ROZDZIAŁ XLIV

Sir Edward Janacek odkrył, że przychodzenie rano do pracy nie sprawia mu już przyjemności. Nie uwierzyłby w to, gdyby ktokolwiek mu to powiedział w dniu, gdy Michael Janvier złożył mu propozycję powrotu do Admirality House, no ale od tego szczęśliwego dnia wiele się zmieniło. Niestety na gorsze.

Kiwnął głową adiutantowi na powitanie i wszedł do swego gabinetu. Na środku blatu biurka leżała zamknięta walizeczka kurierska zawierająca meldunki, wiadomości i raporty, które nadeszły w ciągu nocy. Podobnie jak podróż do budynku Admiralicji widok tej pancernej kasety zawierającej ładunek samoniszczący zawartość na wypadek, gdyby próbował przy niej majstrować ktoś niepowołany, z dnia na dzień napełniał go coraz większą obawą. Nasiliło się to zwłaszcza od czasu, gdy Pritchart zhardziała i zaczęła to demonstrować w negocjacjach. Zignorował walizeczkę i podszedł do stolika, na którym jak zwykle stał termos z kawą.

A raczej chciał podejść, bo po dwóch krokach wmurowało go w podłogę, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zobaczył, a czego jego umysł nie zarejestrował natychmiast. Na wyświetlaczu wmontowanym w wieko walizeczki mrugało czerwone światełko.

Biorąc pod uwagę zwłokę w łączności wywołaną odległościami międzyplanetarnymi, już dawno uznano za niecelowe budzenie w nocy starszych rangą członków Admiralicji tylko dlatego, że odebrano pilną wiadomość nadaną lata świetne od systemu Manticore. Nawet jeśli zawierała coś niesłychanie ważnego, to parę godzin nie robiło najmniejsze różnicy przy czasie potrzebnym na dotarcie wiadomości i odpowiedzi na nią. Istniały naturalnie wyjątki od reguły — choćby ważne wiadomości przesłane z systemów, do których prowadziły terminale, ale wyżsi oficerowie sekcji łączności Admiralicji mieli dość doświadczenia, by zdecydować, czy zachodzi właśnie taki wyjątek i należy budzić przełożonych. Generalnie jednak lordowie Admiralicji mogli spodziewać się snu nie przerywanego przez służbowe sprawy. Teraz Janacekowi przyszło zapłacić za spokojny sen — to mrugające światełko oznaczało, że Pierwszy Lord Przestrzeni Simon Chakrabarti zapoznał się już z nocnymi wiadomościami i uznał, że co najmniej jedna jest naprawdę ważna.

Problemy z pierwszym Lordem Przestrzeni od miesięcy się nasilały. Janacek naturalnie gotów był wysłuchiwać jego negatywnych opinii czy rosnącej listy zmartwień — w końcu to właśnie Pierwszy Lord Przestrzeni miał obowiązek ostrzegać cywilnych przełożonych o wszystkich problemach i obawach, jakie żywił, jak długo ograniczał się do rozmów osobistych czy wystąpień na radzie Admiralicji. Chakrabarti jednak posunął się dalej — zaczął sporządzać oficjalne pisma, i to w coraz ostrzejszym tonie. Począł też śledzić z obsesyjną wręcz uwagą wszystkie napływające meldunki. Zwłaszcza te z Konfederacji.

Na dodatek zaczął też komentować na marginesach wszystko, co nadeszło, a co uznał za niepokojące. Dlatego obserwując pulsujące światełko z czymś na kształt chorobliwej fascynacji, Janacek był pewien, że nie ma najmniejszej ochoty dowiedzieć się, co jest jego powodem. Zwłaszcza natychmiast.

Niestety to, na co miał ochotę, a co musiał zrobić, to były dwie różne sprawy, o czym boleśnie przypominała mu, podobnie jak wszystkim członkom rządu, ostra nota od Eloise Pritchart. Dlatego też wyprostował ramiona, odetchnął głęboko i podszedł do biurka. Opadł na fotel i wybrał na klawiaturze wmontowanej w wieko stosowną kombinację. Szyfr, odciski palców i test DNA przekonały elektroniczne zabezpieczenie i walizeczka otworzyła się.

Wyjął teczki leżące na samym szczycie niewysokiej kupki i odetchnął z ulgą — oznaczenie wskazywało na odebrany meldunek, nie na raport wywiadu, czyli nie zawierało kolejnego potwierdzenia, że Francis Jurgensen znów dał się wyprowadzić w pole temu cholernemu Theismanowi. W kwestii, dajmy na to, możliwości bojowych okrętów nowej generacji.

Ulga jednak szybko zniknęła, gdy przeczytał nagłówek i zorientował się, że autorem jest dowódca stacji Sidemore.

Czując, jak żołądek zmienia mu się w lodowatą bryłę, wsunął chip do czytnika. Otwierając dokument, zastanawiał się, co też tym razem narobiła ta wariatka Harrington.


* * *

— Jak źle jest naprawdę, Edwardzie?

Niepokój High Ridge’a był widoczny znacznie bardziej, niż mogłoby to wynikać z treści pytania. Janacek znacznie bardziej niż premier był tego świadom i chciałby to okazać. Zresztą nie był osamotniony — na twarzach i w zachowaniach wszystkich obecnych było widać coś, co już przestało być niepokojem i zmierzało prostu ku uczuciu zwanemu strachem. A obecni poza nimi byli: Elaine Descroix, hrabina New Kiev, earl North Hollow i sir Harrison Macintosh.

Czyli wszyscy liczący się członkowie obecnego rządu.

— Trudno powiedzieć — odparł Janacek. — Nie unikam odpowiedzi, ale wszystko, co mamy, to wstępny raport Harrington o incydencie w systemie Zoraster. Minie co najmniej kilka dni, nim będziemy wiedzieli coś więcej. Przynajmniej tyle czasu potrzeba na jakąkolwiek reakcję Imperium taka sam incydent, jak i na wiadomość wysłaną przez Hrington do dowódcy ich stacji Sachsen. Następny raport może napisać dopiero, gdy pozna te reakcje, a my z zywistych powodów poznamy go jeszcze później.

— Przecież ten incydent wydarzył się dwa tygodnie temu! — zauważa Marisa Turner. — Nie sposób przewidzieć, co Harrington nawywijała przez ten czas!

— Moment! — oświadczył niespodziewanie ostro Janacek. — Wszyscy znacie moją opinię o Salamandrze. Nie zamierzam jej zmieniać, ale muszę przyznać, że w tej sprawie wykazała się większym opanowaniem, niżbym się po niej spodziewał.

Wskazał na leżący przed sobą wydruk — każdy z obecnych dostał egmplarz, ale najwyraźniej New Kiev nie traciła czasu na przeczytanie swojego.

— Prawdę mówiąc, gdy przeczytałem, co się stało, bałem się, że ruszy do Sachsen domagać się satysfakcji od admirała Sternhafena — przyznał Janacek. — A tymczasem ku memu zdumieniu okazuje się, że robi, co może, by zredukować napięcie. Oczywiście nie ma sposobu, by przewidzieć, jak Sternhafen zareaguje na jej sugestię wspólnego dochodzenia ale to, że wysunęła taką propozycję, jest bezwzględnie dobrym znakiem.

— Z pozoru — zgodziła się New Kiev, po czym potrząsnęła głową. — Nie, nie z pozoru. Jej pierwszą reakcją było zawsze natychmiastowe użycie siły albo też użycie większej siły. Sądzę, że… trudno mi ją sobie wyobrazić w roli rozjemcy.

— To jest nas dwoje — przyznał Janacek. — Tym niemniej taka właśnie była jej pierwsza reakcja w tej konkretnej sprawie.

— Raczej w życiu — poprawił go lodowato High Ridge.

— W tej kwestii nie będę się z tobą spierał — zgodził się Janacek.

— Ale powiedziałeś, że nie wiadomo, jak Sternhafen zareaguje — przpomniał High Ridge.

Janacek wzruszył ramionami.

— Bo nie wiadomo. Jeśli to rzeczywiście był przypadek, czyli niezamierzone starcie, tylko wariat, i to większy od Harrington, nie skorzystałby z okazji do wyjaśnienia sprawy i złagodzenia napięcia. Naturalnie biorąc pod uwagę prowokacyjne zachowanie Imperialnej Marynarki w tym rejonie, nie sposób określić, czy to był przypadek czy nie. Admirał Jurgensen, admirał Chakrabarti i ja skłaniamy się ku temu, że był. Gdyby Imperium zamierzało wszcząć z nami wojnę, przeprowadziłoby działanie na większą skalę. Co więcej, udało się to tylko dlatego, że imperialny okręt zaskoczył Jessicę Epps. Gdyby miał to być świadomy akt wojny, można to było osiągnąć bez strat własnych i odpalić rakiety, nim załoga naszego okrętu zdała sobie sprawę, że ma towarzystwo. Wszystko więc sugeruje, że nie był to zaplanowany atak.

— Sądzisz więc, że to była reakcja na przechwycenie tego statku niewolniczego? Tego całego Sitticha? — spytała Descroix.

— Wszystko na to wskazuje, choć dlaczego tak właśnie się stało, nie sposób w tej chwili powiedzieć. Jeśli wnioski Harrington dotyczące różnicy w tonażu obu statków są prawdziwe, przyznaję, że nie rozumiem postępowania imperialnego kapitana. Z Imperium ostatnimi czasy nie bardzo się zgadzamy, ale nigdy nie było między nami różnicy zdań, jeśli chodzi o niewolnictwo genetyczne. Co prawda Imperium zwalcza je znacznie krócej i nie jest to dlań tak istotne politycznie jak dla nas, ale gdziekolwiek dotąd imperialne okręty natknęły się na jego przejawy w okolicy, niszczyły winnych bez wahania. Podobnie rzecz się miała na drodze dyplomatycznej.

— I bardzo słusznie — oceniła New Kiev. — Tylko że z twoich słów, Edwardzie, wynika, iż ten imperialny oficer powinien pomóc naszemu okrętowi, a nie strzelać do niego!

— Sądzę, że to właśnie powiedziałem, Mariso.

— Wiem! Chodzi mi o to, że jego reakcja może wskazywać, że podejrzenia Harrington co do tego konkretnego faktu były fałszywe. Albo też jej raport nie jest całkiem zgodny z prawdą.

— Też mi to przyszło do głowy — przyznał Janacek. — Dlatego kazałem admirałowi Jurgensenowi sprawdzić, co mamy w centralnej bazie danych o Sittichu, i porównać to z odczytami sensorów Chantilly. Nie ma żadnych wątpliwości, Mariso: statek używający kodu identyfikacyjnego Sitticha nie był nim. Nie wiem, czy był andermański czy nie, ale na pewno nie był tym, za kogo się podawał.

— Muszę stwierdzić, że mocno się obawiam, iż Harrington wpakowała nas w niezłe tarapaty przez tę swoją wariacką krucjatę — odezwała się Descroix.

— Jaką wariacką krucjatę? — zdziwiła się New Kiev.

— Tę całą operację Wilberforce — wyjaśniła niechętnie Descroix.

— Mogę kwestionować jej zdolność oceny i zachowania spokoju, mogę też czasem wątpić w motywy, jakimi się kieruje, ale nie wydaje mi się stosowne, by określać wieloletnią politykę Królestwa mającą na celu zakończenie międzyplanetarnego handlu niewolnikami genetycznymi „wariacką krucjatą”! — zareplikowała ostro New Kiev.

Descroix spojrzała na nią groźnie i już otwierała usta, ale High Ridge okazał się szybszy.

— Mariso, nikt nie sugeruje, że ta polityka jest zła czy że powinniśmy od niej odstąpić. Nikt też nie sugeruje, że Harrington postąpiła niewłaściwie, działając zgodnie z tą polityką.

Nie dodał, że głównie dlatego, że Montaigne rozpętała piekło w Izbie Gmin właśnie z powodu niewolnictwa genetycznego, bo jego celem było uspokojenie nastrojów, a nie zaognienie sytuacji.

— Niemniej jednak Elaine ma trochę racji — dodał. — Najwyraźniej do incydentu doszło tylko dlatego, że Harrington zdecydowała się działać na podstawie informacji uzyskanych od kryminalisty złapanego na popełnianiu zbrodni karanej śmiercią. Można taką decyzję określić wariacką, jako że została podjęta wyłącznie w oparciu o wątpliwy prawnie dowód.

Janacek już miał przypomnieć, że prawnie wątpliwe czy nie, zeznania były zgodne z prawdą, jako że podejrzany statek używał kodu identyfikacyjnego podanego przez więźnia, mało prawdopodobne więc było, żeby skłamał w sprawie ładunku, ale zmilczał — celem zebrania nie był sąd nad Harrington. To, czy zachowała się właściwie czy wzorowo, było już w tej chwili bez znaczenia.

— W takim razie, Edwardzie, co Admiralicja proponuje, żebyśmy zrobili? — spytał High Ridge, gdy stało się jasne, że ani Descroix, ani New Kiev nie są gotowe do otwartej konfrontacji.

— Nic — odparł zwięźle Janacek.

Wszyscy pozostali spojrzeli na niego z osłupieniem.

— Nic? — powtórzył High Ridge.

— Dopóki nie będziemy wiedzieli więcej, jakakolwiek próba reakcji jest bezsensowna — wyjaśnił Janacek. — Możemy wysłać posiłki, ale nie mamy pojęcia, czy będą one potrzebne. Osobiście sądzę, że Sternhafen przyjmie ofertę Harrington, a jeśli taka będzie czy raczej była jego decyzja, kryzys jest na najlepszej drodze do zażegnania. Jeśli nie zdecyduje się na wspólne dochodzenie, wszystkie dane wywiadu wskazują, że Imperium i tak potrzebuje czasu, co najmniej dwóch miesięcy, by dokończyć dyslokację sił umożliwiającą ofensywne działania przeciwko stacji Sidemore. Wcześniej mogą tylko wypychać nasze okręty z dotąd patrolowanych systemów, natomiast baza floty to ciężki obiekt do zdobycia. A nawet biorąc pod uwagę odległość i spowodowaną nią zwłokę w łączności, za tydzień, góra dwa, powinniśmy znać decyzję Sternhafena. Wtedy będzie można ocenić, czy wysyłanie posiłków jest sensowne czy nie.

Profilaktycznie nie dodał, że przez ten czas może się okazać, że nie ma czego wysyłać, bo wszystkie okręty są znacznie bardziej potrzebne tam, gdzie są.

— Uważasz więc, że mamy dość czasu, by nie podejmować w tej cłiwili żadnych decyzji w tej sprawie? — upewnił się High Ridge.

— Tak uważa Admiralicja — zapewnił go Janacek.

Było to pravie zgodne z prawdą, jako że jedynym, który się z tym n;e zgadzał, był admirał Chakrabarti. Jego rosnące zaniepokojenie tym, jak mało flota ma okrętów w stosunku do zadań, pogłębiło się znacznie po raporcie Harrington. Ale nie było najmniejszego sensu mówić tego zebranym.

— W takim razie sądzę, że powinniśmy wysłać jej świeże instrukcje, by powściągnęła swe bojowe instynkty i kontynuowała wysiłki w celu utrzymania sytuacji pod kontrolą — zdecydował High Ridge. — Muszę zresztą szczerze przyznać, że obecnie sytuacja w Konfederacji ma drugorzędne znaczenie. W końcu możemy pozwolić Imperium na zajęcie całej Konfederacji i też niewiele na tym stracimy. Nawet nasze ekonomiczne interesy zbytnio nie ucierpiąj weźmy pod uwagę możliwości otwierające się dzięki nowemu terminalowi i Gromadzie Talbott.

— Zgadzam się — poparła go Descroix. — Skoro to mamy już załatwione, proponuję zająć się sprawą pierwszorzędnej wagi.

Nikt nie musiał pytać, co konkretnie miała na myśli.

— Doskonale — zgodził się High Ridge. — Mogłabyś rozpocząć, Elaine?

— Skoro sobie tego życzysz… — Descroix splotła dłonie na leżącej przed nią teczce i rozejrzała się po twarzach obecnych, a potem oświadczyła: — Zleciłam trzem niezależnym zespołom przeprowadzenie analiz, ostatniej noty Pritchart, a gdy skończyły, kazałam czwartemu sporządzić końcowy raport na ich podstawie. Analitycy doszli do wniosku, że nota jest próbą moralnego usprawiedliwienia ewentualnego zerwania negocjacji, jeśli natychmiast nie zgodzimy się na jej żądania.

Zapadła kompletna cisza.

Była to cisza ciężka, i pełna pesymizmu, ale nie wywołana szokiem. Wszyscy obecni spodziewali się podobnej opinii „ekspertów”.

Przerwała ją w końcu New Kiev:

— Jak sądzisz, co Republika zrobi po zerwaniu negocjacji… zakładając, że taki ma właśnie zamiar.

— Jeśli zerwą negocjacje pokojowe, Mariso, mają tylko jedną możliwość, nieprawdaż? — powiedziała Descrobc, nie próbując specjalnie ukryć zniecierpliwienia.

— Myślisz, że wznowią działania wojenne. — New Kiev była tak tym poruszona, że nawet nie zarejestrowała jej tonu.

— Myślę, że to jedyna alternatywa, jaką mają poza dalszymi negocjacjami — potwierdziła poważnie Descroix, chwilowo nie prowokując jej w żaden sposób.

— Ale zapewniałeś nas, że nie mają technicznych możliwości wygrać takiego starcia — New Kiev spojrzała oskarżycielsko na Janaceka.

— Powiedziałem, że wszystkie dostępne dane wywiadowcze wskazują, że poziom techniczny Marynarki Republiki jest dużo gorszy od naszego — odparł Janacek, klnąc w duchu, że wrócił temat, który zawsze uważał za najmniej pewny w ocenie wywiadu. — Ta ocena zresztą nie uległa zmianie, niestety może się to okazać bez znaczenia. To, że jesteśmy o tym przekonani, ani nawet to, że jest tak naprawdę, nie musi wcale oznaczać, że Theisman i jego podkomendni zgadzają się z nami. Wygląda na to, że przeceniają swoje możliwości albo poważnie nie doceniają naszych. W obu wypadkach mogą zapewniać rząd, że są w stanie podjąć z nami walkę i ją wygrać.

— A mogą? — nie ustąpiła New Kiev.

— Oczywiście, że mogą wznowić działania — przyznał Janacek. — Jeśli to zrobią, ucierpimy, i to solidnie. W końcu zwyciężymy, co do tego wywiad i admirał Chakrabarti są zgodni, ale pokonanie Marynarki Republiki nie będzie tak szybkie i łatwe jak w czasie operacji „Buttercup”. Straty w okrętach i w ludziach będą też znacznie wyższe.

— To straszne! — westchnęła cicho New Kiev.

W opinii Pierwszego Lorda Admiralicji była to jedna z najbardziej niepotrzebnych wypowiedzi, jakie New Kiev w życiu wygasiła.

— Oczywicie, że tak — potwierdziła ze zniecierpliwieniem Descroix. — Problem w tym, że jeśli będą tak głupi i zrobią coś tak samobójczego, to nasza kochana opinia publiczna nigdy nie zrozumie, że to nie była nasza wina. Do ludzi dotrze tylko to, że wojna znów się zaczęła. Centryści i lojaliści Korony zeżrą nas żywcem!

— Nie sądzę, żeby to był akurat nasz najważniejszy problem w tej chwili! — warknęła New Kiev. — Możemy spodziewać się tysięcy zabitych!

— Jestem tego świadoma, ale jeśli Pritchart i jej doradcy zdecydują się nas zaatakować, krew tych zabitych spadnie na nich, nie na nas. Historia wyda właściwy werdykt, ale nim to nastąpi, trzeba się zająć tym co najważniejsze, czyli naszą zdolnością do sprawowania skutecznych rządów w obliczu takiego kryzysu.

I spojrzała na New Kiev, nie ukrywając złości.

Ta odpowidziała takim samym spojrzeniem.

High Ridgezaś poczuł, że go krew zalewa — ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebował, była solidna kłótnia w rządzie. Bo kluczowe znaczenie, jak powiedziała Descroix, miało to, czy rząd będzie w stanie skutecznie działać w obliczu zagrożenia atakiem ze strony Republiki. A jeśli członkowie tego rządu chcieli przetrwać polityczne konsekwencje takiego ataku, nie mogli sobie pozwolić na spory.

— Moje drogie, trochę więcej opanowania — potrząsnął głową, nie dając po sobie poznać gniewu. — Obie poruszyłyście ważną kwestię: każdy z nas żałuje, że flota może ponieść straty. Ludzka śmierć to zawsze coś okropnego, dlatego zrobimy, co tylko będzie możliwe, by zminimalizować liczbę ofar. Ale to, że je poniesiemy, będzie winą tych, którzy znusili nas do walki, a nie efektem tego, że zdecydowaliśny się wznowić działania wojenne. A to oznacza, że skoro nie mamy wpływu na to, czy te walki wybuchną czy nie, należy skupić się na tym, na co mamy wpływ. Czyli na tym, by rząd Jej Królewskiej Mości funkcjonował sprawnie pomimo groźby tak poważnego ataku. Na wszelki wypadek nie dodał, że tylko w ten sposób mają cień szansy na uratowanie swoich pozycji i uniknięcie najgorszych konsekwencji.

— Jest jeszcze jedna możliwość do rozważenia — powiedział powoli Janacek.

— Jaka możliwość? — New Kiev przyjrzała mu się podejrzliwie.

— Nim odpowiem, pozwól, że zadam ci pytanie. Biorąc pod uwagę treść i ton noty Pritchart, jak myślisz: poważnie rozważa zerwanie negocjacji czy tylko próbuje nas nastraszyć?

— Nie jestem już ministrem spraw zagranicznych — przypomniała New Kiev, posyłając Descroix jadowite spojrzenie. — I nie mam dostępu do źródeł pozwalających na niezależną opinię, a tylko do analiz podwładnych Elaine.

— Mariso, proszę — Janacek z trudem zachowywał cierpliwość. — Sytuacja jest zbyt poważna, żebyśmy się dalej w ten sposób bawili. Czytałaś notę i byłaś ministrem spraw zagranicznych. Jak na podstawie swoich doświadczeń oceniłabyś to pismo?

New Kiev nie była uszczęśliwiona koniecznością udzielania konkretnej odpowiedzi, ale też nie bardzo miała wyjście.

— Obawiam się, że jest to następny krok do usprawiedliwienia w oczach wyborców i międzyplanetarnej opinii publicznej zamiaru zerwania negocjacji — przyznała. — Język jest bardziej zdecydowany niż dotąd, a stwierdzenie, że Republika posiada prawo do wszystkich systemów okupowanych, można interpretować tak, że dotyczy to również Trevor Star. Jeśli tak jest rzeczywiście, oznacza to poważną eskalację i usztywnienie pozycji zajmowanej przez nią w negocjacjach, zwłaszcza w świetle faktu, że prawie pogodziła się z utratą tego systemu. To, że powtórnie przytacza katalog powodów, dla których z naszej winy rozmowy nic nie dają, jest oczywiście przeznaczone dla wyborców. Mają zrozumieć, dlaczego zmuszona jest przyjąć tak twarde stanowisko. To chciałeś usłyszeć? I choć pytanie skierowane było do Janaceka, towarzyszyło mu kolejne wrogie spojrzenie posłane Descroix. Tym razem z gatunku: „A nie mówiłam, kretynko?”

— Nie to chciałem usłyszeć, ale tego się spodziewałem — odparł Janacek. — A spytałem cię dlatego, że zgadzam się z Elaine: jeśli zerwą negocjacje, oznacza to, że wznowią działania. Mówiąc inaczej: jeśli zdecydują się przestać rozmawiać, to znaczy, że zaczną strzelać. Zgadzasz się z tym logicznym i rozsądnym wnioskiem?

— Wątpię, by rozsądne było cokolwiek, co doprowadzi do takiej liczby niepotrzebnych ofiar — sprzeciwiła się niezadowolona New Kiev.

— Masz rację, ale unikasz odpowiedzi. Teoretycznie i prawnie cały czas jesteśmy z Republiką w stanie wojny, toteż Pritchart nawet nie będzie musiała nam jej wypowiadać. Jako naczelny dowódca sił zbrojnych Republiki po prostu wyda rozkaz wznowienia działań. Nie sądzisz, że treść tej noty wskazuje jednoznacznie, że już taką decyzję podjęła.

— Nie… — New Kiev prawie dosłownie ugryzła się w język. — No dobrze: nie podobają mi się twoje wnioski, ale obawiam się, że muszę się zgodzić, iż zerwanie rozmów może oznaczać wznowienie walk.

— W takim razie jesteśmy zgodni — podsumował Janacek. — Sytuacja wcale mnie nie cieszy, ale skoro jesteśmy jednomyślni, to przypomnę wam o naprawdę skutecznej możliwości pokrzyżowania im planów. Należy przeszkodzić im we wznowieniu działań. To zresztą jest nasz obowiązek.

I spoglądał na New Kiev tak długo, aż ta kiwnęła potakująco głową.

— A jedynym sposobem, by to osiągnąć, jest pozbawić Republikę możliwości ataku — dodał.

— A za pomocą jakiej magii chcesz tego dokonać? — spytała sceptycznie New Kiev.

— Nie magii, tylko Royal Manticoran Navy.

— Co masz na myśli? — spytał High Ridge, pochylając się nad stołem i przyglądając mu się z namysłem.

— Dokładnie to, co podejrzewasz — odparł Janacek. — Już kiedyś mówiłem, że jeśli będziemy wiedzieli, że chcą nas zaatakować, to logiczną rzeczą jest uprzedzić ich uderzenie. Jeśli nasz wywiad się nie myli, to większość okrętów nowej generacji nadal znajduje się w systemie Haven. Jeśli zadziałamy szybko, uderzenie uprzedzające wykonane przez nasze lotniskowce i superdreadnoughty rakietowe zniszczy lub poważnie zmniejszy zdolności bojowe tych okrętów. Wtedy Republika nie będzie miała wyjścia i musi wrócić do negocjacji.

New Kiev przyglądała mu się z przerażeniem, co nikogo z zebranych nie zdziwiło.

Twarze Descroix i Younga były zamyślone.

A Macintosh miał całkowicie nieprzeniknione oblicze.

Janacek wiedział, że jego propozycja wywołała konsternację, ale tego właśnie się spodziewał, siedział więc spokojnie i czekał, aż szok minie, starając się wyglądać na pewnego siebie.

— Sugerujesz, żebyśmy zerwali negocjacje i zaatakowali system Haven? — spytał wolno High Ridge.

— Nie. Nie sugeruję zrywania rozmów. Jest oczywiste, że oni mają zamiar to zrobić, takie postępowanie jedynie by ich więc zaalarmowało. Ton i treść noty Pritchart dla każdego postronnego obserwatora powinna być jasna: chce się wycofać z rozmów i zaatakować nas. Uważam, że uderzenie uprzedzające bez formalnego zerwania rozmów jest w tych okolicznościach jak najbardziej uzasadnione. Potem możemy opublikować całą korespondencję, by pokazać, w jaki sposób zostaliśmy do tego zmuszeni. Po drugie, nie proponuję atakowania systemu Haven, a jedynie okrętów, które znajdują się w tym systemie. Naszym celem będzie zniszczenie czynnika destabilizującego negocjacje i skrupulatne unikanie ostrzelania jakichkolwiek innych ceów. Przy takich założeniach nie sądzę, by jakikolwiek obiektywny obserwator mógł inaczej zinterpretować nasze działania.

Widać było, że New Kiev chce protestować, ale najwyraźniej chwilowo utraciła zdolność mowy, więc tylko przyglądają mu się tak, jakby własnym uszom nie wierzyła. Ponieważ nie wywarło to na nim najmniejszego wrażenia, odwróciła głowę i wbiła wzrok w High Ridge’a. Ten odehrząknął i powiedział:

— Nie jestem pewien, czy opinia publiczna, i to nie tylko nasza, pojmie subtelną różnicę między atakowaniem systemu Haven a floty, która w nim przebywa, Edwardzie. A poza tyn sądzę, że przeceniasz stopień zrozumienia realiów międzyplanetarnej dyplomacji przez przeciętnego obywatela. Dla nas jest oczywiste, że Pritchart chce zaprzestać negocjacji, jeśli nie zgodzimy się na jej kompletnie pozbawione podstaw żądania, ale przeciętnego obywatela może być raczej trudno o tym przekonać.

— To przyjrzyj się uważniej tej nocie, Michael. — Janacek sięgnął po wydruk, znalazł ostatnią stronę i przeczytał: — Cytuję: „Z racji uporczywej odmowy ze strony Gwiezdnego Królestwa Manticore zaakceptowania choćby jednej ze stanowiących podstawę porozumienia propozycji przedstawionych przez Republikę Haven i całkowitego odrzucania suwerennego prawa Republiki do jej okupowanego obszaru oraz obywateli na nim żyjących te tak zwane rozmowy pokojowe stały się nie tylko farsą, ale wręcz pośmiewiskiem dla całego wszechświata. W tych warunkach Republika Haven poważnie wątpi, czy pozostały jakiekolwiek możliwości reanimowania procesu pokojowego i czy próba dalszych negocjacji w ogóle ma sens, jako że Gwiezdne Królestwo Manticore od samego początku nie podchodzi do nich poważnie i robi, co może, by zdławić tę pokojową inicjatywę”. Koniec cytatu. Dla mnie to brzmi zupełnie jednoznacznie.

Janacek uniósł głowę i wzruszył ramionami.

— Wyrażanie wątpliwości co do naszej dobrej woli i sensu dalszych negocjacji to nie to samo co groźba wycofania się z nich — zaoponował High Ridge.

— A już zupełnie co innego niż grożenie wznowieniem walk. William Alexander natychmiast powie to głośno i będzie powtarzał do upojenia, a przeciętny wyborca zgodzi się z nim.

— W takim razie typowy wyborca nie będzie miał racji — ocenił Janacek.

— To nie ma żadnego znaczenia. Istotne jest odczucie opinii publicznej, a ono będzie właśnie takie — uparł się High Ridge. — Doceniam twoją odwagę, Edwardzie, że zaproponowałeś nam wyjście, ale nie możemy w tej chwili poważnie go rozważać.

Zapadła chwila ciężkiej ciszy.

— Ty jesteś premierem — przerwał ją Janacek. — Skoro podjąłeś taką decyzję, oczywiście nie mam wyjścia i podporządkuję się, ale chciałbym też jeszcze wyraźnie oświadczyć, że w mojej opinii strategia, którą właśnie zaproponowałem, jest najlepszą okazją, by stłumić tę wojnę w zarodku.

Był to wzorcowy wręcz przykład obicia sobie tyłka blachą, co wszyscy zebrani dobrze zrozumieli.

Było to też coś, czego High Ridge się po nim nie spodziewał, ale tego oczywiście głośno nie powiedział. Przyznał natomiast:

— Naturalnie masz do tego pełne prawo.

— W takim razie powinniśmy zdecydować, jakiej odpowiedzi udzielimy Pritchart — odezwała się New Kiev, nie kryjąc olbrzymiej ulgi.

— W pierwszym odruchu chciałam jej napisać, że „odmawiamy negocjowania, dopóki nie cofnie tej bezczelnej groźby” — warknęła Descroix.

— Wtedy potwierdzilibyśmy jej oskarżenia o sabotowanie rozmów! — oburzyła się New Kiev.

— A jeśli tego nie zrobimy, ugniemy się przed szantażem — odpaliła Descrobc. — Uważasz, że jeśli tak zrobimy, będziemy potem mogli wrócić do normalnych negocjacji?!

— Rozmowa zawsze jest lepsza od zabijania — oświadczyła New Kiev.

— To zależy, o zabiciu kogo się rozmawia — prychnęła Descroix.

Z jej spojrzenia jednoznacznie wynikało, kogo preferowałaby jako temat takiej pogawędki.

New Kiev poczerwieniała ze złości, ale kolejny raz High Ridge okazał się od niej szybszy.

— Niczego nie osiągniemy, kłócąc się! — oświadczył ostro.

Descroix i New Kiev umilkły i przestały mierzyć się wzrokiem prawie równocześnie. Napięcie w sali nieco osłabło, przestając grozić natychmiastowym wybuchem.

— Dziękuję! — oznajmił High Ridge, ignorując nagłą ciszę dzwoniącą w uszach. — Zgadzam się z Elaine, że nie można zignorować prowokacyjnego języka tej noty, ale Marisa także ma rację, gdyż nie do przyjęcia jest, abyśmy to my zrywali negocjacje. Nie chodzi tylko o to, że każde rozmowy są lepsze od zabijania, ale też o to, że nie możemy dać sobie przylepić etykietki tych, którzy są odpowiedzialni za przerwanie procesu pokojowego, obojętnie jak prowokacyjnie by się nie zachowywała druga strona rozmów. Ponieważ nie widzę możliwości zgodzenia się na wszystkie żądania Pritchart, a zwłaszcza na bezczelne i bezprawne upieranie się teraz, że Republika ma jakiekolwiek prawa do Trevor Star, a równocześnie nie możemy wycofać się z rozmów, proponuję, by upomnieć ją za niestosowny styl i odmówić negocjacji pod presją, ale równocześnie zasugerować, że najwyraźniej czas na nową inicjatywę, która przełamałaby impas. Sądzę też, że lepiej nie określać konkretnie, jaka to miałaby być inicjatywa, żeby nie przekreślać w ten sposób żadnej możliwości.

Widać było, że New Kiev jest niezadowolona z braku konkretów, ale była w zbyt ponurym nastroju, by zauważyć, że Descroix jest jeszcze bardziej niezadowolona, choć nie wiadomo było z czego.

— Nie podoba mi się to — przyznała w końcu New Kiev. — Nadal uważam, że jesteśmy zbyt agresywni i zbyt bardzo dążymy do konfrontacji. Od początku mówiłam, że za szybko odrzuciliśmy propozycję, żeby… Przepraszam, nie chciałam powtarzać starych argumentów. Chciałam powiedzieć, że nie podoba mi się to rozwiązanie, ale nie widzę innej możliwości. Jak powiedziałeś, nie wolno nam zgadzać się na wszystko, przy czym Pritchart się upiera, i uważam, że powinniśmy jasno to napisać. Równocześnie jednak nie możemy zaprzepaścić szansy na dalsze rozmowy; to powinno skłonić ją do przyjęcia rozsądniejszego stanowiska. Jeśli tego nie zrobi, wina spadnie na tego, na kogo powinna, czyli na Republikę.

Mimo ponurego nastroju i przeczucia, że sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli, High Ridge z rozbawieniem stwierdzał, że New Kiev ma rzadki talent, by nie nazywać rzeczy po imieniu, jeśli nie ma na to ochoty. W jego opinii to spotkanie za bardzo przypominało spotkanie desperatów szukających ostatniej deski ratunku. Wątpił co prawda, by Pritchart była gotowa do jeszcze ostrzejszego postawienia sprawy, ale nie miał pewności. A okręty, które Theisman zdołał zbudować bez wiedzy tego cymbała Jurgensena, dawały jej inną możliwość niż tylko tańczenie, jak oni jej zagrają. Nawet jeśli Janacek miał rację i założenia, na których Pritchart oparła swoje kalkulacje, były fałszywe, to ona o tym nie wiedziała, będzie to więc miało wpływ na jej decyzje.

Niezależnie od tego, jakich kto użył słów na użytek pozostałych, High Ridge wiedział, że zaproponowana właśnie odpowiedź jest przyznaniem się do słabości. Wszystko, na co mógł liczyć, to odwleczenie nieuniknionego. Bo sytuację mogło zmienić jedynie zwiększenie liczby okrętów. A jeśliby zabrakło na to czasu, doprowadzenie do sytuacji, w której Pritchart jednoznacznie stanie się agresorem po jego „rozsądnych” próbach kompromisu.

A żadna z tych możliwości nie była zbyt prawdopodobna, co uczciwie sam przed sobą przyznawał. Tylko że alternatywą zaproponowanego rozwiązania było poddanie się i rezygnacja ze wszystkiego, czemu poświecił życie i co konsekwentnie realizował przez ostatnich czterdzieści sześć standardowych miesięcy.

Tego nie chciał i nie mógł zrobić. Nawet realna perspektywa krókiego, krwawego starcia z Republiką była lepsza. To zaś oznaczało, że wszystko musi zostać podporządkowane zbliżającej się konfrontacji — zarówno uwaga, jak i środki. Wobec tego inne problemy łącznie z wydarzeniami w Konfederacji spadały na drugi, a może i trzeci plan. Harringon będzie musiała sobie radzić przy użyciu tego, co już miała, ponieważ Michael Janvier, baron High Ridge i premier Gwiezdnego Królestwa Manticore, nie zamierzał oddać władzy bez walki.

Загрузка...