ROZDZIAŁ LIX

Planeta Manticore rosła w oczach za oknem pinasy należącej do superdreadnoughta Marynarki Graysona Seneca Gilmore, zmieniając się z błękitno-białej kuli w ocean bieli, gdy pinasa weszła w atmosferę. W jej kabinie znajdowała się tylko admirał lady dama Honor Harrington, księżna i patronka Harrington, Nimitz i jej trzyosobowa ochrona osobista. Był to ostatni etap podróży rozpoczętej dwa tygodnie standardowe temu, gdy do stacji Sidemore dotarł rozkaz odwołujący jej dowódcę oraz Protector’s Own do domu, przy czym okręty graysońskie miały wracać przez system Manticore. Honor spoglądała w okno, siedząc bez ruchu i niczym nie zdradzając napięcia, gdy pinasa przemknęła nad Landing i z gracją wylądowała na prywatnym lądowisku pałacu Mount Royal.

Królowa chciała ją powitać w sposób, który uznała za godny i zasłużony, ale Honor zdołała ją od tego odwieść, dzięki czemu uniknęła publicznej i masowej udręki. Zdawała sobie sprawę, że jest to tylko odwleczenie nieuniknionego i że nie skończy się na jednej masówce, bo widziała nagrania wiwatujących na ulicach tłumów, gdy ogłoszono wiadomość o wyniku drugiej bitwy o Sidemore. I wolała nie myśleć, co się zacznie dziać, gdy ludzie dowiedzą się o jej powrocie.

Chwilowo jednak miała spokój i na lądowisku nie czekali dziennikarze, tłumy czy warta honorowa.

Czekał tylko niewielki komitet powitalny i standardowa ochrona towarzysząca Elżbiecie wszędzie poza murami pałacu — lądowisko, choć stanowiące jego część, znajdowało się bądź co bądź na otwartej przestrzeni. Nie licząc obstawy, oczekiwały na nią cztery osoby i trzy treecaty. Byli to Królowa z Arielem, książę małżonek z Monroe, lord William Alexander bez treecata i Hamish z Samanthą. Ta ostatnia z pałającymi ślepiami bardziej stała, niż siedziała na jego ramieniu, czując blask umysłu swego partnera po tak długiej przerwie.

Nieco z boku stała bardziej czujna niż zwykle pułkownik Ellen Shemais dowodząca niewielkim kontyngentem Queen’s Own obstawiającym lądowisko i pilnującym bezpieczeństwa pary królewskiej. Nie było na szczęście żadnej warty honorowej, orkiestry, salutowania czy innego ceremoniału. Czekali na nią tylko przyjaciele…

— Honor — Elżbieta wyciągnęła ku niej prawą dłoń.

Honor ujęła ją…

…i znalazła się w gorącym, serdecznym uścisku.

Pięć lub sześć standardowych lat temu nie miałaby pojęcia, jak się zachować, i byłaby przerażona. Teraz po prostu uściskała Królową, czując dzięki Nimitzowi jej radość.

Czuła także emocje innych obecnych — olbrzymią radość Samanthy witającej Nimitza w języku migowym z braku innej możliwości, radość księcia Justina na jej widok, nie tak gwałtowną jak Królowej, ale równie szczerą. I zmieszaną z zadowoleniem radość Williama Alexandra, jej politycznego mentora, przyjaciela i sojusznika.

No i oczywiście radość Hamisha, przy której to, co czuła Elżbieta, przypominało świeczkę przy ognisku. Spojrzała mu w oczy nad ramieniem Królowej i Hamish poczuł, że sięga ku niemu — nie fizycznie, bo nie poruszyła się, ale emocjonalnie. W jego oczach dostrzegła odbicie tego, co sama czuła, choć nieświadome i jakby… ślepe. Nagle zdała sobie sprawę, że tak musiały odbierać ludzi treecaty, stąd wzięło się określenie „ślepy umysł”. Inaczej mówiąc, było to wrażenie czegoś uśpionego. Nieświadomego, acz potężnego, z czym w jakiś sposób była połączona. I nie tak zupełnie nieświadomego, bo choć Hamish nie miał pojęcia, co czuje, po omacku próbował to odszukać, zdając sobie podświadomie sprawę, że jest to coś nowego. Jego umysł nagle rozbłysł i dostrzegła, jak Samanthą nieruchomieje i przygląda mu się ze zdumieniem.

Honor nigdy nic takiego nie czuła, choć pod pewnymi względami było to podobne do więzi łączącej ją z Nimitzem, tyle że słabsze z jednej strony, bo brakowało w tym siły kotwiczącej pochodzącej z umysłu empaty, a z drugiej strony silniejsze, gdyż był to umysł człowieka. Znacznie lepiej pasujący do jej własnego i umożliwiający spasowanie na poziomach, których z Nimitzem nigdy w pełni nie osiągnęła. Nie była to żadna telepatia — po prostu czuła jego obecność gdzieś w umyśle i było to niezwykle ciepłe i miłe uczucie, niczym powitalny ogień w kominku w mroźną noc.

A mimo to miała pełną świadomość, że bariery, które ich rozdzielały, nadal istnieją.

— Miło jest cię widzieć znów w domu — powiedziała Królowa nieco gardłowo, odstępując o krok, ale nie puszczając jej ramion. — Bardzo miło.

— Miło jest wrócić — odparła po prostu Honor.

— Chodź do środka — ponagliła ją Elżbieta. — Mamy masę spraw do omówienia!


* * *

— …więc gdy dotarła do mnie wieść o Grendelsbane, High Ridge nie miał wyjścia i musiał zrezygnować — zakończyła Elżbieta ponuro, ale i z nie ukrywaną satysfakcją.

Honor przytaknęła, czując dokładnie to samo.

Wszyscy siedzieli w wygodnych fotelach w jednym z prywatnych pokoi Królowej w wieży Króla Michaela. Pokój był jasny, ale emocje gospodyni nie bardzo. Były bardziej niż mieszane: czuła przerażenie i żal wywołane katastrofalną klęską, a przede wszystkim utratą Grendelsbane i zniszczeniem nie dokończonych okrętów. Świadomość, jak potężnie została zmasakrowana Królewska Marynarka, i wściekłość, że stało się to dla zaspokojenia egoistycznej potrzeby trzech osób: utrzymania się przy władzy za wszelką cenę. Strach o przyszłość, gdy odbudowany na tyle, na ile się dało w tak krótkim czasie wywiad floty poinformował ją o prawdopodobnej rzeczywistej sile Marynarki Republiki. I dzika, pełna mściwej satysfakcji radość na wspomnienie, jak wykorzystała wszystkie formalne wymogi złożenia rezygnacji, by do końca zrujnować i upokorzyć barona High Ridge’a.

— Janacek rzeczywiście sam się zastrzelił? — spytała z niedowierzaniem Honor.

White Haven przytaknął ruchem głowy.

— Według policji nie ma wątpliwości, że to było samobójstwo — odparł.

— Proszę, proszę… nigdy bym go nie podejrzewała o tyle odwagi — oceniła.

— Niewiele osób uwierzyło w oficjalną wersję policji — dodał William Alexander. — Znał za dużo tajemnic rządowych, a jak powiedziałaś, odwagą nie grzeszył. Zdaniem wielu palnął sobie w łeb w zaskakująco sprzyjającym dla paru osób momencie.

— Descroix? — spytała Honor.

— Sprawa nadal otwarta, ale nie mamy jeszcze pewności — przyznała Elżbieta. — Złożyła rezygnację razem z pozostałymi, a parę dni później poleciała na wycieczkę liniowcem na Beowulfa. I nie wróciła. Jak na razie wszystko wskazuje na zaplanowaną ucieczkę, choć jeszcze nie wiemy dokąd. Wiemy, że przetransferowała dwadzieścia milionów dolarów poprzez konto na Beowulfie kodowane na DNA właściciela na inne konta w systemie Stotter-mana. Znasz ich prawo bankowe. W normalnym trybie zajmie nam z dziesięć lat standardowych dotarcie do ich archiwów. Ale małpie nie odpuszczę, może być tego pewna!

— A skąd pochodziły te pieniądze? — spytała Honor.

— Badamy to, ale ślad jest naprawdę zagmatwany — odpowiedziała pułkownik Shemais. — Mamy kilka obiecujących poszlak i jeśli doprowadzą nas one do tego, czego się spodziewamy, na Stottermanie będą musieli udostępnić nam informacje znacznie szybciej. System jest jak nie było częścią Ligi Solarnej, a przepisy bankowe Ligi dotyczące współpracy w sprawach śledztw dotyczących sprzeniewierzenia państwowych pieniędzy, malwersacji i nadużycia stanowiska są jednoznaczne, surowe i nie przewidują wyjątków. Zresztą szukamy jej nie tylko w ten sposób, ale za wcześnie na szczegóły.

— Rozumiem — uśmiechnęła się Honor. — A New Kiev?

Królowa parsknęła śmiechem.

— Hrabina New Kiev wycofała się z polityki — wyjaśniła, gdy się uspokoiła. — Choć właściwiej byłoby powiedzieć, że została wycofana przez twoją przyjaciółkę Cathy Montaigne, która przeprowadziła zamach stanu w partii Liberalnej, a potem urządziła gruntowne porządki w kierownictwie tej partii.

— Naprawdę? — ucieszyła się Honor. — Będę musiała jej pogratulować!

Nie wiedziała, czy Elżbieta jest świadoma, że utrzymuje kontakty tak z Cathy, jak i z Zilwickim, ale i tak nie wiedziała o jej ostatnich osiągnięciach na platformie politycznej, bo była wtedy w drodze z Sidemore do domu.

— Gratulacje będą jak najbardziej zasłużone — wtrącił z uśmiechem William Alexander. — Bo Partia Liberalna, jaką znaliśmy, w zasadzie już nie istnieje. Co prawda chwilowo jeszcze panuje w niej i wokół niej duże zamieszanie, ale kiedy kurz osiądzie, wszystko wskazuje na to, że będą dwie partie mające w nazwie słowo „liberalna”, z tym że z różnymi dodatkami. Jedna będzie się składać z przytłaczającej większości członków starej pod przewodnictwem Montaigne, druga będzie partyjką kanapową złożoną z kilkunastu-kilkudziesięciu niereformowalnych członków starej, ciągle nie chcących przyznać, jak dali się wykorzystać High Ridge’owi. Najprawdopodobniej skupią się wokół tych kilku librałów, którzy zasiadają w Izbie Lordów, bo tylko ktoś tak oderwany od rzeczywistości może politycznie przetrwa, a poza tym w Izbie Gmin nie mają czego szukać. A wreając do New Kiev, sądzę, że jej kłopoty jeszcze się nie skończyły: hrabina Tor cieszyła się reputacją osoby lubiącej rozliczać się do końca tak z przyjaciółmi, jak i z wrigami: wątpię, by Cathy Montaigne aż tak różniła się od niej charakterem…

— A North Hollow zniknął — dodał radośnie Hamish.

Shemais, słyszącjego ton, zachichotała radośnie.

Honor przekrzywia głowę i spojrzała na nią pytająco.

— To jeden z miizych efektów zniszczenia Akt Dmitrija — wyjaśniła pad pułkownik. — A raczej jedna z nieprzewidywalnych komsekwencji powszechnego przekonania o zniszczeniu czegoś, co nigdy nie istniało, czyli tak zwanych Akt North Hollowa, jak głosi oficjalna wersja, wymyślona naturalne przez Zjednoczenie Konserwatywne.

Otóż zniszczenie ak wraz z domem w Landing doprowadziło do zadziwiaącego wzrostu popularności Stefana Younga. Nagle cała masa ludzi zaczęła czuć nieodpartą ochotę, by z nim porozmawiać, a gdy okazało się, że jest nieuchwytny, agencji detektywistyczne, i nie tylko, zostały zasypane listą takich samych zleceń: znaleźć go za wszelką cenę. Tylko zleceriodawcy są różni. Z tego co wiem, szukają go nie tylko prywatni detektywi, ktoś więc go w końcu znajdzie, żywego lub martwego, ale znajdzie.

W głosie i emocjach Shemais była prawie mściwa radość w tak czystej postaci, że Honor omal nie uśmiechnęła się z podobnie mściwą radością. Tyle tylko że jej była znacznie, ale to znacznie większa.

— Skoro High Ridge i reszta zniknęli z politycznej sceny, to kto rządzi Królestwem? — spytała Honor po chwili, gdy przestała napawać się wizją przyszłości earla North Hollow. — Poza Wiliam naturalnie, bo z nagrań przywiezionych przez kuriera wiem, że po rezygnacji High Ridge’a poprosiłaś go o stworzenie rządu. Tak na marginesie, twoje oświadczenie dotyczące powodów rezygnacji barona High Ridge’a to było naprawdę coś.

— Prawda? — Elżbieta zamruczała prawie jak uczciwy treecat. — To dopiero początek moich rozliczeń z tą gnidą, ale przynajmniej nikt nigdy nie zaproponuje mu już jakiegokolwiek politycznego stanowiska, a do historii rzeczywiście przejdzie, choć może nie tak jak chciał… Jeśli chodzi o rząd, to Willie jest oczywiście premierem, skarb objęła hrabina Mourncreek, tak, hrabina, bo utworzyłam dla niej nowe parostwo. Do ministerstwa handlu ściągnęliśmy Abrahama Spencera, a sprawami wewnętrznymi po długich rozmowach zgodziła się zająć dama Estelle Matsuko. A biorąc pod uwagę, jak ta banda durniów zabagniła nasze stosunki z członkami Sojuszu — tak na marginesie, Erewhon podpisał traktat o wzajemnej pomocy na wypadek napaści z Republiką Haven — doszliśmy z Williem do wniosku, że potrzebny jest na ministra spraw zagranicznych ktoś, komu zaufają nawet najmniejsi członkowie Sojuszu, poprosiliśmy więc sir Anthony’ego Langtry’ego żeby nim został. Zgodził się.

— Rozumiem… — mruknęła Honor i spytała podejrzliwie. — Skoro Francine zajmuje się skarbem, to kto jest Pierwszym Lordem Admiralicji?

— A już myślałam, że o to nie spytasz — ucieszyła się Królowa. — Wiedziałam, że musi to być ktoś naprawdę dobry, bo to, co zostawili po sobie Janacek, Houseman i Jurgensen, dosłownie przechodzi ludzkie pojęcie, zwróciłam się więc do kogoś, do kogo ja i Willie możemy mieć absolutne zaufanie i kto naprawdę będzie miał na względzie dobro Royal Manticoran Navy. Pozwól, że ci przedstawię: pierwszy Lord Admiralicji, earl White Haven.

Honor gwałtownie odwróciła głowę. A Hamish Alexander uśmiechnął się niepewnie, co idealnie odzwierciedlało jego uczucia żywione w tej sprawie.

— Prawdę mówiąc, była to trudna decyzja — dodała zupełnie poważnie Elżbieta. — Hamish bardzo by się przydał jako dowódca floty, zwłaszcza w takiej jak obecna sytuacji, ale to, co udało się Janacekowi, było tak tragiczne, że okazało się ważniejsze. Ten skurwysyn wiedział, co robi, strzelając sobie w łeb, bo wyłgał się tanim kosztem. I proszę mi nie zwracać uwagi, że Królowa nie używa takiego języka! Oskarżyłabym go o zdradę stanu, a tak mu się upiekło. Ale Jurgensenowi się nie upiekło i nie upiecze. W najlepszym razie zostanie zdegradowany i wyrzucony ze służby jako niegodny noszenia królewskiego munduru, a jeśli potwierdzą się inne podejrzenia, to być może czeka go jeszcze proces karny albo i zarzut zdrady stanu, choć to ostatnie niestety jest mało prawdopodobne. Natomiast wszyscy chcemy uniknąć polowania na czarownice, bo miałoby to katastrofalny wpływ na morale floty. Natomiast winnych stanu Królewskiej Marynarki zamierzam ukarać z całą bezwzględnością, tyle że chwilowo jedynie w pełnym majestacie prawa. Justin, Willie i ciotka Caitrin przekonali mnie, że w tej sytuacji sądy kapturowe byłyby jeszcze gorsze od polowania na czarownice. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, gwarantuję ci! Wytrzymam nawet to, że sąd uzna któregoś za niewinnego z braku wystarczających dowodów.

I uśmiechnęła się naprawdę paskudnie.

— A wracając do rządu, to kwestią podstawową przy ministrze skarbu było zaufanie nasze, a przy ministrze spraw zagranicznych zaufanie sojuszników. Jeśli chodziło o Pierwszego Lorda Admiralicji, sprawa była gorsza, bo musiał to być ktoś nie tylko znający się dokładnie na sprawach floty, ale na dodatek cieszący się zaufaniem tak personelu i kadry RMN, jak i zaufaniem rządów oraz flot sojuszniczych. Jest to tym ważniejsze, że jeszcze nie w pełni znamy rozmiar zniszczeń spowodowanych przez High Ridge’a i Janaceka. Co chwilę coś nowego wychodzi na jaw i jeszcze długo będzie wychodzić. Na pewno znajdą się tak poważne kwestie, że dowie się o nich opinia publiczna, a to nie wzmocni zaufania tejże opinii publicznej do floty i jej zdolności bojowych. Wybór był więc bardzo ograniczony, a ponieważ ty nie byłaś dostępna, wrobiliśmy Hamisha.

Królowa uśmiechnęła się niewinnie, widząc minę Honor, gdy dotarł do niej sens ostatniego zdania.

— A wychodząc z podobnych założeń, czyli troski o profesjonalną wiedzę i odbudowanie zaufania do Admiralicji — dodał White Haven — ściągnąłem na Pierwszego Lorda Przestrzeni Toma Caparelliego, a na Drugiego Lorda Przestrzeni Pat Givens. Mogę ci powiedzieć, że entuzjazm, z jakim zabrała się za porządki w wywiadzie floty, nawet na mnie zrobił wrażenie. No a trzecim Lordem Przestrzeni została Sonja Hemphill. Z mojej rekomendacji.

I uśmiechnął się, widząc, jak Honor traci mowę i wybałusza na niego oczy.

— Spodziewam się, że będzie między nimi dochodziło do starć — przyznał spokojnie. — Być może ostrych, ale jak mi kiedyś słusznie zwróciłaś uwagę, fakt, że to ona jest autorką jakiegoś pomysłu, nie oznacza, że musi to być zły pomysł. Naturalnie trzeba pilnować, by jej entuzjazm nie poniósł, ale w obecnej sytuacji i najbliższej przyszłości zresztą też będziemy potrzebowali wszystkich dobrych po mysłów. Choćby nieortodoksyjnych.

— Obawiam się, że masz rację — przyznała z westchnieniem Honor. — I przyznaję, że nadal próbuję dojść z tym wszystkim do ładu. Bo to brzmi jak stara bajka dla dzieci: przyjmuje się ją do wiadomości, ale uwierzyć w to wszystko… Pół biedy jeszcze z tym, co się pozmieniało u nas, ale reszta… Spotkałam Thomasa Theismana i miałam okazję poznać go nieco bliżej. I nie mogę zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło.

— Doszło do tego dlatego, że u nich nic się nie zmieniło poza szyldem — odparła Elżbieta z bezbrzeżną, lodowatą nienawiścią tak w głosie, jak i w uczuciach.

— Rozumiem, co czujesz, ale… — zaczęła Honor.

— Nie rozumiesz, bo nie wiesz, o czym mówię, nie gadaj więc bzdur! — przerwała jej gwałtownie Królowa, po czym z widocznym wysiłkiem zapanowała nad sobą i dodała znacznie spokojniej: — Wiem, że podziwiasz Theismana, i mogę to zrozumieć. Wiem, że masz pewne… predyspozycje, jeśli chodzi o ocenę czyichś motywacji i uczciwości, ale w tym przypadku niestety się pomyliłaś.

Spojrzała Honor prosto w oczy, i dopiero widząc wyraz jej oczu i czując uczucia wypełniające Elżbietę III, Honor zrozumiała, jak trafne było imię nadane jej przez treecaty. A brzmiało ono „Stalowy Duch”.

— Mogę nawet zgodzić się, że Thomas Theisman jest uczciwym człowiekiem. Z pewnością jest odważny i oddany swemu państwu. To nie ulega wątpliwości. Ale nie ulega jej także to, że Republika Haven jest tak samo fałszywa i zakłamana jak Ludowa Republika Haven zarówno pod rządami Komitetu, jak i Legislatorów. Można nawet powiedzieć, że w tej dziedzinie jej obecne władze pobiły Oscara Saint-Justa. Zaczynając od Pritchart, a kończąc na najmniej ważnym członku rządu, w skład którego także wchodzi twój przyjaciel. Theisman spreparował z zimną krwią starannie przemyślane kłamstwo, które systematycznie wprowadzali w życie. Wszyscy. Nikt nie zdobył się na odwagę, by zaprotestować. Okłamali nas, swoich obywateli i resztę galaktyki. Bóg mi świadkiem, że zrozumiałabym każdego, kto został potraktowany tak jak oni przez rząd High Ridge’a w tej żałosnej farsie zwanej negocjacjami pokojowymi. Nie winiłabym ich, gdyby stracili cierpliwość i chcieli zemsty. I nie winię ich floty ani ich obywateli, bo to właśnie nastąpiło, ale zupełnie inna sprawa jest z rządem, który znał prawdę i ją sfałszował. Ta korespondencja dyplomatyczna, którą opublikowali, to stek kłamstw i fałszerstw! Mamy oryginały wszystkich ich not dyplomatycznych w archiwum, Honor. Mogę ci pokazać dokładnie, gdzie i co usunęli, dopisali lub zmienili. Nie tylko zresztą we własnych pismach. W naszych także. Wszystko za bardzo do siebie pasuje, jest zbyt spójne i przemyślane, by mogło być dziełem przypadku lub działaniem pod wpływem impulsu. To celowe, zaplanowane i przeprowadzane miesiącami działanie mające usprawiedliwić w oczach opinii publicznej tak własnej, jak i reszty galaktyki ich podstępny atak. Teraz opowiadają na prawo i lewo, że zmusiliśmy ich do tego. Ze nie mieli zamiaru użyć w ten sposób nowych okrętów, dopóki nie pozostawiliśmy im wyboru. A na dowód pokazują sfałszowaną korespondencję. Tymczasem prawda jest taka, że High Ridge, gdy zaczęli go cisnąć, chciał się dogadać, co jasno wynika z naszych oryginalnych not. To oni wymyślili i sprokurowali cały kryzys, fałszując wszystko, by pasowało jako uzasadnienie agresji. A to całkowicie jednoznacznie świadczy, że tak jak powiedziałam: zmienił się tylko szyld, reszta pozostała taka sama.

Królowa umilkła, ale widać było, że nie skończyła, toteż nikt się nie odezwał. Wszyscy czekali. Po chwili Elżbieta dodała rzeczowo:

— Zamordowali mi ojca i próbowali zabić męża. Potem zabili mojego wuja, kuzyna, premiera i próbowali zabić mnie, moją ciotkę i Benjamina Mayhewa. W tamtej wojnie, którą wywołali, zabili kilkaset tysięcy ludzi należących do mojej floty, a w tej zabili już kilkanaście tysięcy, a Bóg raczy wiedzieć, ilu jeszcze zabiją. Wychodzi na to, że to, jak uczciwy czy pełen dobrych intencji jest ktoś, kto obejmuje rządy w tym kurwidołku, nie ma najmniejszego znaczenia, bo kiedy już ma tę władzę, zmienia się w takiego samego pozbawionego skrupułów i zasad przestępcę jak poprzednicy. Nie wiem, jak to działa, ale widać, że działa, i to skutecznie. Mogą się nazywać, jak chcą, i udawać, kogo chcą, ale cały czas pozostają sobą: bandą załganych skurwieli zagrażających wszystkim w okolicy. I dlatego jest tylko jeden sposób doprowadzenia do trwałego pokoju między nimi a Gwiezdnym Królestwem Manticore.


* * *

Wieczorem Honor znalazła się ponownie w jadalni posiadłości White Haven. Pod pewnymi względami ta wizyta była dla niej trudniejsza od pierwszej.

Teraz nie było udawania, za co była wdzięczna — bolesna prawda została już powiedziana, nie było więc potrzeby próbować się wzajemnie i samemu oszukiwać czy też odmawiać spojrzenu prawdzie w oczy. Nie było też już złości, bo zdążyła przeminąć. Natomiast nie zdążyła nawet zacząć badać tej nowej więzi czy też nowej świadomości istnienia Hamisha, ani też porozmawiać z nim o tym. Była cudowna, ale równocześnie mogła znacznie zwiększyć cierpienie. Znała samą siebie zbyt dobrze, by wiedzieć, że zdoła oprzeć się uczuciom. Na pewno nie długo, tym bardziej że teraz miała dodatkową pewność i zdolność zajrzenia jeszcze głębiej w jego duszę. I wiedziała, że on też tego nie potrafi. Gdyby była w stanie nie skorzystać z zaproszenia, zrobiłaby tak, ale nie było to możliwe bez głębokiego zranienia Emily, nie miała więc wyboru. Oboje z Hamishem robili, co mogli, by zachowywać się jak najbardziej normalnie, ale nie sądzia, by im się to udawało.

A co gorsza, pierwszy raz od chwili uzyskania pogłębionej więzi z Nimitzem, dzięki której była w stanie wyczuwać emocje innych, co szło jej coraz lepiej w miarę upływu czasu, zdolności empatyczne zawiodły ją. Nie była w stanie wyczuć emocji Emily. Powód był prosty — nowa więź z Hamishem byk tak silna, że jego emocje zaćmiewały emocje wszystkich innych poza Nimitzem. Wiedziała, że nauczy się to kmtrolować, podobnie jak nauczyła się filtrować natłok różnorodnych emocji w czasie większych spotkań, ale to wymagało czasu, a tego akurat nie miała. Siła więzi z Hamishem na dodatek jeszcze rosła, nawet więc gdyby miała czas i spokój potrzebny, by je zbadać, nie mogłaby jeszcze tego uczynić. Był niczym promieniowanie tła, ale tak silne, że zagłuszał wszystko inne, i czuła się w pewien sposób jak ślepiec, co dodatkowo ją deprymowało.

— …tak, Honor, Elżbieta jest w tej sprawie zdecydowana — dokończyła Emily, odpowiadając na ostatnią próbę czegoś, co miało przypominać normalną rozmowę przy stole.

— I raczej nie obwiniam jej o takie podejście.

— Willie w ogóle o nic jej nie obwinia — dodał Hamish, podając Sam kolejnego selera.

— Sama ją doskonale rozumiem — przyznała Honor. — Natomiast nie podoba mi się jej generalizacja: wrzuciła do jednego worka Sidneya Harrisa, Roba Pierre’a, Saint-Justa i Thomasa Theismana. A jestem przekonana, że Theisman w żaden sposób do tego towarzystwa nie pasuje.

— A co z tą całą Pritchart? — spytał nieco wyzywająco Hamish. — Nigdy jej nie spotkałaś, a to w końcu ona jest prezydentem. A przedtem była jakąś terrorystką. Jeśli to ona za tym stoi i wymyśliła całe to oszustwo, a Theisman po prostu nie miał wyjścia? Sama mówiłaś, że jest to człowiek poważnie traktujący obowiązki. Taki ktoś wykonałby polecenie konstytucyjnej władzy, nawet gdyby się z nim nie zgadzał.

— Hamish, to jest człowiek, który zniszczył Urząd Bezpieczeństwa i najprawdopodobniej osobiście zastrzelił Saint-Justa. Potem przekonał Flotę Systemową, żeby go poparła, zwołał konwencję konstytucyjną i oddał władzę pierwszemu prawnie wybranemu prezydentowi, a jeszcze po drodze wyjął ze śmietnika konstytucję, którą pomógł wcielić w życie. Potem przez prawie cztery standardowe lata toczył wojnę domową na sześciu czy siedmiu frontach, by tę konstytucję obronić. Tak nie postępuje słabeusz czy służbista wykonujący rozkazy. Zrobił to wszystko, ponieważ wierzył, i sądzę, że nadal wierzy w zasady konstytucyjne, na których opierała się stara Republika Haven z okresu poprzedzającego rządy Legislatorów. Taki człowiek nie będzie stał bezczynnie i obserwował, jak ktoś inny wypacza te zasady i nadużywa władzy. Zwłaszcza ktoś, komu on tę władzę dał w prezencie.

— Jeśli on rzeczywiście taki jest, to Honor ma rację — powiedziała Emily z namysłem.

— Zapewne jest, bo choć z tego co wiem, ze wszystkich zaufanych Elżbiety tylko Honor go spotkała, to dzięki tym, jak to określiła Królowa, specjalnym predyspozycjom na pewno wyrobiła sobie o nim słuszną opinię. Nie sprzeciwiam się tej ocenie, natomiast pozostaje niezbity fakt, że to się nie zgadza z tym, co zrobił. Nie wiem, dlaczego tak postąpił, ale publicznie poparł wersję Pritchart dotyczącą przebiegu negocjacji. Widziałem nagranie, wszyscy je widzieli, bo było to wjstąpienie publiczne. Nie oświadczył, że wykonuje rozkasy, nie powiedział, że wierzy Pritchart, bo mu tak powiedziała. On wyraźnie stwierdził, że widział korespondencję, co do której my wiemy, że nie istniała.

Potrząsnął głową, a Honor z ciężkim westchnieniem była zmuszona przyznać mu rację. Nadal nie mogła w to uwierzyć, bo takie zachwanie zupełnie nie pasowało do Thomasa Theismana, kórego poznała, ale faktem było, że właśnie tak a nie iniczej się zachował. Wiedziała, że ludzie się zmieniają, tyko że nie potrafiła sobie wyobrazić procesu, który w tak krótkim czasie zdołałby tak drastycznie zmienić tego akurat człowieka o wyjątkowo silnym charakterze.

— Cóż, nie dojdziemj do tego, jak to się stało, nie ma więc sensu dalej się nac tym zastanawiać — podsumowała. — Lepiej powiedz mi, jak naprawdę źle jest na froncie? I czy możemy pozwolić ci porządkować bajzel po Janaceku, zamiast dać ci doyództwo floty? Mam się jutro po południu zjawić w Admralicji na oficjalną naradę z Pat Givens, ale co nieco już słyszałam i nie były to krzepiące wieści.

— Krzepiące na pewio nie były — zgodził się posępnie White Haven i sięgnął po kielich z winem.

Opróżnił go prawie diszkiem, oparł się wygodniej i zaczął wyjaśniać:

— Jeśli chodzi o to, czy możemy pozwolić mi porządkować Admiralicję, to po prostu nie mamy wyboru. Nie odpowiada mi ta rola, ale ktoś to musi zrobić, a Willie i Elżbieta mają całkowiią rację co do tego, że Admiralicją musi kierować ktoś, komu ufają wszyscy członkowie Sojuszu i kto jest wojskowym. A ujmując rzecz brutalnie, takie osoby są tylko dwie: ty i ja. Logiczniejsze jest, żebym to był ja, choćby dlatego, że byłem na miejscu, ale nie tylko. Wychodzi więc na to, że to będzie twoja wojna, Honor. Natomiast nasza sytuacja militarna… High Ridge, Janacek i Houseman zdołali doprowadzić flotę do znacznie gorszego stanu, niż nawet my sądziliśmy. To, co zrobiła Marynarka Republiki, było jedynie ukoronowaniem ich dzieła, bo oni ją po prostu wystawili na cios. Gdyby nie tych trzech skurwieli, nie stalibyśmy pod ścianą, a tak… Straciliśmy ponad 2600 kutrów, 70 ciężkich i lekkich krążowników, 41 krążowników liniowych i 61 superdreadnoughtów. Nie licząc wszystkich nie dokończonych okrętów w Grendelsbane zniszczonych w czasie odwrotu. Że nie wspomnę o personelu stoczni, który trafił do niewoli, podobnie jak załogi kilku stoczni remontowych w innych systemach. No i straciliśmy wszystkie poza Trevor Star systemy zdobyte od początku wojny; jeśli nie liczyć tego, że kontrolujemy wszystkie terminale Manticore Junction, jesteśmy w takiej samej sytuacji strategicznej jak przed wybuchem wojny, tylko że mamy proporcjonalnie mniejsze siły, niż mieliśmy przed bitwą o Hancock.

Honor przyglądała mu się w milczeniu, zbyt zszokowana, by wydobyć z siebie słowo.

White Haven pokiwał głową, widząc jej reakcję, i powiedział:

— Jest źle, ale nie tragicznie. A to przede wszystkim dzięki Graysonowi. Nie dość, że uratowali ciebie, to także nas w Trevor Star, a poza tym Marynarka Graysona to jedyna rezerwa strategiczna, jaką ma Sojusz. Zwłaszcza teraz, gdy Erewhon przeszedł na stronę Republiki. Na szczęście Flota Erewhonu nie miała pełnego systemu Ghost Rider, kutrów nowej generacji i nowych węzłów beta. Ale resztę gnojki mieli, łącznie z najnowszymi kompensatorami i nadajnikami grawitacyjnymi. Jak Foraker to dostanie i zacznie kopiować, wylądujemy w jeszcze gorszym bagnie, niż jesteśmy w tej chwili. Aha, Pat poza porządkami personalnymi wzięła się też do porządków w posiadanych informacjach, ponownej ich oceny, uczciwej analizy i porównania z tym, co udostępnił jej Greg Paxton. I doszła do pewnych szacunkowych danych, czym też Marynarka Republiki może dysponować w niedługim czasie. Osobiście uważam, że trochę przeceniła możliwości Republiki jako takiej, co jest zupełnie naturalną reakcją po tym, jak poważnie nie docenialiśmy ich przez ostatnich parę lat i jaką przykrą niespodzianką się to dla nas skończyło. Z drugiej strony widziałem materiały, na których oparte są te analizy, a Pat nigdy nie była osobą skłonną do przesady, więc może i tym razem ma rację. Jeśli nie ma, to w Republice jest w tej chwili w budowie minimum trzysta okrętów liniowych. Minimum. Grayson ma obecnie mniej niż sto superdreadnoughtów rakietowych, a my siedemdziesiąt trzy. A w ataku wzięło udział prawie dwieście republikańskich, nie licząc tych, które ty zniszczyłaś. Daje to raczej niekorzystny układ.

Honor poczuła lodowaty chłód — widziała, jak skutecznie Marynarka Republiki wykorzystuje nowe okręty i resztę nowego uzbrojenia. Teraz dowiedziała się, że jest ich wręcz olbrzymia liczba, co odruchowo nasuwało skojarzenie z olbrzymem gotowym zniszczyć Sojusz.

— Jeszcze żyjemy — powiedział łagodnie Hamish, widząc jej reakcję.

Potrząsnęła głową i powiedziała słabo:

— Jeszcze nie mają tych trzystu, to dlatego — i dopiero w tym momencie dotarło do niej, że Hamish wcale nie jest tak zmartwiony i przestraszony, jak powinien być. — Co chcesz przez to powiedzieć?

— Po pierwsze to, co osiągnęłaś w Konfederacji, zdaje się, wywarło dość duży wpływ na ich postępowanie. Nie wiedzą jeszcze dokładnie, co zaszło, bo to, co zostało z Drugiej Floty, jeszcze nie dotarło do Republiki, ale wiedzą, że przegrali, i to sromotnie, choćby z naszych oświadczeń prasowych. Przedyskutowaliśmy z Williem i Królową sprawę i jutro rano zamierzamy podać ich oficjalne straty. Wątpię, by ich wysokość kogoś zaskoczyła, bo krążą plotki zbliżone do rzeczywistości, ale oficjalne potwierdzenie zawsze jest trochę inaczej odbierane. A fakt, że stracili ponad połowę okrętów, a wszystkie pozostałe zostały uszkodzone w trakcie, jak sądzili, zaskakującego ataku, da im jeszcze więcej do myślenia. I spowoduje dłuższą przerwę w atakach. Naturalnie znacznie też poprawi morale naszych cywilów i wojskowych. W sumie to już poprawiło, prawdę mówiąc. I trudno się dziwić, bo to, co osiągnęłaś, to jedyny nasz sukces od momentu wznowienia działań.

— Jak to jedyny?! A to, co zrobiliście z Niallem w Trevor Star? — spytała zaskoczona.

— A co takiego osiągnęliśmy? — prychnął gospodarz. — Zdołaliśmy tylko utrzymać system i nie pozwolić na masakrę Trzeciej Floty. Nie jestem fałszywie skromny i nie próbuję pomniejszyć swojej roli czy roli graysońskich okrętów, ale fakt pozostaje faktem. Uniemożliwiliśmy Republice ukoronowanie ofensywy spektakularnym zwycięstwem, dzięki czemu stałaby się ona kompletną katastrofą dla Sojuszu. Ale siły, które próbowaliśmy przechwycić, uciekły, tracąc jedynie kilkanaście kutrów. To nie była bitwa, tylko zapobieżenie bitwie. Flota, która zaatakowała ciebie, nie została przepędzona: została zniszczona, a to, przyznasz, zasadnicza różnica ze strategicznego punktu widzenia. Trevor Star jest dla Królestwa nieporównanie ważniejszy od systemu Marsh i ludzie o tym wiedzą, ale to bez znaczenia. Faktem też wydaje się i to, że siły atakujące Trevor Star składały się w większej części z nowych okrętów niż te wysłane przeciwko tobie, ich utrata byłaby więc dla Marynarki Republiki znacznie poważniejszym ciosem, ale to również jest mniej istotne. W tej chwili znacznie ważniejsza jest kwestia psychicznego podejścia. Przed zawarciem rozejmu doprowadziliśmy do sytuacji, w której wszyscy wiedzieli, że jesteśmy lepsi i mamy przewagę. Właśnie udowodnili, że tak już nie jest, ale mogą sobie z tego nie zdawać sprawy, a nasi ludzie nie zdają sobie z tego sprawy na pewno. I przy odrobinie szczęścia tak pozostanie. Najważniejsze, by zapamiętali, że pokonałaś ich w jedynej bitwie, w której siły były wyrównane. To ważne dla naszego morale, ale również — o ile nie bardziej — dla morale i myślenia taktycznego drugiej strony. Bo świadomość, iż zrezygnowali z walki o Trevor Star przy mniej więcej równych siłach, nabiera w połączeniu z klęską w systemie Marsh zupełnie nowego wymiaru. Z ostrożności, którą, tak między nami mówiąc, była, staje się tchórzostwem. Albo w najlepszym razie przyznaniem, że nadal nie są w stanie stawić nam czoła, gdy siły są równe.

— To, co mówisz, jest w sumie logiczne — przyznała Honor, nie kryjąc powątpiewania — ale wydaje mi się mocno naciągane.

— Bo jest naciągane — przyznał uczciwie. — Ale to nie jedyny atut, na jaki możemy liczyć. I nie najważniejszy. Jest i drugi, który, szczerze mówiąc, zawdzięczamy tylko tobie.

— Mnie?! Wiem, że się powtarzam, ale o czym ty, u diabła, mówisz?

— Sir Anthony nawiązał już kontakt z Imperium. Dzięki terminalowi Gregor możemy szybciej przebyć drogę do systemu New Berlin i z powrotem, niż Druga Flota dotrze do Haven. A Willie i Elżbieta nie marnowali czasu. Okazało się, że tak Imperator, jak i Imperialna Marynarka zostali zaskoczeni rozwojem wydarzeń i poziomem technicznym Marynarki Republiki. Nic nie wiedzieli o planowanej ofensywie, a jej sukces bardzo nieprzyjemnie ich zaskoczył i sądzę, że przestraszył. Poważnie przestraszył, prawdę mówiąc. Wiesz dobrze, jak bardzo Gustaw nie ufa republikańskim formom władzy; nic dziwnego, że uwierzył nam, a nie Pritchart, w sprawie sfałszowanej korespondencji dyplomatycznej. Na dodatek przyznał, że Pritchart celowo zachęcała go do agresywnej polityki w Konfederacji w czasie, gdy nam stawiała nowe żądania w negocjacjach. Mam nieodparte wrażenie, z tego co relacjonował Willie, że bardzo poważny wpływ na stanowisko Imperatora i jego ocenę aktualnej równowagi sił miało właśnie to, że Republika chciała użyć Imperium jako elementu w starannie zaplanowanym oszustwie. W każdym razie, ujmując rzecz w skrócie, wszystko wskazuje na to, że Imperialna Marynarka przyłączy się do tej wojny po naszej stronie.

Dla Honor był to zdecydowanie wieczór niespodzianek — znów wytrzeszczyła na niego oczy, przez moment nie mogąc wykrztusić słowa.

— Hamish… — wyjąkała po chwili. — Mniej niż dwa miesiące temu strzelaliśmy do siebie!

— No i co z tego? — spytał uprzejmie White Haven.

Pa czym parsknął śmiechem, widząc jej minę.

— Zapomniałaś, że naczelną zasadą Domu Anderman jest realpolitik. W opinii Gustawa Andermana Republika Haven jest nieprzewidywalna, próbowała go oszukać i okłamuje całą galaktykę, no i naturalnie znów ma najpotężniejszą flotę, Ligi Solarnej nie licząc. Wniosek jest prosty. Republika jest dla Imperium znacznie większym zagrożeniem niż my. Pamiętaj też, że Imperium nigdy nie uważało nas za zagrożenie własnego bezpieczeństwa. Nie podobało im się nasze wtrącanie się w ich próby zaanektowania części Konfederacji, ale to było jedyne zastrzeżenie. A Ludową Republikę wszyscy traktowali jako zagrożenie. Skoro teraz Republika Haven przejawiła podobne skłonności, używając tych samych metod, Imperium zaczęło ją traktować tak jak Ludową Republikę, bo to dla nich jest dokładnie to samo co dla Elżbiety: zmiana szyldu. Połączenie obu tych podejść spowodowało, że stali się zwolennikami starej zasady głoszącej, iż wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Stało się to tym szybsze, że Willie i Elżbieta zaproponowali im bardzo konkretną zachętę do zajęcia takiego stanowiska.

— Jaką? — spytała podejrzliwie Honor, nie bardzo już mając siłę, by się dziwić.

— Naszą własną odmianę realpolitik. Pozwól, że ci najpierw coś wyjaśnię, bo od dawna nie byłaś w Izbie Lordów. Zjednoczenie Konserwatywne i Liberałowie praktycznie nie istnieją, bo i, którzy pozostali w tych partiach, albo nie biorą udziau w obradach, albo wstrzymują się od głosu. Oznacza to, że cały parlament wspiera nowy rząd Williego. Żebyś miała pojęcie, jak dalece, powiem ci, że Izba Lordów zgodziła się zaproponować ustawę dającą Izbie Gmin kontrolę nad skarbem po okresie przejściowym wynoszącyn pięć lat standardowych. Jeżeli nie zajdzie nic niespodzewanego, to zostanie ona przegłosowana i przyjęta w przyszłym tygodniu.

Honor nawet nie próbowała się odezwać.

White Haven zaś wzruszył ramionami i powiedział:

— Wiem. Głupie, prawda? Powód, dzięki któremu High Ridge zdołał tyle czasu utrzymywać się przy władzy. Największy polityczny straszak w dziejach Gwiezdnego Królestwa skłaniający większość parów do ignorowania każdego szwindla i głupot rządu High Ridge’a. A teraz w mniej niż miesiąc od wznowienia strzelaniny prawie osiemdziesiąt procent Izby Lordów gotowych jest ustąpić. Gdyby te głupie sukinsyny chciały choćby trochę ustąpić w tej kwestii trzy standartowe lata temu, nic z tego, co zaszło, nie miałoby miejsca. A jeśli nawet, doszłoby do tego w sposób nie dający Pritchart okazji do sfabrykowania usprawiedliwienia. Natomiast poparcie Izby Lordów dla naszych reform finansowych nie ma żadnego związku z Imperium. Powiedziałem ci o tym tylko dlatego, byś uzmysłowiła sobie, że w tej chwili Izba Lordów zgodzi się na wszystko, co zaproponuje rząd, a poprze Królowa. W sprawie przekonania Imperium istotne jest to, że przestał istnieć ideologiczny sprzeciw przeciwko „imperializmowi” w naszej polityce zagranicznej. To prawdopodobnie i tak by w końcu nastąpiło, tylko że trwałoby dłużej i przyszło z większym trudem. A tak pod koniec tego tygodnie Willie na połączonej sesji obu izb zaproponuje, by Królestwo Manticore i Imperium Andermańskie w końcu położyły kres nieustającym aktom przemocy i bezprawiu panującym od lat w Konfederacji Silesiańskiej. I parlament to zaakceptuje.

— Żartujesz?!

— Wręcz przeciwnie, mówię to jak najzupełniej poważnie. To jest logiczne, a Republika nie zostawiła nam wyboru. Żeby przetrwać, potrzebujemy Imperium, a ceną Imperium jest zgoda na zajęcie części Konfederacji. Skoro musimy się na to zgodzić, to dlaczego nie pójść na całość?

— A jeśli rząd Konfederacji będzie protestował przeciwko temu rozbiorowi? — spytała Honor.

— Bywałaś w Konfederacji częściej niż większość oficerów Royal Manticoran Navy. Uważasz, że mieszkańcy posłuchają rządu? Że mając okazję zostać poddanymi Korony, nie skorzystają z niej?

Honor już otwierała usta, by zaprzeczyć, gdy zrozumiała, że Hamish tak naprawdę ma rację. Przeciętny mieszkaniec Konfederacji pragnął tego samego co każdy normalny człowiek — bezpieczeństwa, porządku i rządu, który brałby pod uwagę jego dobro i opinię, a nie traktował wyłącznie jako ofiarę i źródło podatków oraz łapówek.

— To, czego chce przeciętny obywatel Konfederacji, nie musi pokrywać się z pragnieniami rządu tejże Konfederacji — zauważyła.

— Rząd Konfederacji to banda skorumpowanych złodziei i oszustów, których interesuje wyłącznie stan ich kont bankowych i bezkarność — odparł rzeczowo White Haven. — Sama dobrze wiesz, że to jedyny legalny rząd, na tle którego nasz poprzedni prezentował się świetnie!

Honor odruchowo uśmiechnęła się, słysząc jego pełne świętego oburzenia słowa.

— Willie i sir Anthony są właśnie w trakcie organizowania stosownej łapówki — dodał z niesmakiem Hamish Alexander. — Do spółki z Gustawem po prostu kupią tę bandę hurtem na wagę. Oprócz kasy dostaną amnestię obejmującą wszystkie dotąd popełnione przestępstwa, znane czy nieznane. I to właśnie jest hak na tych, którzy je wezmą i nie będą siedzieć cicho: popełnione dotąd. Potem mają obowiązek przestrzegać prawa tak jak wszyscy, a ci ludzie nie są do tego przyzwyczajeni, jest więc na to nie wielka szansa. Większość spróbuje starych chwytów, tylko na mniejszą skalę, no bo to już nie oni będą rządzić. A wtedy dobierzemy się im do dupy tak, że aż będzie gwizdać. I sprawa niejako rozwiąże się sama. Nie powiem, że jestem zachwycony metodą, ale w ten sposób zyskamy sojusznika, którego desperacko potrzebujemy, i równocześnie ostatecznie zlikwidujemy źródło napięć istniejących między nami a Imperium od sześćdziesięciu czy siedemdziesięciu lat standardowych. Przy okazji też zakończymy istnienie czegoś, co rok w rok kosztuje nas życie setek tysięcy ludzi.

— A przy okazji staniemy się Gwiezdnym Imperium Manticore — dodała Honor z mieszanymi uczuciami.

— Nie bardzo widzię, żebyśmy mieli wybór — zauważył White Haven. — Po przyłączeniu Trevor Star i Gromady Talbott raczej konsekwentnie zmierzaliśmy w tym kierunku.

— Też prawda — przyznała niechętnie. — Sądzę, że najbardziej martwi mnie to, że może to zostać uznane za potwierdzenie zarzutów Republiki Haven oskarżającej nas o ekspansjonizm. To według Republiki był prawdziwy powód, dla którego rząd High Ridge’a nie miał nigdy zamiaru uczciwie negocjować pokoju: po prostu nie zamierzał oddać okupowanych systemów.

— Mnie to także martwi, bo stosunki międzynarodowe często bardziej zależą od odbioru rzeczywistości niż od obiektywnego stanu rzeczy — wtrąciła Emily. — Dla Ligi Solarnej na przykład będzie oczywiste, że to my jesteśmy winni, bo tak jak powiedziała Honor, potraktują to jako dowód naszych ekspansjonistycznych skłonności i uznają, że Republika nie miała innego wyjścia, jak zaatakować nas w samoobronie.

— Możesz mieć rację — przyznał White Haven po namyśle. — Ale to i tak niczego nie zmienia. Liga od początku uważała nas sa winnych tej wojny, a w tej chwili przetrwanie jest nieporównanie ważniejsze od dobrej opinii u sąsiadów. Żeby przetrwać, potrzebujemy Imperialnej Marynarki i zaplecza przemysłowego Imperium. Kwestiami propagandowymi będziemy się martwić, gdy minie to zagrożenie. W tej chwili szkoda na to czasu, bo jeżeli nie przetrwamy, doskonała opinia w całej zasiedlonej galaktyce i tak na nic nam się nie przyda.

Honor kiwnęła głową. Nie dlatego, by przestała mieć wątpliwości, lecz dlatego, że tak jak Hamish powiedział, przetrwanie było znacznie ważniejsze.

Zapadła chwila ciszy. Na szczęście krótka, bo przerwała ją Emily.

— Cóż, sądzę że wystarczy polityki na dziś.

— Też tak sądzę — zgodził się White Haven. — Tym bardziej że twój arystokratyczny, uparty i nienawidzący polityki małżonek w przewidywalnej przyszłości będzie w tej polityce tkwił po uszy, wszystko więc wskazuje na to, że aż zbyt wiele wieczorów przegadamy na ten właśnie temat.

— Jest to wysoce prawdopodobne — przyznała Emily i uśmiechnęła się niespodziewanie. — To może być całkiem interesujące! To, że ty nie lubisz polityki, nie oznacza, że ja także, mój drogi!

— Wiem — skrzywił się White Haven. — To jedyna pociecha w tej parszywej sytuacji.

— Nie przesadzaj. Zawsze jeszcze możesz zapytać o zdanie Samanthę.

— Jeszcze tego tylko brakowało! — uśmiechnęła się Honor. — Dobrze pamiętam, jak się namęczyłam, żeby Stinkerowi wyjaśnić najprostsze zasady rządzące naszą polityką, i co z tego wyniknęło.

I spróbowała pociągnąć Nimitza za ucho, za co dostała od niego po łapach.

— Nie mogę się doczekać, jaką Sam będzie miała na ten temat opinię — dodała radośnie.

— Możesz przeżyć spore zaskoczenie — uśmiechnęła się Emily. — Odbyłyśmy naprawdę długie i fascynujące rozmowy na temat różnic między treecatami i ludźmi.

— Poważnie? — Honor przyjrzała się jej z nowym zainteresowaniem.

— Jak najbardziej — Emily roześmiała się cicho. — Całe szczęście, że musiałam tylko nauczyć się rozumieć znaki języka migowego, bo jedną ręką raczej trudno by mi było sygnalizować. Na szczęście Samantha mnie rozumie. Ponieważ Hamish miał ostatnio zdecydowanie nadmiar zajęć, my miałyśmy dość czasu na pogawędki z gatunku „między nami dziewczynami”. Zaskakujące, jakie ciekawe uwagi miała Sam na jego temat.

— Uwagi? — Hamish przyjrzał się jej podejrzliwie.

— Bądź spokojny, nikt nie będzie tego rozpowszechniał — zapewniła go Emily z błyskiem w oczach. — Natomiast muszę przyznać, że Sam na twoim przykładzie, i nie tylko, doszła do interesujących wniosków na temat głupoty i oślego uporu ludzi jako takich.

— Jakie to wnioski? — zaciekawiła się Honor.

— Głównie chodzi o różnice między rasą empatów-telepatów, a rasą nie posiadającą tych umiejętności. — Emily nagle spoważniała. — Do jej celniejszych w mojej opinii wniosków zalicza się ten, że idiotyzmem jest, by dwoje ludzi nie przyznawało się, co do siebie nawzajem czują.

Honor zamarła całkowicie zaskoczona obrotem rozmowy. Chciała spojrzeć na Hamisha, by zobaczyć jego minę, ale nie mogła oderwać wzroku od Emily.

— Nasze społeczeństwa znacznie się od siebie różnią, co jest zrozumiałe — dodała Emily — ale pewne sprawy wyglądają podobnie. Może też coś zmieniać, idąc w ślady tego drugiego. Im więcej o tym rozmyślałyśmy, tym bardziej rozumiałam, dlaczego na przykład w tej sprawie treecaty tak uważają. Mają rację. To, że dwoje ludzi kochających się głęboko i nie chcących nikogo zranić, skazuje się na tyle cierpienia i nieszczęścia tylko dlatego, że żyje w społeczności pozbawionej zdolności empatycznych, jest nie tylko głupie. Jest też bezsensowne. Tym bardziej że postępują tak, ponieważ są z natury szlachetni i wolą sami cierpieć, niż zaryzykować możliwość zadania cierpienia komuś innemu. Być może stają się w ten sposób godni podziwu i większego zaufania, ale gdyby się nad tym zastanowić, być może doszlibyśmy do wniosku, że osoba, której chcą zaoszczędzić cierpień, wie, jak one przez to cierpią. I być może nie chce, by tak cierpiały. I że gdyby cała trójka była treecatami, to każde wiedziałoby, co czują pozostali. I że nikt nie może nikogo zdradzić, będąc kochającą i troskliwą osobą… ani przez to, że to okazuje.

Umilkła i przyglądała się obojgu z łagodnym uśmiechem.

A potem dokończyła:

— Wiecie, naprawdę dużo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że treecaty naprawdę są zaskakująco rozsądnymi istotami. Podejrzewam, że gdybyście spędzili więcej czasu na rozmowach z nimi albo być może nawet ze sobą, to moglibyście dojść do tych samych wniosków.

Uśmiechnęła się szerzej i niespodziewanie odsunęła wraz z fotelem od stołu.

— Możecie chcieć to przemyśleć albo przegadać — dodała, kierując się ku drzwiom. — Jeśli o mnie chodzi, idę spać.

Загрузка...