ROZDZIAŁ XLVI

Honor cofnęła się, dając komandorowi Denby’emu możliwość pozbierania się na nogi. Dowódca 3. dywizjonu Werewolfa poruszał się nieco wolniej niż zazwyczaj i potrząsał głową jak ktoś słyszący dzwonienie, którego nie słyszy nikt inny. Zajął w końcu pozycję wyjściową, ale Honor po chwili wahania wypluła namordnik, jak potocznie określano ochraniacz języka i zębów, i zapytała:

— Przepraszam, komandorze, dobrze się pan czuje?

Denby wypluł namordnik, ostrożnie poruszył prawym barkiem i uśmiechnął się krzywo.

— Myślę, że tak… — odparł. — Będę pewien, kiedy ten cholerny ptaszek przestanie mi ćwierkać w uchu!

Honor parsknęła śmiechem.

Oboje ubrani byli w gi, tradycyjne stroje do ćwiczeń. Choć na pasie Denby’ego znajdowało się tylko pięć węzłów, był dobry… naprawdę dobry. I podobnie jak większość pilotów zawsze miał czas i był na miejscu, gdy dowódcę stacji naszła ochota, by poćwiczyć.

Tym razem miał też pecha — zapomniał, że lewa ręka Honor jest protezą; a chwyt, który zastosował, zależał od reakcji przeciwnika na dźwignię założoną na łokieć. Reakcja Honor była żadna, co tak go zaskoczyło, że dał się trafić, nawet nie próbując uniku, i wylądował ciężko na macie. Prawdę mówiąc, Honor uderzyła go mocniej, niż zamierzała, bo nie wzięła poprawki na to, że zaskoczy go aż tak dalece, że nie zastosuje ani uniku, ani bloku.

— Żaden problem, mamy czas — zapewniła go uprzejmie. — Proszę wysłuchać koncertu do końca.

— Serdeczne dzięki; niech no ja złapię tę łajzę… — Denby uśmiechnął się i założył namordnik.

Honor odpowiedziała uśmiechem i zrobiła to samo.

Oboje powoli ruszyli ku środkowi maty i przyjęli pozycje wyjściowe. Honor obserwowała przeciwnika uważnie, bo ćwiczyli razem tyle razy, że zdążyła go całkiem dobrze poznać — zdawała sobie sprawę, że postanowił się zrewanżować, posyłając jej admiralski tyłek na matę. Co prawda od postanowienia do realizacji była daleka droga, ale…

— Przepraszam, milady! — rozległ się głos LaFolleta.

Honor cofnęła się i odwróciła ku niemu.

— Przepraszam, że przeszkadzam — dodał LaFollet jak zwykle stojący pod ścianą tak, by w razie potrzeby mieć zapewniony dobry ostrzał drzwi do sali gimnastycznej.

Honor ponownie pozbyła się namordnika i spytała:

— Co się stało, Andrew?

— Nie wiem. Właśnie skontaktował się ze mną porucznik Meares i przekazał informację, że jest pani potrzebna na pomoście flagowym.

— Na pomoście… — powtórzyła Honor. — I nie powiedział dlaczego?

— Nie, milady. Mam go spytać? — LaFollet niósł naręczny komunikator.

— Tak i spytaj go, na ile jest to naprawdę pilne. Jeśli się nie pali i nie wali, chciałabym najpierw wziąć prysznic i się przebrać.

— Oczywiście, milady — LaFollet uśmiechnął się lekko i wybrał stosowny numer.

Powiedział coś zwięźle i z nieco nieobecną miną słuchał odpowiedzi porucznika flagowego. Wyraz jego twarzy zmienił się gwałtownie. Honor odwróciła się w tym samym momencie, w którym Nimitz uniósł łeb, czując zaskoczenie i zaniepokojenie szefa ochrony.

— O co chodzi? — spytała ostro.

— Tim mówi, że Pirate’s Bane właśnie minął patrole perymetru, milady. — LaFollet starał się używać tytułu, nie imienia, by nie urazić dość delikatnej dumy młodzieńca, i to, że teraz się zapomniał, najlepiej świadczyło o powadze sytuacji. — Mówi, że frachtowiec jest uszkodzony.

Poważnie.

Honor znieruchomiała i dopiero po dobrych dwóch sekundach ocknęła się z prawie fizycznego stuporu:

— Jak poważnie? — spytała spokojnie. — I co z kapitanem Bachfishem?

— Tim nie wie, jak poważnie, a rozmawiał z pierwszym oficerem, bo kapitan Bachfish jest ranny.


* * *

Honor zmusiła się do spokojnego siedzenia, gdy pinasa wyłączyła napęd i operatorzy promieni ściągających Pirate’s Bane zajęli się procedurą cumowania. Nimitz zwinięty w kłębek na jej kolanach był spięty, czując targające nią emocje.

Tak w czasie dolotu do frachtowca, jak i teraz widać było potężne dziury wybite w jego burtach, ślady osmaleń i podłużne cięcia promieni laserowych, które częściowo zrykoszetowały. „Poważne uszkodzenia” były sporym niedomówieniem — statek miejscami przypominał durszlak.

Pinasa obróciła się i mechaniczne cumy zamknęły się z lekkim trzaskiem. Pokład hangarowy był nienaruszony i szczelny, o czym świadczył wysuwający się ku śluzie korytarz. Dalsze obserwacje przerwało jej energiczne puknięcie w kolano.

Spojrzała w dół i z lekkim zaskoczeniem stwierdziła, że Nimitz sygnalizuje:

— Powiedzieli, że przeżyje.

— Nie. Powiedzieli, że on powiedział, że przeżyje. To zasadnicza różnica.

— Nie skłamałby. Nie tobie i nie o tym.

— Stinker, wy naprawdę musicie się jeszcze dużo o ludziach nauczyć — westchnęła Honor. — Empaci czy telepaci nie kłamią, bo to by się zaraz wydało; ludzie uważają, że to się zawsze uda. A kiedy ktoś nie chce, by inni się martwili…

— Wiem. Ale ciebie by nie okłamał. Choćby dlatego, że wie, co byś mu zrobiła potem.

Honor spojrzała na niego i ku swemu zaskoczeniu uśmiechnęła się.

— Może masz rację. Ale to, że wszystkie rozmowy prowadzi jego zastępca, nie wróży dobrze.

— Zaraz się dowiesz. Możemy wyjść.

Honor spojrzała na kontrolkę nad zewnętrznymi drzwiami śluzy — Nimitz miał rację, paliła się zielona. Wzięła go więc na ręce i wstała. Pozostali poszli za jej przykładem, gdy mechanik pokładowy uruchomił mechanizm otwierający drzwi. Odruchowo obejrzała się przez ramię — LaFollet i Spencer Hawke byli tuż za nią, a oprócz nich w pinasie znajdowali się: Mercedes Brigham, George Reynolds, Andrea Jaruwalski, Thimothy Meares, chirurg-kapitan Fritz Montoya… i pełen dwudziestoosobowy zespół medyczny.

Przez okno widać było, że druga pinasa z plutonem Marines na pokładzie kończyła właśnie cumowanie.

Wewnętrzne drzwi śluzy otwarły się i Honor ruszyła w ich kierunku.


* * *

Honor nie pierwszy raz widziała Thomasa Bachfisha poranionego, ale tym razem jego stan był gorszy. Znacznie gorszy. I mimo środków przeciwbólowych cierpiał, choć nie było tego po nim widać. Leżał w niewielkiej, acz dobrze wyposażonej izbie chorych Pirate’s Bane.

— Księżno, może pani zdoła go przekonać, żeby posłuchał doktora Montoyi? — spytał Jinchu Gruber. — I dał się ewakuować.

Pierwszy oficer stojący po drugiej stronie łóżka Bachfisha też nie wyglądał najlepiej — lewą rękę miał na temblaku, ledwie chodził, a lewa połowa jego twarzy przypominała worek treningowy początkującego, ale entuzjastycznego boksera.

— Przestań się tak o mnie martwić, Jinchu — głos Bachfisha był chrapliwy, ale zdołał się przelotnie uśmiechnąć. — I tak jestem w lepszym stanie od wielu innych.

W uśmiechu tym widać było ból. Dzięki Nimitzowi Honor wiedziała, że nie jest to ból fizyczny…

— A owszem! — prychnął Gruber, wyraźnie tracąc cierpliwość. — Więc niech się pan w końcu przestanie o to obwiniać, do cholery!

— Moja wina — Bachfish z uporem potrząsnął głową leżącą na poduszce.

— Jakoś nie widziałem, żeby pan kogoś zmuszał do czegokolwiek. Ani żeby ktoś zaciągnął się na pana statek pod groźbą użycia przez pana broni.

— Nie, ale…

— Przepraszam, ale byłbym zobowiązany, gdybyście pokłócili się nieco później — wtrącił uprzejmie Montoya, a widząc pytające spojrzenie Honor, wyjaśnił: — Już wysłałem na Werewolfa cięższe przypadki. Chciałbym też wysłać tam kapitana Bachfisha, o ile to możliwe jeszcze w tym tygodniu.

— Nie opuszczę statku — powtórzył Bachfish.

— Opuści pan — zapewnił go jasnowłosy chirurg z niewzruszonym spokojem, który Honor aż za dobrze znała z autopsji. — Możemy się najpierw o to posprzeczać, jeśli panu zależy, ale opuści pan.

Bachfish otworzył usta, ale nim zdążył się odezwać, zrobiła to Honor:

— Nie ma sensu się upierać, on i tak postawi na swoim — powiedziała, starając się nie patrzeć tam, gdzie powinny być nogi leżącego. — Postawiłby, nawet gdyby był sam, bo ma nieodparty argument w postaci środka nasennego. Ale nie jest sam, więc i tak nie masz szans.

Bachfish przyglądał się jej przez chwilę, a potem się uśmiechnął.

— Zawsze byłaś uparta… — przyznał niechętnie — no dobra, dam się ewakuować, ale skoro już tu wszyscy jesteście.

I spojrzał pytająco na Honor. Ta skinęła głową i wyjaśniła:

— Po rozmowie z komandorem Gruberem podejrzewałam, że będziesz chciał najpierw zdać relację, zabrałam więc ich ze sobą. A co się tyczy uporu, to przyganiał kocioł garnkowi, ale porieważ jestem gołębiego serca, nie będę rozwijała tematu. Może byś zaczął? Im prędzej skończysz, tym prędzej Fritz będzie mógł się tobą zająć.

— Litościwa niewiasta — burknął Bachfish, ale Honor wyczuła w jego glosie ślady autentycznego humoru.

— Żeby było szybciej, powiem, co wiemy od komandora Grubera — oświadczyła rzeczowo Honor. — Postanowiłeś śledzić niszczyciel Marynarki Republiki Hecate. Natomiast Gruber nie był nam w stanie powiedzieć, co cię natchnęło do tego kretyńskiego pomysłu i co, do diabła, wyobrażałeś sobie, że robisz?!

Bachfish uniósi brwi, a oficerowie ze sztabu Honor spojrzeli na nią zaskoczeni tym niespodziewanym i niespotykanym wybuchem. Honor zaś ani na moment nie spuściła wzroku z Bachfisha — chciała, by nie miał złudzeń, jeśli chodzi ojej opinie na temat jego pomysłu, który skończył się w tak opłakany sposób dla jego statku i niego samego.

— Wyobrażałem sobie, że spróbuję odkryć, co o rzut beretem od tego systemu robi spora flota Marynarki Republiki, młoda damo — oznajmił po chwili Bachfish. — I pragnę też przypomnieć, że od jakiegoś już czasu jestem wystarczająco stary, by samodzielnie podejmować decyzje. Choćby w zeszłym tygodniu wybrałem sobie koszulę zupełnie bez pomocy.

Przez moment oboje spoglądali sobie w oczy.

A potem Honor prawie wbrew sobie uśmiechnęła się.

— Dotarło — powiedziała. — Ale z drugiej strony naprawdę byłoby mi miło, gdybyś następnym razem nie próbował aż tak usilnie dać się zabić. Sądzisz, że możemy w tych kwestiach osiągnąć jakiś kompromis?

— Z pewnością. Jestem gotów się nad tym zastanowić.

— Dobre i to. Wracając do rzeczy: śledziłeś Hecate aż do momentu, gdy opuścił falę.

— Tak. A krótko wcześniej trafiliśmy na wyjątkowo parszywy kawałek. Gęstość cząsteczek była taka, że musiałem się zbliżyć, żeby nie stracić kontaktu. Potem się dowiedzieliśmy, że właśnie to zwróciło uwagę kapitana i oficera taktycznego. Wyszliśmy z fali w ślad za niszczycielem, a on na nas grzecznie czekał.

— I kazał ci wyłączyć napęd oraz przygotować się do przyjęcia abordażu?

— Zgadza się — skrzywił się Bachfish. — Naturalnie nie mogłem im na to pozwolić. Na środku kompletnego pustkowia wpuścić na pokład uzbrojoną bandę z Republiki Haven, która musiała odkryć, że śledzący ich frachtowiec jest uzbrojony lepiej od ich okrętu — to musiałoby się źle skończyć. A poza tym nie po to ich śledziłem, żeby dać się złapać i posiedzieć w zamknięciu diabli wiedzą ile czasu.

— Zakładając optymistycznie, że skończyłoby się tylko na tym — wtrącił cicho komandor porucznik Reynolds.

— Też mi to przyszło do głowy — Bachfish skrzywił się ponownie. — Wiem, że w Haven zmieniło się kierownictwo i ponoć jest tam teraz szalejąca demokracja, ale wolałem nie sprawdzać, jak to się ma do praktyki. Może jestem przewrażliwiony, ale najwyraźniej chcieli swoją obecność tutaj trzymać w tajemnicy, a w takiej sytuacji każdy świadek jest zbędnym świadkiem.

— Na twoim miejscu też bym tak uważała — przyznała Honor. — Ale podejrzewam, że obaj z George’em źle oceniliście oficera, który dowodzi tymi siłami. Nie wiem, kogo Theisman tu przysłał, ale ponieważ sam Thomas Theisman jest zdecydowanym przeciwnikiem takich metod, na pewno dał samodzielne dowództwo komuś o podobnychzapatrywaniach. I to akurat mówię, opierając się na własnym doświadczeniu.

— Być może, ale jak już powiedziałem, długotrwały areszt też nie był szczytem moich marzeń. Gdyby na miejscu Hecate był pirat, sprawy przybrałyby inny obrót: wyłączylibyśmy napęd, pozwolili podlecieć blisko pinasie z grupą abordażową, a potem rozstrzelali jednostkę piracką jedną salwą. Już tak robiliśmy, i to często. Ale to nie był pirat, a ja nigdy dotąd nie zabiłem nikogo, kogo nie musiałem. I przez te cholerne skrupuły popełniłem błąd. Odmówiłem wpuszczenia ich na pokład. Bachfish zamilkł na długą chwilę.

— I wtedy zaczęli strzelać? — ponagliła go Honor.

— Tak i nie. Owszem, wystrzelili, ale tylko raz, a byliśmy tak blisko, że kapitan Hecate mógł zdecydować się na strzał ostrzegawczy z działa laserowego, a nie odpalenie rakiety. I to chyba był strzał ostrzegawczy, bo nas nie trafił. Ale było to naprawdę bliskie pudło, a ja nie mogłem ryzykować, mając za przeciwnika regularny okręt wojenny. A poza tym nerwy mi puściły, bo zamiast poprosić, żeby dał mi spokój i pozwolił lecieć w dalszą drogę, rozkazałem jemu to zrobić. A potem już nie było innego wyjścia, jak odstrzelić poszycie zasłaniające działa.

— I wtedy naprawdę zaczęli strzelać — wtrącił Gruber.

— Ano — westchnął ciężko Bachfish. — Zaczęli.

Honor powoli pokiwała głową. Miała wystarczające doświadczenie i dość bujną wyobraźnię, by wiedzieć, jakie piekło się rozpętało. Kapitan niszczyciela nie mógł podejrzewać, że frachtowiec jest lepiej uzbrojony od jego okrętu. Strzał ostrzegawczy, bo z tego co Bachfish mówił, to był strzał ostrzegawczy, sugerował, iż w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z uzbrojonym frachtowcem. Inaczej nie dopuściłby go na odległość umożliwiającą pojedynek artyleryjski. Gdy się zorientował i na dodatek zrozumiał, dlaczego Bachfish za nim leciał, musiał przeżyć nie lada szok.

— Całe starcie trwało dokładnie dwadzieścia siedem sekund — dodał Bachfish. — I najwyraźniej mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu: kapitan Hecate nie ogłosił alarmu bojowego i obsadził załogami tylko cztery działa laserowe. Ale i tak zdołali rozpruć nam dwie ładownie, zniszczyć jeden laser i rozwalić zapasowy układ podtrzymywania życia. Zabili przy tej okazji jedenastu moich ludzi, a ranili osiemnastu.

— Dziewiętnastu — poprawił go ponuro Gruber.

Honor spojrzała nań pytająco, wskazał więc palcem na Bachfisha.

— Razem dziewiętnastu — zgodził się ranny. — W porównaniu z niektórymi członkami załogi wyłgałem się tanim kosztem.

— O tym nie będziemy dyskutować — ucięła Honor zdecydowanie. — Oboje już to przeżyliśmy. Nie pomogę ci wpędzić się w depresję, i to mimo że obojgu nam przytrafiło się to właśnie tu, w Konfederacji.

Bachfish spojrzał na nią zaskoczony, a potem parsknął śmiechem.

Także się uśmiechnęła i to naturalniej, czując, że Bachfish trochę przestaje obwiniać się o śmierć swoich ludzi…

Przynajmniej chwilowo.

— W każdym razie podziurawili nas solidnie — podjął. — Lista zniszczeń jest znacznie dłuższa, ale nie to jest ważne. Ponieważ niszczyciel w zasadzie nie jest opancerzony, to po naszej pierwszej salwie nie było o czym mówić… Zabraliśmy na pokład wszystkich, którzy przeżyli: łącznie czterdziestu trzech ludzi. Dwoje zmarło. Oni nawet nie założyli skafandrów! Potem zniszczyliśmy wrak i przylecieliśmy tutaj.

— Tych czterdziestu jeden trzymamy w zamknięciu, ma’am — dodał Gruber, a widząc spojrzenie Honor, wzruszył ramionami i wyjaśnił: — Kapitan polecił mi jak najszybciej tu dotrzeć i zameldować o wszystkim, ale po drodze przyszło mi na myśl, że ma pani dość na głowie i bez oficjalnego wplątywania w atak na okręt Marynarki Republiki.

— Nie nazwałabym tego, co mi opisaliście, atakiem — oceniła Honor.

— Może i nie był to atak, ale to zależy od tego, jak oceni to rząd, do którego ten okręt należał — zauważył Gruber. — W każdym razie jesteśmy gotowi pokazać przed każdym sądem zapis naszego dziennika pokładowego i zgodzić się z wyrokiem każdego niezależnego sądu admiralicji. Tak jak sytuacja wygląda w tej chwili, sąd będzie miał do rozpatrzenia problem nie sprowokowanego ataku dokonanego przez niszczyciel Marynarki Republiki na jednostkę pomocniczą Marynarki Konfederacji na obszarze tejże Konfederacji. Mamy oficjalne wytłumaczenie śledzenia go: względy bezpieczeństwa Konfederacji. Natomiast jeśli przekażemy tych ludzi Royal Manticoran Navy, to wciągniemy w ten incydent Królestwo Manticore jak najbardziej oficjalnie. Znając obecne stosunki między Republiką a Królestwem, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.

— Dlatego trzymamy ich pod kluczem tam, gdzie zwykle piratów — dodał Bachfish z aprobatą. — I nie powiedzieliśmy im, na pokładzie jakiej jednostki są ani dokąd ta jednostka się udaje. Nawet nie wiedzą, że już dotarliśmy na miejsce. Jeśli więc chcesz, dostarczymy ich do najbliższej bazy Marynarki Konfederacji i przekażemy stosownym władzom.

— Jestem pod wrażeniem, komandorze Gruber — przyznała Honor. — I doceniam pańskie dalekowzroczne podejście do tematu.

Nie dodała, że zdaje sobie sprawę, iż wynikało to ze świadomości, czego życzyłby sobie Bachfish, a nie z troski o jej sytuację, jako że byłoby to nieuprzejme.

— Niemniej jednak sądzę, że najlepszym rozwiązaniem będzie przekazanie ich nam — dodała po namyśle. — Sidemore to najbliższa baza floty od miejsca zdarzenia, toteż logiczne jest, żeby tak poważnie uszkodzona jednostka jak Pirate’s Bane skierowała się właśnie tutaj. Zwłaszcza że macie na pokładzie rannych z obu jednostek.

— Ale jeśli ci ich przekażemy, będziesz musiała się do nich oficjalnie przyznać — wtrącił Bachfish. — A już żonglujesz wystarczającą liczbą granatów.

— Będę musiała, ale sposób, w jaki to zrobię, zależy ode mnie. Mogę ich spokojnie przetrzymać, dopóki medycy nie zgodzą się na wypisanie ich ze statku szpitalnego, a potem odesłać do Królestwa na pokładzie któregoś z regularnie kursujących między Marsh a Manticore transportowców. — Honor uśmiechnęła się chłodno. — Bez żadnego wysiłku z mojej strony do Manticore dotrą nie wcześniej niż za trzy-cztery miesiące. A do tej pory sprawy powinny się unormować.

— A jeśli się nie unormują? — spytał Bachfish.

— Jeśli się nie unormują, to przybiorą tak zły obrót, że ten drobiazg niczego nie zmieni.


* * *

— Fritz mówi, że kapitana Bachfisha da się całkowicie wykurować — poinformowała Honor dwie godziny później zebranych w flagowej sali odpraw Werewolfa. — W przeciwieństwie do pewnych złośliwych osobników kapitana można poddać procesowi regeneracji. Co prawda odrośnięcie nóg trochę potrwa, ale nie powinno być z tym żadnego problemu. W tych warunkach uważam, że rachunek za to i za leczenie wszystkich rannych z jego załogi powinna pokryć Królewska Marynarka.

— Święte słowa — ocenił Alistair McKeon.

Miał raczej ponurą minę i trudno było mu się dziwić. Żaden z członków załogi Hecate nie przyznał się, jakie zadanie miał ich okręt, za to wszyscy byli wybitnie małomówni. I nie chodziło tylko o wrogość wynikającą z wieloletniego konfliktu. To było coś więcej, to było utrzymanie tajemnicy operacyjnej w związku z wykonywanym zadaniem. A podobnie jak wszyscy obecni, McKeon doskonale zdawał sobie sprawę, przeciwko komu mogła być wymierzona jakakolwiek operacja na obszarze Konfederacji.

— Mamy wobec nich olbrzymi dług wdzięczności za zaalarmowanie nas o zagrożeniu — dodała Mercedes Brigham.

— Właśnie — przytaknęła Honor. — Dlatego poleciłam stoczni remontowej naprawić wszystkie uszkodzenia Pirate’s Bane i doprowadzić go do pełnej sprawności gratis.

Jeśli ktoś w Admiralicji będzie miał coś przeciwko temu, jestem gotowa do dyskusji.

Zarówno jej ton, jak i wyraz twarzy świadczyły, że nie będzie to miłe doświadczenie dla tego kogoś.

— W tej chwili najważniejsze jest to, jak zareagujemy na tę informację — dodała energicznie, zmieniając temat.

— Problem w tym, że nadal nie mamy konkretnych informacji — odezwał się Yu.

— Ludzie kapitana Bachfisha wyciągnęli, co się dało, z bazy danych Hecate — dodał Reynolds.

— Ale dało się niewiele — zauważyła Alice Truman, a widząc spojrzenie Reynoldsa, dodała: — Wiemy, że niszczyciel należał do Drugiej Floty, ale o jej istnieniu nie mamy żadnych informacji wywiadowczych znikąd. Nie wiemy, kto nią dowodzi, jaki jest jej skład i zadanie. Nic.

— Z całym szacunkiem, damo Alice, ale nie tak całkiem nic — sprzeciwił się Reynolds. — Z fragmentu rozkazu wiemy, że Hecate miał przydział do Trzeciej Grupy Wydzielonej Drugiej Floty. Jeśli coś składa się z minium trzech grup wydzielonych, to owo coś musi być liczne. Ponieważ pozostali przy życiu członkowie załogi niszczyciela zdecydowanie nie przejawiają chęci do współpracy, logiczne wydaje się założenie, że cel, dla którego zostali tu wysłani, ma bezpośredni związek z nami. A choć mam bujną wyobraźnię, obawiam się, że widzę tylko jeden scenariusz uzasadniający wysłanie dużych sił Marynarki Republiki do niezamieszkanego systemu leżącego tak blisko Marsh i utrzymywanie tego w ścisłej tajemnicy.

— Konkretnie atak na stację Sidemore — dodał Anson Hewitt.

— Planowany atak na stację Sidemore, sir — poprawił go Reynolds. — Prawdę mówiąc, uważam, że Druga Flota czeka na rozkaz ataku na nas, ataku, który został już starannie zaplanowany.

W sali zapadła ponura cisza, gdy do obecnych dotarł sens tej wypowiedzi. I jej znaczenie w połączeniu z rozpoczętą już konfrontacją z Imperium Andermańskim, w której padły pierwsze strzały i pierwsi zabici.

— Możesz mieć rację, George — odezwała się po kilkunastu sekundach Honor. — Ale jest coś, czego nie rozumiem.

— Tylko jedno coś? — zdumiał się McKeon. — Ja nie rozumiem co najmniej tuzina rzeczy!

— Jedno główne coś — uzupełniła Honor i przyjrzała się uważnie obecnym. — Skoro Republika zdecydowała się nas zaatakować, najlogiczniejsze byłoby przeprowadzenie tego ataku, gdy tylko Druga Flota dotarła do Konfederacji. Nie mówię, że z marszu, ale po dwóch-trzech dniach odpoczynku i drobnych napraw. Im dłużej czekają, tym większe ryzyko, że jakiś przypadkowy incydent zdradzi ich obecność, co się zresztą właśnie stało. Tak jednak nie postąpili, siedzą w położonym na uboczu, ale niedalekim systemie, a dwa ich niszczyciele bawią się w listonoszy kursujących między tymże systemem a najbliższą placówką dyplomatyczną Republiki.

— Bo czekają na rozkaz ataku — przypomniała Turner.

— Albo powrotu i udawania, że nigdy ich tu nie było — dodała Honor.

— To możliwe — przyznał powoli Yu. — I choć wolałbym, by moja dawna ojczyzna nie prowadziła takiej polityki, ale niemożliwe jest, by wysłała tak daleko takie siły z innym zadaniem niż użycie ich przeciwko nam, jak wydedukował komandor Reynolds. Czekają na rozkaz ataku i podejrzewam, że mają cichą nadzieję, że zamiast niego przyjdzie rozkaz powrotu, ale sam fakt, że zostali wysłani w rejon, w którym Królestwo może lada chwila znaleźć się w stanie wojny z Imperium, sugeruje całą masę naprawdę paskudnych rzeczy, których wolałbym dokładniej nie rozważać.

— Że paskudnych i że masę, to prawda — zgodziła się posępnie Honor. — Tym niemniej trzeba je rozważyć, bo niezależnie od rozwoju sytuacji na granicy Republiki i Królestwa nasz problem znajduje się tutaj i musimy jakoś go rozwiązać.

— A co konkretnie ma pani na myśli, milady? — spytała Jaruwalski, przyglądając się jej uważnie.

Honor spojrzała na nią, wzruszyła więc ramionami i dodała:

— Znam już panią trochę i słyszałam już ten ton i wiem, co oznacza. Skoro już pani zdecydowała, co chce zrobić, najprościej byłoby nam o tym opowiedzieć, nieprawdaż?

Obecni skwitowali tę propozycję rozmaitymi objawami radości, jako że była celna i nieźle rozładowała napięcie. Honor też się uśmiechnęła; znała sporo oficerów flagowych, którzy za podobne wystąpienie oficera operacyjnego mieliby doń poważne pretensje, zwłaszcza gdyby było ono publiczne, jednak ona nie miała żadnych. Sporą satysfakcję sprawiało jej to, że nikt z obecnych nie obawiał się podobnej reakcji.

— Faktycznie podjęłam decyzję — przyznała. — Alice, zabiorę ci Werewolfa i zamienię na Glory z Protector’s Own. Jest nieco większy, ale ma zbliżoną sygnaturę napędu, nikt więc nie powinien się zorientować. Chcę, żebyś z całą grupą przeprowadziła czesanie systemu, do którego zmierzał Hecate. Masz to robić głośno, jawnie i pokazowo. Werewolf pozostanie tutaj.

Przez moment panowała cisza.

Potem Truman odchrząknęła i spytała ciszej i bardziej formalnie niż zwykle:

— Wolno spytać, dlaczego mam postępować z taką ostentacją, milady?

— Po pierwsze dlatego, że nie chcę kolejnych incydentów. A jeśli wyślemy kutry w normalny sposób i zostaną one odkryte w pobliżu okrętów Marynarki Republiki, istnieje zbyt duża szansa, że ich dowódca uzna to za atak. Biorąc pod uwagę, jak napiętą mamy sytuację z Imperium, jest to ostatnia rzecz, jakiej należałoby sobie życzyć. Po drugie dlatego, że chcę, żeby wiedzieli, że my wiemy, że tam są.

— A jeśli dostali rozkaz ataku w razie wykrycia, milady? — spytał Yu.

— Wątpię, choć oczywiście mogę się mylić. Nie możemy sobie jednak pozwolić na bezczynność spowodowaną niemożnością przewidzenia ich postępowania. Uważam, że całą tę operację zorganizowano tak, by zapewnić zachowanie jak największej tajemnicy, i jeśli mam rację, odkrycie oznacza dla nich konieczność wycofania się do zapasowego miejsca wyczekiwania. Ja przynajmniej wydałabym taki rozkaz na miejscu Theismana. Choćby dlatego, że Imperium może nie być zachwycone utrzymywaną w tajemnicy obecnością obcej floty tak blisko swoich granic. Dlatego uważam, że trzeba zagrać jawnie i zobaczyć, jaka będzie reakcja — wyjaśniła i dodała, patrząc na Truman. — I dlatego masz działać ostentacyjnie, ale nie beztrosko, Alice. Uczul na to pilotów… nie chcę, żeby zrobili coś głupiego i sprowokowali tamtych do otwarcia ognia. Choćby czysto defensywnego. Rozwiałam twoje wątpliwości?

— Tak — przyznała Truman, nie kryjąc satysfakcji z otrzymanego zadania.

Wielu dowódców grup po otrzymaniu takowego zaczęłoby się zastanawiać, czy właśnie nie trafiła im się wątpliwa przyjemność zostania kozłem ofiarnym, jeśli coś pójdzie nie tak. Część dowódców stacji zdecydowałaby się osobiście poprowadzić tak ważną misję, co z kolei oznaczałoby brak zaufania do zdolności podkomendnych. Honor z dużym trudem przyszło zrezygnowanie z dowodzenia tym rozpoznaniem, ale uznała, że informowanie o tym Alice nie ma sensu. Powodem nie był brak zaufania do umiejętności Truman, lecz poczucie obowiązku, bo to była jej decyzja, a więc i ryzyko powinna ponieść osobiście.

Niestety zbyt wiele rzeczy działo się równocześnie i musiała być na miejscu, gdzie wszyscy wiedzieli, że ją można znaleźć, gdyby wydarzyło się jeszcze coś nieprzewidzianego.

— Twoi ludzie i okręty, Alfredo — powiedziała Honor, zwracając się do Yu — powinny w tym wypadku być naszym atutem, bo nikt w Nouveau Paris nie miał prawa wiedzieć, dokąd zostałeś wysłany, gdy zaplanowano misję Drugiej Floty. Dlatego tym ważniejsze jest dalsze ich pozostawanie wyłącznie w obrębie systemu Marsh.

— Rozumiem — potwierdził Yu.

— W takim razie, moi drodzy, bierzmy się do roboty!


* * *

Hecate ma dwa dni spóźnienia, sir — przypomniała cicho kapitan DeLaney.

— Wiem, Molly — przyznał Lester Tourville. Minę miał nieszczęśliwą.

Powodów spóźnienia mogło być wiele, od niewielkiej, ale istotnej awarii poczynając. Niestety żaden, który przychodził mu do głowy, nie był miły, a rozkazy, które otrzymał na wypadek zajścia czegoś podobnego, były jasne. Istniało małe prawdopodobieństwo, by miejsce pobytu Drugiej Floty przestało być tajemnicą, nie było to jednakże niemożliwe. Podobnie jak nie było niemożliwe, iż opóźnienie niszczyciela spowodowało czyjeś świadome działanie. — Dobra, Molly — westchnął. — Przekaż rozkaz na wszystkie jednostki: za godzinę przebazowujemy się do zapasowego miejsca wyczekiwania.

Загрузка...