Układ niniejszego tomu, który obejmuje okres historii Polski od końca osiemnastego wieku po dzień dzisiejszy, jest taki sam jak układ przyjęty w tomie pierwszym. Podstawowe rozdziały narracyjne (12—21) są poprzedzone serią esejów tematycznych, całość zaś zamyka część podsumowująca wydarzenia z okresu po roku 1944. Ogólny ton obu tomów jest jednak całkowicie odmienny. Historia Polski okresu wcześniejszego jest świadectwem stopniowego wzrostu i nagłego upadku jedynej w swoim rodzaju cywilizacji, której kultura i struktura instytucjonalna stanowiły odbicie ekscentrycznego pomieszania wartości Zachodu przeszczepionych na grunt słowiańskiego Wschodu. Natomiast historia Polski okresu następnego to dzieje długotrwałej walki narodów usuniętej z mapy Rzeczypospolitej o to, aby nie dać się unicestwić parweniuszowskim imperiom wschodniej Europy i znaleźć sobie — przez zdobycie nowych tożsamości — nowe miejsce w świecie.
Niemniej jednak pamięć dawnego dziedzictwa nadała barwę spojrzeniu Polaków na ich własną trudną sytuację na przestrzeni całego okresu historii współczesnej. W odróżnieniu od licznych ruchów narodowościowych grup, których odrębna świadomość została od początku do końca wypracowana w dziewiętnastym wieku, Polacy zawsze mieli przed oczami obraz dawnej Rzeczypospolitej i za pośrednictwem płodnego środka przekazu, jakim była ich literatura, wykorzystywali go do utrzymania poczucia własnej niezniszczalności i wyższości moralnej. Mimo iż nie mogli rościć sobie pretensji do udziału w dziesięcioleciach chwały militarnej, potęgi politycznej czy dobrobytu ekonomicznego, jakimi los obdarzył ich niemieckich czy rosyjskich sąsiadów, z pewnością uważali się za jeden z „historycznych narodów” Europy i nie figurowali na liście owych pośledniejszych plemion, które (nie wymieniając tu nikogo po imieniu) często bywały zmuszane do wymyślania na własny użytek większości rozdziałów swych rzekomych dziejów.
Mimo iż Polska może uchodzić za „kraj na kółkach” — zarówno z uwagi na swoje położenie geograficzne, jak i przez wzgląd na swoje kolejne wejścia i zejścia ze sceny politycznej — to jednak, jako wspólnota kulturowa o głębokich i trwałych tradycjach, dowiodła swojej stałej pozycji na arenie europejskiej.
W sensie politycznym najnowsza historia Polski jest oczywiście historią tragiczną. Zadanie zrekonstruowania dawnej Rzeczypospolitej okazało się niewykonalne, a państwa polskie, które tworzono w dwudziestym wieku, były tylko bladymi imitacjami — żeby nie powiedzieć karłowatymi parodiami pierwotnego modelu.
Chociaż dwukrotnie osiągnięto cel, o który tak długo zabiegano — odzyskanie niepodległości narodowej w 1918, a następnie ponownie w 1945 roku — to jednak tak za jednym, jak i za drugim razem osiągnięcia te przyniosły gorzkie owoce. Druga Rzeczpospolita (1918—39) została zlikwidowana po upływie mniej niż jednego pokolenia, Rzeczypospolitej Ludowej, stworzonej pod auspicjami Związku Radzieckiego w latach 1944—45, brak wielu spośród podstawowych atrybutów niepodległości.
Dawna Rzeczpospolita zaznała przynajmniej zwycięstwa w klęsce — jej duch na długo przetrwał jej fizyczną zagładę. Natomiast o współczesnej Polsce można powiedzieć, że doświadczyła klęski w zwycięstwie: ponownie ustanowionemu państwu nie udało się wyeliminować wielu spośród upokorzeń i opresji przeszłości.
Na nie kończące się klęski Polaków trzeba jednak zawsze patrzeć z właściwej perspektywy. W 1797 roku państwa rozbiorowe, które ostatecznie zniszczyły dawną Rzeczpospolitą, poprzysięgły uroczyście, że nawet nazwę „Polska” na zawsze wymażą z historycznych dokumentów. Było kilka momentów — po powstaniach z lat 1830 i 1863, a przede wszystkim podczas paktu Związku Radzieckiego z hitlerowskimi Niemcami w latach 1939—41 — kiedy wydawało się, że ta przysięga zostanie dotrzymana. Ale dziś każdy może zobaczyć na własne oczy, że Polska istnieje — zarówno duchem, jak i ciałem. Wydaje się, że ten kraj jest nierozerwalnie związany z nie kończącą się serią katastrof i kryzysów, które — w sposób paradoksalny — stają się źródłem jego bujnego życia. Polska znajduje się bez przerwy na krawędzi upadku. Ale jakimś sposobem zawsze udaje jej się znów stanąć na nogi, a w dziedzinach być może bardziej istotnych niż polityka i gospodarka — przeżywać okresy rozkwitu.
Trud ostatecznego przygotowania do druku obszernego maszynopisu powiększa jeszcze dług autora wobec jego współpracowników i mecenasów. Chciałbym w tym miejscu złożyć podziękowanie Kenowi Wassowi z University College w Londynie, który podjął się opracowania technicznego większości map i wykresów, Andrzejowi Suchcitzowi i Markowi Siemaszce, którzy opracowali indeks,
Komitetowi Wydawniczemu Szkoły Studiów Słowiańskich i Wschodnioeuropejskich oraz Fundacji im. Lanckorońskich, która szczodrze udzielała mi pomocy.
Norman Davies
Wolvercote
3 maja 1979
Przekład Historii Polski nie był zadaniem łatwym. Ogromna erudycja i rozległa wiedza Autora, obejmująca znajomość nie tylko faktów historycznych, ale także ich najszerzej pojętego tła politycznego, kulturowego i społecznego, może stać się prawdziwą lekcją pokory dla tłumacza, który zechciałby sądzić, że nabyta przez długie lata praktyki sprawność warsztatowa w połączeniu z taką znajomością historii, do której zobowiązuje sam fakt, że jest to historia kraju ojczystego, pozwoli pokonać trudności natury merytorycznej. Książka Daviesa jest jednak czymś więcej niż tylko dziełem historycznym — jest także dziełem literackim, którego niewątpliwe walory stylistyczne stawiają przed tłumaczem klasyczny problem ciągłego szukania optymalnych kompromisów między wiernością treści a wiernością formie — kompromisów często niełatwych wobec ograniczeń, jakie narzuca tłumaczowi język przekładu.
Pragnę więc w tym miejscu przyznać, że niniejszy przekład nie byłby w ogóle możliwy, gdyby nie cenna pomoc, jaką ofiarowała mi pani Janina Ozga z Instytutu Filologii Angielskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, która z niewyczerpaną energią i zdumiewającą intuicją prowadziła mnie ścieżkami, jakie kilkanaście lat wcześniej musiał przebywać Autor Historii Polski w poszukiwaniu materiałów źródłowych do swojej książki. Jej też zawdzięczam odnalezienie źródeł wielu cytatów wplecionych w tekst oryginału, a nie opatrzonych przez Autora notami bibliograficznymi — może po to, aby zbytnio nie obciążać pamięci anglosaskich czytelników, a może i dlatego, że dla niego samego stały się one przez długie lata studiów czymś, co się po prostu wie i zna na pamięć…
Pracę nad przekładem Historii Polski rozpoczął przed paroma laty nieżyjący już warszawski dziennikarz i literat, pan Jan Zarański. Udostępniony mi rękopis był niejednokrotnie źródłem inspiracji przy tłumaczeniu pierwszych rozdziałów książki.
Polskiemu czytelnikowi winna jestem jeszcze wyjaśnienie dotyczące sposobu użycia nazw geograficznych — tym bardziej że odbiega on od systemu przyjętego przez Autora, a wyłożonego obszernie w rozdziale 21 II tomu Historii: „nie trzeba szczególnie dogłębnej znajomości obcych języków”, pisze Davies, „aby zrozumieć, że warianty nazw [geograficznych — E.T.] zależą po części od przekonań ludzi, którzy ich używają, po części zaś — od upływu czasu”. W tym kontekście obowiązek historyka „polega na zwróceniu czytelnikowi uwagi na to, jak teraźniejszość różni się od przeszłości”. Konsekwencją takiego stanowiska jest zasada, w myśl której nazwa stanowi możliwie najwierniejsze odbicie „dominujących w danym momencie dziejów powiązań kulturowych i politycznych — oznacza to więc dla przykładu, że w rozdziale trzecim będzie się mówić o Wratislawie, w rozdziale dwudziestym — o Breslau, a w rozdziale dwudziestym trzecim — o Wrocławiu”. Podkreślając, że nazwa nadawana takiemu czy innemu miejscu w danym momencie dziejów nie jest „ostatecznym werdyktem wydanym przez historię”,
Davies przyznaje jednocześnie, że uzasadnione względami historycznymi zróżnicowanie nazewnictwa stanowi dodatkową trudność dla angielskiego czytelnika, który — jak pewien brytyjski premier z cytowanej przez niego anegdoty — „nigdy nie słyszał o Cieszynie, a o Śląsku sądził, że leży gdzieś w Azji Mniejszej”. W odczuciu Polaków sytuacja ma się jednak, moim zdaniem, nieco inaczej. Obcojęzyczne nazwy miejscowości leżących dziś na terenie naszego kraju niosą ze sobą bardzo silne konotacje polityczne, często związane z wydarzeniami historii najnowszej, a nie z kontekstem historycznym, w jakim zostały użyte; podobnych asocjacji Davies nie mógł oczekiwać od czytelników oryginału swej książki, dla których wszystkie warianty mogą przecież brzmieć po prostu równie egzotycznie.
Ponadto, jak stwierdza sam Autor, „Polacy, którzy mówiąc o Lipsku i Dreźnie, nie chcą wszak dać do zrozumienia, że uważają je za miasta polskie”. W polskim przekładzie używam zatem powszechnie przyjętych dziś nazw polskich, wersje obcojęzyczne wprowadzając jedynie tam, gdzie taki wybór uzasadnia kontekst (np. w tłumaczeniach dokumentów pisanych przez dyplomatów brytyjskich).
E.T.