IV. GALICJA. Zabór austriacki (1773—1918)


Mierzony trwaniem królestw, żywot Królestwa Galicji i Lodomerii był krótki i niewesoły. Gdy je utworzono w 1773 r., obejmowało tereny oddane Austrii na mocy pierwszego rozbioru Polski; w r. 1795 powiększyło się o okręg północny, zwany „Nową Galicją”, uzyskany po trzecim rozbiorze. W r. 1809, po nieudanej kampanii przeciwko Księstwu Warszawskiemu, musiało zrezygnować z części niedawno uzyskanych posiadłości. Ale w r. 1815, po kongresie wiedeńskim, odzyskało większą część dawnej Nowej Galicji, z wyjątkiem Krakowa, oraz otrzymało rekompensatę w formie leżących na wschodzie ziemi czortkowskiej (Czortkiw) i tarnopolskiej (Ternopil). W r. 1846 Królestwo odziedziczyło pozostałości byłej Rzeczypospolitej Krakowskiej, konsolidując w ten sposób swoją podstawę terytorialną, która miała pozostać nie zmieniona przez cały dalszy okres jego istnienia. (Patrz Mapa 3).

Mapa 3. Austriacka Galicja (1773—1918)

Dobrze znane rozróżnienie między Galicją Zachodnią, na zachód od Sanu, i Galicją Wschodnią, na wschód od tej rzeki, jedynie przez krótki czas pokrywało się z formalnym podziałem administracyjnym — w latach 1848—60 i 1861—67; w potocznym użyciu jednak zachowało się do końca XIX wieku. Zgodnie z oficjalną fikcją historyczną, nowe królestwo miało być restauracją dawno zapomnianego królestwa średniowiecznego, podlegającego niegdyś Koronie Węgierskiej; nazwę zaś wywodziło od nazw pradawnych księstw ruskich Halicza (Galicja) i Włodzimierza (Lodomeria). W gruncie rzeczy brak mu było naturalnej spójności. Zajmując długi, kręty pas ziem leżących na pomoc od łańcucha Karpat i rozciągający się od Odry na zachodzie po Zbrucz na wschodzie, miało powierzchnię ponad 45 000 km2 i stanowiło największą odrębną prowincję cesarstwa austriackiego. Jego nieobecni właściciele, cesarze habsburscy, rezydowali w odległym Wiedniu. Jego gubernatorzy i namiestnicy, poczynając od mianowanego w 1773 r. hrabiego Johanna Pergena po mianowanego w 1917 r. hrabiego Karla Huyna, byli lojalnymi sługami Habsburgów. Stolica Lwów (Lemberg, Lviv) nigdy nie miała aspiracji wykraczających poza ambicje solidnej prowincjonalnej szacowności. Czołowy ośrodek kulturalny, Kraków, żył w cieniu wspanialszej, zdruzgotanej przeszłości. Galicja, zrodzona z grzesznego paktu Marii Teresy z Rosją i Prusami, od początku była dzieckiem nie chcianym i nigdy nie dożyła wieku pełnej dojrzałości. Zgasła w październiku 1918 r. — i tylko nieliczni opłakiwali jej śmierć.


Dom panujący Habsburgów, w którego granicach powstała Galicja, nie był jej w stanie zapewnić bezpiecznego i stałego środowiska. W ciągu stulecia po pierwszym rozbiorze Austria doświadczyła wielorakich klęsk politycznych i ustrojowych eksperymentów. Pobożny absolutyzm Marii Teresy (1740—80) ustąpił miejsca ambitnym, lecz nietrwałym reformom jej syna, Józefa II (1780—90). Okresy panowania Leopolda II (1790—92) i Franciszka II (1792—1835) zostały zakłócone wstrząsami ery rewolucyjnej, kiedy to uległo zagładzie dawne Święte Cesarstwo Rzymskie (1809), zastąpione imperium austriackim. Reakcyjnym i nieugiętym rządom Mettemicha, którego supremacja trwała przez ponad 30 lat aż do końca panowania Ferdynanda I (1835—48), położyła kres rewolucja 1848 roku. Długi okres panowania Franciszka Józefa I (1848—1916) obfitował w szereg dogłębnych przemian. Od stanowiska absolutystycznego, jakie władca ten reprezentował we wczesnych latach swoich rządów, przeszedł on do okresu nieśmiałych eksperymentów, które rozpoczęły się dyplomem październikowym z 1860 r., zapowiadającym zmiany ustrojowe, a zakończyły wraz z wydaniem w 1867 r. tzw. Ausgleichu, stanowiącego początek dualistycznej monarchii austro-węgierskiej[104]. W późniejszych latach cesarz czynił daleko idące ustępstwa wobec żądań wprowadzenia demokracji i praw mniejszości, a w r. 1907 przyjął demokratyczną ordynację wyborczą. Umarł w listopadzie 1916 r., w momencie gdy Austria znajdowała się już na granicy upadku, pozostawiając swemu ciotecznemu wnukowi Karolowi 1(1916—18) słabe nadzieje na skuteczne rządy. Przez cały ten okres rząd cesarski w Wiedniu był tak bardzo nękany własnymi trudnymi do rozwikłania problemami, że nie mógł poświęcać zbyt wiele uwagi szczególnym interesom Galicji[105].


Przez ponad wiek, licząc od pierwszego rozbioru, cesarstwo austriackie wykazywało zatem większość ujemnych cech właściwych sąsiadującym z nim cesarstwom rosyjskiemu i pruskiemu. Państwo wkraczało we wszystkie dziedziny życia społecznego i politycznego. Wymiar pracy chłopów pańszczyźnianych ustalały oficjalne Robotpatente, czyli „świadectwa pracy”; obowiązki kleru określał gubernator w swoim placetum, czyli „oświadczeniu o aprobacie”. Jurysdykcję szlachty zastąpiła jurysdykcja mandatariuszy, opłacanych wprawdzie przez właścicieli ziemskich, lecz odpowiedzialnych przed władzą państwową. Opodatkowanie znacznie przekraczało poziom podatków w dawnej Polsce, godząc w tych, którym najtrudniej było mu sprostać, a zwłaszcza w chłopów. Armia odgrywała pierwszoplanową rolę w sprawach publicznych, stwarzając okazję do kariery uprzywilejowanym synom szlachty, a od chłopów wymagając obowiązku służby wojskowej. Aparat biurokracji cesarstwa był liczny, potężny, hierarchiczny i wręcz przysłowiowo formalny; na terenie Galicji jego personel składał się głównie z napływowych Niemców i Czechów. System policyjny był wysoko rozwinięty. Nadzorowi i stałemu nękaniu elementów uznanych za niegodne zaufania towarzyszyły bliskie powiązania z siłami policyjnymi Rosji i Prus. Granic, których najbardziej eksponowane odcinki przebiegały w poprzek równiny galicyjskiej na północ od łańcucha Karpat, pilnowały silne garnizony. Cenzura nie pozostawiała zbyt wiele miejsca dla wyobraźni. Chociaż w tym katolickim cesarstwie popierano tradycyjny kult maryjny, to jednak galicyjskim poddanym cesarza zalecano, aby swe modlitwy kierowali nie do „Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski”, lecz do „Najświętszej Maryi Panny, Królowej Galicji i Lodomerii”.


Jednakże pod koniec wieku Austria nie mogła już sobie rościć niemal żadnych pretensji do statusu wielkiego mocarstwa. Miała niewiele z pruskiej gorliwości i dynamiki i nic zgoła z rosyjskiej ambicji. W odróżnieniu od Berlina czy Petersburga Wiedeń był zdecydowanie jowialny i dobroduszny. Sam Franciszek Józef przyznawał, że dzieła Johanna Straussa zapewne okażą się o wiele trwalsze niż jego własne. Osaczony przez sprzeczne dążenia 17 uznanych narodowości, rząd cesarski musiał się troszczyć przede wszystkim o to, aby przetrwać. Po militarnych porażkach, które odbiły się szerokim echem — klęsce poniesionej we Włoszech w 1859 r., a następnie w r. 1866 w bitwie pod Sadową (Königgratz) z rąk armii pruskiej — Austria szybko przeszła w sferę niemieckich wpływów. Do końca wieku utraciła niemal wszystkie możliwości wywierania jakichkolwiek niezależnych wpływów na sprawy międzynarodowe.


Znalazłszy się w sytuacji peryferyjnej prowincji chylącego się ku upadkowi cesarstwa, Galicja zawsze stanowiła łatwy cel szyderstw. Z natury rzeczy nie miała ani środków, ani chęci do rozwiązywania swych problemów. Pod względem gospodarczym była jednym z najbardziej zacofanych terenów cesarstwa. Miała zbyt mało naturalnych bogactw i zasobów, aby móc zaspokoić potrzeby ludności, której liczebność wzrosła z 4,8 miliona w 1822 r. do 7,3 miliona w r. 1900: w takiej samej proporcji wzrastało jej zubożenie. Cesarska kopalnia soli w Wieliczce przynosiła niewiele lokalnych korzyści — poza wybudowaniem jednej z pierwszych w cesarstwie linii kolejowych, Kaiserferdinandsnordbahn, prowadzącej z Wiednia do Krakowa, która została otwarta w 1848 r. Galicyjskie zagłębie naftowe w Borysławiu, odkryte w latach sześćdziesiątych, dawało w r. 1908 ponad 2 miliony ton ropy naftowej, ale płynący z niego strumień krótkotrwałych dochodów nie trafiał do kieszeni mieszkańców dzielnic nędzy, którzy gnieździli się wokół naftowych szybów. Uczniowie powtarzali sobie znane powiedzonko, że żyją w „Golicji i Głodomerii” — goli i głodni.


Społeczeństwo Galicji było w najwyższym stopniu spolaryzowane: garstka arystokratycznych rodów — Tarnowscy, Zamoyscy, Potoccy, Gołuchowscy, Lubomirscy i inni — którym w latach osiemdziesiątych XVIII w. przyznano status szlachty cesarstwa, żyła na szerokiej stopie i w wielkim stylu. Ale przeważali ubodzy chłopi. Jeszcze w 1887 r. stanowili oni 81% mieszkańców Galicji, przy czym większość była analfabetami. Z ich punktu widzenia problem zachowania lub zniesienia pańszczyzny — a przetrwała ona do r. 1848 — był kwestią natury akademickiej. Pod względem gospodarczym w ich życiu nie nastąpiła żadna istotna poprawa. Natomiast samych właścicieli ziemskich z trudem można by uznać za klasę zamożną. Ogólna liczba zarejestrowanych właścicieli ziemskich nie przekraczała 2000 rodzin, wykazując dramatyczny spadek w porównaniu z sytuacją, jaka panowała za czasów dawnej Rzeczypospolitej. Z tych trzystu było cudzoziemcami: albo napływowymi Żydami (jak na przykład ojciec Lewisa Namiera), którym nie wolno było kupować ziemi w Rosji, albo urzędnikami związanymi z aparatem administracji. Natomiast większość nie zarejestrowanych właścicieli ziemskich, którzy nie korzystali z praw przysługujących ich stanowi, miała tak wielkie długi i obciążenia hipoteczne, że nie była w stanie żyć dalej na takiej stopie, do jakiej przywykła. Obliczono, że zaledwie 400 rodzin mogło słusznie uważać się za przedstawicieli niezależnej szlachty. Liczba ta pozostaje w rażącym kontraście z 200 000 urzędników państwowych, 180 000 kupców żydowskich i 220 000 żydowskich karczmarzy i posiadaczy różnego rodzaju licencji.

Proces wyłaniania się zdolnej do życia warstwy drobnych posiadaczy ziemskich i dzierżawców wciąż się opóźniał na skutek uświęconych tradycją podziałów ziemi między dzieci oraz szkodliwych skutków chronicznego przeludnienia. Rozwój silnej klasy średniej hamowały niedostatki handlu i przemysłu; szkodziła mu też nieproporcjonalnie wysoka liczba drobnych przedsiębiorstw będących własnością Żydów oraz ich niewspółmierny udział w handlu hurtowym i uprawianiu wolnych zawodów. Natomiast w obrębie społeczności żydowskiej poważnym hamulcem było już samo istnienie rzesz miejskiej biedoty, a także chroniczne poczucie zagrożenia. Poza krańcami Królestwa — Borysławiem i Księstwem Cieszyńskim na terenie austriackiego Śląska — przemysłowy proletariat nigdy w Galicji nie istniał.


Układ narodowościowy był beznadziejnie skomplikowany. Nie jest ściśle zgodne ze stanem faktycznym twierdzenie, że Niemcy (3% w r. 1882) gnębili Polaków, że Polacy (45%) uciskali Rusinów, że Rusini (41%) ciemiężyli Żydów ani że Żydzi (11%) z racji swej rzekomej przewagi gospodarczej trzymali za gardło wszystkich innych. Ale tego rodzaju fałszywe przekonania, dość powszechnie panujące w Galicji, oddają właściwą atmosferę nie kończących się kłótni i konfliktów, które dzieliły separujące się nawzajem od siebie i rywalizujące ze sobą grupy narodowe. Każda z mniejszości w tej części Europy czuła się w ten czy inny sposób uciemiężona, a wszystkie gorzko się skarżyły na dyskryminację. W początkowych dziesięcioleciach dziejów Galicji Polacy podzielali rozgoryczenie wszystkich swoich sąsiadów. Po 1867 r., kiedy za sprawą wyłącznie wiedeńskiej polityki zostali przyłączeni do Madziarów z Węgier i Niemców z Austrii jako jedna z trzech „panujących ras” dualistycznej monarchii, stali się przedmiotem rosnącej zazdrości ze strony innych mniejszości.


Osiągnięcie jakiejkolwiek spójności kulturowej było rzeczą prawie niemożliwą. Za panowania Marii Teresy językiem urzędowym Królestwa była łacina.


W czasach Józefa II funkcję tę przejął język niemiecki. W latach 1867—69 język niemiecki zastępowano kolejno w szkołach, sądach i urzędach językiem polskim.

Ale Rusini nadal mówili po rusku; Żydzi mówili jidysz, a jedni i drudzy domagali się prawa do oświaty w swoich ojczystych językach. Dostępu do świata wielkiej kultury broniono wszystkim z wyjątkiem polskich literati, a także licznych intelektualistów, którzy wyemigrowali do Wiednia, Pragi lub Niemiec.


Przez większość omawianego okresu nowożytna demokracja w ogóle nie wchodziła w grę. Przez pierwsze 95 lat Galicją zarządzano jako integralną prowincją scentralizowanego cesarstwa. Arystokratyczny Landesrat[106] prowincji odgrywał wyłącznie rolę doradczą i nie zbierał się przez dziesiątki lat. Ustanowiony po r. 1867 rząd[107] zasłynął z przedwyborczych manipulacji i przekupstwa. Epoka nowożytnej polityki partyjnej cieszyła się siedmioletnim zaledwie okresem burzliwej egzystencji — w okresie przed wybuchem I wojny światowej.


Kompleks czynników gospodarczych, społecznych, narodowych, kulturowych i politycznych przyczyniał się do wzrostu nędzy, w jakiej żyła większość ludności. „Nędza galicyjska” stała się przysłowiowa. Pewien dobrze poinformowany badacz znalazł w 1887 r. sposób, aby wykazać, że przeludnienie wsi galicyjskiej przerosło przeludnienie we wszystkich innych częściach Europy i zbliża się do poziomu panującego w Chinach i Indiach. Według owego opracowania, ogólne efekty mało wydajnych metod stosowanych w rolnictwie łączyły się z usztywnieniem i konserwatyzmem postaw, rujnującym systemem podatkowym oraz niesłychaną wręcz liczbą nieproduktywnych drobnych urzędników; w wyniku fatalnych warunków bytowych, które kazały ludziom żyć na granicy śmierci głodowej, co roku umierało około 50 000 osób; a jedna czwarta ludności mogłaby spokojnie wyemigrować, po to, aby reszta doczekała się najmniejszej choćby poprawy sytuacji. Ze wszystkich ziem trzech rozbiorów Galicja miała najwyższy przyrost naturalny i najwyższe wskaźniki śmiertelności, a także najniższy współczynnik przyrostu demograficznego i najniższą średnią życia. Była w sytuacji gorszej niż Irlandia na początku okresu wielkiego głodu.

W porównaniu z poziomem życia w Anglii w tym samym okresie przeciętny mieszkaniec Galicji wytwarzał zaledwie jedną czwartą ilości podstawowych środków żywnościowych, spożywał mniej niż połowę przeciętnej angielskiej racji żywnościowej, był właścicielem zaledwie jednej dziesiątej przeciętnego stanu posiadania oraz otrzymywał tylko jedną jedenastą część dochodu, jaki przeciętnemu angielskiemu farmerowi przynosiła ziemia; natomiast płacił — w stosunku do dochodów — dwukrotnie wyższe podatki. Niekoniecznie trzeba święcie wierzyć w przytaczane przez Szczepanowskiego[108] liczby, żeby wyciągnąć z lektury jego pracy oczywiste wnioski. Wszystkie dostępne statystyki wskazują na to samo. Galicja mogłaby łatwo uchodzić za najuboższą prowincję Europy[109].



Ustalając budżet Galicji, nie brano pod uwagę jej interesów. Zaokrąglone liczby za rok 1887 wskazują, że dochód z podatków państwowych i lokalnych wyniósł ogółem 60 milionów zł. Z tej sumy 34 miliony trzeba było wydać na pensje dla urzędników państwowych, 10 milionów — na cele obronne, co najmniej zaś 12 milionów odprowadzono w gotówce do skarbca cesarskiego w Wiedniu.

Po spłaceniu 6 milionów zagranicznych długów i wydaniu 5 milionów na utrzymanie linii kolejowych Królestwo miało już niemały deficyt. Deficyt roczny oceniano na sumę 21 milionów. Nietrudno sobie wyobrazić, jak niewiele pieniędzy zostawało na inwestycje, instytucje użyteczności publicznej czy cele społeczne lub oświatowe.


Dla wielu chłopskich rodzin emigracja była jedyną szansą przeżycia. W okresie 25 lat przed wybuchem I wojny światowej Galicję opuściło na zawsze ponad 2 miliony osób. W samym tylko 1913 roku wyemigrowało aż 400 000, czyli prawie 5% ogółu ludności. Niektórzy przenieśli się na sąsiednie tereny przemysłowego Śląska, zwłaszcza do Księstwa Cieszyńskiego, gdzie element polski rozrastającej się społeczności górników w Karwinie szybko osiągnął zdecydowaną przewagę. Inni udali się do Francji czy Niemiec. Ale większość wsiadała w Hamburgu na statki odpływające do Ameryki, włączając się w nieprzerwany strumień zniechęconych i uciemiężonych mieszkańców Europy, którzy przechodzili przez Ellis Island w drodze do kopalń w Pensylwanii lub na tereny pogranicza na Środkowym Zachodzie.


Najbardziej sensacyjne wydarzenie w dziejach Galicji miało miejsce w r. 1846. Władze zostały uprzedzone o konspiracyjnej akcji, którą Mierosławski zamierzał rozpocząć 21 lutego jednocześnie w Prusach, Krakowie i Galicji. W Poznaniu policja pruska bez większych korowodów aresztowała przywódców. Ale władze lokalne w Austrii chyba wpadły w panikę. Stanąwszy w obliczu zagrożenia w postaci niewielkich grupek uzbrojonej polskiej szlachty, szykującej się do wymarszu na miejsce spotkania w Krakowie, starosta obwodu tarnowskiego, Johann Breini von Wallerstein, zwerbował do pomocy miejscowe chłopstwo. Postarał się w szczególności o wsparcie ze strony Jakuba Szeli (1787—1866), krewkiego chłopa ze wsi Smarzowa, znanego z wygranych sporów z miejscowymi dziedzicami. Szela zabrał się do dzieła, organizując bandy chłopów pańszczyźnianych, którym obiecano uwolnienie od pańszczyzny w zamian za wystąpienie przeciw panom. Wśród zamętu napadano na majątki biorących udział w spisku ziemian. Szlachtę, dziedziców, rządców i stawiających opór urzędników wyrzynano z zimną krwią. Niewinni cierpieli pospołu z winowajcami. W krótkim czasie chłopskie bandy zaczęły na dowód swej gorliwości posyłać władzom obcięte głowy szlacheckich ofiar. Zdaje się, że w niektórych przypadkach zapłacono im za ten towar solą. Sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Niewielkie szlacheckie powstanie przekształciło się w bunt chłopski o szerokim zasięgu. W niektórych okręgach zrównano z ziemią 90% szlacheckich dworów. W okolicach Bochni atakowano wszystkich bez wyboru austriackich urzędników. W Tatrach, we wsi Chochołów, grupa górali dowodzona przez miejscowego księdza wikarego i jego organistę wzniosła w górę sztandar niepodległości Polski. Minęło prawie trzy tygodnie, nim wojska austriackie, których przybycie opóźniło powstanie w Krakowie, zjawiły się, aby przywrócić porządek. Do tego czasu wymordowano ponad 2000 polskiej szlachty.

Pozostali na placu boju uczestnicy „zapustów” zostali rozpędzeni. Szelę aresztowano dla zachowania pozorów, ale wkrótce wynagrodzono jego trudy, przyznając mu rozległy majątek na odległej Bukowinie. Dla władz austriackich był to groźny przykład ekscesów, do jakich może doprowadzić lojalność — w równej mierze co rebelia. Polakom natomiast brutalnie uświadomiono, że nie można liczyć na to, aby mówiący po polsku chłopi wsparli polską szlachtę w jej patriotycznych przedsięwzięciach. Ale dla chłopów było to wyzwalające doświadczenie o pierwszorzędnym znaczeniu. Raz strząsnąwszy ze siebie feudalne więzy, niezbyt byli skłonni poddać im się na nowo. Jeśli zaś chodzi o całą Galicję, żakieria z 1846 r. wydobyła na światło dzienne niedostatki istniejącego ustroju i przygotowała grunt dla ewentualnej autonomii[110].


W dwa lata później Galicja odczuła uderzenie fali rewolucyjnych zamieszek w innych częściach cesarstwa. W marcu z Wiednia nadeszły wieści, że Metternich zbiegł, a cesarz Ferdynand zapowiedział reformy konstytucyjne; w Krakowie powstał Komitet Narodowy, we Lwowie — Rada Narodowa. W „adresie lwowskim” z 19 marca 1848 r. grupa wybitnych obywateli Galicji wystąpiła do cesarza z żądaniem wyzwolenia chłopów i przyznania prowincji autonomii. Pod wpływem chwilowego uniesienia ich lojalistyczne sentymenty skorygowali posłowie, którym powierzono doręczenie petycji, tak że ostatecznie — w jawnej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem — doręczony cesarzowi w Wiedniu dokument domagał się przyznania Polsce niepodległości. W składzie delegacji, która w imieniu Galicji uczestniczyła w posiedzeniach parlamentu w Wiedniu w okresie od lipca do października, znalazło się kilkanaście barwnych postaci mocno wygadanych chłopów. Uczestniczyli oni czynnie w znoszeniu pańszczyzny. Kierował nimi — głównie podczas głosowania — gubernator Galicji Franz von Stadion (1806—53).

Funkcję prezydenta parlamentu sprawował w zastępstwie nieobecnego Strobacha lwowski demokrata Franciszek Smółka (1810—99). Ale armia cesarstwa nie straciła zimnej krwi. W kwietniu austriacki garnizon stacjonujący na Wzgórzu Wawelskim zbombardował Kraków, który jako pierwszy ze zbuntowanych miast cesarstwa został przywołany do porządku. Lwów został potraktowany podobnie i poddał się w listopadzie. Do tego czasu generał Windisch-Grätz zdążył już ponownie wkroczyć do Wiednia. W grudniu skompromitowany cesarz abdykował, oddając tron swemu bratankowi, Franciszkowi Józefowi, i Austria powróciła do dawnych absolutystycznych metod postępowania. Minister spraw wewnętrznych, Aleksander Bach, wspomagany przez stan wyjątkowy, jakiego wymagała nie zakończona wojna z Węgrami, zdołał zdławić wszelką opozycję polityczną. Raz jeszcze plany autonomii Galicji trzeba było odłożyć na bok. (Patrz rozdz. XV tomu II).


Jednak nie zapomniano o niej i stopniowo stała się faktem, jako swego rodzaju produkt uboczny militarnych klęsk cesarstwa i ciągnącej się walki konstytucyjnej między Austrią i Węgrami. Walkę o autonomię po raz pierwszy podjęła na nowo grupa konserwatywnych arystokratów pod przywództwem hrabiego Agenora Gołuchowskiego (1812—75), którego pozycja pozwalała wywrzeć nacisk na Wiedeń w kierunku ustępstw, mających być ceną za niezłomną lojalność wobec Korony, co tym samym stwarzało pewną możliwość wykorzystania galicyjskich Polaków jako przeciwwagi dla węgierskich secesjonistów i niemieckich radykałów. Gołuchowski, który był w r. 1849 gubernatorem Galicji, namiestnikiem w latach 1850—59, 1866—68 i 1871—75 oraz premierem cesarskiego rządu w latach 1859—60, spełniał rolę ogniwa łączącego dwór Habsburgów z grupą polskiej szlachty, zwaną „Podolakami”. Podobnie jak nawrócony były radykał Florian Ziemiałkowski (1817—1900), patrzał on na kwestię autonomii z punktu widzenia angielskich wigów, widząc we wprowadzanych w odpowiednim czasie ustępstwach konstytucyjnych najlepszy środek do utrzymania dominacji interesów ziemiaństwa.

Jednocześnie miał nadzieję odeprzeć ataki bardziej wojowniczo nastawionych federalistów ze Smółką na czele, zmierzających do utworzenia „potrójnej monarchii”, w obrębie której Galicja cieszyłaby się takim samym statusem równego partnera w federacji jak Austria i Węgry. Walka polityczna trwała przez ponad dziesięć lat i zakończyła się kompromisem możliwym do przyjęcia dla każdego z protagonistów. Początkowe ustępstwa cesarza na rzecz autonomistów, którzy wysuwali bardziej umiarkowane żądania dotyczące kwestii instytucjonalnych, zostały zrównoważone późniejszymi ustępstwami na rzecz federalistów, którzy żądali bardziej radykalnych zmian w dziedzinie polskiej kultury i oświaty. Pierwszy krok uczyniono w 1860 r. w następstwie katastrofalnej w skutkach wojny z Piemontem. Projekt Gołuchowskiego dotyczący „decentralizacji”, o której mówił dyplom październikowy Franciszka Józefa (przyznający większy zakres władzy sejmom krajowym kosztem centralnej Rady Państwa), został rozszerzony i poprawiony przez jego następcę na stanowisku premiera, Antoniego Schmerlinga, w tzw. patencie lutowym z 1861 r., który ostatecznie wprowadzał w Austrii ustrój parlamentarny, uwzględniał także odrębne instytucje prawne i administracyjne na terenie Galicji, ale ścieśniał kompetencje sejmów krajowych na rzecz uprawnień wiedeńskiej Rady Państwa. Krok drugi podjęto podczas kryzysu wywołanego klęską pod Sadową. W grudniu 1866 r. wnioskowi postawionemu w sejmie galicyjskim i domagającemu się wcielenia w życie projektów autonomii towarzyszył pełen lojalności adres skierowany do cesarza: „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”. Lojalność doczekała się zasłużonej nagrody. W „prawie podstawowym” cesarza wydanym 21 grudnia 1867 r. i sankcjonującym zmiany ustrojowe, uchwalone w ramach ugody (Ausgleich), Galicja nie została pominięta. Utrzymano zarówno wybieralne ciało ustawodawcze, Sejm Krajowy, jak i ciało władzy wykonawczej prowincji, czyli Wydział Krajowy. Ale federaliści nadal nie czuli się usatysfakcjonowani. Boleśnie przeżywając rozczarowanie wynikające z faktu, że Galicja otrzymała mniej uprawnień niż Węgry, w 1868 r. podjęli uchwałę sejmową, zwaną rezolucją i żądającą dalszych reform. We Lwowie odbyły się demonstracje, w wyniku których rząd poczuł się zmuszony ustąpić. W 1869 r. język polski, który nieco wcześniej został dopuszczony do szkół i sądów, zastąpił niemiecki we wszystkich sprawach oficjalnych; w r. 1870 Uniwersytet Jagielloński został upoważniony do przywrócenia języka polskiego jako podstawowego języka wykładowego; w r. 1871 w Wiedniu utworzono Ministerstwo do Spraw Galicji, którego zadaniem miało być dbanie o interesy Królestwa w rządzie cesarstwa; w r. 1872 w Krakowie założono Akademię Umiejętności pod patronatem rodziny cesarskiej. W ten sposób Galicja otrzymała środki, dzięki którym organy nowej autonomicznej administracji mogły uzyskać wykształcony personel, rekrutujący się spośród miejscowej ludności.


Działający w latach 1867—1918 rząd Galicji charakteryzował się interesującą mieszaniną ciał centralnych i zdecentralizowanych. Namiestnik, który sprawował obowiązki dawnych gubernatorów, był mianowany bezpośrednio przez cesarza i ze swojej rezydencji we Lwowie kierował pracą władz wykonawczych. Wspólnie ze swoim zastępcą w Krakowie kontrolował starostów 79 okręgów administracyjnych (Bezirke), czyli powiatów, oraz podlegających im naczelników gmin wiejskich. Jego władza nie obejmowała wojska, urzędu poczt i telegrafów, kolei państwowych, dóbr koronnych oraz lasów państwowych, nad którymi nadzór sprawował bezpośrednio Wiedeń. Ciało ustawodawcze, czyli Sejm Krajowy, wybierano na podstawie skomplikowanego systemu kurialnego kolegiów elektorskich. Poza trzynastoma posłami, którzy zasiadali w Sejmie ex officio (biskupi, rektorzy uniwersytetu i prezes Akademii Umiejętności), w jego skład wchodziło 44 posłów wybieranych przez ziemian i reprezentujących grupę około 2000 zarejestrowanej szlachty mającej prawa elektorskie, 3 posłów reprezentujących członków galicyjskich Izb Handlowo—Przemysłowych, 20 posłów reprezentujących miasta posiadające prawa miejskie oraz 74 posłów zgłaszanych przez resztę gmin, których wybierali przedstawiciele społeczności chłopskiej. W kurii ziemian każdy poseł był bezpośrednio przedstawicielem grupy około 52 głosujących; w kurii gmin jeden poseł reprezentował pośrednio aż 8792 wyborców! W sumie czynnie głosowało poniżej 10% ludności. Plebs miejski był z głosowania wyłączony całkowicie. Zgodnie z intencjami swych pierwszych zwolenników Sejm nie miał innych możliwości poza spełnianiem funkcji forum zapewniającego patronat i wpływy warstwy posiadaczy ziemskich. Jego decyzje ustawodawcze podlegały prawu sprzeciwu ze strony cesarza, z którego upoważnienia działał namiestnik, kontrola nad działalnością Wydziału Krajowego zaś była czysto formalna. Mimo to w dziedzinie działalności publicznej, wymiaru sprawiedliwości oraz oświaty miał on pewne możliwości podejmowania skutecznych akcji. Była to w owym okresie jedyna instytucja na ziemiach polskich, która zapewniała efektywny udział w rządach choćby części polskiej ludności.


Zdobycie autonomii było sygnałem do odrodzenia się wszystkich form polskiej świadomości narodowej. Weszły w modę patriotyczne demonstracje. W 1869 r. otwarcie grobowca Kazimierza Wielkiego, którego przypadkiem dokonał robotnik zatrudniony przy pracach w krypcie wawelskiej katedry, stało się powodem niecodziennych przejawów powszechnej radości. Uroczystość ponownego pogrzebu doczesnych szczątków wielkiego Piasta przyciągnęła dziesiątki tysięcy uczestników. Przypadająca w tym samym roku trzechsetna rocznica zawarcia unii lubelskiej stała się podobnym pretekstem do uroczystych obchodów, a we Lwowie wzniesiono z tej okazji imponujący Kopiec Unii. Uroczystości odsłonięcia patriotycznych pomników — wykonanego przez Teodora Rygiera pomnika Adama Mickiewicza na Rynku w Krakowie w r. 1898 czy pomnika grunwaldzkiego w r. 1910 przyciągnęły tłumy widzów z terenu wszystkich trzech zaborów.


Turystę odwiedzającego w tym czasie Galicję uderzało wszechobecne pomieszanie lokalnych wpływów słowiańskich z wpływami cesarskiej Austrii. Opisując w r. 1905 Lwów dla potrzeb czytelników anglojęzycznej wersji przewodnika po Austro—Węgrzech, Karl Baedeker przywiązywał jednakową wagę do jego polskich i niemieckich powiązań.


LEMBERG


HOTELE. Hot. George, pokoje od 3 k. Śniad. 90 h.; Hotel Imperiał, Grand Hotel, Hotel Metropole. Hotel de l‘Europe, Hotel de France.


RESTAURACJE. W Hot. George, Grand Hotelu i Hotelu de l’Europę; Stadtmilller, Krakowska—Str.; Restauracja Kolejowa na Dworcu Głównym.

KAWIARNIE. Teatralna, Ferdinands—Platz, Wiedeńska, Heilige—Geist—Platz.

TRAMWAJ ELEKTRYCZNY od Dworca Głównego na Wały Hetmańskie i stąd dalej do Parku Kilińskiego i na Cmentarz Łyczakowski. Dorożki konne także oferują kursy po mieście.

WICEKONSUL BRYTYJSKI, prof. R. Załoziecki.


LEMBERG (pol. Lwów, franc. Leopol) stolica Galicji 160 000 mieszkańców (‘A Żydów), jest siedzibą arcybiskupów Kościołów rzymskokatolickiego, ormiańskiego i grekokatolickiego.

W mieście znajduje się 14 kościołów rzymskokatolickich, katedry: ormiańska i protestancka, dwie synagogi, a także kilka klasztorów rzymsko- i grekokatolickich. Samo miasto jest niewielkie, a najpiękniejsze budynki położone są na czterech przedmieściach (Halickie, Łyczakowskie, Krakowskie i Żółkiewskie). Miasto jest od strony wschodniej ograniczone Wałami Gubematorskimi, od zachodu zaś Wałami Hetmańskimi, z posągami hetmana Jabłonowskiego, który bronił miasta przed Turkami w 1695 r., oraz króla Jana III Sobieskiego, dłuta Barącza. Na

Ringu, czyli głównym placu miasta, ozdobionym czterema pięknymi monumentalnymi fontannami, wznosi się Rathaus, wybudowany w latach 1828—37. Ze szczytu wysokiej na 260 stóp wieży rozciąga się rozległy widok na miasto. Katedra rzymskokatolicka, wzniesiona w XV wieku w stylu późnogotyckim, została odrestaurowana w XVIII w. w stylu rokoko. Katedra ormiańska reprezentuje styl ormiańsko—bizantyjski (XV w.). Przed jej fasadą wznosi się pomnik Św. Krzysztofa. W kościele Dominikanów znajduje się pomnik hrabiny Dunin—Borkowskiej dłuta Thorvaldsena. Katedra grekokatolicka, zbudowana w stylu bazyliki, stoi na wzniesieniu na Georgs—Platz.


Piękny budynek Instytutu Politechniki na Georgs—Platz, ukończony w 1877 r., mieści duże laboratorium chemiczno—techniczne i również pod innymi względami jest dobrze wyposażony. Na Słowacki—Str., naprzeciw parku, znajduje się budynek Sejmu, wybudowany w latach 1877—81 według projektu Hochbergera, z malowidłem Matejki (Unia lubelska z 7569 r.) w sali obrad. Na Kleparowska—Str. wznosi się Invalidenhaus z czterema wieżami. — W teatrach (nieczynnych w lecie), przy Skarbkowska-Str. pokazuje się polskie sztuki i polsko-włoskie opery (arie solowe na ogół po włosku, partie chóralne — po polsku). W pobliżu teatru, w kierunku na południe, znajduje się Muzeum Przemysłu, otwarte w dni powszednie 9—2, wst. 40 h., w niedziele 10—12, wst. wolny; biblioteka czynna w dni powszednie 11—2, w niedziele 10—1, wstęp wolny.


Uniwersytet (ok. 2000 studentów) został założony w 1783 r. przez cesarza Józefa II. Od strony południowej przylega doń Ogród Botaniczny. Wydział medyczny i kliniki znajdują się na Piekarska—Str.


Instytut Narodowy Ossolińskich na przedmieściu Halickim mieści bibliotekę, zawierającą głównie literaturę i prace dotyczące historii Polski, a także zbiory obrazów, zabytków historycznych, monet itp. (czynne codziennie z wyjątkiem poniedziałków 10—1, we wtorki i piątki 3—5, wstęp wolny). Muzeum Dzieduszyckich zawiera cenne zbiory przyrodnicze i jest otwarte dla zwiedzających po uprzednim zgłoszeniu u kustosza.


Na południe od miasta rozciąga się rozległy park Kilińskiego (z restauracją), ulubione miejsce spacerów mieszkańców, z pomnikiem polskiego bohatera narodowego, Jana Kilińskiego, dłuta Markowskiego. Piękne widoki na miasto oglądać można z Unionshilgel oraz ze szczytu Franz—Josef—Berg (1310 stóp wys.)[111].


Po r. 1867 na scenie politycznej Galicji rozpoczął się okres względnej stabilizacji. Agenor Gołuchowski nadal sprawował funkcję namiestnika, aż do swojej śmierci w r. 1875. Zarówno Ziemiałkowski, który w latach 1873—88 pełnił urząd ministra do spraw Galicji, jak i Smółka, który w okresie od 1881 do 1893 był prezydentem Izby Posłów cesarskiego Reichsratu, zapewnili sobie pozycje polityków najwyższej rangi. Biorąc pod uwagę fakt, że obaj byli w młodości skazani na karę śmierci za zdradę stanu, wyniesienie to można uważać za oznakę nadejścia nowych i bardziej pokojowych czasów. Ich pojawienie się w Wiedniu zbiegło się w czasie z rozkwitem kariery młodszego pokolenia Galicjan, którzy piastowali eksponowane stanowiska w rządzie cesarstwa. Profesor Julian Dunajewski (1824—1907) był ministrem finansów, Kazimierz Badeni (1846—1909) — premierem, Agenor Gołuchowski syn (1849—1921) ministrem spraw zagranicznych — to zaledwie trzej spośród wielu ludzi, których kariera poprowadziła ze Lwowa do Wiednia.

Pod koniec stulecia rola przywódcy galicyjskich konserwatystów przypadła Wojciechowi Dzieduszyckiemu (1848—1909), profesorowi filozofii ze Lwowa, ministrowi do spraw Galicji w latach 1906—07. W okresie, w którym zaczęły się pojawiać partie demokratyczne, poszerzył on skład pierwotnej grupy „Podolaków”, odstępując od jej początkowo wyłącznie arystokratycznej struktury w świadomie podjętym celu obrony tej polskiej organizacji przed rosnącą falą ukraińskiego i żydowskiego nacjonalizmu. Pod tym względem jego stanowisko było bardzo podobne do postawy Romana Dmowskiego w rosyjskiej Polsce. Powtarzano z pewnym naciskiem, że „neokonserwatyści” galicyjscy przyjęli linię polityczną wyprzedzającą program Stronnictwa Narodowo—Demokratycznego na całym terenie ziem polskich. W epoce powszechnego prawa do głosowania, w ostatnich latach poprzedzających wybuch wojny światowej, było rzeczą zupełnie naturalną, że zwolennicy Narodowej Demokracji poczynili wielkie postępy wśród polskiego elektoratu, zbierając w ten sposób plon z zasianego przez „Podolaków” ziarna.


Masowe partie polityczne rozwijały się powoli, ale skoro udało im się już przebić na powierzchnię, zaczęły wyrastać w znacznej obfitości. Ich przywódcy znaleźli się zarówno w Sejmie Krajowym, jak i w austriackim parlamencie. W wyniku panujących warunków prawie wszystkie nowo powstające partie były antyklerykalne i antyarystokratyczne. Poza narodowymi demokratami do najważniejszych należało Polskie Stronnictwo Ludowe, założone w 1895 r. Jego wpływowy organ, „Przyjaciel Ludu”, wywierał doniosły wpływ na chłopów, rozbudzając ich świadomość narodową i polityczną. Kosztowało to redaktora naczelnego, Bolesława Wysłoucha (1855—1937), założyciela stronnictwa, niejeden wyrok odsiedziany za kratkami[112]. W 1911 r. partia rozpadła się na trzy odłamy. Przywództwo przeszło od skrzydła radykalnego, PSL—Lewicy Jana Stapińskiego (1867—1946), do będącego zwolennikiem ostrożniej szej polityki odłamu PSL—Piast, na czele którego stali Wincenty Witos (1874—1945) i Jan Dąbski (1880—1931)[113]. W odróżnieniu od nich członkowie Polskiej Partii Socjalno—Demokratycznej kierowali swój program socjalistyczny pod adresem z konieczności ograniczonych kręgów zwolenników. Jej przywódcy, Bolesław Drobner (1883—1968), Ignacy Daszyński (1866—1936) i Jędrzej Moraczewski (1870—1944), jak wszyscy socjaliści polscy w tym okresie, nie mogli zgodzić się co do tego, czy priorytet należy przyznać rewolucji społecznej czy też niepodległości narodowej[114]. Wpływy nowo powstałych partii znacznie osłabiał konflikt dotyczący kwestii narodowej, jak również wzrost powstających równolegle partii politycznych tworzonych przez społeczności: niemiecką, ukraińską i żydowską. W świecie rozproszonej polityki większość partii polskich ograniczała się do łagodzenia swoich teoretycznych programów w celu zapewnienia sobie wzajemnej pomocy. W parlamencie przedstawiciele wszystkich organizacji partyjnych tworzyli wspólny front w ramach Koła Polskiego. Nacjonalizm i populizm były w gruncie rzeczy jedynymi dwoma ruchami, które miały w tym czasie jakiekolwiek szansę na odniesienie sukcesu. Socjalizm budził z konieczności mniejsze zainteresowanie, czego dowodem jest apokryficzna historyjka o pewnym polskim socjaliście z Warszawy, którego na granicy galicyjskiej zatrzymał patrol policyjny. Gdy oficer zapytał działacza, czym według niego jest socjalizm, ten odpowiedział: „Walką robotników z kapitałem”, na co otrzymał niezrównaną odpowiedź: „Wobec tego może pan przejść na teren Galicji, ponieważ nie mamy tu ani robotników, ani kapitału”[115].


Osiągnięcia galicyjskich Polaków w dziedzinie kultury i oświaty nie wymagają reklamy. Stary Uniwersytet Jagielloński na nowo powrócił do życia. Podobnie jak uniwersytet we Lwowie i Politechnika Lwowska, refundowana w 1877, zyskał sobie światową sławę. Jego Wydział Historii pod kierunkiem Szujskiego i Dobrzyńskiego, Wydział Medycyny pod kierunkiem Józefa Dietla i Wydział Fizyki pod kierunkiem Z. F. Wróblewskiego i K. Olszewskiego — wniosły wybitny wkład w rozwój swoich dyscyplin. Akademia Umiejętności, ze swoimi pięcioma oddziałami, reprezentującymi różne nauki, nawiązała ważne kontakty międzynarodowe, stając się zaczątkiem współczesnej Polskiej Akademii Nauk[116]. Towarzystwa naukowe, biblioteki, muzea, wydawnictwa, księgarnie, teatry, kawiarnie oraz czasopisma i dzienniki Lwowa i Krakowa stwarzały rynek intelektualny, który sięgał poza granice trzech imperiów. Lwów był siedzibą Ossolineum, instytucji założonej w 1817 r. przez Józefa Maksymiliana Ossolińskiego (1748—1826) dla propagowania polskiej sztuki i nauki. Miasto stało się też miejscem narodzin w 1886 Polskiego Towarzystwa Historycznego oraz najstarszego polskiego czasopisma z tej dziedziny, „Kwartalnika Historycznego”. Kraków był siedzibą Muzeum Czartoryskich, które w 1876 r. otwarło podwoje dzięki hojności syna księcia Adama Jerzego, księcia Władysława Czartoryskiego (1828—94). Dało ono pomieszczenie galerii sztuki, bibliotece i archiwum. Słynny Stary Teatr w Krakowie wystawił wiele sztuk z klasycznego repertuaru polskiego, pełniąc rolę patrona „złotego wieku” polskiego dramatu. Zarówno w Krakowie, jak i we Lwowie istniały duże teatry miejskie wzorowane na Paryskiej Operze. Mówiąc o kawiarniach, które pełniły rolę klubów intelektualnych, nie sposób nie wspomnieć o ważkiej roli dyskusji i sporów, jakie rozbrzmiewały w zadymionych salach krakowskiej Jamy Michalikowej czy lwowskiej Szkockiej. W wyniku korzystnych warunków politycznych liczba książek i czasopism wydawanych w Galicji przekraczała liczbę wydawnictw, jakie ukazywały się łącznie w zaborach rosyjskim i pruskim. Spośród bogatego wachlarza osobowości, dzięki którym polskie życie kulturalne utrzymywało się u szczytu rozwoju, niełatwo wybrać kilka zaledwie typowych przykładów. Galicja wydała wielu wspaniałych ekscentryków, ale i wielu zasłużonych pedantów. Pod pewnymi względami na czoło wybijał się świat teatru — we wczesnym okresie dzięki komediom Aleksandra Fredry (1793—1876), później za sprawą Stanisława Wyspiańskiego. Ale postaciami najwybitniejszymi byli chyba owi niezwykle utalentowani i wszechstronni ludzie, którzy z niesłabnącą błyskotliwością przerzucali się od jednego rodzaju twórczości do drugiego. Jednym z nich był Tadeusz Boy—Żeleński (1874—1941), lekarz z zawodu, autor niezwykle popularnej monografii historycznej Marysieńka Sobieska, jeden ze stałych autorów krakowskiego kabaretu. W charakterze niejako działalności ubocznej dokonał samodzielnie jednego z największych dzieł w annałach polskiej kultury, przekładając na język polski pełny zestaw francuskiej klasyki, liczący przeszło sto tomów[117].

Inną postacią podobnego pokroju był profesor Karol Estreicher (1827—1908), dyrektor Biblioteki Jagiellońskiej, który dzielił swój czas między krytykę literacką i pracę nad epokową Bibliografią polską w 22 tomach. Wypada też w tym miejscu wymienić Wilhelma Feldmana (1868—1919), który był w życiu politycznym socjalistą, żydowskim asymilacjonistą, a podczas wojny światowej — posłem w Berlinie z ramienia Legionów Piłsudskiego. Jego popularny zarys Współczesna literatura polska (wyd. l, pt. Piśmiennictwo polskie ostatnich lat dwudziestu, 1902) oraz specjalistyczne Dzieje polskiej myśli politycznej w okresie porozbiorowym (1914—20) szybko zdobyły sobie pozycję standardowych dzieł. Znajdował również czas na propagandę polityczną, pisanie powieści i krytykę literacką: jako krytyk Feldman był przeciwnikiem opozycji występującej przeciwko Młodej Polsce. Na koniec należy wspomnieć jeszcze o Michale Bobrzyńskim, historyku, pedagogu i namiestniku Galicji.


Ukraiński ruch narodowy był pod wieloma względami bardziej zaawansowany w Galicji niż po przeciwnej stronie granicy, na terenie Rosji, chociaż przez długi czas nie zgadzał się na przyjęcie etykiety „ukraiński”. Wcześniejsze niż w Rosji uwłaszczenie chłopów i pełna spokoju ducha postawa władz austriackich umożliwiły stały rozwój ruchu narodowego na przestrzeni drugiej połowy XIX wieku. Kościół unicki nie cierpiał w Galicji takich prześladowań, jakie musiał znosić w Rosji, mógł się zatem zajmować organizowaniem szkolnictwa podstawowego w języku ruskim. Literatura ruska miała własną „triadę” pisarzy romantycznych, którzy w 1837 r. wydali swój pierwszy zbiór poezji ludowej. We Lwowie działał od 1848 r. „Narodnyj Dim”, od 1864 — ruski teatr, od roku 1874 wreszcie — pierwsza ruska szkoła średnia. Inicjatywa w sprawach organizacyjnych spoczywała przez pewien czas w rękach Starorusinów — ugrupowania szczególnie zainteresowanego sprawą reform religijnych i starającego się — między innymi — przywrócić naukę języka staro-cerkiewno-słowiańskiego. Po r. 1882, kiedy podczas pewnego austriackiego procesu o zdradę wyszło na jaw, że Starorusini otrzymywali tajne subsydia od ambasadora carskiego, publiczna uwaga przeniosła się na młodsze ugrupowanie narodowców, czyli ludowców. Od tego czasu aktywność polityczna nasiliła się. Wysuwano żądania reformy społecznej, powszechnego prawa do głosowania, subsydiowanych przez państwo szkół z językiem ruskim, ściślejszych kontaktów z Ukraińcami w Rosji oraz utworzenia „Wielkiej Ukrainy od Sanu po Don”. Narodowcy byli pierwszym ugrupowaniem w Galicji, które nazywało się Ukraińcami, ale już wkrótce nazwą tą miano określać wszelkiego rodzaju ugrupowania i wspólnoty — od aktywistów, wywodzących się z kół intelektualistów w miastach, po chłopskie grupy karpackich Hucułów i Łemków, którzy uprzednio mieli niewielkie poczucie wspólnej tożsamości.


Na przełomie wieków w Galicji pojawił się cały wachlarz ukraińskich partii politycznych. Pośród wielu wybitnych ludzi największym szacunkiem cieszyli się socjalista i powieściopisarz Iwan Franko (1856—1916), profesor historii lwowskiego uniwersytetu Michał Hruszewski (1866—1934) i metropolita lwowski, arcybiskup Andrzej Szeptycki (1865—1944). Tarcia między Ukraińcami i Polakami były jednak nieuniknione. Sytuacja panująca w okresie przed wybuchem I wojny światowej, kiedy Ukraińcy nawoływali do wcielenia Galicji w obręb planowanego przez siebie państwa narodowego w charakterze „Zachodniej Ukrainy”, podczas gdy Polacy nawoływali do jej wcielenia w granice niepodległej Polski jako „Wschodniej Małopolski”, doskonale ilustruje panujące w Galicji brutalne uprzedzenia i nie dające się ze sobą pogodzić aspiracje[118]. Wielu obywatelom starszego pokolenia tego rodzaju nacjonalistyczne politykierstwo musiało się wydawać czymś z gruntu „niegalicyjskim”.


Okres między 1908 a 1913, na który przypadało namiestnictwo Michała Bobrzyńskiego, nie zajmuje zbyt wiele miejsca we współczesnych pracach historycznych. Historyk-mediewista, który poświęcił się swoim badaniom i kierownictwu Rady Szkolnej, a jako polityk pozostawał nieodmiennie Kaisertreu, nie znajduje dziś wielu wielbicieli. Urząd namiestnika objął po hrabim Andrzeju Potockim, który został w 1908 r. zamordowany przez ukraińskiego terrorystę. Ale zamiast domagać się odwetu, za swoje główne zadanie uważał godzenie walczących ze sobą grup narodowych. Podczas lokalnych wyborów w 1911 r. uformował „blok namiestnika”, skupiający kandydatów, którzy byli skłonni udzielić poparcia jego programowi reformy ordynacji wyborczej oraz rozwoju oświaty na Ukrainie. Po zwycięstwie bloku przeciwko Dobrzyńskiemu opowiedzieli się katoliccy biskupi, galicyjscy konserwatyści oraz — najgwałtowniej ze wszystkich narodowi demokraci. W ich oczach namiestnik był zdrajcą polskiej sprawy. A jednak właśnie w okresie rządów Bobrzyńskiego w Galicji ujawniły swą działalność Legiony Piłsudskiego, które tu właśnie rozpoczęły manewry i szkolenie rekrutów.

Dobrzyński przymykał oczy na ich akcje, uznając je za niezbędny element austriackiej polityki zagranicznej, pozbawiony znaczenia dla wewnętrznych spraw Galicji. Styl jego rządów cechowała zatem tolerancja: cele jego polityki były ograniczone, a zamiary uciszenia narodowościowych namiętności nie przyniosły mu niczyjej wdzięczności. W r. 1913 złożył rezygnację, zmęczony stałymi atakami ze strony rodaków. Był pierwszym i ostatnim namiestnikiem Galicji, który próbował rządzić krajem w sposób demokratyczny i bezstronny. Zaledwie w rok po jego rezygnacji wybuchła wojna. Była to dla Galicji ostatnia szansa. Poza krótkim okresem w 1917 r., w którym pełnił funkcję ministra do spraw Galicji w rządzie austriackim, Bobrzyński całkowicie wycofał się z czynnego życia politycznego. Do końca bronił stanowiska lojalności wobec Austrii — nie ze ślepego oddania dla Habsburgów, ale z obawy przed niszczycielskimi siłami, które mogłyby zająć ich miejsce. Mimo wszystko, według wszelkich norm politycznej integralności, jego działalność polityczna jest godna odnotowania. Potrafił wyjść poza sytuację, w której jedna narodowość usiłowała narzucić swóją wolę reszcie społeczeństwa, i bez większego powodzenia próbował wprowadzić jakieś lepsze rozwiązanie. Nie prześladował działaczy i rewolucjonistów, którzy zrzeszali się na terenie zarządzanego przez niego Królestwa, starając się raczej o stworzenie takich warunków, w których bunty i spiski byłyby zbędne. Jak wielu spośród Galicjan, nad którymi sprawował rządy, nie darzył sympatią nacjonalizmu. Ale jego wkład w życie własnego narodu, a także w życie jego sąsiadów, był znaczący[119].


O losie Galicji przesądzili ludzie i siły, których działalność przebiegała daleko poza sferą wpływów kogokolwiek z Galicji. W sierpniu 1914 r. armia rosyjska przetoczyła się ze wschodu przez kraj, docierając do przedmieść Krakowa.

W r. 1915 nadciągnęła z zachodu kontrofensywa niemiecka, przemierzając prowincję w przeciwnym kierunku. Wycofujący się Rosjanie przyjęli taktykę spalonej ziemi. Wsie równano z ziemią, koleje, mosty i fabryki demontowano, szyby naftowe w Borysławiu podpalono, deportowano — wraz z inwentarzem żywym i zapasami żywności — ponad milion chłopów. W 1916 r. na wschodnim horyzoncie pojawił się ponownie generał Brusiłow i niszcząc wszystko na swej drodze, zaczął się przedzierać w stronę Karpat. W latach 1917—18 Galicja wchodziła w skład austriackiej strefy wojskowej; pustoszyli ją wygłodzeni uchodźcy, wojskowe rekwizycje i oddziały armii, które nie zachowały wiele z dawnej dyscypliny. Jej rozpaczliwe położenie było gorsze od sytuacji najbardziej niszczonych przez wojnę obszarów Belgii i północnej Francji. Pod koniec wojny Galicja zawisła w próżni, opuszczona przez wszystkich po upadku władz monarchii austro-węgierskiej. Dzieląc losy dynastii, której interesom miała służyć w myśl politycznych założeń, wraz z nią zatonęła bez śladu.


W latach późniejszych polscy komentatorzy przeważnie oglądali się wstecz na Galicję z uczuciem pobłażliwości lub nawet sympatii. Galicja była dla nich jedynym miejscem, gdzie utrzymano przy życiu polską kulturę i polskie ideały, podczas gdy inne zabory omdlewały pod uderzeniami młotów germanizacji i rusyfikacji. Była „Piemontem” wskrzeszonego narodu. Mimo że stosunkowo niewielu Galicjan czynnie interesowało się kwestią niepodległości Polski, doświadczenia Galicji niewątpliwie odegrały istotną rolę w przygotowywaniu Polaków do statusu niepodległego narodu, który im narzucono po zakończeniu wojny.


Trzeba jednak dostrzec w Galicji także Piemont nacjonalizmu ukraińskiego. Według ostatniego austriackiego spisu ludności, przeprowadzonego w 1910 r. na podstawie kryterium językowego, Rusini stanowili 40% ogółu mieszkańców Galicji, na terenie zaś wschodniej Galicji — aż 59%. Biorąc pod uwagę fakt, że mieli 2460 szkół podstawowych i 61 gimnazjów (w porównaniu z 2967 szkołami i 70 gimnazjami polskimi), można by twierdzić, że — w stosunku do liczby ludności — przewyższali Polaków, jeśli idzie o szerzenie narodowej kultury. Jeśli się uwzględni niemal całkowity brak perspektyw polityki separatystycznej w Rosji, Rusini niewątpliwie traktowali Galicję jako główną arenę wszelkich przyszłych wydarzeń politycznych. A jednak w sferze politycznej wciąż zajmowali pozycję drugoplanową. W kurii wielkiej własności ziemskiej mieli w r. 1914 zaledwie jeden mandat na 45; w kurii gmin — 48 na 105; wśród posłów do austriackiego parlamentu było tylko 25 Rusinów na ogólną liczbę 78.


Polacy utrzymywali, że mniejszą liczebność przedstawicieli Rusinów w organach władzy różnych szczebli należy przypisać niższemu poziomowi rozwoju społeczeństwa ukraińskiego; Ukraińcy twierdzili, że jest to wynik dyskryminacji. Wszelkie próby zapewnienia językowi ruskiemu takiej samej pozycji, jaką miały języki polski i niemiecki, spotykały się — poza sądownictwem — ze zdecydowanym oporem. Próby wprowadzenia go jako języka wykładowego na uniwersytecie lwowskim wywoływały bunty studentów. W tej sytuacji austriacki aparat biurokracji odczuwał silną pokusę, aby podtrzymywać skargi Ukraińców jako dogodny sposób na poskramianie bardziej wybujałego polskiego ruchu narodowego.

Czyniąc to, władze podniecały polsko-ukraińskie antagonizmy, które z chwilą upadku reżimu Habsburgów przerodziły się w otwartą walkę.


W epoce państw narodowościowych ład galicyjski należy niewątpliwie uznać za nieco anachroniczny. Mimo to w wieku, w którym nacjonalizm został zdyskredytowany w tej samej mierze, co poprzedzający go imperializm, wciąż jeszcze żyją ludzie, którzy z niekłamaną nostalgią wspominają „dawne dobre czasy” monarchii dualistycznej. W Krakowie istnieje przynajmniej jeden salonik, w którym portret Franciszka Józefa nadal zajmuje na ścianie poczesne miejsce. Nie brak Ukraińców ze Lwowa (dziś głównego miasta zachodniej Ukrainy w granicach ZSRR), którzy wciąż mają wątpliwości co do tego, czy wszystkie zmiany ostatnich sześćdziesięciu lat rzeczywiście były zmianami na lepsze. Od czasu do czasu można jeszcze spotkać jakiegoś osiemdziesięciolatka, który z werwą zagwiżdże melodię O du meine liebe Österreich albo wyrecytuje z pamięci linijki, które powtarzał codziennie w szkole:


Boże wspieraj. Boże ochroń

Nam Cesarza i nasz kraj!

Tarczą wiary Rządy osłoń,

Państwu Jego siłę daj![120]


Inteligentnym mieszkańcom Galicji nie trzeba było tłumaczyć, że żyją w kraju biednym i zacofanym ani też, że są obywatelami najsłabszego z państw rozbiorowych. Jednocześnie jednak byli oni wolni od społecznych i politycznych nacisków, jakie ciążyły nad życiem Polaków w pozostałych zaborach. Byli wolni od imperializmu kulturowego Rosji i Niemiec, wolni od atmosfery ciągłych zakazów i nękających szykan wprowadzanych przez carat; wolni od gwałtownych przemian społecznych i manii samodoskonalenia się, która osaczała Polaków w Prusach. I za to byli Habsburgom szczerze wdzięczni. Wobec tego byli o wiele mniej skłonni przeklinać swój los, a o wiele częściej reagowali wzruszeniem ramion i chichotem. Wyraźna świadomość własnych ograniczeń oraz należyta ocena dobrych stron własnego położenia dawały im właściwe wyczucie proporcji i poczucie humoru, których brakowało gdzie indziej. Galicja wyprodukowała własny kontyngent romantyków, spiskowców, zwolenników „pracy organicznej”, fanatyków nacjonalizmu i polskich patriotów; ale wydała też mnóstwo lojalistów, konserwatystów, ludzi sentymentalnych, sceptyków i żartownisiów. Oglądany z Warszawy czy z Poznania świat wyglądał inaczej, niż gdy się go oglądało z Krakowa, choć niełatwo byłoby te różnice zdefiniować. W Galicji ludzie mieli zwyczaj przyglądać się sobie, mieli zwyczaj się śmiać. Na scenie w Jamie Michalikowej nic, nawet Historia Polski, nie było święte:


I nasz naród, przy pomocy nieba,

W potędze kilka wieków trwał;

Gdzie go tylko nie było potrzeba,

Wszędzie się polski husarz pchał;

Z czasem osłabł już zapał szlachcica,

Coraz rzadszy bywał szabli błysk:

Narodowa wciąż biła prawica,

Ale tylko biła chłopa w pysk!

(…)

W końcu nawet już niebu to zbrzydło,

Już nas Opatrzność miała dość;

I rzekł Pan Bóg: „Wytracę to bydło,

Bo już patrzeć na nich bierze złość”;

(…)

Za tę wielką, bardzo wielką winę

Okrutnie nas pokarał Bóg,

Bo wnet wiarę, WŁASNOŚĆ i rodzinę

Wewnętrzny zaczął szarpać wróg;

Lecz wstał rycerz w papierowej zbroicy

I odwalać jął z grobowca głaz.

Wstań, narodzie, użyj swej prawicy,

Trzecie dzwonienie… ostatni czas!![121]


Figlarne rymowanki Boya—Żeleńskiego nieraz stawały się sporym skandalem, nawet w Krakowie, a zwłaszcza wtedy, kiedy rzucał się na bardziej ryzykowne tematy, atakując życie duchowieństwa czy konwencjonalne obyczaje seksualne epoki.

W sprawach politycznych Boy—Żeleński był zawsze zatwardziałym sceptykiem,

łagodnie wyśmiewającym pogląd, że niepodległość narodowa okaże się cudownym lekiem na wszelkie dolegliwości. Jego satyryczny temperament i postawa sceptyka przywodzą na myśl Stańczyka; były one typowe dla dawniejszej galicyjskiej mody, która już wtedy ustępowała nacjonalistycznym tendencjom. Kres Austro-Węgier był zapewne istotnie rzeczą nieuchronną. Ale nie wszystko, co nastąpiło potem, musiało oznaczać zmianę na lepsze.


Загрузка...