2

Hemlock Boy, Kalifornia

Promienie słońca wpadały przez wąskie okna. Dziwne… przecież okna w jej sypialni były o wiele szersze i na pewno nie takie brudne. Nie, to nie była jej sypialnia. Przestraszyła się, lecz to uczucie szybko ustąpiło. Była tylko trochę zdezorientowana i odczuwała lekki ból lewej ręki, przy igle kroplówki.

Kroplówka?

To oznaczało, że jest w szpitalu. Oddychała swobodnie. Podawano jej tlen. A więc żyła. A dlaczego miałaby nie żyć? Dlaczego ją to dziwiło?

Jej umysł nie funkcjonował prawidłowo, była oszołomiona. A może umiera i dlatego zostawili ją samą. Gdzie Tennyson? Ach, prawda, dwa dni temu pojechał do Chicago. Była zadowolona, że wyjechał, że nie musi słuchać jego łagodnego, pokrzepiającego głosu, który doprowadzał ją do szału.

Do pokoju wszedł jakiś łysy mężczyzna w białym fartuchu, z lekarskimi słuchawkami na szyi. Pochylił się nad nią.

– Pani Frasier, czy mnie pani słyszy?

– Oczywiście.

– Jak się pani czuje? Coś boli?

– Nie, jestem tylko otumaniona.

– To efekt morfiny. Jestem chirurgiem, nazywam się Ted Larch. Musiałem usunąć pani śledzionę. To poważna operacja, więc aż do wieczora będziemy podawać pani odpowiednie dawki morfiny, a potem stopniowo je zmniejszać. Postaramy się, żeby pani organizm wkrótce zaczął normalnie funkcjonować.

– Co mi jeszcze dolega?

, – Najpierw chciałbym panią zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Brak śledziony nie jest żadnym problemem dla dorosłej osoby. Po operacji, jeszcze przez kilka dni, będzie panią wszystko bolało. Będzie pani musiała stosować dietę i, tak jak już mówiłem, wkrótce doprowadzimy pani organizm do porządku.

Poza tym ma pani dwa stłuczone żebra, trochę skaleczeń i siniaków, ale nie ma się czym martwić. Świetnie sobie pani radzi, biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło.

– A co się wydarzyło?

Doktor Larch zamilkł na chwilę; jego łysina błyszczała w słońcu.

– Nie pamięta pani? – spytał, uważnie się jej przyglądając. Długo się zastanawiała. Wreszcie lekarz dotknął lekko jej ręki.

– Proszę sobie nie przypominać niczego na siłę. Rozboli panią tylko głowa. A ostatnia rzecz, jaką sobie pani przypomina, pani Frasier?

– Pamiętam, jak wyjeżdżałam ze swojego domu w Hemlock Bay powiedziała z namysłem. Mieszkam na Crocodile Bayou Avenue, Akwen Krokodyli, w miasteczku, które nazwano Zatoką Cykuty. – Uśmiechnęła się słabo. – Pamiętam, że miałam jechać do Ferndale, żeby zawieźć doktorowi Bakerowi jakieś medyczne slajdy mojego męża. Nigdy nie lubiłam jeździć po ciemku szosą 211. To przerażająca droga. Sekwoje pochylają się nad tobą, otaczają cię ze wszystkich stron. Ma się uczucie, że jest się żywcem pogrzebanym.

Zamilkła. Zobaczył, że zaczyna się denerwować, więc szybko jej przerwał.

– W porządku. Ciekawy opis szosy z tymi sekwojami. Wszystko sobie pani przypomni we właściwym czasie. Miała pani wypadek, pani Frasier. Pani explorer wpadł wprost na drzewo. Teraz zawołam innego lekarza.

– Kogo?

– Psychiatrę.

– Po co mi… – Lily ściągnęła brwi. – Nie rozumiem. Dlaczego psychiatra?

– Hm… możliwe, że pani wpadła na tę sekwoję celowo. Proszę się nie denerwować i niczym nie martwić, tylko odpoczywać. Zobaczymy się później, pani Frasier. Jeśli będzie pani odczuwać ból, to proszę zadzwonić. Siostra doda trochę więcej morfiny do kroplówki.

– Myślałam, że pacjent w razie potrzeby sam może sobie dozować morfinę.

– Przykro mi, ale nie możemy pani na to pozwolić – powiedział po chwili.

– Dlaczego?

– Ponieważ zachodzi podejrzenie próby samobójstwa. Nie możemy pozwolić na to, żeby pani podała sobie śmiertelną dawkę morfiny.

Odwróciła głowę do okna, do blasku słońca.

– Pamiętam tylko wczorajszy wieczór. Jaki dzisiaj dzień? Jaka pora dnia?

– Jest czwartek, późny ranek. Miała pani wypadek wczoraj wieczorem.

– Tyle czasu mi umknęło.

– Wszystko będzie dobrze, pani Frasier.

– Nie jestem tego pewna – powiedziała, zamykając oczy.

Doktor Russell Rossetti zatrzymał się w drzwiach, obrzucając wzrokiem leżącą na szpitalnym łóżku młodą kobietę. Na jej blond włosach, które wymykały się spod bandaży, widać było zakrzepłą krew. Była bardzo szczupła. Ciekaw był, o czym ona myśli.

Doktor Ted Larch, chirurg, powiedział mu, że ona niczego sobie nie przypomina. Powiedział też, że nie sądzi, żeby ona chciała się zabić. Jest na to zbyt rzeczowa.

Ted był romantykiem, dziwna cecha u chirurga. Oczywiście, że próbowała się zabić. Już drugi raz. Nie było najmniejszych wątpliwości. Klasyczny przypadek.

– Pani Frasier.

Lily powoli odwróciła głowę. Ten mężczyzna miał zbyt wysoki głos, któremu starał się nadać łagodne brzmienie.

Nie odezwała się, obserwując eleganckiego, wysokiego, ale dość otyłego faceta z czarnymi kręconymi włosami i podwójnym podbródkiem. Podszedł bardzo blisko do łóżka.

– Kim pan jest?

– Jestem doktor Rossetti. Doktor Larch chyba uprzedził panią o mojej wizycie?

– Jest pan psychiatrą?

– Tak.

– Mówił mi, ale ja nie chcę z panem rozmawiać. Nie widzę powodu.

Odmawia współpracy, pomyślał, to świetnie. Miał już dosyć pacjentów, którzy się przed nim wypłakiwali, rozczulali nad sobą i błagali o leki. Co prawda Tennyson mówił mu, że Lily jest zupełnie inna, ale to go nie przekonywało.

– Na pewno potrzebuje pani mojej pomocy – powiedział swobodnym tonem. – Skierowała pani swój samochód wprost na drzewo.

Czyżby? Nie, na pewno tak nie było.

– Szosa, którą się jedzie do Ferndale, jest bardzo niebezpieczna. Czy jechał pan tam kiedyś po zmierzchu?

– Tak.

– Nie sądzi pan, że trzeba bardzo uważać?

– Oczywiście, ale ja nigdy nie owinąłem swojego samochodu wokół sekwoi. Leśnicy już się zajęli tym drzewem. Sprawdzają, czy zostało bardzo uszkodzone.

– Skoro ja straciłam trochę kory, to domyślam się, że drzewo też doznało uszczerbku. Chciałabym, żeby pan już wyszedł, doktorze Rossetti.

Przysunął krzesło do łóżka i usiadł bardzo blisko. Założył nogę na nogę i splótł palce. Miał ohydnie białe, pulchne dłonie.

– Proszę poświęcić mi chwilę czasu, pani Frasier. Czy nie ma pani nic przeciwko temu, żebym mówił do pani Lily?

– Mam. Nie znam pana. Proszę odejść.

Chciał wziąść ją za rękę, ale szybko schowała ja pod kołdra.

– Lily, powinna pani ze mną współpracować.

– Nie jestem dla pana Lily, tylko pani Frasier. Nachmurzył się. Zwykle kobiety lubiły, kiedy mówił im po imieniu. Uważały go wtedy za przyjaciela, któremu mogą zaufać, i były bardziej otwarte.

– Siedem miesięcy temu, po śmierci swojego dziecka, próbowała się pani zabić.

– Beth nie umarła. Uderzył ją samochód, który jechał z taką prędkością, że odrzucił ją sześć metrów do rowu. Ktoś ją zamordował.

– A pani obwiniała siebie.

– Ma pan dzieci?

– Tak.

– Czy nie obwiniałby pan siebie, gdyby pana dziecko umarło, a pana by przy nim nie było?

– Nie, gdybym sam nie prowadził samochodu, który to dziecko uderzył.

– A pana żona nie miałaby poczucia winy?

Przed oczami stanęła mu twarz Elaine i nachmurzył się znowu.

– Nie sądzę. Płakałaby tylko. Jest bardzo słabą, mało samo dzielną kobietą. Ale nie o to chodzi, pani Frasier.

I rzeczywiście tak było. Dzięki Bogu, już niedługo uwolni się od Elaine.

– A o co chodzi?

– Pani tak bardzo się obwiniała, że połknęła pani całą buteleczkę proszków nasennych. Gdyby nie to, że w porę nadeszła gosposia, umarłaby pani.

– Tak mi mówiono.

– Nie przypomina pani sobie, że pani je brała? ',' – Nie.

– A teraz nie pamięta pani, że skierowała samochód prosto na sekwoję. Szeryf stwierdził, że jechała pani z prędkością około dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę, a może nawet szybciej. Miała pani szczęście, pani Frasier. Jakiś facet wyjeżdżał właśnie zza zakrętu, zobaczył, jak pani uderza w drzewo, i wezwał karetkę.

– Zna pan jego nazwisko? Chciałabym mu podziękować.

– To nie jest teraz ważne, pani Frasier.

– A co jest teraz ważne? Ach, rzeczywiście. Czy ma pan przypadkiem jakieś imię?

– Mam na imię Russell. Doktor Russell Rossetti.

– Efektowna aliteracja, Russell.

– Wolałbym, żeby nazywała mnie pani doktorem Rossettim – powiedział.

Zacierał swoje pulchne dłonie. Widziała, że jest zły.

Zdawała sobie sprawę, że była dla niego niegrzeczna, ale nic jej to nie obchodziło. Była potwornie zmęczona, pragnęła zamknąć oczy i korzystać z dobroczynnego działania morfiny.

– Niech pan wyjdzie, doktorze Rossetti.

Lily odwróciła głowę i zapadła w sen. Dopiero po pewnym czasie usłyszała stuk zamykanych drzwi.

Potem pojawił się doktor Larch. Z trudem otworzyła oczy.

– Doktor Rossetti jest protekcjonalnym debilem i ma tłuste dłonie. Nie chcę go więcej widzieć.

– On uważa, że nie jest pani w dobrej formie.

– Wręcz przeciwnie. Jestem w świetnej formie, czego nie da się powiedzieć o nim. Powinien chodzić na siłownię.

Doktor Larch nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

– Mówił również, że pani postawa obronna i niegrzeczne zachowanie są oznaką wyczerpania nerwowego i że bezwarunkowo potrzebuje pani pomocy.

– Jestem tak wyczerpana, że mam ochotę się przespać.

– Jest tu pani mąż. Chce się z panią widzieć.

Nie miała ochoty go oglądać. Jego donośny, pewny siebie głos przypominał jej głos doktora Rossettiego, jakby ukończyli te same kursy wysławiania się w szkole dla psycholi. Byłaby szczęśliwa, gdyby już ich obu nie musiała nigdy więcej widzieć.

Za plecami doktora Larcha zobaczyła mężczyznę, który od jedenastu miesięcy był jej mężem. Stał w drzwiach ze ściągniętymi brwiami i rękami skrzyżowanymi na piersi. Był przystojny i budził zaufanie. Miał jasne, falujące włosy, nie łysiał jak doktor Larch. Nosił szpanerskie lotnicze okulary, które co chwila poprawiał na nosie. To było urocze – przynajmniej tak się jej wydawało, kiedy go poznała.

– Lily?

– Tak? – Marzyła o tym, żeby się do niej nie zbliżał.

– Doktorze Frasier – powiedział doktor Larch – jak już panu mówiłem, żona musi teraz dojść do siebie po operacji i dużo odpoczywać. Proponuję, żeby pana wizyta nie trwała dłużej niż kilka minut.

– Teraz jestem bardzo zmęczona. – Głos jej lekko drżał. – Możemy porozmawiać później?

– Ależ nie – zaprotestował.

Zaczekał, aż doktor Larch wyjdzie z pokoju. Lily zastanawiała się, dlaczego chirurg wydał jej się zdenerwowany. Tennyson zamknął drzwi, podszedł do łóżka i wziął ją za rękę.

– Dlaczego to zrobiłaś, Lily? Dlaczego? – spytał cichym, smutnym głosem.

Zabrzmiało to tak, jakby dla niej już wszystko było skończone.

– Nie wiem, co zrobiłam, Tennyson – powiedziała. – Nie pamiętam tego wypadku.

– Wiem. Może to rzeczywiście był wypadek, może straciłaś panowanie nad samochodem i skierowałaś go na sekwoję. Powiedziała mi pielęgniarka, że leśnicy sprawdzają teraz, czy drzewo zostało bardzo uszkodzone.

– Doktor Rossetti już mi to mówił. Biedne drzewo.

– Nie ma w tym nic śmiesznego, Lily. Zostaniesz szpitalu jeszcze przynajmniej przez trzy dni. Chciałbym, żebyś porozmawiała z doktorem Rossettim. On ma doskonałą opinię.

– Już się z nim widziałam i nie chcę go więcej widzieć. Jego glos miał teraz łagodne, kojące brzmienie, ale tym razem nie zbierało się jej na płacz i nie oczekiwała od niego pociechy i zapewnienia, że on odpędzi od niej wszystkie strachy. Czuła się wystarczająco silna, żeby mu się przeciwstawić.

– Lily, ponieważ niczego nie pamiętasz, to dobrze by było zgłębić ten problem. Koniecznie musisz się z nim zobaczyć.

– Nie lubię go, Tennyson. Jak mam rozmawiać z kimś, kogo nie lubię?

– Spotkasz się z nim, Lily, a jeśli nie, to obawiam się, że będziemy musieli pomyśleć o hospitalizacji.

– Och? Będziemy musieli pomyśleć o hospitalizacji? Jakiego rodzaju?

Dlaczego nie bała się teraz tego okropnego słowa i patrzyła mu śmiało w oczy? To na pewno był skutek działania morfiny.

– Jestem lekarzem, Lily, psychiatrą jak doktor Rossetti. Wiesz, że to byłoby niezgodne z etyką, gdybym sam cię leczył.

– Przecież przepisałeś mi e – mail.

– To zupełnie coś innego. To pospolity lek w leczeniu stanów depresyjnych. Nie mógłbym jednak z tobą rozmawiać tak, jak może to zrobić doktor Rossetti. Pamiętaj, że pragnę tylko twojego dobra. Kocham cię i stale się modliłem, żebyś jak najszybciej wyzdrowiała. Wydawało mi się, że jesteś na dobrej drodze, myliłem się jednak. Porozmawiaj z doktorem Rossettim albo będę musiał skierować cię na hospitalizację.

– Wybacz, Tennyson, ale nie wydaje mi się, żebyś mógł to zrobić. Jestem przytomna, widzę, słyszę i potrafię myśleć, i mam coś do powiedzenia na temat własnego losu.

– To się okaże. Lily, porozmawiaj z doktorem Rossettim. Opowiedz mu o swoim bólu, poczuciu zagubienia, poczuciu winy. Powiedz mu, że już zaczynasz godzić się z tym, do czego doprowadziła twoja wygórowana ambicja.

Wygórowana ambicja? A więc była tak ambitna, że przez to zginęła jej córka?

Chciała postawić sprawę jasno.

– Co przez to rozumiesz, Tennyson?

– Mówię o śmierci Beth.

To był cios w samo serce. Zalało ją nagłe poczucie winy, ale postanowiła się temu przeciwstawić. Chciała być sobą, chciała nadal rysować swój komiks Nieustraszony Remus, chciała… Czy to była ta wygórowana ambicja, która zabiła jej córkę?

– Nie mogę teraz o tym mówić, Tennyson. Proszę cię, idź już. Rano będę się czuła lepiej.

Nieprawda. Jeśli zmniejszą mi dawkę morfiny, będę się czuła potwornie, pomyślała, ale teraz jej to nie obchodziło. Odwróciła od niego głowę i zaczęła zapadać w spokojny, pozbawiony koszmarów sen. Zbawienne działanie morfiny.

– Przyjdę wieczorem, Lily – usłyszała jego głos. – Teraz wypoczywaj.

Nachylił się i pocałował ją w policzek. Niegdyś uwielbiała jego pocałunki i dotyk rąk, teraz jednak ta pieszczota była jej całkowicie obojętna.

Co mam teraz zrobić, pomyślała, kiedy wyszedł z pokoju. Wiedziała, co ma robić. Otrząsnęła się ze snu, wzięła do ręki' słuchawkę i wystukała numer brata w Waszyngtonie. Usłyszała kilka trzasków, potem czyjś oddech i nic więcej. Spróbowała ponownie, ale znowu nie uzyskała połączenia. Wreszcie na całej linii zapanowała martwa cisza.

Zapadała już w sen, czując jednocześnie, że paraliżuje ją strach, którego przyczyny nie potrafiła zrozumieć – wiedziała tylko, że nie był to strach przed tym, że chcą ją hospitalizować wbrew jej woli.

Загрузка...