ROZDZIAŁ XXIV

— Nie podoba mi się to! — Głos Thomasa Theismana był spokojny, ale wyraz jego twarzy przeczył temu zdecydowanie. — Prawdę mówiąc, w ogóle mi się to nie podoba.

— A myślisz, że mnie się podoba? — spytała chrapliwie Eloise Pritchart, w gabinecie której siedzieli. — Ale raport Kevina nie zostawia nam wielkiego wyboru, prawda?

— Zawsze możesz gnojka wyrzucić.

— Zastanawiałam się nad tym. Niestety wiem z pewnych źródeł, że jeśli to zrobię, będzie rozgłaszał, że żądanie jego rezygnacji jest sprzeczne z konstytucją.

— Jakie?! — Theisman spojrzał na nią z niedowierzaniem.

Pritchart skrzywiła się kwaśno.

— Powiedzmy, nielegalne. Według pewnej opinii prawnej rezolucja przywracająca konstytucję dała Kongresowi prawo do zatwierdzania lub odrzucania wszelkich zmian, jakie chciałabym wprowadzić w tym jednym jedynym rządzie. W kolejnym już nie, ale w tym tak.

— Przecież to bzdura!

— Ja też tak uważam, ale Arnold pójdzie z tym do sądu, jeśli go wyleję.

— Pytałaś o to Dennisa?

— Pytałam. Myśli tak jak my. Niestety z tego samego źródła wiem, że Arnold może liczyć na zupełnie inną opinię Tullinghama, którego kupił i z którym się od lat przyjaźni.

— Cholera! — burknął Theisman z obrzydzeniem.

— Właśnie. Wątpię co prawda, by wygrał, ale sprawa będzie się ciągnąć tygodniami, jeśli nie miesiącami. W praktyce oznacza to, że go nie mogę wyrzucić.

— Pozostaje więc oskarżyć go o zdradę. Dennis może to zrobić.

— Oskarżyć o zdradę sekretarza stanu?!

— Oczywiście. Co, święty czy jak?! W najgorszym razie przekazywał osobom niepowołanym ściśle tajne informacje i nie ma sposobu, żeby się wyłgał, że zrobił to przypadkiem. Nie w stosunku do tych, z którymi gadał według Kevina.

— Jest ministrem i choć prywatnie się z tobą zgadzam, to ludzie, którym o tym powiedział, mają uprawnienia dostępu do ściśle tajnych informacji.

— Do tych nie mają — poza jego zasranym braciszkiem. To jeden szczebel wyżej. A poza tym doskonale wiesz, że skoro im powiedział, jest tylko kwestią czasu, by ta wiadomość stała się publiczną tajemnicą. A to oznacza zagrożenie bezpieczeństwa narodowego, czyli zdradę.

— Tylko widzisz, Tom, jeśli chodzi o informacje, wmanewrował nas w taką sytuację, że jesteśmy między młotem a kowadłem — powiedziała Pritchart, nie kryjąc zmęczenia. — Ta sama logika, która dowodzi, że wyrzucenie go będzie kosztowało nas politycznie zbyt drogo, stosuje się do twojego rozwiązania i wiesz o tym. Jeśli go oskarżymy i skażemy, dane, które staramy się utrzymać w tajemnicy, wyjdą na jaw w sądzie. Chyba że sugerujesz tajny proces o zdradę ministra rządu próbującego przekonać wyborców, że zawsze postępuje zgodnie z prawem.

Widać było, że Theisman chce coś powiedzieć, ale w ostatnim momencią, powstrzymał się i przez dłuższą chwilę siedział zupełnie nieruchomo.

— Masz rację — przyznał w końcu. — A najgorsze jest to, że to ścierwo od początku to sobie zaplanował. Bo nie sądzisz chyba, że zaczął sobie obijać dupę blachą później?

— Główny problem polega na tym, Tom, że tak naprawdę nie wiemy, o co mu chodzi. Może inaczej: podejrzewam, że wiem, co jest jego ostatecznym długofalowym celem, ale nie wiem, co chce osiągnąć teraz na krótką metę.

— Kevin też nie wie? — Theisman nie próbował nawet ukryć niedowierzania.

Pritchart uśmiechnęła się smętnie.

— Kevin Usher ma umysł paranoika i serce lwa. Ma też kilka czułych punktów, które starannie ukrywa. Ale niestety nie jest telepatą ani jasnowidzem — wyjaśniła. — Mamy szczęście, że dowiedział się aż tyle. I jeszcze więcej szczęścia, że zdecydował się powiedzieć o tym mi bezpośrednio.

— A komu niby miałby powiedzieć?

— Wybraliśmy Kevina na szefa policji i kontrwywiadu dlatego, że jest ostatnią osobą, która użyłaby uzyskanych informacji w celu uzyskania politycznej przewagi. Wszystko to, co Arnold zrobił dotąd, gdyby się uprzeć, można wytłumaczyć złą oceną sytuacji i gadulstwem. Nawet jeśli jest to niezgodne z prawem, może być wynikiem głupoty, nie zaś świadomego działania na szkodę państwa czy jego stabilizacji. Kevin lepiej niż ktokolwiek w tym mieście zdaje sobie sprawę, jakie napięcie panuje między mną a Arnoldem. Gwarantuję ci, że dobrze się zastanowił, nim przekazał mi informacje pozwalające na poważne zaszkodzenie Arnoldowi. Zrobił to prawdopodobnie tylko dlatego, że tak dobrze mnie zna.

— Chcesz powiedzieć, że innemu prezydentowi po prostu by o tym nie powiedział? — Theisman zmarszczył brwi. — Zatajanie tak ważnych wiadomości jakoś mi do niego nie pasuje. Albo też pomyliłem się, i to poważnie, w jego ocenie, bo gdybym coś takiego podejrzewał, byłbym bardzo, ale to bardzo nieszczęśliwy, gdy wybrałaś go na to stanowisko.

— Poczekaj! Nie twierdzę, że zataiłby cokolwiek, o czym dowiedziałby się oficjalnie. Natomiast ta wiadomość pochodzi z prywatnego źródła i nie jest związana z żadnym formalnym śledztwem. Nie musiałby niczego zatajać, bo oficjalnie niczego nie wie. Przekazał mi tę informację prywatnie, bo się znamy i lubimy: to dwie odrębne kwestie. A to, że najpierw sprawdził, czy są prawdziwe, to już kwestia charakteru. Nie wszczął żadnego oficjalnego śledztwa, bo go o to nie prosiłam. A zdecydował się podzielić ze mną swoją wiedzą, bo uznał, że nie nadużyję ani ich, ani systemu, ani też jego zaufania. Prywatnie sądzę też, że wpływ na jego decyzję miało to, iż zgadza się z moją opinią, że Arnold Giancola i jego poplecznicy są w tej chwili największym zagrożeniem dla Republiki.

— Wewnętrznym — przytaknął Theisman. — Bo zewnętrznym nadal pozostaje Królestwo rządzone przez durniów i egoistów.

— Tom… — Pritchart przetarła oczy wierzchem dłoni. — Nie kwestionuję twojej oceny członków rządu i Admiralicji Królestwa Manticore. Problem w tym, że nie jesteśmy w stanie kontrolować ich poczynań. Nawet sytuacja wewnętrzna może nam się wymknąć spod kontroli. Na zewnętrzną nie mamy wpływu. Jeśli Janacek i reszta zdecydują się na coś głupiego, od konsekwencji będziesz musiał uchronić nas ty oraz flota. Nie ma innego wyjścia.

Theisman przyglądał się jej w milczeniu przez kilkanaście długich sekund, po czym spytał cicho:

— Jesteś absolutnie pewna, że tak właśnie chcesz to załatwić?

— Nie chcę, ale jest to najlepsza z kilku możliwych złych opcji. Innych nie mam — prawie warknęła. — Kevin może nie wiedzieć, o co chodzi Arnoldowi, ale ja wiem. Chce zostać prezydentem w następnych wyborach. O ile nie wcześniej. W tej chwili sądzę, że chodzi mu o wymuszenie na mnie, czy też na nas, twardszego stanowiska w negocjacjach.

— Co masz na mjjśli, mówiąc: „o ile nie wcześniej”? — Theisman prawie podskoczył. — Myślisz, że organizuje zamach?

— Nie, nie myślę — zaprzeczyła szybko.

Zbyt szybko. Theisman nadal przyglądał jej się podejrzliwie.

— No dobrze, może i organizuje — przyznała niechętnie. — Żałuję, że mi się to wymsknęło, bo jedyne, co wiem na pewno, to to, że mu nie ufam, nie lubię go i wiem, że jest uparty, ambitny i przekonany o własnej nieomylności. Co nie wyklucza organizowania zamachu, ale też nie dowodzi, że musi to robić.

— Pozory mogą mylić — ocenił Theisman podejrzanie łagodnie. — A ja nie jestem zwolennikiem zamachów stanu, choć jeden sam mam na koncie.

— Wiem. I wiem, że jeśli chodzi o niego, nie potrafię obiektywnie analizować sytuacji. Nie wątpię, że gdyby okazja się trafiła, skorzystałby z niej, ale czy posunie się tak daleko, by ją stworzyć, nie mam pojęcia. Chwilowo Kevin i Dennis powinni być w stanie wykluczyć taką możliwość i sądzę, że dlatego próbuje przejąć władzę inaczej. Nie możemy więc mu pozwolić na kontrolowanie przepływu informacji. Używa „Bolthole” jako klina, kapiąc faktami, by udowodnić, że naprawdę dużo wie i dużo może, a to skuteczny sposób rekrutowania ludzi, zwłaszcza niezadowolonych ze sposobu, w jaki Królestwo przeciąga negocjacje. Wiadomość o nowych okrętach podważy wiarygodność naszej polityki: skoro mając znów równowagę sił, nie jesteśmy gotowi ich przydusić, dla przeciętnego polityka czy człowieka będzie to znaczyło, że nigdy nie będziemy do tego zdolni.

— A gdybyśmy zrobili to wtedy, kiedy on zaczął tego chcieć, nie mielibyśmy w ogóle czasu na osiągnięcie tej równowagi sił!

— Oczywiście, że nie, ale nie sądzisz chyba, że wspomni o takim drobiazgu z zamierzchłej przeszłości? — prychnęła Pritchart. — A gdybyśmy to wyciągnęli na światło dzienne, i tak nie miałoby to najmniejszego znaczenia, bo nikogo nie interesuje, jaka sytuacja była trzy lata temu, tylko jaka jest obecnie. A obecnie według Arnolda pokonalibyśmy Królestwo, gdybyśmy tylko mieli odwagę czy wolę wystąpić przeciwko niemu.

— Zrobisz więc, czego on chce. — Mogło to być oskarżenie, ale tak nie zabrzmiało.

Nie ulegało wątpliwości, że Theisman nie zgadza się z tym, ale rozumie, co zmusza Pritchart do podjęcia takiej decyzji. Jak też i to, że jest to wybór mniejszego zła.

— Nie widzę innej możliwości, niż wykorzystać jego manewr: jeśli w miarę szybko ogłosimy istnienie nowych okrętów i zaczniemy zmuszać Królestwo do konkretnych rozmów, wytrącimy mu z ręki argumenty i znacznie osłabimy jego siłę oddziaływania — wyjaśniła.

— Bylebyśmy tylko nie zaczęli ich za bardzo i za szybko przyciskać — ostrzegł Theisman. — Bo nawet jeśli przyjmą te nowiny znacznie spokojniej, niż się spodziewam, musi upłynąć pewien czas, nim przetrawią fakt ich istnienia i zmienią swoje strategiczne myślenie, a tym samym skutki tych zmian staną się odczuwalne. Jeśli za bardzo zwiększymy presję, nim to nastąpi, skutki mogą się okazać nieprzewidywalne.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale uważam, że i tak jesteśmy w stanie bardziej kontrolować taką sytuację, niż pozwolić Arnoldowi krążyć po mieście i rozpowiadać na prawo i lewo to, co rozpowiada. Poza tym prawie miesiąca potrzeba, by komunikat prasowy dotarł do Królestwa, a notę dyplomatyczną, że przyjmujemy nowe, bardziej stanowcze stanowisko w negocjacjach, wyślemy kilka dni później. Będą więc mieli czas, by przetrawić te informacje, zwłaszcza że nota nie będzie zawierała żadnych konfrontacyjnych sformułowań.

— To jak chcesz zażądać, żeby przestali marnować nasz czas i uczciwie wzięli się do negocjacji? — zdumiał się Theisman.

Pritchart prychnęła pogardliwie.

— Nie powiedziałam, że ich poproszę. I na pewno nie spodoba im się to, co usłyszą, ale można być zdecydowanym, a równocześnie nie sprawiać wrażenia kogoś, kto marzy o wypróbowaniu nowych zabawek militarnych.

— Jako właściciel tychże zabawek chciałbym, żebyś miała rację. — Theisman pomasował z namysłem podbródek. — Mimo wszystko wolałbym, żeby Giancola nie był sekretarzem stanu, bo to stwarza mu zbyt wiele możliwości do przekręcenia wszystkiego, co będziemy chcieli przekazać Królestwu.

— Też mi to przyszło do głowy, ale skoro nie mogę go wyrzucić i oskarżyć o zdradę, muszę go znosić i czekać na okazję. Gdybyśmy przyjęli ustrój bardziej podobny do ustroju Królestwa, mogłabym go usunąć bez problemu. Nasze rozwiązania gwarantują stabilniejszą sytuację, bo nie grozi nam nagła zmiana rządu, jak po śmierci Cromartyego, ale utrudniają życie w inny sposób. A jak długo Arnold pozostaje sekretarzem stanu, nie mogę go odciąć od dyplomatycznych kanałów. Z drugiej strony on wie, że go nie lubię, choć nie demonstrujemy tego publicznie, mam więc gdzieś jego urażone ambicje i uczucia. I dlatego zażądam, by dostarczał mi każdą wiadomość przed wysłaniem jej rządowi Królestwa. Może poczuje się aż tak urażony, że zrezygnuje? I uśmiechnęła się ironicznie.

— Nie licz na to, bo czeka cię przykre rozczarowanie.

— Cóż, trzeba mieć nadzieję…

— Nadzieja matką głupich — odparł poważnie. — A serio: jak chcesz to ogłosić? Przez swoich ludzi czy moich?

— Jeszcze tak na marginesie, to każda matka swoje dzieci hołubi — uśmiechnęła się przekornie Pritchart. — A serio: przez twoich. Jestem pewna, że na najbliższej konferencji prasowej i tak zasypią mnie pytaniami na ten temat, ale to sprawa floty, więc pierwszy komunikat powinien wydać sekretarz wojny.

— A jeśli ktoś zacznie pytać, jakim cudem tych wydatków nigdy nie ujęto w budżecie?

— Mam nadzieję, że ktoś o to spyta! Jeśli tylko takie pytanie padnie, powiedz, że ponieważ ciągle nie ma formalnego traktatu pokojowego, nadal znajdujemy się w stanie wojny z Gwiezdnym Królestwem Manticore. A podawanie do publicznej wiadomości kompletnego budżetu wojskowego może tylko pomóc potencjalnemu przeciwnikowi. Postaraj się nie łączyć tego przeciwnika i Królestwa, ale nie zaprzeczaj, jeśli ktoś zrobi to za ciebie. Nie zaszkodzi trochę wstrząsnąć tą bandą dupków z Królestwa, zanim dostaną od nas formalną notę dyplomatyczną. Nie sądzę, by ktokolwiek zapomniał, co RMN z nami zrobiła parę lat temu, ale gdyby się taki znalazł, dobrze będzie mu przypomnieć. Poza tym powiedzenie tego od razu wytrąci z rąk każdemu, na przykład naszemu drogiemu sekretarzowi stanu, argument o zbytniej ugodowości, uprzejmości czy spolegliwości.

— Rozumiem. Skoro już zdecydowaliśmy się kopnąć śpiącego tygrysa w nos, należy to zrobić najskuteczniej, jak potrafimy. — Theisman potrząsnął głową. — Wiesz, kiedy zdecydowaliśmy z Dennisem, że Saint-Just musi odejść, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek rząd Republiki wybrany w wolnych i jawnych wyborach przez obywateli będzie musiał aż tak zabezpieczać się przed jednym z własnych ministrów.

— Jak widzisz, ludzka pomysłowość nie ma granic — uśmiechnęła się smętnie Pritchart.

— Dlatego wolisz wojsko od polityki, o co zresztą nie mam do ciebie pretensji. Wiele zależy od zgrania czasowego, Tom. Za dziesięć, może dwadzieścia lat standardowych, Republika będzie stabilna, a wyborcy przyzwyczają się do rządów prawa. Wtedy jeden nadmiernie ambitny i pozbawiony skrupułów polityk nie będzie problemem, bo będę mogła domagać się jego rezygnacji, wiedząc, że nie naruszy to stabilizacji kraju czy wiary w konstytucję. Niestety do tego szczęśliwego momentu jeszcze nam trochę brakuje.

— Wiem… i tęsknię do niego. Zakładając, że zaślepienie jednego dupka nie skończy się wcześniej wznowieniem walk z Królestwem.

— Myślę, że to najgorszy możliwy scenariusz. High Ridge jest jeszcze bardziej pozbawiony skrupułów i ambitny niż Arnold, jeśli analitycy Wilhelma nie mylą się całkowicie. Ale jak większość takich typków jest też tchórzem. Nie odrzucam możliwości, że zapędzony w kąt może zrobić coś drastycznego, ale nic nie wskazuje, by miał ochotę na wznowienie walk. Tym mniejszą powinien mieć, gdy okaże się, że wyrównaliśmy szanse. Jeśli go nie zmusimy, nie sądzę, by pierwszy zaczaj; strzelać. A zapewniam cię, że ja także nie mam takiego zamiaru.

— Czułbym się znacznie lepiej, gdybym nie wiedział ile wojen wybuchło, mimo że żadna ze stron ich nie chciała.

— Fakt, ale strach przed tym nie może nas sparaliżować. To niedoskonały wszechświat, Tom, więc możemy tylko starać się ze wszystkich sił.

— Wolałbym nie przyznawać ci racji, ale nie mogę. Skoro tak, wracam do siebie i biorę się za Arnauda Marquette’a. Mamy ogłosić dokonania Shannon, należy więc mieć na wszelki wypadek gotowy plan działań, gdyby jednak doszło do tej niechcianej wojny.

Загрузка...