Ostatnie lata panowania Mikołaja I nie przyniosły żadnych ulg ani Królestwu Kongresowemu, ani Polakom z Litwy. Życie polityczne Warszawy i Wilna było zmrożone na kość. Represje, jakie nastąpiły w wyniku powstania listopadowego, zupełnie wystarczyły, aby polscy poddani cara zachowali spokój za każdym razem, gdy trąbki grały na alarm w latach trzydziestych i czterdziestych. Rekonstrukcja absolutyzmu w Austrii po roku 1848 oraz dominacja partii konserwatywnej w Prusach znakomicie służyły celom caratu. Przyłączenie się Wielkiej Brytanii i Francji do wojny krymskiej w 1854 roku odnowiło nadzieje na to, że sprawa polska może się raz jeszcze stać przedmiotem rozważań zachodnich mocarstw.
Ale car doskonale zdawał sobie sprawę z takiej możliwości, więc podwoił środki ostrożności mające zapobiec wszelkim niepożądanym posunięciom, jakich mogliby się dopuścić Polacy. Polską emigrację wezwano do jeszcze jednego wysiłku na rzecz ojczyzny. Książę Czartoryski zaangażował się w ostatnią w swoim życiu wielką kampanię polityczną. Z początku wydawało się, że Palmerston złagodzi sceptycyzm, jakim charakteryzowały się jego wcześniejsze reakcje na wystąpienia Czartoryskiego z lat 1832, 1838 i 1848; były pewne oznaki pozwalające wierzyć, że podzieli on entuzjazm ministra spraw zagranicznych w rządzie Napoleona III, hrabiego Walewskiego, w sprawie akcji wojskowej przeciwko Rosji na Bałtyku. Ale moment ten wkrótce przeminął. Aby zapewnić sobie neutralność Austrii i Prus w wojnie, Brytyjczycy i Francuzi musieli porzucić wszelką myśl o wygraniu polskiej karty. Na konferencji w Wiedniu w kwietniu 1854 roku oba państwa odstąpiły od pierwotnego zamiaru dołączenia sprawy niepodległości Polski do listy swych wojennych żądań. Na konferencji pokojowej w Paryżu w 1856 roku minister rosyjski z satysfakcją zauważył, że słowa „Polska” nie słyszał nawet w przypadkowych wzmiankach. Tymczasem do walki przeciwko Rosji na Bałkanach utworzono trzy polskie formacje wojskowe. Pułk kozaków otomańskich Sadyka Paszy (Michała Czajkowskiego) brał udział w walce o odzyskanie Bukaresztu przez Turków w 1854 roku. Polską dywizję wschodnią pod dowództwem generała Władysława Zamoyskiego wspierał paryski Hotel Lambert. Wreszcie, na początku 1855 roku Adam Mickiewicz opuścił Paryż, udając się w ostatnią w życiu podróż do Konstantynopola, aby zbadać tam możliwość utworzenia kolejnego polskiego legionu do walki u boku Turków. Wyczerpany i chory, zmarł 26 listopada 1855, zanim cokolwiek udało mu się zorganizować; pochowano go na chrześcijańskim cmentarzu u wybrzeży Morza Marmara. Jedyną i ostatnią satysfakcję przyniosła mu wiadomość, że Mikołaj I nie żyje[290].
Objęcie tronu przez Aleksandra II (1818—81), cara—wyzwoliciela, miało doniosłe skutki dla całego cesarstwa. Przy tej właśnie okazji powstał termin „odwilż”, oznaczający rozluźnienie, jakie nastąpiło po trwającej przez trzydzieści lat lodowej epoce panowania jego ojca. Aleksander nie był bynajmniej liberałem; zdecydowanie przeciwstawiał się wszelkim separatystycznym ruchom narodowościowym. Ale upokarzające okoliczności klęski poniesionej w wojnie krymskiej przekonały go o tym, że aby uniknąć powszechnego wybuchu, należy poczynić pewne ustępstwa. Na czele rządu w Petersburgu stanął książę Aleksander Gorczakow, funkcję namiestnika Królestwa Polskiego zaś objął (po śmierci Paskiewicza) jego kuzyn, Michał Gorczakow. W czasie swojej pierwszej wizyty w Polsce w 1856 roku car specjalnie pamiętał o tym, aby przestrzec przed nadmiernymi oczekiwaniami. “Point de reveries, messieurs”, ostrzegł (Żadnych marzeń, panowie). Ale jego słów nie potraktowano dosłownie. Ogłaszając amnestię dla Polaków, którzy od roku 1831 wciąż jeszcze pozostawali na Syberii, otwierając polską Akademię Medyko—Chirurgiczną, a przede wszystkim zapraszając polskich właścicieli ziemskich do włączenia się w tak istotną w tym okresie debatę na temat wyzwolenia chłopów, car stworzył oczywiście wrażenie, że możliwe są przynajmniej jakieś ograniczone zmiany. Dał palec, a jego polscy poddani natychmiast pomyśleli, żeby złapać za dłoń. Za aprobatą nowego namiestnika przywrócono prawo zgromadzeń. Pojawiła się wielka mnogość nowych organizacji i instytucji, których właściwe funkcje nie od razu stały się jasno widoczne. W 1857 roku dla poprawy gospodarki ziemią utworzono Towarzystwo Rolnicze; na jego czele stanął Andrzej Zamoyski (1800—74), którego majątek w Klemensowie stał się przykładem postępowej gospodarki rolnej. W lutym 1861 roku Leopold Kronenberg (1812— 78) utworzył w Warszawie Delegację Miejską, której oficjalnym zadaniem miało być przekazywanie opinii czołowych obywateli miasta namiestnikowi. W gruncie rzeczy obie te organizacje były zamaskowanymi organami politycznymi. Towarzystwo Rolnicze, zrzeszające 4000 członków i liczące 77 filii rozrzuconych po całej Polsce i Litwie, uderzająco przypominało szlachecki sejm dawnej Rzeczypospolitej. Delegacja Miejska wkrótce wyłoniła gwardię miejską, która przejęła funkcje policji i oddziałów kozackich. Pośród bardziej radykalnych odłamów Towarzystwa na nowo odrodziły się tajne koła spiskowców. Pojawiły się polskie odpowiedniki rosyjskich populistycznych „narodników” — na przykład Związek Trójnicki, utworzony w Kijowie przez polskich i ruskich studentów, oddający się dziełu ewangelizacji mas chłopskich. W wojsku grupy dysydentów wśród oficerów ściśle współpracowały z oficerami rosyjskimi. Powstały polityczne grupy dyskusyjne w rodzaju stowarzyszenia millenerów, założonego przez Edwarda Jurgensa (1827—63), które rozpoczęły spekulacje na temat strategii politycznej ruchów narodowych. Wszystkie te ugrupowania przyczyniły się do niewątpliwej zmiany nastrojów, którą miano później określić nazwą „rewolucji moralnej”. Otwarcie omawiano zakazane dotąd kwestie. Mównice dźwięczały echem nawoływań do braterskiego pojednania. Katolicy i Żydzi, Polacy i nie—Polacy — wszyscy zjednoczyli się w głoszeniu deklaracji o wzajemnym pojednaniu. Idąc za przykładem Kronenberga i za zachętą warszawskiego rabina Dow Beer Meiselsa (1798—1870), propagowano modę na asymilację Żydów. Wyraźnie dawał się zauważyć gwałtowny wzrost patriotycznego zapału. Pod najdrobniejszym pretekstem organizowano publiczne demonstracje. Hymn Boże coś Polskę śpiewano otwarcie na ulicach. Z okazji odwiedzin księcia Napoleona zorganizowano pochód, podobnie jak z okazji wizyty Franciszka Józefa. 11 czerwca 1860 roku pogrzeb wdowy po generale Sowińskim przerodził się w ogromną procesję religijną. Podobnie stało się z demonstracją z okazji trzydziestej rocznicy powstania listopadowego. 25 i 27 lutego 1861 roku uroczystość rozpoczęcia dorocznego ogólnego zjazdu Towarzystwa Rolniczego przyciągnęła ogromne tłumy. Po niecałych pięciu latach odwilż zamieniła się w nie kontrolowaną powódź[291].
Aby opanować sytuację w Warszawie, car zwrócił się do człowieka, którego rady uparcie odrzucano przez szereg poprzednich miesięcy. Hrabia Aleksander Wielopolski, margrabia Gonzaga—Myszkowski (1803—77), był arystokratą starej szkoły. Łączył wigowską politykę księcia Czartoryskiego z temperamentem starszego sierżanta. Przy jakiejś okazji oświadczył: „Nie można wiele zrobić z Polakami, ale przy odrobinie szczęścia można coś zrobić dla Polaków”. Głuchy na podpowiedzi opinii publicznej i absolutnie pewny beznadziejności działań dyplomatycznych, był przeświadczony, że jest jedynym człowiekiem na świecie, który za pomocą wprowadzonych we właściwym czasie reform i przemocy potrafi zrekompensować wady swych rodaków. Stawiał sobie ściśle ograniczone cele. W sferze konstytucyjnej proponował wprowadzenie w życie Statutu Organicznego z 1832 roku oraz mianowanie Rady Stanu, która spełniałaby funkcję doradczą. Proponował obsadzenie aparatu biurokracji lojalnymi polskimi urzędnikami, a dla ich kształcenia — otwarcie w Warszawie Szkoły Głównej na prawach uniwersytetu. Proponował utworzenie komisji do badania reform agrarnych i praw obywatelskich Żydów. Wszystkie te propozycje zostały po raz pierwszy przedstawione w lutym 1861 roku, podczas kryzysu, jaki poprzedził mianowanie Wielopolskiego dyrektorem Komisji do Spraw Oświaty i Wyznań Religijnych; ostateczną aprobatę cara zyskały sobie jednak dopiero w roku 1862. Tymczasem Wielopolski parł naprzód.
W kwietniu 1861 roku został dyrektorem Komisji Sprawiedliwości, a wreszcie w czerwcu 1862 roku — oficjalnym naczelnikiem rządu cywilnego Królestwa. Nigdy dotąd pojedynczy człowiek nie skupiał w swoich rękach takiej władzy i nie wywierał takiego wpływu na sprawy Królestwa. Od samego początku jedynym warunkiem, jaki stawiał car, było „przywrócenie porządku”[292].
Przywrócenie dyscypliny nie było jednak sprawą prostą mimo bezwzględnej determinacji Wielopolskiego. Użycie przemocy wzmagało tylko niepokoje, które miało uciszyć. 27 lutego 1861 roku, gdy od policyjnej salwy padło w mieście pięciu uczestników demonstracji, Wielopolski ostro zrugał generała Heidenreicha za jego bezsensowną brutalność. 8 kwietnia 1861 roku, kiedy na placu Zamkowym zabito 100 osób spośród ludności cywilnej, osobiście przerwał masakrę, wypadając na czoło oddziału Kozaków i ryzykując własnym życiem. Mimo to w pewnym sensie ponosił za te wydarzenia bezpośrednią odpowiedzialność. To na jego polecenie przymusowo rozwiązano Towarzystwo Rolnicze i Delegację; nie miał też prawa podnosić zbyt głośnych lamentów, gdy powszechny wybuch wywołał panikę wśród sił porządkowych. Namiestnik Gorczakow umarł na zawał serca. Latem 1861 roku, gdy nie ustawały spiski i konspiracje, Wielopolski zmuszony był wyrazić zgodę na surowszą kampanię represyjną. Pogrzeb arcybiskupa Fijałkowskiego 10 X 1861 stał się okazją do kolejnego masowego pochodu, stwarzając zagrożenie dalszego rozlewu krwi. 14 października ogłoszono stan wyjątkowy. Kozacy wdzierali się do kościołów, rozpraszając tłumy wiernych. Zakazano śpiewania patriotycznych hymnów. Katolickich i żydowskich duchownych deportowano. Cytadelę wypełniono tysiącami aresztowanych. Niemal wszystkie ugrupowania polityczne, powstałe w czasie poprzedzającym te wydarzenia, podjęły oczywiście przeciwdziałania i zaczęły rozważać możliwość zorganizowania jednolitego oporu. W październiku radykalni „czerwoni” założyli tajny Komitet Miejski. Jego zadaniem było rozpoczęcie przygotowań do zbrojnej walki o niepodległość narodową i rewolucję społeczną. Na tym etapie czołowymi działaczami Komitetu byli: ojciec Josepha Conrada, Apollo Korzeniowski (1820—69), zwolennik ślepego terroryzmu Ignacy Chmieleński (ok. 1837—70?) oraz, przeniesiony niedawno z Petersburga, kapitan Jarosław Dąbrowski (1836—71). W grudniu 1861 r., przy udziale Kronenberga i Zamoyskiego, „biali” zawiązali konkurencyjny dyrektoriat (Dyrekcję Krajową, zwaną też Delegacją Narodową). Pod koniec roku Wielopolski otrzymał lakoniczny rozkaz udania się pod strażą do Petersburga w celu udzielenia carowi wyjaśnień.
Jedyna w swoim rodzaju formuła margrabiego Wielopolskiego była wyraźnie sprzeczna wewnętrznie, nie można jednak było wymyślić niczego lepszego. Reform nie można było zarzucić z obawy przed powszechnym rozczarowaniem. Represji nie można było złagodzić z obawy przed nowym wybuchem zamieszek.
Wobec tego reformy i represje musiały kroczyć ramię w ramię. Po pięciu miesiącach wahania car nagle oficjalnie zaaprobował propozycje wysuwane przez Wielopolskiego. W czerwcu Wielopolski wrócił do Warszawy i objął urząd naczelnika rządu cywilnego. W zgodzie z dekretem wydanym wstępnie w roku poprzednim znoszono pańszczyznę w zamian za odkup. Rok 1862 przyniósł pierwsze żniwa w Polsce Środkowej, podczas których żaden chłop pańszczyźniany nie musiał już pracować bez wynagrodzenia na polu pana. Szkoła Główna przyjęła na jesienny semestr pierwszy nabór studentów na wydziały medyczny, matematyczny i filozoficzny. W tym samym czasie policja rozpoczęła serię prewencyjnych aresztowań. W sierpniu aresztowano i wysłano na proces sądowy do Rosji Jarosława Dąbrowskiego. We wrześniu wezwano do Petersburga Zamoyskiego: po krótkiej audiencji u cara otrzymał paszport i został umieszczony na pokładzie statku odpływającego do Francji. Wielopolski wyczuwał wzbierający bunt, ale nie umiał trafić do jego źródeł. Zdecydował się zatem zmusić konspirację do wyjścia na powierzchnię. Jako narzędzie wybrał akcję zwaną „branką”, czyli przymusowy zaciąg do wojska. Nasyciwszy Królestwo 100 000 wojska, szykował się teraz do zaciągnięcia do służby wojskowej kolejnych 30 000 mężczyzn. Nie wiedział, kim są konspiratorzy, mógł jednak być pewien, że wśród poborowych dostanie w swoje ręce większość spośród ich najsprawniejszych fizycznie zwolenników. Brankę wyznaczono na 14 stycznia 1863 roku. Stała się bezpośrednią przyczyną otwartego konfliktu.
Z powodu działalności Wielopolskiego oraz długotrwałych napięć wybuch powstania styczniowego miał przebieg zupełnie inny niż wydarzenia, które dały początek powstaniu z roku 1830. Wielopolski bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego precedensu i bardzo się starał zapobiec jego powtórzeniu. Przypadkiem sprowokował konflikt zupełnie innej natury, ale o podobnej doniosłości. Wiedział, że konspiratorzy będą musieli umknąć przed branką, jeśli zechcą uratować skórę; wiedział też, że nie mogli oni absolutnie liczyć na to, że zdobędą kontrolę nad wojskiem lub policją. Nie wiedział natomiast, że mają w pełni opracowany program polityczny, organizację finansować szerokim zasięgu, która już prowadziła zbiórkę funduszy, oraz całą kadrę aparatu podziemnego państwa. W kategoriach wojskowych polscy powstańcy z 1863 roku byli z konieczności gorzej uzbrojeni i wyposażeni niż ich poprzednicy z lat 1830—31. Natomiast jeśli chodzi o organizację polityczną i konspiracyjną, byli o wiele bardziej profesjonalni. „Czerwoni” z Centralnego Komitetu Narodowego, który zastąpił wcześniejszy Komitet Miejski w Warszawie, mieli w gruncie rzeczy wszelkie możliwości po temu, aby sprowokować prowokatora. W pierwszych dniach stycznia z Warszawy wyszły potajemnie, udając się do Puszczy Kampinoskiej, tysiące młodych ludzi. Gdy rozpoczęła się branka, w pułapkę dostało się zaledwie 1400 poborowych. W dwa dni później w dziesiątkach miejsc na terenie całego Królestwa jednocześnie zaatakowano rosyjskie garnizony. Wielopolski nie miał przed sobą amatorskiego spisku w rodzaju tego, który w listopadowej mgle zawiązali Wysocki i Zaliwski. Od samego początku stanął w obliczu wojny partyzanckiej, którą kierowały niewidoczne ręce, kryjące się gdzieś w jego własnej stolicy, i która przez szesnaście miesięcy trzymała w szachu największą armię Europy[293].
W zaistniałych okolicznościach rozłamy polityczne wśród przywódców powstania były rzeczą nie do uniknięcia. Niepowodzenie w zdobywaniu Płocka, który w zamierzeniach powstańców miał się stać główną kwaterą powstania, oznaczało, że kierownictwo musi albo błąkać się po kraju, albo działać pod nosem Rosjan w samej Warszawie. Więź centrali z prowincją nie była stała. Przywódcy pojedynczych, grup partyzanckich cieszyli się znaczną autonomią. Nie można było oczekiwać ścisłego konformizmu politycznego. Większość stowarzyszeń i ugrupowań zachowała odrębną tożsamość i realizowała własną jednostkową politykę.
„Czerwoni” pozostawali w ciągłym konflikcie z „białymi”, każdy zaś z tych dwóch podstawowych obozów był z kolei podzielony na szereg ugrupowań prawicowych, centralistycznych i lewicowych. Propagowano szereg sprzecznych ze sobą postaw ideologicznych. Dowództwo pozostawało w ciągłej wewnętrznej niezgodzie. W fazie wstępnej inicjatywa leżała wyłącznie w rękach „czerwonych”. Losy powstania zależały w znacznej mierze od Centralnego Komitetu Narodowego i jego energicznego młodego przywódcy: studenta z Kijowa, ludowca Stefana Bobrowskiego (1840—63). W marcu w obliczu groźby, że Mierosławski uzyska powszechne poparcie, „biali” wybrali własnego głównodowodzącego. Przez dziewięć dni wątpliwym honorem tytułu „dyktatora” cieszył się Marian Langiewicz (1827—87), wykładowca w emigracyjnej szkole wojskowej w Cuneo, zanim nie został zmuszony do wycofania się do Galicji. Bobrowski, którego wciągnięto w te rozgrywki, został sprowokowany do pojedynku i zastrzelony. Od tego czasu, po proklamowaniu w dniu 21 marca tajnego Rządu Narodowego, oba obozy żyły w stanie niespokojnego przymierza. „Biali” na ogół sprawowali kontrolę nad polityką, a także, w osobie Karola Majewskiego (1833—97) — nad dowództwem powstania. Miały jednak miejsce dwie próby przechwycenia władzy przez terrorystyczne skrzydło „czerwonych”. Pierwsza, podjęta w maju, zakończyła się niepowodzeniem, druga — podjęta we wrześniu — zwycięstwem. Była ona poprzedzona nieudanym zamachem na życie generała Berga. Zamach ten pociągnął za sobą falę policyjnych represji. Wreszcie w październiku 1863 roku, gdy szeregi powstańców były już zdziesiątkowane przez śmierć i porażki, utworzono anonimową dyktaturę, aby zlikwidować rozdarcie między obozami „białych” i „czerwonych” oraz zapewnić powstaniu skoordynowane dowództwo wojskowe. Romuald Traugutt (1826—64) pełnił rolę przywódcy politycznego i głównodowodzącego powstania aż do chwili aresztowania w nocy z 10 na 11 sierpnia 1864 roku.
Mimo różnic politycznych podziemna organizacja państwowa wykazała godną uwagi odporność. Zorganizowała jedną z pierwszych na świecie długotrwałych akcji miejskiej partyzantki, stwarzając prototyp równie udanych przedsięwzięć, które Polacy mieli przeprowadzić w nie mniej trudnych warunkach w latach 1905—07, a następnie w okresie II wojny światowej. Działała na tym samym terenie, co władze rosyjskie, niejednokrotnie dublując ich funkcje. Kierowali nią urzędnicy, którzy mieli wszystkie zewnętrzne pozory zwykłych szarych obywateli, oficjalnie zatrudnionych na stanowiskach urzędników bankowych, listonoszy czy kupców, w gruncie rzeczy zaś byli ministrami, sekretarzami, agentami lub kurierami Rządu Narodowego. Rząd miał pięć stałych ministerstw, z których każde dysponowało własnym personelem, oficjalną pieczęcią i sekretariatami ulokowanymi w piwnicach i składach. Na jego własnej wielkiej pieczęci widniał napis: „Rząd Narodowy — Wolność, Równość, Niepodległość”. Posiadał skutecznie działający Skarb, który pobierał podatki od chętnych prośbą, od opornych zaś — groźbą, i który otrzymywał zarówno pożyczki, jak i listy zastawne od przemysłowców, właścicieli ziemskich i kupców. Dysponował siłami bezpieczeństwa, złożonymi ze „sztyletników”, którzy utrzymywali porządek w Warszawie, oraz siecią wywiadu, który penetrował wszystkie instancje władz cywilnych i wszystkie garnizony wojskowe wroga. Jego kurierzy docierali konno i koleją do najdalszych zakątków cesarstwa. Jego agenci dyplomatyczni krążyli po wszystkich stolicach Europy. A jednak rząd pozornie wcale nie istniał — nowy generał—gubernator Warszawy i następca Wielopolskiego, generał Fiodor Berg (1790—1874), powiedział nowemu namiestnikowi, wielkiemu księciu Konstantemu: „Doszedłem do przekonania, że sam do niego nie należę, podobnie jak Wasza Cesarska Wysokość”.
(Patrz Mapa 9).
Mapa 9. Powstanie styczniowe (1863—1864)
W kwietniu 1863 roku powstanie rozszerzyło się na Wschód, obejmując część Rosji. Do wszystkich prowincji dawnej Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Litwy rozesłano emisariuszy. Reakcje były różne. Na Ukrainie większy wybuch nastąpił w Miropolu nad Słuczem. Ale tych (studentów z Kijowa), którzy głosili Złotą Hramotę (dekrety Rządu Narodowego o wolności chłopów), wypisaną w języku ukraińskim i nawołującą mieszkańców wsi do czynu, spotkał ten sam los, co rosyjskich narodników: zostali zmasakrowani przez chłopów. Na Białorusi odnotowano poważne rozruchy wśród Żydów w Pińsku i na wsiach. Konstanty Kalinowski (1838—64), szlachcic polski, który działał w rejonie Grodna i Białegostoku, rozpoczął wydawanie powstańczego pisma „Mużyckaja Prauda”; jest on uważany za jednego z twórców białoruskiego ruchu narodowego. Na Litwie powstanie na krótki okres przybrało te same rozmiary, co w Królestwie. Dziełu przywódcy obozu „białych”, wileńskiego prawnika Jakuba Gieysztora (1827—97), dorównywały dokonania „czerwonego” pułkownika Zygmunta Sierakowskiego (l 827—63) wśród litewskich chłopów. Radykalny duchowny, ksiądz Antoni Mackiewicz (1827 lub 1828—63), długo utrzymywał się na polu walki. Nie ulega żadnej wątpliwości, że ku wielkiemu żalowi Rosjan w tym okresie Litwa opowiadała się po stronie Polski. Pierwszy manifest Centralnego Komitetu Narodowego skierowany był do „narodu Polski, Litwy i Rusi”. W lecie 1863 roku wykazano czynem, że ów „jeden naród” był czymś nie mniej realnym niż Jedno cesarstwo” Rosji.
Z natury rzeczy działania wojenne były rozczłonkowane. Z szacunkowej liczby 200 000 Polaków, którzy stanęli do broni w czasie powstania, jednocześnie na polu walki nigdy nie znalazło się więcej niż 30 000. Większość z nich była rozproszona wśród setek grup partyzanckich działających we wszystkich lasach i puszczach kraju. Podczas szesnastu miesięcy trwania powstania miało miejsce 1229 zbrojnych starć — 956 w Królestwie, 237 na Litwie, pozostałe — na Białorusi i Ukrainie. Przybierały one na ogół formę zaczepnych wypadów na izolowane garnizony rosyjskie lub krótkotrwałych potyczek na skrzydłach większych koncentracji wojsk. Największą liczbę walk stoczono w Górach Świętokrzyskich na południe od Kielc, na terenie guberni lubelskiej oraz w rejonach przygranicznych Galicji i Prus. Typowa grupa partyzancka, zwana „partią”, skupiała się wokół dowódcy, który miał pewne wojskowe doświadczenie i który próbował skupisku ochotników, wywodzących się spośród studentów i chłopów, nadać kształt oddziału wojska. Na ogół partyzanci starali się unikać bezpośrednich konfrontacji z przeważającymi siłami wroga. Jedyną akcją, która przybrała rozmiary rozstrzygającej bitwy, było starcie pod Małogoszczą w pobliżu Kielc 24 lutego 1863 roku, gdy Langiewicz prowadził przeciwko rosyjskim armatom trzy tysiące chłopów uzbrojonych w kosy i szlachty uzbrojonej w szable. Jedynym wodzem, którego pozycję można by porównać do pozycji regularnego generała dowodzącego, był pułkownik Józef Hauke, przydomek „Bosak” (1834—71), który pojawił się na arenie wydarzeń we wrześniu 1863 roku, a następnie służył pod rozkazami Traugutta.
Bitwa stoczona pod Żyrzynem w Górach Świętokrzyskich 6 sierpnia 1863 roku była typowym przykładem podejmowanych akcji wojskowych. Grupa partyzantów pod dowództwem Michała Heidenreicha, zwanego „Krukiem”, oraz ochotnika irlandzkiego O’Briena de Laceya urządziła zasadzkę na kolumnę wojsk rosyjskich na odludnym kawałku drogi prowadzącej do Dęblina. Dysponowali siedmiuset żołnierzami, którzy mieli przed sobą zadanie pokonania dwóch kompanii piechoty rosyjskiej i szwadronu Kozaków. Po pięciu godzinach strzelaniny prawie wszyscy Rosjanie leżeli martwi, a „Kruk” wycofał się do lasu, unosząc zawierającą 200 000 rubli kasę wojskową, którą eskortowały rosyjskie oddziały. W wojnie, w której nigdy nie zmuszono do kapitulacji żadnej większej fortecy ani żadnego miasta, powstańcy uważali Żyrzyn za wielkie zwycięstwo[294].
Dyplomacja powstania była równie chaotyczna. W lutym 1863 roku zachodnie mocarstwa poważnie się przestraszyły, gdy Bismarck wysłał generała Alvenslebena do Petersburga w celu podpisania konwencji o wspólnych działaniach wojskowych. Ale Bismarck był dość mądry na to, aby pozwolić carowi samodzielnie stłumić powstanie, i zachodnie mocarstwa już nigdy więcej nie stanęły w obliczu rzeczywistej współpracy rosyjsko—pruskiej. Pierwsza wspólna nota Wielkiej Brytanii, Francji i Austrii z dnia 17 kwietnia, w której kraje te protestowały przeciwko pogwałceniu postanowień kongresu wiedeńskiego, a także następna, z 17 czerwca, która wzywała cara do poczynienia ustępstw, są wszystkim, co osiągnęli dyplomaci. Nota pierwsza dotyczyła sprawy amnestii, której warunki z góry musiały się okazać nie do przyjęcia. Nota druga została natychmiast odrzucona, w oparciu o argument, że poczyniono już zbyt wiele ustępstw, na które nie doczekano się żadnej reakcji. W epoce, w której sprawa polska nigdy nie zdołała zainspirować mocarstw do prawdziwej interwencji, historycy dyplomacji odczuwają zrozumiałą pokusę, aby owe gesty zaliczyć na poczet poważniejszych incydentów.
Większe wrażenie niż na rządach państw wywarło powstanie na opinii publicznej. W zachodnich demokracjach rusofobia lat trzydziestych i okresu wojny krymskiej otrzymała kolejny bodziec. „The Times” pienił się ze wściekłości na nikczemność rosyjskiej autokracji. Zagraniczni korespondenci pisali wzruszające relacje o polskim męczeństwie. Hercen, Marks, Garibaldi — wszyscy wychwalali męstwo Polaków. Zagraniczni ochotnicy stali w długich kolejkach, aby się zaciągnąć do polskich oddziałów (choć wielu nigdy nie dotarło na miejsce). Pechowa podróż statku parowego SS „Ward Jackson”, który dowiózł dwustu ochotników z Gravesend do ich ostatecznego miejsca przeznaczenia — piaszczystej mielizny u wybrzeży Prus, jest wyraźnym przykładem ograniczonych środków i mieszanych motywów, jakie kierowały zagranicznymi sympatykami[295]. W Rosji przez mównice i trybuny przetoczyła się fala nacjonalistycznego oburzenia. Mimo niewielkiej liczby Rosjan i Ukraińców, którzy przeszli na stronę polską, przeważająca większość rosyjskich komentatorów potępiała polski spisek mający na celu zdyskredytowanie cara. Wszystkie oskarżenia i winy, które przypisywano Polakom po 1831 roku, odżyły w jeszcze zjadliwszej formie. Tiutczew powtórzył to, co powiedział trzydzieści lat wcześniej. Dostojewski powtórzył komentarze Puszkina, nadając im jeszcze bardziej mistyczny ton. Hercen, którego dziennik „Kołokoł” w ciągu jednej nocy utracił połowę czytelników, musiał wycofać swe poglądy.
Przepaść między Rosją a Polską, a także między Rosją i całą Europą, jeszcze bardziej się pogłębiła[296].
Kwestia chłopska przewijała się przez politykę powstania od początku do końca. Leżała u źródeł pierwotnego przekonania Aleksandra o konieczności ustępstw, zajęła też istotne miejsce w wybranym przez niego pod koniec sposobie zakończenia konfliktu. Wszystkie uczestniczące w nim strony zostały zmuszone do ostrej rywalizacji. Niektórzy sądzili, że chłopów należy wyzwolić dla zasady; inni uważali, że należy to zrobić, aby sobie zyskać ich poparcie. Nikt nie mógł sobie pozwolić na to, aby sprawę zostawić jej własnemu biegowi. Krok po kroku podwyższano stawkę. Krok po kroku każda ze stron oferowała chłopom więcej niż druga. W 1858 roku car zrobił pierwszy krok w tej licytacji, zapraszając polską szlachtę do przedstawienia własnych propozycji. Odpowiedzią Towarzystwa Rolniczego była propozycja, aby przymusową pracę chłopów pańszczyźnianych zamienić na czynsz pieniężny. W roku 1861 Wielopolski wszedł do gry dekretem ziemskim z 16 maja, który oferował chłopom mniej niż reformy carskie w Rosji.
W roku 1863 manifest Centralnego Komitetu Narodowego mówił o chłopskiej „własności” ziemi. W końcu car zmuszony był przebić i tę kartę. Ukaz z 18 marca 1864 roku wprowadzał projekt, w myśl którego chłopi mieli uzyskać na własność użytkowane przez siebie grunty, ich dotychczasowi właściciele zaś — rekompensatę w postaci obligacji państwowych. Chłopi reagowali na te oczywiście polityczne posunięcia sceptycznie. Na ogół byli nie mniej podejrzliwi w stosunku do przymilnych młodych polskich dżentelmenów niż do liberalnego cara. Co chytrzej si zdawali sobie sprawę z tego, że to, czego chcą, dostaną tak czy owak, bez konieczności podejmowania walki. W Królestwie mniej liczne były okręgi, w których chłopi trzymali się na uboczu od powstania, od tych, gdzie brali w nim czynny udział. Na Ukrainie stosunek chłopów do powstania był otwarcie wrogi[297].
Gdy w marcu 1864 car wydawał swój dekret w sprawie reformy rolnej, ostatni dyktatoriat powstania działał jeszcze pełną parą. Dyktator, Romuald Traugutt, całkowicie odbiegał od wszystkich stereotypów polskiego rewolucjonisty. Szczupły, milczący, chłodny, zdyscyplinowany, kompetentny — miał większość zalet, których tak wyraźnie brakowało jego bezpośrednim poprzednikom. Pochodził z rodziny drobnej szlachty na Podlasiu i był ożeniony z Antoniną Kościuszkówną, krewną Naczelnika z 1794 roku. Do roku 1862 służył jako podpułkownik w armii rosyjskiej i uczestniczył w kampaniach na Węgrzech i na Krymie. Przez pierwsze pięć miesięcy po wybuchu powstania pozostawał całkowicie nie znany, nadal uprawiając ziemię w swoim majątku, ale w maju ostatecznie go przekonano, aby objął dowództwo nad grupą 160 partyzantów w lesie Dziadkowickim w pobliżu Kobrynia. W lipcu przybył do Warszawy i utorował sobie drogę do kręgu osób z otoczenia Majewskiego. Odtąd jego kariera robiła szybkie postępy. W sierpniu i wrześniu z ramienia Rządu Narodowego odwiedził Europę Zachodnią, uzyskując w Paryżu osobiste audiencje u Napoleona III i francuskiego ministra spraw zagranicznych, Drouyna de Lhuysa, a w Brukseli zawierając umowę w sprawie zakupu broni.
Wrócił z przekonaniem, że zachodnie rządy patrzą na Rosję głównie jak na „kopalnię złota dla kapitalistów” i że nie można oczekiwać żadnej wczesnej interwencji. Wśliznął się z powrotem do Polski na podstawie paszportu wystawionego na nazwisko kupca z Galicji, niejakiego Michała Czarneckiego, zamieszkał w Warszawie w Hotelu Saskim, naprzeciwko pałacu namiestnika, i spokojnie poinformował Rząd Narodowy „czerwonych” o swoim zamiarze uformowania tajnej dyktatury. Wszelka opozycja całkowicie się załamała. „Czerwoni” albo się wycofali, albo skapitulowali. 17 października 1863 roku Rząd Narodowy zakończył działalność. Od tego czasu wszystkie posunięcia były skoordynowane, a wszystkie decyzje polityczne podejmował osobiście Traugutt. Ze swojego mieszkania przy ul. Smolnej 3, które zajmował wraz z panią Kirkor, prowadził całą korespondencję i osobiście nadzorował pracę ministerstw. Wraz ze swoimi bliskimi i zaufanymi współpracownikami — Marianem Dubieckim, Józefem Gałęzowskim, sekretarzem stanu Józefem Janowskim i porywczym „naczelnikiem miasta” Aleksandrem Waszkowskim — kierował zespołem ludzi wybitnie zdolnych i silnych. Oczyścił ruch ze wszystkich „prywatnych podżegaczy”, grożąc, że nazwiska opornych przekaże policji. Wpadł też na pomysł opodatkowania obywateli polskich za granicą i zainicjował pożyczkę narodową. Całkowicie zreformował organizację wojska, znosząc wszystkie odrębne i autonomiczne formacje i wprowadzając regularne kadry wojskowe, z podziałem na korpusy, dywizjony, pułki i baterie. Przywrócił do życia ideę pospolitego ruszenia — levée-en-masse — całej ludności. Wzywał do wprowadzenia w życie dekretu CKN o wyzwoleniu chłopów i zarządził wybór w każdej wsi jednego człowieka, który zajmie się wprowadzeniem zmian. Wydał nawet dekret przewidujący wyroki śmierci dla tych właścicieli ziemskich, którzy nadal będą pobierać opłaty w zamian za pańszczyznę. Jako pobożny katolik, szczególną uwagę zwracał na sprawy związane z religią i przez dłuższy czas prowadził korespondencję z Watykanem, piętnując dwuznaczną postawę papieża w stosunku do rosyjskiego „barbarzyństwa”. Ostatnia przesyłka, skierowana do Józefa Ordęgi, jego agenta w Rzymie, dotyczyła porozumienia podpisanego właśnie z Komitetem Węgierskim, stawiającym sobie podobne cele. 11 kwietnia 1864 r. o godzinie pierwszej w nocy Traugutt został wyciągnięty z łóżka przez oddział zbrojnej policji i uwięziony na Pawiaku[298].
Całkowite ujawnienie konspiracyjnego rządu okazało się niełatwe. Podczas gdy szeregi policji zostały skutecznie spenetrowane przez sympatyków powstania, sama policja nie zdołała spenetrować szeregów powstańców. Przywódcy ukrywali się za bardzo przekonywającymi parawanami. Prawdziwe nazwisko dyktatora znało niespełna dwadzieścia osób. Zaledwie sześciu osobom wolno było odwiedzać go w mieszkaniu. Sieć pseudonimów działała jako zapora między wszystkimi urzędnikami a ich agentami oraz ewentualnymi donosicielami. Szyfru cyfrowego używanego przez rząd i opartego na określonych wydaniach Pana Tadeusza i Imitatio Christi nigdy nie udało się złamać. Przepływu korespondencji, rozkazów i broni nigdy nie powstrzymano. Narady przywódców odbywały się w kościołach przed świtem albo w licznych kawiarniach. Pracę sekretariatów prowadzono w pomieszczeniach laboratorium biologicznego Szkoły Głównej albo w przedsionkach kościołów — pod pozorem spotkań kółek naukowych lub stowarzyszeń hobbistów. Stan wyjątkowy nie ograniczył tej działalności, a masowe aresztowania na jesieni 1863 roku nie doprowadziły do wykrycia głównych podejrzanych. Kryzys nastąpił dopiero 8 kwietnia 1864 r., kiedy żydowski student Szkoły Głównej, Artur Goldman, załamał się w policyjnym śledztwie, zgadzając się mówić. W jego zeznaniach znalazły się następujące informacje:
Bywając u Wacława Przybylskiego słyszałem raz, że b. dowódca oddziału powstańczego na Litwie, Traugutt, b. wojskowy rosyjski, jakoby komisant domu handlowego lwowskiego, w początku października przybędzie do Warszawy i ma objąć kierownictwo Rządu Narodowego. (…) Pomieniony Traugutt pod nazwiskiem Michał Czarnecki rzeczywiście przyjechał do Warszawy, gdzie się jednak zatrzymał, nie wiem.
Rysopis jego następujący: wzrost średni, głowa duża, cera śniada, włosy czarne, faworyty duże, czarne, połączone z małą brodą; nosił zwykle okulary białe, lat mógł mieć około 33—35[299].
Nawet wtedy Czarnecki uparcie wypierał się swojej prawdziwej tożsamości. W jego pokoju nie znaleziono nic, co mogłoby go obciążać. Zeznania przesłuchiwanych więźniów były mętne i nawzajem sobie przeczyły. Traugutt zdecydował się przyznać do czegokolwiek dopiero wówczas, gdy został formalnie zidentyfikowany przez byłego kolegę z dawnego batalionu; a i wtedy oświadczył, że zorganizował powstanie sam jeden, bez żadnych wspólników. Sprawa znalazła się na wokandzie 18 lipca 1864 r.:
Posiadając już pewne wiadomości o osobach z narodowej organizacji. Komisja (…), stosując wszelkie wysiłki, by doprowadzić zaaresztowanych do przyznania się, osiągnęła ważne odkrycia, dzięki czemu zaaresztowano (…) naczelnika Rządu Narodowego, Romualda Traugutta (…).
W czasie badania zeznali:
1. Romuald Traugutt, aresztowany pod nazwiskiem Michała Czarneckiego, dymisjonowany podpułkownik saperów, katolik, lat 38, żonaty, mający dwie córki (…).
2. Rafał Krajewski, 29 lat, katolik, kawaler. Komisja ujawniła, że był on dyrektorem Departamentu Spraw Wewnętrznych.
3. Józef Toczyski, buchalter administracji dróg szosowych, lat 37, katolik, kawaler. W r. 1848 za wyrokiem sądu wojennego zesłany na Sybir w aresztanckie roty na lat 7, lecz według najmiłościwszego manifestu powrócił do kraju w r. 1857. Toczyski był dyrektorem Departamentu Skarbu.
4. Roman Żuliński, nauczyciel I gimnazjum, lat 30, katolik, kawaler. Komisja ujawniła, że był on dyrektorem rewolucyjnej Ekspedytury.
5. Jan Jeziorański, lat 30, katolik, żonaty, ma dwoje dzieci, był kontrolerem w administracji tytoniu. Komisja ujawniła, że był on komisarzem rewolucyjnej organizacji stosunków z zagranicą (…).
6. Tomasz Unicki, lat 50, katolik, żonaty, bezdzietny, urzędnik Banku Polskiego. Był głównym skarbnikiem w rewolucyjnym Departamencie Skarbu.
7. Cezary Morawski, lat 26, katolik, kawaler, lekarz w Szpitalu Dzieciątka Jezus. W rewolucyjnej organizacji był komisarzem do Spraw Litewskich.
8. Marian Dubiecki, lat 26, katolik, kawaler. Nauczyciel tutejszej szkoły powiatowej. W r. 1861 (…) wysłany na zamieszkanie do Wiatki. W rewolucyjnej organizacji był komisarzem do Spraw Rusi.
9. Gustaw Paprocki, lat 19, Żyd, student Szkoły Głównej. Przyznał, że był przez czas krótki sekretarzem przy dyrektorze Departamentu Spraw Wewnętrznych.
10. Tomasz Burzyński, katolik, lat 29, żonaty, podsekretarz Warszawskiego Sądu Karnego. Przyznał się do pełnienia urzędu referenta województwa płockiego i augustowskiego.
11. Zygmunt Sumiński, lat 19, katolik, kawaler, student Szkoły Głównej. Przyznał się do pełnienia urzędu sekretarza w Departamencie Skarbu.
12. Roman Frankowski, lat 22, katolik, student Szkoły Głównej.
13. August Kręćki, 21 lat, katolik, kawaler, aplikant Komisji Skarbu. Obaj byli sekretarzami rewolucyjnej Ekspedytury.
14. Benedykt Dybowski, lat 29, katolik, kawaler, profesor Szkoły Głównej. Przy badaniu przyznał się, że w audytorium Szkoły Głównej pozwalał schodzić się sekretarzom rewolucyjnych oddziałów…
15. Edward Trzebiecki, lat 23, szlachcic z m. Warszawy, nie objęty heraldią; aplikant Sądu Policji Poprawczej powiatu warszawskiego. Sekretarz Ekspedytury.
16. Kazimierz Hanusz, lat 20, mieszczanin m. Warszawy, archiwariusz. Sekretarz Ekspozytury.
17. Władysław Bogusławski, lat 25, szlachcic, student Uniwersytetu Petersburskiego, sekretarz Wydziału Prasowego.
18. Jan Muklanowicz, lat 30, mieszczanin m. Warszawy, dzierżawca apteki. Winny w tym, że pozwolił przynosić do swojej apteki korespondencję spiskowców.
19. Helena Kirkor, lat 32, szlachcianka. Winna w tym, że pozwalała w swoim mieszkaniu (…) zbierać się głównym działaczom buntu dla narad (…). Po areszcie Traugutta ukrywała u siebie pisma, należące do spiskowców i przekazała je nieznanej kobiecie.
20. Emilia i Barbara Guzowskie, lat 30 i 27, panny, córki szlachcica z gub. radomskiej
(…). Winne w tym, że (…) wobec częstej zmiany mieszkania Wydziału Ekspedytury, by ujść przed poszukiwaniami policji (…) zgodziły się (…) przenieść się do mieszkania wynajętego na ich nazwisko, gdzie (…) mieścił się ów Wydział Ekspedytury.
21. Aleksandra Wróblewska, córka fabrykanta pierników, szlachcianka z m. Warszawy, lat 18 (…). Winna w tym, że otrzymywała i przekazywała według adresów korespondencję spiskowców, którą przynosili do niej agenci tajnego stowarzyszenia.
Wszystkie te osoby zostały oddane pod sąd z rozkazu Namiestnika i Głównodowodzącego wojskami Królestwa Polskiego z tego powodu, że przyjęły szczególny i wybitny udział w ostatnim buncie.
Wszyscy oni winni są w tym, że byli członkami tajnego związku, stojącego na czele buntu, a znanego pod nazwą Rządu Narodowego, i przez to należeli do głównych filarów polskiego powstania.
Kierując się cyrkularzem z 23 maja z. r. z poleceniami dla kierowników wydziałów, Polowy Audytoriat uważa za słuszne
A) Podsądnych:
l. Dymisjonowanego podpułkownika Romualda Traugutta, 2) (…) Rafała Krajewskiego,
3) (…) Józefa Toczyskiego, 4) (…) Romana Żulińskiego, 5) Jana Jeziorańskiego, 6) Tomasza
Burzyńskiego, 7) Tomasza Unickiego, 8) Mariana Dubieckiego, 9) Augusta Kręckiego, 10) Romana Frankowskiego, 11) Gustawa Paprockiego, 12) Gustawa [sid] Sumińskiego, 13) Edwarda Trzebieckiego, 14) Kazimierza Hanusza i 15) Władysława Bogusławskiego — za przestępstwa, dotyczące w powyższym Cyrkularzu do pierwszej kategorii, na podstawie artykułów: 83, 96, 175, 196 i 605 I Księgi Wójskowo—Karnego Ustawodawstwa oraz artykułów 285 i 360 Kodeksów o Karach Więziennych i Poprawczych — po pozbawieniu Traugutta rangi, orderów i medali oraz pozbawieniu zarówno jego, jak i pozostałych praw stanu — skazać wszystkich piętnastu na karę śmierci przez powieszenie.
B) Benedykta Dybowskiego (…)
C) Panny Emilię i Barbarę Guzowskie (…)
D) Jana Muklanowicza i pannę Aleksandrę Wróblewską (…) skazać na inne kary.
Wniosek ten przedstawić do łaskawego zatwierdzenia Namiestnikowi i Głównodowodzącemu wojskami w Królestwie Polskim.
Przewodniczący generał—lejtenant (—) Hagman
Członek generał-major (—) Kaznakow
P. o. członka, generał-major (—) Dokudowskij
Zastępca członka — generał-major (—) Opperman
Członek generał-major (—) Lewszyn
Polowy generał-audytor (—) Połtoranow
Ober-audytor (—) Afanasjew [300]
Sytuacja przedstawiała się dość dziwnie. Garstkę urzędników, studentów i nauczycieli, którymi kierował jeden oficer, ujawniono jako przywódców ruchu, który rzucił wyzwanie całemu rosyjskiemu imperium. Przedstawiono ich światu jako bandę kryminalistów i wykolejonej młodzieży. Ci spośród więźniów, którzy wykazali skruchę i gotowość pomocy władzom, uniknęli kolejnego procesu i na mocy dekretu administracyjnego otrzymywali niewielkie kary. Tym, którzy sobie na to zasłużyli, udzielono pomocy finansowej. Spośród piętnastu oskarżonych skazanych na śmierć jedynie pięciu nie zamieniono wyroku na karę ciężkich robót lub zesłania. Reszta — 200 000 powstańców — po prostu wyparowała.
Ostatni akt rozegrał się 5 sierpnia 1864 roku. O 9 rano otwarły się bramy cytadeli Aleksandra i na czele ponurej procesji wyszedł z niej kat. Na pobliskich wałach czekała już prosta długa szubienica z pięcioma pętlami. Konna eskorta ubranych w hełmy żandarmów otaczała pięć ciągniętych przez konie drewnianych wozów, które wiozły więźniów. Każdy z nich przykuty był kajdanami do ubranego w brązowy mnisi habit z kapturem ojca kapucyna. Traugutt, nadal ubrany w granatowy trencz, w którym go aresztowano, był pochłonięty ostatnią spowiedzią. Wyrok odczytano na głos. Więźniom zawiązano oczy, ubrano ich w śmiertelne koszule i podprowadzono do szubienicy. Czyjś kobiecy głos krzyknął: „Odwagi, bracie!” A potem, jednego po drugim, Traugutta, Krąjewskiego, Toczyskiego, Żulińskiego i Jeziorańskiego powieszono, zaciskając im na szyjach pętle.
Podobnie jak w roku 1831, Rosjanie nie zwlekali z akcją odwetową. Przy tej okazji władze carskie były zdecydowane nie tylko po prostu zatrzeć wszelkie ślady umarłej insurekcji, ale także zdławić wszelkie publiczne przejawy polskiego poczucia narodowego. Na polu walki utrzymała się jeszcze co najmniej jedna partyzancka „partia”. Jej przywódca, ksiądz Stanisław Brzóska (1834—65), był swego czasu naczelnym kapelanem powstania; po raz pierwszy przyłączył się do ruchu narodowego jeszcze w 1861 roku i został na pewien czas aresztowany za wygłaszanie patriotycznych kazań. Teraz był ostatnim z walczących oficerów sztabowych. Utrzymywał się w wiejskich okolicach na Podlasiu aż do grudnia 1864 roku, kiedy go ostatecznie schwytano. Został stracony w Sokołowie 23 maja 1865 roku.
Do tego czasu główne zarządzenia rządu dotyczące ludności cywilnej były już tragicznie oczywiste. W Warszawie generał Berg zamykał kolejno wszystkie odrębne instytucje Królestwa Kongresowego. W okresie trzech lat, od 1863 do 1866, w którym sprawował funkcję ostatniego namiestnika Królestwa, zniósł wszystkie reformy Wielopolskiego i unieważnił wszystkie ustępstwa na rzecz polskiego języka i kultury. W 1864 roku utworzył Komitet Urządzający, którego naczelnym zadaniem był nadzór nad polityką uwłaszczania chłopów, ale który wkrótce zajął się całością programu rusyfikacji. Dyrektor Komitetu, Mikołaj Milutin, swego czasu sekretarz stanu Królestwa przy rządzie w Petersburgu, był autorem planu wykorzystania pozornie lojalistycznego chłopstwa do walki przeciwko patriotycznej szlachcie i inteligencji. W ciągu siedmiu lat niezmordowanej dbałości o każdy najmniejszy szczegół Komitet przekształcił Królestwo Polskie w rosyjską prowincję. Wszystkie gałęzie administracji podporządkowano odpowiednim ministerstwom w Petersburgu i obsadzono rosyjskim personelem. W 1864 roku formalnie zniesiono zarówno nazwę „Królestwo”, jak i nazwę „Polska”. Car zrezygnował ze swych obowiązków króla Polski, a Warszawa stała się stolicą Priwislinskogo Krają. W 1866 roku 10 polskich guberni podzielono na 85 powiatów, a większość miast powiatowych utraciła odrębne prawa miejskie. W 1867 roku Polska Komisja do Spraw Oświaty została zlikwidowana po raz drugi. W 1869 roku Szkołę Główną zastąpiono nowo założonym rosyjskim uniwersytetem. Kiedy w roku 1871 Komitet Urządzający zakończył działalność, jedynym elementem, który odróżniał sposób załatwiania spraw publicznych w Priwislinskim Kraju od systemu panującego w innych częściach cesarstwa rosyjskiego, było stosowanie Kodeksu Napoleońskiego w sądownictwie cywilnym.
Na Litwie, gdzie nie istniały żadne oficjalne polskie instytucje, które można by rozwiązać, represje skierowane przeciwko ludności polskiej przyjęły bardziej brutalne formy. W lecie 1863 roku generał Murawjow „Wieszatiel” wrócił na swoje ulubione tereny łowieckie sprzed trzydziestu lat i jako generał—gubernator wileński prześladował Polaków z bezlitosną determinacją. W poprzednim okresie, jako minister ziem państwowych w Petersburgu, przeciwstawiał się polityce uwłaszczenia, w wyniku czego ucierpiała jego polityczna kariera. Teraz wyładowywał swoją złość na rzeczywistych lub wyimaginowanych uczestnikach powstania styczniowego. Ponieważ nie zadowalały go prześladowania winnych metodami prawnymi, wprowadził rządy terroru — ludzi zabijano, torturowano i zsyłano w głąb Rosji; wsie równano z ziemią; majątki konfiskowano, nie odwołując się do prawa i nawet nie myśląc o prawie[301].
Zarówno w Polsce, jak i na Litwie stłumienie powstania styczniowego pozostawiło trwałe blizny. Całe pokolenie Polaków zostało pozbawione możliwości życia zawodowego oraz zwykłych oczekiwań na jakikolwiek postęp. Tysiące Polaków raz jeszcze wyruszyło w okrutną drogę na Syberię, stłoczonych w wozach do przewożenia bydła lub skutych razem w długie szeregi, wolno przedzierając się przez tundrę do obozów i więzień położonych na najodleglejszych krańcach cesarstwa. Była to śmietanka polskiego narodu — najbardziej aktywni, najodważniejsi, najbardziej ideowi członkowie społeczeństwa. Większość z nich nigdy nie wróciła. Tym razem nie było żadnej powszechnej amnestii, nawet po dwudziestu pięciu latach. Pod koniec wieku, kiedy rewolucjonistów, socjalistów i więźniów z następnego pokolenia znów wysłano na Syberię — w lepszych warunkach i nie tak licznie — odnaleźli oni na miejscach zsyłki wciąż jeszcze tam mieszkające rodziny polskich zesłańców. Nawet Lenin, który w latach 1897—1900 spędził trzy lata w północnej Syberii, wspominał ciepłe powitanie, jakie go spotkało w domu byłego polskiego powstańca. W odpowiednim momencie Lenin został uwolniony; Polaków z lat 1864—65 nie uwolniono nigdy[302].
Rozwiązanie Królestwa Kongresowego skłania do postawienia interesującego pytania porównawczego, dotyczącego polityki Rosji. Królestwo Kongresowe nie było w carskich włościach czymś jedynym w swoim rodzaju — oprócz niego przywilej posiadania własnego rządu miało także Wielkie Księstwo Finlandii. Odebrana Szwecji i anektowana w 1809 roku, Finlandia była do roku 1917 odrębną monarchią konstytucyjną, w której car sprawował urząd dziedzicznego Wielkiego Księcia. Powstaje zatem pytanie, dlaczego Wielkie Księstwo Finlandii przetrwało i cieszyło się dobrobytem, podczas gdy Królestwo Polskie było tak regularnie prześladowane, aby w końcu zostać unicestwione. Można z pewnością wysunąć argument, że skoro rząd rosyjski tak absolutnie i z zasady był przeciwny wszelkim formom niezależności i wolności narodowej, to na pewno znalazłby jakiś pretekst, aby poczęstować Finów taką samą demonstracją cesarskiej woli, jaką uprawiano w stosunku do Polaków. Zwykła odpowiedź — jeśli nie zawsze wyraźna, to przynajmniej implikowana — brzmi, że Polacy sami sprowadzili na siebie swoje nieszczęścia. Według obiegowych stereotypów, Polacy to wichrzyciele, Finowie zaś — jowialni i praworządni obywatele; Finowie byli odpowiedzialnymi członkami wielkiej rosyjskiej rodziny, Polacy zaś — nie. Niestety, owa prosta odpowiedź nie trafia w sedno sprawy. Nie da się zaprzeczyć, że Polacy wyprodukowali większą liczbę wichrzycieli, niż mogłoby to wynikać z proporcji i statystyk. Zarówno powstanie listopadowe, jak i styczniowe zostało wzniecone przez ludzi, którym zależało na tym, aby sprawić Rosjanom możliwie jak najwięcej kłopotu. Taka krnąbrność miała jeszcze o sobie dać znać przy wielu innych okazjach. Ale pozostaje jeszcze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ci polscy „chuligani” zachowywali się w ten sposób w wyniku połączenia grzechu pierworodnego z charakterem narodowym, czy też może reagowali na niemożliwe do zniesienia prowokacje. Zanim się dojdzie do wniosku, że Polacy z natury są bardziej nieodpowiedzialni niż Finowie, trzeba, po pierwsze, wykazać, że ci polscy wichrzyciele byli w jakiś sposób typowi dla całego narodu, i po drugie, że byli wystawieni na takie same doświadczenia jak Finowie. Jeśli chodzi o ten ostatni aspekt zagadnienia, nie jest trudno wyliczyć kilka istotnych różnic. Po pierwsze, Królestwo Kongresowe zajmowało teren będący najważniejszym punktem strategicznym cesarstwa. Rozciągało się w poprzek mostu lądowego łączącego Rosję z Europą, szczególnie zaś z Niemcami. Finlandia natomiast leżała na peryferiach Skandynawii i nie miała żadnych bezpośrednich powiązań z innymi terenami, jeśli nie liczyć norweskiej Arktyki czy szwedzkiej Laponii. Już z samych tylko względów strategicznych rząd rosyjski musiał reagować ostrzej na oznaki politycznej niesubordynacji w Polsce niż na podobnej natury zamieszki w Finlandii. Względy strategiczne powodowały obecność w Polsce licznych oddziałów wojsk rosyjskich, a te z kolei stawały się powodem najróżniejszych starć z ludnością cywilną. Po drugie, Polacy z Królestwa Kongresowego stanowili część narodu, którego inni członkowie mieszkali w Austrii, w Prusach i na Litwie i z którymi łączyła ich tożsamość narodowa. Bezustannie stawiali rząd rosyjski w obliczu potencjalnego zagrożenia separatyzmem, które można by usunąć, dopiero zamykając wszystkich Polaków w granicach jednego państwa. Natomiast Wielkie Księstwo Finlandii mieściło w swoich granicach praktycznie cały, o wiele mniej liczny, naród fiński, który szukał w Rosji ochrony przed swymi poprzednimi szwedzkimi panami. Co więcej, Polacy byli Słowianami. Zgodnie z dawnym kanonem Księstwa Moskiewskiego wszyscy Słowianie byli braćmi; wszyscy byli naturalnymi poddanymi cara; wszystkich też można było traktować jak należące do cara drobne przedmioty codziennego użytku, jego „chrześcijańskie duszyczki”. Finów, którzy Słowianami nie są, uważano za cudzoziemców żyjących pod protektoratem Rosji — jako tacy, należeli oni do innej kategorii ludzi. W oczach Rosji było rzeczą do gruntu słuszną, że — podobnie jak Niemcom z prowincji nadbałtyckich — Finom należało przyznać szeroką autonomię. Po trzecie wreszcie, i jest to chyba różnica najważniejsza, Polaków uważano za dominującą elitę dawnej Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Litwy. Byli żywymi potomkami społeczeństwa, które zostało przemocą zniszczone, ale którego wartości utrzymywały się mimo wszystko przy życiu na ziemiach zachodniej i południowej Rosji. Mimo swych słowiańskich początków Polacy byli Europejczykami, którzy w Paryżu i Berlinie szukali natchnienia dla swoich namiętności i dla swojej mody. Głównie za sprawą tradycji ukształtowanej przez demokrację szlachecką byli indywidualistami, którzy w poszukiwaniu kryteriów dobra i zła uparcie odwoływali się do własnego sumienia. Byli żywym wyrzutem dla wszystkich mitów i legend, na jakich zostało zbudowane imperium rosyjskie. Podobnie jak Żydzi, wraz z którymi wcielono ich do Rosji, byli obrońcami tętniącej życiem demokratycznej kultury, a wobec tego musieli też być oczywistymi przeciwnikami autokracji. Ze wszystkich tych powodów carska administracja nigdy nie była w stanie traktować Polaków w taki sam sposób jak Finów. Polacy, którzy przy różnych okazjach bronili „finlandyzacji” w przekonaniu, że ich własne stosunki z Rosją można ukształtować na wzór stosunków rosyjsko-fińskich, zawsze ignorowali najbardziej podstawowe realia polityczne. Rosjanie od początku krzywo patrzyli na autonomię Królestwa Kongresowego. Obawiając się ewentualnych konsekwencji braku zdecydowania, raz za razem reagowali na stosunkowo niewielkie zamieszki wrogimi wybuchami niepotrzebnej surowości, tworząc w ten sposób błędne koło represji, powstań i kolejnych represji. Panowali nad sytuacją polityczną, więc mogli robić, co chcieli. Natomiast Polacy po prostu szli za przykładem, jaki im dawano. Wobec tego, skoro kłopoty Królestwa Kongresowego pozostają w ostrym kontraście do względnego spokoju, jaki panował w Finlandii, wyjaśnienia przyczyn należy szukać w tej samej mierze w postawach Rosjan, co w postawach Polaków.
Tymczasem opór Polski został stłumiony. Przez czterdzieści lat Polacy z Królestwa Kongresowego mieli pozostać włączeni w ogólny strumień życia cesarstwa rosyjskiego. Myśli o zemście nie wychodziły poza peryferie opinii publicznej. Polityka narodowa nie wypłynęła na powierzchnię w żaden znaczący sposób aż do roku 1904. Do tego czasu Polska raz jeszcze zstąpiła w „otchłań”.