23

Bar Harbor, Maine

Clark Hoyt odebrał telefon po trzecim dzwonku.

– Savich? Dobrze, że dzwonisz. Nie możemy znaleźć Si mona i Lily. Nasi ludzie stale byli przy nich, ale kiedy Lily chciała pojechać na cmentarz, wszyscy uznali, że tam będą bezpieczni, i zgodziliśmy się puścić ich samych. Jezu, Savich, oni ich dopadli na cmentarzu! Kiedy nie pojawili się po godzinie w Bender's Cafe, moi agenci zawiadomili mnie o tym i zaraz pojechali na cmentarz. Na parkingu znaleźliśmy wy najęty samochód Simona i jeden z samochodów Frasierów. Nie było tam innych aut. Wiemy, że Lily była na grobie córki, bo leżały tam żonkile, które przedtem kupowała.

Hoyt zamilkł na chwilę.

– Clark, znaleźliście coś jeszcze?

– Trochę krwi na przednich siedzeniach, bardzo niewiele. Więcej krwi było na parkingu. Badamy ją. Spieprzyliśmy to, Savich. Jezu, jak mi przykro. Przysięgam ci, że ich znajdziemy.

Savich poczuł skurcz żołądka, ale zdołał zapanować nad głosem.

– Czy fakt, że znaleźliście samochód Frasierów i samochód Simona, oznacza, że Frasierowie również zostali porwani? A może należeli do tego spisku i tylko zostawili samochód na parkingu? Jeśli mają zamiar wrócić, to dlaczego zostawili swój samochód obok auta Simona? To by oznaczało, że są w to wmieszani.

– Też tak myślimy.

– Nie znalazłeś zwłok, więc zostali porwani. Przez kogo?

– Staramy się odnaleźć Frasierów, ale nam się to jeszcze nie udało. Na pewno są razem z Simonem i Lily. Poszliśmy z porucznikiem Dobbsem to szpitala, żeby zobaczyć się z Tennysonem Frasierem. Twierdził, że nie wie, gdzie mogą być jego rodzice. Wydawało mi się, że go to zupełnie nie obchodzi. Natomiast okropnie się zdenerwował, kiedy mu powiedziałem o zaginięciu Lily. Ten doktor Rossetti – pamiętasz, ten psychol, który chciał zająć się Lily, kiedy była po wypadku, ten facet, którego nie lubiła – był tam razem z Tennysonem i strasznie się oburzał. Powiedział, że Tennyson jest wspaniałym człowiekiem i świetnym lekarzem, a jego żona to suka, która nie zasługuje na takiego męża. Na naszych oczach podał Tennysonowi trzy pigułki rozweselające. Wiesz co, Savich, wydaje mi się, że Tennyson naprawdę nic nie wie o zaginięciu Lily.

Savich słuchał, co mówi Hoyt, i jednocześnie intensywnie myślał. Był przerażony. Chciał natychmiast lecieć do Kalifornii, ale nie mógł tego zrobić. Po prostu nie mógł.

– Nie potrafię ci nic w tej chwili powiedzieć, Clark, i nie mogę w niczym pomóc. Jestem całkowicie zaangażowany w sprawę. – Savich głęboko zaczerpnął powietrza. – Za chwilę czeka nas tutaj, w Bar Harbor, konfrontacja z psychopatyczną zbrodniarką i ja dowodzę tą akcją.

– Słuchaj, Savich, wszyscy nasi ludzie zajmują się tu tą sprawą. Dowiemy się, kto ich porwał.

– Jeśli za tym stoi Olaf Jorgenson – powiedział Savich – to jest się o co zaczepić. Na przykład można przejrzeć rozkład lotów prywatnego learjeta. W tym wypadku nietrudno będzie ich odnaleźć.

– Już się tym zajęliśmy. Zadzwonię do ciebie, jak tylko będę coś wiedział. Powodzenia w Bar Harbor.

– Dziękuję. Informuj mnie o wszystkim.

– Naturalnie. Savich, strasznie mi przykro. Niech to szlag! Miałem dbać o ich bezpieczeństwo. Zrobię wszystko, co tylko będzie możliwe. Będę do ciebie dzwonił co godzinę.

– Nie, Hoyt. Przez następne trzy godziny dzwoń tylko wtedy, kiedy będzie coś bardzo pilnego. Zadzwonię do ciebie, jak tylko będę mógł.

Savich rozłączył się. Teraz musi zadzwonić do Sherlock, żeby jej powiedzieć, co się stało. Nie chciał, żeby dowiedziała się o Simonie i Lily od Hoyta lub porucznika Dobbsa. Do rozpoczęcia akcji pozostały jeszcze dwie godziny i czterdzieści minut.

Poszedł na Firefly Lane, gdzie mieściła się komenda policji w Bar Harbor. Musiał przestać myśleć o Lily i Simonie i skoncentrować się na zlikwidowaniu Tammy Tuttle.

Lily usłyszała jęki, a po nich nastąpiła seria stłumionych przekleństw, które dziwnie brzmiały – jakby ktoś przeciągał wyrazy. Po chwili rozległ się płacz. Kto płakał?

Przecież ona nie płakała ani też nie przeklinała. Gdzie jest Simon? Odczuwała jakąś delikatną wibrację. Ciekawe, skąd się to brało?

Niechętnie otworzyła oczy; tak bardzo bolała ją głowa, że bała się nawet to zrobić.

Kobieta znowu zaczęła jęczeć, płakać i kląć tym dziwnym miękkim akcentem.

To była Charlotte. Lily teraz to sobie przypomniała. Strzelała do Charlotte, ale ona jeszcze żyła. Była ranna i cierpiała. Lily odczuła pewną satysfakcję. Gdyby nie ten potworny ból głowy, toby się nawet uśmiechnęła. Nie zdołała ocalić siebie ani Simona, ale przynajmniej wyrządziła krzywdę wrogowi.

Z wolna odwróciła głowę. Poczuła gwałtowny ból, ale to było do zniesienia. Zorientowała się, że na wpół leży na ogromnym skórzanym fotelu, przypięta jakimś pasem.

Simon siedział obok niej. On też przypięty był pasem i trzymał ją za rękę. Jego wzrok zwrócony był na Charlotte.

– Simon.

Powoli odwrócił do niej głowę i uśmiechnął się.

– Cholera, wiedziałem, że powinnaś była zostać w domu – powiedział.

– I zrezygnować z takiej przygody? W żadnym wypadku. Tak się cieszę, że żyjesz. Gdzie jesteśmy?

– W powietrzu, w prywatnym odrzutowcu. Jak się czujesz, moja słodka?

– Niezbyt słodko się czuję. Jesteśmy w samolocie? Stąd to dziwne uczucie wibracji. Sądzę, że lecimy do Szwecji.

– To możliwe, ale dlaczego mówisz to z takim przekonaniem?

– Kiedy ci faceci gonili mnie po plaży, wykrzykiwali coś z obcym akcentem. Myślę, że to był szwedzki akcent. Pomyślałam sobie, że Olaf Jorgenson postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.

– Masz rację, to są Szwedzi. Mówisz, że uciekałaś przed nimi plażą?

Opowiedziała mu, co się wydarzyło, jak znalazła go nieprzytomnego i że strzelała do Charlotte.

– Gdyby nie było tam Charlotte, to udałoby nam się uciec. Przeprowadzilibyśmy się do więzienia w Eureka, bez prawa przyjmowania wizyt.

– Ten płacz i przekleństwa to Charlotte Frasier. Opatrzył ją pilot, który chyba jest też lekarzem. Przestrzeliłaś jej prawą rękę. Niestety, wyzdrowieje. Zanim się zbudziłaś, krzyczała, że jesteś niewdzięcznicą, a ona tyle dla ciebie zrobiła. Mówiła, że sama cię zabije. – Nie dodał, że przeplatała tę przemowę najohydniejszymi przekleństwami, jakie kiedykolwiek słyszał.

– Dobrze się czujesz? – spytała po chwili milczenia.

– Tak, mam tylko lekki ból głowy. A jak twoja głowa?

– Boli.

– – Aha, zauważyli, że już nie śpimy. Alpo Viljo nadchodzi.

On naprawdę ma na imię Alpo. Pewnie to szwedzkie imię. Chyba jest ochroniarzem. Słyszałem, że to on uderzył cię kolbą pistoletu w głowę.

Alpo Viljo okazał się jednym z dwóch mężczyzn, którzy gonili ją po plaży. Potężny facet, ale w niezbyt dobrej formie. Lily nigdy nie widziała takiej figury u Skandynawów, z którymi się stykała. Był blondynem i miał niebieskie oczy. Musiał mieć w sobie krew wikingów.

Nie odzywał się, stojąc nad nimi z rękami skrzyżowanymi na piersi.

– Jak ma na imię pana partner? – spytała Lily. Ściągnął brwi, jakby nie rozumiał pytania.

– Ma na imię Nikki – odparł po chwili w sztucznie brzmiącej, ale całkowicie zrozumiałej angielszczyźnie. – To niedobry człowiek. Nie należy go denerwować.

– Dokąd lecimy, panie Viljo?

– Nie pani interes.

– Dlaczego pan Olaf Jorgenson sprowadza nas do Szwecji? Potrząsnął tylko głową i wrócił na przód kabiny, gdzie leżała Charlotte Frasier, nadal rzucając przekleństwa.

– Rozumiesz, Lily? Nie należy denerwować Nikkiego. Myślę, że Alpo cię polubił. Wyglądasz jak księżniczka, może Alpo jest romantykiem. Ale zbytnio na to nie licz, OK?

Uśmiechnęła się, chociaż nawet ruch ust wywoływał ból głowy. Gdy wyjrzała przez okno, zobaczyła góry.

– Simon, podobają mi się twoje włosy. Nawet jak jesteś potargany, ładnie skręcają ci się na karku. Są długie, ale nie za bardzo. Wyglądają seksownie.

– Lily – powiedział, pochylając się nad nią. – Powinnaś spróbować zasnąć.

– To chyba dobry pomysł. Mogłabym dostać aspirynę? Simon zawołał Alpa Viljo, który przyniósł Lily dwie aspiryny i dużą szklankę wody. Zażyła lekarstwo, uśmiechnęła się i przymknęła oczy.

Dokładnie w tej samej chwili Simon zrozumiał, że już koniec z nim. Spotkał kobietę, której mógł zaufać, kobietę niezwykle lojalną, która zakłóciła jego równowagę. Stała się jego księżniczką, była tak delikatna i czysta – co prawda teraz była przemoknięta, umazana błotem i rozczochrana; jednak w jego oczach prezentowała się wspaniale.

Co miał z tym zrobić?

Wziął z fotela małą poduszkę i wsunął ją pod pas na brzuchu Lily. Oparł się wygodnie i też przymknął oczy.

Lily zbudziła się, myśląc o bracie. Była pewna, że on szaleje teraz z niepokoju. Hoyt i Dillon na pewno dowiedzieli się już o porwaniu. Ale czy wiedzą, dokąd ich zabrano?

Zerknęła na fotel Simona. Był pusty. Gdzie on jest?

Po chwili usłyszała tuż przy uchu głęboki męski głos. Ten człowiek fatalnie mówił po angielsku.

– Jedz teraz.

Na fotelu Simona usiadł Nikki z tacą na kolanach. To on krzyczał do niej na plaży, a Alpo mówił, że on jest złym człowiekiem.

– Gdzie Simon?

– Nie twoje zmartwienie. Jedz.

– Nie, najpierw muszę zobaczyć Simona Russa.

Nikki położył jej na karku swoją wielką łapę i odchylił jej głowę do tyłu. Zmusił ją do wypicia jakiegoś płynu. Próbowała z nim walczyć, krztusiła się, rozpryskując ten płyn, który miał zapach kawy i jeszcze czegoś innego. Poczuła, że łyka jakieś tabletki. Zanim Nikki ją puścił, zakręciło jej się w głowie.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Niedługo lądujemy. Chcemy, żebyś była cicho. To źle, że nie jadłaś. Jesteś za chuda.

– Gdzie Simon, ty skurwielu?

Wiedziała, że te wyzwiska nie mają sensu. Żałowała też, że niczego nie zjadła. Po chwili ogarnęła ją ciemność.

Загрузка...