ROZDZIAŁ XIII

Obiad rzeczywiście zdążył wystygnąć, nim do niego zasiedli.

Honor przyznawała, że nie ma pojęcia, w jaki sposób sytuacja się rozwinie. Nie wiedziała nawet, jak chciałaby, się rozwinęła. Wiedziała tylko, że boi się to odkryć.

Może było to dziwne w przypadku kogoś mającego kochających rodziców i więź z Nimitzem pozwalającą znać uczucia innych. Niemniej była to prawda.

Podobnie jak to, że tylko jedna rzecz we wszechświecie naprawdę napawała ją przerażeniem — jej własne serce.

Nigdy nie potrafiła tego pojąć. Zagrożenie fizyczne, obowiązki moralne… temu mogła stawić czoło i mogła przezwyciężyć strach bez wątpliwości, że w którymś momencie weźmie on górę i doprowadzi do klęski. To zaś było zupełnie coś innego. Niczym pole minowe stworzone według zasad, których nie miała szans się domyślić. Nie wiedziała, jak się po nim poruszać, i nie miała pojęcia, czy potrafi. Fakt, czuła emocje obojga gospodarzy, ale to nie znaczyło, że dzięki temu wszystko da się zrobić właściwie.

Wiedziała, że Hamish ją kocha. Wiedziała, że ona kocha jego. I wiedziała, że Emily i Hamish także się kochają.

I że wszyscy troje nie chcą ranić pozostałych.

I że to nie na wiele się zda, bo któreś z nich musi zostać zranione. Co więcej, wiedziała też, że to, co powinno być wyłącznie sprawą ich trojga, będzie miało wpływ na losy wielu innych osób.

Pewnie wyglądałoby to inaczej, gdyby miała więcej zaufania do samej siebie. Popijając drobnymi łyczkami wino, obserwowała Emily i zazdrościła jej wewnętrznej siły. To, co wyznała, wstrząsnęło gospodynią. W pierwszym momencie poczuła gniew — obca kobieta śmiała pokochać jej męża, no i bardzo komplikowało to sytuację. Z tym, że Hamish przegrywa z własnymi uczuciami, już się pogodziła, teraz dowiedziała się, że osoba, od której zależała skuteczność jej planu, już tę bitwę przegrała. Ale bardzo szybko zapanowała nad tym gniewem i ku zaskoczeniu Honor nie przekształcił się on ani w zazdrość, ani w niechęć.

Zresztą nie tylko to ją zaskoczyło u Emily. Choć ta nie przypominała pod żadnym innym względem Allison Harrington, jedną cechę miały wspólną — obie promieniowały wręcz spokojną pewnością tego, kim są, i to nie tylko w kwestiach pracy, ale też i serca. Honor zawsze matce tego zazdrościła, prawie tak samo jak urody i wdzięku. Zwłaszcza wtedy, gdy sama przypominała wychudzoną, grubokościstą szkapę. Zdawała sobie sprawę, że to głupie, bo ona dorośnie, a matka po prostu taka się urodziła, a gdyby próbowała zachowywać się nienaturalnie, byłoby to równie głupie, co mało skuteczne. Bo człowiek powinien być sobą — tego oboje rodzice nauczyli ją, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Uczynili to zarówno przykładem, jak i miłością do niej, która nie miała żadnych ograniczeń. Jedyne, czego nie udało im się osiągnąć i o czym nawet nie mieli pojęcia, to zlikwidować cichego przekonania, że nikt oprócz nich nie mógłby jej naprawdę kochać.

A przecież miłość rodziców i Nimitza powinny dać jej siłę. Wiedziała o tym, ale to nic nie zmieniało. A potwierdzenie swych obaw dostała w akademii od Younga i mid-szypmena Cala Panokulousa, który zranił ją boleśniej od niedoszłego gwałciciela. Przeżyła, a z pomocą Paula nawet udało jej się trochę zaleczyć rany. Przekonała się, że ludzie mogą ją naprawdę kochać, bo tego chcą, choć nie muszą. Dzięki Nimitzowi znała ich uczucia. Paul, James MacGuiness, Andreas Venizelos, Andrew LaFollet, Ali-stair McKeon, Jamie Candless, Scotty Tremaine, Miranda LaFollet — to byli tylko ci najbliżsi, natchmiast nasuwający się na myśl…

Ale gdzieś w głębi duszy pozostał strach, że tych, którzy ją pokochają, wszechświat ich ukarze, jeśli się odważą, podobnie jak zbyt wielu tych, którzy się odważyli wcześniej. Irracjonalnie, ale straciła tak wielu bliskich… I to nie tylko oficerów i podkomendnych, którzy życiem zapłacili za jej zwycięstwa. Gwardziści, którzy zginęli, wypełniając swój obowiązek, przyjaciele, którzy świadomie poszli na śmierć, by ona mogła przeżyć — to zdarzało się zbyt często i uznała, że każdy, kto ją pokocha, zostaje naznaczony piętnem śmierci i tylko kwestią czasu jest, kiedy zginie. Z reguły niedługiego czasu.

Walczyła z tym fatalistycznym przekonaniem i nawet odnosiła pewne sukcesy, ale jak dotąd niewystarczające. A jej uczucie do Hamisha groziło kolejnymi przegranymi bitwami z tym przekonaniem.

— Zdecydowałyście, jak powinnyśmy się za to zabrać? — Nagłe pytanie gospodarza po tak długim milczeniu panującym przy stole omal nie doprowadziło Honor do wypuszczenia z ręki kielicha z winem.

Pytanie zadał lekkim tonem, ale nikogo z obecnych nie oszukał — siebie też nie. Honor spojrzała na Emily.

— Sądzę, że wiemy, jak zacząć — odparła ta uczciwie. — Nie twierdzę, że to będzie łatwe, i może się okazać mniej skuteczne, niż się łudziłam, ale w najgorszym razie zbijemy ich koronny argument. Co dalej, zobaczymy później.

— Zawsze wiedziałem, że polityczne cuda to twoja specjalność — ocenił Hamish z uśmiechem. — W uczciwej wojnie nie ma problemu: dobrze wiem, co robić, ale mając do czynienia ze ścierwojadami w stylu High Ridge’a czy Descroix… po prostu nie potrafię myśleć tak zboczonymi kategoriami jak oni. A odstrzelenie od ręki jest niestety niemożliwe.

— Przyznaj uczciwie, że nie chodzi o to, że nie potrafisz. Problem w tym, że tak się wściekasz, gdy o nich myślisz, że logika idzie w kąt. Przypominasz wtedy idącego do szarży średniowiecznego rycerza zakutego w zbroję. I nie chodzi mi, mój drogi, o to, że masz zakuty łeb, tylko o to, że w hełmie widoczność jest raczej ograniczona.

Uśmiechnęła się, ale Hamish i tak się skrzywił, co dowodziło trafności oceny Emily.

— Wiem, że dobry analityk polityczny powinien wiedzieć, kiedy i jak być szczerym do bólu, ale ta konkretna metafora jakoś tak niezbyt pasuje do mojego wyobrażenia o sobie — przyznał cierpko.

Honor parsknęła śmiechem.

Emily spojrzała na nią z błyskiem w oczach i spytała:

— Urażona godność i zbytnie, uprzejmość by to okazać; każdym porem wyłazi z niego arystokratyczny oficer floty. Doskonale mu to wychodzi, nie sądzisz?

— Poproszę o drugi zestaw pytań. Natomiast przyznaję, że w podejściu Don Kichota jest skuteczność i urok… jak długo wiatrak go nie trafi, ma się rozumieć.

— Przyznaję, że urok i owszem, choć co do skuteczności, to tylko jeśli pierwszy atak eliminuje przeciwnika, co w przypadku wiatraków następuje niesamowicie wręcz rzadko. — Emily przerwała jedzenie, by odłożyć widelec, jako że nie chciała nim wymachiwać. — Mogę się nawet zgodzić, tak już mówiąc poważnie, że w polityce potrzeba od czasu do czasu kogoś zdecydowanego dać się zabić za przekonania, zamiast użyć podstępu, by osiągnąć cel. Ale to odosobnione przypadki mające stanowić drogowskaz dla innych. Gdyby było takich więcej, przestaliby mieć taką siłę oddziaływania. Żeby być skutecznym w polityce, trzeba zrozumieć przeciwnika. Osobiste animozje i miłości przeszkadzają w zrozumieniu motywów i taktyki drugiej strony. A dopiero kiedy je się zrozumie, można opracować własną taktykę. Nie oznacza to, że trzeba się zniżyć do tego samego poziomu, choć często na tym się kończy, ale trzeba wiedzieć, do jakich chwytów przeciwnik jest zdolny, i odpowiednio się przygotować.

— Willie rozumie to znacznie lepiej niż ja — przyznał gospodarz.

— Zgadza się i dlatego to on zostanie następnym premierem, a nie ty — Emily uśmiechnęła się szerzej. — Z drugiej strony wolę nie wyobrażać sobie, jaki byłby z niego admirał.

Tym razem cała trójka parsknęła śmiechem.

Po chwili gospodyni spojrzała na Honor i powiedziała:

— Co prawda nie miałam okazji zbyt długo cię obserwować, ale i tak jestem trochę zaskoczona faktem, że wydajesz się znacznie… elastyczniejsza niż Hamish. Nie bardziej skłonna do poświęcania zasad w imię skuteczności, ale lepiej ci wychodzi rozumienie przeciwnika.

— Pozory mylą. W żaden sposób nie jestem w stanie zrozumieć High Ridge’a czy Janaceka. Wiem, co chcą osiągnąć, ale nadal mnie to zaskakuje. I prawdę mówiąc, nie chcę rozumieć takich typków.

— I tu popełniasz błąd — oznajmiła stanowczo Emily. — Skoro wiesz, czego chcą, masz już pół drogi za sobą. Znając ich cel i charaktery, jesteś w stanie domyślić się, jak będą próbowali to osiągnąć, tylko musisz sprawę dokładnie przeanalizować.

— Nie zawsze — sprzeciwiła się Honor. — Wiem, jakie wredne mają charakterki i jak są ograniczeni, wiedziałam, że chcą jak najszybciej przepchnąć budżet i redukcje we flocie, ale że posuną się do czegoś takiego, przez myśl mi nie przeszło.

— Ale teraz wiesz, że wybrana metoda nie wynika z ich charakteru, ale z myślenia kategoriami skuteczności. I dlatego to tak boli. Nikt nie może mieć do ciebie pretensji, że zostałaś zaskoczona chamstwem, bo taka taktyka jest ci zupełnie obca. Ale nawet będąc na nich wściekła, nie dałaś się tej wściekłości zaślepić. Oglądając cię i czytając twoje oświadczenie, podejrzewałam, a teraz, widząc cię na żywo, mam pewność, że z czasem możesz stać się bardzo skutecznym politykiem.

Honor wytrzeszczyła na nią oczy, chwilowo nie mogąc słowa powiedzieć.

A Emily zachichotała radośnie.

— Nigdy nie będziesz urodzonym politykiem jak Willie i podobnie jak Hamishowi, zawsze bardziej ci będzie odpowiadała walka w przestrzeni niż wojna podjazdowa w Izbie Lordów, ale czytałam twoje przemówienia i już jesteś znacznie lepsza od niego — Emily wskazała dłonią męża. — Różnica jest jedna, ale podstawowa: Hamish szybko się niecierpliwi i zaczyna wtedy wykład. Ty nie.

— Dobry polityk to nie tylko zręczny mówca — zaoponował Hamish.

— Oczywiście, ale Honor już udowodniła, że jest dobrym strategiem wojskowym. Z jej wystąpień w Izbie Lordów wynika dla mnie jasno, że może tę umiejętność analizy i znajdowania skutecznych sposobów działania stosować i w innych dziedzinach, jeśli tylko nauczy się zasad w nich obowiązujących. O polityce dowiedzieć się musi jeszcze dużo, zwłaszcza o tej odmianie na noże obowiązującej u nas, ale na podstawie kilkuletniej obserwacji twierdzę, że uczy się szybko, a raczej coraz szybciej. Ponad dwadzieścia lat standardowych uczyła się, jak zostać dobrym oficerem. Daj mi połowę tego czasu, a zrobię z niej premiera.

— Nie zrobisz! — oświadczyła Honor. — Prędzej sobie gardło poderżnę!

— Nieco drastyczna metoda — oceniła Emily. — Może masz w sobie więcej z Donny Kichot, niż sądziłam.

— Raczej ma więcej zdrowego rozsądku — zauważył Hamish, podając Sam kolejny kawałek selera, co robił dość regularnie przez cały posiłek.

— Przekarmisz ją, Hamish — zganiła go Emily.

Mąż spojrzał na nią z miną skarconego uczniaka tak idealną, że Honor parsknęła śmiechem.

— Do tego potrzebna byłaby znacznie większa ilość selera — wyjaśniła, gdy się nieco uspokoiła. — Ale faktem jest, że nadmiar selera może zaszkodzić, bo treecaty nie są w stanie go strawić.

Samantha spojrzała na nią z królewską wręcz dezaprobatą, ale Honor czuła jej rozbawienie. Czuła też, że mimo radości adopcji Sam prawie od samego początku była świadoma, jaką konsternację i zaniepokojenie wywołało to zarówno u Honor, jak i u jej nowego człowieka. Honor mogła wyczuć dzięki Nimitzowi, że Samantha nadal nie jest pewna, co spowodowało taką reakcję, i był to najlepszy dowód, iż mimo wieków współżycia z ludźmi treecaty pozostały dla nich częściowo obce i niezrozumiałe. Podobnie jak ludzie treecatów. Nawet Nimitz i Samantha nie potrafiły pojąć, dlaczego mają ukrywać swoje uczucia przed ludźmi. Nimitz nauczył się, że nie należy tego robić, zwłaszcza nie należy okazywać gniewu ważniejszym niż Honor w Królewskiej Marynarce, ale nie robił tego z uprzejmości wobec swojego człowieka, a nie dlatego że rozumiał powody takiego zachowania. Ani jemu, ani Sam przez myśl by nawet nie przeszło próbować ukryć przed sobą nawzajem uczucia wobec kogoś czy czegoś naprawdę ważnego.

Dlatego treecaty były coraz bardziej sfrustrowane, czując ból i rozterkę Honor spowodowane próbą stłamszenia i zaprzeczenia miłości do Hamisha, czego naturalnie nie omieszkały jej uświadomić. Wiedziały, jak bardzo go kocha, wiedziały, jak on kocha ją, toteż według ich standardów tak Honor, jak i Hamish byli niespełna rozumu, zadając sobie wzajemnie tyle bólu. I to dobrowolnie.

A na dodatek cierpiały także oba treecaty, bo nie miały innego wyjścia.

Nimitz i Samantha wiedziały, że ludzie mają, jak to się nazywa u treecatów, „ślepe umysły”. Honor stanowiła wyjątek, acz nie do końca. Rozumiały też, że z tego właśnie powodu ludzkie społeczeństwo ma inne imperatywy niż ich własne. Ale zrozumienie nie miało wpływu na to, co czuły, a czuły złość i frustrację z powodu niezrozumiałego Uporu uniemożliwiającego Honor i Hamishowi powiedzenie prawdy, która była oczywista dla każdego treecata.

Wtedy wszyscy mogliby znów żyć normalnie, zamiast się katować.

Teraz, kiedy euforia adopcji minęła, Samantha wróciła w pełni do realiów, w jakich żyli jej ludzie, a ponieważ była empatką, i to wysoce inteligentną, wiedziała, jak źle ta adopcja wpłynęła na te realia, choć nadal nie do końca rozumiała dlaczego.

— Skoro nie mogą strawić selera i zatyka on ich system pokarmowy, to dlaczego tak go uwielbiają? — zdziwiła się Emily.

— To od zawsze dziwiło ludzi, którzy mieli z nimi bliższy kontakt, więc kiedy opanowały język migowy, było to jedno z pierwszych pytań, jakie im zadałam — wyjaśniła Honor. — Powody są dwa: jeden, którego łatwo się domyślić — bo im bardzo smakuje. Wyobraź sobie najbardziej uzależnionego od czekolady człowieka, którego znasz, i podnieś jego uzależnienie do kwadratu — a zaczniesz zbliżać się do tego, jak bardzo treecaty uwielbiają seler naciowy… Drugim zaś jest to, że w selerze rosnącym na Sphinksie jest jakiś składnik, który bardzo im się przydaje.

— Dlaczego akurat na Sphinksie? — spytała Emily.

— Nie wiem. Lubią smak selera z każdej planety, ale przydatny jest tylko ten ze Sphinksa. Prawdopodobnie jest to efekt uboczny drobnych modyfikacji genetycznych, jakim poddano wszystkie rośliny, by zdołały przetrwać w tamtejszych warunkach klimatycznych. Poza tym wszystkie jadalne rośliny zostają poddane pewnym modyfikacjom w zależności od właściwości środowiska planety, na której mają rosnąć, by nie przyswajały szkodliwych dla nas elementów i by odstraszyć od nich lokalne pasożyty. To standardowa procedura i z tego co mi wiadomo, nigdy nie miała skutków ubocznych dla ludzi. Przynajmniej na większą skalę. Skuteczność, zwłaszcza odstraszania pasożytów, jest różna, choć zasada ta sama: roślina gromadzi jakiś lokalny komponent, dla nas obojętny, dla nich niemiły. Seler robi to najlepiej. Najprawdopodobniej dzięki połączeniu tych dwóch modyfikacji gromadzi akurat coś, co nader zwiększa zdolności empatyczne i telepatyczne treecatów.

— W takim razie zanim pojawiliśmy się na Sphinksie, miały te zdolności znacznie słabsze — oceniła Emily.

— Nie aż tak bardzo, bo rośnie tam coś, czego jagody mają podobne działanie, o czym treecaty wiedzą, zdaje się, od zawsze. Ale roślina ta jest rzadka, a owoce nie aż tak dobre jak seler. I taki jest powód tajemniczych kradzieży selera, które doprowadziły do pierwszego spotkania przedstawicieli obu ras.

— Fascynujące. — Emily przyjrzała się z uwagą najpierw Nimitzowi, potem Samancie, po czym wzięła głęboki oddech i oświadczyła: — Zazdroszczę ci, Honor. Zazdrościłabym ci tego, że zostałaś adoptowana, ale znalezienie odpowiedzi na tak wiele pytań stawianych przez ludzi od tak dawna… to musi być cudowne.

— Jest — powiedziała cicho Honor i niespodziewanie zachichotała, zaskakując gospodarzy. — Ale rozmowa z nimi bywa naprawdę męcząca, zwłaszcza jeśli biorą w niej energiczny udział więcej niż trzy treecaty. Ma się wrażenie, że znalazło się w środku silnika albo turbiny.

— A! — roześmiała się Emily. — Tego nie wzięłam pod uwagę.

Nimitz przyjrzał się najpierw jednej, potem drugiej kobiecie i usiadł wyprostowany na barowym stołku, który Nico gdzieś dla niego i dla Samanthy znalazł. I zaczął sygnalizować.

— On mówi, że jeżeli dwunogi uważają, że ciężko jest śledzić te znaki, to powinny spróbować spojrzeć na to z naszej strony — tłumaczyła Honor. — Gdybyśmy jako rasa nie ograniczali naszego sposobu porozumiewania się do dziwacznych dźwięków, co jest naprawdę mizerną metodą, inne istoty inteligentne nie musiałyby machać rękoma i wykręcać sobie palców, żeby móc z nami porozmawiać.

Nimitz skończył i z wyraźnym niesmakiem obserwował, jak troje ludzi zwija się w napadzie wesołości. Fuknął nawet przez nos, który natychmiast dumnie zadarł, ale Honor wiedziała, że jest zachwycony, że ich rozweselił. Co też dała mu natychmiast psychicznie odczuć.

— To rzeczywiście fascynujące — przyznał Hamish, ocierając łzy. — I naturalnie oznacza, że będę musiał nauczyć się języka migowego. Ale poważnie: chciałbym wiedzieć, jak to się mogło zdarzyć. Chodzi mi o moją adopcję i dlaczego Samantha wybrała akurat ten moment.

— Musisz się jeszcze sporo nauczyć o treecatach — westchnęła Honor. — Podobnie zresztą jak my wszyscy. Pod pewnymi względami adoptowani mają przed sobą najtrudniejsze zadanie, bo muszą zapomnieć o wielu teoriach i przekonaniach, które istnieją od dość dawna. Na przykład o opinii, że treecat wybiera człowieka do adopcji świadomie.

— A jak jest naprawdę? — spytała Emily.

— Długo o tym z nimi rozmawiałam, ale nadal nie jestem pewna, czy wszystko dobrze zrozumiałam. Ujmując rzecz najprościej: wszystkie treecaty są empatami i telepatami, ale tylko niewielka ich część rodzi się z umiejętnościami odczytywania ludzkich emocji.

Gospodarze skinęli głowami na znak, że rozumieją, ale Honor zdecydowała, że przyda się im nieco więcej informacji ogólnej natury, nim przejdzie do pytania, na które sama chwilowo nie znała odpowiedzi.

— Wszystkie treecaty mogą odczytywać emocje i myśli innych treecatów. Pierwsze nazywają blaskiem umysłu, a raczej takich słów z naszego języka używają, próbując nam to wytłumaczyć. Największym problemem w porozumiewaniu się z nami było zrozumienie, że dźwięki wydawane przez nas oznaczają słowa. Dlatego szło im tak trudno i przez kilkaset lat poznały znaczenie ledwie kilkuset słów.

— A jak w ogóle na to wpadły? — spytał Hamish, delikatnie głaszcząc Samanthę.

— A tu wracamy do Samanthy i jej specjalnych uzdolnień — uśmiechnęła się Honor. — Wiele lat minie, nim się w pełni zrozumiemy, i długo jeszcze będą istnieć problemy z wyjaśnianiem sobie nawzajem bardziej skomplikowanych kwestii. Dotyczy to zwłaszcza telepatii i empatii, bo ludzie nie mają w tych sprawach żadnych podstaw doświadczalnych.

Hamish spojrzał na nią dziwnie, ale nie odezwał się słowem, zignorowała to więc.

— Wyjaśniliśmy sobie już wiele, choć czasem okazuje się, że niedokładnie i trzeba to robić ponownie. Wygląda na to, że treecaty nie są wynalazcami, a przynajmniej nie były nimi w przeszłości; sądzę, że teraz to się zmieni z powodu stałego współżycia z nami większej ich liczby i naszego na nie wpływu. Dotąd jednak treecat, który miewał pomysły, jak inaczej robić coś, co robiono od dawna w ustalony sposób, należał do rzadkości. To jeden z czynników sprawiających, że ich społeczeństwo jest niezwykle stabilne, a równocześnie powód, dla którego rzadko zmieniają podjęte decyzje.

Uznała, że chwilowo lepiej nie wspominać o najlepszym tego drugiego przykładzie: przez prawie czterysta lat standardowych systematycznie ukrywały prawdziwy poziom swej inteligencji przed ludźmi. Rozumiała ich motywy doskonale i była pewna, że gospodarze także by je zrozumieli, ale wolała poczekać z tą rewelacją, aż zaczną je lepiej rozumieć dzięki Samancie.

— Mają natomiast jedną olbrzymią przewagę w tych sprawach — podjęła Honor. — Kiedy któryś wymyśli coś nowego, ta wiedza może błyskawicznie dotrzeć do wszystkich pozostałych, i to bez żadnych przekłamań.

— Telepatia! — stwierdził z błyskiem w oczach Hamish. — Po prostu przekazują sobie kolejno pomysł telepatycznie.

— Tak i nie. Telepatycznie owszem, ale nie każdy każdemu. Z tego, co zrozumiałam, poziom telepatycznej komunikacji między większością treecatów jest zbliżony do poziomu naszego języka, przynajmniej jeśli chodzi o celowe przekazywanie informacji. Wątpię, by ludzie tak naprawdę kiedykolwiek zdali sobie sprawę, jak musi wyglądać taka telepatyczna rozmowa, której towarzyszą uboczne niejako uczucia równocześnie odbierane od mówiące, go. Natomiast istotne jest, że ich zdolność wyjaśniania sobie nawzajem różnych rzeczy jest praktycznie taka sama jak nasza, tyle że idzie im to szybciej. Nie jest to jednak to, co postulowało wielu pisarzy fantastycznonaukowych: „Mój umysł jest twoim umysłem”.

— Jak więc to robią? — zaciekawił się gospodarz. — Powiedziałaś, że telepatycznie.

— Zaraz ci powiem. Najpierw niezbędne wyjaśnienie dotyczące ich struktury społecznej. Otóż najważniejsze są śpiewające wspomnienia. Są to zawsze treecaty płci żeńskiej, centralne postacie w każdym klanie. Mają silniejszy blask umysłu i zdolności telepatyczne. Klanami zarządzają starsi wybierani w procesie, który nie ma nic wspólnego z naszymi wyborami, ponieważ wyborcy doskonale znają wady i zalety kandydatów, a wybierani są ci, których umiejętności i talenty są potrzebne klanowi, by mógł przetrwać. Jedynym wyjątkiem od reguły są właśnie śpiewające wspomnienia, bo one automatycznie zaliczane są do starszych, niezależnie od wieku. Z uwagi na swoje znaczenie dla klanu są wręcz fanatycznie strzeżone i chronione przed każdym niebezpieczeństwem. Mają też zakaz podejmowania jakichkolwiek działań, które mogłyby narazić je na niebezpieczeństwo. Podobnie jak graysońscy patroni — mówiąc to, uśmiechnęła się z autentycznym rozbawieniem.

— Są tak ważne dlatego, że stanowią organiczne archiwum i bazę danych w jednym. Są także w stanie czasowo nawiązać z każdym treecatem więź tak głęboką, że doświadczają tego, co on przeżył, tak jakby same brały w tym udział, a potem odtworzyć to ze wszystkimi szczegółami i przekazać innym, w tym także innym śpiewającym wspomnienia. Można powiedzieć, że to doskonała forma przekazu ustnego, tyle że czas w żaden sposób nie zniekształca go ani nie zaciera. Wszystko to, czego doświadczył relacjonujący treecat, jest przekazywane przez pokolenia. Z tego co dowiedziałam się od Nimitza i Samanthy, istnieje pieśń pamięci będąca relacją naocznego świadka pierwszego lądowania na planecie Zwiadu Kartograficznego, które miało miejsce prawie tysiąc lat standardowych temu.

Gospodarze spojrzeli na oba treecaty z podziwem, co te przyjęły nader spokojnie.

— A więc te… śpiewające wspomnienia są w stanie przekazywać nowe pomysły lub umiejętności od treecata, który je wymyślił lub posiadł, bezpośrednio wszystkim pozostałym członkom klanu jak nadajnik — powiedział powoli Hamish. — Może nie palą się do zmian, ale gdy już coś wymyślą, rozpowszechniają to faktycznie piorunem!

— Zgadza się — przytaknęła Honor. — Natomiast najważniejsze dla całej rasy są osobniki łączące zdolności innowacyjne ze śpiewaniem wspomnień. Zdarzają się one bardzo rzadko, ale zawsze mają olbrzymi wpływ na postępowanie wszystkich treecatów. Jedną z nich była z tego co wiem siostra Lionhearta, treecata, który adoptował moją praprapra… babkę. To ona w zasadzie samodzielnie przekonała wszystkie pozostałe, że adopcja ludzi to dobry pomysł. A wracając do tematu głównego, treecaty nie potrafiły zrozumieć, jak się porozumiewamy, dopóki jedna ze śpiewających wspomnienia nie została poważnie ranna.

Jak zapewne oboje wiecie, Nimitz także został ranny, gdy byliśmy w niewoli, i w rezultacie stracił zdolności telepatyczne: nie potrafi mówić do innych treecatów. Dlatego moja matka wpadła na genialny pomysł z mową znaków, czyli językiem migowym, i nauczyła go Samanthę. Było to możliwe, ponieważ Śpiewająca z Ciszy straciła w ogóle zdolności odbierania telepatycznego. Mówiąc prościej, ogłuchła. Dla treecata to najgorsze, co może go spotkać, zwłaszcza dla śpiewającej wspomnienia, bo nie mogła robić tego, co było dla niej najważniejsze, nie wiedząc, czy przekaz jest czytelny. Śpiewająca z Ciszy opuściła więc swój klan i udała się do klanu Jasnej Wody, tego, do którego należy Nimitz i z którego pochodził Lionheart. Postąpiła tak, bo ten właśnie klan miał najwięcej kontaktu z ludźmi, a ona chciała spędzić jakiś czas w naszym towarzystwie. Wiedziała bowiem, że w jakiś sposób porozumiewamy się ze sobą, i chciała dowiedzieć się jak, w nadziei że mogłaby to wykorzystać. Nie udało jej się, bo treecaty nie mają odpowiednich krtani, by wydawać takie dźwięki jak my, ale po latach słuchania domyśliła się zasad, na jakich opiera się język mówiony. Ponieważ mogła nadawać, podzieliła się tą wiedzą z innymi, dlatego w miarę upływu czasu rozumiały nas coraz lepiej. Znając zasady, dodawały po prostu nowe słowa i pojęcia. Natomiast nie mogły do nas mówić.

— Fascynujące — powtórzył słuchający z uwagą Hamish, po czym spytał: — Ale co to ma wspólnego z Samanthą?

— A to, że jej właściwe imię brzmi Złocisty Głos, bo jest śpiewającą wspomnienia.

Hamish przez chwilę patrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem, po czym dotarł doń sens słów Honor i spojrzał na Samanthę, która spokojnie skinęła łbem w typowo ludzkim geście.

— Już ci mówiłam, że adopcja nie jest dla treecata sprawą wyboru — dodała Honor. — Niektóre z nich posiadają dodatkową zdolność, dzięki której adopcja człowieka jest możliwa, dosłownie przyciąga obdarzone nią treecaty do ludzi. Z pieśni wiedzą, co to jest, ale nie mają pojęcia, kogo adoptują ani kiedy. Regułą jest, że wybierają miejsca w pobliżu nas i czekają na zjawienie się tego właściwego człowieka. To nie tyle wybór, ile rozpoznanie tej właściwej osoby. Kiedy to nastąpi, adopcja niejako zaczyna się automatycznie. Samanthą, przynajmniej z tego co jej wiadomo, jest pierwszym treecatem mającym zarówno właściwości śpiewającej wspomnienia, jak i osobnika mogącego adoptować. A raczej muszącego adoptować, gdyż pociąg do ludzkiego umysłu jest tak silny, że nie sposób mu się oprzeć. Mówiła, że łatwiej jej było zrezygnować z roli śpiewającej wspomnienia, choć to także nie jest ani prosta, ani łatwa decyzja. Wybrała adoptowanie człowieka i okazał się nim Harold Tschu.

— Który zginął w Konfederacji niedługo po tym, jak ona i Nimitz zostali partnerami — dodał earl White Haven.

— Tylko istnienie Nimitza powstrzymało ją przed popełnieniem samobójstwa po śmierci Harolda — dodała Honor, i czując niedowierzanie gospodarza, dodała spokojnie: — Tak postępują treecaty, gdy stracą adoptowanego lub partnera. Zamykają się w sobie, odcinając wszelkie impulsy telepatyczne i empatyczne, i umierają z odwodnienia lub z głodu. Przez prawie trzysta lat standardowych była to największa tragedia związana z adopcjami: ludzie przed prolongiem żyli znacznie krócej od nich, toteż adoptując człowieka, treecat wiedział, że rezygnuje z co najmniej połowy swego życia. Ale do adopcji dochodziło, bo nie mogły się oprzeć blaskowi ludzkiego umysłu.

Hamish skinął głową, nie próbując już wątpić w jej słowa.

— Adopcja tworzy więź tak kompletną i tak głęboką, przynajmniej z ich strony, że utrata adoptowanego powoduje powstanie olbrzymiej pustki. Jest to dosłownie utrata połowy siebie. Monroe też by tak skończył, gdyby nie przypadek…

Nie dokończyła, ponieważ prawdziwe okoliczności śmierci Króla Rogera pozostawały tajemnicą znaną bardzo niewielu osobom. Komu konkretnie, decydowała Elżbieta.

Honor należała do tego grona i wiedziała, że William Alexander także zna prawdę, bo poznali ją równocześnie. I przysięgli, że dotrzymają tajemnicy. A adopcja Justina przez Monroe stanowiła część tej prawdy.

— Justin został zaatakowany przez szaleńca w jego obecności, i to wybiło go z letargu — podjęła, trzymając się wersji oficjalnej. — W trakcie walki nastąpiła adopcja i tylko dlatego Monroe żyje do dziś. Podobnie rzecz się miała z Samanthą — przeżyła tylko dzięki związkowi z Nimitzem. Z tego co wiem, są jedyną parą, w której oboje partnerów dokonało wcześniej adopcji.

— Rozumiem — powiedział po raz kolejny gospodarz i pogładził Samanthę: — Byłaś samotna? To był powód?

Treecat spojrzał na niego przepastnymi, zielonymi ślepiami, po czym przeniósł wzrok na Honor, usiadł prosto i zaczął sygnalizować. Uniesionym kciukiem prawej chwytnej łapy dotknął podbródka i wykonał nim lekki łuk do przodu, potem wyprostował obie łapy z uniesionymi i oddalonymi o pół centymetra kciukami. Następnie klasnął i powoli rozsunął dłonie. Powtórzył to trzy lub cztery razy, po czym prawa dłoń z zaciśniętymi palcami znalazła się pod lewą i każda chwytna łapa wykonała kolisty ruch w przeciwną stronę.

— Mówi, że była ogłupiała, nie samotna — przetłumaczyła Honor.

Samantha znów zaczęła sygnalizować. „Posłuchaj i nie tłumacz tego! Ty cierpisz i on cierpi. Ja i Nimitz czujemy to i cierpimy tak jak wy, ale rozumiemy. To wasz ból, bo macie ślepe umysły i nie czujecie tego co my, a z jakichś powodów nie chcecie być parą. Ale to nie zmienia tego, co powinnaś zrobić, a jeśli nie zrobisz, cierpienie stanie się większe. Kiedy on przybył, cierpiałaś tak bardzo, że nawet jego ślepy umysł to wyczuł i jego cierpienie stało się jeszcze większe. Cierpienie to straszna rzecz, ale dzięki niemu blask umysłu staje się silniejszy. Tak stało się z jego blaskiem i pierwszy raz mogłam go naprawdę poczuć. I samego, i przez ciebie. I blask jego umysłu urzekł mnie. Nie planowałam tego i nie chciałam, ale to cudowne, przyznaję. I przykro mi, że to komplikuje sytuację, ale nie mogę i nie chcę tego zmieniać”.

Jej chwytne łapy znieruchomiały i spojrzała wyczekująco na Honor.

Dla której było oczywiste, dlaczego Samantha nie chciała tego wszystkiego ze szczegółami wyjaśniać Hamishowi. Powód był prosty — Honor sama nie wiedziała, jak się sprawy potoczą i czy niemożliwe stanie się realne, ale jeśli nie, niepotrzebnym okrucieństwem byłoby mówienie mu, że to dzięki cierpieniu z miłości do niej adopcja stała się możliwa. Z tego co czuła z emocji Samanthy dzięki więzi z Nimitzem, wiedziała, że powód był nieważny. Cierpienie Hamisha spowodowało wzrost blasku jego umysłu, ale on sam nie mógł tego wyczuć; a gdyby o tym usłyszał, prawdopodobnie by nie uwierzył, z czego Samantha zdawała sobie sprawę. Czegoś podobnego należało się spodziewać po śpiewającej wspomnienia, ale Honor i tak była zaskoczona zarówno jej przenikliwością, jak i delikatnością w korzystaniu z obcych, bo ludzkich koncepcji i zasad moralnych.

Teraz do niej należało dokończenie tego, co Samanta zaczęła.

— Powiedziała, że napięcie, w jakim ty i ja się znajdujemy, spowodowało wzrost blasku twego umysłu — powiedziała, patrząc mu w oczy. — Najwyraźniej od chwili ostatniego spotkania musiałeś przekroczyć jakąś granicę, z czego nawet nie zdałeś sobie sprawy, ale ów blask umysłu stał się na tyle silny, że „zobaczyła” go dopiero dziś.

— Mhm… — White Haven wpierw był zaskoczony, a potem uśmiechnął się powoli. — Rozumiem. Cóż, skoro tak, to niezależnie od tego, czy stało się to w dobrym czy w złym momencie, cieszę się tym.

Jego oczy były pełne miłości do Honor. I ona, i Emily zauważyły to. On sam nie miał o tym pojęcia.

Загрузка...