X. WOJSKO. Tradycja wojskowa


Niewiele jest narodów, które na przestrzeni minionych dwustu lat byłyby świadkami tylu akcji wojennych, co Polacy. Podobnie jak w XVIII w., również w wieku XX ziemie polskie regularnie stawały się areną europejskich wojen. W wieku XIX dostarczyły armiom trzech potęg militarnych niezliczonych rekrutów i poborowych. Jednocześnie zaś żaden inny naród w Europie nie otrzymał równie skromnej nagrody za przelany pot i krew. Żołnierz polski walczył najczęściej pod obcymi sztandarami. Gdy przyszło mu maszerować pod flagą polską i walczyć o polską sprawę, prawie nieodmiennie spotykała go klęska. To smutne, ale okoliczności zmusiły Polskę do odgrywania roli jednego z głównych europejskich dostawców mięsa armatniego[209].

W połowie XVIII w. dawna armia Rzeczypospolitej Polski i Litwy znajdowała się już na granicy całkowitego upadku. Nie podjęła żadnej zagranicznej kampanii od czasu wojen Świętej Ligi w latach dziewięćdziesiątych XVII w. — a i wtedy odegrała jedynie rolę najemnych sił Habsburgów. Jej działania podczas wielkiej wojny północnej nie zdołały powstrzymać rosyjskich i szwedzkich najeźdźców i w 1717 roku zakończyły się oficjalnym ograniczeniem jej liczebności do nominalnej liczby 24 000 żołnierzy. Potem okazała się zarówno niechętna, jak i nie zdolna do tego, aby stawić czoło rozlicznym obcym i krajowym formacjom wojskowym, które pod koniec epoki saskiej wzdłuż i wszerz przemierzały ziemie polskie. Odegrała jedynie marginesową rolę w wojnie o polską sukcesję, a żadnej zgoła — w wojnach śląskich, w wojnie o sukcesję austriacką i w wojnie siedmioletniej. Naturalną niechęć szlachty do popierania rozwoju nowoczesnej stałej armii potęgowało oczywiste niebezpieczeństwo stworzenia w ten sposób siły, która mogłaby stanowić zagrożenie dla ambicji Rosji, Austrii i Prus. Mimo to Rzeczypospolitej Polski i Litwy nie brakowało żołnierzy. Ogromne rzesze ubogiej drobnej szlachty tworzyły wojskową kastę, która pod względem liczebności nie miała równych w Europie. Ale jej pogarda dla służby państwu, żywe zaangażowanie we własne prywatne wojny i vendetty, podtrzymywanie mitu o pospolitym ruszeniu, szlacheckim wojsku, niechęć do musztry, obsesyjna miłość do konnicy przy jednoczesnym lekceważeniu wszelkich innych rodzajów wojsk i broni, sprzeciw wobec idei utworzenia „plebejskiej armii”, złożonej z chłopskich poborowych — wszystko to stwarzało sytuację wybitnie niekorzystną w porównaniu z sytuacją sąsiadów Polski. Prywatnych wojsk było bez liku; wielcy magnaci w rodzaju Karola Radziwiłła, Ksawerego Branickiego czy Antoniego Tyzenhauza utrzymywali instytucje wojskowe, które mogłyby stać się przedmiotem zazdrości niejednego europejskiego księstwa — wyposażone we własne korpusy oficerskie, zawodowe akademie, mundury, regulaminy i przemysł zbrojeniowy. Ich prywatne cele i zamiary nie uwzględniały jednak wymogów wspólnej obrony. W roku 1781 stosunek liczby przeszkolonych żołnierzy państwa do ogółu dorosłej ludności męskiej osiągnął liczbę l:472. Ta godna pożałowania statystyka nie wytrzymuje porównania z analogiczną liczbą l:153 we Francji, l:90 w Austrii, l:49 w Rosji czy wreszcie 1:26 w Prusach. Oto doprawdy piękny paradoks: najbardziej zmilitaryzowane społeczeństwo Europy nie było w stanie zapewnić sobie obrony. Indywidualistyczne tradycje wojskowe szlachty stanowiły być może o predyspozycji Polaków do podejmowania powstań XIX wieku; nie mogły one jednak uratować Rzeczypospolitej szlacheckiej[210]. (Patrz tom I, rozdz. XVII i XVIII).

Instytucję wojska państwowego ożywił w Polsce Stanisław August; utrzymywała się ona z przerwami przez następne sześćdziesiąt lat. W latach 1765—1831 podejmowano ciągłe próby rozwinięcia potencjału wojskowego Polski, w celu osiągnięcia poziomu porównywalnego z sąsiednimi krajami. Przez większą część tego okresu istniało niezależne wojsko polskie. Klęski i porażki, po których wojsko szło w rozsypkę, nie wystarczyły, aby całkowicie unicestwić ciągłość tradycji i kadry. Odrodzenie rozpoczęło się z chwilą utworzenia w roku 1765 Korpusu Kadetów — akademii wojskowej mającej wychowywać nowe pokolenia oficerów w duchu patriotyzmu i oświecenia. Po roku 1775 dzieło to kontynuował Departament Wojskowy Rady Nieustającej, który zniósł dawne „narodowe” i „obce” kontyngenty i zaczął tworzyć nowe kadry scentralizowanego i skonsolidowanego wojska Rzeczypospolitej. Przeformowano oddziały artylerii, zreorganizowano konnicę, wprowadzono wojskowy regulamin; J. Bakałowicz i J. Jakubowski wydali swe prace z dziedziny teorii wojskowości. W r. 1788, w chwili gdy Sejm Czteroletni po raz pierwszy głosował za utworzeniem stałej armii w sile 100 000 żołnierzy, niewątpliwie istniała realna możliwość urzeczywistnienia tego przedsięwzięcia. Pozostały jednak zaledwie cztery krótkie lata do wybuchu wojen rosyjskich z lat 1792 i 1794. Błyskotliwa inteligencja jednostek nie mogła zrównoważyć niedostatków wyszkolenia, uzbrojenia i liczebności. Dzięki posunięciu Kościuszki, który wprowadził mobilizację chłopów, powołując jednego żołnierza piechoty na każde 5 dymów, oddziały powstańczego wojska zwiększyły się do ponad 100 000 żołnierzy[211]. Ale nie mogło ono dorównać zdyscyplinowanym zawodowym formacjom wojskowym Prus i Rosji. Mimo to zdobyte doświadczenie nie poszło na marne.

Sam Kościuszko był tylko jednym, choć wybitnym spośród absolwentów Korpusu Kadetów; a jego podkomendni — Kniaziewicz, Dąbrowski, Zajączek, Niemcewicz — mieli stworzyć rdzeń przyszłych polskich legionów (1797—1802), armii Księstwa Warszawskiego (1807—13) i polskiego wojska Królestwa Kongresowego (1815—31).

Epizod napoleoński zapoczątkował trzydziestoletni okres silnych wpływów francuskich. Jeżeli znaczenie legionów było przede wszystkim psychologiczne, to wprowadzenie w 1807 roku sześcioletniej służby wojskowej dla wszystkich mężczyzn Księstwa Warszawskiego w wieku od 21 do 28 lat sprawiło, że wojenne doświadczenia i przeszkolenie stały się udziałem szerokich mas ludności.

Napoleońska strategia i taktyka ataku przez zaskoczenie bardzo przemawiały do wspomnień o wojennych obyczajach szlachty i współgrały z legendą Tarnowskiego i Sobieskiego. W trzyletniej szkole elementarnej i rocznej szkole aplikacyjnej zwracano systematycznie uwagę na wychowanie wojskowe i techniczne[212]. (Patrz rozdz. XII tomu II).

Wojsko Królestwa Kongresowego wprowadzało pomysły francuskie do formacji przekształconych na modłę rosyjską. Narzucenie rosyjskich praktyk sztabowi głównemu i wprowadzenie bezlitosnej dyscypliny wśród szeregowych żołnierzy niewątpliwie stało się istotnym czynnikiem kryzysu politycznego z 1830 roku.

Jednocześnie jednak gruntowne przeszkolenie oficerów i przedłużenie okresu służby wojskowej do dziesięciu lat umożliwiło wojsku polskiemu stawienie czoła

Rosjanom z pewną dozą zaufania we własne siły. Wojna rosyjsko-polska z 1831 roku stała się w historii nowożytnej jedną z dwóch okazji, w których Polacy zmierzyli się z Rosjanami jak równy z równym[213]. (Patrz rozdz. XIII tomu II).

W latach 1831—1914 oficjalne wojsko polskie praktycznie nie istniało. Polskim inicjatywom wojskowym — tak w okresie powstań z lat 1846, 1848 i 1863, jak w legionie Mickiewicza we Włoszech czy w polskich oddziałach konnicy podczas wojny krymskiej — brak było wszelkich znamion zgranego i skonsolidowanego działania. Należały do tradycji owego romantycznego świata wojny amatorskiej i partyzanckiej, w którym ważniejszy jest sam udział w grze i wytrwanie na placu boju niż myśl o zwycięstwie[214].

W ciągu owego długiego okresu, liczącego ponad osiemdziesiąt lat, udział Polaków w służbie sił zbrojnych mocarstw rozbiorowych stanowił doświadczenie o pierwszorzędnym znaczeniu. Obecność w prowincjach polskich ogromnych garnizonów rosyjskich, pruskich i austriackich, a także organizacja stałych okręgów wojskowych, zależnych od Petersburga, Berlina czy Wiednia, miała doniosłe konsekwencje dla życia społecznego, gospodarczego i kulturalnego całego rejonu.

W szeregi wojska trafiały całe pokolenia młodych Polaków. Tam wpajano im zasady lojalizmu politycznego panujące w pułku, do którego trafili; tam też uczyli się słuchać rozkazów wydawanych po rosyjsku lub po niemiecku. W Prusach zapotrzebowanie armii na wykształconych rekrutów stało się podstawowym bodźcem do rozwoju systemu oświaty państwowej, a w konsekwencji — do germanizacji. Na przykład w roku 1901 99% rekrutów z Wielkopolski umiało czytać i pisać po niemiecku. W Rosji i Austrii, gdzie poziom oświaty był niższy, tożsamość Polaków nie ginęła tak łatwo pod obcym zalewem. Jednocześnie jednak wielu wykształconych Polaków trafiało do różnych korpusów oficerskich. Chociaż katolikom polskim wiodło się gorzej w służbie protestanckich Prus i prawosławnej Rosji, nazwiska polskie znaleźć można na wojskowych listach sztabowych i honorowych wszystkich trzech cesarstw. Marszałek Konstanty Rokossowski (Konstantin Rokossowskij (1896—1968), który urodził się w Warszawie jako syn polskiego maszynisty kolejowego i wstąpił do armii rosyjskiej podczas I wojny światowej, był zaledwie ostatnim z długiej listy oficerów polskich w służbie cara, na której znaleźli się także:

Władysław Anders (1892—1970), Józef Dowbór-Muśnicki (1867—1937), Zygmunt Piłsudski, R. Łągwa (1891—1938) i Lucjan Żeligowski (1865—1947). W Prusach Polacy trafiali się rzadziej wśród oficerów niż wśród podoficerów, którzy tworzyli szkielet niemieckiej armii; natomiast w Austrii oficerowie pokroju Tadeusza Rozwadowskiego (1866—1928), Stanisława Szeptyckiego (1867—1950) i Stanisława Hallera (1872—1940), którym powierzano dowództwo na najwyższych szczeblach, nie należeli bynajmniej do wyjątków. Wszyscy ci żołnierze pozostawali pod silnym wpływem tradycji armii, w których pełnili służbę; ukształtowała ich też intensywność wojennych przeżyć w okopach I wojny światowej. Nic więc dziwnego, że kiedy ich wezwano do dzieła tworzenia nowego polskiego wojska, okazało się, że jest im bardzo trudno ze sobą współpracować.

Kampania Legionów polskich w latach 1914—17 była do pewnego stopnia odtworzeniem scenariusza działania ich napoleońskich poprzedników, od których zresztą wzięły swoją nazwę. Ich cele nie zostały w pełni osiągnięte — ani w dziedzinie wojskowej, ani też w dziedzinie politycznej. Idea Piłsudskiego, aby o niepodległość Polski walczyć pod austriackimi rozkazami, okazała się równie niepraktyczna jak plan Dąbrowskiego, aby podjąć walkę po stronie Napoleona w nadziei odbudowania dawnej Rzeczypospolitej. Warunki polityczne ustanowione w 1917 roku przez Niemców z ramienia państw centralnych były całkowicie nie do przyjęcia. (Patrz rozdz. XVIII tomu II). Natomiast znaczenie psychologiczne Legionów było i tym razem ogromne, a nieoczekiwane proklamowanie niepodległości narodowej zaledwie w siedemnaście miesięcy po ich przymusowym rozwiązaniu stworzyło byłym legionistom niepowtarzalną szansę podjęcia służby wojskowej w Drugiej Rzeczypospolitej. Poza samym Piłsudskim pierwsze wojenne doświadczenia zdobywali w Legionach generałowie Józef Haller (1873—1960), Marian Kukieł (1885—1973), Kazimierz Sosnkowski (1885—1969) i Władysław Sikorski(1881—1943)[215].

W życiu Drugiej Rzeczypospolitej wojsko odgrywało rolę o kapitalnym znaczeniu. Ono właśnie było w znacznej mierze odpowiedzialne za obronę i zachowanie manny niepodległości, która tak niespodziewanie spadła z nieba w 1918 roku.

Ufność Sztabu Generalnego w militarne możliwości Polski okazała się złudna, ale w roku 1939 poświęcenie i odwaga polskiego wojska, okazywane w niewyobrażalnie trudnych warunkach, nierzadko mogły służyć za wzór. (Patrz rozdz. XIX tomu II).


Podczas II wojny światowej kontrola nad licznymi formacjami polskimi nie leżała w polskich rękach. W 1940 roku zrekonstruowane wojsko, które pod francuskimi rozkazami walczyło pod Narvikiem i we Francji, liczyło 80 000 żołnierzy. Po upadku Francji jego resztki przedostały się do Wielkiej Brytanii, gdzie zostały przeformowane, tworząc Pierwszy Polski Korpus pod rozkazami brytyjskimi. Po roku 1941 utworzono dwie odrębne polskie armie na terenie ZSRR.

Pierwsza — polska armia na Wschodzie — utworzona głównie z byłych deportowanych więźniów i dowodzona przez generała Władysława Andersa, opuściła Związek Radziecki, udając się na Bliski Wschód, gdzie została ostatecznie wcielona do Drugiego Polskiego Korpusu Ósmej Armii Brytyjskiej. Jej niezwykłej odysei, drogą wiodącą z obozów na Syberii i w Azji Środkowej do Buzułuku nad Samarą, Taszkientu, Pahlawi, Bagdadu, Jerozolimy, Kairu, Tobruku, Anzio, Rzymu, Sangro do linii Gotów, nigdy należycie nie zrelacjonowano zachodnim czytelnikom. Druga armia pojawiła się w 1943 roku jako Pierwsza Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Politycznie podlegała ona polskim komunistom w Moskwie i pozostawała całkowicie pod rozkazami sowieckiego dowództwa. W marcu 1944 roku pojawiła się na arenie wydarzeń jako Pierwsza Armia Polska pod wodzą generała Zygmunta Berlinga (1896—1980), aby wziąć udział w kampaniach na froncie wschodnim. W tym okresie wojny oddziały polskie walczące w szeregach armii brytyjskiej liczyły około 195 000 żołnierzy, wojska zaś pod rozkazami radzieckimi — 78 000 żołnierzy. W latach 1944—45 liczby te wzrosły odpowiednio do 228 000 i 400 000; szeregi wojsk pod dowództwem radzieckim zasilili poborowi z wyzwolonych ziem polskich. Wszystkich tych ludzi wezwano do podjęcia ogromnych ofiar, których ostateczny cel był nieco dwuznaczny. W bitwie o Anglię w 1940 roku zasługą polskich lotników było około 15% strat poniesionych przez nieprzyjaciela, Polacy przyczynili się więc w sposób istotny do uratowania Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy jednak nigdy nie odwzajemnili tego gestu — ani w latach 1939—40, ani 1944—45 — dla ratowania Polski. W bitwach pod Lenino na froncie wschodnim w październiku 1943 roku, pod Monte Cassino we Włoszech w maju 1944 i pod Arnhem we wrześniu 1944 roku jednostki polskie wykazały niezwykłą odwagę i poniosły znaczne straty, uczestnicząc w operacjach o wątpliwej wartości.

W chwili zakończenia wojny w Europie, 9 maja 1945 roku, Pierwsza Polska Dywizja Pancerna stała pod Wilhelmshaven, Drugi Korpus — w Bolonii, Pierwszy Korpus Pancerny — nad Łabą w Czechosłowacji. Jedyna polska formacja, która cieszyła się znaczną autonomią, partyzancka Armia Krajowa, otrzymała tyleż praktycznego wsparcia od aliantów, co od Sowietów. Z wielkich ofiar Polaków poniesionych w wojnie przeciwko Hitlerowi nie wypłynęły żadne proporcjonalne korzyści dla przyszłych losów Polski[216]. (Patrz rozdz. XX tomu II).


Na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci polskie wojska zapisały na swoim koncie zaledwie jedno samodzielne zwycięstwo. „Cud nad Wisłą”, który zdarzył się w sierpniu 1920 r., jest czymś równie wyjątkowym w nowożytnej historii Polski, co w karierze Armii Czerwonej. Ten jeden jedyny raz Polacy wyszli zwycięsko z samotnej potyczki z siłami zbrojnymi swojego wielkiego sąsiada. Jak to się stało, wciąż pozostaje sprawą do dyskusji. Zwycięstwa nie można z pewnością przypisać ani starannemu planowaniu, ani systematycznym przygotowaniom. Sam Piłsudski nazywał je „starciem”, „bijatyką”, „bagarre”, „absurdem”. Mówił o „nicości sił”, „irracjonalnej słabości”, „wielkim ryzyku, sprzecznym ze wszelkimi zasadami sztuki wojennej”. Jego przeciwnicy wskazywali na umiejętności przebywającego wówczas z wizytą w Polsce generała Weyganda, na szaleństwo Tuchaczewskiego, na machinacje Stalina lub nawet boską Opatrzność — na wszystko poza zdecydowaniem i zimną krwią Piłsudskiego. Całkowite wyjaśnienie nie jest znane, a jeśli obecna cenzura polityczna nadal będzie się utrzymywać, naród polski nigdy nie pozna nawet podstawowych faktów[217].

W istniejących warunkach w Polsce nie mogła się rozwinąć żadna trwała i ogólna tradycja wojskowa. Ponawiające się klęski wciąż na nowo umniejszały kompetencję kolejnych pokoleń w oczach następnych generacji. Po chwilach nadziei nieodmiennie następowały gorzkie rozczarowania. Korpusy oficerskie, pułki i kolegia wojskowe nigdy nie zaznały radości ani takiego sukcesu, ani takiej ciągłości trwania, jakie mogłyby zapewnić przekazanie ich następcom własnych postaw i doświadczeń w sposób budzący jakiekolwiek zaufanie. Natomiast wspaniale rozwinęła się mocna wiara w osobiste cnoty polskiego żołnierza jako jednostki. Wytrwałość i siła w obliczu przeciwieństw losu, umiejętność improwizacji, oddanie sprawie, brak troski o własne bezpieczeństwo — wszystkie te cechy zyskiwały podziw towarzyszy broni we wszystkich formacjach, w których służyli

Polacy. Składa im hołd bogaty repertuar polskiego folkloru wojskowego:

Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani, że za tobą idą, że za tobą idą chłopcy malowani?[218]

Można je odnaleźć w pieśniach z czasów wypraw Batorego na Moskwę, w dziarskich mazurkach ułanów, a przede wszystkim — słowach marsza Legionów Piłsudskiego:

Legiony to żołnierska buta;

Legiony to ofiarny stos;

Legiony to żebracka nuta;

Legiony to straceńców los;

My, pierwsza brygada,

Strzelecka gromada,

Na stos

Rzuciliśmy swój życia los,

Na stos, na stos[219].


Legend jest oczywiście mnóstwo. Pozbawieni w czasach nowożytnych należnej im porcji wojskowej chwały, Polacy wciąż wracają do opowieści o dawnym męstwie swego narodu. Ogniem i mieczem, Potop i Pan Wołodyjowski, powieściowa trylogia Henryka Sienkiewicza, opowiadająca o podniecających przygodach z czasów wojen kozackich i szwedzkich z połowy XVII wieku, wciąż nie traci swej wybitnej pozycji w świecie popularnej literatury, a w ostatnim okresie mody na filmy historyczne, trafiła również na czoło list filmowych przebojów. Jak wszyscy bohaterowie historyczni, od Sobieskiego przez Kościuszkę, Poniatowskiego, Sowińskiego i majora Hubala, pan Wołodyjowski zdobywa tym wyższą pozycję dzięki temu, że jego czyny dokonywały się w kontekście narodowej katastrofy. Tak więc — zgodnie z polskim sposobem myślenia — cnoty jednostki potrafią zatriumfować nad zbiorową klęską; waleczność polskiego żołnierza okupuje porażki polskiego wojska; szacunek dla samego siebie płynie z przegranej.


Nikt z badaczy dziejów polskiej wojskowości nie okazał się dokładniejszy — ani też bardziej proroczy — od Jeana-Jacques’a Rousseau. W 1771 roku, w przededniu rozbiorów, Rousseau przepowiedział, że Polska nigdy nie będzie miała armii zdolnej dorównać armiom swoich sąsiadów. „Nigdy nie będziecie mieli siły zaczepnej”, pisał, „długo jeszcze nie będziecie mieli odpornej; ale (…) macie już siłę zachowawczą, która was, nawet ujarzmionych, ustrzeże od zniszczenia i zachowa wam rząd i wolność w jej jedynym i prawdziwym sanktuarium — w sercu Polaków”[220].



Загрузка...