Lily była jeszcze bardziej przemarznięta, niż wtedy, kiedy leżała na gołym materacu w Goteborgu. Miała związane ręce i nogi, ale taśma trzymała się dość luźno. Leżała na boku w jakimś ciemnym pomieszczeniu, które dziwnie pachniało. Ten zapach nie był nieprzyjemny, lecz nie potrafiła go rozpoznać.
Trochę bolał ją bok, odczuwała też jakiś tępy ból z jednej strony głowy. Nie było to nic poważnego, od tego się nie umiera. Tylko ta szalona kobieta mogła ją zabić.
Chyba usłyszała śmiech, ale nie była tego pewna.
Zacisnęła zęby i zaczęła wykręcać nadgarstki, żeby uwolnić ręce. Nie wiedziała, gdzie jest. Dokąd ta Tammy Tuttle ją przywiozła? Tammy była szalona, ale jednocześnie bardzo sprytna – już dwukrotnie wymknęła się z obławy. Porwała Lily tylko dlatego, że jest siostrą Savicha. Uznała, że w ten sposób naprawdę się na nim zemści.
Lily wiedziała, że Tammy ma rację. Dillon prawdopodobnie odchodził teraz od zmysłów i miał potworne poczucie winy. Nie przestawała wykręcać nadgarstków – taśma była coraz luźniejsza.
Co to za zapach? Zorientowała się, że jest w stodole. To był zapach starego siana, oleju lnianego, z lekką domieszką wysuszonego nawozu.
Przypomniała sobie, jak Dillon mówił Simonowi, że po raz pierwszy zetknął się z rodzeństwem Tuttle w starej stodole, której właścicielką była Marilyn Warluski, niedaleko Plum River, w Maryland.
Może to ta sama stodoła. To dobrze, bo Dillon i Sherlock znają to miejsce. Czy jest tu także ta Marilyn Warluski? I czy jeszcze żyje?
Szare światło przedzierało się przez brudne szybki. Świtało.
Lily nadal usiłowała uwolnić ręce. Starała się nie myśleć o tym, że przez tyle lat używała takiej samej taśmy i że ona nigdy nie pękała ani się nie ześlizgiwała. Na szczęście czuła, że taśma jest coraz luźniejsza.
Chciało jej się siusiu. Była głodna. Bolało ją ramię i bok. Powierzchowne obrażenia, jak powiedział ten szwedzki lekarz. Niech sam odczuje, jak to boli, idiota.
Robiło się coraz widniej. Zobaczyła, że jest w składziku z uprzężą. Przy ścianie stało jakieś stare biurko i dwa krzesła. Zniszczony kantar wisiał na gwoździu wbitym w ścianę.
Było bardzo zimno. Kiedy zobaczyła szczeliny w drewnianych ścianach, zrobiło się jej jeszcze zimniej. Miała na sobie tylko nocną koszulę, wprawdzie flanelową, do kostek i z długimi rękawami, ale nie miało to wielkiego znaczenia.
Na dźwięk uchylanych drzwi odwróciła głowę. Stała w nich kobieta.
– Cześć, siostrzyczko. Jak ci idzie z taśmą? Poluzowałaś ją trochę?
– Nie jestem twoją siostrzyczką – powiedziała Lily.
– Nie, jesteś siostrzyczką Dillona Savicha i to mi zupełnie wystarczy.
Tammy weszła do składziku, usiadła na kulawym krześle i założyła nogę na nogę. Nosiła wysokie, czarne buty na obcasie.
– Jest mi bardzo zimno – powiedziała Lily.
– Domyślam się.
– Chce mi się siusiu.
– OK, nie obchodzi mnie, czy jest ci zimno, ale siku to inna sprawa. Uwolnię ci nogi, żebyś mogła pójść do stodoły i znaleźć tam sobie jakiś kąt. Ręce zwiążę ci teraz z przodu.
Walka nie była możliwa, ręce Lily ponownie zostały skrępowane taśmą, ale przynajmniej miała je teraz przed sobą.
Lily weszła do stodoły, a Tammy za nią. Wszędzie walały się bele nadgniłego siania, części zardzewiałych maszyn, a przez obluzowane deski do środka wpadał śnieg. Lily natychmiast zwróciła uwagę na obwiedziony czarną linią krąg. W kręgu było bardzo czysto. To tam Tammy i jej brat wepchnęli tych dwóch nieszczęsnych chłopców, a Tammy wzywała ghule, żeby ich pożarły.
– Idź do tamtego rogu i pospiesz się! – zawołała Tammy. – Mamy jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. Ruszaj się, siostrzyczko.
Lily załatwiła swoją potrzebę i zerknęła na Tammy.
– Jak dostałaś się do domu? Oni mają jeden z najlepszych alarmów.
Tammy uśmiechnęła się tylko. Przez szpary w ścianach do stodoły wpadało już jasne światło poranka i Lily widziała ją teraz wyraźnie. Tammy miała na sobie czarne buty, czarne dżinsy i czarny golf, z którego zwisał jeden pusty rękaw. Nie była ani brzydka, ani ładna. Była zwyczajna, wyglądała wręcz przeciętnie. Nie wzbudzała również strachu, mimo że jej czarne, wysmarowane żelem włosy tworzyły kolczastą fryzurę. Miała bardzo ciemne oczy, kontrastujące z bladą twarzą, co podkreślała warstwa pudru. Usta pomalowała śliwkową szminką. Była chuda, miała wąską dłoń, której paznokcie pokryte były tym samym śliwkowym kolorem co usta. Mimo wątłej postury robiła wrażenie osoby bardzo silnej.
– Mogę się założyć, że twój brat i ta jego rudowłosa żona ogryzali nerwowo paznokcie, czekając na mnie. Ale nie przy szłam wtedy, kiedy oni tego chcieli. Niezły był ten facet z FBI, który ogłaszał komunikat w telewizji – nie uwierzyłam w ani jedno słowo. Wiedziałam, że to pułapka. Nie spieszyłam się, najpierw rozpracowałam alarm. To nie było trudne. Siadaj, siostrzyczko.
Lily usiadła na beli siana, która była tak wysuszona, że zaskrzypiała pod jej ciężarem. Tammy przemierzała stodołę szybkim krokiem, spoglądając czasami na zwisający luźno rękaw swetra. Lily zauważyła grymas paniki na jej twarzy, który jednak zaraz ustąpił miejsca nienawiści.
– Co chcesz ze mną zrobić?
– Postawię cię w kręgu i zawołam ghule – roześmiała się Tammy. – Przyjdą i rozerwą cię na sztuki, a twój brat dostanie ciało, którego wolałby nie oglądać. – Tammy zamilkła i nasłuchiwała, przechyliwszy głowę na bok. – Są już blisko. Słyszę je.
Lily też zaczęła nasłuchiwać. Słyszała tylko cichy szelest gałęzi drzew, pewnie wywołany spadającym śniegiem albo powiewem wiatru. To był jedyny dźwięk.
– Ja niczego nie słyszę.
– Usłyszysz – powiedziała Tammy. – Teraz podejdziemy do czarnego kręgu. Usiądziesz w środku. Nie będę ci nawet wiązać rąk do tyłu. Ruszaj się, siostrzyczko. – Tammy wyciągnęła pistolet i wycelowała w Lily.
– Nigdzie nie pójdę – odrzekła Lily. – Czy ghule zainteresują się mną, jeśli będę poza kręgiem? A jeśli mnie zastrzelisz? Czy wtedy będą mnie chciały?
– To się okaże. – Tammy uniosła pistolet na wysokość twarzy Lily.
Simon żałował, że nie ma swojego motocykla, na którym łatwo by mu było wyprzedzić ten poranny sznur samochodów. Dlaczego Savich nie ma syreny? Dlaczego tyle samochodów jest teraz na drodze?
Kiedy wreszcie ruch się przerzedził, Savich nacisnął gaz.
Simon wyjrzał przez tylne okno i zobaczył, że sześć samochodów FBI jedzie za nimi.
– Niedługo tam będziemy – stwierdził, czując; że serce podchodzi mu do gardła. – Opowiedz mi o Tammy.
Myślisz, że jesteś bardzo sprytna, prawda? – Tammy z wolna opuściła pistolet.
Lily potrząsnęła głową. Nagłe uczucie ulgi spowodowało, że ugięły się pod nią kolana. Była przygotowana na to, że kula przeszyje jej serce i wszystko się skończy. Jednak wciąż żyła, była w stodole z Tammy, która nadal trzymała w ręku broń.
Ten krąg… wydaje się, że Tammy chce, żeby ona znalazła się w kręgu, żywa i cala.
– Gdzie jest Marilyn? To twoja kuzynka, prawda?
– Chcesz porozmawiać o mojej słodkiej kuzyneczce? Nie jestem z niej zadowolona. Opowiedziała o mnie twojemu bratu. A on użył jej jako przynęty. Był bezwzględny i bezlitosny. Lubię te cechy u faceta. Czekała na mnie w hali lotniska razem z tą głupią agentką, która miała ją ochraniać. Bronić przede mną! To było zabawne. Poderżnęłam agentce gardło, a wszyscy widzieli, że zrobił to jakiś szalony chłopak, chociaż to byłam ja.
Milczała przez chwilę.
– Chcesz wiedzieć, dlaczego nienawidzę twojego brata? To oczywiste. On zabił mojego brata, postrzelił mnie w rękę, która zwisała mi z ramienia na kilku ścięgnach, myślałam, że zaraz umrę. Potem odcięli mi rękę w szpitalu i trzymali mnie pod strażą, bo twój brat powiedział, że jestem niebezpieczna. Omal tam nie umarłam, a wszystko przez twojego przeklętego brata.
Tammy zaczęła nagłe głośno krzyczeć:
– Cholerna ręka! Popatrz na mnie! Ten pieprzony rękaw jest pusty! Omal nie umarłam na zakażenie, niech go piekło pochłonie! Odstrzelił mi rękę! Kiedy poszczuję na ciebie ghule, kiedy już rozerwą cię na strzępy, wtedy go dopadnę. Dopadnę go!
Lily nie odzywała się. Skupić się na tym, żeby uwolnić ręce. Bała się podnieść je do ust i przegryźć taśmę, bo Tammy mogła to zauważyć. Dobrze, że miała je teraz związane z przodu, bo to dawało większe możliwości.
Tammy odetchnęła głęboko i z wolna opuściła pistolet.
– Jesteś do niego podobna, tak samo uparta.
– Jak przedarłaś się przez agentów, którzy pilnowali domu?
– To banda głupców. Wszystko było bardzo proste. Nie pozwoliłam, żeby mnie zobaczyli.
Lily nie mogła uwierzyć w coś tak nieprawdopodobnego.
– Mnie też nie widzieli? – spytała.
– Nie. Wyciągnęłam cię w tej nocnej koszuli. Mogłam wziąć ci płaszcz, ale pomyślałam, że kiedy się dowiesz, co cię czeka, to będziesz wolała odczuwać chłód. To lepiej, niż być martwą i już niczego nie czuć. A teraz, siostrzyczko, wchodź do kręgu.
– Nie!
Tammy podniosła pistolet i wystrzeliła. Lily rzuciła się w prawo, za belę siana. Choć kula przeleciała jej koło głowy, Lily przesunęła się dalej, cały czas usiłując uwolnić nadgarstki. Druga kula trafiła w belę siana.
Tammy podeszła do Lily i wycelowała w jej pierś. Lily ani drgnęła, bała się nawet oddychać.
– Masz problem, Tammy – odezwała się wreszcie. – Ghule nie przyjdą, jeśli nie będę siedziała w kręgu, prawda? Musisz to zaakceptować: nie pójdę tam.
Tammy nie odezwała się. Obróciła się na pięcie i odeszła. Jej kroki odbijały się głośnym echem. Weszła do składziku i nie zamknęła za sobą drzwi.
Zapanowała cisza, tylko deski starej stodoły skrzypiały pod naporem wiatru. Po chwili Lily usłyszała krzyk Tammy i dwa głośne strzały.
Ze składziku wybiegł Dillon z SIG Sauerem w wyciągniętej ręce.
– Lily! Och mój Boże, nic ci nie jest, kochanie? Już wszystko w porządku. Byłem w składziku i zastrzeliłem ją. Nie jesteś ranna?
Lily odczuła tak ogromną ulgę, że nie była w stanie wymówić ani słowa.
– Dillon! – zawołała po chwili. – Wiedziałam, że przyjdziesz. Zagadywałam ją, żeby zyskać na czasie. Och Boże, ona jest przerażająca. Potem zaczęła do mnie strzelać i myślałam, że to już koniec…
Nagle zmartwiała. Już nie widziała brata. Zobaczyła Tammy, która nie trzymała SIG Sauera Dillona, tylko swój pistolet.
– Dobrze się czujesz, koteńku?
To już nie był głos Dillona. To był głos Tammy.
Lily uświadomiła sobie, że widziała Dillona tylko dlatego, że tak bardzo tego pragnęła. Tammy również chciała, by Lily zobaczyła brata.
Och Boże, Boże…
– Nic mi nie jest. Tak się cieszę, że tu jesteś, Dillon – powiedziała Lily.
Tammy uklękła przy niej i przewróciła ją na bok.
– Zaraz uwolnię cię od tej taśmy, kochanie. Przetnę ją nożem. W porządku. Już sama ją poluzowałaś.
Tammy Tuttle przyciągnęła Lily do siebie, przytuliła ją. Całowała jej włosy i gładziła swoją jedyną ręką po plecach.
Pistolet leżał teraz na klepisku. Wystarczyło, żeby Lily wyciągnęła po niego rękę.
– Trzymaj mnie w ramionach, Dillon. Byłam potwornie przerażona. Jak to dobrze, że już jesteś.
Lily zaszlochała, a Tammy przytuliła ją jeszcze mocniej i znowu pocałowała we włosy. Lily wolno przesuwała rękę w kierunku pistoletu – wreszcie dotknęła palcami kolby.
Tammy złapała pistolet i włożyła go za pasek spodni.
– Pomogę ci się podnieść, koteńku – powiedziała. – Sherlock i inni agenci są na dworze. Chodźmy tam.
Trzymając Lily blisko siebie, Tammy skierowała się do wrót stodoły. No, nie całkiem do wrót – wyraźnie skręcała w lewo, w kierunku czarnego kręgu.
W momencie kiedy Tammy pchnęła ją gwałtownym ruchem do kręgu, Lily wyrwała jej pistolet zza paska.
Tammy zachowała się tak, jakby nie zauważyła wycelowanej w siebie broni. Odwróciła się do wrót stodoły i podniosła głowę do góry.
– Ghule! – krzyknęła. – Tym razem nie mam dla was małolatów, tylko miękkie kobiece ciało. Weźcie swoje noże i siekiery i porąbcie ją na sztuki! Ghule, przybywajcie!
Wrota stodoły otworzyły się. Lily zobaczyła wirujące płatki śniegu i jeszcze coś. To były słupy powietrza. Takie same, jakie widział Dillon.
Wydawało się jej, że ze śniegu formują się dwa wyraźne stożki, które zbliżają się do niej wirowym ruchem. Zamarła. Patrzyła na białe stożki, które były już bardzo blisko czarnego kręgu. Musi się ocknąć z przerażenia. Musi coś zrobić.
Wreszcie Tammy zorientowała się, że coś jest nie w porządku. Wyciągnęła z cholewy buta nóż i podbiegła do Lily.
Lily podniosła pistolet.
– To już koniec, Tammy! – krzyknęła. – Widzę cię. Kiedy się zbliżyłaś, zobaczyłam ciebie, a nie mojego brata. Ghule już ci nie pomogą.
Tammy, z nożem w wyciągniętej ręce, skoczyła do niej. Lily nacisnęła spust.
Tammy nie zatrzymała się, a Lily raz po raz naciskała spust, dopóki Tammy nie upadła na ziemię… Leżała na plecach; jej klatka piersiowa była podziurawiona kulami.
Ale Lily wciąż jej nie dowierzała. Podbiegła do niej i wystrzeliła ostatni nabój z magazynka. Ciało Tammy zadygotało od uderzenia kuli. Lily znowu nacisnęła spust, lecz rozległ się tylko suchy trzask. Magazynek był pusty. Tammy wciąż żyła i jej oczy wpatrywały się w Lily, która nie mogła przestać.
Naciskała spust jak automat, suche trzaski rozlegały się w cichej teraz stodole.
Tammy leżała na plecach, skąpana we krwi. Lily sześć razy w nią trafiła. Teraz uklękła i dotknęła palcami jej szyi. Nie wyczuła pulsu.
Jednak oczy Tammy nadal utkwione były w Lily. Poruszyła wargami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Z wolna jej oczy straciły swój dziki, szalony wyraz. Już nie żyła.
Było bardzo cicho.
Lily uniosła głowę. W stodole nie było już ghuli. Odeszły razem z Tammy.