ROZDZIAŁ V

Admirał sir Edward Janacek (emerytowany) uniósł głowę znad czytanego raportu i omal się nie skrzywił, widząc, jak adiutant wprowadza do gabinetu Reginalda House-mana. Nie skrzywił się jedynie dlatego, że nie uchodziło, by Pierwszy Lord Admiralicji Royal Manticoran Navy witał Drugiego Lorda Admiralicji z takim wyrazem twarzy. Janacek mimo ponad trzydziestu lat standardowych pozostawania w cywilu nadal uważał się za oficera floty, a oficer floty mógł Housemana potraktować jedynie z niechęcią. I to nie tylko dlatego, że Reginald Houseman traktował oficerów i siły zbrojne Gwiezdnego Królestwa z pogardą, której nawet nie próbował ukryć. A gdy próbował nie udawało mu się to. Przede wszystkim dlatego, że tak on, jak i cała jego rodzina byli laikami tak w kwestiach polityki, jak i wojskowości, ujmując rzecz łagodnie. Fakt, że należeli dokładnie do tego typu liberalnych idiotów, którzy spowodowali odejście admirała Janaceka z Królewskiej Marynarki, bo tylko w ten sposób mógł się im skuteczniej sprzeciwiać przez wszystkie te lata, zakrawał na złośliwą ironię losu. Chwilowo Houseman i jego sojusznicy byli niezbędni rządowi, toteż Janacek nie mógł mu okazać tego, co faktycznie czuł. — Przybył Drugi Lord Admiralicji, sir — oznajmił niepotrzebnie adiutant drewnianym tonem zarezerwowanym wyłącznie na takie okazje.

Houseman uwielbiał bowiem, gdy ktoś, a zwłaszcza wojskowy, zmuszony był wyrażać się o nim z szacunkiem. Adiutant Pierwszego Lorda miał na tyle silną pozycję, że nie musiał.

— Dziękuję, Christopher. — Janacek kiwnął mu głową, wstał i wyciągnął do Housemana dłoń na powitanie. — Miło cię widzieć, Reginald. Jak sądzę, masz już te szacunki, o które cię prosiłem?

— Edwardzie. — Houseman uścisnął jego dłoń z równie fałszywym uśmiechem co jego własny i usiadł w jednym ze stojących przed biurkiem foteli. — W rzeczy samej mam je i przyznam, że całkiem dobrze zgadzają się z twoimi założeniami.

I położył na blacie cienką teczkę.

— To dobrze. — Janacek zdołał ukryć irytację, słysząc ten pełen wyższości, protekcjonalny ton, co nie było łatwe nawet po latach doświadczeń z politykami.

Dla Housemana samo to, że Janacek był kiedyś oficerem, wystarczało, by odruchowo uznał go za zarażonego głupotą i niekompetencją, czyli nieodłącznymi cechami każdego oficera, zwłaszcza floty. Dlatego też każdy przejaw wyobraźni czy fachowości ze strony Pierwszego Lorda stanowił dlań zaskoczenie.

Jeśli chodzi o opinię gospodarza na temat gościa, to była to jedna z bardzo niewielu spraw, w której całkowicie zgadzał się z Honor Harrington. Ba, choć nigdy tego głośno nie powiedział, olbrzymią satysfakcję sprawiało mu przypominanie sobie, co i jak powiedziała Housemanowi wówczas w systemie Yeltsin.

— Zakładając, że przerwiemy budowę wszystkich jednostek, które nie są gotowe przynajmniej w sześćdziesięciu pięciu procentach, złomujemy około dwunastu procent starych okrętów liniowych i przeniesiemy do rezerwy kolejnych szesnaście oraz unieruchomimy stocznie, których nie potrzebujemy, będziemy mogli zrealizować twój plan i zredukować wydatki o około czternaście procent w stosunku do obecnych — wyjaśnił Houseman, nie kryjąc aprobaty. — To dałoby całkiem ładną sumę, którą można przeznaczyć na znacznie użyteczniejsze cele.

— Miło słyszeć — odparł Janacek.

I mówił prawdę, choć cieszył się z innych powodów niż Houseman. Dawno temu nauczył się współżycia z politykami, bo nie miał innego wyjścia. I to z różnymi politykami, czego najlepszym przykładem była jak dotąd bezkonfliktowa relacja z Housemanem — Drugim Lordem Admiralicji, któremu podlegał nadzór nad finansami floty. Rozumiał logikę stojącą za posunięciami rządu i intelektualnie zgadzał się z nią, natomiast nie aprobował celów, na jakie w pierwszej kolejności miały pójść zaoszczędzone na flocie pieniądze.

Wyjął z teczki chip z obliczeniami, wsunął do czytnika wmontowanego w biurko komputera i przejrzał parę pierwszych paragrafów. Houseman wyjął z kieszeni notes, włączył i zaczął referować szczegóły:

— Jak napisałem w paragrafie drugim, możemy zacząć od likwidacji całej klasy King William. Potem…


* * *

— A więc zgadzacie się, że możemy zredukować wydatki na cele militarne — stwierdziła radośnie lady elanie Descroix.

Jej radośnie beztroski ton zawsze doprowadzał barona High Ridge’a do ciężkiej irytacji. Podobnie jak cała poza przyjęta przez tę drobną kobietę o miłej aparycji próbującą za wszelką cenę zachowywać się jak ulubiona ciotunia. Pod tymi pozorami krył się upór, przy którym osioł był zwierzęciem rozsądnym i skłonnym do kompromisów, i światopogląd, po wysłuchaniu którego ręce opadały.

— W ściśle określonych granicach, Elaine — wtrącił, nim Janacek zdążył coś powiedzieć. — I to naturalnie zakładając, że sytuacja w Ludowej Republice… to jest przepraszam, w Republice Haven nie ulegnie żadnym zmianom.

I uśmiechnął się do niej może nie tak promiennie, ale z równym zdecydowaniem. Minister spraw zagranicznych, czyli lady Descroix, nie przewodniczyła temu spotkaniu i jak długo on żyje, przewodniczyć nie będzie. To był jego gabinet — przestronny, wygodny, wyłożony drewnem i pozbawiony wszelkich śladów poprzednika, od tej cholernej kolekcji zegarów zaśmiecających półki, stoliki i wszystko, co się dało, zaczynając. Był to zresztą gabinet, w którym od czterech standardowych wieków urzędowali premierzy Królestwa Manticore. Jego uśmiech jedynie przypominał o tym i o władzy, którą miał.

— Och, sądzę, że możemy przyjąć, że sytuacja ta pozostanie bez zmian — zapewniła Descroix z pełnym zrozumienia uśmiechem. — Możemy przeciągać rozmowy, jak długo będziemy chcieli. Co innego mogą zrobić?

— Nadal nie jestem przekonana, czy powinniśmy tak kompletnie zignorować ich ostatnią propozycję — oznajmiła czwarta z pięciu obecnych osób, która dotąd zachowywała milczenie.

Była to Marisa Turner, hrabina New Kiev, i od ostatniej reorganizacji rządu minister skarbu. Wyglądała na zaniepokojoną, ale był to u niej stan częsty — nie żeby nie rozumiała konieczności pewnych posunięć politycznych, ale czasami uznawała sposób realizacji tych posunięć za niemiły… co jak dotąd ani razu nie powstrzymało jej od działania.

— Nie bardzo mieliśmy wybór — zapewniła ją Descroix. — Prawdę mówiąc, z pozoru ich propozycja wyglądała sensownie. I gdybyśmy ją przyjęli, pewne elementy w parlamencie prawdopodobnie zaczęłyby się domagać, abyśmy poważnie rozważyli użycie jej jako podstawy traktatu pokojowego. A to otworzyłoby drzwi do żądań ustępstw terytorialnych, które stanowiły przecież część tej propozycji. A to oczywiście wymagałoby od nas oddania zdecydowanie zbyt wielu zdobyczy, które wywalczyła nasza dzielna flota.

New Kiev skrzywiła się lekko, lecz nie zaprotestowała, co potwierdzało jej skłonność do zrobienia wszystkiego, czego wymagał pragmatyzm, obojętne czy jej się to podobało czy nie. Jak wszyscy obecni doskonale bowiem rozumiała podtekst tych wyjaśnień.

Wszyscy tworzący rząd znali powody, dla których nie opłacało im się doprowadzać tej wojny do oficjalnego końca. A nie musieli tego robić, bo Królewska Marynarka dysponowała miażdżącą przewagą techniczną. Sekretarz wojny Republiki Haven Theisman najwyraźniej pojmował, w jak beznadziejnej sytuacji znajdowały się podległe mu siły, a High Ridge był przekonany, że nawet gdyby nie pojmował, to i tak nie miałby odwagi sięgnąć ponownie po czysto militarne środki w stosunku do państwa, które tak skutecznie pokonało jego własne. Gdyby było inaczej, nie oddałby władzy, którą dysponował, komuś takiemu jak Pritchart. Nie oddałby jej nikomu, bo miał władzę absolutną.

Gdyby działania wojenne zostały wznowione, Ludowa Marynarka, czy jak się tam przechrzciła, szybko przestałaby istnieć. I jej dowódcy dobrze o tym wiedzieli. A to znaczyło, że dopóki Królestwo nie uzna za stosowne zaproponować warunków traktatu pokojowego, nowy rząd Republiki nie będzie miał wyboru — musi grzecznie czekać i negocjować. Co z kolei było idealnym wręcz rozwiązaniem, biorąc pod uwagę zagrożenia wewnętrzne czyhające na niego i jego sprzymierzeńców.

Zgodnie z konstytucją wybory musiały się odbywać nie rzadziej niż co cztery planetarne lata, chyba że zaszły wyszczególnione w niej okoliczności nadzwyczajne. A ostatnie wybory miały miejsce pięć lat planetarnych temu, więc kiedy okoliczności umożliwiające ich odkładanie znikną, będą musiały zostać ogłoszone natychmiast. A powodem uniemożliwiającym ich odłożenie mogło być ogłoszenie przez Koronę stanu wyjątkowego zatwierdzonego przez dwie trzecie izb. W obecnej sytuacji politycznej było to rozwiązanie niewykonalne, więc nie należało brać go pod uwagę.

Obecna zwłoka wynikała z faktu, iż Królestwo znajdowało się w stanie wojny. Konstytucja co prawda nie wymagała, by wiązało się to z odłożeniem wyborów, ale był to jeden z powodów, który to umożliwiał, a decyzja ostateczna należała do rządu.

Ponieważ w przeciwieństwie do jego rządu, rząd Cromarty’ego cieszył się poparciem w Izbie Gmin i było to poparcie generalnie stałe, choć zdarzały się sytuacje, gdy słabło, Cromarty starannie wybierał czas ogłoszenia wyborów. Niemniej w czasie wojny odbyły się one dwa razy — za każdym razem jego przewaga w Izbie Gmin rosła.

Jego rząd na poparcie w Izbie Gmin nie miał co liczyć, więc ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, były wybory. A tylko ciągłe trwanie wojny dawało powód, by ich nie przeprowadzać. Zakończenie jej oznaczało wybory, które z kolei prawie na pewno oznaczały klęskę liberałów i postępowców. Konserwatystów w Izbie Gmin w zasadzie nie było, więc klęski wyborczej ponieść nie mogli.

Wojna była użyteczna także pod innymi względami — pozwalała na odwleczenie przyjęcia do Izby Lordów parów z San Martin. Pozwalała także na utrzymanie podatków nałożonych na okres wojny przez rząd Cromarty’ego. Łagodnie rzecz ujmując, były one niepopularne, ale potrzebne, więc przegłosowano je. Opór przeciwko nim wzrastał, lecz w świadomości społecznej były one związane z rządem Cromarty’ego, a więc z partią centrystyczną.

Konstytucję stworzyli ludzie zdecydowani ograniczyć władzę państwa poprzez ograniczenie jego prawa do nakładania podatków. Dlatego też zbudowali system finansów, w którym podstawę dochodu rządu stanowiły cła importowe i eksportowe oraz podatek od własności i sprzedaży. W konstytucji zapisano wyraźnie, że podatek dochodowy ma być stały i ograniczony do maksimum 8% poza wyjątkowymi okolicznościami, a nawet gdy takowe zajdą, każdy jego wzrost musi być przegłosowany super-większością w obu izbach i przestaje automatycznie obowiązywać po pięciu latach standardowych lub po następnych wyborach. Chyba że zostanie ponownie zatwierdzony w kolejnym głosowaniu z takim samym wynikiem.

Z tych powodów rząd Cromarty’ego miał nader trudne zadanie, ale doprowadził do przegłosowania nowego podatku dochodowego z górną stawką 40% oraz specjalnych ceł importowych. Było to niezbędne do prowadzenia wojny i społeczeństwo zaakceptowało to olbrzymie obciążenie finansowe z ponurą rezygnacją tylko dlatego, że rząd to logicznie wytłumaczył i że wszyscy spodziewali się natychmiastowej likwidacji tych podatków, ledwie wojna się skończy. Pechowo dla nich wojna oficjalnie się nie skończyła.

Oczywiście High Ridge i pozostali oficjalnie nieustannie wyrażali żal, że Republika Haven tak się ociąga w negocjacjach pokojowych, wobec czego zmuszeni są utrzymywać obciążenie podatkowe nałożone przez centrystów. Jednakże zapewnienie bezpieczeństwa Gwiezdnemu Królestwu nie pozwala im obniżyć podatków do chwili uzyskania pewności, iż zagrożenie zbrojne przestało istnieć. A taką pewność dawało wyłącznie podpisanie traktatu pokojowego. Póki co zaś podatki stanowiły olbrzymie kwoty, których naturalnie nie marnowali na bezsensowne zbrojenia, ale przeznaczali na inne, szlachetniejsze cele. Była to niestety niespodziewana konsekwencja niewyjaśnionej formalnie sytuacji międzynarodowej, choć rząd robił, co mógł, by jak najszybciej ją wyjaśnić.

Dysponowanie takimi kwotami dawało fantastyczne wręcz możliwości. Spore sumy trafiły do rozmaitych organizacji politycznych, przywódców związkowych, przemysłowców, bankierów, fundacji o dumnie brzmiących nazwach czy innych stowarzyszeń będących w rzeczywistości fikcją. Część trzeba było zamaskować jako granty naukowe, stypendia edukacyjne, środki na programy badawcze czy też dotacje na rozwój tego albo zwalczanie tamtego. Jednym z najlepszych pomysłów było utworzenie Królewskiej Agencji Zwiadu Kartograficznego — nie dość, że przepuszczano przez nią spore kwoty, to na dodatek stanowiła ona olbrzymi sukces propagandowy. Była wręcz wzorcowym przykładem wymyślonej przez New Kiev kampanii „budowania pokoju”. Trudno zresztą było się dziwić ludziom, że to do nich trafiło — w końcu trzy czwarte dochodów Królestwa związanych było z olbrzymim ruchem statków przez Manticore Wormhole Junction. Odkrycie kolejnego terminalu mogło poważnie zwiększyć te dochody.

Naturalnie było to upiornie kosztowne przedsięwzięcie, dzięki czemu ponad 10% przeznaczonych na nie funduszy trafiało gdzie indziej. Najczęściej do rozmaitych firm konsultingowych i innych przedsięwzięć nie przynoszących korzyści nikomu poza właścicielami. I nikomu innemu niepotrzebnych, chyba że chciał wyprać pieniądze…

Przy różnych okazjach zresztą rozmaite sumy znikały, tyle że generalnie znacznie drobniejsze — ot, jakieś 40 czy 50 milionów dolarów jednorazowo. Częściowo za przykrywkę służyły rozmaite firmy wywiadowcze — względy narodowego bezpieczeństwa skutecznie blokowały wścibskich dziennikarzy, ale taka konieczność występowała naprawdę rzadko. A Agencja stanowiła tak szacowny szyld, że nikt jak dotąd nie kwestionował celowości żadnej przekazanej jej kwoty.

Największe sumy szły jednak na od dawna ukochane przez postępowców i liberałów programy socjalne. High Ridge uważał je za najzwyklejszą kiełbasę wyborczą i był pewien, że Descroix podziela jego opinię, ale z New Kiev sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Ta kretynka była rzeczywiście przekonana, że „biedacy” w Królestwie cierpią nędzę, mimo iż najbiedniejszy miał dochody cztery razy wyższe od średniej graysońskiej, a dobre dziesięć razy wyższe od przeciętnej w Republice Haven. Zarówno ona, jak i jej poplecznicy z Partii Liberalnej byli zdecydowani stworzyć „uczciwsze i równiejsze” Królestwo Manticore, w którym „bezprawnie zgromadzone bogactwa zostaną redystrybuowane przez rząd w sprawiedliwy sposób”. Bo gospodarka rynkowa jakoś tak w żaden sposób nie chciała tego zrobić sama z siebie.

Gdyby jakimś cudem musiał powiedzieć prawdę, High Ridge przyznałby, że uważa liberałów za nieporównanie groźniejszych od centrystów. Pomysły i retoryka New Kiev pobrzmiewały echem wariackich pomysłów, które doprowadziły do upadku oryginalnej Republiki Haven i stworzenia Ludowej Republiki ze wszystkimi jej wypaczeniami. Na szczęście istniała niewielka szansa, by ona i grupa jej zagorzałych zwolenników zdołały kiedykolwiek osiągnąć zamierzone cele. Chwilowo zaś, oddając jej finanse i politykę wewnętrzną, jak też oficjalnie popierając rozsądniejsze z jej programów, zdołał nieco osłabić dotychczasowe przekonanie wyborców, że Zjednoczenie Konserwatywne zajmuje się jedynie obroną przywilejów arystokracji kosztem wszystkich innych klas.

A sprawa publicznego wizerunku nabrała dodatkowej wagi po oskarżeniach tej wariatki Montaigne i histerycznym skandalu, jaki one wywołały. W znacznej części jego skutkiem była reorganizacja, która dała liberałom dwa ministerstwa. W Izbie Lordów rząd miał wystarczające poparcie, by przeprowadzić ograniczone polowanie na czarownice, czyli poświęcić kilku pechowców na tyle głupich, by pozwolili na istnienie dowodów swojej działalności lub przyjemności. W Izbie Gmin sytuacja była inna i wysiłki Alexandra, by wszcząć niezależne od rządowego dochodzenie, były niebezpiecznie bliskie sukcesu. A gdyby mu się udało, sytuacja stałaby się katastrofalna, ponieważ oprócz nazwisk dwóch czy trzech centrystów i jednego lojalisty w materiałach dostarczonych przez Montaigne wymieniano całą masę nazwisk konserwatystów i postępowców. No i liberałów.

I to właśnie było najgroźniejsze, biorąc pod uwagę liczbę reprezentantów tej partii w izbie niższej. Same wyroki skazujące, do których zapewne doprowadziłaby komisja Alexandra, byłyby złe, ale znacznie gorsze byłoby oburzenie w szeregach zwykłych członków na wieść, ilu z wyżej postawionych wplątanych było w handel niewolnikami genetycznymi, który oficjalnie potępiali. Taki był zwykle problem z tymi, którzy mieli gęby pełne frazesów i szczytnych ideałów i udawali świętszych od Boga.

Ludzie byli ludźmi i ci, którzy rzeczywiście żyli zgodnie z głoszonymi przez siebie zasadami, należeli do prawdziwych wyjątków. U większości teoria nie pokrywała się z praktyką, ale to oni najgłośniej wrzeszczeli, gdy ktoś zagrażał publicznym odkryciem prawdy. Zawsze poddawali się też odruchowi atakowania na oślep i natychmiast kogoś takiego, bez rozważenia pragmatycznej strategii. Prywatnie High Ridge nie pochwalał niewolnictwa genetycznego, ale nie uważał też, by zasługiwało na tak histeryczną uwagę, jaką poświęcała mu Montaigne. W końcu co kogo obchodzą losy jakichś tam niewolników żyjących gdzieś daleko?! Z całą pewnością zaś nie był to wystarczający powód, by pozwolić Królowej na zniszczenie podstawowej równowagi sił gwarantowanej przez konstytucję. I społeczne oburzenie nie miało tu najmniejszego znaczenia.

Niestety, liberałom nie dało się tego wytłumaczyć. A przynajmniej nie dało się liberalnym członkom Izby Gmin. A ich głupie wypowiedzi, które prasa skrzętnie publikowała, spowodowały gwałtowne poparcie dla żądań Alexandra. High Ridge zdołał zapobiec nieszczęściu, dając New Kiev drugą co do ważności tekę w rządzie i mianując ministrem spraw wewnętrznych sir Harrisona Maclntosha. Stał się on w ten sposób odpowiedzialny za nadzorowanie rządowego śledztwa, a ponieważ miał doskonałą reputację jako prawnik i był członkiem Izby Gmin, umożliwiło to przekonanie innych liberałów, że nigdy nie uczestniczyłby w „arystokratycznym maskowaniu prawdy.

Uwierzyli.

A co ważniejsze, Macintosh prywatnie był znacznie rozsądniejszy, niż można było podejrzewać, słuchając jego publicznych wystąpień. No a poza tym dzięki uprzejmości pewnych osób i głupocie Maclntosha w młodości High Ridge miał na niego haka.

Z tego ostatniego powodu był on naturalnie znacznie lepszym kandydatem niż New Kiev, dlatego ta dostała finanse. Gdyby nadzorowała śledztwo, nie sposób byłoby przewidzieć, co zrobi, gdy dowie się o czymś, czego nawet nie podejrzewała. Mogłaby nawet wystąpić z rządu i zwołać konferencję prasową, by wszystko ujawnić. I to tylko dla zasady, w której świętość wierzyła. Wierzyła jednak na szczęście także swemu drogiemu przyjacielowi Maclntoshowi, toteż mogła się śledztwem w ogóle nie zajmować, co dawało jej bezpieczną pewność, że uniknie przykrych niespodzianek i konieczności podejmowania trudnych decyzji.

W sumie był raczej zadowolony ze sposobu, w jaki zdołał zmienić poważne zagrożenie w przewagę, a równocześnie osłonić siebie i partię przed zarzutem chronienia winnych. Gdyby zresztą taka potrzeba zaszła, zawsze mógł stwierdzić, że to koalicjant, czyli liberałowie, są wszystkiemu winni. A że liberałowie cieszyli się nienaganną reputacją — przynajmniej wśród wyborców i w mediach — zyskał dodatkową ochronę. No bo skoro śledztwo prowadzili ludzie o nieposzlakowanej opinii, to jeśli coś im umknęło, musiało się to stać w wyniku błędu, nieprawdaż? A tak przy okazji, gdyby ktoś kiedyś zaczął zadawać kłopotliwe pytania odnośnie finansów, będzie mógł wysunąć na pierwszy ogień New Kiev i jej koterię liberalnych doradców takich jak Housemanowie.

A to mogło zdarzyć się szybko, gdyż zbliżał się termin głosowania nad utrzymaniem podatku dochodowego. Inne podwyżki mogły zostać utrzymane do wyborów, ta jedna jedyna nie, a centryści mieli w Izbie Gmin taką przewagę, że na utrzymanie tego podatku nie było co liczyć. Poważne źródło dochodów miało wkrótce zniknąć, stąd Janacek dostał polecenie poważnego cięcia wydatków. Bez tej redukcji trzeba byłoby zmniejszyć wydatki na cele niewojskowe, a to było nie do przyjęcia dla wszystkich tworzących koalicję rządową partii. High Ridge był zdecydowany zwalić w razie czego całą winę na New Kiev — w końcu wszyscy wiedzieli, że liberałowie mają lekką rękę do wydawania państwowych pieniędzy. Istniała szansa, że nawet bez nich zdoła utrzymać po swojej stronie tylu niezależnych w Izbie Lordów, że utrzyma większość; niewielka, ale istniała. Dlatego tak istotne było zatwierdzenie nowego budżetu szybko i po cichu.

Jeśli się uda, New Kiev jako minister finansów i tak będzie nadal użyteczna. Choćby jako uzasadnienie tezy, że rząd jest wynikiem szerokiej koalicji obejmującej wszystkie polityczne światopoglądy. A co ważniejsze, New Kiev zgadzała się z nim całkowicie w jednej kwestii: w użyciu władzy państwa do osiągnięcia własnych celów ideologicznych. Żaden centrysta by się na to nie zgodził. Co prawda jeśli chodzi o to, jakie konkretnie są to cele, różnili się zasadniczo, ale gotowi byli dla ich osiągnięcia na rozmaite kompromisy i na bardzo poważne zwiększenie prawa państwa do kontroli i inwigilacji w politykę publiczną i życie prywatne. Przynajmniej w prywatne życie innych.

Musiał też przyznać, że liczne i różnorodne opracowane przez nią programy rządowe i inne metody tracenia pieniędzy zaczynały przynosić efekty. O niektórych, jak choćby Agencji Zwiadu Kartograficznego, nawet centryści musieli się pozytywnie wyrażać, choć nadal twierdzili, że to nie rząd winien się zajmować takimi sprawami. Inne były mniej poważane, ale tworzyły silną więź lojalności z ludźmi, którzy z ich istnienia korzystali. A wszystkie bazowały na naturalnym odruchu — ludzkim pragnieniu odwrócenia się od poświęceń, śmierci i zniszczenia do czegoś miłego i twórczego.

Dlatego sondaże wykazywały powolny, ale stały spadek poparcia dla centrystów. Nie na tyle niestety duży by, pozbawić ich po wyborach wiodącej pozycji w Izbie Gmin, zwłaszcza że „obserwatorzy” z San Martin wejdą oficjalnie w jej skład jako pełnoprawni członkowie parlamentu, ale jeśli tendencja się utrzyma, przestaną mieć większość. A liberałowie stale zyskiwali na poparciu wśród wyborców. Dlatego istniała niewielka szansa, że New Kiev przestanie się rozsądnie zachowywać.

Choć z drugiej strony nigdy nic nie wiadomo — wszystko bowiem, co choćby trąciło imperializmem czy ekspansją terytorialną, było dla niej herezją. Dlatego też zdecydował, że czas załagodzić przybierającą niebezpieczny obrót rozmowę. Posłał Descroix ostrzegawcze spojrzenie i zwrócił się do New Kiev:

— Nikt z nas nie ma ambicji tworzenia imperium. Mimo to jednak, zwłaszcza w związku z zabezpieczaniem granic po przyłączeniu przez Cromarty’ego Trevor Star, musimy postawić pewne warunki terytorialne. Poza tym niech i oni w jakichś kwestiach wreszcie ustąpią. Jak wiesz, wykonaliśmy ważny gest dobrej woli, godząc się na całkowitą wymianę jeńców, mimo że nadal mamy tylko rozejm, czyli chwilową przerwę w działaniach wojennych. Hrabina przyglądała mu się bacznie przez kilka sekund, po czym skinęła głową.

Descroix zaś, widząc, że tamta na nią nie patrzy, wzniosła oczy ku niebu. Wymiana jeńców przed podpisaniem pokoju wyglądała pięknie i szlachetnie, ale każdy w miarę inteligentny człowiek powinien się domyślić, że propozycja, nie płynęła z dobroci serca, lecz z umiejętności liczenia, jako że Sojusz miał znacznie więcej jeńców niż Republika. A równie ważny był aspekt propagandowy: rząd „sprowadził naszych dzielnych żołnierzy do domu tak szybko, jak tylko się dało”.

— Oni także muszą zdawać sobie sprawę, że teraz kolej na poważne ustępstwo z ich strony — dodał High Ridge. — I muszą wiedzieć, że koszty terytorialne wynikające z konieczności zabezpieczenia naszych nowych granic są nieuniknione. A mimo to każda propozycja, jaką sekretarz Giancola nam dotąd przedstawił, oparta była na tym, że na początek zwrócimy wszystkie zdobyte systemy. Żaden rząd Królestwa Manticore nie może przystać na coś takiego: nasze siły zbrojne zapłaciły zbyt wysoką cenę za ich zdobycie.

Nie było to do końca zgodne z prawdą. Władze Republiki Haven faktycznie nalegały na zwrot wszystkich okupowanych planet, ale było oczywiste dla wszystkich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, że jest to punkt wyjściowy do przetargów i ustępstw. High Ridge w przeciwieństwie do rozmówczyni wiedział też, że ostatnia informacja przedstawiona przez Descroix na posiedzeniu rządu nie obejmowała najnowszej sugestii Giancoli, czyli przeprowadzenie plebiscytów na poszczególnych planetach, by ludność zdecydowała, w skład którego państwa chce wchodzić. Zorganizowane zostałyby naturalnie przez Republikę, ale to też była tylko propozycja wyjściowa.

Dobrze zrobił, nie wspominając o tym, bo na samo wspomnienie sił zbrojnych New Kiev zacisnęła usta. Co prawda tylko na moment i nie sposób było jej zarzucić lekceważącej pogardy cechującej takiego na przykład Reginalda Housemana. Jak każdy liberał przeciwna była używaniu wojska. Fakt, że Gwiezdne Królestwo okupowało jakikolwiek obcy system, stał w sprzeczności z jej naczelnymi pryncypiami i to, jak do tego doszło, nie miało najmniejszego znaczenia. A fakt, że publicznie musiała popierać taką okupację, jedynie pogarszał sprawę.

To, że jest jedyną obecną w gabinecie osobą, która tak uważa, stał się jasny moment później.

— Zgadzam się, oczywiście — oznajmił Stephen Young, earl North Hollow i minister handlu, ostatni z zebranych, który jak dotąd zachowywał całkowite milczenie.

Ministrem został w nagrodę za haka na Maclntosha i nie tylko na niego — także za udostępnienie akt ojca. To dzięki nim High Ridge zdołał tak skutecznie wytłumić skandal Manpower, jak go popularnie określano.

— Nie możemy nawet rozważać oddania jakiegokolwiek systemu, dopóki nie zostaną do końca załatwione kwestie bezpieczeństwa naszych granic — dodał. — Natomiast przyznam, Michael, że nieco mnie martwi, jak też opozycja zareaguje na propozycje Edwarda dalszej redukcji liczby naszych okrętów liniowych. Nie kwestionuję sensowności tej propozycji ani prywatnie, ani jako minister, tym bardziej że zamiast płacić za obsługę przestarzałych okrętów, wykorzystamy te środki do bardziej konstruktywnych celów. I nie martwi mnie, że paru admirałów pójdzie na zieloną trawkę, bo ktoś im zabierze zabawki. Natomiast ta propozycja oznacza poważną zmianę tak w liczebności, jak i w składzie floty i sądzę, że powinniśmy być świadomi, na co się narażamy ze strony opozycji, jeśli nie zachowamy odpowiedniej ostrożności.

High Ridge uśmiechnął się w duchu. Przekładając bowiem tę perorę na ludzki język, znaczyło to: moja żona uważa, że musimy być ostrożni.

Stephen Young był znacznie sprytniejszy od zmarłego i nieopłakiwanego brata. Nie znaczy to, że był geniuszem, bo Pavel, prawdę mówiąc, był głupi i prymitywny. Stephen także nie dorastał jednak do pięt ojcu, za co High Ridge był losowi wdzięczny. Tym bardziej że starannie zbierane przez Dimitrija akta przetrwały.

Po jego śmierci Pavel, który jako starszy odziedziczył tytuł, zaczął przejawiać niepokojące ambicje. Nieuchronnie zagroziłby High Ridge’owi jako przywódcy Zjednoczenia Konserwatywnego. Na szczęście zaradziła temu Harrington, eliminując jego, a więc i zagrożenie. Stephen, choć równie ambitny, był jednakże na tyle rozsądny, by pozwolić w kwestiach kariery politycznej decydować żonie. A lady North Hollow, dawniej Georgia Sakristos, czyli szefowa bezpieczeństwa u Dimitrija i Pavela, była zbyt dobrym taktykiem i strategiem, by nie zorientować się, że ze Stephena nie da się zrobić charyzmatycznego przywódcy, bo nie jest ulepiony z właściwej gliny. Oficjalnie nikt o tym nie wspominał, ale wszyscy wiedzieli, że Di-mitrij wykorzystywał ją do różnych rzeczy określanych potocznie jako „brudna robota”. I że była w tym dobra — dlatego High Ridge mianował ją szefową Komitetu Koordynacyjnego Zjednoczenia Konserwatywnego. Miał też na uwadze to, że w ten sposób znacznie zwiększy jej lojalność wobec aktualnych władz partii, czyli przede wszystkim siebie. Był świadom, że Georgia jest niczym obosieczny miecz i że jest naprawdę niebezpieczna.

Dlatego ostrzeżenie od niej pochodzące należało potraktować poważnie.

— Edward? — spytał zwięźle.

— Zdaję sobie sprawę, że Admiralicja proponuje raczej poważne zmiany, ale obecna sytuacja wymaga systematycznego rozważenia naszej dotychczasowej strategii — oznajmił Janacek i nie wdając się w tłumaczenia, ciągnął spokojnie: — Rozlokowanie sił i układ tych sił odziedziczony po poprzednim rządzie były sensowne jako punkt wyjścia do podjęcia dalszych działań zbrojnych. Chciałem przy tej okazji przypomnieć, że od początku uważałem, że skład naszych sił był zły: zbyt dużo było starych, mniej skutecznych okrętów liniowych. Chciałem to zmienić, podobnie jak pewni oficerowie, już od lat, nawet jeszcze przed wybuchem wojny, ale prawdopodobnie zbyt dużym wymaganiem w stosunku do każdej Admiralicji jest oczekiwanie, by szybko zdała sobie sprawę z prawdziwej wartości nowatorskich i radykalnych pomysłów.

Przerwał i rozejrzał się.

Wszyscy wiedzieli, że miał na myśli admirał Sonję Hemphill i jej zwolenników, bo tylko dzięki nim, według Janaceka, w Royal Manticoran Navy zaszły tak olbrzymie zmiany techniczne, a poza tym była jego kuzynką, ale nikt się nie odezwał. Podobnie jak nikt go nie poprawił i nie stwierdził, że przynajmniej tyle samo zawdzięcza tym, którzy zdołali okiełznać entuzjazm Hemphill i odrzucić jej bardziej zwariowane projekty. Jak też nikt mu nigdy nie wypomniał, że admirał Hemphill odmówiła zdecydowanie objęcia posady w nowej Admiralicji oraz przydziału liniowego z uwagi na brak akceptacji podstawowych punktów polityki rządu. Na szczęście nie zrobiła tego publicznie. Tylko dlatego nie wymienił jej nazwiska. Choć może wziął również pod uwagę, że to jej głos przeważył na posiedzeniu sądu, który zakończył karierę oficerską Pavela Younga w Królewskiej Marynarce.

— To jednak, co było dobre w czasie wojny, a nawet jeszcze cztery standardowe lata temu, obecnie już nie jest, zarówno z uwagi na zmianę stosunku sił, jak i olbrzymie zmiany w technice — podjął Janacek. — Należy też pamiętać o zmianach w sytuacji astropolitycznej oraz o innych poważnych obciążeniach finansowych. Mimo to plan przewiduje utrzymanie około dziewięćdziesięciu procent istniejących eskadr liniowych.

Nie uznał za stosowne dodać, że każda zostanie zmniejszona z ośmiu do sześciu okrętów, co oznaczało, że dziesięcioprocentowa redukcja liczby eskadr oznacza w praktyce 33% redukcję liczby należących do nich okrętów.

— Co się zaś tyczy okrętów, które proponujemy złomować lub przenieść do rezerwy, to prawda jest taka, że byłyby niczym więcej jak ruchomymi celami, gdyby przyszło im zmierzyć się z superdreadnoughtami rakietowymi lub kutrami nowej generacji — kontynuował spokojnym, miarowym tonem Pierwszy Lord Admiralicji. — Każdy dolar wydany na nie to dolar zmarnowany, bo powinien zostać przeznaczony na budowę nowych, sprawdzonych w boju i znacznie lepszych okrętów. Tak więc pod każdym względem redukcja przestarzałych jednostek jest logiczna.

— Dobrze, ale na rzecz czego? — spytał North Hollow, doskonale udając szczere zaciekawienie.

— Królewska Marynarka od lat cierpiała na poważny niedobór lżejszych okrętów — odparł Janacek. — W początkowym okresie wojny zmniejszenie liczby budowanych jednostek tych klas na rzecz zwiększenia liczby okrętów liniowych było konieczne, bo to nie krążowniki wygrywają starcia flot. Natomiast są one niezbędne do służby patrolowej i ochrony konwojów. A nigdy dotąd nie udało nam się zbudować ich tylu, ilu potrzebujemy. W konsekwencji aktywność piratów na całym obszarze Konfederacji poza bezpośrednim sąsiedztwem Sidemore wymknęła się zupełnie spod kontroli.

— A więc mamy skoncentrować się na budowie okrętów niezbędnych do ochrony floty handlowej. Jako minister handlu mogę to jedynie pochwalać, ale obawiam się, że część tak zwanych ekspertów opłacanych przez opozycję będzie innego zdania, zwłaszcza że chcemy też zawiesić budowę superdreadnoughtów rakietowych, które są już w stoczniach. — North Hollow przekrzywił głowę i spojrzał pytająco na Janaceka.

Ten chrząknął z irytacją.

— Jak dotąd żadna inna flota nie posiada ani jednego takiego okrętu — oświadczył Janacek w odpowiedzi z niezachwianą pewnością siebie. — Admirał Jurgensen potwierdził to niedawno na moją prośbę. Mamy ich ponad sześćdziesiąt. To aż za dużo, by pokonać każdą konwencjonalnie uzbrojoną flotę, tym bardziej że jako jedyni posiadamy też lotniskowce.

— Żadna inna flota — powtórzył North Hollow, nie kryjąc ironii. — A Marynarka Graysona?

Janacek prawie podskoczył.

— Miałem na myśli potencjalnie wrogą flotę — wyjaśnił zimno. — Poza tym jedynie kupa religijnych fanatyków może zgłupieć do tego stopnia, by w obecnej sytuacji przeznaczać tak wielką część produktu planetarnego na zbrojenia. Ale przynajmniej to są nasi fanatycy. Dlaczego uważają, że jest im potrzebna tak przerośnięta flota, nie mam pojęcia, natomiast nie wierzę, że oficjalne wyjaśnienie to cała prawda.

Prawda była taka, o czym wiedzieli jedynie najbliżsi współpracownicy, że Janacek żywił poważne podejrzenia co do mieszkańców i władz Graysona. Już sama religijność była podejrzana, a zupełnie nie trafiał doń argument, że brak traktatu pokojowego wymagał, by kontynuowali przygotowania do obrony na wypadek wznowienia działań. To był zbyt wygodny pretekst do robienia różnych rzeczy, co odkrył wraz z resztą rządu. Poza tym fanatycy byli bezczelni i nie okazywali należytego szacunku najstarszej i najlepszej flocie Sojuszu. Miał już za sobą trzy nienagannie uprzejme i niesamowicie jadowite rozmowy z tym całym admirałem Matthewsem, który był komodorem w chwili wstąpienia Graysona do Sojuszu! Wszystkie dobitnie udowadniały, że tak władze, jak i Marynarka Graysona cierpią na przerost ambicji i uważają się za ważniejsze, niż są w rzeczywistości.

Jedna konfrontacja dotyczyła od dawna opóźnionych ograniczeń w dostępie do informacji, które wprowadził, ledwie pozbył się Givens. Ta kretynka, dowodząc wywiadem, prowadziła politykę „otwartych drzwi” wobec drugorzędnych flot należących do Sojuszu, takich jak graysońska, całkowicie ignorując podstawowe procedury bezpieczeństwa! Było to zaproszenie do przecieku tajnych informacji, zwłaszcza w przypadku Graysona, bo Benjamin Mayhew radośnie ufał zdrajcom takim jak Alfredo Yu, a Drugi Lord Przestrzeni nie była łaskawa wziąć tego pod uwagę. Yu w każdej chwili mógł zdradzić ponownie, a przywrócenie w Republice Haven starej konstytucji stanowiło tego idealny przykład. A Mayhew nadal nie chciał wykluczyć go z grona osób mających dostęp do najtajniejszych informacji. Ba, był na tyle bezczelny, że uznał całą tę troskę o bezpieczeństwo za nieistotną, bo, jak powiedział, oficerowie ci udowodnili swoją lojalność. Oczywiście, że udowodnili — każdy zdrajca musiał się najpierw zasłużyć dla wroga, by móc działać skutecznie, i wysoce prawdopodobne było, że właśnie ci najbardziej zasłużeni jako pierwsi prysną z powrotem do Republiki. I jeszcze wytłumaczą swoje postępowanie patriotyzmem!

Skończył z tym nonsensem, a skoro pan admirał floty Matthews miał problemy ze zrozumieniem elementarnej logiki i przyznaniem się do błędów, to był to już jego problem.

Druga rozmowa dotyczyła decyzji zakończenia wspólnych programów badawczych prowadzonych przez Royal Manticoran Navy i Marynarkę Graysona. Nie było sensu ich ciągnąć, sporo kosztowały, a już zaowocowały nowymi rozwiązaniami, których wprowadzenie w życie w warunkach pokojowych potrwa dobre 20 lat standardowych. Poza tym dla każdego znającego się na rzeczy było oczywiste, że w istocie miały one umożliwić uzyskiwanie przez Grayson nowych technik i technologii bez konieczności płacenia za nie. Dlatego nie zdziwiło go, że Matthews był wściekły. Z pewnością był to dlań zimny prysznic, po tym jak cackali się z nim i Graysonem Cromarty i Mourncreek.

Co się zaś tyczyło tej ostatniej rozmowy… Matthews nie mógł być nieświadomy, jaką obrazą dla Pierwszego Lorda było nadanie temu zasrańcowi White Havenowi stopnia pełnego admirała zasranej Marynarki Graysona. A Janacek miał długą i dobrą pamięć…

— Zresztą czego by sobie nie wyobrażali, nawet oni nie są na tyle głupi, by sądzić, że osiągną coś istotnego bez naszej pomocy. Czy im się to podoba czy nie, siedzą u nas w kieszeni tak samo jak Erewhon i wiedzą o tym — dodał z satysfakcją. — Nawet gdyby znaleźli jakiś sposób utrzymania obecnej wielkości floty przez rok czy dwa, nie doprowadzając kraju do bankructwa, nie będzie to stanowiło dla nas zagrożenia. A gdyby jakimś cudem doszło do wznowienia walk, po prostu będziemy dysponowali większą liczbą nowoczesnych okrętów.

— Poruszyłem tę kwestię tylko dlatego, że opozycja najprawdopodobniej to zrobi, biorąc pod uwagę różnice w podejściu do budowy nowych okrętów — wyjaśnił North Hollow.

— Natomiast wracając do innych flot — Marynarka Republiki widziała je w akcji i ma naprawdę poważną motywację, by osiągnąć poziom naszych możliwości, zwłaszcza że nadal nie zawarliśmy formalnego pokoju.

Janacek spojrzał na niego nieżyczliwie. Minister handlu wzruszył jedynie ramionami i powiedział łagodnie:

— Chyba lepiej, że to ja teraz zadaję ci te pytania niż opozycja w trakcie debaty. Bo nie wątpisz chyba, że je zada. Choć bowiem prawdą jest, że mamy monopol na nowe okręty, to dysponujemy stosunkowo niewielką ichliczbą. Ktoś na pewno zasugeruje, że gdyby jakaś flota podjęła zdecydowany wysiłek, by nadrobić tę różnicę, nie będziemy mieć wystarczającej liczby okrętów nowych klas, by gwarantowało to utrzymanie przewagi.

— Masz prawdopodobnie rację — przyznał kwaśno Janacek po chwili namysłu. — Ale jedynym przewidywalnym nieprzyjacielem w najbliższej przyszłości pozostaje Haven, a ich baza technologiczna jest tak przestarzała w porównaniu z naszą, że nie zdołają skopiować tego uzbrojenia przez najbliższe dziesięć lat, nawet gdyby dysponowali egzemplarzami oryginalnymi. Takie są najostrożniejsze szacunki wywiadu, a rozmawiałem o tym z admirałem Jurgensenem ostatnimi czasy i zapewnił mnie, że jego analitycy są w tej kwestii zgodni. Co więcej, nawet gdyby Republika Haven posiadała techniczne możliwości zbudowania takich okrętów, wymaga to czasu: projekt, budowa, szkolenie załóg do standardu operacyjnego. Dopiero wówczas stałyby się dla nas zagrożeniem. A jak wszyscy wiecie z raportów wywiadu, Theisman, Tourville i Giscard nadal zajęci są zwalczaniem rozmaitych watażków i innych przeżytków dawnej epoki. I robią to przy użyciu klasycznych, przestarzałych okrętów, jakich używali przeciwko nam. Nie zaobserwowaliśmy zwiększenia ich możliwości pod żadnym względem. Dodatkową zaletą tego stanu rzeczy jest to, że ciągła wojna wewnętrzna kosztuje ich życie doświadczonych ludzi i straty w okrętach, jakie im pozostały. Nie, Stephen: tylko Republika Haven ma powód, by być naszym wrogiem, a ona po prostu nie ma możliwości zbudowania takich jednostek. A gdyby zaczęła to robić, będziemy mieli dość czasu, by zwiększyć liczbę własnych jednostek nowych klas. Póki co sześćdziesiąt cztery superdreadnoughty rakietowe w zupełności nam wystarczą.

— Nie wątpię, ale te sześćdziesiąt cztery okręty mogą być tylko w określonej liczbie miejsc równocześnie, dlaczego więc nie skończyć budowy już rozpoczętych? — spytał North Hollow. — Opozycja na pewno to wyciągnie.

— Zgadza się, mogą być tylko w określonej liczbie miejsc, ale to w zupełności wystarczy. Ósma Flota była związkiem ofensywnym, teraz nowe okręty wchodzą w skład Trzeciej Floty, związku obronnego osłaniającego Trevor Star, która zachowała jednak zdolność ofensywną. Trzecia Flota posiada taką przewagę nad wszystkim, co może stanąć na jej drodze, że jest w stanie rozbić te przeszkody i dotrzeć do systemu Haven w naprawdę krótkim czasie. Dokładnie tak, jak robiła to Dwunasta Flota w chwili zawarcia rozejmu.

High Ridge zauważył, że Janacek ani razu nie wymienił nazwiska dowódcy Dwunastej Floty w tamtym okresie, ale nie skomentował tego.

— Biorąc pod uwagę fakt, że tak naprawdę możemy koncentrować się na chronieniu własnego obszaru oraz zdobytych systemów, które obecnie kontrolujemy, przed ewentualnym atakiem przeprowadzonym przez przestarzałe okręty, najskuteczniejszym i najtańszym sposobem są nowe kutry. Możemy je budować w olbrzymich ilościach w porównaniu z jakimikolwiek okrętami, o superdreadnoughtach nie wspominając, a wystarczająca ich liczba utrzyma każdy system planetarny. Natomiast okręty, których budowa zostanie przerwana, będą dostępne, jeślibyśmy ich potrzebowali. Nie złomujemy ich przecież, więc wystarczy wznowić budowę — kadłuby pozostaną w stoczniach, a materiały konieczne do ich ukończenia w magazynach. Zaoszczędzone zaś tym sposobem środki możemy przeznaczyć na zbudowanie odpowiedniej liczby kutrów rakietowych obrony systemowej oraz zwiększenie sił antypirackich do potrzebnego poziomu. Nie wspominając już o rozmaitych niezbędnych prognozach nie mających nic wspólnego z wojskiem, na które ciągle potrzeba pieniędzy — zakończył Janacek, spoglądając mało życzliwie na New Kiev.

— A wstrzymanie ich budowy będzie także gestem dobrej woli świadczącym o tym, że naprawdę chcemy zawrzeć pokój — dodała Descroix, także rzucając nieprzychylne spojrzenie hrabinie. — Superdreadnoughty to broń ofensywna, a przynajmniej tak je wszyscy odbierają, bo są wielkie i groźne. Krążowniki zaś to broń przeciwko piratom. Kutry jako nie posiadające hipernapędów, bez lotniskowców, do ataku na sąsiadów się nie przydadzą.

— Bardzo istotne stwierdzenie. — New Kiev energicznie pokiwała głową: włączył jej się odruch antyimperialistyczny.

— Rozumiem… — powiedział z namysłem North Hollow. — Rozumiem i zgadzam się naturalnie. Tym niemniej nadal niepokoi mnie, w jaki sposób alarmiści będą próbowali zaatakować naszą nową politykę. Bo nie wątpię, że będą. Zwłaszcza White Haven i Harrington.

Efekt wymówienia tych dwóch nazwisk był godny — wszyscy obecni zesztywnieli, a na ich twarzach pojawiły się różne niesympatyczne uczucia, od wrogości poczynając, na pogardzie i strachu kończąc. Wyjątkiem był North Hollow, choć wszyscy wiedzieli, że miał najwięcej powodów, i to osobistych, by nienawidzić tak Honor Harrington, jak i Hamisha Alexandra, który przewodniczył sądowi rozpatrującemu sprawę jego brata.

— Oboje wykazywali zadziwiający obstrukcjonizm i robili problemy przy innych tematach — dodał earl spokojnie. — Biorąc pod uwagę sławę, jaką się cieszą u ludzi, oraz to, że są uważani za bohaterów tej wojny, tym razem mogą się okazać wyjątkowo kłopotliwi.

— Harrington to wariatka! — warknął Janacek. — Charyzmatyczna, przyznaję, ale jak dotąd niczym nie udowodniła, że zasługuje na miano stratega. Za to pokazała, że potrafi doprowadzić do poważnych strat wśród ludzi, którymi dowodzi. Pasuje do niej określenie Salamandra, szkoda tylko, że ten ągień, który wywołuje, spala wszystkich poza nią!

— Ale cieszy się niezwykłą wręcz popularnością — zauważył North Hollow.

— A pewnie, że się cieszy, bo opinia publiczna i media opozycyjne nie znają realiów militarnych, za to kochają holokamery! — widać było, że Janacek z trudem się hamuje.

Przez moment North Hollow miał na końcu języka pytanie, czy reputacja admirała White Haven jest równie przesadzona i pozbawiona realnych podstaw, ale zabrakło mu odwagi. Niezwykle złośliwe i całkowicie słuszne ruganie, jakie zafundował White Haven Janacekowi, gdy ten był jeszcze w czynnej służbie, było legendarne, bo miało miejsce przy świadkach.

— Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jej reputacja jest przesadzona — odezwał się łagodząco High Ridge. — Ale to nie znaczy, że Stephen nie ma racji. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak krytyczne jest zatwierdzenie nowego budżetu w związku z nowymi priorytetami wydatkowymi. Nieważne, jak dorobiła się tej reputacji, istotne jest, że ją ma i że nauczyła się skutecznie ją wykorzystywać, atakując nasze posunięcia.

— Ona i White Haven — przypomniała Descroix.

— Wiem — Janacek zmusił się do głębokiego oddechu. — Przyznaję też, że błędem było niedanie jej dowództwa liniowego. Chciałem utrzymać ją z dala od pomostu flagowego, żeby znów nie narozrabiała, tym bardziej że oczywiste jest, iż sobie tam nie radzi, mimo radośnie nieodpowiedzialnego awansu, jaki dostała od poprzedniej administracji. Dlatego zgodziłem się, by wróciła do akademii. Sądziłem, że nauczanie i obowiązki na Graysonie zajmą jej tyle czasu, że będziemy mieli ją z głowy. Albo że Marynarka Graysona będzie na tyle głupia, by powierzyć jej dowództwo, skoro oni tam czczą ziemię, po której stąpa. Nie spodziewałem się, że Harrington stanie się stałym elementem akademii, a skoro do tego doszło, nie mogę jej odwołać, bo wywołam prawdziwą burzę. Nie przyszło mi do głowy, że skorzysta z okazji i na stałe przebywając na Manticore, zajmie się polityką, dbając, by ludzie o niej nie zapomnieli.

— A żadne z nas nie przewidziało, jak skuteczny zespół stworzą z White Havenem — dodała kwaśno Descroix i przez moment w niczym nie przypominała dobrotliwej ciotuni.

— O to właśnie chodzi — wtrącił North Hollow. — Każde z nich samodzielnie jest wystarczająco złe, razem są naszą największą przeszkodą w Izbie Lordów. Zgadzacie się z tym stwierdzeniem?

— Chyba tak — odezwała się po chwili New Kiev. — William Alexander jest niebezpieczny, ale zawsze grał zespołowo i trzymał się w cieniu Cromarty’ego. Ludzie uważają go za doskonałego stratega i wykonawcę, a nie za przywódcę. Nie ma ani charyzmy Harrington, ani reputacji brata. To samo dotyczy Jamesa Webstera i Sebastiana D’Orville’a; obaj są szanowani, ale żaden nigdy nie stał się publicznym bohaterem w stopniu choćby zbliżonym do Harrington czy White Havena. No i żaden z nich nie zasiada w parlamencie. Są tylko wpływowymi analitykami opozycji.

— W takim razie sądzę, że jesteśmy zgodni co do tego, że wszystko, co zmniejszyłoby popularność White Havena i Harrington, zwłaszcza w najbliższym czasie, byłoby dla nas korzystne? — spytał North Hollow, rozglądając się uważnie.

Zebrani kolejno przytakiwali, choć New Kiev kiwnęła głową znacznie mniej entuzjastycznie niż pozostali. Niemniej jednak kiwnęła.

— Oczywistym pytaniem, jakie się nasuwa, jest w jaki sposób możemy zmniejszyć popularność któregokolwiek z nich, nie mówiąc już o obojgu — powiedziała Descroix. — Próbowano już i okazali się niezwykle odporni na te wysiłki.

— To dlatego, że próbowano przeciwko każdemu z nich z osobna — wyjaśnił North Hollow z wyjątkowo wrednym uśmiechem. — A nie przeciwko obojgu razem.

Загрузка...