XXII. PARTIA. Ruch komunistyczny


Mawia się często, że polskiemu ruchowi komunistycznemu brak silnych rodzimych korzeni. Przypomina roślinę wyhodowaną na obcym gruncie i przesadzoną do powojennego polskiego ogrodu przez sowieckich politycznych ogrodników.

Widziany z tej perspektywy, nie ma powodu zajmować żadnego szczególnego miejsca w przedwojennej historii Polski. Z drugiej strony jednak, nie należy bagatelizować ani szans na udany przeszczep, ani stopnia przystosowania do swoistych warunków polskiej gleby politycznej[479].


Źródła i rodowodu dzisiejszego ruchu komunistycznego w Polsce upatruje się zazwyczaj w początkach polskiego socjalizmu, od którego zresztą przez pierwsze sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt lat nie byłoby go łatwo jednoznacznie odróżnić. Na początku XIX wieku socjaliści polscy należeli do maleńkiej elity utopistów, która cieszyła się większymi wpływami na emigracji niż w ojczyźnie. Jest rzeczą bardzo charakterystyczną, że za jej najwcześniejszą komórkę organizacyjną uważa się grupę zawiązaną w 1832 roku na terenie byłych koszar marynarki wojennej w Portsmouth przez uchodźców, którzy musieli opuścić kraj w następstwie powstania listopadowego[480]. W osobach Lelewela, Worcella i księdza Aleksandra Pułaskiego (1800—38) pojawili się oni w szeregach Towarzystwa Demokratycznego i organizacji pod nazwą Zemsta Ludu, tworząc odłam radykałów w łonie „czerwonych” z czasów obu powstań. Ponieważ nie istniało uprzemysłowione społeczeństwo, ich zainteresowania skupiały się wokół problemów dotyczących rolnictwa. Do końca powstania styczniowego nie istniało nic, co miałoby charakter masowej organizacji. Pierwszy polski związek zawodowy założyli w 1870 roku polscy drukarze ze Lwowa. Pierwsze strajki, inspirowane przez socjalistów, zorganizowano w Poznaniu w latach 1871 i 1872. Pierwsze grupy o świadomie socjalistycznym programie powstały w tym samym okresie w Warszawie, w formie prywatnych grup dyskusyjnych.


Jednakże już w latach siedemdziesiątych zaznaczyły się dwie odrębne tendencje. Odłam liczniejszy, działający z inspiracji Bolesława Limanowskiego (1835 — 1935), był kontynuacją wcześniejszej tradycji, która uważała polskie roszczenia narodowe za naturalny element programu socjalistycznego. Był to odłam patriotyczny, reprezentujący empiryczne i praktyczne podejście do problemów społecznych. Jego pierwsza organizacja — przywrócony do życia Lud Polski — powstała w Genewie i przyjęła broszurę Limanowskiego Patriotyzm i socjalizm (1881) za swoje programowe credo[481]. Odłam mniej liczny, inspirowany przez Ludwika Waryńskiego (1856—89), jednoznacznie odrzucał polskie roszczenia narodowe. Był ruchem kosmopolitycznym i elitarnym; opierał się na ściśle określonej ideologii i nie odrzucał metod terroru; łączyły go bliskie związki z rosyjską Wolą Ludu. Na jednym z jego pierwszych publicznych zebrań, które odbyło się w Warszawie 29 listopada 1880 roku, w pięćdziesiątą rocznicę wybuchu powstania listopadowego, starannie podkreślono antypatriotyczne stanowisko ruchu. W liście rozesłanym do przywódców zagranicznych ugrupowań socjalistycznych organizatorzy zebrania stwierdzili, że „dawne hasło Vive la Pologne całkowicie zniknęło z programu walki klasowej między robotnikami i kapitałem”. Zasłużyli sobie w ten sposób na reprymendę ze strony Marksa i Engelsa.


Wielbiciele Waryńskiego często uważają go za pierwszego polskiego marksistę, dając w ten sposób do zrozumienia, że znał się na marksizmie lepiej od samego Marksa. Tak czy inaczej, był on świetnym organizatorem i jednym z najbardziej szanowanych męczenników swego ruchu. Urodził się na Ukrainie, ale działał we wszystkich trzech zaborach, a także za granicą. W roku 1880 był głównym oskarżonym w krakowskim procesie trzydziestu pięciu socjalistów, ale ostatecznie uwolniono go od wszelkich zarzutów. W dwa lata później założył w Warszawie Wielki Proletariat — ugrupowanie, które uważało się za awangardę nadchodzącej rewolucji. Ustanowiony przez niego wśród robotników zakładów przemysłowych fundusz na cele walki umożliwił ugrupowaniu przetrwanie czterech lat, a także przeprowadzenie — w kwietniu 1884 roku — w ośrodku przemysłu włókienniczego w Żyrardowie udanego strajku, którego uczestnicy żądali podwyżki płac i poprawy warunków pracy. Podczas aresztowań prewencyjnych, jakie nastąpiły w wyniku strajku, Waryński został schwytany przez carską policję i w listopadzie 1885 roku postawiony przed sądem w Warszawie pod zarzutem „konspiracji w celu obalenia siłą panującego porządku politycznego, gospodarczego i społecznego”. Czterech z jego współpracowników — Kunickiego, Bardowskiego, Ossowskiego i Pietrusińskiego — skazano na śmierć i powieszono na zboczach Cytadeli. Sam Waryński został wraz z Ludwikiem Janowiczem (1858—1902) osadzony w twierdzy w Schlüsselburgu, gdzie przebywał aż do śmierci[482].


W latach dziewięćdziesiątych polski socjalizm dojrzał do stadium, w którym można było zacząć zakładać masowe partie z uzasadnioną nadzieją na ich przetrwanie. Najliczniejsze ugrupowanie — Polską Partię Socjalistyczną (PPS) — założono w 1892 roku w Paryżu; jego przywódcą został Limanowski. W manifeście proklamowano dwojaki cel: dyktaturę proletariatu i niepodległość narodową, które miały zostać osiągnięte na drodze pokojowej. Gazetę PPS, „Robotnika”, którego redaktorem był z początku Józef Piłsudski, drukowano na Beaumont Square przy Mile End Road w Londynie, skąd była przewożona do Rosji. Równolegle powstały dwie podobne, choć całkowicie odrębne organizacje w Galicji: Polska

Partia Socjal—Demokratyczna (PPSD) Daszyńskiego oraz w Katowicach bardzo nieliczna Polska Partia Socjalistyczna Zaboru Pruskiego. W tym samym czasie, choć w bezpośredniej opozycji w stosunku do głównego nurtu ugrupowań socjalistycznych, powstał ruch utworzony przez grupę reprezentujących ideologię antypatriotyczną radykałów, usuniętych ze składu ogólnopolskiej delegacji na Międzynarodowy Kongres Socjalistów w Zurychu w sierpniu 1893 roku. Ich Socjal-Demokrację Królestwa Polskiego (SDKP) założyli: Julian Marchlewski (1866— 1925) oraz młoda i inteligentna działaczka polityczna, Róża Luksemburg (1871— 1919). Lustrzanemu odbiciu SDKP, Socjal—Demokracji Litwy (SDL), przewodził w Wilnie Feliks Dzierżyński. W 1900 roku obie organizacje połączyły się, tworząc Socjal—Demokrację Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL). W ten sposób zasadniczy ostry podział między patriotycznymi socjalistami czy też „socjalpatriotami”, z jednej strony, a antypatriotycznymi „socjaldemokratami”, z drugiej, przyjął ustaloną, zinstytucjonalizowaną formę.


Warto zauważyć, że podobne tendencje wykazywał żydowski ruch socjalistyczny w Polsce. Internacjonalistyczny Bund, założony w 1897 roku w Wilnie, miał silne powiązania z ruchem rosyjskich socjaldemokratów i pozostawał w wyraźnej opozycji do bardziej nacjonalistycznego Poalej Syjon.


Róża Luksemburg (Luxemburg) zasługuje na specjalną wzmiankę. Urodziła się w Zamościu, w rodzinie Litwaków, emigrantów ze wschodu; z ojczyzną nie wiązały jej zbyt silne więzi uczuciowe. Była bardzo typową przedstawicielką kosmopolitycznych żydowskich intelektualistów, którzy stanowili trzon ugrupowań socjalistycznych, a w późniejszym okresie komunistycznych. Jako współpracowniczce bolszewików w Rosji i współzałożycielce niemieckiego Spartakusbund, przypadła jej do odegrania istotna rola w procesie rozwoju marksistowskiego internacjonalizmu. Jedyna kobieta w świecie mężczyzn, była zarazem jedynym i najbardziej wpływowym teoretykiem w dziejach polskiego komunizmu[483].


W pierwszym dwudziestoleciu XX wieku polski socjalizm prześladowały niepowodzenia i nękały rozłamy. W Austrii PPSD uzyskała status legalnej organizacji i poczynając od 1897 roku, miała w wiedeńskim parlamencie własny kontyngent posłów z prawem głosu. Ale w Rosji okres walki i nadziei skończył się nagle wraz z upadkiem rewolucji lat 1905—06. W PPS w 1906 r. nastąpił rozłam na PPS-Lewicę i PPS-Frakcję Rewolucyjną. PPS-Lewica (która jeszcze wcześniej opanowała kierownictwo partii) nalegała na utrzymanie tradycyjnych struktur związkowych i tradycyjnej techniki działania na terenie zakładów przemysłowych.

PPS—Frakcja Rewolucyjna (która nb. w 1909 r. powróciła do dawnej nazwy PPS) zaczęła się przygotowywać do zorganizowanej akcji zbrojnej. W styczniu 1913 r. w jej łonie doszło do kolejnej secesji —jako opozycja przeciwko militarystycznym obsesjom kierownictwa, które zresztą i tak traciło kontrolę nad skuteczniejszymi w działaniu i teraz już niezależnymi formacjami Piłsudskiego — wyodrębniła się PPS—Opozycja Feliksa Perlą i Tomasza Arciszewskiego. W tym samym czasie również w szeregach SDKPiL nastąpił wewnętrzny rozłam. Podczas I wojny światowej, wraz z nadejściem nadziei na niepodległość, PPS odzyskała wigor, jednocząc się w obliczu potrzeby podjęcia wspólnego wysiłku, który pozwoliłby wyrwać się z niewoli państw rozbiorowych. Natomiast SDKPiL i PPS—Lewica natychmiast potępiły „imperialistyczną wojnę”, wierząc, że nie może ona przynieść klasie robotniczej żadnych korzyści[484].


W 1918 roku droga do połączenia się SDKPiL i PPS—Lewicy stała już otworem. W Warszawie lewicujący dowcipnisie mówili o małżeństwie z rozsądku między ubogim młodym człowiekiem z dobrej rodziny i bogatą panną o wątpliwej reputacji. Socjaldemokraci mieli do zaoferowania konsekwentną linię ideologiczną, podczas gdy Lewica mogła się pochwalić masowym poparciem. Kongres założycielski nowej partii odbył się w grudniu w Krakowie. Partia przyjęła nazwę Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP). Od samego początku była wrogo nastawiona do „burżuazyjnej Rzeczypospolitej”; zbojkotowała też wybory do Sejmu w styczniu 1919 roku, odrzucając w ten sposób możliwość legalnej działalności.

Mimo niestrudzonej propagandy nie potrafiła ukryć oczywistego faktu, że jej wpływy w radach robotniczych, tworzonych w latach 1918—19 na wzór niemieckich Arbeiterrate oraz radzieckich sowietów, są o wiele mniejsze niż wpływy PPS, Bundu czy nawet prawicowego NZR. Liczba jej członków wśród klasy robotniczej była bardzo mała, a jej pole działania ograniczało się do kilku dzielnic Warszawy i Zamościa oraz do „czerwonej” Dąbrowy. W tych dwóch ostatnich okręgach Wojsko Polskie tłumiło zbrojne demonstracje samozwańczej Czerwonej Gwardii.

Maksymalna liczba członków podporządkowanych KPRP związków zawodowych wynosiła w 1919 roku 77 000 osób[485]; PPS liczyła w tym czasie 93 000 osób. W ciągu następnych lat KPRP nawiązywała współpracę z wieloma nieokreślonymi, lecz pokrewnymi ideologicznie odłamami, z których część wchłonęła w swoje szeregi. Były to: Komunistyczna Partia Górnego Śląska o polskiej orientacji; odłam warszawskiego Bundu pod nazwą Kombund; Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy, prosowiecka reinkarnacja Komunistycznej Partii Galicji Wschodniej; oraz Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi[486].


Dzieje partii komunistycznej w okresie międzywojennym są lekturą dość niewesołą. Seria katastrofalnych błędów strategicznych utorowała jej drogę do zagłady. Polskim komunistom nie udało się ani zapewnić sobie poparcia narodu polskiego, ani też zdobyć zaufania sowieckich protektorów.


Lata od 1918 do 1921 roku były okresem gorzkich rozczarowań. Ukrywający się w Mińsku przywódcy partii z dnia na dzień oczekiwali wiadomości o wybuchu rewolucji w Warszawie. W ramach Zachodniej Dywizji Armii Czerwonej uformowano sześć pułków strzelców polskich. Nie doszło jednak ani do spontanicznej rewolucji, ani do zwycięstwa Armii Czerwonej. Lenin odrzucał pogardliwie sugestie KPRP zarówno w sprawach dyplomacji, jak i polityki społecznej.

W lecie 1920 roku, podczas kilkumiesięcznego pochodu Armii Czerwonej w głąb Polski, powierzył realizację swoich planów politycznych Dzierżyńskiemu i jego „Czeka” (Wsiechsojuznaja Czerezwyczajnaja Komisja), nadzór nad Tymczasowym Komitetem Rewolucyjnym w Białymstoku pozostawiając w rękach swoich własnych polskich bolszewików[487]. Desperackie rozkazy wydawane Dzierżyńskiemu — rozstrzelać stu Polaków za każdego komunistę straconego przez Wojsko Polskie; „likwidować właścicieli ziemskich i kułaków bezwzględnie i trochę prędzej, i bardziej zdecydowanie”; przekazać ziemię w ręce ubogich chłopów — spotykały się z takim samym oburzeniem wśród ogółu ludności, jak w łonie samej KPRP, która w tym czasie domagała się natychmiastowej kolektywizacji[488].


Traktat ryski, na mocy którego rząd bolszewicki oficjalnie uznawał Rzeczpospolitą Polską, radykalnie zmienił politykę deklarowaną zarówno przez KPRP jak i przez Komintern. Seria smutnych doświadczeń wstrząsnęła partią wystarczająco mocno, aby przekonać drugi kongres (1923), że pierwotna ocena sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej była katastrofalnie błędna. Uznając ten fakt, KPRP postanowiła uczestniczyć w wyborach do Sejmu w 1922 roku, a w 1925 roku zmieniła nazwę na „Komunistyczna Partia Polski” (KPP).


W maju 1926 roku KPP otwarcie poparła zamach stanu Piłsudskiego. Była to decyzja całkowicie logiczna, zważywszy, że celem zamachu było udaremnienie działalności prawicowej koalicji. Ale w Warszawie nagrodą stała się błyskawiczna akcja żandarmerii Piłsudskiego, która brutalnie rozpędziła demonstracje komunistów, zorganizowane jako wyraz poparcia. W Moskwie decyzję partii gwałtownie potępiono jako akt zdrady wobec obozu socjalistycznego. Ów „błąd majowy” do dziś wprawia w zakłopotanie komunistycznych historyków[489].


W latach trzydziestych trudne położenie KPP szybko przybrało krytyczne rozmiary. W Polsce jej członków uważano powszechnie za zdrajców sprawy narodowej. Jej dwóch posłów do Sejmu, wybranych w 1922 roku, dawno utraciło mandaty. Bezkompromisowa wrogość ze strony PPS skutecznie wyłączyła członków KPP z czynnej działalności politycznej wśród robotników; nie udało im się również zrobić żadnych postępów na drodze do utworzenia zjednoczonego frontu do walki z sanacją. W Związku Radzieckim, gdzie przebywało wielu z jej przywódców, niepowodzenia te spotykały się z szyderstwem. Mimo że w wyniku czystki przeprowadzonej na ostatnim kongresie w 1932 roku pozbyto się specyficznie trockistowskiej frakcji wraz z niepoprawnym schizmatykiem Izaakiem Deutscherem (1907—67), „luksemburgowska” przeszłość partii, jej w przeważającej części żydowskie kierownictwo oraz przychylność wobec interesów Kominternu, które przeciwstawiano interesom sowieckim, niechybnie wzbudziły podejrzliwą nieufność Stalina. Nie biorąc pod uwagę prostego faktu, że komunizm w sowieckim stylu wydawał się nie do przyjęcia szerokim masom narodu polskiego, Stalin wyjaśniał klęski KPP rzekomą infiltracją jej szeregów przez agentów polskiego kontrwywiadu. Seria procesów politycznych przeciwko rzekomym „polskim szpiegom, prowokatorom i dywersantom”, przeprowadzona w samym środku wielkiej czystki w ZSRR, nieuchronnie doprowadziła w 1938 roku do formalnej likwidacji całej partii. Podczas XVIII kongresu WKP(b) w 1939 roku rzecznik sowiecki zrobił w swoim wystąpieniu jedną z niewielu niejasnych wzmianek dotyczących tej fatalnej decyzji, którą zaczęto już w tym okresie wprowadzać w życie:


W celu rozbicia jedności ruchu komunistycznego faszystowscy i trockistowscy agenci próbowali sztucznie stwarzać w łonie niektórych partii komunistycznych „frakcje” i „ugrupowania”, podsycając w ten sposób walki frakcyjne (…). Partią najbardziej zinfiltrowaną przez wrogie elementy była Komunistyczna Partia Polski, gdzie agenci polskiego faszyzmu zdołali sobie zapewnić czołową pozycję. Nikczemnicy ci usiłowali skłonić partię do udzielenia poparcia faszystowskiemu zamachowi stanu Piłsudskiego z maja 1926 roku. Gdy im się to nie powiodło, udali skruchę z powodu swego „majowego błędu” oraz zaaranżowali pokaz samokrytyki, wprowadzając w błąd Komintem dokładnie tak samo, jak to swego czasu uczynili: Lovestone i policyjni „frakcjoniści” w łonie partii Jugosławii i Węgier. Działacze Komintemu ponoszą winę za to, że dali się zwieść wrogom klasowym i że nie odkryli w porę ich manewrów (…).


Partie komunistyczne poddały weryfikacji swoich czołowych działaczy i usunęły ze swoich szeregów tych, których uczciwość mogła być podana w wątpliwość. Rozwiązały też szczególnie skażone nielegalne organizacje i zaczęły na ich miejsce tworzyć nowe…[490]


KPP zniknęła z listy partii związanych z Kominternem. Najpierw przywódców, potem zaś szeregowych członków wzywało sowieckie GPU[491]. Oni również znikali. Adolf Warszawski (pseudonim Warski), Józef Unszlicht, Maria Koszutska (pseudonim Kostrzewa), Maksymilian Horwitz (pseudonim Wałecki), Juliusz Leszczyński (pseudonim Leński), Stanisław Bobiński, Jerzy Heryng (pseudonim Ryng), Władysław Krajewski-Stein — weterani SDKPiL i PPS-Lewicy, ludzie, którzy całe życie poświęcili sprawie komunizmu — zostali na miejscu rozstrzelani lub zamordowani w łagrach. W sumie wymordowano około pięciu tysięcy polskich komunistów — praktycznie cały aktyw partii. Przeżyli jedynie ci, którzy mieli szczęście znaleźć się w polskich więzieniach, lub ci, których zwerbowano do sowieckiej służby bezpieczeństwa. Wyniki tego sowieckiego polowania nabierają szczególnej wymowy w porównaniu z listą dwudziestu czy trzydziestu ofiar sanacji oraz kilkuset polskich komunistów, którzy zginęli podczas wojny z rąk hitlerowskich.

Obserwując przebieg wydarzeń z Meksyku, gdzie znalazł się na wygnaniu, Trocki dostrzegał w tym tragicznym epizodzie — podobnie jak w pakcie hitlerowsko—radzieckim, który miał zostać zawarty wkrótce potem — śmiertelny cios zadany światowemu komunizmowi. „Polska zmartwychwstanie”, pisał, „ale Komintern nie zmartwychwstanie nigdy”. W tej sprawie miał całkowitą rację[492].


Straszny los polskich komunistów w latach 1938—1942 musi z pewnością budzić współczucie nawet wśród ich najbardziej zagorzałych przeciwników. Ich losy przyrównywano do losów, jakie mogłyby spotkać jakąś nie istniejącą żydowską partię narodowo—socjalistyczną, której nie udałoby się zwerbować wystarczająco dużej liczby Żydów w szeregi Hitlerjugend i która zostałaby wobec tego wysłana do krematoriów Oświęcimia. Pozostali przy życiu członkowie KPP, od samego początku odepchnięci przez własną polską ojczyznę, musieli się pogodzić z faktem, że są równie niemile widziani w radzieckiej ojczyźnie socjalizmu. Ten bolesny paradoks został trafnie utrwalony w wierszu komunistycznego poety, Władysława Broniewskiego (1897—1962), który siedząc we Lwowie w celi sowieckiego więzienia na Zamarstynowie, pisał:


Mistrzyni życia, Historio, zachciewa ci się psich figlów:

zza kraty podgląda Orion, jak siedzimy razem na kiblu.

Opowiadasz mi stare kawały

i uśmiechasz się, na wpół drwiąca,

i tak kiblujemy pomału —

ty od wieków, ja od miesiąca.

O Nieśmiertelna, skądże ta skłonność do paradoksów, i powiedz mi — czy to mądrze całemu światu krew popsuć?

Bo skoro na całym świecie,

jak nie wojna, to stan wojenny —

Historio, powiedz mi przecie:

po diabła tu kiblujemy?

Rewolucyjny poeta

ma zgnić w tym mamrze sowieckim?!

Historio, przecież to nietakt, ktoś z nas po prostu jest dzieckiem!

Więc wstydź się, sędziwa damo,

i wypuść z Zamarstynowa…

(Na kryminał zaraz za bramą

zasłużymy sobie od nowa!)[493]


Na razie jednak nie było żadnych możliwości zmiany sytuacji. Dopóki działał pakt Niemiec hitlerowskich z Rosją, Stalina zupełnie nie obchodzili ani polscy więźniowie, ani żadne polskie organizacje. Dopiero pod sam koniec 1941 roku, po napaści Hitlera na Rosję i wynikającej z tego faktu zmianie stanowiska Stalina wobec Polski, sprawa przywrócenia polskiemu mchowi komunistycznemu miejsca w ogólnym programie światowego komunizmu mogła ponownie wypłynąć.


Zadanie rekonstrukcji ruin komunizmu przypadło w udziale dzielnym Polakom przebywającym w Moskwie — tak zwanej grupie inicjatywnej, na której czele stanęli Marceli Nowotko (1893—1942), Paweł Finder (1904—44) i Bolesław Mołojec (1909—42). Wobec przerażających wydarzeń niedawnej przeszłości i w obliczu grozy, jaką niosła ze sobą teraźniejszość, trzeba było niemało odwagi i poświęcenia, aby wytłumaczyć radzieckim towarzyszom, że należy na nowo stworzyć niezależną polską partię, a następnie organizować ją pod samym nosem gestapo w okupowanej przez Niemców Warszawie. A jednak się udało. 5 stycznia 1942 roku aktyw nowej partii odbył swoje pierwsze konspiracyjne zebranie. Przyjęto nazwę Polska Partia Robotnicza (PPR). Pod koniec 1943 roku, po tajemniczym zabójstwie Nowotki i aresztowaniu Findera przez gestapo, jako jej pierwszy sekretarz wyłonił się Władysław Gomułka (1905—1982). Do walki przeciwko hitlerowskiemu okupantowi obok Armii Krajowej stanęła Gwardia Ludowa[494].


Osobowość Władysława Gomułki, znanego jako „towarzysz Wiesław”, była odbiciem wielu podstawowych cech wskrzeszonego polskiego komunizmu. W oficjalnej biografii pomija się najbardziej znaczące fakty z jego kariery, ale wiarygodne źródła nieoficjalne ujawniły, że podstawowym motorem jego politycznej działalności były nieugięta wierność komunistycznym ideałom i bezustanny sprzeciw wobec praktyk ZSRR. W latach trzydziestych jako młody chłopak został wysłany do szkoły partyjnej w ZSRR; był naocznym świadkiem kampanii kolektywizacyjnej na Ukrainie i dość wcześnie postanowił, że równie nieludzkich metod nie będzie się nigdy stosować w Polsce. W latach 1938—39, jako pracownik związku robotników przemysłu chemicznego, miał szczęście być aresztowany przez polską policję pod zarzutem uprawiania nielegalnej działalności politycznej — w ten sposób udało mu się przeżyć sowiecką czystkę w KPP, która pozbawiła życia większość jego towarzyszy. Z chwilą wybuchu wojny otwarto więzienia i Gomułka znalazł się w radzieckiej strefie okupacyjnej we Lwowie; w charakterystyczny dla siebie sposób odrzucił możliwość przesłuchania przez GPU i zbiegł do swojego rodzinnego Krosna, znajdującego się w zarządzanej przez Niemców Generalnej Guberni. Tam też, całkowicie odizolowany od władz radzieckich, podjął na nowo działalność konspiracyjną. U szczytu fali niemieckiego terroru przeniósł się do Warszawy i znalazł się pod ręką, gdy w listopadzie 1943 roku powstał wakat na stanowisku pierwszego sekretarza PPR. Jego nominacja zbiegła się w czasie z wydaniem pełnego tekstu manifestu PPR O co walczymy?, gdzie za dwa równorzędne bliźniacze cele uznano niepodległość narodową i rewolucję społeczną. Mimo marksistowsko-leninowskiej frazeologii takie przesunięcie punktu ciężkości oznaczało skierowanie szeroko pojętej strategii ruchu komunistycznego bardziej w stronę dawnej PPS niż KPP oraz stwarzało partii realne szansę znacznego powiększenia liczebności swoich szeregów. W większości innych kwestii Gomułka zachował postawę ortodoksyjnego, zdyscyplinowanego i przyziemnego komunisty. Nie miał czasu na intelektualne teoretyzowanie ani na zajmowanie się sztuką, zupełnie też nie interesowały go żadne liberalne idee. Upór, zahartowany w więziennej celi i w podziemiu, miał się okazać przeszkodą nie tylko w realizowaniu sowieckich planów manipulowania Polską dla własnych celów, ale także hamulcem dla złudnych nadziei na „liberalizację” w późniejszym okresie. Gomułka stał na czele grupy ludzi, którzy byli przekonani, że jedyną pewną gwarancją mającą obronić Polskę przed radzieckim imperializmem jest bezwzględnie przestrzegający swoich zasad polski komunizm. Przez następne dwadzieścia siedem lat, do 1970 r., pogląd ten odciskał swoje piętno na podstawowych dążeniach ruchu, który dopiero w 1956 roku zdobył sobie prawo kierowania własnym losem[495].


Drogę rozwoju PPR od zawiłych początków z czasów wojny aż do dominującej pozycji w polityce Polski, jaką sobie zdobyła pod koniec 1948 roku, znaczyły obawy i niepokoje. Tak samo jak przedtem KPP, PPR musiała sterować niepewnym kursem, oscylując między wrogością opinii publicznej w Polsce i podejrzliwością sowieckich protektorów. Szczupłość jej szeregów — w chwili wyzwolenia liczba jej członków była zaledwie czterocyfrowa — wykluczała wszelką możliwość swobodnej rywalizacji z mocno okrzepłymi partiami demokratycznymi.

Zależność od ZSRR była rzeczą nieuniknioną. Jednocześnie zaś kierownictwo musiało się pogodzić z faktem, że Stalin po prostu nie ufa zagranicznym komunistom, a agentury sowieckie wolą działać za pośrednictwem ludzi i instytucji, nad którymi sprawują bardziej bezpośrednią kontrolę. Przez większość okresu od 1943 do 1944 roku nie istniała żadna skuteczna łączność między Warszawą i Moskwą.

Polityczną kontrolę nad oddziałami Wojska Polskiego w Rosji sprawowano za pośrednictwem Związku Patriotów Polskich (ZPP), kierowanego przez Wandę Wasilewską. Czystkę w aparacie władz lokalnych w okresie po wyzwoleniu przeprowadzono pod bezpośrednim nadzorem NKWD. Większość kluczowych stanowisk w Komitecie Lubelskim oraz w następujących po nim kolejno organach powierzono osobom spoza partii, pozostającym w służbie Rosjan — ludziom w rodzaju Edwarda Osóbki—Morawskiego czy Michała Roli—Żymierskiego. Podczas I Zjazdu w grudniu 1945 roku sama partia musiała się pogodzić z masowym napływem w jej szeregi członków mianowanych przez NKWD, którzy z miejsca rozpoczęli zabiegi o zapewnienie sobie kluczowych resortów w rządzie. Gomułka znalazł się w otoczeniu towarzyszy świeżo przybyłych z Rosji — Bermana, Bieruta, Minca, Radkiewicza, Zambrowskiego, Zawadzkiego — których rola polegała nie tylko na tym, aby iść za nim, ale także na pilnowaniu, żeby nie schodził z właściwej drogi. W tej sytuacji partia dokonała godnych podziwu postępów. Podczas gdy zadanie wyeliminowania demokratycznej opozycji pozostawiono w sposób dość niezręczny w rękach podległych Rosjanom organów bezpieczeństwa, organizacje wszystkich potencjalnych rywali i sprzymierzeńców skutecznie zlikwidowano, stosując leninowską taktykę „rozbijania od góry i od dołu”. W trakcie tej działalności liczba członków PPR dramatycznie wzrosła, w 1948 roku przekraczając milion. Nadszedł właściwy moment dla umocnienia tego zwycięstwa.

15 grudnia 1948 roku PPR podpisała układ z kadłubową PPS, na mocy którego obie partie miały się połączyć, tworząc nową Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą (PZPR); pozostałym sojusznikom komunistów w bloku rządowym — Stronnictwu Ludowemu (SL) i Stronnictwu Demokratycznemu (SD) — pozwolono zachować odrębność pod warunkiem przyjęcia ściśle określonych ograniczeń. Na papierze proces utworzenia dominującej partii komunistycznej wygląda niemal na całkowity sukces. Teoretycznie internacjonalistyczną tradycję komunistów ożeniono z nacjonalistycznymi tradycjami socjalistów, licząc, że z tego związku pocznie się jakaś syntetyczna „polska demokracja”. W rzeczywistości PZPR miała jeszcze przed sobą długą drogę do zdobycia statusu partii naprawdę polskiej czy naprawdę zjednoczonej. Zajmowała w Polsce pozycję niepodważalną, ale jej formalna jedność była czystą fikcją. Oficjalne zwycięstwo odniesiono w tym samym roku, w którym sowieccy pachołkowie przemocą zdławili rodzimy ruch komunistyczny i pozbawili urzędu pierwszego sekretarza, Władysława Gomułkę. PZPR rozpoczęła karierę w warunkach dotkliwego upokorzenia[496].


Utworzoną w 1948 roku strukturę systemu partyjnego oficjalnie opisuje się jako „hegemonię” (partia hegemoniczna). Nazwa ta trafnie określa pozycję partii w polityce tzw. Frontu Narodowego, w ramach którego dopuszcza się istnienie kilku odrębnych partii i pokrewnych im ugrupowań, pod warunkiem, że zaakceptują przewodnią rolę komunistów. Zawiera także subtelną aluzję do utrzymywania się w łonie PZPR kilku nieformalnych, ale ściśle określonych frakcji. W pierwszym dziesięcioleciu po zakończeniu wojny obserwatorzy często zadowalali się rozróżnianiem między tymi towarzyszami, których uważano za podlegających bezpośrednio rozkazom Rosjan (tzw. POP — „pełniący obowiązki Polaków”), i tymi, których do tej kategorii nie zaliczano. Ale rozróżnienie to, choć istotne, wkrótce okazało się niewystarczające. „Starzy komuniści” — niedobitki KPP, stanowili niewielką grupkę idealistycznie nastawionej starszyzny, żywą pamiątkę smutnych dziejów partii. Warszawski trzon aktywu, skupiony wokół Gomułki, składał się z ludzi, którzy odbudowywali PPR w Polsce podczas hitlerowskiej okupacji. „Partyzanci”, dowodzeni przez Mieczysława Moczara weterani wojskowych organizacji partyjnych z okresu wojny, znani byli ze swojej nietolerancji i ciasnoty umysłowej. Przywódcą „Patriotów” — weteranów ZPP — był w okresie powojennym generał Aleksander Zawadzki (1899—1964). „Ludzie znad Oki”, których zbliżyła praca w oddziale politycznym armii Berlinga, byli znani ze swojego temperamentu rewolucyjnych bonapartystów. Pod względem ideologii członków partii można było podzielić na „stalinowców” oraz ich przeciwników, którzy byli skłonni dopuścić więcej odmian elastycznego „narodowego komunizmu”. „Stalinowcy” z kolei dzielili się na takich, którzy chcieli zrobić z Polski bladą zrusyfikowaną kopię ZSRR, oraz na takich, którzy zamierzali użyć stalinowskich metod do utworzenia zajadle niepodległego, ale jednocześnie bezkompromisowo dyktatorskiego polskiego reżimu. Wszystkie te frakcje i ugrupowania miały się wyłonić podczas kolejnych kryzysów nadchodzącego trzydziestolecia.


Z pozycji bezstronnego obserwatora zapowiedź wielu spośród cech charakterystycznych dla ustroju komunistycznego można odnaleźć we wcześniejszych etapach historii polskiej. Lewicowa dyktatura wąskiej elity politycznej, która dla własnych interesów manipuluje pseudodemokratycznymi instytucjami, przypomina mgliście przedwojenną sanację. Podobne analogie nasuwają się w odniesieniu do formalnych gestów partii w stronę radykalizmu społecznego i antyklerykalizmu. Autorytaryzm partii — podobnie jak jej wzniosła retoryka — przypomina postawy przyjmowane tradycyjnie przez hierarchię kościelną. Mówiąc o kraju głęboko katolickim, nie można nie zauważyć podobieństw między postępowaniem partii a sposobem postępowania wojujących katolickich zakonów — na przykład jezuitów. Z perspektywy historyka „dyktaturę proletariatu” można uznać za ostatnie ogniwo w długim łańcuchu dyktatur, które we wszystkich kolejnych powstaniach XIX wieku dążyły do rzekomo demokratycznych celów za pomocą jawnie niedemokratycznych środków. Ekskluzywne i nietolerancyjne stanowisko w kwestii tożsamości narodowej, które jest jednym z czynników odróżniających PPR i PZPR od przedwojennej KPP, to ostateczne zwycięstwo podstawowych idei Narodowej Demokracji Dmowskiego. Skłonność do tworzenia instytucji stanowiących wyraz jedności narodowej, bez względu na to, czy taka jedność rzeczywiście istnieje, łączy komunistycznych budowniczych Frontu Narodowego, a później Frontu Jedności Narodu z twórcami przedwojennego BBWR i Ozonu. Podstawowa strategia partii, polegająca na wiązaniu sojuszu obronnego z jednym z silniejszych sąsiadów Polski z autonomią społeczną i kulturalną kraju, ściśle odpowiada długotrwałej tendencji do „ugodowości” i „realizmu” istniejącej w polityce polskiej od początków XVIII wieku. Pod wszystkimi tymi względami nowy towarzysz nie jest niczym innym, jak tylko dawnym patriotą ubranym w nowy strój. Jedynym elementem naprawdę nowym jest marksistowsko—leninowska ideologia — zwulgaryzowana rosyjska wersja dziewiętnastowiecznej naukowej filozofii, importowana wprost z Moskwy.


Do 1948 roku, kiedy marksizm—leninizm został przyjęty jako oficjalna ideologia państwowa, miał on w Polsce bardzo niewielu rodzimych wyznawców. Polski marksizm miał w gruncie rzeczy tylko jednego uzasadnionego pioniera, Stanisława Brzozowskiego (1878—1911), a w okresie trzydziestu lat powojennego rozwoju wydał zaledwie dwóch myślicieli dużej klasy. Pierwszy z nich, Adam Schaff (ur. 1913), był członkiem przedwojennej KPP; po ukończeniu dyplomowych studiów w Moskwie został w 1946 roku kierownikiem pierwszej w Polsce katedry marksizmu—leninizmu na Uniwersytecie Warszawskim. Jego dzieła zdobyły sobie sławę nie tyle z racji swojej głębi, ile ze względu na szeroki wachlarz poruszanych w nich tematów — od semantyki po egzystencjalizm — w których stosował swoją marksistowską metodologię[497]. Jego młodszy kolega, Leszek Kołakowski (ur. 1927), przeszedł przez kolejne stadia adepta, rewizjonisty i wojującego krytyka marksizmu. Na uwagę zasługuje fakt, że zarówno Schaff, jak i Kołakowski zostali ostatecznie usunięci z tej samej partii, której ideologię tak żarliwie głosili we wczesnych etapach kariery.


Kołakowski jest jedynym filozofem, który w ogóle podjął poważną próbę powiązania marksizmu z ustalonymi tradycjami polskiej spuścizny intelektualnej.

Pozostawał pod silnym wpływem zarówno zdyscyplinowanego środowiska akademickiego Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie przebył całą drogę od studenta do profesora, jak i tradycyjnego polskiego katolicyzmu. Reprezentował postawę wyjątkową wśród powojennych ideologów: szanował zasady przeciwników, polegał raczej na racjonalnych argumentach niż na przechwałkach i obmowach, a także interesował się podstawowymi zagadnieniami etyki i religii.

Wkrótce też znalazł się na czele samotnej krucjaty, walcząc o nadanie polskiemu marksizmowi ludzkiej twarzy. Jego wykład o „chrześcijaństwie bez religii” stał się zapowiedzią budowy tak bardzo potrzebnego mostu, który połączyłby oficjalną ideologię z wierzeniami religijnymi mas[498], a głośny esej o Kapłanie i blaźnie wymierzał potężny cios retorycznej pompie i autorytarnej dogmatyce partyjnej propagandy. „Kapłan jest strażnikiem absolutu”, pisał, „i tym, który utrzymuje kult dla ostateczności i oczywistości uznanych i zawartych w tradycji. Błazen jest tym, który wprawdzie obraca się w dobrym towarzystwie, ale nie należy do niego i mówi mu impertynencje; tym, który podaje w wątpliwość wszystko to, co uchodzi za oczywiste”[499]. Otwarte porównanie dogmatyzmu komunistycznego z katolickim wywołało w kręgach intelektualnych ogromne rozbawienie, a rola nadwornego błazna doskonale odpowiadała usposobieniu Kołakowskiego. Niestety, jego triumf nie trwał długo. W 1966 roku został wyrzucony z partii, a w 1968 — z kraju. Co straciła Warszawa, zyskał Oxford.


Wzlot i upadek Kołakowskiego w dwudziestoleciu między 1948 i 1968 rokiem był jednocześnie krótkim okresem, w którym polski marksizm dawał oznaki życia. Z początku, w okresie niemowlęctwa komunistycznego reżimu, należało się oczywiście spodziewać jakiejś konfrontacji. Fakt, że dyskusję prowadzono w Polsce w sposób o wiele bardziej cywilizowany niż w innych miejscach Europy Wschodniej, świadczy o dojrzałości polskiej filozofii. Mimo że warunki polityczne sprzyjały wybuchom ambitnych marksistowskich podżegaczy w rodzaju Schaffa, niemarksistom pozwalano na publiczne wyrażanie opinii i zgłaszanie sprzeciwów. Uznani naukowcy — Tadeusz Kotarbiński, Kazimierz Ajdukiewicz, Stanisław Ossowski — publikowali teksty zawierające gwałtowne ataki skierowane przeciwko co prymitywniejszym formom oficjalnej ideologii[500]. W nieco późniejszym okresie istotnie istniały powody, aby przypuszczać, że połączenie stosunkowo ustabilizowanego komunistycznego reżimu z wiernym katolicyzmowi narodem może rzeczywiście stworzyć idealne warunki do marksistowsko—chrześcijańskiego dialogu, w rzeczywistości jednak próby podjęcia takiego dialogu w Polsce okazały się szczególnie bezowocne. Doświadczenia ostatniego okresu wskazywałyby na to, że „polski marksizm” jest przykładem kwadratury koła. Strażnicy partyjnych praw nigdy nie czuli się na tyle pewni ani swoich własnych zasad, ani reakcji swoich radzieckich protektorów, aby podtrzymywać tego rodzaju dialog. W coraz większym stopniu pokładali oni ufność raczej w milicjantach niż w filozofach[501].


W kontekście światowego ruchu komunistycznego na smutną ironię zakrawa fakt, że ta sama partia, która uważa się za szczytowy wytwór antyautorytawnych, antykonformistycznych, a przez to i antyrosyjskich rewolucyjnych tradycji Polski, poczuwa się jednocześnie do obowiązku propagowania sowieckiej odmiany komunizmu. Między teoretycznymi oświadczeniami polskiej partii, które muszą się zgadzać z leninowską i stalinowską frazeologią sowieckiego modelu, a jej praktyczną polityką występują nieuchronne rozbieżności. Polska droga do socjalizmu nie mogła żadną miarą biec trasą wytyczoną przez radzieckie znaki drogowe, o czym zresztą od początku wiedział Gomułka i szereg innych, równie jak on odważnych, osób. Ludzie ci zgodziliby się w pełni z opinią Stalina, który powiedział kiedyś, że komunizm w Polsce jest jak siodło nałożone na grzbiet krowy. Ale w przeciwieństwie do Stalina, woleliby raczej przerobić siodło tak, aby pasowało do krowy, niż ociosywać krowę, żeby pasowała do siodła. Na ich nieszczęście podrzędna pozycja w obrębie bloku sowieckiego zawsze uniemożliwiała im jakiekolwiek czynne wyrażanie własnych ideologicznych upodobań. Gdyby polską partię pozostawiono samą sobie, prawdopodobnie zajęłaby pozycję bliższą pozycjom partii komunistycznych Europy Zachodniej niż pozycji KPZR. Za takim kursem przemawiałby szereg obiektywnych okoliczności. Mogłoby się wydawać, że transformacje dokonywane w procesie uprzemysłowienia społeczeństwa zdominowanego przez tradycyjne katolickie wartości będą wymagać raczej priorytetów analogicznych do tych, jakie poza zasięgiem strefy sowieckiej wypracowali komuniści Włoch czy Hiszpanii, niż rozwiązań podyktowanych przez leninowską rewolucję w autokratycznej Rosji okresu sprzed uprzemysłowienia. Instynktowna wrogość społeczeństwa polskiego do organów władzy państwowej — niezależnie od aktualnie panującego reżimu — mogłaby wskazywać na to, że zasadnicze leninowskie koncepcje demokratycznego centralizmu (czyli scentralizowanej autokracji partii) czy dyktatury proletariatu (czyli dyktatury partii nad narodem) nie najlepiej pasują do polskich warunków. W sferze polityki zagranicznej wielowiekowe doświadczenia Polaków w epoce rozbiorów oraz dogłębna znajomość mechanizmów imperialistycznej Realpolitik muszą budzić w nich podejrzliwość wobec międzynarodowego systemu, w ramach którego świat coraz wyraźniej dzieli się na konkurencyjne, a jednocześnie nawzajem od siebie zależne strefy wpływów poszczególnych supermocarstw. Polacy wszystko to już widzieli i wszystkiego doświadczyli na sobie, i nawet największe naciski ze strony radzieckiej nie są w stanie skłonić myślącego komunisty do podziwiania tego, co ma przed oczami. Z tych wszystkich powodów samorządna polska partia komunistyczna, uwolniona z sowieckich pęt, byłaby pierwszą w bloku sowieckim partią skłonną przyjrzeć się dokładnie poglądom Tity, Togliattiego, Dubczeka, Berlinguera, Carrilla i Mao. Prawdopodobnie opowiedziałaby się za pewnymi ograniczonymi ustępstwami na rzecz demokracji parlamentarnej. Prawdopodobnie opowiedziałaby się także za taką czy inną formą europejskiej integracji i rozbrojenia, jako środkiem do zniesienia istniejącego podziału Europy. Utrzymywałaby kontakty z Chinami i Trzecim Światem, uważając to za wkład w walkę przeciwko ostatecznemu podziałowi świata. Tego rodzaju idee niewątpliwie zawsze bywały przedmiotem prywatnych rozmów, gdzieś w najodleglejszych zakamarkach partyjnych sanktuariów, nie wolno ich jednak głosić publicznie. Polscy towarzysze mogą się nadal odwoływać do wspomnień o antycarskim, rewolucyjnym podziemiu; o Róży Luksemburg; o brygadach międzynarodowych walczących w hiszpańskiej wojnie domowej; o krótkim okresie doświadczeń taktyki Frontu Ludowego w czasie wojennego ruchu oporu. Ale od sierpnia 1944 roku, to jest odkąd się przyłączyli do Komitetu Lubelskiego, tkwią wbici na radziecki haczyk. Zawsze zdawali sobie sprawę z tego, że wszelka publiczna dyskusja na temat rozbieżności zdań w obozie marksistowskim zostałaby w Moskwie uznana za akt zdradzieckiej herezji i w konsekwencji wywołałaby brutalną akcję odwetową ze strony supermocarstwa, od którego w ostatecznym rozrachunku zależy ich los. Musieli wybierać między trzymaniem języka za zębami a ryzykiem, że zostaną do milczenia zmuszeni siłą.

Względy politycznej uczciwości muszą ustąpić przed instynktem politycznego przetrwania. Argumenty teoretyczne muszą ustąpić przed wymogami praktycznymi. Polski komunizm zawsze różnił siew istotny sposób od jego rosyjskiej odmiany. Ale dopóki nie może przemówić własnymi słowami, przeciętny Polak — a także ogół opinii światowej — musi go uważać za twór obcych władców i biurokratycznych oportunistów. W szeregach PZPR są zapewne patrioci i idealiści. Ale nie widać ich twarzy i nie słychać ich głosów. W ten sposób rządząca partia powojennej Polski przeżywa na nowo cierpienia i upokorzenia, które — poza jednym wyjątkiem — były udziałem wszystkich reżimów Polski na przestrzeni minionych dwóch i pół wieku[502].


Jak zawsze, otwarte pozostaje pytanie, czy młodsze pokolenie przywódców Polski uszanuje ostrożną rozwagę ojców. Polski ruch komunistyczny ma więcej powodów, aby nienawidzić własnej przeszłości i przeciwstawiać się nieustającemu uciskowi sowieckiemu w teraźniejszości, niż większość innych odłamów współczesnego społeczeństwa. W czasach, gdy ostatnie pokolenie komunistów zachodniej Europy zaczyna występować przeciwko swoim poprzednikom, nazywając ich „ideologicznymi trupami zakonserwowanymi w sowieckiej lodówce”, polscy towarzysze z pewnością odczuwają coraz większą pokusę, aby porzucić rozwagę i ruszyć tym śladem. Wbrew panującym poglądom PZPR jest jednym z niewielu potencjalnych źródeł skutecznego politycznego dysydentyzmu, a w sprzyjających okolicznościach — nawet przyszłego powstania. Dopiero wtedy, gdy przywódcy polskiego ruchu komunistycznego dowiodą, że mają na względzie odrębne interesy Polski, a nie interesy ZSRR, będzie można powiedzieć, że ruch ten zapuścił prawdziwe korzenie.


Загрузка...