ROZDZIAŁ XLIX

I to by było na tyle, jeśli chodzi o sugestię, że można jakimś cudem ruszyć te cholerne negocjacje z miejsca! — warknęła Eloise Descroix.

Wyjątkowo nikt, nawet Marisa Turner, nie przejawiał ochoty do wygłoszenia odmiennego zdania. Powodem była doręczona niespełna sześć godzin wcześniej odpowiedź Prit-chart. Krótka i kategoryczna, zamykająca drogę do jakiegokolwiek kompromisu.

— Nie mogę w to uwierzyć — powtórzyła cicho New Kiev, nadal z osłupiałą miną potrząsając głową. — Co ich opętało, żeby przysłać nam coś takiego?!

— Wiem, że to zabrzmi w stylu „a nie mówiłem”. Ale powiem, że stało się coś oczywistego. Theisman popełnił błąd, obliczając stosunek sił! — odparł spokojnie Janacek. Uważa, że mogą teraz z nami wygrać, postanowili więc zaryzykować wojnę, a nie iść na ustępstwa.

— To nie może być prawda! — zaprotestowała New Kiev. — To zbyt pesymistyczne!

Ale słychać było, że pretensję ma do losu, nie do Janaceka za jego ocenę sytuacji.

— Musimy na to odpowiedzieć — oznajmił High Ridge, gdyż nikt inny się nie odezwał. — Nie mamy wyboru i nie widzę sposobu, byśmy mogli puścić płazem taką bezczelność. I nie chodzi już o to, że byłaby to klęska naszego rządu. Chodzi o to, że żaden rząd Królestwa Manticore nie zgodziłby się na żądanie Pritchart. I uważam, że należy im to powiedzieć jasno, dobitnie i bez niedomówień.

— To się wymyka spod kontroli! — zaprotestowała New Kiev. — Ktoś powinien wykazać choć trochę opanowania!

— Może i ktoś powinien, ale tym kimś nie jesteśmy my! — warknęła Descroix i walnęła pięścią w leżący przed nią wydruk noty. — Po prostu nie możemy! Różniłyśmy się w wielu sprawach, Mariso, i z pewnością będziemy miały odmienne zdania w przyszłości, ale tu nie ma o czym dyskutować. Pritchart świadomie odrzuciła nasz podstawowy warunek. Bez niego żaden traktat pokojowy nie ma sensu, bo tak jak Michael powiedział, żaden rząd Królestwa Manticore nie podpisałby go. I nie chodzi nawet o przetrwanie tego rządu.

— Nie podpisałby — potwierdził ciężko High Ridge. — A nawet gdyby znalazł się takowy, złożony ze zdrajców i sprzedawczyków, Korona nigdy by go nie ratyfikowała.

Nie rozwodził się nad tym, bo nie musiał — wszyscy wiedzieli, że Elżbieta tak właśnie by postąpiła, ignorując kryzys, jaki by z tego wyniknął. Jej wściekłość na nich przybrała rozmiary graniczące z samoistną reakcją jądrową i większość obecnych była zaskoczona, że jeszcze nie dała jej wyrazu w publicznym potępieniu polityki zagranicznej i podejścia do floty obecnego rządu. Hamowała ją zapewne świadomość, że taki atak pogorszyłby międzynarodową pozycję państwa i zwiększył ryzyko wojny.

— Nie tylko nie możemy zaakceptować tego żądania — dodał High Ridge. — Musimy je odrzucić całkowicie jednoznacznie i zdecydowanie.

Descroix zmrużyła oczy i spytała:

— Dokładnie co masz na myśli?

— Biorąc pod uwagę obecny stosunek sił — odparł premier, spoglądając jadowicie na Janaceka — nie możemy być odpowiedzialni za żadną odmianę konfrontacji zbrojnej.

— Prawda — zgodziła się, posyłając Janacekowi takie samo spojrzenie.

Ten odwzajemnił się obojgu wściekłym spojrzeniem.

Chakrabarti dotrzymał słowa i nie podał prawdziwych powodów rezygnacji, co niewiele pomogło — Janacek doskonale zdawał sobie sprawę, że jego własne stanowisko wisi na włosku.

— Admiralicja nie ma zamiaru prowokować żadnych incydentów — oznajmił rzeczowo. — Ale chciałem wam wszystkim przypomnieć, że przed wysłaniem noty, na którą właśnie dostaliśmy odpowiedź, podpowiadałem, jak uniknąć podobnego problemu. Gdyby rząd poparł wówczas stanowisko admirała Chakrabartiego i moje, obecny problem prawdopodobnie w ogóle by nie istniał, a admirał Chakrabarti nadal byłby Pierwszym Lordem Przestrzeni.

Chakrabarti nigdy nie popierał pomysłu prewencyjnego uderzenia, ale o tym nikt poza Janacekiem nie wiedział, toteż kłamstwo było bezpieczne, a sądząc po reakcji paru obecnych osób, nawet wiarygodne.

— Cóż, może i masz rację — przyznała po chwili Descroix. — Ale Michael też ją miał, nie zgadzając się na to. Takie uderzenie uprzedzające zostałoby uznane za wszczęcie działań wojennych.

— Może by zostało, może nie — odparł Janacek. — Nie kwestionuję prawa Michaela do podjęcia decyzji odmiennych, od proponowanych przeze mnie. Chcę tylko, żebyście mieli świadomość, że z powodów politycznych, może i sensownych, odrzuciliście najprostsze rozwiązanie naszych problemów.

— Chcesz powiedzieć, że nadal obstajesz przy tym rozwiązaniu? — spytała ostro Descroix.

— Nie obstaję, bo ono jest już nieaktualne. Ponieważ napięcie od tamtego czasu znacznie wzrosło, większości albo i wszystkich nowych okrętów nie ma już w systemie Haven. Muszą być w drodze albo na stanowiskach wyjściowych do ataku. Inaczej Pritchart nie napisałaby tego, co napisała.

— W takim razie co proponujesz? — spytał Young.

— Prawdę mówiąc, z czysto wojskowego punktu widzenia możemy zrobić niewiele, a i tak byłyby to w większości czysto kosmetyczne zmiany.

Przez chwilę astanawiał się, czy nie zaproponować wzmocnienia Trzciej Floty. Ale tylko przez chwilę. Poza bowiem Graysnem, którego władz nigdy nie miał zamiaru prosić o pomoc, posiłki mogłyby pochodzić tylko z Home Fleet. A przesunięcie choćby części sił normalnie stacjonujących w systemie Manticore byłoby oczywistym dla wszystkich pryznaniem się do słabości i strachu. Poza tym byłoby to niecelowe posunięcie, bo cała Home Fleet mogła w mniej niż standardowy dzień znaleźć się w systemie Trevor Star.

— Jesteś więc przeciwny zmianom w obecnym rozmieszczeniu naszych sił? — spytał High Ridge.

— Każde zmiany przeprowadzone teraz dałyby marginalny efekt. Sama wiadomość dotarłaby do Nouveau Paris po paru tygodniach i nie miała już wpływu na decyzje Pritchart i Theisirana. Możliwe też, że Theisman odczytałby je jako wyraz paniki, co byłoby jeszcze gorsze. No i kwestia czysto mlitarna: jeśli zaczniemy teraz żonglować rozmieszczeniem sił, a Republika zaatakuje, trafi nas znacznie boleśniej bo okręty będą częściowo w drodze z jednego systemu do drugiego, mogą więc wpaść w zasadzkę po przybyciu do celu, a nawet jeśli nie, zamieszanie będzie olbrzymie. A potem dojdą do tego jeszcze problemy legislacyjne, przynajmniej przez pewien czas. Nie twierdzę, że nie zmienię zdania w miarę rozwoju sytuacji i uzyskiwania ddatkowych informacji o dyslokacji sił Theismana, bo to, co powiedziałem, opieram na obecnym stanie wiedzy. Natomiast teraz zmiany byłyby podyktowane bardziej domysłami niż faktami, szansa na osiągnięcie sensownych z militarnego punktu widzenia korzyści byłaby więc niewielka. A z politycznego wręcz żadna.

High Ridge przylądał mu się długą chwilę, po czym wzruszył ramionam.

— Ty jesteś najlepiej poinformowany i ty się najlepiej znasz na militarnym aspekcie problemu, Edwardzie — odezwał się po chwili. — Skoro tak radzisz, jestem skłonny tak właśnie postąpić. Co się zaś tyczy odpowiedzi, uważam, że skoro Pritchart uznała za stosowne napisać zwięźle, powinniśmy zachować ten styl.

— Naprawdę wierzysz, że są gotowi… że chcą wrócić do wojny? — spytała zbolałym tonem New Kiev.

— Nie wiem — przyznał z niespotykaną szczerością High Ridge. — Wątpię, by tak ostro stawiali sprawę, nie rozważając przynajmniej tej możliwości. Rónocześnie jednak jak dotąd nie zerwali rozmów, co sugeruje, że nie chcą lub jeszcze nie są gotowi do zrezygnowania z tej formy załatwienia sprawy. Dlatego najwyższy czas im przypomnieć, że ich ostatnie żądania pchają obie strony w sytuację bez wyjścia innego niż zbrojne.

— Sądzisz, że celowe byłoby zaproponowanie bezpośredniego spotkania na szczeblu ministerialnym? — spytała niepewnie New Kiev. — Gdybyśmy zaprosili sekretarza stanu, w osobistych rozmowach być może udałoby się nawet tak późno, ale powstrzymać ten proces.

— To rozsądna propozycja, Mariso, i rozumiem, co cię skłoniło do przedstawienia jej, ale zanim wystosujemy takie zaproszenie, musimy jasno przedstawić, że nie damy sobie narzucić żadnego dyktatu — wyjaśnił ciężko High Ridge. — Pierwszym krokiem do tego jest wyjaśnienie nie pozostawiające żadnych wątpliwości Pritchart i pozostałym, że ich postawa jest całkowicie nie do przyjęcia. Kiedy spuszczą z tonu, jak najbardziej celowe będzie zaproszenie Giancoli, a może nawet i Pritchart, by w czasie osobistego spotkania zacząć rozmowy na innych zasadach.

Descroix na końcu języka miała pytanie, czy to, co właśnie powiedział, oznacza całkowite porzucenie dotychczasowej strategii w polityce wewnętrznej, ale nie zadała go. Nie było to sensowne w obecności New Kiev, bo do niczego dobrego by nie doprowadziło. Poza tym musiała z nim porozmawiać prywatnie. Tymczasem jednak należało ustalić coś innego…

— Chcesz więc najpierw dać Pritchart po łapach, a potem wyciągnąć do niej pomocną dłoń? — spytała rzeczowo.

— Ujęte nieco bezpośredniej, niżbym chciał, ale słusznie — zgodził się High Ridge.

— Dobrze. W takim razie sądzę, że należy się zastanowić, jak ostatecznie chcemy jej przylać — zaproponowała.


* * *

Mężczyzna czekający w poczekalni promów dla WIP-ów był szpakowaty, ale w jego włosach było znacznie więcej srebra niż brązu. Spokojnie obserwował Hamisha Alexandra wysiadającego z pinasy marynarki Graysona, która przywiozła go tu z pokładu Paula Tankersleya.

Sam earl nie czuł się zbyt dobrze, używając jachtu Honor, choć wiedział, że powód jest, łagodnie rzecz określając, głupi. Sama Honor w ostatniej wiadomości zaproponowała, by to zrobił, bo jednostka była naprawdę szybka i objęta immunitetem dyplomatycznym jako osobisty statek patronki Harrington. To ostatnie mogło okazać się istotne w obecnej sytuacji. Powodem złego samopoczucia earla było to, czyim imieniem został nazwany jacht. Co prawda przebywał już na jego pokładzie kilka razy, ale było to, zanim przyznał się Honor, że ją kocha. Teraz miał nieodparte wrażenie, że używając tej jednostki, w pewien sposób zachowywał się wobec Honor nielojalnie. Co było głupie, jak sam przed sobą przyznawał.

I było też objawem, na jakich bzdurach koncentruje się ludzki umysł w obliczu zbliżającego się kataklizmu.

— Milordzie — powitał go oczekujący.

— Panie admirale — odparł White Haven i z uśmiechem wyciągnął dłoń.

— Witamy z powrotem na Graysonie, Hamish — admirał Wesley Matthews uścisnął jego dłoń i uśmiechnął się ciepło.

— Dzięki, Wesley — White Haven przestał się uśmiechać. — Żałuję, że nie nastąpiło to w szczęśliwszych okolicznościach.

— Wszyscy byśmy sobie tego życzyli — Matthews puścił jego dłoń i wskazał na czekającą limuzynę. — Podejrzewam, że w tych warunkach wolałbyś jak najszybciej spotkać się z Protektorem.


* * *

Protektor Benjamin wstał zza biurka, gdy gwardzista w barwach rodu Mayhew wprowadził White Havena i Matthewsa. Za Protektorem, jak zwykle nie rzucając się w oczy, stała major Rice, a oprócz niej w gabinecie znajdował się też Gregory Paxton, szef Wywiadu Miecza. Paxton wyraźnie sie postarzał — chodził, podpierając się laską, a na widok gościa nawet nie próbował wstać, ale oczy nadal miał bystre i czujne.

— Hamish — powiedział ciepło Benjamin, podając earlowi rękę.

W jego głosie słychać było jednak zaniepokojenie.

— Wasza Miłość — White Haven uścisnął podaną dłoń. — Dzięki za audiencję prawie bez uprzedzenia.

— Nie masz za co dziękować. Dla ciebie znalazłbym czas, nawet gdybyś zjawił się w ogóle bez uprzedzenia. A tak się złożyło, że Honor powiedziała mi, żebym się ciebie spodziewał.

— Cóż, reakcję Janaceka przewidziała bezbłędnie — skrzywił się White Haven — nie powinienem więc być zdziwiony, że moją także.

— W tych warunkach nie wymaga to zdolności jasnowidzenia, niestety — skomentował posępnie Matthews.

— Prawdopodobnie nie — zgodził się White Haven.

Benjamin wskazał mu fotel, a ledwie White Haven usiadł, na stoliku obok pojawiła się jak wyczarowana butelka „Old Tillmana”. Wywołało to uśmiech na jego twarzy mimo bezsprzecznie poważnej sytuacji.

— W ostatniej wiadomości Honor ostrzega, że w jej opinii Pritchart poważnie rozważa podjęcie działań zbrojnych przeciwko Królestwu — Benjamin przeszedł do rzeczy, ledwie gość sięgnął po piwo. — Przyznaję, że nawet teraz nieco mnie to zaskoczyło. Uważasz, że ma rację?

— Obawiam się, że tak. — White Haven odstawił butelkę i pochylił się, opierając łokcie na kolanach. — Nie znam dokładnej treści not wymienionych między nią a High Ridge’em, bo nie zna ich w Królestwie nikt poza członkami rządu, ale z tego co wiem, jest oczywiste, że od miesięcy sytuacja stale się pogarsza, a rozmowy nie tyle stoją w miejscu, ile przechodzą regres.

— Sprawa zaczęła się pogarszać półtora standardowego roku temu, milordzie — wtrącił Paxton, a widząc spojrzenie earla, dodał: — Szans na traktat tak na dobrą sprawę nigdy nie było, ale wyszło to na jaw dopiero, gdy Pritchart zaczęła naciskać, by rząd Królestwa podszedł do nich poważnie i uczciwie. A zaczęła osiemnaście miesięcy standardowych temu.

— Niech będzie półtora roku — zgodził się White Haven. — W każdym razie jeśli wierzyć źródłom mojego brata w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, to od tej chwili od załamania rozmów dzieli nas tylko krok. Do tego należy dodać ogłoszenie Theismana o posiadaniu nowych okrętów, a także Drugą Flotę, na którą Honor natknęła się w Konfederacji. Jedyne wyjaśnienie tego wszystkiego, jakie znalazłem, jest zgodne z tym, do czego ona doszła. Władze Republiki planują nas zaatakować. A ja nawet nie mogę im mieć tego za złe!

— Obawiam się, że my też doszliśmy do tego wniosku — dodał Matthews. — Wywiad floty i wywiad, którym kieruje Greg, od dawna wymieniają się informacjami i jesteśmy co do tego zgodni. Nie sposób powiedzieć, czy decyzja o ataku już zapadła, ale przygotowania do niego są prawie zakończone. Odkrycie sił wysłanych do Konfederacji potwierdza, że zajęli już wyznaczone pozycje. Teraz po prostu czekają na rozkaz.

— Może być jeszcze gorzej — wtrącił Protektor. — Obecność Drugiej Floty w Konfederacji może znaczyć, że rozpoczęli już realizację ataku, a nie tylko przygotowania do niego. Nie twierdzę, że tak musi być, lecz może. Jest to istotne o tyle, że w takim wypadku mamy bardzo mało czasu na przeciwdziałanie. O ile go w ogóle mamy. — Czego od nas oczekujesz, Hamish? — spytał Benjamin, przyglądając się gościowi z uwagą.

— Nie wiem dokładnie, co zawierała wiadomość od Honor do Waszej Miłości, wiem, co mi powiedziała, a Elżbieta pokazała mi tę, którą dostała sama. — White Haven nagle się uśmiechnął. — Szkoda, że Janacek żadnej nie miał okazji obejrzeć: bez dwóch zdań szlag by go trafił na miejscu, co znacznie uprościłoby problem, z którym się borykamy.

— A to chciałbym zobaczyć! — rozmarzył się Matthews.

I obaj z White Havenem wymienili pełne zrozumienia, szerokie uśmiechy.

— W każdym razie nam obojgu zaproponowała przeprowadzenie z wami narady w przypadku, gdyby Janacek okazał się tak ograniczony i uparty, jak sądziła — dokończył White Haven. — I przypomniała, że Trevor Star jest kluczową pozycją zajmowaną przez nas na obszarze Republiki.

— Jak Elżbieta zareagowała na decyzję Janaceka? — zainteresował się Protektor.

White Haven aż się wstrząsnął na samo wspomnienie.

— Nie najlepiej — przyznał. — Chciała zwołać konferencję prasową, udostępnić mediom wiadomości od Honor i oskarżyć premiera i Pierwszego Lorda Admiralicji o wszystko, co się da, poza zdradą stanu i stręczycielstwem.

— To rzeczywiście nie najlepiej — przyznał Benjamin. — Ale to mogłoby okazać się skuteczne.

— Na pewno byłoby skuteczne — zapewnił White Haven. — Willie zdołał ją przekonać, żeby zaczekała, choć nie przyszło mu to łatwo. Użył argumentu, któremu trudno nie przyznać racji. Otóż zakładając, że coraz ostrzejszy ton Pritchart wynika z jej rozgniewania i rozczarowania, jest całkiem możliwe, że już zdecydowała o podjęciu działań, nie widząc innej możliwości. Jeśli rozzłoszczona kobieta dowie się, że u przeciwnika zaczęła się bezkrwawa wojna domowa, bo High Ridge nie odda władzy bez walki, a opinia publiczna nie wie, jak tragicznie wyglądają naprawdę niegocjacje, szybko więc nie obali rządu, wykorzysta to i zaatakuje natychmiast. W takim razie lepiej nie ułatwiać jej sprawy i chwilowo nie ruszać rządu. Jeśli mimo to uderzy, wykopanie High Ridge’a i pozostałych powinno być znacznie łatwiejsze, bo początek walk na pewno nie będzie dla nas korzystny, co by nie sądziła ta para błaznów, Janacek i Jurgensen. Natomiast jeśli jakimś cudem sytuację da się załagodzić i groźba wznowienia walk przestanie być tak bliska, wtedy przyjdzie czas na pozbycie się tej bandy, a nie sprowokuje to Pritchart do działania. W tej chwili Korona dysponuje wystarczającymi dowodami machlojek finansowych, głupoty i innych grzechów, że powinno się to udać, choć także nie natychmiast. Chyba że załatwimy to po cichu i prywatnie, co też jest możliwe, choć jeszcze nie na sto procent pewne. Być może jednak na tyle szybko, że zdołamy naprawić najgłupsze posunięcia dotyczące floty i bezpieczeństwa państwa. Willi zdołał ją nawet przekonać, że teraz najważniejsze jest skupienie wysiłków na przygotowaniach do obrony wbrew „jej” rządowi. W najlepszym wypadku okażą się niepotrzebne, ale jeśli atak nastąpi, przynajmniej nie zastanie nas z ręką w nocniku, jak to kiedyś ktoś trafnie ujął. Dodatkową korzyścią tej drugiej sytuacji byłoby dostarczenie ostatecznych argumentów umożliwiających sprawne usunięcie obecnego rządu bez publicznej wojny w mediach.

— Hmm… — Benjamin zmarszczył brwi i pociągnął koniec ucha. — Nie mówię, że zgadzam się z tą logiką, ale ją rozumiem, a wasza wewnętrzna sytuacja różni się od naszej. I myślę, że faktycznie najlepiej by było, gdyby nie doszło do wznowienia działań, choć naprawdę wątpię, by tak się stało.

— Ja też tak sądzę, i to w obu kwestiach — dodał Matthews. — I zgadzam się z opinią lady Harrington. Jeśli Republika zaatakuje, głównym celem będzie Trevor Star. Nie jedynym, ale na pewno głównym.

— A znając Thomasa Theismana, do ataku na Trzecią Flotę zgromadził takie siły, by mieć pewność zwycięstwa — zakończył ponuro White Haven.

— Co do tego nie ma żadnych wątpliwości — Matthews pokiwał głową. — Bo jego prawdziwym celem nie będzie zdobycie terminala, lecz zniszczenie wszystkich lub przynajmniej jak największej liczby lotniskowców i superdreadnoughtów rakietowych Trzeciej Floty. Terminal potem i tak wpadnie w jego ręce.

— Cieszę się, że jesteśmy zgodni — uśmiechnął się White Haven bez cienia wesołości. — Problem w tym, że nie udało mi się przekonać tego półgłówka i całego durnia Janaceka do wzmocnienia Trzeciej Floty.

— Uczciwość nakazuje przyznać, że on nie bardzo ma czym ją wzmocnić — głos Matthewsa świadczył o tym, że z trudem przychodzi mu choćby taka obrona Pierwszego Lorda Admiralicji Royal Manticoran Navy. — Może tylko liczyć na cud, czyli na to, że nie dojdzie do walki. A poza tym uważa, jak sądzę, że w razie ataku na Trevor Star powtórzy twój manewr odsieczy Basiliska przy użyciu Home Fleet stacjonującej w systemie Manticore.

— Jest więc głupszy, niż sądziłem — ocenił samokrytycznie White Haven. — Nawet gdyby Home Fleet chwilowo przebazowała się w bezpośrednie sąsiedztwo terminala, pozostawiając w ten sposób Manticore i Sphinksa nie chronione, nie zdążyłaby dokonać tranzytu i znaleźć się na tyle blisko Trzeciej Floty, by udzielić jej wsparcia, nim ta nie zostałaby przyciśnięta do San Martin i zmuszona do walki. I byłaby powtórka tego, czego doświadczyłem, nie mogąc powstrzymać Giscarda przed zniszczeniem całej infrastruktury wokół Medusy, mimo że byłem już w systemie z wystarczającymi siłami, by go zniszczyć.

— Och, ja o tym doskonale wiem — prychnął Matthews. — Problem w tym, że najwyraźniej Janacek nie ma o tym pojęcia.

— Ja też nie miałem — przyznał Benjamin i przyjrzał się z namysłem White Havenowi. — Sądzisz, że przyjąłby z dwie eskadry liniowe jako wsparcie dla Trzeciej Floty?

— Bardzo wątpię — odpowiedział zamiast niego Paxton, a ponieważ wszyscy spojrzeli na niego, wyjaśnił: — Janacek nigdy nie ukrywał swego stosunku do nas. Można go określić tak: nie lubi nas, nie ufa nam i sama myśl, by nas poprosić o pomoc, jest dla niego upokarzająca. Nie wiem, jakie uzasadnienie znajdzie, ale wiem, że odrzuci taką propozycję. Najprawdopodobniej przekona sam siebie, że pojawienie się naszych okrętów w spornym rejonie zostanie uznane za prowokację. Ale może znaleźć inny, równie głupi powód. Nieważne jaki, ale znajdzie go na pewno.

— A nawet gdyby nie znalazł, nie wiem, jaka byłaby reakcja u nas, Wasza Miłość — dodał Matthews, marszcząc brwi. — Z Protector’s Own ubyło nam szesnaście superdreadnoughtów rakietowych i sześć lotniskowców. Doliczając do tego jednostki w trakcie przeglądów i napraw, zostało nam około sześćdziesięciu okrętów liniowych nowej generacji i jedenaście lotniskowców zdolnych do walki. To dość, bym był zupełnie pewien, że obronię system przed każdym atakiem, jaki Republika może w tej sytuacji przeprowadzić, ale z każdym okrętem wysłanym do Trevor Star ta granica bezpieczeństwa maleje. A na miejscu Theismana, gdybym miał zamiar wznowić wojnę z Sojuszem, zdobycie Graysona uznałbym za jeden z priorytetów.

— Racja — przyznał posępnie White Haven.

— Nie podważam twojej logiki, Wesley, ale bardzo wątpię, by Republika zaatakowała nas w pierwszej fazie działań — powiedział zadziwiająco pewnym siebie tonem Benjamin.

— Dlaczego, Wasza Miłość? — spytał Matthews i nie zabrzmiało to jak wyzwanie.

— Bo od dobrych sześciu miesięcy męczą nas, jak mogą, żebyśmy tylko wystąpili z Sojuszu — wyjaśnił z kamienną miną Protektor.

White Haven wręcz podskoczył. Matthews wybałuszył oczy. A Paxton przyglądał się im obu spokojnie.

— Ich wysiłki się nie powiodły, Hamish — Benjamin uśmiechnął się leciutko. — I nie powiodą. Naturalnie słowem nie wspomnieli o wznowieniu walk, ale nie ulega wątpliwości, że od dłuższego czasu próbują rozbić Sojusz. Nie wiem, jak im poszło z pozostałymi członkami, wiem, że przynajmniej w jednym wypadku wygląda na to, że się uda… My w tej sprawie uprzejmie nie zajęliśmy dotąd stanowiska, ale jak zauważyłeś, nie wszczęliśmy też alarmu. Mam nadzieję, że uznali to za dowód brania pod uwagę w przyszłości każdej ewentualności. Mają ku temu podstawy, biorąc pod uwagę powszechnie znany stosunek High Ridge’a do nas i do pozostałych członków Sojuszu. I mogą liczyć na to, że jeśli nawet nie przejdziemy na ich stronę, to przynajmniej nie włączymy się do walki po stronie Królestwa natychmiast. Są to oczywiście rozważania teoretyczne, ale z tego wszystkiego, co zebrał wywiad i dyplomacja, wynika, że Pritchart i pozostali skupili uwagę na Królestwie i praktycznie tylko na Królestwie. Uważają, że pokonanie was jest jedynym sposobem odzyskania okupowanych systemów, i chcą to osiągnąć. Ale nie chcą walczyć z nikim innym. Prawdę mówiąc, myślę, że z Królestwem także nie chcą walczyć, tylko uznali, że nie mają innego wyjścia. Jeśli się nie mylę, to logiczne jest, iż z zachwytem przyjmą neutralną postawę każdego członka Sojuszu. A aby ktoś mógł ją zająć, nie może zostać zaatakowany w początkowej fazie działań. Ani on, ani żaden inny członek Sojuszu poza Królestwem Manticore. Brutalna prawda zaś jest taka, Hamish, że po tym, jak nas wszystkich przez te lata traktował High Ridge, niejedno państwo wchodzące w skład Sojuszu będzie miało ochotę tak właśnie postąpić. Jest też druga sprawa: Theisman rozbudował flotę poważnie, ale nie dysponuje nieograniczoną liczbą okrętów, zwłaszcza nowego typu. Skoro znaczną ich część wysłał do Konfederacji, a wiele na to wskazuje, to nie wystarczy mu sił, by równocześnie zdobyć Trevor Star i Yeltsin. Trevor Star to jego główny cel, a jest zbyt dobrym taktykiem, by ryzykować atak na nas, dopóki nie będzie pewien, że ma na tyle przeważające siły, by odnieść sukces. A teraz na pewno nie ma ich dość, by żywić to przekonanie.

— I jeśli nie będzie wiedział, że wysłaliśmy posiłki Trzeciej Flocie, zdania nie zmieni — powiedział powoli Matthews.

— Właśnie — Benjamin uśmiechnął się szerzej.

— Jeśli High Ridge czy Janacek nie poproszą o pomoc, to skąd pewność, że ją przyjmą? — spytał White Haven.

— A kto powiedział, że ja zamierzam im cokolwiek zaproponować? — spytał uprzejmie Benjamin i parsknął śmiechem na widok miny Hamisha. — Po pierwsze, mam dość traktowania ich jak śmierdzących jaj i czekania, aż wpadną na to, czym się myśli, a czym sra. Po drugie, dawać i prosić to grzech. Po trzecie, jeśli wystosuję taką formalną ofertę wysłania części floty, żeby wyciągała za Królestwo kasztany z ognia, pożar w burdelu będzie cichą mszą w porównaniu z tym, co się zacznie na Konklawe. A raczej w obu izbach. Nie, mój drogi, jeśli zdecyduję się wysłać wsparcie dla Trzeciej Floty, nie będę nikogo o nic pytał, tylko to zrobię.

White Haven dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że zdążył zapomnieć, o ile więcej władzy niż Królowa ma Protektor.

— No dobrze — odezwał się Matthews, trąc z namysłem podbródek. — A jak one tam dotrą? Kilka dni, góra tygodnia, będzie potrzeba na zorganizowanie i zaplanowanie czegoś takiego, a od Trevor Star dzieli nas ponad sto pięćdziesiąt lat świetlnych, czyli przelot zajmie ponad trzy tygodnie. Mamy miesiąc czy Republika zaatakuje szybciej?

— Nie wiem, ale nie zakładałbym, że mamy ten miesiąc — przyznał White Haven. — Jeśli już skończyli zajmowanie pozycji wyjściowych, co sugeruje ich obecność w Konfederacji, to nie mamy.

— Załóżmy więc, że nie mamy, tak będzie bezpieczniej — ocenił Benjamin. — Podróż nie potrwa dwóch tygodni, Wesley. Użyjemy Manticore Junction.

— Jak?! — zdumiał się White Haven. — Jeśli High Ridge i Janacek nie poproszą o pomoc, to skąd pewność, że pozwolą wam na tranzyt, i to na oczach wszystkich? Nie dość, że uznają to za upokorzenie, to jeśli uważają, że wzmocnienie Trzeciej Floty królewskimi okrętami będzie prowokacją, co powiedzą o graysońskich!

— Coś ci powiem, Hamish — Protektor uśmiechnął się złośliwie. — Gówno mnie obchodzi, czy im się to będzie podobało, a ich upokorzenie sprawi mi czystą satysfakcję. I nie zamierzam ich o nic prosić, bo zgodnie z artykułem dwunastym Karty Sojuszu każdy należący do tegoż Sojuszu ma wolny i nieograniczony dostęp do Manticore Junction, jeśli chodzi o tranzyt okrętów. Jeżeli przyjdzie mi ochota wysłać przez Manticore Junction całą Marynarkę Graysona, to mam do tego prawo i lepiej, żeby nikt nie próbował mi w tym przeszkodzić. Natomiast jeśli będą na tyle głupi, by jednak to zrobić, cała przyjemność po mojej stronie.


* * *

— Nie wierzę! — oznajmiła Eloise Pritchart, patrząc wrogo na wydruk. — Co za załgana banda bezczelnych chamów! Jak oni śmieli przysłać nam coś takiego?!

— Cóż, też nie spodziewałem się czegoś podobnego — przyznał Giancola — ale…

— Nie ma „ale”! — warknęła Pritchart. — W najbardziej chamski sposób okłamali obywateli swoich i naszych!

Theisman był prawie równie wściekły jak ona, ale znacznie lepiej nad sobą panował.

— Nie rozumiem — przyznał LePic. — Dlaczego zrobili coś takiego? Powiedzieliśmy im, że nasze żądania terytorialne nie obejmują Trevor Star. Dosłownie tak to napisaliśmy.

Theisman przytaknął, bo w pełni podzielał jego zaskoczenie. Nie pojmował dlaczego, skoro Republika w poprzedniej nocie wyraźnie wyraziła gotowość wyrzeczenia się wszelkich praw do Trevor Star, rząd Królestwa w następnej groził wycofaniem się z rozmów, jako powód podając, że nie zgodzi się na to, by Republika ten system zatrzymała, i żądał zrzeczenia się przez nią wszelkich praw do Trevor Star.

— Czy mogli nas źle zrozumieć? — spytał niepewnie Walter Sanderson.

— Jak nawet taki przygłup jak High Ridge mógł źle zrozumieć coś tak prostego?! — prychnęła Pritchart i zaczęła grzebać w teczce z wydrukami. — O, jest! Cytuję: „W odpowiedzi na prośbę o wyjaśnienie statusu systemu Trevor Star Republika oznajmia, że nie rości sobie praw do tego systemu”. Koniec cytatu. Nie rości, Walter! Jak można to prościej i jaśniej napisać?!

I rzuciła wydruk na stół.

Sanderson jedynie potrząsnął głową jak ktoś trafiony pięścią w podbródek.

— Obawiam się, że jest tylko jedno wytłumaczenie — odezwał się Tony Nesbitt, a gdy wszyscy spojrzeli na niego, dodał: — To oczywiste i celowe kłamstwo. O pomyłce czy niezrozumieniu nie może być mowy. Próbują zwalić na nas odpowiedzialność za fiasko negocjacji, a jedynym powodem tego postępowania, jak widzę, jest to, że oni chcą zerwać rozmowy, ale równocześnie przekonać obywateli i resztę galaktyki, że to nasza wina.

— I co mieliby nadzieję w ten sposób osiągnąć? — spytała Hanriot, ale bez zwykłej podejrzliwości i sceptycyzmu, z którym traktowała wywody Nesbitta ciągle podejrzewającego Królestwo Manticore o wszystko, co najgorsze.

— To przecież oczywiste, Rachel. Oni nie chcą tylko Trevor Star, oni chcą wszystkich okupowanych systemów — odparł zwięźle Nesbitt. — Trevor Star to tylko pretekst.

— Sądzę, że możemy wyciągać nieco zbyt pochopne wnioski — powiedział niespodziewanie Giancola. — Nie próbuję minimalizować rażącej różnicy między tym, co im powiedzieliśmy, a tym, co próbują powiedzieć, że im powiedzieliśmy. Zawsze nieufnie pochodziłem do ich ostatecznych celów i zamiarów, ale dajmy sobie chwilę na złapanie oddechu i uspokojenie emocji.

— Trochę za późno bawić sie w głos rozsądku, Arnold — oceniła kwaśno Pritchart. — Zwłaszcza po czymś takim.

I uderzyła otwartą dłonią w leżący na blacie wydruk, co zabrzmiało jak wystrzał.

— Zawsze jest czas, by dopuścić rozsądek do głosu, pani prezydent — sprzeciwił się Giancola. — To jest właśnie najważniejsza zasada dyplomacji. Nie musimy przecież natychmiast odpowiadać; nikt poza rządem i ambasadorem Grosclaude’em nie zna treści tej noty. Jeśli utrzymamy ją w tajemnicy, nie dojdzie do publicznego wzburzenia, a my będziemy mieli czas, żeby się uspokoić i zastanowić, co dalej.

— Nie będziemy — stwierdziła zwięźle Pritchart.

Coś w jej głosie spowodowało, że uśmiech Giancoli nieco stężał.

— Pani prezydent…

— Wiem o niepisanej umowie wzajemnego przestrzegania tajności oficjalnych pism dyplomatycznych — przerwała mu stanowczo Pritchart. — Ta zasada właśnie przestała obowiązywać.

— Pani prezydent…

— Powiedziałam, że przestała obowiązywać! I radziłabym ci zacząć słuchać nie tylko, że mówię ale i tego, co mówię! Jedynym powodem, dla którego napisali to kłamstwo, jest uzasadnienie scenariusza, który przedstawił Tony. A to oznacza, że w którymś momencie już po zaatakowaniu nas chcą opublikować ich wersję korespondencji dyplomatycznej między nami. Sądząc z tego świstka, nie będzie ona zbyt podobna do rzeczywistej. Prędzej mnie szlag trafi, niż na to pozwolę! Pierwsi opublikujemy prawdziwą wersję tej korespondencji!

Giancola z trudem przełknął ślinę — sprawy toczyły się szybciej, niż przewidywał. Decyzja Pritchart co prawda nie była niespodziewana, ale nie sądził, że podejmie ją już teraz. Niepokoiło go co prawda, że gdy obie strony opublikują to, co mają, wyjdą na jaw niezgodności w treści i formie, ale zaldadał, że nastąpi to w momencie takiego wzrostu napięcia, że każda ze stron będzie przekonana, iż dokonała zmiar. druga, by wspomóc swe terytorialne ambicje i uzasadnić taką a nie inną postawę w negocjacjach. Zarówno on, jak i Grosclaude dopilnowali, by wszystkie zarchiwizowane kopie wysłanych not były kopiami wersji zaakceptowanych przez Eloise Pritchart.

Nie liczył się natomiast zupełnie z tym, że Pritchart zdecyduje się już działać ani też że się do tego stopnia wścieknie. Było to wyjątkowo głupie z jego strony, ale zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz. Dał się zwieść temu, że cały czas zachowywała taki spokój i opanowanie, i liczył na to, że nadal tak będzie. Liczył na jeszcze jedną wymianę pism, w której załagodziłby napięcie wywołane sprawą Trevor Star. Ale planując to, zapomniał o jednej rzeczy — o tym, że Eloise Pritchart, nim została prezydentem, a nawet nim stała się towarzyszką komisarz, dowodziła Brygadą Delta i była jednym z trzech najlepszych dowódców najskuteczniejszego ruchu partyzanckiego w dziejach Legislatorów. Przed zamachem Pierre’a naturalnie. Poczuł nagle lodowaty strach, gdy uświadomił sobie, jaka będzie reakcja kogoś takiego na zorganizowaną przez niego „prowokację” ze strony Królestwa.

Jaka musi być reakcja…

— Jeśli o mnie chodzi — oznajmiła nie znoszącym sprzeciwu tonem Pritchart — ten stek kłamstw jest równoznaczny z zerwaniem rozmów. Zamierzam przedstawić sprawę Kongresowi na połączonej sesji obu izb i w związku z oczywistą nieuczciwością Królestwa Manticore planującego na stale zaanektować okupowane planety wraz z naszymi obywatelami niezależnie od tego, czego ci obywatele by sobie życzyli, ogłosić zamiar wznowienia operacji wojskowych!

Загрузка...