ROZDZIAŁ LVIII

— Jak pan sądzi, sir: jak sobie poradziliśmy w domu? — spytała cicho kapitan DeLaney.

Zniżanie głosu było zbędne, jako że w windzie jadącej do admiralskiej sali odpraw superdreadnoughta Marynarki Republiki Majestic znajdowała się tylko ona i Lester Tourville, któremu to pytanie zadała.

— A to jest, Molly, pytanie za milion dolców — przyznał z lekkim uśmiechem.

Szef sztabu skrzywiła się, uznając to za próbę wyłgania się od odpowiedzi.

Tourville roześmiał się i przyznał:

— Trochę sobie z nudów pokombinowałem i pomimo wysoce irytującego wniosku, że absolutnie nie ma sposobu, by mieć w tej kwestii jakąkolwiek pewność, uważam, że jeśli wywiad w ostatniej ocenie przywiezionej przez Starlighta był równie dokładny jak przez ostatnie lata, to Pierwsza Flota powinna skopać Królewskiej Marynarce dupę równo i dokładnie. Co w niczym nie zmienia przykrej świadomości, że nie wiadomo, czy był to dobry pomysł, czy zły.

I spoważniał.

DeLaney spojrzała na niego zaskoczona poważnym tonem, mimo że od trzech miesięcy standardowych była szefem jego sztabu. Łatwo było bowiem nawet komuś do tego sztabu należącemu pomylić pozę, jaką przybierał publicznie, z rzeczywistością. Tylko że ona znała go prawie trzy standardowe lata i poznała lepiej niż większość, a mimo to czasami dawała się jeszcze zwieść pozorom.

— A jaki naprawdę mieliśmy wybór? — spytała po chwili.

Tourville wzruszył ramionami.

— Nie wiem — przyznał. — Jestem pewien, że prezydent Pritchart zrobiła wszystko, co mogła, by znaleźć alternatywę, a z informacji przywiezionych przez Starlighta wynika, że sytuacja dyplomatyczna znacznie się pogorszyła od czasu naszego odlotu z Republiki. Uważam też, że operacja Thunderbolt zakończy się sukcesem, jeśli chodzi o osiągnięcie bezpośrednich, taktycznych celów. A skoro już rozmawiamy szczerze, to przyznaję, że mam ochotę zemścić się na Rcyal Manticoran Navy i na Królestwie jak każdy normalny obywatel Republiki i oficer jej floty na dodatek. Natomiast nieco więcej wątpliwości budzi nasze zadanie, choć jeśli ocena sił stacjonujących w Marsh jest właściwa, powinno nam się udać. A zgadzam się całkowicie, że potencjalne polityczne i militarne korzyści, nie wspominając już o wpływie na morale tak załóg RMN, jak i obywateli Królestwa, uzasadniają podjęcie tego ryzyka. Co prawda nie mogę się pozbyć wrażenia, że jesteśmy nieco zbyt cwani dla własnego dobra, ale jak to ktoś kiedyś powiedział jeszcze w epoce flot żaglowych: flota, która nie ryzykuje, nie zwycięża. Z drugiej strony należy pamiętać, że mówimy o zaatakowaniu Honor Harrington.

— Wiem, że jest dobra, sir — w głosie DeLaney dało się słyszeć leciutkie zniecierpliwienie — ale nie jest odrodzonym bogiem wojny! Jest świetna, przyznaję, ale nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego dziennikarze, zarówno ich, jak i nasi, tak wariują na jej punkcie. Chodzi mi o to, że nigdy ni dowodziła flotą, nawet wtedy w systemie Yeltsin nie była to duża przełomowa bitwa. W porównaniu z bojowymi osiągnięciami, dajmy na to White Havena, nie dokonała niczego, co miałoby naprawdę decydujący wpływ na losy tej wojny. A on nawet w połowie nie miał tak dobrej prasy jak ona!

— Nie powiedziałem, że jest bogiem wojny — roześmiał się Tourville. — Ani boginią, choć to całkiem niezła charakterystyka Harrington, jak się nad tym zastanowić. I wiem, że nie jest niezwyciężona, choć jedyny raz, gdy ktoś po naszej stronie zdołał ją pokonać, miał, że tak powiem, lekuchną przewagę liczebną, gdybyś zapomniała.

DeLaney zarumieniła się na to przypomnienie, jako że jedynym oficerem wówczas Ludowej Marynarki, który zdołał pokonać Harrington, był właśnie Lester Tourville.

— Natomiast oceniając ją obiektywnie — dodał Tourville już całkiem poważnie — trzeba przyznać, że jest najlepszym lub jednym z dwóch, może trzech najlepszych taktyków w całej Królewskiej Marynarce. Przy zbliżonych siłach nikt po naszej stronie nigdy nie miał realnej szansy jej pokonać. Wliczając w to admirała Theismana w systemie Yeltsin. Powiedział kiedyś, że w jego opinii nawet gdyby zniszczył jej okręty, co było możliwe, i tak odniosłaby strategiczne zwycięstwo. A jak dotąd nie miała jeszcze okazji pokazać, co potrafi, dowodząc flotą z prawdziwego zdarzenia w naprawdę dużej bitwie. I to właśnie mnie najbardziej niepokoi. Nie chciałbym być pierwszym, nad którym odniesie zwycięstwo na taką skalę. Natomiast jeśli chodzi o fiksację dziennikarzy na jej punkcie, sądzę, że powodem jest to, że zawsze udaje jej się zwyciężyć mimo dysproporcji sił i nie sprzyjających okoliczności. To, że jest zgrabna i atrakcyjna, stanowi dodatkowy magnes dla mediów. White Haven nie jest tak przystojny, musisz przyznać. A sądzę, że nawet dziennikarze wyczuwają coś w niej… coś, co można zrozumieć tak naprawdę, tylko jeśli się ją spotka osobiście.

Ponieważ umilkł, DeLaney spojrzała nań pytająco. Wzruszył ramionami i powiedział w końcu:

— Ona ma dar, Molly.

— Dar, sir?

— Dar — powtórzył Tourville. — To najlepsze określenie, jakie przyszło mi do głowy. Może jestem niepoprawnym romantykiem, ale zawsze uważałem, że są oficerowie posiadający coś ekstra, coś, co powoduje, że są kimś szczególnym. Częściowo to charyzma, ale nie tylko. Miała to Esther McQueen, ale nie do końca. Wszyscy wiedzieli, że była ambitna, i dlatego nikt, kto nie był jej zwolennikiem, tak do końca jej nie ufał. Ale sądzę, że każdy służący pod jej rozkazami oficer poszedłby za nią wszędzie. No i poszli… McQueen była w stanie przekonać każdego, że może dokonać wszystkiego, a on chce jej pomóc. Harrington zaś… Harrington sprawia, że nabierasz przekonania, że to ty możesz dokonać wszystkiego, bo ona w to wierzy…i w pewien sposób rzuca ci wyzwanie, abyś tego dokonał z nią. McQueen przekonywała ludzi, by szli za nią, Harrington przewodzi im, a oni idą za nią z własnej woli. To jest właśnie „dar”, jak go nazwałem, w najczystszej postaci. Jedynie najwybitniejsi dowódcy i przywódcy w dziejach ludzkości go posiadali.

— Pan ją podziwia, prawda, sir? — było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

Tourville jednak potraktował je jak pytanie, bo odpowiedział:

— Tak, podziwiam ją. Ze wszystkich naszych oficerów najbardziej podobny do niej jest admirał Theisman. On też potrafi wydobyć z ludzi maksimum wysiłku i sądzę, że jest równie dobrym taktykiem, ale brak mu tego właśnie daru, a raczej pewnej istotnej jego części. A drugą sprawą jest to, że Harrington ma szczęście zjawiać się we właściwym miejscu w najodpowiedniejszym momencie. Z punktu widzenia Royal Manticoran Navy i Królestwa, ma się rozumieć, bo z naszego to w najgorszym miejscu w najniestosowniejszym czasie. Jak zauważyłaś, większość stoczonych przez nią walk to potyczki lub w najlepszym razie bitwy, a nie starcia flot. Nie sposób ich porównać do ofensywy White Havena tuż przed rozejmem. Ale wszystkie miały bardzo istotne znaczenie, o wiele większe niż wynikałoby to z liczby i rodzaju biorących w nich udział okrętów. To właśnie ma duży wpływ na jej reputację. Można by powiedzieć, że los jej sprzyja, ale w jej przypadku jest to bardziej stwarzanie losowi okazji. I to jest jeden z powodów, dla których uważam, że wysłanie nas tutaj było dobrym pomysłem mimo czysto prywatnych zastrzeżeń, jakie żywię.

— A było, sir? — spytała.

Tourville prychnął ponownie.

— Wiem doskonale, że uważasz, iż kraczę, jeśli chodzi o tę całą operację — powiedział cierpliwie. — To się oficjalnie nazywa umiejętnością trzeźwej oceny sytuacji uwzględniającej wszelkie możliwości, jaka powinna cechować odpowiedzialnego dowódcę.

DeLaney zarumieniła się, i to bardzo. Tourville zaś uśmiechnął się i dodał:

— Musiałbym być nieodpowiedzialnym narwańcem, gdybym nie miał zastrzeżeń odnośnie do wysyłania tak wielu okrętów tak daleko od baz, i to bez wsparcia, żeby zaatakowały kogoś o reputacji Harrington. Nawet zakładając, że pokonamy ją, a tak się składa, że sądzę, iż tak będzie, poniesiemy straty i doznamy uszkodzeń. To będą duże straty i poważne uszkodzenia. A do domu jest cholerny kawał drogi. Natomiast mówiąc, że to dobry pomysł, miałem na myśli to, że Harrington właśnie dzięki reputacji i pozycji jest sama w sobie godnym uwagi celem wojskowym. Pokonanie jej, a najlepiej wzięcie do niewoli, w tym samym czasie, gdy Thunderbolt przywróci właściwy bieg granicy i zdziesiątkuje Królewską Marynarkę, będzie olbrzymim ciosem dla morale i chęci walki tak załóg Rogal Manticoran Navy, jak i mieszkańców Królestwa. Pozbawienie RMN jej usług, jeśli mimo wszystko Królestwo nie zdecyduje się negocjować, to także poważne uszczuplenie możliwości i potencjału bojowego. Tylko tym razem jeśli weźmiemy ją do niewoli, dopilnuję, żeby nie było żadnych fałszywych oskarżeń i prób egzekucji. A każdego, kto spróbuje potraktować ją bez szacunku należnego jeńcowi o takiej randze, zastrzelę jak wściekłego psa!

DeLaney chciała coś powiedzieć, ale dotarli na miejsce i winda się zatrzymała. Przepuściła więc Tourville’a przodem i ruszyła za nim do admiralskiej sali odpraw.

Zebrali się tu już pozostali członkowie sztabu wraz z dowódcą okrętu kapitan Caroline Hughes i jej zastępcą, komandorem Pablo Blanchardem. Dowódcy eskadr wchodzących w skład 2. Floty połączyli się z sobą elektronicznie — ich holograficzne głowy unosiły się nad stołem konferencyjnym. Tourville wolałby ich mieć tu fizycznie, o czym wszyscy doskonale wiedzieli, ale to byłoby niepraktyczne, jako że Druga Flota znajdowała się w fali grawitacyjnej biegnącej obok systemu Marsh, co uniemożliwiało wykorzystanie jakichkolwiek jednostek nie mających hipernapędu. DeLaney nie miała nic przeciwko elektronicznym odprawom, ale Tourville był pod tym względem tradycjonalistą.

Obecni fizycznie wstali na widok admirała i usiedli z powrotem, gdy zajął swoje miejsce. Tourville natychmiast odchylił fotel i starannie, wolno rozpakował i obciął cygaro. Wsadził je do ust, zapalił i otoczył się chmurą niebieskawego dymu. Po czym uśmiechnął się niczym urwis, gdy chmurę wciągnął wywietrznik umieszczony bezpośrednio nad jego głową. DeLaney też się uśmiechnęła, tyle że w duchu — Tourville ponownie był narwanym rewolwerowcem o niewyparzonej gębie, jak zawsze w większym gronie.

— No dobra — zagaił. — Za jakieś pięć godzin złożymy nie zapowiedzianą wizytę na stacji Sidemore. Gospodarze, chamy niemyte, gościnności nie okażą, nie ma się co łudzić, trzeba więc będzie nauczyć ich manier.

Na twarzach większości obecnych nie tylko fizycznie pojawiły się uśmiechy, kilka osób zachichotało, bo to rozpoczęcie odprawy przedbitewnej było wysoce nieortodoksyjne.

Tourville uśmiechnął się szerzej, zadowolony z efektu, i dodał:

— Komandor Marston gotów jest odpowiedzieć na wszystkie pytania, które jeszcze zdążyliście wymyślić, dotyczące tego, jak nauczymy ich dobrych manier.

— Dziękuję, sir — komandor Marston obrócił się tak, by znaleźć się twarzą do obecnych i holokamery. — Wiem, że wszyscy znacie plan, ale kilka osób wyraziło pewne obawy, zwłaszcza odnośnie paru kwestii omówionych w aneksie siedemnastym, pomyślałem więc, że za pańską zgodą od tego byśmy zaczęli, sir.

Spojrzał pytająco na Tourville’a.

Ten machnął cygarem w geście generalnego przyzwolenia.

— Dziękuje, sir. Admirał Zrubek poruszył kwestię najwłaściwszego wykorzystania sond dalekiego zasięgu. — Marston kiwnął głową z szacunkiem jednej z holoprojekcji ukazującej głowę świeżo awansowanego dowódcy 21. Eskadry Liniowej złożonej z ośmiu superdreadnoughtów rakietowych. — Przedyskutowałem sprawę z kapitanem deCastriesem i komandorem Hindemithem i doszliśmy do wniosku, że…

Lester Tourville rozsiadł się wygodniej i jednym uchem słuchał rzeczowego referowania problemu przez Marstona. Zwracałby więcej uwagi na słowa oficera operacyjnego, gdyby miał mniejsze zaufanie do jego umiejętności i dokładności. Tak mógł poświęcać czas temu, co w jego opinii było najważniejszym celem każdej ostatniej odprawy przed bitwą — ocenie nastrojów i przekonań zespołu dowodzącego.

To, co zobaczył, sprawiło mu satysfakcję — kilkoro było przestraszonych, kilkoro innych zdenerwowanych. Nie miał im tego za złe, bo nie przeszkadzało im to w skutecznym działaniu, a dobrze równoważyło przesadną pewność siebie innych, na przykład Zrubeka czy DeLaney. U nikogo nie zauważył wahania lub niepewności — wszyscy byli gotowi, a to był najlepszy stan ducha i umysłu u oficerów odliczających czas do rozpoczęcia walki.


* * *

— Mów do mnie, Andrea — poleciła Honor energicznie, zjawiając się z Nimitzem w objęciach na pomoście flagowym HMS Werewolf.

Zatrzymała się przy swym fotelu, by umieścić hełm w mocowaniu, a Nimitza na oparciu. Treecat był w skafandrze próżniowym i natychmiast zajął się przypinaniem swojej uprzęży do mocowań kotwiczących na szczycie oparcia. Podrapała go za uszami i skupiła uwagę na oficerze operacyjnym.

— Nadal nie mamy jednoznacznej identyfikacji, milady — poinformowała ją kapitan Jaruwalski — ale nie sądzę, by istniały wątpliwości. To Marynarka Republiki.

— Jestem skłonna się zgodzić — dodała Mercedes Brigham — ale równocześnie nie możemy jeszcze całkowicie wykluczyć możliwości, że to imperialne okręty.

Honor spojrzała na nią pytająco, wzruszyła więc ramionami i dodała:

— Nie powiedziałam, że uważam, że to Imperialna Marynarka, tylko że jak długo nie będziemy mieli pewności, nie możemy wykluczyć takiej ewentualności.

— Racja — potwierdziła Honor — ale obojętne która z nich tu przyleciała, wygląda na to, że jest zdecydowana dopiąć swego szybko i sprawnie.

I spojrzała wymownie na holoprojekcję taktyczną.

— Zgadza się — przytaknęła Brigham, podchodząc do niej.

Nie zidentyfikowana armada kierowała się prosto ku planecie Marsh, do której powinna dotrzeć za sześć standardowych godzin, jeśli za trzy zacznie wytracać prędkość. Miała też imponujący skład — szacunkowo rzecz biorąc, o ponad połowę przewyższała oficjalną obsadę stacji Sidemore.

— Mamy pierwsze identyfikacje źródeł napędu, milady — zameldował George Reynolds. — To na pewno nie jest Imperialna Marynarka: zidentyfikowaliśmy osiem krążowników liniowych Marynarki Republiki, dawniej Ludowej Marynarki.

Przez pomost przeleciało jakby ledwie słyszalne westchnienie, a Honor uśmiechnęła się lekko. Niewłaściwe byłoby stwierdzenie, że cieszyła się z potwierdzenia obaw, ale przynajmniej niepewność się skończyła. Zmusiła się, by nie myśleć o tym, co musiało się dziać na granicy między Królestwem a Republiką, i powiedziała spokojnie.

— Dzięki, George.

Po czym spojrzała pytająco na Andreę Jaruwalski.

— Próbujemy przyporządkować je do poszczególnych klas, ale to nie jest łatwe, bo nie mamy odpowiednich informacji o najnowszych klasach ich okrętów, milady. Części sygnatur komputery w ogóle nie są w stanie rozpoznać. W tej chwili oceniamy, że to jakieś pięćdziesiąt do sześćdziesięciu superdreadnoughtów i dwadzieścia-trzydzieści krążowników liniowych wsparcia.

— Kiedy powinniśmy usłyszeć odpowiedź na wezwanie do identyfikacji, Harper? — spytała Honor oficera łącznościowego.

— Jeśli odpowiedzieli natychmiast, to za pięć-sześć minut, milady — poinformował ją porucznik Bantley.

— Dzięki… — Honor zmarszczyła brwi i po chwili spytała Jaruwalski: — Są jakieś wskazówki, że mają lotniskowce, Andrea?

— Nie, milady. Ale przy tak skąpych danych wyjściowych to nic nie znaczy.

— Mamy pierwsze zidentyfikowane okręty, milady — zameldował Reynolds. — Dziewięć supedreadnoughtów klasycznych z dawnej Ludowej Marynarki.

— To około dwudziestu procent wszystkich — skomentowała Brigham.

— Zgadza się, ale zostaje pięćdziesiąt, które mogą być rakietowymi — dodała Jaruwalski.

Honor kiwnęła głową bez słowa, przyglądając się holoprojekcji przez długą chwilę. A potem podjęła decyzję.

— Wygląda to na doskonałą okazję do planu Surigo — oznajmiła i spojrzała na ekran ukazujący mostek flagowy Werewolfa. — Ruszamy, Rafę.

— Aye, aye, ma’am — potwierdził kapitan Rafę Cardones.

I zajął się wydawaniem rozkazów.


* * *

— Nawet nie próbuje się maskować, sir — zauważyła Molly DeLaney.

— Nie próbuje — zgodził się Tourville siedzący w fotelu z nogą założoną na nogę.

Gdyby nie palce lewej dłoni wybijające delikatny rytm na poręczy, byłby ucieleśnieniem spokoju i znudzenia. No i przeczyła temu uwaga, z jaką przyglądał się ekranowi taktycznemu fotela.

Obrońcy lecieli mu na spotkanie, ale odległość była jeszcze zbyt duża, by sensory mogły być do czegokolwiek przydatne. Jedyne informacje pochodziły z odczytów sygnatur napędu i danych przesyłanych przez sondy. Oba źródła były zgodne: 31 superdreadnoughtów, 11 dreadnoughtów, 4 lotniskowce i 16 krążowników liniowych osłanianych przez dwie flotylle niszczycieli i przynajmniej trzy eskadry krążowników. Wszystkie okręty leciały ze stałym przyspieszeniem kursem na przechwycenie. Przed nimi i po bokach otaczały je kutry, które z tej odległości było trudno policzyć, gdyż ich źródła napędów były znacznie słabsze. Szacunkowo komputery oceniły ich liczbę na około 800, co mogło być zgodne z rzeczywistością, gdyż według danych wywiadu na Sidemore stacjonowało ich około 450. W połączeniu ze skrzydłami z sześciu lotniskowców, jakie miała przydzielić tu Admiralicja, dawało to mniej więcej tysiąc sto maszyn. Kilkanaście przechodziło naprawy lub przeglądy, około dwustu Harrington mogła zostawić do obrony planety na wypadek, gdyby napastnicy wydzielili jakieś niewielkie siły do jej zaatakowania, korzystając z odciągnięcia okrętów Royal Manticoran Navy przez siły główne. Byłoby to sensowne posunięcie, zwłaszcza gdyby była przekonana, że Marynarka Republiki nie posiada lotniskowców.

I przez cały czas okręty Królewskiej Marynarki nadawały przy użyciu klasycznych metod, czyli radia, wezwanie do identyfikacji.

Fakt, że Harrington leciała prostym kursem zbliżeniowym, nie próbując ani maskowania, ani żadnych manewrów, bo wszystkie okręty tworzyły jedno ugrupowanie, wprawiał Lestera Tourville’a w nerwowy nastrój. Jedno, o co nikt nigdy nie zdołał oskarżyć Honor Harrington, to brak zmysłu taktycznego czy zastosowanie błędnej taktyki. Za to wielokrotnie udowodniła, że potrafi doskonale wykorzystać tradycyjną już przewagę elektroniki Królewskiej Marynarki. Tym razem jednak tego nie robiła — miał wykaz jej okrętów dostarczony przez wywiad i miał ich identyfikację na podstawie sygnatur napędów. Zgadzały się prawie idealnie, a różnice były tak drobne, że przy tej ilości jednostek po obu stronach były bez znaczenia.

I to właśnie odejście od ulubionej metody oszukiwania przeciwnika wysoce go niepokoiło, bo Salamandra była najgroźniejsza wtedy, gdy udało jej się przekonać tegoż przeciwnika, że wie, co ona zamierza.

Z drugiej strony w tym wypadku dysponowała ograniczonymi siłami i niewieloma możliwościami wyboru, więc…

— Może ciągle ma nadzieję, że wywinie się z tego bez strzelaniny — mruknął Tourville.

DeLaney uniosła brwi, nie mogąc zapanować nad zaskoczeniem.

— To raczej… mało prawdopodobne, sir — wykrztusiła.

Tourville uśmiechnął się, wiedząc, ile wysiłku kosztowało ją to opanowanie.

— Nie powiedziałem, że to prawdopodobne, Molly. Powiedziałem, że to możliwe — poprawił ją łagodnie. — I jest możliwe. Musi już mieć identyfikację choć starszych naszych okrętów, wie więc, z kim ma do czynienia. I musiałaby być naprawdę głupia, by nie podejrzewać, po co się zjawiliśmy. Ale nie może wiedzieć o operacji Thunderbolt, najprawdopodobniej więc woli być ostrożna. Nie chodzi o to, że boi się odpowiedzialności, ale nie będzie chciała spowodować starcia na taką skalę, bo może ono oznaczać wznowienie wojny. Zrobi to, jeśli będzie musiała, ale ma cień nadziei, że do tego nie dojdzie. I dlatego ciągle nadaje wezwanie do identyfikacji, mimo że je ignorujemy.

— Sądzi pan, że dopuści nas na odległość skutecznego strzału, bo nie będzie chciała pierwsza otworzyć ognia, sir?

— Bardzo wątpię, żeby była aż tak uprzejma. Naruszamy granice sojusznika Gwiezdnego Królestwa, jak byś zapomniała. A to znaczy, że w świetle prawa międzyplanetarnego może spokojnie zacząć strzelać, tym bardziej że ma do czynienia z idiotą, najwyraźniej nie potrafiącym obsługiwać radiostacji — odparł Tourville, błyskając w uśmiechu zębami. — Natomiast jeśli wywiad ma rację i Royal Manticoran Navy nadal nie wie, że posiadamy rakiety wielostopniowe, Harrington może dopuścić nas znacznie bliżej, nim otworzy ogień. Wie, że dysponujemy superdreadnoughtami rakietowymi, ale wie też, że część naszych okrętów liniowych to klasyczne superdreadnoughty, bo musiały już zostać zidentyfikowane. Na podstawie naszego przyspieszenia musi podejrzewać, że holują maksymalną liczbę zasobników, których jej okręty nie mają. Wywiad twierdzi, że dostała tylko sześć superdreadnoughtów rakietowych, reszta może więc mieć zasobniki ukryte pod ekranami, ale na pewno nie tyle, ile holują nasze okręty.

W połączeniu z tym, jak otwarcie się zbliża, sugeruje to przekonanie, że nadal ma decydującą przewagę zasięgu rakiet. Że może otvorzyć ogień, kiedy zechce, znajdując się poza zasięgiem naszych pocisków, i pozostać poza tym zasięgiem.

— Sądzi pan, że ona wie o naszych nowych kompensatorach, sir?

— Nie byłbym zaskoczony, gdyby domyśliła się, że mamy znacznie lepsze od poprzednich, niezależnie od informacji dostarczonych jej przez wywiad floty. Ktoś taki jak Harrington musi zdawać sobie sprawę z tego, jakim głąbem jest Janacek i jakim niekompetentnym wazeliniarzem jest Jurgensen. To, że dołożyliśmy starań, by jak najbardziej zmniejszyć przewagę przyspieszenia królewskich okrętów, jest oczywiste. Naturalnie nie ma pojęcia, na ile nam się to udało, ale że jakieś sukcesy osiągnęliśmy, to powinna zakładać. Niestety nie są one aż takie, jak byśmy chcieli… i tego też może się domyślać, znając nasze zacofanie techniczne. Dlatego może zakładać, że mając przewagę zasięgu, zdoła nam uniemożliwić zbliżenie się.

— Sądzi więc pan, że ona blefuje, próbując skłonić nas do odwrotu — podsumowała DeLaney.

— Można to tak określić, choć nie tak jednoznacznie. Myślę, że jej zamiarem jest dać nam jak najwięcej czasu na dojście do wniosku, że to jednak głupi pomysł, i wycofania się choćby w ostatnim momencie. To nie jest blef, bo tak naprawdę nie spodziewa się, żebyśmy tak właśnie zrobili. Uznała po prostu, że jej obowiązkiem jest dać nam taką możliwość, robi to więc. A to oznacza, że najprawdopodobniej otworzy ogień dopiero wtedy, gdy uzna, że jesteśmy w pobliżu granicy zasięgu naszych rakiet.


* * *

— Odległość trzy minuty świetlne, milady — zameldowała Brigham tonem kogoś uprzejmie przypominającego o czymś osobie zapominalskiej.

— Widzę — potwierdziła Honor z uśmiechem.

Przy 54 milionach kilometrów okręty Marynarki Republiki znajdowały się już od dobrej chwili w zasięgu skutecznego ognia jej rakiet.

— I nadal żadnej odpowiedzi na nasze wezwania — dodała Mercedes.

Honor kiwnęła głową i spytała:

— Jak namiary celów, Andrea?

— Nadal niezadowalające, milady — odparła kwaśno Jaruwalski. — Znacznie poprawili całą elektronikę, zwłaszcza ECM-y. Nadal nie są tak dobre jak nasze ani jak te, które widzieliśmy w akcji po stronie Imperium, ale znacznie lepsze niż to, co mieli przed zawarciem rozejmu. Obawiam się, że przy tej odległości połowa rakiet nie trafi. Może nawet więcej.

— A nawet bez dobrych ECM-ów celność przy tej odległości i ruchomym celu nie jest specjalnym powodem do dumy — dodała Brigham.

— Nie jest — zgodziła się Honor. — Ale ich celność prawie na pewno jest gorsza.

Brigham kiwnęła głową, ale ze średnio szczęśliwą miną.

Powód był prosty — Mercedes uważała, że jej założenie, iż rakiety nowych superdreadnoughtów rakietowych Marynarki Republiki mają taki sam zasięg jak wielostopniowe rakiety RMN, jest bezpodstawnie pesymistyczne. Honor zaś wolała się przekonać, że przeceniła ich możliwości, niż przeżyć przykrą niespodziankę i stwierdzić, że była zbytnią optymistką. I nagle znaleźć się pod ostrzałem, będąc w takiej odległości od przeciwnika, którą uznała za całkowicie bezpieczną.

— Niezależnie od celności ich systemów kierowania ogniem, milady, z tego co dotąd zaobserwowaliśmy, wynika, że nasze ECM-y znacznie skuteczniej ogłupią systemy samonaprowadzania ich rakiet niż to, czym oni dysponują, systemy naszych rakiet — dodała Jaruwalski. — I to przy założeniu, że poprawili te systemy samonaprowadzania w takim samym stopniu jak środki wojny radioelektronicznej.

— Biorąc pod uwagę, że mają co najmniej dwa razy więcej superdreadnoughtów rakietowych od admirała McKeona, to naprawdę miła wiadomość — oceniła z kolejnym uśmiechem Honor i spytała porucznika Kgari: — Jak daleko są od punktu bez powrotu, Theophile?

— Lecą od dwóch i pół godziny z przyspieszeniem dwieście siedemdziesiąt g, milady. Przy założeniu, że utrzymają kurs i przyspieszenie, za jedenaści minut i pięćdziesiąt sekund osiągną ten właśnie punkt — poinformował ją oficer astronawigacyjny.

— W takim razie czas na sygnał — oceniła Honor prawie z żalem. — Harper, przekaż proszę na Borderera, by przygotowali się do wykonania za dwanaście minut planu Paul Revere.

— Aye, aye, milady.


* * *

Upłynęło kolejnych dwanaście minut. Prędkość Drugiej Floty doszła do 28 530 kilometrów na sekundę, a prędkość Zespołu Wydzielonego 34 osiągnęła 19 600 kilometrów na sekundę. Obie grupy zbliżały się do siebie z łączną prędkością wynoszącą prawie 16% prędkości światła. Powodowało to szybkie zmniejszanie się dzielącego je dystansu — w ciągu tych dwunastu minut spadł on z pięćdziesięciu czterech milionów kilometrów do trzydziestu siedmiu i pół miliona.

W tym momencie HMS Werewolf nadał przy użyciu nadajnika grawitacyjnego krótki sygnał adresowany do HMS Borderer. Niszczyciel znajdujący się dziesięć minut świetlnych poza granicą przejścia w nadprzestrzeń systemu Marsh po odebraniu go potwierdził i natychmiast wszedł w nadprzestrzeń.

Gdzie wysłał równie krótką wiadomość.


* * *

Dwadzieścia sześć sekund później z nadprzestrzeni bezpośrednio za rufami okrętów Drugiej Floty wyszły wszystkie jednostki Protector’s Own i z maksymalnym przyspieszeniem ruszyły w pościg.


* * *

— Ślad wyjścia z nadprzestrzeni! — zameldował komandor Marston. — Duży! Namiar 1-8-0 na 0-2-9. Odległość około jednej minuty świetlnej!

Lester Tourville gwałtownie usiadł prosto i obrócił się wraz z fotelem ku stanowisku oficera operacyjnego.

Ten przez kilka sekund wpatrywał się jeszcze w ekran, a potem uniósł głowę i powiedział z niedowierzaniem:

— Silne źródła napędu, sir. Albo nowe jednostki RMN, albo Marynarki Graysona.

— Niemożliwe! — zaprotestowała odruchowo DeLaney. — Zidentyfikowaliśmy wszystkie okręty Harrington. Nawet przy ich elektronice z tak małej odległości nie byliby w stanie tak skutecznie ogłupić naszych sensorów!

Tourville próbował dojść do ładu z błyskawicznie odmienioną sytuacją. DeLaney miała rację — od okrętów Harrington dzieliły ich mniej niż dwie minuty świetlne. Na taką odległość sensory pokładowe mogły zostać ogłupione przez systemy elektroniczne Królewskiej Marynarki, ale dane, na podstawie których dokonano identyfikacji, pochodziły z sond znajdujących się mniej niż trzy sekundy świetlne od jej okrętów. Z tej odległości można było dokonać wizualnej identyfikacji okrętu liniowego. I to też zostało zrobione.

I stan faktyczny zgadzał się generalnie z teoretycznym. A przynajmniej z wykazem dostarczonym przez wywiad floty!

Lester Tourville powrócił wspomnieniami do okresu sprzed pięciu lat, w czasy gdy żaden admirał Ludowej Marynarki nie mógł ufać informacjom czy analizom dostarczonym przez ubecki wywiad. Poczuł się zdradzony na myśl, że odrestaurowany przez Theismana wywiad floty okazał się równie niewiarygodny. A potem otrząsnął się.

Co by się nie działo, wywiad floty przez ostatnie cztery lata standardowe zbyt często udowadniał swą skuteczność i wiarygodność, by przestać mu ufać w tej chwili. Musiało być inne wytłumaczenie, tylko jakie?

— Zidentyfikowaliśmy okręty nowej grupy, sir — zameldował Marston. — Dwanaście superdreadnoughtów rakietowych klasy Medusa, sześć lotniskowców klasy Covington i sześć krążowników liniowych najprawdopodobniej klasy Couruoisier, ale ta ostatnia identyfikacja nie jest pewna.

— Przecież to graysońskie klasy okrętów?! — DeLaney potrząsnęła głową. — Co Marynarka Graysona robi w Konfederacji?!

Tourville przyglądał jej się może przez cztery sekundy, a potem zaklął. Krótko, soczyście i z uczuciem.

— To Protector’s Own! — oznajmił. — Cholera, wywiad informował nas, że wykonują jakieś długie zadanie szkoleniowe gdzieś daleko od Graysona! Dlaczego nikomu nawet nie zaświtało, że ta cwana małpa Benjamin wysłał ich tutaj?

— Dlaczego właśnie tutaj? — zaprotestowała DeLaney.

— Nie wiem — przyznał Toundlle i w tym momencie go olśniło. — A raczej nie wiem na pewno, ale podejrzewam, że on i Harrington uzgodnili to, zanim opuściła ostatecznie system Manticore. Wiedziała, że Janacek nie da jej tylu okrętów, ilu potrzebuje, by wykonać zadanie, więc je sobie zorganizowała, nie mówiąc nic nikomu. A o użyciu Protector’s Own decyduje Protektor i dowódca jednostki! Toż to tak proste jak budowa cepa! Teraz…

Tourville potrząsnął głową z podziwem. Wywiad będzie musiał znacznie dokładniej zająć się Harrington, bo właśnie okazała się doskonałym strategiem, i to o takim stopniu politycznego wyrobienia, o jakie nikt jej nie podejrzewał. Oceny Honor Harrington, które posiadał wywiad floty, stały się oto niepełne i nieaktualne. Ale na to będzie czas później, bo teraz miał na głowie coś znacznie poważniejszego — ratowanie czego się dało ze stanu Drugiej Floty złapanej w profesjonalnie zorganizowaną i wykonaną pułapkę.

Wstał i podszedł do holoprojekcji taktycznej, na której ustabilizował się właśnie kurs i nowe przewidywania czasowe związane z pojawieniem się Protector’s Own. Odczytał nowe dane… I poczuł, że żołądek zmienia mu się w lodową kulę.

— Graysońskie kutry startują, sir — zameldował Marston. — Jak na razie ponad sześćset!

Tourville jedynie chrząknął, potwierdzając, że usłyszał.

Kutry tym razem były mniejszym problemem. Obie grupy nieprzyjacielskich jednostek znajdowały się w zasięgu jego rakiet, ale dwanaście superdreadnoughtów rakietowych, które miały dać mu dwukrotną przewagę ogniową nad Harrington, nagle znalazło się w obliczu prawie dwukrotnej przewagi ogniowej wroga. A jeśli wywiad posiadał prawdziwe dane nowej klasy krążowników liniowych Courvoisier II, to były to także jednostki rakietowe. W połączeniu z przewagą elektroniki tak RMN, jak i floty graysońskiej dawało to większą skuteczność obrony przeciwrakietowej i większą celność rakiet. A Harrington zgrała wszystko w czasie wręcz idealnie — Druga Flota była zbyt daleko od granicy przejścia w nadprzestrzeń, by szybko uciec, i znajdowała się między dwiema grupami wrogich okrętów, z których każda miała większe przyspieszenie.

— Zmiana kursu o sto dwadzieścia stopni na prawą burtę — rozkazał. — Cała naprzód dla superdreadnoughtów, reszta ma się dostosować. Zmiana szyku na Mikę Delta Trzy i przygotować do startu kutry!

Sypnęły się potwierdzenia i prawie czuł ulgę, jaka ogarnęła wszystkich członków sztabu, gdy usłyszeli jego zdecydowany ton i serie rozkazów. Wiedział, że podobne reakcje nastąpią na wszystkich okrętach, w miarę jak docierać będą do nich polecenia. A stanie się tak dlatego, że nauczył podkomendnych, że mogą mu ufać i wierzyć.

Lester Tourville uśmiechnął się gorzko w duchu.

Tym razem ta wiara dozna poważnego wstrząsu i nic na to nie mógł poradzić. Bo mimo zmiany kursu jego okręty nadal będą się zbliżać do jednostek Harrington, aż odległość zmaleje do mniej więcej trzydziestu sekund świetlnych. Kurs prowadził najkrótszą drogą do granicy przejścia w nadprzestrzeń, ale wytracenie prędkości spowoduje, że jednostki graysońskie będą w stanie przeciąć mu drogę. Nie dosłownie, jeśli utrzyma obecne przyspieszenie, ale na tyle skutecznie, by dopaść każdy okręt, który z powodu uszkodzeń nie będzie w stanie utrzymać takiego przyspieszenia. I przez cały czas będą ostrzeliwać jego okręty lawiną ognia, właśnie po to by uszkodzić i spowolnić jak najwięcej z nich.

A należało jeszcze pamiętać o kutrach…

Wszystko to oznaczało, że Druga Flota zostanie nie tyle zmasakrowana, ile zniszczona jako związek taktyczny.


* * *

— A więc mają lotniskowce — powiedziała cicho Honor, gdy na ekranie taktycznym fotela pojawiły się setki nowych źródeł napędu.

— Mają, milady — potwierdziła Jaruwalski stojąca obok komandora porucznika Reynoldsa, z którym sprawdzała ostatnie meldunki systemu wczesnego ostrzegania. — Wygląda na to, że przynajmniej osiem superdreadnoughtów to w rzeczywistości lotniskowce. Są znacznie większe od naszych i od graysońskich. I mają więcej kutrów na pokładach. Komputery oceniają ich liczbę na około tysiąca dziewięciuset.

— No to są ugotowani — ocenił spokojnie Rafę Cardones, z którym Honor utrzymywała stałą łączność przez interkom. — Mają ledwie o trzysta więcej od nas, a nie wierzę, by poprawili swoją bazę techniczną do tego stopnia, by dorównywały naszym jakością. Przy prawie równych siłach nasze kutry je zmasakrują.

— Prawdopodobnie masz rację — przyznała Honor. — Ale nie popadajmy w zbytnią pewność siebie. Nasz wywiad nie wiedział nawet, że Republika ma lotniskowce, nie mamy więc pojęcia o możliwościach tych kutrów.

— Fakt, milady — przyznał Cardones.

— Wydać kutrom rozkaz do ataku, milady? — spytała Jaruwalski.

— Jeszcze nie. Najpierw chcę osłabić ich obronę antyrakietową — wyjaśniła Honor. — Nie poślę kutrów przeciwko formacji w pełni sprawnych okrętów liniowych, których załogi będą przygotowane na taki właśnie atak.

— Jeśli szybko nie użyjemy kutrów, to możemy w ogóle nie mieć okazji do ich wykorzystania — zauważyła Jaruwalski, wskazując na nowy kurs przeciwnika. — Jeśli poczekamy góra dwadzieścia minut, kutry będą miały zbyt małą prędkość, by ich dogonić, nim dotrą do granicy przejścia w nadprzestrzeń.

— Zgadza się — przytaknęła Honor. — Ale nie chcę ponieść takich strat, jeśli nie będę do tego zmuszona. Zwłaszcza w sytuacji, w której nie mamy pewności, co zrobi Imperium, jeśli wykrwawimy się w tej bitwie porządnie. Jeśli uda nam się pokonać Drugą Flotę bez zdziesiątkowania naszych kutrów, jestem gotowa pozwolić uciec niedobitkom.

Jaruwalski skinęła głową na znak jeśli nie zgody, to przynajmniej zrozumienia.

Honor zaś poleciła porucznikowi Brantleyowi:

— Harper, przekaż, proszę, moje pozdrowienia admirałom Yu i McKeonowi i poleć im, by otworzyli ogień.

— Aye, aye, milady!


* * *

— Odpalenie rakiet! — zameldował Marston. — Masy rakiet!

— Proszę odpowiedzieć ogniem — polecił spokojnie Tourville.

— Aye, aye, sir!… Jest odpowiedzieć ogniem.


* * *

Wielostopniowe rakiety mknęły przez kosmiczną pustkę. Jak dotąd żadne floty w dziejach ludzkich konfliktów nie toczyły walki na taką odległość. Drugą Flotę i Zespół Wydzielony 34 dzieliły ponad dwie minuty świetlne, na pokonanie których nawet rakiety Royal Manticoran Navy potrzebowały prawie siedmiu minut. Republikańskie, rozwijające nieco mniejsze przyspieszenia, potrzebowały więcej czasu, a z kolei graysońskie niewiele ponad trzy minuty, gdyż miały do pokonania najkrótszą drogę.

I było ich naprawdę dużo.

Druga Flota składała się z 46 superdreadnoughtów (w tym 12 rakietowych), 8 lotniskowców i 24 krążowników liniowych. I była niewiele słabsza od połączonych sił Zespołu Wydzielonego 34 i Protector’s Own, które liczyły: 43 superdreadnoughty (w tym 18 rakietowych), 10 lotniskowców, 11 dreadnoughtów i 42 krążowniki liniowe (w tym 6 rakietowych). Mimo iż systemy uzbrojenia flot sojuszniczych były lepsze, margines tej przewagi był znacznie mniejszy niż kiedykolwiek dotąd.

Wszystkie okręty obu stron holowały zasobniki i opróżniły je w pierwszej salwie. Republikańskie zawierały mniejszą liczbę rakiet, ponieważ same rakiety były większe z uwagi na masę napędów. Shannon Foraker zdołała to jednak wykorzystać, wyposażając je w silniejsze głowice i lepsze systemy samonaprowadzające. W rezultacie Marynarka Republiki dysponowała rakietami o zasięgu 88%, prawie 80% celności i silniejszych głowicach niż te znajdujące się na wyposażeniu RMN.

Jednakże by dotrzeć do celu, rakiety te musiały przedrzeć się przez systemy obrony anytyrakietowej, a te bierne, czyli ECM-y Królewskiej Marynarki, były skuteczniejsze. Po obu stronach zresztą uaktywniono je natychmiast wszystkie. Pozorne cele, zagłuszacze, przeładowanie informatyczne — wszystko, co ludzie zdołali wymyślić, by ogłupić i oślepić sensory i komputery celownicze rakiet i odciągnąć je od prawdziwych celów. A im bliżej rakiety docierały do wyznaczonych celów, tym więcej na ich spotkanie wylatywało antyrakiet, zwiększając panujący tłok i zamieszanie. Na końcu dołączył do nich ogień sprzężonych działek laserowych.

Środki elektroniczne Królewskiej Marynarki były znacznie skuteczniejsze, zwłaszcza że użycie boi i sond systemu Ghost Rider pozwalało na utworzenie głębszego i szerszego obszaru ich skutecznego oddziaływania. A systemy samonaprowadzające pozostały w praktyce o ponad 50% skuteczniejsze od republikańskich z powodu dysproporcji w możliwościach elektroniki obu stron.

Ostatnia generacja antyrakiet znajdujących się na wyposażeniu Royal Manticoran Navy miała zasięg nieco ponad dwóch milionów kilometrów, choć ich celność drastycznie spadała powyżej półtora miliona kilometrów. Szczytem osiągnięć Shannon Foraker w tej dziedzinie, i to mimo użycia technicznych rozwiązań rodem z Ligi Solarnej, były antyrakiety o zasięgu nieco przekraczającym półtora miliona kilometrów. W praktyce różnica polegała na tym, że królewskie okręty mogły wystrzelić dwie antyrakiety przeciwko każdej rakiecie, która przedostała się przez bierne środki obrony przeciwrakietowej, nim dotarła ona w zaprogramowany zasięg detonacji głowicy, a republikańskie jedną. Foraker zrównoważyła to, jak mogła, zwiększając o ponad 20% liczbę wyrzutni antyrakiet na każdym okręcie. W ten sposób, choć każda z nich była mniej skuteczna w każdej salwie, było ich więcej i na drodze rakiet RMN wyrosła nagle ściana przeciwrakiet.

Ekrany zderzały się ze sobą, niszcząc w oślepiających eksplozjach generujące je rakiety i antyrakiety. Obie strony używały warstwowej obrony i zgranych fal antyrakiet oraz ostrzału z działek laserowych. Marynarka Republiki dodatkowo wykorzystała też kutry zgodnie z pomysłem komandora Clappa. Ich sprzężone działka laserowe były równie skuteczne co sprzężone działka superdreadnoughtów, a kutrów było dużo. A naprawdę niewiele rakiet wybierało za cel ataku coś tak pozbawionego znaczenia jak kuter rakietowy.

Przestrzeń wokół okrętów Drugiej Floty zagotowała się od wybuchów, krzyżujących się promieni laserowych i rakiet. Przynajmniej sześćdziesiąt procent nadlatujących pocisków zostało odciągniętych i zneutralizowanych przez ECM-y lub zniszczonych przez aktywne środki obrony antyrakietowej. Ale czterdzieści procent pozostało i okręty Lestera Tourville’a zaczęły kręcić się jak opętane, by ustawić się ekranem przeciwko lawinie promieni laserowych, gdy rakiety osiągnęły wyznaczoną odległość od celu i kolejno detonowały.

Co najmniej połowa promieni trafiła w ekrany, marnując jedynie energię, lub też została odchylona i osłabiona przez osłony burtowe i dziobowe. Pozostałe pięćdziesiąt procent dotarło jednak do celu.


* * *

Lester Tourville odruchowo złapał się poręczy fotela mimo zamkniętej uprzęży antyurazowej, gdy Majestikiem wstrząsnęły kolejne trafienia. Nikt nie wysyłał meldunków o zniszczeniach na pomost flagowy — to było zmartwienie kapitan Hughes znajdującej się na mostku, ale Tourville wiedział, że trafień musi być dużo, i to o poważnych skutkach, czyli powodujących silne eksplozje wewnątrz okrętu, bo inaczej coś tak wielkiego jak superdreadnought nie reagowałoby tak gwałtownie. W praktyce oznaczało to prucie masywnego pancerza i niszczenie wszystkiego, co stanęło na drodze potężnym wiązkom energii: sensorów, dział, wyrzutni rakiet… i ludzi je obsługujących.

Tę falę zniszczenia zarejestrował, ale zmusił się, by nie zaprzątać sobie nią głowy. Zadaniem Hughes było ratowanie okrętu, jego zadaniem było ratowanie Drugiej Floty.

Choć nie wyglądało na to, by udało mu się uratować wiele.

Przeciwnik skoncentrował ogień na nowych superdreadnoughtach, przez co pod ostrzałem znalazły się wszystkie superdreadnoughty rakietowe, i na lotniskowcach. Sporo rakiet, jak choćby te, których skutki czuł, straciło namiary i wybrało cele zastępcze, ale z ilości trafień wynikało, że celem głównym są okręty nowej generacji. W pierwszej chwili zaskoczyło go to, że przeciwnik zdołał je zidentyfikować, potem zdał sobie sprawę, jak absurdalnie proste to było. Zamiast próbować je znaleźć wśród innych i zaprogramować na nie komputery celownicze rakiet, zrobiono na odwrót. Zaprogramowano je, by ignorowały wszystkie okręty, które zdołano zidentyfikować, z okresu przedrozejmowego, bo były to bez żadnych wątpliwości klasyczne okręty liniowe. To, co zostało, było prawie wyłącznie jednostkami nowej generacji.

Superdreadnoughty były niewiarygodnie wytrzymałe na trafienia. Były to największe i najlepiej chronione ruchome obiekty, jakie człowiek zbudował, i mogły przetrwać naprawdę duże uszkodzenia, nie tracąc przy tym zdolności do walki. Ale wszystko ma swoje granice, nawet najwyższej klasy odporność. Dobitnie o tym świadczył rosnący wykaz strat i zniszczeń na jednym z bocznych ekranów fotela.

Dopiero po chwili Tourville zorientował się, że przeciwnik w zasadzie ignoruje jego okręt flagowy. Majestic został zaprojektowany jako okręt dowodzenia floty i miał najlepsze systemy łączności i przetwarzania danych — dlatego Tourville wybrał go na swoją jednostkę flagową. Ale był też klasycznym superdreadnoughtem i właśnie dlatego nie wybrano go jako celu pierwszej, najgroźniejszej salwy, która zmasakrowała cztery, a poważnie uszkodziła dwa inne z jego superdreadnoughtów rakietowych. Siódmy stracił dwa węzły alfa, a tylko jeden nie odniósł żadnych uszkodzeń.

A w drodze były już następne salwy…


* * *

Honor z kamienną twarzą obserwowała, jak przestrzeń wokół jej okrętów kipi od nieprzyjacielskiego ognia. Jej jednostki znajdowały się zbyt daleko od jednostek przeciwnika, by sensory pokładowe mogły wykryć, co dzieje się z poszczególnymi okrętami Drugiej Floty, ale system wczesnego ostrzegania rozstawiony na prawie samej granicy przejścia w nadprzestrzeń mógł. Jak dotąd nawet Królestwo nie zdołało opracować metody pozwalającej sondom czy rakietom systemu Ghost Rider przesyłać informacje bezpośrednio do komputerów artyleryjskich rakiet bojowych, co wręcz niewiarygodnie zwiększyłoby ich celność. Rakiety także, nawet te wielostopniowe, były zbyt małe, by można było w nich zamontować odbiorniki grawitacyjne umożliwiające przesyłanie uaktualnionych namiarów celu w czasie rzeczywistym przez okręty, które je wystrzeliły. Była jednakże w stanie ocenić skutki własnego ognia i musiała przyznać, że niemile zaskoczyła ją skuteczność tej wielowarstwowej i dokładnie skoordynowanej obrony przeciwrakietowej.

Było oczywiste, że ten, kto ją wymyślił, zdawał sobie sprawę z technicznego zacofania Republiki, ale też miał dar do wykorzystania wszystkiego, czym dysponował. A raczej dysponowała, bo wszystko jednoznacznie wskazywało na Shannon Foraker, i Honor podejrzewałaby ją, nawet gdyby nie wiedziała, że kieruje i projektem, i stocznią o nazwie Bolthole. Takie podejście było niesamowitym marnotrawstwem możliwości systemów używanych przez Royal Manticoran Navy, ale stanowiło doskonałą adaptację gorszych możliwości do osiągnięcia zbliżonej skuteczności. Sprowadzało się to do zasady ilość przeciwko jakości. I okazywało się skuteczne.

Honor, nie wiedząc zresztą o tym, kierowała się tymi samymi kryteriami co Lester Tourville przy wyborze okrętu flagowego. I odkryła, że choć zupełnie nie brała tego pod uwagę, jest on praktycznie ignorowany przez wrogie rakiety. Było to logiczne, bo lotniskowiec, z którego już wystartowały kutry, stawał się znacznie mniej atrakcyjnym celem niż jakikolwiek, nawet klasyczny okręt liniowy, zajęty wystrzeliwaniem rakiet czy też naprowadzaniem na cel rakiet wystrzelonych przez inną jednostkę. Dlatego właśnie Werewolf nie odniósł żadnych uszkodzeń w wyniku pierwszej, najsilniejszej salwy oddanej przez okręty Drugiej Floty. Inne okręty jej zespołu wydzielonego nie miały tyle szczęścia. Troubadour Alistaira McKeona stał się głównym celem, choć nie wiadomo dlaczego, bo niczym się nie wyróżniał. Ponad dziesięć rakiet przerwało się przez jego obronę i detonowało. Jego siostrzany okręt Hancock został trafiony prawie równie ciężko, a Trevor Star podziurawiło przynajmniej dziesięć promieni laserowych. Podobny los spotkał klasyczne superdreadnoughty: Horatiusa, Romulusa i Yawatę. Krążownik liniowy Retalitation miał pecha znaleźć się na drodze pełnej salwy burtowej przeznaczonej dla dreadnoughta King Michael. Wszystkie trafione okręty liniowe przetrwały. Retalitation nie.

Patrząc w miejsce, w którym przed sekundą był jeszcze symbol tego krążownika liniowego, Honor zastanawiała się, ile jeszcze okrętów i ile tysięcy ludzi podzieli los jego i jego załogi. I ilu ludzi już zginęło na pokładach jej okrętów.

Świadomość, że przeciwnik poniósł i poniesie większe straty, nie była żadną pociechą.


* * *

Lester Toundlle obserwował rosnącą listę strat i zniszczeń i robił, co mógł, by w jego głosie nie było słychać rozpaczy i braku nadziei.

Pomimo bowiem niewiarygodnej odległości i długiego czasu lotu rakiet, co dawało obronie przeciwrakietowej okazję do maksymalnej skuteczności, pierwsze dwie salwy praktycznie przetrąciły kręgosłup jego zdolnościom ofensywnego ognia. Zdolny do akcji pozostał tylko okręt flagowy 21. Eskadry Liniowej, superdreadnought rakietowy Hero. Dwa jego siostrzane okręty przestały istnieć, cztery inne zmieniono w dryfujące bezwolnie wraki. Zostały one opuszczone przez niedobitki załóg i tylko sekundy dzieliły je od eksplozji założonych przed ewakuacją ładunków wybuchowych. Cztery kolejne będą musiały zostać opuszczone wkrótce, jeśli nie da się naprawić ich węzłów napędu. Zresztą fakt, iż Hero pozostał zdolny do walki, nie oznaczał, że nie odniósł poważnych uszkodzeń. Jego centrala artyleryjska została zniszczona podobnie jak pomost flagowy wraz z całą obsadą, która zginęła na miejscu wraz z kontradmirałem Zrubekiem. Oznaczało to, że okręt był ślepy i głuchy, ale nadal z maksymalną możliwą szybkością stawiał zasobniki, przekazując kierowanie nimi starszym, klasycznym superdreadnoughtom posiadającym sprawne centrale artyleryjskie. Tylko dzięki temu Druga Flota była w stanie odgryzać się wrogowi, ale Hero był jedynym okrętem mogącym stawiać zasobniki, a ich liczba nie była nieograniczona.

To oczywiście nie były jedyne straty poniesione przez Drugą Flotę. Sześć klasycznych superdreadnoughtów zostało zniszczonych lub tak poważnie uszkodzonych, że wypadły z szyku i zostały z tyłu, nie mogąc rozwinąć odpowiedniego przyspieszenia. Jeden lotniskowiec przestał istnieć, a dwa inne były wrakami, za którymi ciągnęły się chmury skrystalizowanego powietrza, co oznaczało, że na straty będzie trzeba spisać także ponad siedemset kutrów, niezależnie od tego co stanie się z resztą Drugiej Floty.

A do granicy przejścia w nadprzestrzeń nadal pozostały prawie dwie godziny. I choć zmiana kursu wreszcie zaczęła dawać odczuwalne efekty, gdyż odległość między okrętami jego i Harrington rosła, nadal znajdowały się w zasięgu jej rakiet. I tak pozostanie, nim odległość obu flot nie zwiększy się o kolejne dwie minuty świetlne. Równocześnie dystans dzielący Drugą Flotę od graysońskich okrętów stale malał.

Jedyną pociechę stanowił fakt, że okręty Harrington także nie były niezniszczalne, o czym świadczyły sygnatury napędów jednostek pozostających coraz bardziej za siłami głównymi. Z danych przesyłanych przez sondy wiedział też, że przynajmniej dwa krążowniki liniowe i trzy lekkie krążowniki lub duże niszczyciele przestały istnieć. Nikt do nich nie celował, stąd trudno było to jednoznacznie określić, ale sprawdziło się ostrzeżenie Shannon, że część wielostopniowych rakiet po utracie zaprogramowanych celów skieruje się ku najbliższemu wrogiemu okrętowi, nie zwracając uwagi na jego klasę czy wielkość. Na szczęście tak zachował się tylko niewielki ich procent. Cały czas czuł też rosnący podziw dla Shannon i jej ludzi — Druga Flota znalazła się w katastrofalnej sytuacji taktycznej, złapana między dwie silne grupy wrogich okrętów dysponujących większą siłą ognia od niej. Żadne manewry nie były w stanie tego zrównoważyć, ale choć możliwości ofensywne jego okrętów zostały prawie zniszczone, większość z nich przetrwała jak dotąd ten niszczycielski huragan. Nie mógł już liczyć na zadanie przeciwnikowi poważniejszych strat, ale dopóki jego jednostki utrzymywały szyk, dopóty miały szansę obronić się przy stosunkowo niewielkich stratach. A jeśli Hero zaczynała się kończyć amunicja, to podobnie musiała wyglądać sytuacja na superdreadnoughtach rakietowych wroga.

Może więc zdoła wyprowadzić z masakry więcej okrętów i ludzi, niż jeszcze niedawno miał nadzieję.


* * *

— Zużyliśmy osiemdziesiąt procent rakiet — poinformował Honor Alistair McKeon.

Jego widoczna na ekranie łącznościowym twarz miała ponury wyraz, czemu trudno się było dziwić, biorąc pod uwagę, jak ciężkie uszkodzenia odniósł Troubadour. Nadal jednak pozostał zdolny do akcji i stawiał zasobniki z prawie normalną szybkością.

— Klasyczne superdreadnoughty mają większy zapas pocisków — dodał — ale nie są w stanie oddawać takich salw. Zostało nam rakiet na mniej więcej kwadrans, potem salwy będą zbyt słabe, żeby któraś przebiła się przez tę ich cholerną obronę!

— Alistair ma rację — dodała spokojnie Alice Truman z drugiego ekranu. — A moje kutry nie złapią ich przed granicą przejścia w nadprzestrzeń. Kutry Alfredo mogą ich przechwycić, ale nie zdołamy dać im wsparcia.

Honor kiwnęła głową — nie na znak zgody, ale potwierdzenia, że zdaje sobie sprawę z niemiłej rzeczywistości. Pułapkę zastawiła i wykonała perfekcyjnie. Zasypała przeciwnika lawiną ognia. Sama poniosła straty, ale niewielkie w porównaniu z Drugą Flotą, a mimo to prawie połowa wchodzących w jej skład okrętów najprawdopodobniej zdoła uciec. Trzymały się szyku zbyt dokładnie, a nowa doktryna obrony przeciwlotniczej okazała się zbyt skuteczna, by zdołała ją rozbić, nie dysponując większą siłą ognia. Nawet gdyby kutry Alice zdołały przechwycić Drugą Flotę wraz z kutrami graysońskimi, wiedziała, co by się stało, gdyby zaatakowały tak dobrze radzącą sobie z rakietami obronę.

Z tego powodu tym bardziej nie mogła posłać do takiego ataku samych tylko kutrów Alfredo Yu.

— Macie rację. Oboje — przyznała po chwili i spojrzała na ekran taktyczny fotela.

Druga Flota odpowiadała bardzo rzadkim ogniem, co najlepiej świadczyło o poniesionych stratach. Aż prosiła się, by dogonić i zniszczyć kompletnie to, co z niej zostało. Najgorsza była świadomość, że tego właśnie nie może zrobić.

— Będziemy kontynuowali pościg — oznajmiła spokojnym głosem, nie dając niczym po sobie poznać rozżalenia. — Alistair, chcę, żebyś zmienił priorytety celów. Nie zdołamy przebić się przez tę obronę, przeciążając ją, więc zwolnij szybkość ostrzału i starannie wybieraj cele. Zaprogramuj część zasobników na opóźnione odpalenie, by zwiększyć liczbę rakiet w każdej z salw, jak długo wystarczy zasobników, i skoncentruj ogień na okrętach liniowych mających nie uszkodzone napędy. Jeśli któryś będzie musiał zwolnić i wypadnie z szyku, dobiją go kutry albo rozstrzelają nasze klasyczne superdreadnoughty, gdy się do niego odpowiednio zbliżą.

— Rozumiem — potwierdził McKeon.

— Alice, wiem, że bezczynność męczy i irytuje tak ciebie, jak i załogi kutrów, ale przynajmniej z pół tuzina okrętów Marynarki Republiki jeszcze wypadnie z szyku i będą zbyt powolne, by ci uciec — dodała Honor. — Będą twoje, ale chcę, byś przypomniała ludziom, aby przed rozpoczęciem ataku dali każdemu szansę poddania się. Są daleko od domu, może więc skorzystają. Każdy okręt się przyda, a nie chcę też zabijać ludzi, którzy mają dość walki.

— Oczywiście — zgodziła się Truman.

— Doskonale — Honor skinęła głową obojgu. — Harper, przekaż te rozkazy Alfredo, a my bierzmy się do dokończenia tej bitwy.

Загрузка...