Lily obudziła się, czując, że ktoś leciutko wodzi palcem po jej brwiach. Dźwięk głębokiego męskiego głosu, który był jej zawsze tak drogi, skłonił ją do otwarcia oczu.
– Lily, otwórz oczy, spójrz na ranie i uśmiechnij się. Zrób to, kochanie. Otwórz oczy.
Szybko otworzyła oczy i z uśmiechem spojrzała na brata.
– Mój wielki, uwielbiany Federalny Brat. Uwielbiam cię od czasu, kiedy pokazałeś mi, jak kopnąć Billy'ego Ciappera w krocze, żeby przestał mnie obmacywać. Pamiętasz to?
– Tak, pamiętam. Miałaś dwanaście lat, a ten mały drań, który miał już czternaście, wkładał ci łapę pod sukienkę.
– Nieźle mu się wtedy ode mnie dostało, Dillon. Już nigdy się do mnie nie zbliżał.
Uśmiechnął się szeroko, pokazując piękne, białe zęby.
– Pamiętam.
– Powinnam była kopać w krocze wszystkich facetów. Wtedy nic złego by ranie nie spotkało. Tak się cieszę, że tu jesteś.
– Jestem tu, Lily. Sherlock też przyjechała. Zostawiliśmy Seana z mamą. Powiedzieliśmy jej, że miałaś wypadek, ale że to nic groźnego, chcemy się z tobą zobaczyć. Możesz potem zadzwonić do niej, żeby ją uspokoić. A jeśli chodzi o resztę rodziny, to zostaw tę sprawę mamie.
– Nie chcę, żeby się martwiła. Naprawdę nic mi nie będzie, Dillon. Tęsknię za Seanem. Tak dawno go nie widziałam. Ślicznie wygląda na tych zdjęciach, które mi przysłałeś mailem.
– Tak, ale to nie to samo, co być przy nim, kiedy gryzie ci palec i zasmarowuje ci sweter krakersami.
– Cały dom jest zasypany okruchami – dodała Sherlock.
– Mama musi być szczęśliwa, że ma go teraz przy sobie. – Lily uśmiechnęła się.
– Tak – przyznał Savich. – Tak potwornie go psuje, że trudno z nim potem wytrzymać.
– On jest rozkoszny, Dillon. Tęsknię za nim. – W oczach Lily zabłysły łzy.
– Rozumiem cię. My też za nim tęsknimy, kiedy wyjeżdżamy na dłużej niż jeden dzień. Jak się czujesz, Lily?
– Znowu zrobiło się ciemno.
– Dochodzi siódma wieczór. Dziś jest czwartek. Powiedz mi, kochanie, jak się czujesz.
– Chyba dają mi teraz mniejsze dawki morfiny.
– Tak mi powiedział doktor Larch. Mówił, że przez dzień, najwyżej dwa, będziesz się źle czuła, ale potem ból stopniowo ustąpi.
– Kiedy przyjechaliście?
– Dosłownie przed chwilą. – Widząc, że Lily zaczyna się pogrążać w swoim bólu, dodał szybko: – Na lotnisku w San Francisco Sherlock kupiła dla Seana grubą rękawicę kuchenną z widokiem Złotych Wrót.
– Później ci ją pokażę, Lily – dodała Sherlock.
Stała po drugiej stronie łóżka, uśmiechając się do niej, nie okazując, jak bardzo niepokoi się o tę śliczną młodą kobietę, która jest jej szwagierką. Najchętniej ogryzałaby paznokcie, czego się oduczyła dopiero trzy lata temu.
– Mieliśmy wybór pomiędzy rękawicą z widokiem Alcatraz i rękawicą z widokiem Złotych Wrót. Ponieważ Sean teraz wszystko gryzie, Dillon uznał, że Złote Wrota będą zdrowsze dla jego dziąseł niż więzienie federalne.
Lily roześmiała się, ale poczuła natychmiast tak silny ból, że z trudem złapała powietrze.
– Dość żartów – stwierdziła Sherlock, całując ją lekko w policzek. – Jesteśmy tu i wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci.
– Kto was zawiadomił?
– Twój teść. Zadzwonił wczoraj, około drugiej w nocy.
– Ciekawa jestem, dlaczego to zrobił.
– Nie spodziewałaś się tego po nim?
– Już rozumiem. – Oczy Lily zwęziły się ze złości. – Bał się, że zadzwoni do was pani Scruggins i będziecie zdziwieni, dlaczego nie zrobił tego nikt z rodziny. Wiesz, Dillon, myślę, że on się ciebie boi. Pyta mnie zawsze, jak ci się powodzi i gdzie jesteś. Wydaje mi się, że nieźle go wystraszyłeś, kiedy byłeś tu ostatnim razem.
– Dlaczego miałbym go wystraszyć?
– Bo jesteś duży, bystry i jesteś agentem specjalnym FBI.
– Wielu ludzi czuje się nieswojo w towarzystwie agentów FBI – roześmiała się Sherlock. – Ale Elcott Frasier? Ledwie rzuciłam na niego okiem, od razu wiedziałam, że tego faceta niełatwo jest wystraszyć.
– Może pomyślał, że będziemy chcieli przyjechać, żeby się z tobą zobaczyć – zauważył Savich. – Może wcale nie jest taki twardy, jak się wydaje.
– Jest taki. Wcześniej był tu Tennyson. – Lily skrzywiła się z bólu. – Dzięki Bogu, że wreszcie sobie poszedł.
– Co się stało, Lily? – spytał Savich, wymieniając spojrzenie ?. Sherlock. – Powiedz nam.
– Wszyscy myślą, że znowu chciałam się zabić.
– Niech sobie myślą. To nieważne. Mów, Lily.
– Nie wiem, Dillon. Przysięgam ci. Wiem tylko, że musiałam pojechać tą krętą szosą do Ferndale, i to wszystko. Nic poza tym nie pamiętam.
– No dobrze – wtrąciła się Sherlock. – Wszyscy myślą, że chciałaś się zabić, bo wtedy, po śmierci Beth, nałykałaś się proszków nasennych.
– Chyba tak.
– Dlaczego?
– Nie byłam z wami zupełnie szczera, bo nie chciałam was martwić. Jest jednak faktem, że byłam w depresji. Chwilami czułam się lepiej, lecz potem to znowu wracało. W ostatnich tygodniach mój stan stopniowo się pogarszał. Dlaczego? Sama nie wiem. A wczoraj wieczór to się wydarzyło.
Savich przysunął sobie krzesło, usiadł przy łóżku i wziął ją za rękę.
– Wiesz co, Lily? Nawet kiedy byłaś małą dziewczynką i miałaś jakiś problem, to nigdy się nie poddawałaś. Ojciec mówił, że jeśli od razu nie odpowiedział ci na jakieś ważne pytanie, to tak długo ciągnęłaś go za nogawkę, dopóki ci tego nie wyjaśnił.
– Brakuje mi ojca.
– Mnie też. Nadal nie rozumiem tego wypadku z proszkami nasennymi. To nie była ta Lily, którą znałem. Jednak po śmierci Beth była zupełnie inna sytuacja. Teraz minęło już siedem miesięcy. Jesteś bystra, utalentowana, nie jesteś kimś, kto wycofuje się z życia. Ta twoja depresja zupełnie do ciebie nie pasuje. Co się dzieje, Lily?
– Jak ci mówiłam, przez ostatnie miesiące czasami czułam się lepiej, myślałam, że potrafię znowu podbijać świat, ale później wpadałam w depresję i nie chciało mi się wstawać z łóżka. Z jakiegoś powodu wczoraj czułam się naprawdę źle. Tennyson zadzwonił z Chicago i powiedział, żebym zażyła dwie tabletki antydepresyjne. Tak zrobiłam. Te tabletki zupełnie mi nie pomagają. Kiedy jechałam do Ferndale, może rzeczywiście coś się ze mną stało. Może skierowałam samochód na tę sekwoję. Nie pamiętam.
– Czy teraz jesteś w lepszej formie? – spytała Sherlock.
– Nie jestem już tak bardzo otępiała, pewnie dlatego, że dostaję mniej morfiny.
– Czujesz się przygnębiona?
– Nie. Jestem wściekła na tego idiotę psychola, którego do mnie przysłali. Okropny facet, który udaje, że jest dobry i miły, a tak naprawdę jest protekcjonalnym kretynem.
– Powiedziałaś mu coś do słuchu?
– Chyba tak.
– To dobrze – stwierdziła Sherlock. – Ostatnio byłaś zbyt potulna.
– Och, nie.
– Co nie?
Ale Lily już się nie odezwała. Patrzyła tylko na drzwi.
Savich i Sherlock obrócili się i zobaczyli Tennysona Frasiera, który właśnie wchodził do pokoju.
Lily nie chce widzieć swojego męża, pomyślał Savich.
O co tu chodzi? Przed siedmioma miesiącami, po pogrzebie Beth, Lily przyjechała do Maryland, żeby przez kilka tygodni pomieszkać z matką. W tym czasie Savich robił wszystko, co możliwe, żeby dowiedzieć się, czyj samochód potrącił Beth i kto uciekł z miejsca wypadku. Bez rezultatów. Później Lily chciała wrócić do Hemlock Bay, do swojego męża. Czuła się już dobrze, a on ją kochał i potrzebował jej obecności.
To był błąd, nie trzeba było jej na to pozwolić, pomyślał Savich i postanowił, że tym razem już jej tu nie zostawi.
Tennyson podszedł do niego i uścisnął mu rękę.
– Bardzo się cieszę, że was widzę. Ojciec powiedział mi, że telefonował do was w środku nocy.
– Miło cię widzieć, Tennyson – powiedziała Sherlock. Był przystojnym mężczyzną. Było widać, że bardzo martwi się stanem żony. Dlaczego Lily nie chce go widzieć?
– Dobrze się czujesz, Lily? – Tennyson podszedł do łóżka, wyciągając do niej rękę.
Lily schowała rękę pod kołdrę.
– Dość dobrze – powiedziała. – Wiesz, że ja sama chciałam zadzwonić do Dillona i Sherlock? Mój telefon przestał nagle działać. Czy teraz jest czynny?
– Tak – powiedziała Sherlock, trzymając słuchawkę przy uchu.
– Czy to nie dziwne?
Tennyson nachylił się i pocałował ją lekko w policzek.
– Byłaś pod działaniem morfiny, pewnie dlatego coś ci się pomyliło.
– Najpierw był sygnał, potem w słuchawce usłyszałam czyjś oddech, potem klik, klik, i zapadła cisza.
– Hm, sprawdzę to, ale teraz telefon działa, więc nic się nie stało. – Zwrócił się do Savicha. – Przyjechaliście bardzo szybko.
– Lily jest moją siostrą – powiedział Savich, uważnie przypatrując się szwagrowi. – Spodziewałeś się czego innego?
Lubił Tennysona, uważał go za poważnego, odpowiedzialnego człowieka, zupełnie innego niż pierwszy mąż Lily, Jack Crane. Wierzył, że Tennyson był równie jak Lily wstrząśnięty śmiercią Beth. Pomagał Savichovi w poszukiwaniu kierowcy, który zabił małą. Natomiast szeryf nie wykazywał żadnego zainteresowania. Coś tu było nie w porządku. Dlaczego Lily nie chce go widzieć?
– Nie mogę się doczekać, kiedy już wrócisz do domu. – Tennyson ponownie ucałował Lily. – Przy mnie będziesz bezpieczna.
Przecież wcale nie była bezpieczna, pomyślała Sherlock. Skierowała explorera na sekwoję, a to nie był bezpieczny manewr. Coś się tu nie zgadza.
– Co z tym psychiatrą, Tennyson?
– Mówisz o doktorze Rossettim? Lily, chciałbym, żebyś z nim porozmawiała. On może ci pomóc.
– Powiedziałeś, że jeśli się z nim nie spotkam, oddasz mnie do zakładu.
Savich nie wierzył własnym uszom.
– Do zakładu? – roześmiała się Sherlock. – No wiesz, Tennyson.
– Nie, nie, źle zrozumieliście. Jest bardzo prawdopodobne, że wczoraj Lily celowo uderzyła w tę sekwoję. Już po raz drugi chciała popełnić samobójstwo. Oboje byliście tu po jej pierwszej próbie. Widzieliście, w jakim była stanie. Jej matka też to widziała. Bierze leki, ale wcale jej nie pomagają. Chcę, żeby porozmawiała z doskonałym psychiatrą, którego osobiście bardzo cenię.
– Ja go nie lubię, Tennyson. Nie chcę go więcej widzieć.
– Dobrze, Lily. – Tennyson westchnął ciężko. – Jeśli nie lubisz doktora Rossettiego, to znajdę ci innego lekarza, który będzie mógł ci pomóc.
– Wolałabym kobietę.
– Wszystko jedno. Co prawda nie znam kobiety psychiatry, poza tymi, które zajmują się poradnictwem rodzinnym.
– Lily, jutro będę miał dla ciebie kilka nazwisk – uciął Savich. – Nie ma problemu. W tej chwili chodzi mi o coś innego. Chcę znać nazwę leków antydepresyjnych, które przyjmowała Lily, i chcę wiedzieć, dlaczego odnosiły wręcz przeciwny skutek.
– To bardzo popularny lek – tłumaczył cierpliwie Tennyson. – Elavil. Możesz o to spytać każdego lekarza.
– Nie wątpię w to. Przypuszczam, że nie wszyscy jednakowo.
– Niestety, masz rację. Zastanawiałem się, czy nie zmienić go na inny lek, na przykład prozac.
– Może zaczekałbyś z wypróbowywaniem tych leków, dopóki Lily nie spotka się z nowym psychiatrą – zaproponował Savich. – Co się stało z doktorem McGill? Chodziłaś do niego, prawda, Lily?
– Chodziłam do niego niecałe dwa tygodnie i on zaraz umarł. Był strasznie kochany, ale był stary i chory na serce. Umarł na zawał.
– To się zdarza. – Tennyson wzruszył ramionami. – Savich, widziałem cię w telewizji razem ze wszystkimi dygnitarzami z FBI. Dopadłeś Demony Zła.
– Okazało się, że był tylko jeden demon, a ten drugi był wiedźmą.
– Tak, brat i siostra. Jak to się stało, że nikt tego nie odkrył?
– To dobre pytanie. – Savich zauważył, że Lily uważnie przysłuchuje się rozmowie. Uwielbiała słuchać opowieści o ich pracy, więc mówił dalej. – Okazało się, że jedno z nich nie było facetem, tylko tak się ubierało. Timmy była kobietą. Mówiła niskim głosem i miała krótkie włosy. Eksperci od portretów pamięciowych niczego nie zauważyli. Agenci też nie. Przestała być Tammy i stała się Timmy.
– Czy ona sypiała ze swoim bratem? – spytał Tennyson.
– Tego nie wiemy.
– To MAX znalazł tę stodołę? – zaciekawiła się Lily.
– Tak. Kiedy już wiedzieliśmy, że rodzeństwo Tuttle wróciło do Maryland, byłem przekonany, że pozostaną tam dłużej, że wrócili do domu, chociaż urodzili się i wychowywali w Utah. Porwali tych chłopców w Maryland. Kiedy wiemy, kim jest podejrzany, MAX zawsze sprawdza wszystkich krewnych. Odnalazł Marilyn Warluski, kuzynkę; była właścicielką tej posiadłości, na której stała stara, opuszczona stodoła.
Dzięki Bogu, że nikt nie wspomniał o ghulach.; – Sherlock, ilu chłopców oni zabili? – spytała Lily.
– Dwunastu, a może i więcej. W całym kraju. Pewnie nigdy się tego nie dowiemy, jeśli Tammy nie zechce nam sama powiedzieć, a to jest mało prawdopodobne. Amputowano jej rękę po tym, jak Dillon ją postrzelił. Na szczęście obaj chłopcy są cali i zdrowi.
– Postrzeliłeś ją? Zabiłeś też brata? – zainteresował się Tennyson.
– Tak, jej brat nie żyje. To była zespołowa akcja – skwitował Savich.
– Ci biedni chłopcy – odezwała się Lily. – Ich rodzice musieli przechodzić katusze, kiedy ich porwano.
– Naturalnie, ale, jak mówiłem, wszystko dobrze się skończyło.
W drzwiach stanęła pielęgniarka Carla Brunswick.
– Możemy spać spokojnie, kiedy FBI jest w naszym mieście, ale teraz muszę wszystkich stąd wyprosić, nawet pana, doktorze Frasier. Pani Frasier dostanie proszki nasenne. Tak nakazał doktor Larch.
Dopiero teraz uprzytomniłem sobie – powiedział Tennyson, kiedy byli już na szpitalnym parkingu – że ledwie co przyjechaliście. Zatrzymacie się u mnie, prawda?
– Chętnie – odrzekł Savich. – Dziękuję ci, Tennyson. Chce my być blisko.
Minęła godzina. Savich zadzwonił już do matki, żeby ją uspokoić, i porozmawiał ze swoim synkiem, po czym wszedł do ogromnego łoża w gościnnym pokoju, pocałował żonę i przy tulił ją do siebie.
– Jak myślisz, dlaczego Elcott Frasier do nas zadzwonił? – spytał.
– Pierwsze, co się nasuwa: martwił się o swoją synową i chciał nas jak najszybciej zawiadomić. Nie dzwonił do waszej mamy, żeby jej nie wystraszyć.
– Może masz rację. Po tym wariactwie z rodzeństwem Tuttle jestem skłonny podejrzewać najgorsze.
Sherlock pocałowała go w szyje i przylgnęła do niego jeszcze bliżej.
– Słyszałam tyle psychologicznego bełkotu na temat Lily. Ona chce się zabić, bo tylko w ten sposób znajdzie ukojenie. Musi skierować swojego explorera na sekwoję, żeby odkupić swoją winę. To nie pasuje do Lily. Tak, pamiętam, co było za pierwszym razem, ale to było juz dawno.
– A teraz to inna sprawa.
– Tak. Minęło siedem miesięcy. Lily nie jest neurasteniczną.
Zawsze uważałam, że jest silna i opanowana. Teraz czuję się winna, że nie odwiedzaliśmy jej przez te ostatnie miesiące.
– Sherlock, w niespełna tydzień po pogrzebie Beth urodziłaś dziecko.
– I Lily była wtedy ze mną.
– Ale nie podczas porodu, tak jak ja. Mój Boże, Sherlock, to był najdłuższy dzień w moim życiu. Nigdy nie klniesz, a wtedy wyzywałaś mnie takimi wyrazami, jakich nie słyszałem nawet podczas meczów piłkarskich w college'u.
Roześmiała się i pocałowała go w ramię.
– Posłuchaj, wiem, że Lily miała wystarczający powód, żeby wpaść w depresję. Przecież rozmawialiśmy z nią wielokrotnie po śmierci Beth. Jednak jakoś nie mogę uwierzyć, że znowu chciała się zabić.
– Nie wiem – powiedział. – To, co się dzieje z Lily, poważnie mną wstrząsnęło. Nie wiadomo, co teraz robić.
Objęła go mocno, myśląc o tym, jak strasznie nieszczęśliwa była Lily po śmierci córeczki. A potem połknęła te proszki i omal nie umarła. Savich wraz z matką poleciał powtórnie do Kalifornii, kiedy Lily była w szpitalu, w tydzień po pogrzebie Beth. Było jej tak strasznie przykro, że wprawiła wszystkich w przerażenie, a potem wróciła z nimi do Waszyngtonu, żeby spokojnie dojść do siebie. Po trzech tygodniach zdecydowała jednak, że wraca do męża, do Hemlock Bay.
A po siedmiu miesiącach skierowała explorera na sekwoją.
– Powiedziałaś, że nie możesz w to uwierzyć – odezwał się po chwili Savich. – Sherlock, co masz na myśli?
– W zeszłym tygodniu Lily przysłała nam nowego Nieustraszonego Remusa, pierwszy komiks, jaki zrobiła od śmierci Beth, i była tym bardzo podniecona. Co się więc zdarzyło w ciągu ostatnich czterech dni, że znowu zapragnęła się zabić?