymał silne uderzenie w prawą skroń. Osunął się na kierownicę i uderzył w nią głową – klakson zawył przeraźliwie.
Lily usłyszała klakson. Czy to ich wynajęty samochód? Przecież był tam Simon.
– Simon? Simon, gdzie jesteś? Co się stało, do cholery?
Nagle zdała sobie sprawę, że dzieje się coś złego. Zerwała się na nogi i popędziła wypielęgnowanymi dróżkami cmentarza w stronę parkingu. Zorientowała się, że biegnie za nią jakiś mężczyzna, słyszała chrzęst żwiru pod jego stopami.
Zwiększyła tempo, ominęła parking, zawracając do gęsto rosnących sekwoi i świerków. Zawsze bardzo szybko biegała.
Mężczyzna krzyknął, ale nie do niej. Wołał do swojego pomocnika. Co się stało Simonowi? Klakson nadal wył, ale już nie tak blisko. Zrozumiała, że Simon musiał upaść na kierownicę. Nie żył? Nie, to niemożliwe.
Wybiegła spomiędzy drzew, po drugiej stronie cmentarza. Tam był ten cholerny klif – miała przed sobą całe kilometry stromej skały. Co robić?
Pobiegła wzdłuż krawędzi klifu, szukając zejścia. W pewnym miejscu skała wykruszyła się i powstało coś w rodzaju krętej dróżki. Nie wahając się ani chwili, pobiegła w dół. Gdyby została na górze, na pewno by ją złapali albo po prostu zastrzelili. Na plaży miała większe szanse.
Musiała zwolnić, bo ścieżka była bardzo stroma. Potykała się, a raz omal nie spadła. W ostatniej chwili uchwyciła się jakiegoś kolczastego krzewu, raniąc sobie dłonie.
Dopiero teraz usłyszała wrzaski mew.
Wiedziała, że ścigający ją mężczyźni musieli już dotrzeć do tej ścieżki. Na pewno będą ją gonić. A co było na plaży? Może znajdzie jakieś miejsce, gdzie będzie mogła się ukryć, jaskinię, cokolwiek.
Z trudem łapała oddech. Biegła, nie odrywając wzroku od krętej ścieżki. Kiedy się wreszcie skończy? Słyszała krzyk mężczyzn. Wołali, żeby wróciła na górę, że nie zrobią jej krzywdy.
Zrobiła jeszcze trzy kroki, kiedy rozległ się strzał. Kula odbiła się od skały, tuż obok niej, odłamek skalny uderzył ją w nogę, ale nie przebił dżinsów.
Skuliła się i pobiegła zygzakiem. Wreszcie dotknęła stopami twardego piasku. Odważyła się spojrzeć do góry: jeden z mężczyzn zbiegał w dół, a drugi celował do niej. Miał tylko krótką broń, na szczęście niezbyt przydatną przy tak dużej odległości. Strzelił jeszcze trzy razy, ale żadna kula nie padła blisko niej.
Potknęła się o wyrzucony przez morze kawałek drewna i upadła twarzą w piasek. Leżała przez chwilę, gwałtownie łapiąc oddech, lecz zaraz poderwała się na nogi. Zobaczyła, że zbiegający ścieżką mężczyzna to wielki facet, który nie tylko nie był zręczny, ale też nieostrożny. Miał na nosie lotnicze okulary, więc nie widziała wyraźnie rysów jego twarzy. Miał gęste, brązowawe włosy i trzymał w ręku broń. Widziała, że się potknął i gwałtownie zamachał rękami, żeby chwycić równowagę. Po chwili potoczył się bezwładnie w dół ścieżki i ciężko upadł na piasek. Nie poruszał się. Gdzie podziała się jego broń? Ta broń była jej ostatnią szansą Szybko pobiegła w jego kierunku, chwytając po drodze kawałek drewna. Rzuciła je po chwili, bo było zbyt namoknięte, i wzięła do ręki kamień. Pochyliła się nad napastnikiem i z całej siły uderzyła go kamieniem w głowę. Wsunęła rękę do wewnętrznej kieszeni jego kurtki i wyjęła portfel. Schowała go do kieszeni i wtedy zauważyła, że na ścieżce leży pistolet.
Stojący na górze mężczyzna wrzeszczał i nie przestawał strzelać, ale ona nie zwracała już na niego uwagi. Złapała pistolet i pognała wzdłuż plaży.
Waszyngton
Savich czuł, że serce zaczęło mu bić przyspieszonym rytmem. Usiadł na łóżku i zapalił lampę.
– Powiedz mi.
– Pamiętam, że się bałam o ciebie, kiedy wchodziłeś do tej sali konferencyjnej. Jestem pewna, że widziałam, jak Timmy Tuttle wciągał Marilyn do pokoju ochroniarzy. Pobiegłam tam, a za mną trzech agentów. Pokój był pusty. Przynajmniej tak mi się początkowo wydawało. Nagle zobaczyłam jaskrawe światło, które mnie prawie oślepiło. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Ten blask koncentrował się przy oknie, a Timmy i Marilyn byli w samym jego środku. Słyszałam, jak agenci wrzeszczeli na siebie, i zorientowałam się, że oni nie widzą tego co ja. Nadal nie mogłam się poruszyć. Byłam przygwożdżona do miejsca, nie mogąc oderwać oczu od tego białego światła. Wtedy Timmy Tuttle chwycił Marilyn za kark i…
– I co?
– Dillon, przysięgam, że nie jestem wariatką.
– Wiem – powiedział i przytulił ją do siebie.
– Oni po prostu zniknęli. Najpierw byli tuż przede mną, potem stali przed oknem, które było skąpane w tym oślepiającym świetle. Potem zaczęli się oddalać w tym świetle i po chwili już ich nie było. To wszystko, co zdołałam zapamiętać.
– Doskonale, Sherlock. To się dobrze komponuje z całą resztą. Tammy Tuttle posłużyła się masową hipnozą. Wiesz, jak David Copperfield przeszedł przez Wielki Chiński Mur? Wiesz, jak na oczach milionów widzów – większość oglądała to w telewizji – dał się przeciąć piłą na pół?
– Tak. Myślisz, że Tammy też ma takie możliwości?
– To jedyne racjonalne wytłumaczenie. Ona, czy też on, przez chwilę widziani byli z Marilyn, a potem jej, czy też jego, już tam nie było. Uważam, że zrobiła to całe przedstawienie, żeby nam udowodnić, że porwaliśmy się na prawdziwego mistrza. Myślę, że Tammy dobrze wiedziała, że zastawiam na nią pułapkę, a Marilyn służy za przynętę. Wiedziała, że będziemy czekać na nią na lotnisku. Była na to przygotowana. Domyślam się też, że ona chce, żebyśmy uwierzyli w jej nadprzyrodzoną moc, w coś, czego nasze słabe umysły nie są w stanie ogarnąć. Ale tak nie jest, chociaż trzeba przyznać, że jest w tym bardzo dobra. Chciała nas śmiertelnie przestraszyć, sparaliżować. Ciekaw jestem tylko, dlaczego nie próbowała mnie zabić.
– Bała się do ciebie zbliżyć. – Sherlock dotknęła palcami jego policzka. – Bardzo dużo o tym myślałam, Dillon. Ona wie, że nie potrafi cię zahipnotyzować, kiedy stoisz na tyle blisko, żeby cię mogła zabić.
– Chcesz powiedzieć, że z bliska nie widziałbym Timmy'ego, tylko Tammy?
– Tak myślę. Jeśli ona nie może się do ciebie przybliżyć, to wystawia się na niebezpieczeństwo. Kiedy byłeś w tej stodole w Maryland, w jakiej odległości od niej stałeś?
– Około siedmiu metrów.
– Ona była tylko sobą? Tammy Tuttle?
– Tak. Wzywała ghule, ale nie zmieniła wyglądu. Kiedy do niej strzeliłem, widziałem, jak kula rozrywa jej rękę, widziałem, jak pada i wrzeszczy z bólu. Przez cały czas była sobą.
– W takim razie – powiedziała Sherlock – bała się zbliżyć do ciebie na lotnisku, bo wiedziała, że zobaczysz ją taką, jaka jest, i zabijesz. Po tym spotkaniu w stodole zrobiła się ostrożna.
– Kiedy byłem w siłowni, zadzwonił Jimmy Maitland. Powiedział, że Jane Bitt z Wydziału Nauk Behawioralnych przypuszcza, że Tammy ma również zdolności telepatyczne. Nie jest tego pewna, sądzi jednak, że po tym, czego Tammy zdołała dokonać na lotnisku, taką hipotezę można również brać pod uwagę.
– Może ma zarówno ten talent, jak i umiejętność stwarzania iluzji – powiedziała Sherlock. – Uważam, że masz rację. Tammy wiedziała, że zastawiasz na nią pułapkę, a Marilyn służy za przynętę. Z jakiegoś powodu chciała, żeby ta dziewczyna do niej wróciła. Mam tylko nadzieję, że nie dlatego, żeby ją mogła zabić. Może ona rzeczywiście ma słabość do Marilyn. Może podbudowuje jej ego, może przy niej czuje, że posiada władzę – Marilyn jest tak bardzo podatna na sugestię. Tammy może sprawić, że Marilyn zobaczy i uwierzy we wszystko, co ona jej podsunie. Mówiłeś mi chyba, że Marilyn wierzy we wszystko, co mówi Tammy.
– Tak, i to wcale nie jest udawane, Sherlock. Doktor Hicks powiedział, że nawet pod hipnozą Marilyn bała się Tammy i wierzyła we wszystko, co tamta jej mówiła.
Savich wyskoczył z łóżka i szybko włożył dżinsy.
– Popracuję nad tym razem z MAXEM.
Pochylił się nad łóżkiem, uśmiechnął się do żony, wziął ją w ramiona i tak pocałował, że przemknęło jej przez myśl, że spotkanie z MAXEM można by odłożyć do rana. Wiedziała jednak, że zbyt wiele pytań kłębiło mu się w głowie i chciał szybko znaleźć na nie odpowiedź.
– Niedługo wrócę.
Zgasiła lampę i podciągnęła kołdrę pod brodę. Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała, jak Dillon przemawia do MAXA w swoim gabinecie. Usłyszała też, że się roześmiał.