Pod koniec ery napoleońskiej jedynym miastem dawnej Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Litwy, które mogło sobie rościć prawa do statusu wolnego miasta, był Gdańsk. Do roku 1793 cieszył się szerokimi swobodami miejskimi, w latach 1807—15 zaś został, pod auspicjami Francji, niezależną Rzecząpospolitą. Jego z gruntu niemieccy mieszkańcy obawiali się i nienawidzili narzucanych im tradycyjnie pruskich rządów, przeciw którym w 1797 otwarcie się zbuntowali. Na kongresie wiedeńskim politycy rozważyli ten wzgląd i w swej mądrości nadali status wolnego miasta nie Gdańskowi, lecz Krakowowi. Wbrew żarliwym prośbom mieszkańców Gdańsk został ponownie przyłączony do Prus.
O ile wiadomo, jedynym pragnieniem krakowian w tym czasie było ponowne połączenie się z polskim społeczeństwem, którego ich przodkowie byli niegdyś niekwestionowanymi przywódcami. Ale każdą próbę takiego prostego rozwiązania uniemożliwiała wzajemna rywalizacja mocarstw rozbiorowych. Austria, do której Kraków należał od trzeciego rozbioru w 1795 roku do czasu aneksji miasta przez Księstwo Warszawskie w roku 1809, nie miała ochoty patrzeć, jak przechodzi on w sferę rosyjskich wpływów w Królestwie Kongresowym. Rosjanie nie mieli ochoty patrzeć, jak wraca do Austrii. Prusom wystarczało przyglądać się kości niezgody dzielącej ich dwóch rywali. Wobec tego, na mocy traktatu z 3 maja 1815 roku, Kraków został Wolnym Miastem. W sposób dość niejednoznaczny miał być „wolny, niepodległy i neutralny”, a jednocześnie pozostawać „pod opieką” trzech mocarstw. Polacy znali go powszechnie pod nazwą Rzeczypospolitej Krakowskiej. Konstytucja — oparta na konstytucji Królestwa Kongresowego z 1815 r., przy której współpracował książę Adam Czartoryski — została przygotowana przez Komisję przysłaną do Krakowa przez dwory opiekuńcze. Zaczęła obowiązywać w 1818 roku, zapewniając Rzeczypospolitej istnienie wszystkich instytucji liberalnego ustroju parlamentarnego. Niższa izba sejmu, tzw. Zgromadzenie Reprezentantów, złożona z 41 członków, miała się zbierać co roku; była wybierana przez uprawnioną do głosowania męską część ludności i do niej należała działalność ustawodawcza. Izba wyższa, tzw. Senat Rządzący, składała się z trzynastu wybieralnych senatorów, w tym po dwóch przedstawicieli Uniwersytetu Jagiellońskiego i Kurii Biskupiej. Należało do niej sprawowanie władzy. Prezes senatu, a zarazem prezydent miasta, miał pełnić swój urząd przez trzy lata. Mianowanie prezydenta oraz decyzje w zakresie władzy wykonawczej wymagały poparcia trzech rezydentów — austriackiego, rosyjskiego i pruskiego. Teren miasta, który liczył 1164 km2 oraz obejmował trzy niewielkie miasta — Chrzanów, Trzebinię, Nową Górę — i 244 wsie, rozciągał się na długość 50 kilometrów wzdłuż brzegu Wisły. Ludność, licząca w 1843 r. ponad 145 000 mieszkańców, składała się w ok. 80% z katolików i w ok. 20% z Żydów. Milicja, dowodzona przez 11 oficerów, mogła w razie potrzeby wystawić 500 pieszych i 50 konnych. Na zachodzie Rzeczpospolita graniczyła z pruskim Śląskiem, na pomocy granica z Królestwem Kongresowym przebiegała w pobliżu Miechowa, na południu zaś — biegła brzegiem Wisły, oddzielając Kraków od austriackiej Galicji. Mieszkańców chroniły formalne gwarancje wolności obywatelskiej i osobistej, gospodarkę zaś — zasada wolnego handlu i brak ceł zewnętrznych[279].
Przez dziesięć lat Kraków miał się doskonale. Dopóki Warszawa pozostawała ośrodkiem polskiego życia politycznego, dopóty dawna stolica mogła skupić swą uwagę na handlu i na przemycie. Wkrótce zdobyła sobie pozycję głównej stacji przeładunkowej środkowej Europy oraz izby rozrachunkowej dla wszystkich zakazanych dóbr i poszukiwanych osób z sąsiednich państw. Uniwersytet Jagielloński odzyskał autonomię i przywrócił język polski jako wykładowy. Towarzystwo Nauk rozszerzyło sieć lokalnych szkół. Właściciele ziemscy przerzucili się na górnictwo. Aż do roku 1827 nie wydarzyło się nic, co można by uznać za wydarzenie niepomyślne. Natomiast w 1827 trzej rezydenci odmówili zatwierdzenia nowego prezesa senatu, przywracając na jego miejsce hrabiego Stanisława Wodzickiego (1759—1843) na piątą z kolei kadencję. Wodzicki — wybitny botanik — był zagorzałym przeciwnikiem radykalnych prądów emanujących z Uniwersytetu, a z łaski rosyjskiego patronatu pełnił również funkcję senatora w Królestwie Kongresowym. Ponowne powierzenie mu funkcji prezesa senatu było sprzeczne z duchem, jeśli już nie z literą konstytucji, i wyraźnie świadczyło o tym, że wolność Wolnego Miasta nie jest pełną wolnością.
Wybuch powstania listopadowego w Królestwie Kongresowym wstrząsnął krótkotrwałą idyllą Rzeczypospolitej Krakowskiej. Wolne Miasto stało się głównym schronieniem dla dezerterów z armii rosyjskiej, ściągając w ten sposób na siebie uwagę i gniew mocarstw rozbiorowych. We wrześniu 1831 roku, kiedy szczątki korpusu generała Różyckiego zbiegły wraz z księciem Czartoryskim do Krakowa, tuż za nimi pospieszyły oddziały rosyjskie pod dowództwem generała Rudigera. Na dwa lata zawieszono konstytucję. Stanowisko prezesa pozostawało nie obsadzone.
Położono kres tajnym głosowaniom i jawnym debatom. Przedstawicieli Uniwersytetu relegowano z sejmu. Miastem rządziła Konferencja Rezydentów.
W latach trzydziestych działalność rewolucyjna zdecydowanie się nasilała. Przemyt ustąpił miejsca spiskom politycznym. Przez następne 15 lat Kraków spełniał rolę głównego ogniwa łączącego ziemie polskie z centralnym sztabem emigracji w Paryżu. Konspiratorzy z emigracji utrzymywali ścisłe kontakty z radykałami z Uniwersytetu, mając jednocześnie poczucie, że mogą liczyć na ludność miejską i miejscowych górników. Polscy „węglarze”, „Młoda Polska”, Stowarzyszenie Ludu Polskiego prowadziły w Krakowie żywą działalność. Tak samo czynni byli szpiedzy i policja trzech mocarstw. Zarówno Rosjanie, jak i Austriacy trzymali w pogotowiu swoje wojska. W 1836 roku śmierć pewnego agenta policji stała się pretekstem do zbiorowej okupacji Wolnego Miasta. Austriacki generał Kaufmann przeprowadził deportację 500 osób do Triestu, skąd miano ich odesłać do USA. Kolejny incydent, jaki miał miejsce w 1838 roku, pociągnął za sobą dalsze represje. Kiedy Austriacy oficjalnie wycofali się z Krakowa w 1841 roku, część swoich oddziałów zatrzymali przy moście granicznym w Podgórzu. Podczas gdy lojalna opozycja zabiegała o przywrócenie konstytucji, rewolucjoniści planowali kolejne powstanie. Służalczy prezes senatu, ks. Jan Schindler, starał się jedynie o zaskarbienie sobie łask swoich austriackich patronów.
Długo oczekiwane powstanie wybuchło, jak na wpół odbezpieczona strzelba, w lutym 1846 roku. Zostało przez Mierosławskiego źle zaplanowane i ostatecznie okazało się dziewięciodniową efemerydą. Koordynację z innymi zaborami utrudniła seria prewencyjnych aresztowań. Współpracę ze szlachtą galicyjską przerwał nagle wybuch powstania chłopskiego. Zjednoczonej akcji nie sprzyjała ani sprzeczność interesów, ani wkroczenie wojsk austriackich pod dowództwem generała Collina. Mimo to 20 lutego 1846 roku zamieszki i demonstracje w mieście szybko doprowadziły do wzniesienia na ulicach barykad. Generał Collin spiesznie się wycofał, zabierając ze sobą biskupa i trzech rezydentów. 22 lutego manifest Do narodu polskiego ogłosił utworzenie Rządu Narodowego z rewolucyjnym triumwiratem na czele:
Polacy!
Godzina powstania wybiła. Cała rozszarpana Polska dźwiga się i zrasta. Powstali już bracia nasi; w księstwie poznańskim, w Polsce kongresowej, na Litwie i na Rusi biją się z wrogiem; biją się o najświętsze prawa wydarte im podstępem i przemocą. Wszak wiecie, co się działo i co się ciągle dzieje: kwiat naszej młodzieży gnije w więzieniach, starcy, co wspierali nas radą, oddani bezcześci. (…) Bracia! Jeszcze krok tylko, a nie będzie już Polski, ani jednego
Polaka! Wnuki Wasze przeklinać będą naszej pamięci, żeśmy z najpiękniejszej krainy ziemi zostawili im tylko gruzy i pustynie; żeśmy lud najbitniejszy dozwolili okuć w kajdany, że muszą wyznawać obcą wiarę, mówić obcym językiem i być niewolnikami gwałcicieli praw swoich (…). Wołają na nas wolne narody całej ziemi, abyśmy nie dali upaść najświętszej zasadzie narodowości; woła na nas Bóg sam, który kiedyś od nas rachunku żądać będzie.
Jest nas dwadzieścia milionów. Powstańmy razem jak mąż jeden, a potęgi naszej żadna nie przemoże siła. Będzie nam wolność, jakiej dotąd nie było na ziemi; wywalczymy sobie skład społeczeństwa, w którym każdy podług zasług i zdolności z dóbr ziemskich będzie mógł użytkować, a przywilej żaden i pod żadnym kształtem nie będzie mieć miejsca; w którym każdy Polak znajdzie zabezpieczenie dla siebie, dla żony i dzieci swoich; w którym upośledzony (od przyrodzenia na ciele lub na duszy) znajdzie bez upokorzenia niechybną pomoc całego społeczeństwa; w którym ziemia, dzisiaj przez włościan warunkowo tylko posiadana, stanie się bezwarunkową ich własnością: ustaną czynsze, pańszczyzny i wszelkie tym podobne należytości bez żadnego wynagrodzenia, a poświęcenie się sprawie narodowej z bronią w ręku będzie wynagrodzone ziemią z dóbr narodowych.
Polacy! nie znamy odtąd między sobą żadnej różnicy; jesteśmy odtąd braćmi, synami jednej matki ojczyzny, jednego ojca Boga na niebie. Jego wezwijmy pomocy. On pobłogosławi orężowi naszemu i da nam zwycięstwo!…
L. Gorzkowski
J. Tyssowski
A. Grzegorzewski[280].
W dwa dni później, w wyniku nie dającej się usunąć różnicy zdań, Jan Tyssowski (1811—57) ogłosił się dyktatorem. 26 lutego oddział powstańczy, który zrobił wypad w głąb Galicji w sile 500 pełnych zapału, lecz nie wyszkolonych ochotników, został w bitwie pod Gdowem rozproszony przez austriackiego dowódcę, podpułkownika Benedeka, wspomaganego przez chłopskich sprzymierzeńców. 27 lutego odbył się nieudany prawicowy kontrzamach stanu, przygotowany przez profesora Michała Wiszniewskiego; miał on miejsce w tym samym czasie, gdy dwudziestoczteroletni przywódca lewicy, Edward Dembowski (1822-1846), prowadził procesję religijną przez most do Podgórza, aby zyskać sobie poparcie chłopstwa.
Niosącego krzyż Dembowskiego powaliła pierwsza austriacka salwa. Wszelki opór załamał się. 4 marca Tyssowski złożył broń na granicy pruskiej, a resztki jego oddziałów skapitulowały. W tym samym dniu nadchodzący Rosjanie spotkali się z Austriakami na historycznym Rynku Krakowa. Gdyby nie wyroki śmierci i kary, jakie teraz nastąpiły, „rewolucja” krakowska miałaby wszelkie cechy banalnej i bezładnej studenckiej burdy.
Zdławienie Rzeczypospolitej Krakowskiej nastąpiło jako bezpośredni skutek powstania. Traktat zawarty między Austrią i Prusami 6 listopada 1846 przyznawał Kraków Galicji. Cesarz austriacki dodał do i tak już przydługiej listy swych tytułów jeszcze jeden — „Wielkiego Księcia Krakowa”. Aresztowano 1200 osób, z których kilkaset uwięziono w twierdzy Kufstein. Tyssowskiemu, internowanemu przez Prusaków, zezwolono ostatecznie na emigrację do USA. Jak przy podobnych okazjach w innych częściach Europy, Francja i Wielka Brytania wystosowały noty dyplomatyczne, zawierające protest przeciwko pogwałceniu postanowień kongresu wiedeńskiego.
W drugą rocznicę powstania krakowskiego, 22 lutego 1848 roku, Karol Marks przemawiał na zgromadzeniu w Brukseli, w którym brał udział w towarzystwie Joachima Lelewela. „Raz jeszcze”, oświadczył, „inicjatywę przejęła Polska, tym razem nie Polska feudalna, lecz Polska demokratyczna. Tak więc kwestia wyzwolenia Polski stała się punktem honoru wszystkich demokratów Europy”[281]. Była to piękna myśl, która nigdy nie miała się doczekać realizacji. Chociaż w rozstrzygającym roku 1848 na ulicach Krakowa znów miały się pojawić barykady, nie wprawiły one władz austriackich w zbytnie zakłopotanie. Kiedy 26 kwietnia zignorowano polecenie oczyszczenia miasta z wszystkich osób nie będących jego stałymi mieszkańcami, generał Castiglione po prostu sam „oczyścił” krakowski Rynek, a następnie bombardował miasto, dopóki nie skapitulowało. Tym razem Komitet Narodowy żył tylko przez trzy tygodnie. Owe wydarzenia — pokłosie nieudanego powstania z 1846 roku — uwidoczniły rozpaczliwą słabość polskiego ruchu narodowego w tym okresie. Wbrew nadziejom Marksa, Polska nie przejęła inicjatywy w wydarzeniach Wiosny Ludów. Dla Polaków rok 1846 okazał się fałszywą zapowiedzią zwarzonej mrozem wiosny.
Jak zwykle, jeden z nielicznych trwałych pomników, jakie wystawiono tragicznym wydarzeniom 1846 roku, był pomnikiem wzniesionym ze słów. Wstrząśnięty fiaskiem powstania krakowskiego i klęską towarzyszącego mu powstania chłopskiego Kornel Ujejski (1823—97) napisał jeden z najbardziej przejmujących polskich hymnów. Przynajmniej na terenie Galicji jego chorał Z dymem pożarów stał się narodowym hymnem Polaków i przy wszystkich patriotycznych okazjach śpiewano go z żarliwością równą żarliwości jego słów:
Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej
Do Ciebie, Panie, bije ten głos,
Skarga to straszna, jęk to ostatni,
Od takich modłów bieleje włos.
My już bez skargi nie znamy śpiewu,
Wieniec cierniowy wrósł w naszą skroń,
Wiecznie jak pomnik Twojego gniewu
Sterczy ku tobie błagalna dłoń![282]