POSTSCRIPTUM [1][570]


Słyszy się często, że historycy nie powinni się mieszać do teraźniejszości i że nie potrafią przepowiadać przyszłości. Historia może nauczyć nas niewiele — prócz tego, że z historii nie można się zbyt wiele nauczyć. W pewnym sensie jest to pogląd godny polecenia w kraju, w którym nagłe i gwałtowne przemiany losu zawsze były na porządku dziennym i gdzie byłoby głupotą oczekiwać, że przeszłość po prostu powinna się powtórzyć. A jednak teraźniejszość jest wytworem przeszłości, a przyszłość stanie się kontynuacją teraźniejszości. Żaden podróżnik nie może zaplanować dalszej trasy, jeśli nie wie, skąd przybywa. Nikt nie może zacząć rozważać spraw mających nadejść, jeśli żywo nie zachowa w pamięci spraw przeszłych. Nikt nie potrafi wyobrazić sobie losów kraju, dopóki dobrze nie pozna jego genezy i rozwoju. I w tej mierze historia Polski jest żywotnym elementem jej obecnych wydarzeń.

Trzeba stwierdzić, że pod wieloma względami życie dzisiejszych Polaków jest lepsze od życia przeszłych pokoleń. Ludzie, którzy pamiętają okropności II wojny światowej czy też problemy społeczne i nędzę okresu międzywojennego, muszą należycie doceniać względne bezpieczeństwo i dobrobyt życia w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Każdy, kto sięga dalej wstecz, do końca XIX wieku, kiedy wydawało się, że tożsamości narodowej Polaków grozi całkowita zagłada, musi oczywiście uznać i uszanować wiele spośród dzisiejszych osiągnięć Polaków. Nawet w zmieniającej się perspektywie minionego trzydziestolecia jest rzeczą naprawdę godną uwagi, że polscy artyści, pisarze, muzycy, naukowcy i sportowcy potrafią dziś odgrywać na arenie europejskiej o wiele istotniejszą rolę niż kiedykolwiek dotychczas. Zważywszy wszystkie przeciwności, na siłę witalną Polski oraz na jej niezwykłą moc regeneracji patrzy się ze zdumieniem i podziwem.


Natomiast przyglądając się życiu politycznemu w kraju, każdy bezstronny obserwator musi dojść do przekonania, że obecna sytuacja w Polsce nadal zawiera w sobie wszystkie czynniki, które bywały przyczyną j ej dawnych nieszczęść. Skoro polityka stwarza ramy dla wszelkiej działalności społecznej i kulturalnej, naprawdę nie można nie brać pod uwagę wszechobecnego cienia, jaki kładzie się w poprzek drogi Polski bez względu na to, w którym idzie kierunku. Tak czy inaczej, Rzecząpospolitą Ludową stworzyło jedno z niewielu imperialistycznych mocarstw, jakie istnieją na świecie, a jej krokami kieruje się nadal z myślą o obcych priorytetach i cudzych interesach. Takie czy inne ograniczenia suwerenności są dziś oczywiście udziałem większości narodów i nie ma sensu uważać, że kraje bloku sowieckiego spotkał pod tym względem wyjątkowo pechowy los. Nie o to chodzi.

Nieszczęście Polski tkwi nie tyle w tym, że pozostaje pod patronatem jednego z supermócarstw, ile w naturze systemu politycznego, z którym musi się pogodzić. Losy polityczne Polski są związane z losami imperium, którego komunistyczna ideologia jest bankrutem nawet w oczach wielu komunistów świata; którego niereformowalne struktury wewnętrzne są odbiciem nie marksizmu czy socjalizmu, lecz rosyjskiej autokracji i stalinowskiej tyranii; którego polityka zagraniczna opiera się, według słów Kiplinga, na „buchającej smrodliwym dymem rurze i żelaznym czerepie”. Wobec panującego w Europie Środkowej układu sił politycznych w Polsce nie da się zaprowadzić żadnych zmian na lepsze, dopóki nie nastąpi zasadnicza poprawa sytuacji w ZSRR.

Dla polskiego historyka tego rodzaju sytuacja wydaje się przygnębiająco znajoma. Jest to sytuacja, która trwa — z wieloma odmianami, ale z bardzo nielicznymi przerwami — od czasu, gdy na początku XVIII wieku Rosjanie po raz pierwszy ustanowili swój zgubny protektorat nad Polską. Mimo postępu społecznego, technicznego i kulturalnego polityczny rozwój Polski pozostaje w stanie atrofii. Mutatis mutandis, niełatwe współżycie obecnego kierownictwa partii z jej obecnymi sowieckimi patronami bardzo przypomina godną politowania pozycję ostatniego króla Polski w rokowaniach z carycą Katarzyną. Sytuacja ustrojowa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej po roku 1945 jest bardzo podobna do analogicznej sytuacji Królestwa Kongresowego po roku 1815. Stanowisko taktyczne, jakie zajmuje ustanowiony w 1956 roku narodowy komunistyczny reżim, nie jest niczym więcej, jak tylko unowocześnioną wersją starej śpiewki o „pracy organicznej”. Należy się spodziewać, że dopóki będzie trwać historyczna subordynacja Polski wobec Rosji, dopóty wciąż będą o sobie dawały znać historyczne mechanizmy samozachowawcze, a także utrwalone genetycznie nawyki obłudy i przekory.


Niedogodną pozycję Polski w obrębie bloku sowieckiego pogarsza intensywność jej tradycyjnych powiązań z Zachodem. Po czterdziestu latach sowieckiej supremacji nadal brak jakichkolwiek oznak wskazujących, aby więzy te miały ulec osłabieniu. Polska Ludowa uzyskuje z handlu z Zachodem wyższy procent dochodu narodowego niż jakiekolwiek inne państwo członkowskie Paktu Warszawskiego. W Europie i Ameryce emigracja polska jest liczebniejsza niż emigracja z któregokolwiek państwa sąsiadującego z PRL. Napływ przybyszów z Polski na Zachód — zarówno tych przyjeżdżających prywatnie, jak i służbowo —jest bez porównania większy od odpowiednich wskaźników dla innych państw bloku. Procent praktykujących katolików przekracza liczbę wiernych w jakimkolwiek innym kraju Europy. W dziedzinie nauki i sztuki Polska zbliża się bardziej do Zachodu niż do ZSRR. Radzieckie produkty — od dzieł artystów socrealistycznych, przez rosyjską muzykę ludową, radziecki szampan i radzieckie samochody, po radziecką przyjaźń — nie budzą większego entuzjazmu wśród polskich nabywców, zwłaszcza w porównaniu z odpowiednimi towarami wytwarzanymi na Zachodzie.

Tam gdzie bariera językowa nie stanowi przeszkody nie do pokonania — w muzyce, grafice, filmie, matematyce, pantomimie czy różnych odmianach sztuki teatralnej i literatury — polscy twórcy dotrzymują kroku europejskiej awangardzie. Mimo licznych nacisków ze strony władz nie brak Polaków, którzy pod względem gustów i postaw są bardziej świadomie „zachodni” niż mieszkańcy większości krajów zachodnich.


Tradycyjny opór Polski wobec roszczeń jej politycznych władców sprawił, że stała się ona jednym z wiecznych ognisk zapalnych Europy; wszystko też wskazuje na to, że będzie tak nadal. Po I wojnie światowej premier Francji, Aristide Briand, nazwał Polskę „reumatyzmem Europy”. Pod koniec II wojny światowej prezydent Roosevelt nazwał ją „migreną świata”. Potem wody polskiego źródła niepokoju były względnie spokojne. Ale pod powierzchnią ścierają się napięcia i nie ma żadnej gwarancji, że Polska zachowa odpowiedzialną postawę w ewentualnym przyszłym kryzysie na skalę międzynarodową. Jest rzeczą bardzo mało prawdopodobną, aby Polacy mieli ochotę dać się wciągnąć w operacje sowieckie w Azji czy Afryce, a zajmują przecież równie ważną strategicznie, co wystawioną na atak pozycję na trasie głównych połączeń sowieckich z Niemcami i linią frontu biegnącą wzdłuż żelaznej kurtyny. Jeśli Armia Czerwona utrzyma dotychczasową liczebność oddziałów stacjonujących w Europie Wschodniej lub jeśli — co jest do pomyślenia — przeprowadzi operację strategiczną i wycofa się w obręb swoich własnych granic, spokój może trwać jeszcze przez wiele długich lat. Ale w przypadku jakiejkolwiek poważnej konfrontacji, zwłaszcza w obrębie Europy, należy mieć poważne podejrzenia co do lojalności Polski wobec bloku sowieckiego. Niewątpliwie, jest coś z pobożnego życzenia w rozważaniach tych spośród strategów Zachodu, którzy widzą w Polsce punkt zapalny trzeciej wojny światowej. Pogląd ten jednak nie jest całkowicie pozbawiony podstaw; w Moskwie z pewnością również nie brak ludzi, którzy uważają Polskę za swoją własną piętę Achillesa.


Wszelkie rozważania na temat przyszłości Polski muszą się zatem obracać wokół oceny ogólnej pozycji strategicznej ZSRR. „Priorytet polityki zagranicznej” to maksyma, która zawsze mocno ważyła na opinii polskich specjalistów od analiz politycznych; współcześni znawcy przedmiotu nie są w tym względzie wyjątkiem.

Polacy są żywo zainteresowani losem innych sąsiadów Rosji, a zwłaszcza wydarzeniami na wschodnich pograniczach ZSRR. To zainteresowanie nie jest niczym nowym. W XVIII i na początku XIX wieku stosunki polsko—tureckie były najczulszym barometrem polskiego klimatu politycznego. Wojna Rosji z Turcją zazwyczaj przynosiła Warszawie słoneczną pogodę, podczas gdy pokój zawarty z Porta wskazywał na nadciągającą burzę. Na początku wieku XX rywalizacja między Rosją i Japonią po raz pierwszy rozbudziła marzenia Polski o wyzwoleniu. Dziś konflikt sowiecko—chiński jest źródłem największych szans i największych obaw. Skutki nieporozumień Rosji z Chinami i Japonią są równie nieodgadnioneJak twarze głównych protagonistów; nie ulega jednak wątpliwości, że na życie w Polsce równie silny wpływ mogą wywrzeć wydarzenia nad Amurem czy Ussuri lub nad Morzem Ochockim, jak wszystko to, co dzieje się nad brzegami Odry, Bugu czy Wisły. Każdy wykształcony Polak, który ma najsłabsze choćby poczucie historii, musi się czasem zastanawiać nad takimi rzeczami. To, że tak zwaną „kartę chińską” wyłożył na stół w Waszyngtonie nie kto inny jak Zbigniew Brzeziński, można z pewnością przypisać — przynajmniej częściowo — jego polskiemu wychowaniu.


Obecne trudne położenie Polski odzwierciedla jednak przede wszystkim rezultat tytanicznych zmagań między Rosją i Niemcami, które zaprzątały uwagę Europy przez pierwszą połowę XX wieku. Zwycięstwo hitlerowskich Niemiec — nawet gdyby nie oznaczało kompletnej zagłady Polaków — z pewnością zrobiłoby z nich niewolników Niemców. Nie powinien zatem budzić niestosownego zdziwienia fakt, że zwycięstwo Stalina uczyniło z Polski sowieckiego satelitę. Mogło być gorzej. Jest oczywistym historycznym faktem, że Polacy żyją otoczeni przez europejskich gangsterów i że aspołeczne posunięcia sąsiadów pozbawiły ich możliwości spokojnego niepodległego bytu. Epicka wojna, jaka toczyła się między dwoma naczelnymi bandytami, musiała na długie lata określić los wszystkich naokoło. Prawdą jest, że Stalin nie żyje od ćwierć wieku, ale starzejący się spadkobiercy sowieckiego Ojca Chrzestnego tak samo nie mają ochoty oddać nieuczciwie zagarniętych łupów, co przyznać się do tego, w jaki sposób zostały zdobyte.

Rozpaczliwe zabiegi o szacunek, które leżą u podstaw tak licznych wątków współczesnej polityki w Europie Wschodniej, zostałyby wystawione na poważne niebezpieczeństwo, gdyby zarówno ofiary, jak i partnerzy Stalina kiedykolwiek dowiedzieli się prawdy. Trwa więc spisek milczenia.


W tej sytuacji jest rzeczą podstawowej wagi, aby młodzież polska mogła poznać całą złożoność i bogactwo swojego dziedzictwa. Dla ludzi mieszkających poza granicami Polski historia tego kraju jest po prostu jedną z wielu interesujących ścieżek, jakimi chadzała Europa. Samym Polakom pomaga zachować samoświadomość; jest podstawową linią przewodnią wiodącą ku narodowemu zbawieniu. Niestety, większość polskiej młodzieży ma bardzo ograniczony dostęp do skarbów własnej przeszłości. Cenzorzy i polityczni ideologowie nie ustają w wysiłkach, kontrolując, ograniczając i deformując wiedzę historyczną. Zależność polityczna nieuchronnie ogranicza prawo do niezależnego poglądu na historię.

W świecie zaś coraz bardziej złożonych systemów kontroli tylko niewielu Polaków zdaje sobie sprawę z tego, w jakim kierunku zwraca się ich umysły. Podczas gdy większość wykształconych ludzi odrzuca wpływ leninizmu jako czynnik tworzący współczesną historię; gdy wielu kwestionuje zasadność interpretacji marksizmu, tylko nieliczni zdają sobie sprawę z upartego nacjonalizmu, który wciąż stanowi główny nurt oficjalnej ideologii. To dziwna ironia. Nacjonalizm, który w okresie nieistnienia państwa był wykorzystywany jako potężna broń przeciwko fałszywej historiografii mocarstw rozbiorowych, został obecnie wprzężony w służbę sowieckiego imperializmu. Stalinowscy autorzy z bloku sowieckiego umyślnie pielęgnowali okaleczony nacjonalizm poszczególnych zniewolonych przez siebie narodów. Rządom Moskwy w powojennej Europie Środkowowschodniej towarzyszyło nie tylko narzucanie komunizmu, który sam Stalin uznał za ustrój obcy i nieodpowiedni, ale także i przede wszystkim — staranne pielęgnowanie istniejących sił nacjonalistycznych. Jedyna w swoim rodzaju polityka Moskwy, polegająca na wychwalaniu rzekomo wspaniałych zwycięstw polskiego socjalizmu, a także odtworzenie rzekomo historycznych polskich granic są wymierzone w próżność Polaków —jest to dokładny współczesny odpowiednik niegdysiejszej polityki St. Petersburga, do której należało wychwalanie „złotej wolności” polskiej szlachty. Wszystkich ideologów bloku nauczono rozdmuchiwania ksenofobii i podsycania w ludziach uczucia niepewności, co pogłębiało ich zależność od potężnego sowieckiego sojusznika. Wspieranie władzy imperialistycznego mocarstwa przez rozbudzanie separatystycznych tendencji podległych mu narodów to manewr stary jak świat, a Polacy stali się jedynie jedną z jego głównych ofiar. Wykorzystując i rozdmuchując niechęć i uprzedzenia Polaków wobec Niemców (o ile w ogóle te uczucia da się wyolbrzymić), władze skutecznie odwracały uwagę od zła podobnego kalibru, które było dziełem Rosjan. Podsycanie uczuć nacjonalistycznych, w chwili gdy kwestia niepodległości narodowej została już formalnie rozstrzygnięta, rodziło animozje korzystne jedynie dla tych, którzy je wywoływali. Podkreślając ekskluzywność polskiego dziedzictwa historycznego i kulturowego oraz umniejszając znaczenie jego powiązań z dziedzictwem Niemców, Żydów, Ukraińców, Litwinów, Czechów, Słowaków i Rosjan, polskie władze skutecznie chronią Związek Radziecki przed wszelkimi próbami skonsolidowanego wystąpienia wszystkich tych grup przeciwko jego imperialistycznej supremacji. W oczach tych, którzy znają cele, jakim w myśl pierwotnych zamierzeń miała służyć ideologia nacjonalistyczna, jest to zwrot wielce interesujący. W gruncie rzeczy szerzenie w Polsce oraz w krajach sąsiednich tej odmiany prymitywnego i bezkrytycznego nacjonalizmu, jaki zrodził się w epoce Stalina, nadal utrzymuje europejskie imperium ZSRR w niezłym stanie zdrowia.


Jak dotąd, niewielu polskich komentatorów widzi sprawy w tym świetle, a przeciętny Polak z pewnością ma poczucie, że tradycyjnie podsycana świadomość narodowa jego rodaków jest jednym z najistotniejszych elementów gwarantujących przetrwanie kraju. Jest jednak możliwe, że rola nacjonalizmu będzie coraz bardziej podawana w wątpliwość. W miarę jak bledną wojenne wspomnienia, muszą także tracić żywość barw dawne postawy zrodzone z obawy przed osaczeniem i unicestwieniem gatunku. Teraz, gdy istnieniu Polski jako odrębnej wspólnoty narodowej nie zagraża już niebezpieczeństwo, aspiracje Polaków zwrócą się zapewne w innych kierunkach: od obsesji nacjonalistycznych ku ideom politycznych swobód i międzynarodowego braterstwa. Być może, zrodzi się poczucie, iż polskie życie polityczne zostało wpędzone w moralnie ślepą uliczkę, z której młodzi i niecierpliwi muszą w jakiś sposób się wydostać. Okaże się, że nacjonalizm— ideologia dominująca na ziemiach polskich nieprzerwanie od epoki rozbiorów — wreszcie odegrał swą historyczną rolę. Ludziom z pokolenia powojennego wystarczała radość z tego, że żyją i że zostali Polakami; ich synowie i córki mogą zechcieć zostać Europejczykami, kosmopolitami, obywatelami świata.


Jeśli zatem Polacy mają się wyrwać z nałożonego im przez politycznych władców umysłowego kaftana bezpieczeństwa, muszą zacząć — tak jak to uczynili ich przodkowie — od prześledzenia własnej historii. Tylko wtedy mogą liczyć na to, że specyficzne wartości — indywidualizm i pragnienie wolności — charakterystyczne dla ducha polskości na przestrzeni stuleci — znajdą odniesienie w teraźniejszości. Struktury i systemy polityczne nie mają bowiem same w sobie żadnej wartości. Formalne zdobycie niepodległości również nie ma samo w sobie żadnej wartości, jeśli energia państwa nie zwróci się ku wartościowym celom. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek dotąd, Polacy muszą sobie zadać pytanie, jakie właściwie są te cele. Jeśli ich ukochana Rzeczpospolita naprawdę istnieje po to, aby rozwijać i wspierać dobrobyt swoich obywateli oraz przyczyniać się do ogólnego postępu ludzkości, a nie służyć rozbij ackim interesom jakiegoś obcego mocarstwa czy rządzącej elity, to wszystko w porządku. Jeśli nie —jeśli Polaków nauczono myśleć o Rzeczypospolitej Ludowej jako o szczytnym celu samym w sobie, to zostali oni okrutnie oszukani, a imponujące uroczystości z okazji 60. rocznicy niepodległości narodowej były tylko pustą celebrą.


Na tej samej zasadzie Polacy muszą zdać sobie sprawę z tego, że wiele z ich pism historycznych — od autochtonicznych teorii odnoszących się do prehistorii po etnocentryczne interpretacje współczesnych wydarzeń — nie bez powodu budzi za granicą osłupienie. Na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie subtelną sztukę wyśmiewania samego siebie doprowadza się czasem do skrajności, czy też w Ameryce, gdzie rewizjonistyczni historycy często z ekstrawagancką rozkoszą wyciągają na światło dzienne błędy przeszłości narodu, obowiązujący oficjalnych historyków polskich przymusowy optymizm w sowieckim stylu jest czymś po prostu niezrozumiałym. Nikt nie ma ochoty czytać katalogu wspaniałych osiągnięć jakiegoś innego narodu. Oczywiście, każda wspólnota musi swoje historyczne zainteresowania kierować w takim czy innym stopniu ku problemom związanym z własną genezą i rozwojem — i Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem. Jest rzeczą jak najbardziej naturalną, że historycy pochodzący z kraju, który bywał niejednokrotnie wystawiany na tak traumatyczne przemiany, mają skłonność do egocentryzmu. W świetle następstw II wojny światowej, które sprawiły, że krajobraz terytorialny, demograficzny, społeczny i polityczny Polski zmienił się nie do poznania, musi się naturalnie poświęcić nieco uwagi badaniu tak zwanych Ziem Odzyskanych czy — niejako na zasadzie rekompensaty — szczególnie starannie poszukiwać wątków charakteryzujących się pewną ciągłością. Wszystko to jest w pełni zrozumiałe. Ale wyraźna tendencja do wykorzystywania badań historycznych jako narzędzia służącego umacnianiu świadomości narodowej Polaków, a przez ekstrapolację — także zatarciu wszelkiego wspomnienia o kulturach niepolskich rozkwitających niegdyś na historycznych polskich ziemiach, musi wywołać u cudzoziemca nutkę niechęci. Warto zauważyć, że jest to skłonność uderzająco podobna do tendencji istniejącej wśród przedstawicieli starej niemieckiej szkoły historycznej, których opiniom na temat Europy Wschodniej tak żarliwie przeczą współcześni polscy uczeni. Co więcej, obecny zwyczaj fałszywego komentowania historycznej roli Polski na Wschodzie czy też pogląd, który przedstawia Polską Rzeczpospolitą Ludową jako szczytowe osiągnięcie organicznego procesu społecznego, należy z pewnością przypisać najoczywistszej manipulacji politycznej. Przeszłość Polski jest równie burzliwa, równie złożona i w ostatecznym rozrachunku równie niejednoznaczna, jak przeszłość jakiegokolwiek innego kraju. I nikogo nie przekona żadna próba udawania, że jest inaczej.


Z dzisiejszego punktu widzenia trudna sytuacja Polski może sprawiać wrażenie przerażająco trwałej. Ludziom słabego ducha mogłoby się wydawać, że żadna siła na całym świecie nie jest w stanie osłabić żelaznego uścisku, w jakim ZSRR trzyma swoje europejskie imperium. Jak to zawsze powtarza Aleksander Sołżenicyn, system sowiecki jest nieludzko silny, a w epoce broni atomowej nikt nie odważy się myśleć o korzyściach, jakie mógłby przynieść zbrojny opór, ani też — jak Mickiewicz — nie będzie modlić się do Boga o powszechną wojnę wyzwoleńczą.

Układ podpisany w Helsinkach w 1975 roku jest tylko kolejnym wyrazem nadziei Kremla na wiecznotrwałość własnej supremacji. A jednak jedyną rzeczą, jakiej naprawdę uczy historia, jest to, że władza przemija, a ziemskie sukcesy są nietrwałe. Nadejdzie dzień, w którym odejdą kapitanowie i komisarze. Wcześniej czy później napuszona sowiecka władza na pewno przeminie, tak jak przeminęła potęga Niniwy i Tym. Na razie jednak pole manewru Polski pozostaje ograniczone.


Mimo to Polacy mają prawo z podziwem i z niemałą dumą myśleć o niezwykłych wydarzeniach, które umożliwiły im przetrwanie, a nierzadko rozkwit, w zmaganiach z potężnymi przeciwnościami. Mając na uwadze trzy wieki walki Polski o przetrwanie, byłoby rzeczą wysoce niestosowną mierzyć Polaków jedynie miarą ziemskich sukcesów. Bo Polska — w zwykłym dla niej stanie ustabilizowanej klęski — nie jest po prostu jednym z państw europejskich, zniszczonym przez wojnę i osaczonym przez problemy, jakie niesie ze sobą konieczność przystosowania się do powojennych warunków. Dla każdego, kto zna jej historię, Polska jest czymś o wiele więcej. Jest skarbnicą idei i wartości, które potrafią przetrwać niezliczone katastrofy wojskowe i polityczne. Nie daje żadnych gwarancji, że każdy z jej obywateli będzie przestrzegać jej ideałów, ale mimo to pozostaje trwałym symbolem moralnych dążeń Europy:


Prawo moralne we mnie, a niebo gwiaździste

Nade mną. Cóż, gdy prawo przemocą hańbione.

Niech więc krążą księżyce w biegu nie zmienione

I niech przynajmniej niebo pozostanie czyste[571].


Historia Polski, rozpatrywana jako proces naukowy lub jako narodowa krucjata, nie wydaje się ani zbyt spójna, ani zbyt przekonująca. Ale gdy dostrzec w niej owo igrzysko złośliwego losu, robi się całkiem zrozumiała. Jej kwintesencji nie da się porządnie wyłożyć na tysiącu stron uczonego komentarza, ale czasem uchwyci ją kilka ulotnych linijek wiersza:


Budowałem na piasku

I zwaliło się.

Budowałem na skale

I zwaliło się.

Teraz budować zacznę

Od dymu z komina[572].


Dlatego też tragedie przeszłości Polski bezustannie skłaniają do niepokoju ojej przyszłość. Przez długi okres współczesnych dziejów Polacy zadawali sobie pytanie, w jaki sposób przywrócić Polsce utraconą niezależność, a także — co ważniejsze —jakim właściwie krajem powinna być ta niezależna Polska; czyli — używając słów Lelewela — „Polska, ale jaka?” Odpowiedź na pierwsze pytanie przyniosły następstwa dwóch straszliwych wojen światowych, a szczególnie układ z 1945 roku. Pytanie drugie wciąż pozostaje otwarte.

[1980]

POSTSCRIPTUM [2] „Solidarność”, 1980—1981

Chociaż od kilku lat autorytatywnie przepowiadano Polsce taki czy inny poważniejszy kryzys, nikt nie przewidział dokładnego przebiegu ostatnich wydarzeń. Niewielu ludzi byłoby skłonnych sądzić, że inicjatywę polityczną przejmie nie Kościół, nie reformatorzy w łonie partii i nie opozycyjni intelektualiści, lecz polska klasa robotnicza oraz zupełnie nowa grupa nie znanych dotąd i nie wypróbowanych przywódców proletariatu. Tylko nieliczni byliby skłonni postawić na spokojną konfrontację między władzami i opozycją. Do momentu, w którym w roku 1980 Niezależny [Samorządny] Związek Zawodowy wynurzył się na powierzchnię wydarzeń, nikt na świecie o nim nie słyszał. Pytany jeszcze w czerwcu o swoją „grupę dyskusyjną” główny działacz organizacji, trzydziestosiedmioletni bezrobotny elektryk z Gdańska, nazwiskiem Lech Wałęsa, nie umiał powiedzieć, kiedy lub w jaki sposób jej działalność mogłaby przynieść jakiekolwiek konkretne wyniki. Na zaledwie miesiąc przed wybuchem on sam wiedział jedynie tyle, że sprawa jest warta tego, aby o nią walczyć.


Letni kryzys rozwijał się w oszałamiającym tempie. Na początku — w lipcu — wydawało się, że fala lokalnych strajków płynie w tym samym kierunku, co poprzedzające ją fale z lat 1970 i 1976. Protesty wywołane brakami żywności na rynku pociągnęły za sobą długą litanię drobniejszych skarg na wszelkiego rodzaju dolegliwości i nadużycia. Można by oczekiwać, że partia odpowie odpowiednio długą serią obietnic i podwyżek płac, kosmetyczną zmianą w składzie rządu, próbą zdobycia kolejnych pożyczek zagranicznych, a w najlepszym wypadku — jakąś nową reformistyczną strategią. Ale wkrótce stało się jasne, że tym razem robotnicy nie dadzą się nabić w butelkę. W połowie sierpnia Komitet Strajkowy wielkiej Stoczni imienia Lenina w Gdańsku odrzucił korzystny układ dotyczący jego własnych lokalnych żądań, twierdząc, że oznaczałoby to zdradę robotników strajkujących w innych miejscach kraju. Nadeszła chwila prawdy. W umysłach zaświtało, że partyjny monopol władzy został zaatakowany w skoordynowanej akcji robotników całego kraju, zjednoczonych pod ironicznym hasłem „Robotnicy wszystkich zakładów pracy — łączcie się!” 31 sierpnia negocjatorów strony rządowej zmuszono do uznania najważniejszych postulatów robotniczych, sformułowanych w porozumieniu zawartym w Gdańsku [dzień wcześniej w Szczecinie], a następnie w miejscowości Jastrzębie [3 września] na Śląsku. W zamian za uznanie przewodniej roli partii strona rządowa formalnie przyjęła długą listę ustępstw, w tym prawo robotników do strajku, do zrzeszania się w niezależnych związkach zawodowych, do wzniesienia pomnika upamiętniającego śmierć kolegów zamordowanych w 1970 roku, a także obietnicę rozluźnienia cenzury. W bezpośrednim następstwie tych porozumień przedstawiciele komitetów strajkowych ze wszystkich regionów Polski połączyli się, tworząc Kraj ową Komisję Porozumiewawczą nowych Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych (NSZZ). Nowej organizacji nadali nazwę SOLIDARNOŚĆ, a jako przewodniczącego wybrali człowieka, który dowodził strajkiem w stoczni gdańskiej: Lecha Wałęsę.


Z pewnej perspektywy widać, że wszystkie podstawowe elementy kryzysu narastały od długiego czasu. Bankructwo oficjalnej ideologii, przekupstwo administracji i pogłębiająca się przepaść między partią i narodem od dziesiątków lat stanowiły powszechnie znane elementy codziennego życia. Niski poziom wydajności w przemyśle, podobnie jak stagnacja stopy życiowej ludności, wyraźnie nabrały charakteru stałych cech systemu. Klęska programu rozwoju indywidualnego rolnictwa spowodowała braki w zaopatrzeniu w żywność, które utrzymywały się przez całe lata siedemdziesiąte. Załamanie się polityki gospodarczej partii uwidoczniło się już w roku 1976, a niezdolność przywódców narodu do wprowadzenia skutecznych reform wzrastała z każdym upływającym rokiem. W całym kraju mówiło się o rosnącej sile Kościoła rzymskokatolickiego, niejednoznacznej postawie sił zbrojnych, a także wzroście podziemnej opozycji. W scenerii narastającego chaosu i rozczarowania trzeba było tylko iskierki, katalizatora, który mógłby skonsolidować nastroje ludzi i przerodzić tlący się płomyk niezadowolenia w otwarty płomień żądań reformy ustroju politycznego.


W opinii wielu obserwatorów taką iskrą stała się w czerwcu 1979 roku wizyta w Polsce Ojca Świętego Jana Pawła II. Już przed ośmioma miesiącami, 16 października 1978, wybór polskiego papieża napełnił nowym poczuciem godności serca wielu Polaków, ale jego triumfalny powrót do uwielbiającej go ojczyzny, który odbył się pośród scen szalonej radości, nadał nowy ton również życiu politycznemu w kraju. Na czas pięciu dni jego pobytu władze komunistyczne zaniechały wielu spośród swoich zwykłych praktyk. Religia zmonopolizowała środki masowego przekazu. Katolicką mszę św. po raz pierwszy w Polsce transmitowano w telewizji. Na placu Zwycięstwa w Warszawie wzniesiono ogromny symboliczny krzyż. Milicja Obywatelska wycofała się z pola widzenia, a milionowym tłumem karnych pielgrzymów sterowała tysięczna armia ochotniczej straży. Przywódcy ateistycznego rządu, którzy przez trzydzieści pięć lat z pogardą odrzucali narodową religię Polski, zostali teraz zmuszeni do oddania hołdu głowie Kościoła powszechnego. Było to przeżycie duchowe i ćwiczenie w samodyscyplinie, którego nikt w Polsce łatwo nie zapomni. Kontrast między wszechogarniającym prestiżem Kościoła a złą reputacją rządzącej krajem partii nie wymagał żadnego komentarza. Po tej wizycie zgnilizna systemu wypłynęła na powierzchnię, gdzie każdy mógł ją bez trudu zauważyć. Naród nie rozpoczął otwartej rewolty, ale od tego czasu przeważająca większość ludzi — mężczyzn, kobiet i dzieci — wiedziała w głębi serc, że dla jej prawdziwych interesów partia i wszystko to, co ona reprezentuje, nie ma żadnego znaczenia. To właśnie wtedy, w owych ważnych dniach czerwca 1979 roku, zrodziło się w narodzie polskim poczucie moralnej wyższości, spokojna determinacja, religijna tożsamość — jednym słowem, duch 1980 roku.


Pojawienie się „Solidarności” należy zatem uznać za kulminację długiego procesu. Jest to organizacja spontanicznego ruchu walczącego o odnowę narodu; jego nasiona przed wieloma laty zostały rzucone w żyzną glebę, a wzeszły dzięki ciepłu promieniejącemu od Papieża Polaka. Jego symbole — podobnie jak motywy — mają charakter zarazem patriotyczny i religijny. Jego dążenia, wymierzone przeciwko skostniałemu i nieczułemu systemowi, są pragnieniem zwykłej sprawiedliwości. „Solidarność” nie chce obalać partii; chce tylko przezwyciężyć siły reakcji i inercji miotające się w łonie aparatu rządzącego. Nie ma powodu, aby wątpić w chęć prawdziwego partnerstwa, jaką przywódcy „Solidarności” dzielą z nowymi przywódcami partii. „Odnowa” jest hasłem, pod którym otwarcie podpisują się wszyscy — od Papieża po nowego pierwszego sekretarza, Stanisława Kanię (ur. 1927), mianowanego 6 września 1980 roku.


Fala powszechnego poparcia nieuchronnie doprowadziła „Solidarność” do kontaktów z wszelkiego rodzaju organizacjami pozapartyjnymi i opozycyjnymi. Działa ona w bliskiej współpracy z hierarchią kościelną i uznaje Papieża za swego głównego patrona. Interweniowała w sprawie KOR—u, ratując samozwańczych obrońców robotników przed prześladowaniami władz. Niezależnie od intencji swoich założycieli „Solidarność” musiała się stać czymś w rodzaju parasola osłaniającego absolutnie wszystkich — od studentów po rencistów — którzy postanowili zabiegać o własne interesy poza kontrolą partii.


W tym kontekście „Solidarności” nie można zaliczyć do ruchów labourzystowskich w takim znaczeniu tego terminu, w jakim jest on rozumiany na Zachodzie. Fakt, że warunki zmuszają ją do działania na scenie nadal zdominowanej przez partię, która rości sobie pretensje do monopolu władzy, musiał nadać jej szerszą rolę polityczną. W ustroju totalitarnym żadna niezależna organizacja nie może uniknąć takiej czy innej formy rywalizacji z rządem. Nie może również uniknąć tego, aby stać się przystanią dla czeredy wszelkiego rodzaju satelitów i pasożytów, które ciążą ku niej siłą impulsu — po prostu dlatego, że nie znajdują żadnej innej płaszczyzny dla własnej egzystencji. Jasne światło lampy w ciemnym pokoju musi przyciągać ćmy.


Inne organizacje w dziejach Polski stawały wobec takiego samego problemu. Wystarczy spojrzeć wstecz na warszawskie Towarzystwo Rolnicze z lat 1858— 61, które szybko stało się ośrodkiem narodowego życia politycznego — nie dlatego, że jego przywódcy byli ambitnymi ekstremistami, ale dlatego, że nie istniało żadne inne forum, na którym Polacy w Rosji mogliby się spotykać, aby dać wyraz swoim niezależnym poglądom.


Fascynującą paralelę historyczną można znaleźć także dla organizacyjnej struktury „Solidarności”. We wczesnym stadium Wałęsa odrzucał koncepcję scentralizowanej organizacji, której działalność opiera się na potężnej centralnej egzekutywie, wydającej zarządzenia sekcjom regionalnym. Wypowiadał się natomiast za niezawisłością istniejących Regionalnych Komitetów Strajkowych, których delegaci do Krajowej Komisji Koordynacyjnej mieliby swobodę przyjmowania lub też ignorowania jego zaleceń. Taki system może napotykać trudności w kształtowaniu spójnej linii politycznej, jest natomiast skutecznym sposobem odpierania wszelkich ataków z zewnątrz, wymierzonych przeciwko organom centralnym. Jest to struktura zadziwiająco podobna do struktury sejmu i sejmików dawnej Rzeczypospolitej. Wałęsa — jak dawny polski szlachcic, którego zresztą tak niesamowicie przypomina — instynktownie chyba zdaje sobie sprawę z tego, że podstawowe niebezpieczeństwo tkwi w absolutystycznych ambicjach władzy państwowej. Jeśli tak jest w istocie, można uznać, że polska klasa robotnicza przywraca do życia polityczne tradycje demokracji szlacheckiej — tradycje, które, jak się zdaje, przetrwały niemal dwa wieki walki z przeciwnościami.


Jednocześnie trzeba podkreślić, że roszczenia partii do władzy absolutnej zawsze były bardziej mitem niż rzeczywistością. Ustalona pozycja Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce Ludowej przeczy najbardziej podstawowym założeniom komunistycznej doktryny; partia nie miała jednak wyboru i musiała zabiegać o taki czy inny skuteczny kompromis z hierarchią kościelną. Żaden myślący polski komunista nie może mieć poważniejszych złudzeń co do ograniczoności władzy partii, można też racjonalnie zakładać, że z konieczności zrodzi się taki czy inny modus vivendi z „Solidarnością” na wzór porozumienia zawartego z Kościołem.


„Solidarność” bowiem — w odróżnieniu od partii, którą narzucono społeczeństwu, nie odwołując się do powszechnej opinii — cieszy się autentycznym uznaniem społecznym. Uznając przewodnią rolę partii i podpisując uroczyste porozumienie z rządem, „Solidarność” w gruncie rzeczy przysłużyła się do wyciągnięcia na brzeg tonącego okrętu władzy. Jest to dziwna sytuacja, ale dzięki swoim stosunkom z „Solidarnością” PZPR po raz pierwszy od trzydziestu trzech lat swego istnienia zdobywa sobie dawkę społecznego uznania. Taki rozwój wydarzeń stanowi pewną podstawę do wzajemnego partnerstwa. Z pewnością jest też ostatnią szansą dla reformatorów w łonie samej partii.

W gruncie rzeczy, los partii waży się na szali. Z początku sądzono, że „Solidarność” podejmuje ryzyko, zezwalając na infiltrację swych szeregów przez milionową rzeszę członków partii. Teraz jednak wydaje się, że bardziej ryzykuje partia, zezwalając na penetrację szeregów PZPR przez milion członków „Solidarności”. Trudno uwierzyć, aby ci szeregowi komuniści, którzy podczas solidarnościowych zebrań poczuli pełną uniesienia atmosferę prawdziwie demokratycznej dyskusji, zechcieli w swoim drugim wcieleniu partyjnych aktywistów łatwo przyjąć ponowne narzucenie im partyjnej dyscypliny i leninowskiej kontroli.


Wiele zależy od posunięć Związku Radzieckiego, którego dylemat jest równie oczywisty, jak niejasne są jego intencje. Jeśli ZSRR zainterweniuje, używając siły do ponownego umocnienia tego, co postanowił nazywać „normami socjalistycznymi”, być może na kilka miesięcy odzyska władzę nad Polską; zasłuży sobie jednak w ten sposób na nieprzemijającą pogardę Polaków i na zawsze utraci ich poparcie. Polska szybko stanie się nieznośnym ciężarem na barkach całego sowieckiego imperium. Jeśli natomiast ZSRR wycofa swoje wojska i zdecyduje się na powściągliwość, polska partia w żaden sposób nie zdoła na nowo umocnić swojej dawnej pozycji. A zatem bez względu na to, co się wydarzy, nie może być powodu do ancien regime’’u w takiej formie, w jakiej po roku 1956 uprawiali go w Polsce Gomułka i Gierek.


Dla historyka nie jest to dobry okres. W momencie, w którym dzieje się historia, historyk nie potrafi przewidywać lepiej niż inni. Co więcej, znajomość polskiej historii nastraja nieco pesymistycznie — zwłaszcza jeśli chodzi o jakiekolwiek krótkoterminowe prognozy. Każdy naród jest najbardziej bezbronny wtedy, kiedy próbuje się zreformować, a historia Polski jest pełna opisów rozmaitych ruchów reformatorskich, które prowadziły do wewnętrznej niezgody i pociągały za sobą interwencję z zewnątrz. A jednak wszyscy w Polsce zdają sobie sprawę z tego, jakie są konsekwencje braku porządku, i wszystkie strony ostatnich konfrontacji wykazały godną podziwu mądrość i rozwagę. Nic nie wskazuje na to, aby „Solidarność” miała użyć przemocy — chyba że zostanie doprowadzona do stanu desperacji przez zatwardziały beton lub inwazję sił Paktu Warszawskiego.

Jak dotąd, nie wydaje się, aby gdzieś za kulisami wydarzeń czyhało niebezpieczeństwo nawrotu do dawnych tradycji powstańczych. Bez względu jednak na dalszy bieg wydarzeń „Solidarność” już zdobyła sobie miejsce w kolejnym chlubnym rozdziale nie zakończonej historii Polski.

[1981]


POSTSCRIPTUM [3]

Wkrótce po ukończeniu przeze mnie Postscriptum [2] o „Solidarności” i tuż przed ukazaniem się angielskiego wydania Bożego igrzyska sprawy w Polsce przybrały nagły i gwałtowny obrót. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku pierwszy sekretarz partii i premier rządu, generał Wojciech Jaruzelski, wydał Wojsku Polskiemu rozkaz zajęcia kraju. Wspomagane przez potężną śnieżycę oddziały żołnierzy wkroczyły do większych miast, odcięły połączenia telefoniczne, zablokowały wszystkie środki transportu, narzuciły ludności godzinę policyjną i z nadejściem świtu zorganizowały naloty na domy, aresztując niemal wszystkich przywódców „Solidarności”. Kiedy Polacy obudzili się w widmowej ciszy tamtego śnieżnego niedzielnego poranka, widok czołgów na ulicach uświadomił im z całą jasnością, że w kraju wprowadzono komunistyczny wariant dyktatury wojskowej. Proklamowano stan wojenny. Z technicznego punktu widzenia całe posunięcie było wspaniałym sukcesem. Zginęło zaledwie siedem osób — uczestników akcji podjętej przez górników, którzy stawili opór wojsku w dwóch kopalniach węgla kamiennego na Śląsku. Dla umocnienia władzy powołano WRON — Wojskową Radę Ocalenia Narodowego.


Rola Moskwy w wydarzeniach z lat 1980—81 nigdy nie została do końca wyjaśniona, ale był to bez wątpienia jeden z decydujących czynników. Breżniew stanął w obliczu dylematu: interweniować czy nie interweniować; jednakże „doktryna Breżniewa”, która od 1968 stanowiła kamień węgielny radzieckiej polityki, z pewnością wcześniej czy później zmusiłaby Związek Radziecki do podjęcia czynnych kroków. Siły radzieckie już poprzednio kilkakrotnie zaczynały groźne manewry na granicach Polski, a sytuacja, jaka zaistniała w grudniu 1980 roku, pozwala sądzić, że wycofano je w chwili, gdy inwazja de facto już się rozpoczęła.

Wkrótce potem, w styczniu 1981 roku, generał Jaruzelski — szef Zarządu Politycznego Wojska Polskiego [do 1968 r.], a więc z definicji człowiek mianowany przez KGB — wyłonił się w Warszawie jako premier rządu (we wrześniu 1981 przejął też funkcje pierwszego sekretarza PZPR po Stanisławie Kani). Nie ulegało wątpliwości, że było to działanie Moskwy. Przez cały kilkumiesięczny okres przygotowań do akcji militarnej Jaruzelski sprawował w kraju silną kontrolę. Gdy się weźmie pod uwagę panujący w Polsce układ polityczny, pytanie o to, czy działał on z inicjatywy własnej, czy też z inicjatywy Moskwy, staje się niemal pytaniem retorycznym. Gdyby Jaruzelski sam opracował plan działania, i tak jako lojalny komunista musiałby prosić radzieckich towarzyszy o zielone światło. Gdyby zaś ów plan narodził się w Moskwie, Jaruzelski musiałby przyrzec posłuszeństwo.


Coup d’etat Jaruzelskiego i dwa lata stanu wojennego, jakie po nim nastąpiły, wywołały istną burzę sprzecznych komentarzy. Jaruzelski protestował przeciw oskarżeniom twierdząc, że działał z pobudek patriotycznych i że pragnął uchronić Polskę przed nieszczęściem. Dawał w ten sposób okrężną drogą do zrozumienia, że gdyby Wojsko Polskie nie wkroczyło do akcji, z pewnością zrobiłaby to za nie Armia Czerwona. Większość Polaków nie przyjmowała tego sposobu myślenia.

Jaruzelski był dla nich po prostu zdrajcą, który skierował czołgi przeciwko własnemu narodowi. Stan wojenny nazwano „wojną jaruzelską”.


Na Zachodzie uważano, że głównym celem Jaruzelskiego było zniszczenie „Solidarności”. Z równym prawdopodobieństwem można jednak przyjąć, że chodziło mu przede wszystkim o to, aby zapewnić władzę komunistom, zanim rządząca partia przewróci się pod naporem cieszącej się powszechnym poparciem „Solidarności”. (W 1981 roku do „Solidarności” wstąpiło milion szeregowych komunistów). W gruncie rzeczy, zarówno partia, jak i „Solidarność” poniosły klęskę. „Solidarność” została przekształcona w organizację podziemną, nielegalną i pozbawioną przywódcy. PZPR natomiast zmieniła się w pas transmisyjny do przekazywania rozkazów wojskowych komisarzy Jaruzelskiego i nigdy już nie odzyskała dawnej władzy.


Gdy minął pierwszy szok, okazało się nagle, że Jaruzelski ani nie jest „polskim Pinochetem”, ani też nie ma najmniejszego zamiaru na nowo wprowadzać w Polsce rygorów stalinizmu. Przeciwnie: okazał się komunistycznym reformatorem, w poglądach zbliżonym do frakcji Andropow—Gorbaczow, która właśnie zaczynała dochodzić do głosu w Moskwie. Z perspektywy czasu prowadzona przez niego polityka okazuje się pierwszą na świecie próbą wprowadzenia głasnosti i pieriestrojki, choć oczywiście nie używał on żadnego z tych sloganów. W 1982 roku zaczęto stopniowo zwalniać internowanych. Przedstawiono długoplanowe projekty reform ekonomicznych, sygnalizując w ten sposób zmierzch panującego systemu gospodarki. W 1983 roku złagodzono rygory stanu wojennego, a następnie całkowicie go zawieszono. Podziemnej „Solidarności” pozostawiono zadziwiająco dużą swobodę działania, wolne od cenzury wydawnictwa przeżywały okres rozkwitu. W październiku 1984 roku, kiedy powracając do dawnych metod działania, pracownicy służb bezpieczeństwa popełnili morderstwo na osobie działacza „Solidarności”, księdza Jerzego Popiełuszki, który od dłuższego czasu przyciągał uwagę szerokich rzesz społeczeństwa swymi comiesięcznymi Mszami Świętymi za Ojczyznę, winnych zbrodni postawiono przed sądem. Jaruzelski prowadził politykę Gorbaczowa na co najmniej trzy lata przedtem, zanim zaczął ją uprawiać Gorbaczow. Był Janem Chrzcicielem pieriestrojki.


W latach 1985—88, gdy świat przyglądał się Moskwie, nie wierząc własnym oczom, eksperyment Jaruzelskiego w Polsce stopniowo zaczął tracić rozpęd. Nie udało się wykrzesać większego entuzjazmu dla nowego komunistycznego frontu — organizacji PRON (Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego). Kolejne stadia reformy gospodarczej nie przyniosły widocznej poprawy kryzysu ekonomicznego. Nie nabrała konkretnych kształtów żadna inicjatywa międzynarodowa, mająca na celu wybawienie Polski z ciężkiego położenia. „Solidarność” zachowała sympatię narodu, ale nie cieszyła się już jego niezmiennym czynnym poparciem.

W lecie 1988 roku nowa fala strajków w przemyśle stała się ostrzeżeniem, że scenariusz z roku 1980 może się powtórzyć. Wojsko, którego już raz użyto, nie dałoby się łatwo użyć po raz drugi, a Moskwa nie dawała tym razem żadnych znaków, które mogłyby świadczyć, że będzie się domagać wprowadzenia twardych metod.

Polscy komuniści szybkim krokiem zbliżali się do politycznego bankructwa.


W tym właśnie momencie, w październiku 1988 roku, w dziesiątą rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II, podsumowałem swoje poglądy na bieżącą sytuację w Polsce w wykładzie, jaki wygłosiłem na uniwersytecie katolickim w Lublinie. Wydawało mi się wówczas rzeczą słuszną położyć nacisk nie tyle na wydarzenia polityczne, ile na przemiany, jakie zaszły w politycznej świadomości.


Zmiana (Polska 1978—1988)[573]


Na pytanie, czy udało się złagodzić kryzys gospodarczy, można by odpowiedzieć, że nie. Na pytanie, czy polepszyła się sytuacja polityczna, można by odpowiedzieć, że niewiele. Na pytanie, czy stan moralny narodu jest zdrowszy, czy Polacy są mniej podzieleni, mniej pokłóceni ze sobą, odpowiedź brzmi: nie. Ale na pytanie, czy stan świadomości jest inny, można by odpowiedzieć: całkowicie. Czy Polacy lepiej rozumieją rozmiary i źródła swego losu? Bez wątpienia! Czy ta nowa, głębsza wiedza o sobie ma jakieś znaczenie dla przyszłości? Ogromne! Wydaje się, że ta rewolucja polskiej świadomości zaczęła się 16 października dziesięć lat temu, po konklawe watykańskim.


Pamiętam jeden moment ze swojej pierwszej wizyty w Polsce w 1962 roku. Pokazywano nam Nową Hutę. Przewodniczka opowiadała, że ta ogromna dzielnica została zaplanowana bez kościoła. Opowiadała także, jak robotnicy walczą o prawo postawienia przynajmniej krzyża. Ludzie kilkakrotnie stawiali ten krzyż, a w nocy władze go usuwały. Pojechaliśmy na to miejsce z grupą: miejsce, które wówczas było jeszcze puste. Ktoś z naszej grupy zadał głupie pytanie: „A gdzie jest ten krzyż?”

Przewodniczka odpowiedziała: „Krzyż jest, tylko ty go nie widzisz”. W tym momencie zrozumieliśmy, że w Polsce krzyż jest wszędzie, nawet tam, gdzie go nie widać. Dziś w tym miejscu nadal stoi krzyż, a nieco dalej zbudowano jeden z najwspanialszych nowoczesnych kościołów w kraju (Arkę Pana). Jeszcze przez dwadzieścia lat prawda Kościoła i niezależne polskie życie kulturalne mieszkały jak gdyby w oddzielnych przedziałach. Prawda miała wypędzić fałsz. W pewnym momencie fałsz musiał ustąpić. I ustąpił — chyba w czerwcu 1979 roku, kiedy Polacy tłumnie witali Jana Pawła II. Prawda wyszła wtedy razem z tłumami na ulicę.


Jeśli kardynała Wyszyńskiego uznamy za pasterza narodu, to widzieć także trzeba, że Kościół nie zawsze miał siłę i odwagę bronić prawdy i sprawiedliwości poza murami świątyń. Przez wiele lat, nawet i dzisiaj, łatwiej mu było i jest ograniczyć się do spraw religijnych sensu stricto, nabożeństw, spowiedzi, rytuału kościelnego. I w jakimś sensie jest to słuszne, bo w Kościele opieka nad duszami zawsze ma pierwszeństwo. Z drugiej strony, niemożliwe jest przemilczenie faktu, że dusza ludzka żyje w człowieku, który pracuje w fabryce, stoi w kolejce, czeka na mieszkanie w bloku, słucha wykładu na uniwersytecie. W latach osiemdziesiątych cały świat poznał poczet bohaterskich księży, którzy nie lękali się, nawet w najcięższych momentach, stać obok swych podopiecznych. Znamy ich nazwiska. Dla przykładu wymienię tylko niektórych: ksiądz Kazimierz Jancarz z Mistrzejowic w Nowej Hucie, ksiądz Edward Frankowski z parafii w Stalowej Woli, ksiądz Leon Kantorski z parafii św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej pod Warszawą, ksiądz Stanisław Orzechowski z Wrocławia. Nieco później poznaliśmy wątłą, schorowaną, ale jakże moralnie mocną postać księdza Jerzego Popiełuszki z parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie. Jego Msze Święte za Ojczyznę w okresie stanu wojennego podnosiły ducha niemal całej Polski. Tragiczna, męczeńska śmierć księdza Jerzego, w październiku 1984 roku, symbolizowała moralne zwycięstwo dobra nad złem. Jeśli ktoś jeszcze nie zrozumiał, o co toczy się walka w Polsce, ofiara życia księdza Popiełuszki musiała przekonać nawet najbardziej tępych.


[…] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli prasy i widowisk, art. 2 pkt. 6 (Dz.U. nr 20, póz. 99, zm.: 1983, Dz.U. nr 44, póz. 204)][574]. Naturalnie, wcześniej wiedziałem dobrze, że władze ingerują w pracę wszystkich środków informacji, że krajowa historiografia bywa mocno zniekształcona. Wiedziałem, że już w 1947 roku protesty sejmowe wicepremiera Mikołajczyka w całości zostały usunięte z oficjalnych sprawozdań sejmowych. Ale prawdziwym dla mnie zaskoczeniem było, że cenzura selekcjonuje, […] (Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli prasy i widowisk, art. 2 pkt. 6 (Dz.U. nr 20, póz. 99. zm.: 1983, Dz.U. nr 44, póz. 204)][575] dane dotyczące wszystkich dziedzin życia politycznego i niepolitycznego. W encyklopediach, na mapach geograficznych, w tabelach statystycznych. Wtedy zrozumiałem, że system ten jest niereformowalny, bo reformatorzy nie są w stanie zapoznać się z prawdziwym stanem rzeczywistości, którą mają reformować. Dlatego, by ją zmienić, trzeba zacząć po prostu od nowa.


Jedenaście lat temu wydawnictwa cenzurowane zderzyły się w Polsce z drukami niezależnymi, pojawiło się pierwsze nie ocenzurowane czasopismo — „Biuletyn Informacyjny KOR” — wydawany na początku w Lublinie. Niedługo potem do czytelników dotarły pierwsze książki z niezależnego wydawnictwa NOWA, spadały pierwsze krople dzisiejszego potopu wydawnictw drugiego obiegu. Patrząc wstecz, trudno się domyślić, dlaczego Polacy tak się z tym spóźnili, dlaczego w latach sześćdziesiątych nie było polskiego odpowiednika rosyjskiego samizdatvP. Opóźnienie to łączy się chyba z tym, że powojenne społeczeństwo było mocno zdezorientowane tym, co się wokół niego i z nim stało. Dezorientację pogłębiły pozorowane przemiany po roku 1956.


Zasadnicze złamanie monopolu informacyjnego, a także uwypuklenie roli cenzury w PRL nastąpiło po sierpniu 1980 roku. „Tygodnik Powszechny” wprowadził zwyczaj zaznaczania miejsc ingerencji cenzury. Drugi obieg wynurzył się z konspiracji, niektóre wydawnictwa podziemne zaczęły podawać nazwiska i adresy redaktorów i autorów. Po 13 grudnia władze nie zdołały przywrócić stanu sprzed Sierpnia. Zasięg cenzury znacznie się zmniejszył. Sygnały tego docierały do autora Bożego igrzyska w dalekim Londynie. W pewnym momencie nie znany mi głos w słuchawce telefonu zadał mi następujące, cudowne pytanie: „Czy mamy zgodę Pana Profesora na to, że wydajemy Pańską książkę bez Pana zgody?” Odpowiedziałem na to:


„Nie wyrażam niezgody na waszą nie uzgodnioną propozycję”.


Na Zachodzie, tak jak i w kraju, długo dyskutowano nad tym, czy Związek „Solidarność” jest lub ma być związkiem zawodowym sensu stricto czy szerszym ruchem społecznym: Dzisiaj toczą się podobne dyskusje. Moim zdaniem, tak postawiony problem jest sztuczny. W systemie totalitarnym, bądź taki przypominającym, każda powstająca niezależna organizacja automatycznie staje się ruchem społecznym, skupiającym wszelkie rodzaje społecznej działalności. Czy to jest związek zawodowy, czy szkoła baletowa — ludzie przyłączają się do nich właśnie dlatego, że stwarzają one możliwość myślenia i działania bez nadzoru władz. Szkolenie baletowe robi się nagle nieprawdopodobnie popularne, nawet wśród nie tańczących. Członkowie „Solidarności” chcieli po prostu oddychać, być sobą, żyć swobodnym życiem. Tym sposobem związek „Solidarność”, chcąc nie chcąc, musiał działać jako źródło niezależnej myśli, twórca nowej świadomości. Wykonywał tę funkcję formalnie — przez organizowanie wykładów, sympozjów, debat na wszystkie możliwe tematy, i nieformalnie — przez udział jego członków w wolnych demokratycznych zebraniach. Chaotycznie, ale skutecznie. Był to tlen dla chorego ciała. Związek wykonywał to legalnie w okresie działalności legalnej; nielegalnie po delegalizacji.


Ostatnią podróżą księdza Popiełuszki, przed tragiczną wizytą w Bydgoszczy, była podróż do robotniczego Bytomia, odbyta w towarzystwie profesora filozofii z Warszawy, z wykładem o sensie życia. Nabrała ona wymiaru symbolicznego.


Aby człowiek wiedział, dokąd idzie, musi wiedzieć, skąd przychodzi. Naród bez historii błądzi, jak człowiek bez pamięci. Według Orwella, „reżim totalitarny grzebie historię w grobie pamięci”. We wstępie do Bożego igrzyska sformułowałem problem tak: „Jeśli Polacy mają zdjąć z siebie umysłowy kaftan bezpieczeństwa, tak mocno zawiązany przez władze polityczne, muszą oni zacząć, jak kiedyś ich przodkowie, od ponownej analizy swojej przeszłości”. Nic dziwnego, że tylu wybitnych historyków znalazło się wśród przywódców i doradców lat 1980—81.


Czterdzieści lat propagandy komunistycznej, opartej na swoiście preparowanym podkładzie historycznym, bez wątpienia zrobiło jednak swoje. Tendencyjne podręczniki, sterowane szkolnictwo, trzymanie historyków na sznurku — musiały wywrzeć ogromny wpływ na wyobrażenia o przeszłości. Świadomość historyczna nie zdołała uniknąć zniekształceń. Świadczą o tym badania przeprowadzone w 1985 roku przez Stanisława Gebethnera. Okazuje się, że mimo półtorarocznej legalnej działalności „Solidarności”, mimo siedmiu lat drugiego obiegu i mimo ostrej reakcji przeciw stanowi wojennemu świadomość historyczna Polaków w znacznej części jest nadal rezultatem sterowania.


Na pytanie o zasługi dla narodu i państwa różnych osobistości XX wieku, wyłączając Papieża, duża grupa ankietowanych dokonała następującej hierarchii: na pierwszym miejscu Stefan kardynał Wyszyński z olbrzymią większością przeszło 60% głosów. Drugi — generał Władysław Sikorski. Trzeci — Władysław Gomułka. Czwarty — marszałek Józef Piłsudski. Piąty — Wincenty Witos. Szósty — Bolesław Bierut. Siódmy — Ignacy Paderewski. Ósma — pani Wanda Wasilewska. Dziewiąty — Stefan Grot-Rowecki. Dziesiąty — Edward Rydz-Śmigły. Jedenasty — Stanisław Mikołajczyk. Dwunasty — Roman Dmowski.


Warto zanotować, że nawet członkowie PZPR nie różnili się od bezpartyjnych, dając palmę pierwszeństwa kardynałowi Wyszyńskiemu. Obecność na liście Władysława Gomułki, który bądź co bądź uzyskał szerokie poparcie mas w 1956 i 1957 roku, nie dziwi, ale jego wyższe miejsce od Marszałka zaskakuje, jeśli wręcz nie boli. Przyznanie zaś Bierutowi czy Wasilewskiej zasług narodowych jest dla wielu czymś więcej niż tylko bólem. A fakt, że Poczta Polska projektuje serię znaczków z podobiznami pionierów niepodległości Polski, wśród których figuruje Julian Marchlewski, człowiek, który wezwał na pomoc Armię Czerwoną w 1920 roku, dużo mówi o przyczynach takich, a nie innych odpowiedzi udzielonych przez ankietowanych.


Zdrowie polskiej historiografii jest, powiedzmy, w stanie średnio ciężkim. Pacjent na pewno przeżyje, ale jest mu potrzebna intensywna kuracja. Od czasu konferencji w Otwocku w 1951 roku przewagę i sławę mieli ci, którzy uważali historię za narzędzie polityki. Odważnych, nie poddających się manipulacji, jak w każdym kraju, było mało. Zwyczaje autocenzuralne przetrwały nawet wtedy, kiedy cenzura stała się łagodniejsza. Przychodzi czas, kiedy nie tylko interpretacja, ale także cała baza źródłowa w wydawanych zbiorach dokumentalnych musi być zweryfikowana. Nikt dzisiaj chyba nie wydałby takiego tomu materiałów i dokumentów do stosunków polsko-sowieckich, gdzie między 22 sierpnia i 18 września 1939 roku nic się nie dzieje. Ale skandale na mniejszą skalę nadal się zdarzają.


Oficjalna wersja historii Polski składała się z dwóch bardzo różnych elementów: z marksizmu-leninizmu i z nacjonalizmu w postaci tzw. koncepcji piastowskiej. Obydwa te elementy stopniowo rozpadają się. Rozwodnienie ideologii marksistowskiej w Polsce na pewno zaczęło się przed latami osiemdziesiątymi. Do tego stopnia, że o wiele więcej jest dzisiaj marksistów na przykład w Kalifornii niż w całej Polsce.


Polskie tradycje wielonarodowe, wielokulturowe i wielowyznaniowe stanowiły jeden z głównych nurtów Bożego igrzyska. I widzę z zadowoleniem, że od początku tej dekady historia krajowa, najpierw ta niezależna, a później i oficjalna, idzie tym samym szlakiem. Tytuł książki Tomaszewskiego, Rzeczpospolita wielu narodów, uważam za oddający moją myśl. Ale walka z nacjonalizmem ożywiła się w Polsce stosunkowo niedawno.


Rozrachunek z przeszłością zaczyna się często od uczciwego pamiętnikarstwa i publicystyki historycznej. Za takie uważam trzy książki: Hańbę domową Jacka Trznadla — o historii literatury współczesnej, Oni Teresy Torańskiej — o polskich komunistach czasów stalinowskich, i Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall — o Marku Edelmanie i jego przeżyciach w Polsce jako Żyda. Te jak gdyby spowiedzi narodowe, czasem i wstydliwe, oczyszczają organizm, który później łatwiej, być może, zacznie owocować inaczej.

Na koniec pragnę wyjaśnić, dlaczego swoją książkę zatytułowałem Boże igrzysko. Tytuł jest pożyczony z fraszki Kochanowskiego nr 76 z Ksiąg III:


Nie rzekł jako żyw żadnej więtszej prawdy z wieka,

Jako kto nazwał bożym igrzyskiem człowieka.


Fraszka ta kończy się tak:


Człowiek miłością samego siebie zaślepiony

Rozumie, że dla niego świat jest postawiony.

On pierwej był, niźli był,

On chocia nie będzie, przedsię będzie.

Próżno to, błaznów pełno wszędzie.


Ostatnią linijkę lubię traktować jako motto dla zawodu historyka. Przypomina ona opinię Szekspira o historii jako o bajce opowiadanej przez idiotów, pełnej fanfaronady i hałasu, nic nie znaczącej.


Boże igrzysko wybrałem jako tytuł dlatego, że oddaje on moje podejście do historii Polski. Zwrot Kochanowskiego miał dla mnie natomiast sens inny —jako zabawka Boga, czyli antyczna pilą deorum, dlatego pozwoliłem go sobie nieco zmienić: na Gods Playground, czyli: kraj, gdzie Pan Bóg się bawił. Oczywiście, wszystkie próby przetłumaczenia angielskiej wersji z powrotem na polski jako „arena zabaw boskich” albo „poletko Pana Boga” są niewskazane. Ja poprzez ten tytuł chciałem wskazać na centralną rolę religii chrześcijańskiej w historii Polski i, jak mi się zdawało, na kapryśne i nieracjonalne działanie Opatrzności. Szukałem hasła, które by stanowczo zaprzeczyło rozumieniu historii Polski jako naturalnego, konsekwentnego, naukowego i ewolucyjnego procesu. Dla nas, błaznów, jak powiedział Kochanowski, działanie Opatrzności przez ostatnią dekadę może się wydać dosyć kapryśne: wielkie nadzieje z 1978 roku poprzedziły wielkie rozczarowania lat po grudniu 1981.


Co zrobili Polacy, aby zasłużyć na tak okrutny los?

W minionej dekadzie zmieniła się bardzo perspektywa, naród musiał wiele wycierpieć, aby zrozumieć rozmiary swego zwycięstwa moralnego.


Sytuacja dojrzała do zmiany. Nikt jednak nie przewidział tempa, w jakim miała się potoczyć polityczna lawina. Pod koniec 1988 roku rząd Jaruzelskiego i Rakowskiego zaprosił nielegalną opozycję do otwartych negocjacji. Rozmowy Okrągłego Stołu na początku 1989 roku przyniosły w kwietniu umiarkowane porozumienie. „Solidarność” miała zostać ponownie zalegalizowana. Jedna trzecia ogólnej liczby posłów do Sejmu oraz członkowie powołanego do życia Senatu mieli zostać wybrani w wolnych wyborach; wybory w pełni wolne przewidziano za cztery lata. W dalszym ciągu nie oczekiwano zbyt wiele. Komuniści mieli najwyraźniej nadzieję, że wprowadzając „Solidarność” na arenę polityczną, uzyskają pewien stopień wiarygodności, jednocześnie mocno utrzymując władzę we własnych rękach. Przywódcy „Solidarności” zachowywali ostrożność, nie chcąc wysuwać zbyt szybko zbyt daleko posuniętych żądań.


A potem, w wyniku wyborów z 4 czerwca 1989 roku, PZPR poniosła miażdżącą klęskę o historycznych wymiarach. Popierani przez Lecha Wałęsę kandydaci

„Solidarności” zdobyli dokładnie wszystkie mandaty, o które pozwolono im się ubiegać [z wyjątkiem jednego miejsca w Senacie]. Wielu czołowych komunistów nie zostało wybranych, nawet tam, gdzie nie mieli żadnej konkurencji i gdzie musieliby zdobyć zaledwie 50% głosów. Kamery telewizyjne pokazywały wyborców, którzy z satysfakcją jedno po drugim wykreślali z kart do głosowania nazwiska oficjalnych kandydatów. Upokorzenie rządu nie miało granic. Generał Jaruzelski został wybrany na prezydenta większością jednego jedynego głosu — przez Sejm, w którym sam mianował dwie trzecie posłów. Inflacja ruszyła galopem. Groziły strajki. Wysunięci przez komunistów bezpartyjni posłowie spiskowali z Wałęsą, szykując się do zmiany frontu. „Solidarność” poczuła się dość silna, aby wystąpić z hasłem „Wasz prezydent, nasz premier”. Tak więc w sierpniu 1989 roku komunistyczny prezydent, Wojciech Jaruzelski, wezwał solidarnościowego intelektualistę, Tadeusza Mazowieckiego, do utworzenia pierwszego niekomunistycznego rządu w powojennej historii Polski. Tak zwana „dyktatura proletariatu” ostatecznie się zawaliła.


Rząd Mazowieckiego zapoczątkował annus mirabilis w Europie Wschodniej. Objął władzę w sytuacji, w której — na mocy wcześniejszych porozumień — komuniści w dalszym ciągu formalnie stali u wszystkich sterów: w ich rękach był urząd prezydenta, większość mandatów poselskich w Sejmie, kluczowe dla państwa ministerstwa Obrony i Spraw Wewnętrznych. Jako niekomunista, Mazowiecki uczestniczył w spotkaniach przywódców Paktu Warszawskiego i RWPG w charakterze jednoosobowej mniejszości. Ale ta izolacja miała się wkrótce skończyć. Tolerując Mazowieckiego, Moskwa dała swoim sojusznikom wyraźnie do zrozumienia, że komunistycznego monopolu władzy nie będzie się utrzymywać przemocą. Sowieccy satelici wywrócili się jak rząd kręgli. Na Węgrzech wolne wybory z 1990 roku pozbawiły komunistów władzy. W Niemczech Wschodnich masowe ucieczki wymusiły na władzach obalenie muru berlińskiego, a wraz z nim upadł reżim Honeckera. W ciągu zaledwie doby na agendę wróciła kwestia zjednoczenia Niemiec. W Czechosłowacji uknuta przez służby bezpieczeństwa prowokacja poniosła fiasko. Demonstranci obalili dyktaturę i w ciągu paru dni dramaturg Vaclav Havel zamienił status więźnia na urząd prezydenta. W Rumunii gwałtowna rewolucja okresu Bożego Narodzenia doprowadziła do upadku znienawidzonego Ceausescu. Pod koniec roku odłamy KPZR w poszczególnych republikach Związku wystąpiły z żądaniem autonomii, a wschodni sąsiedzi Polski z państw nadbałtyckich zażądali niezależności od ZSRR.


W wirze podniecających wydarzeń tylko niewielu dostrzegło, że partia komunistyczna w Polsce poddała się eutanazji. Ostatni pierwszy sekretarz, Mieczysław Rakowski, całkowicie skompromitowany po swoich posunięciach z ubiegłego lata, ostatecznie utracił szacunek ostatniej garstki czynnych towarzyszy. Jego poprzednik, prezydent Jaruzelski, teraz już komunista jedynie z nazwy, pilnie zajął się tworzeniem aparatu prezydenckiego, który mógłby przejąć stanowiska członków wyższych eszelonów partyjnej machiny administracyjnej. Martwy kolos, który przez ponad czterdzieści lat rządził Polską, chwiał się na glinianych nogach. W styczniu 1990 żałosny ostatni zjazd PZPR ogłosił rozwiązanie partii. PZPR rozsypała się w gruzy. Dom partii zaoferowano chętnym do dzierżawy.


Nieco wcześniej (31 grudnia 1989) zlikwidowano Polską Rzeczpospolitą Ludową i narodziła się Trzecia Rzeczpospolita. Polskiemu orłu przywrócono koronę. Po wprowadzeniu planu Balcerowicza reforma gospodarcza nareszcie przestała być retoryką i kosmetyką, stając się mechanizmem zasadniczych przemian. Złotówka stała się wymienialna. Zatrzymano machinę centralnego planowania. Polska roku 1990 zamknęła komunistyczny etap swych dziejów. Blok sowiecki rozpadał się. Odniósłszy triumf nad dyktaturą i obcym uciskiem, Polacy zaczynali się przyłączać do wspólnoty wolnych narodów. Przeżywszy wszystkie okropieństwa II woj—ny światowej, podnosili się teraz z ruin komunistycznego pokoju, wkraczając w świat sztucznie wywołanej nędzy, niezależnej polityki, nie znanej demokracji.


W sumie — od wizyty Papieża Jana Pawła II w czerwcu 1979 roku po kres istnienia Polski Ludowej w grudniu 1989 roku — śmiertelne drgawki komunistycznego reżimu wstrząsały Polską przez dziesięć i pół roku.


22 lipca 1990



Tabela chronologiczna


Prehistoria

ok. 180 000 p.n.e. Najwcześniejsze ślady siedzib ludzkich w grotach w Ojcowie pod Krakowem

4000—1800 - Kultury neolitu

ok.2500 - Początki prymitywnego rolnictwa

1800-400 - Kultury epoki brązu

ok. 600 - Początki kultur epoki żelaza

ok. 550 - Budowa najstarszego obronnego grodu wyspowego w Biskupinie

ok.500 - Najazd wędrownych Scytów

ok.400 - Ślady obecności plemion celtyckich

I w. n.e. - Ślady obecności szczepów germańskich — Gotów, Gepidów, Markomanów, Burgundów itp.

II w. - Geografia Ptolemeusza wymienia nazwę Calisia (Kalisz)

III w. - Wędrówka Gotów i Gepidów do wybrzeży Morza Czarnego

V w. - Panowanie Hunów

VI w. ok. 844 - Panowanie Awarów: początek ekspansji Słowian

Lista plemion słowiańskich na wschód od Łaby sporządzona przez anonimowego geografa z Bawarii


Historia

od IX w. do 1370(—85) r. KRÓLESTWO PIASTÓW

ok.850 Założenie dynastii Piastów w królestwie Polan. Plemię Wiślan w sferze wpływów państwa wielkomorawskiego

przed r. 963—992 - Panowanie Mieszka I

966 - Chrzest Mieszka I: wprowadzenie opartej na języku łacińskim religii chrześcijańskiej

991 - Dagome index: najstarszy polski dokument

992 —1025 Panowanie Bolesława I Chrobrego

997 - Męczeństwo św. Wojciecha (Adalberta)

1000 - Zjazd w Gnieźnie: założenie polskiej metropolii

1025 - Koronacja Bolesława I

1079 - Egzekucja św. Stanisława, biskupa krakowskiego

^.Pielgrzymka Bolesława Krzywoustego do Gniezna

1116 - Ostatni zapis w kronice Galia Anonima

1138 - Testament Bolesława II Krzywoustego: początek pryncypatu

1138 - 1295 - Okres rozbicia dzielnicowego królestwa Piastów

1180 - Synod w Łęczycy: nadanie przywilejów kościelnych

1220 - Kronika Wincentego Kadłubka

1226 - Sprowadzenie Zakonu Krzyżackiego do Prus

1241 - Pierwszy najazd Tatarów: bitwa pod Legnicą

1242 - Pierwsza lokacja na prawie niemieckim polskiego miasta Wrocław

1264 - Statut kaliski: nadanie przywilejów Żydom

1295 - Koronacja Przemyśla II: wskrzeszenie królestwa polskiego

1300-1305 - Unia Polski z Czechami pod panowaniem Wacława II

1306-1333 - Panowanie Władysława II Łokietka

1308 - Zdobycie Gdańska przez Krzyżaków

1320 - Koronacja Łokietka

1333-1370 - Panowanie Kazimierza III Wielkiego

1335 - Zrzeczenie się praw do Śląska na rzecz Czechów

1340 - Początek podboju Rusi Czerwonej przez Polskę

1364 - Kongres w Krakowie: założenie studium generale

1370 - Śmierć Kazimierza Wielkiego

1370-1385 - Unia Polski z Węgrami pod panowaniem Ludwika Węgierskiego

1374 - Przywilej koszycki: pierwszy immunitet nadany całemu stanowi szlacheckiemu

1385-1572 - OKRES PANOWANIA JAGIELLONÓW: unia personalna Polski z Litwą

1385 - Układ w Krewię: zaręczyny Jadwigi z Jagiełłą

1386-1434 - Panowanie Władysława Jagiełły

1400 - Przywilej fundacyjny dla Uniwersytetu Jagiellońskiego

1410 - Bitwa pod Grunwaldem

1413 - Unia horodelska

1425 - Neminem captivabimus: przywilej szlachecki

1434—1444 Panowanie Władysława Warneńczyka, króla polskiego i węgierskiego

1444 - Bitwa pod Warną

1444—1492 Panowanie Kazimierza Jagiellończyka

1454 - Inkorporacja Prus Królewskich do Korony

1466 - Pokój toruński: podział Prus

1473 - Pierwszy warsztat drukarski w Krakowie

1493 - Ustanowienie dwuizbowego sejmu

1505 Konstytucja Nihii novi

1506—1548 Panowanie Zygmunta I Starego

1525 - Sekularyzacja Zakonu Krzyżackiego: hołd Albrechta von Hohenzollerna

1529 - Przyłączenie Mazowsza do Korony

1543 - Śmierć Kopernika

1548—1572 Panowanie Zygmunta II Augusta

1561 - Przyłączenie Inflant: przystąpienie Polski do wojen o Inflanty

1562—1563 Sejm w Piotrkowie: walka o egzekucję praw i dóbr

1562—1565 Schizma kalwinów polskich: odłączenie się arian — Biblia brzeska

1564 - Przybycie jezuitów do Polski

1569 - Przejście Ukrainy do Królestwa Polskiego: podpisanie unii lubelskiej


1569—1795 RZECZPOSPOLITA POLSKI I LITWY

1573 - Konfederacja warszawska: gwarancja tolerancji religijnej

1573 - Pierwsza elekcja — wybór Henryka Walezego: pacta conventa

1576—1586 - Panowanie Stefana Batorego

1578 - Utworzenie Trybunału Koronnego

1584 Śmierć Jana Kochanowskiego

1587—1632 Panowanie Zygmunta III Wazy

1596 - Unia brzeska: utworzenie Kościoła unickiego

1605 - Interwencja Polski w czasie „smuty” moskiewskiej

1606—1608 - Rokosz Zebrzydowskiego

1620—1629 Pierwsza wojna ze Szwecją

1620—1621 Pierwsza wojna z Turcją: Cecora (1620), Chocim (1621)

1632—1648 Panowanie Władysława IV Wazy

1634 - Pokój z Wielkim Księstwem Moskiewskim w Polanowie

1635 - Rozejm ze Szwecją w Stuhmsdorfie (Sztumskiej Wsi). Odrestaurowanie hierarchii prawosławnej

1648—1668 Panowanie Jana Kazimierza Wazy

1648—1657 Powstanie Chmielnickiego na Ukrainie

1652 Pierwsze liberum veto

1654—1667 Wojna z Rosją: rozejm w Andruszowie (1667)

1654 -1660 - Druga wojna północna ze Szwecją. Pokój w Oliwie (1660)

1657 - Traktat welawski: niepodległość księstwa pruskiego

1661 - „Merkuriusz Polski”: pierwsza polska gazeta

1665-1667 - Rokosz Jerzego Lubomirskiego

1672 - Druga wojna z Turcją

1674-1696 - Panowanie Jana Sobieskiego

1675 - Układ z Francją w Jaworowie

1683 - Oblężenie Wiednia

1686 - Pokój Grzymułtowskiego (nie ratyfikowany) z Moskwą

1697-1764 - Panowanie królów saskich — Augusta II (do 1733 r.) i Augusta III (do 1763 r.)

1700-1721 - Wielka wojna północna

1704-1710 - Panowanie Stanisława Leszczyńskiego, króla elekcyjnego pod protektoratem szwedzkim

1717 - Sejm Niemy: początek protektoratu rosyjskiego

1724 - Rozruchy w Toruniu

1733-1735 - Wojna o sukcesję w Polsce

1747 - Otwarcie Biblioteki Załuskich

1764-1795 - Panowanie Stanisława Augusta Poniatowskiego

1768-1772 - Konfederacja barska

1772 - Pierwszy rozbiór Polski

1780 - Historia narodu polskiego Adama Naruszewicza

1788-1792 - Sejm Czteroletni

1791 - Konstytucja 3 maja

1792 - Konfederacja targowicka: wojna rosyjsko—polska

1793 - Drugi rozbiór Polski: ostatni sejm w Grodnie

1794 - Powstanie narodowe Kościuszki

1795 - Trzeci rozbiór Polski: deportacja i abdykacja króla


1795-1918 - OKRES ROZBIORÓW

1797-1802 - Legiony Polskie w służbie francuskiej

1807-1813 (15) - Księstwo Warszawskie

1815 -Utworzenie Królestwa Polskiego (zawieszone 1832—61, zlikwidowane 1874)

1815 - Utworzenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego (zlikwidowane 1848)

1815 - Utworzenie Rzeczypospolitej Krakowskiej (zlikwidowana 1846)

1830-1831 - Powstanie listopadowe: wojna rosyjsko—polska, Wielka Emigracja

1846 - Powstanie chłopskie w Galicji („rabacja”), powstanie krakowskie 1848

1848 - Powstanie poznańskie, wyzwolenie chłopów poddanych w Austrii

1855 Śmierć Adama Mickiewicza

1861—1863 Rządy Aleksandra Wielopolskiego w Królestwie Polskim

1863—1864 Powstanie styczniowe, ostateczne zniesienie poddaństwa chłopów (1864) na terenach polskich pod zaborem rosyjskim

1867 Ustanowienie autonomii Galicji (do 1918)

1872 Założenie w Krakowie Akademii Umiejętności

1905—1907 Rewolucja na terenach polskich pod zaborem rosyjskim

1914 - Powstanie Legionów Polskich Piłsudskiego (rozwiązane w 1917)

1915 Koniec zaboru rosyj skiego po zwycięstwie Niemców na Froncie Wschodnim

1916 Przywrócenie przez Niemców Królestwa Polskiego

1917 Czternaście punktów prezydenta Wilsona

1918 Uznanie przez rządy alianckie prawa do niepodległości Polski (3 czerwca)


1918-1945 OKRES NIEPODLEGŁOŚCI (Druga Rzeczpospolita)

1918 - Objęcie władzy w Warszawie przez Józefa Piłsudskiego (11 listopada)

1918—1921 - Sześć wojen granicznych przeciwko sąsiednim państwom

1919 - Traktat wersalski z Niemcami

1920 - Bitwa o Warszawę (13—19 sierpnia)

1921 - Traktat ryski (18 marca) z Rosją Radziecką. Ustanowienie konstytucji marcowej (17 marca)

1926 - Zamach stanu Piłsudskiego (12 maja): początek rządów sanacyjnych

1932 - Pakt o nieagresji ze Związkiem Radzieckim (25 lipca)

1934 - Pakt o nieagresji z Niemcami (26 stycznia)

1935 - Ustanowienie nowej konstytucji (23 kwietnia). Śmierć Piłsudskiego (12 maja)

1936 - Utworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego

1939 - Gwarancja Wielkiej Brytanii dla Polski (również w imieniu Francji) udzielenia pomocy w razie zagrożenia (31 marca). Pakt Związku Radzieckiego z hitlerowskimi Niemcami, tzw. Pakt Ribbentrop—Mołotow (23 sierpnia). Układ sojuszniczy: Polska—Wielka Brytania (25 sierpnia)

1939-1945 - Druga wojna światowa

1939 - Kampania wrześniowa, rozbiór Polski przez Niemcy i Związek Radziecki (28 września)

1941 - Inwazja niemiecka na Związek Radziecki: traktat polsko—radziecki. Początek wprowadzania w życie hitlerowskiego „ostatecznego rozwiązania”

1943 - Zerwanie przez ZSRR stosunków dyplomatycznych z Polskim Rządem Emigracyjnym. Powstanie w getcie warszawskim (kwiecień)

1944 Powstanie warszawskie (l sierpnia—2 października)

1944—1945 Wyzwolenie: całkowite zajecie ziem polskich przez Armię Radziecką

1945 Przeniesienie oficjalnego międzynarodowego uznawania Polskiego Rządu Emigracyjnego w Londynie na Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w Warszawie (28 czerwca). Konferencja poczdamska (lipiec)


1944-1990 POLSKA LUDOWA


1944 - Założenie w Moskwie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (21 lipca). Ogłoszenie Manifestu Lipcowego (22 lipca)

1944-1947 - Wojna domowa: likwidacja resztek ruchu oporu przeciwko supremacji radzieckiej

1945 - Utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (28 czerwca)

1946 - Referendum (30 czerwca)

1947 - Pierwsze wybory do Sejmu (19 stycznia)

1948 - Utworzenie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (15—21 grudnia): początek państwa jednopartyjnego

1948-1956 - Okres stalinizmu

1952 - Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (22 lipca)

1955 - Utworzenie przez ZSRR Paktu Warszawskiego

1956 Wypadki czerwcowe w Poznaniu

1956 Niezależne wybory Władysława Gomułki na stanowisko I sekretarza na VIII plenum PZPR (19—21 października)

1956-1990 - Władza narodowego rządu komunistycznego w Polsce

1966 - Obchody polskiego Millennium

1968 - Wypadki marcowe

1970 - Rozruchy na Wybrzeżu: upadek Gomułki i wybór Edwarda Gierka na stanowisko I sekretarza PZPR (grudzień)

1976 - Wprowadzenie poprawek do Konstytucji. Wypadki czerwcowe, wzrost opozycji politycznej

1978 - Wybór kardynała Karola Wojtyły (Jan Paweł II) na tron papieski (16 października)

1979 - Pierwsza pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski (czerwiec)

1980 - Wypadki sierpniowe. Podpisanie tzw. Porozumień Sierpniowych między Komitetami Strajkowymi robotników a rządem PRL — w Szczecinie, Gdańsku i Jastrzębiu. Powstanie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Ogłoszenie stanu wojennego (13 grudnia)

1983 - Druga pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski (czerwiec). Zniesienie stanu wojennego (22 lipca)

1987 - Trzecia pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski (czerwiec)

1989 - Obrady Okrągłego Stołu (6 lutego—5 kwietnia). Wybory do Sejmu i Senatu (4 czerwca) — klęska PZPR. Powołanie Tadeusza Mazowieckiego — działacza opozycji — na premiera rządu (24 sierpnia)

1990 - Likwidacja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i powstanie Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej (31 grudnia). Ostatni Zjazd i rozwiązanie PZPR (27, 29 stycznia)

Загрузка...