Jak wiele efemerycznych państw epoki rewolucyjnej, od Republiki Lombardzkiej po Królestwo Westfalii, Księstwo Warszawskie było dzieckiem wojny. Poczęło się z burzliwego związku napoleońskiej Francji z pozbawionym państwa polskim narodem i urodziło pośród klęsk trzech mocarstw rozbiorowych. Jego charakter stanowił jedyną w swoim rodzaju mieszaninę rewolucyjnego idealizmu, narodowego entuzjazmu i nie ukrywanego militaryzmu. Miało swój udział w nietrwałej glorii francuskiego imperializmu, a zniszczył je triumfalny powrót do życia trzeciej koalicji[245].
Związki Polski z Francją sięgają czasów sprzed powstania kościuszkowskiego: epoki konfederatów barskich i le bon roi Stanisława. Ale po rewolucji wytworzyła się bezpośrednia więź wspólnych interesów łącząca rządy w Paryżu, zwalczające ancien regime Zachodu, z główną ofiarą dynastycznych imperiów Wschodu. Od 1793 r., gdy Prusy i Austria rozpoczęły wojnę pierwszej koalicji przeciwko Francji, do roku 1815, w którym siły trzeciej koalicji ostatecznie odniosły zwycięstwo, Francuzi i Polacy musieli stawić czoło wspólnym wrogom. Francja stała się głównym źródłem pomocy dla Polaków oraz areną, na której rozgrywała się znaczna część polskiej działalności politycznej. W latach 1794—97 Paryż był siedzibą zarówno Agencji Józefa Wybickiego, jak i rywalizującej z nią republikańskiej Deputacji Franciszka Ksawerego Dmochowskiego. W grudniu 1796 r. Agencja zdołała przekonać przywódców Dyrektoriatu, aby zezwolili na utworzenie pierwszego pomocniczego legionu polskiego, który pod wodzą generała Jana Henryka Dąbrowskiego (1755—1818) miał walczyć w szeregach armii włoskiej. Deputacja skupiła swe wysiłki na organizacji podziemnego ruchu oporu na terenie Polski; zaowocowały one nieudaną wyprawą Joachima Deniski, który na czele oddziału optymistów przekroczył Dniestr, wkraczając w czerwcu 1797 roku na Bukowinę. W rok później Deputacja połączyła się z innym ugrupowaniem o podobnym programie — Towarzystwem Republikantów Polskich.
Napoleon osobiście zainteresował się sprawą polską zwłaszcza gdy dojrzał w niej okazję zasilenia swych wojsk nowymi rekrutami. W jego otoczeniu znalazł się szereg Polaków — między innymi jego polski adiutant, Józef Sułkowski (1773—98), który poległ później w kampanii egipskiej. Przez kilka lat Napoleon cieszył się również względami swojej polskiej kochanki, Marii Walewskiej (1789—1817).
Z jego inicjatywy przeprowadzono w maju 1797 r. reorganizację polskich oddziałów dowodzonych przez gen. J. H. Dąbrowskiego, tworząc dwie Legie — pierwszą powierzono gen. J. Wielhorskiemu (później gen. K. Kniaziewiczowi), drugą — gen. F. Rymkiewiczowi. W 1799 r. powstała Legia Naddunajska pod wodzą generała Karola Kniaziewicza (1762—1842). Polscy legioniści maszerowali pod flagą francuską, ale nosili swoje własne polskie mundury. Na szlifach mieli wypisane włoskie hasło: Gli uomini liberi sono fratelli — Wolni ludzie są braćmi. Choć większość z nich stanowili chłopscy poborowi przechwyceni przez Napoleona z austriackiej armii, zachęcano ich, aby się do siebie zwracali per „obywatelu”; nie podlegali też karze chłosty. W ciągu około pięciu lat istnienia Legionów przez ich szeregi przewinęło się około 25 000 żołnierzy.
Od samego początku jednak bezlitosny stosunek Napoleona do Polaków nie pozostawiał zbyt wiele miejsca na zaufanie. O swoich planach wobec Polski mówił wyłącznie w największych ogólnikach i wyraźnie unikał wszelkich zobowiązań, które mogłyby skrępować swobodę jego działań politycznych. Jest rzeczą znamienną, że Kościuszko, który od chwili uwolnienia go przez Rosjan w 1796 roku przebywał w Stanach Zjednoczonych, a następnie w Paryżu, zdecydowanie odżegnywał się od jakichkolwiek powiązań z planami Napoleona. „Nie sądźcie”, mówił, „że Bonaparte odbuduje Polskę. On myśli tylko o sobie. Nienawidzi wszystkich wielkich narodów, a jeszcze bardziej — ducha niepodległości. To tyran, którego jedynym celem jest zaspokojenie własnych ambicji. Jestem przekonany, że nie uda mu się stworzyć nic trwałego”. Z pomocą swego sekretarza, Józefa Pawlikowskiego (1767—1829?), Kościuszko skomponował słynny tekst, zatytułowany Czy Polacy wybić się mogą na niepodległość? (1800). Twierdził w nim, że trzymany w niewoli naród nie może liczyć na pomoc ze strony Francji ani żadnego innego obcego mocarstwa, ale musi zdać się wyłącznie na własne siły i możliwości[246]. Komentarze Kościuszki okazały się aż nazbyt prawdziwe. Legionów nigdy nie użyto do celów związanych z walką o niepodległość Polski. Pierwszy Legion został w 1799 roku zdziesiątkowany przez Suworowa w bitwie nad Trebbią; drugi — pod Marengo w roku 1800; Legia Naddunajska natomiast — wkrótce potem pod Hohenlinden.
Rezerwy odkomenderowano do akcji pacyfikacyjnych w okupowanych Włoszech, a w latach 1802—03 przyłączono je do ekspedycji wysłanej w celu stłumienia powstania murzyńskich niewolników na San Domingo. Żołnierze, którzy zaciągnęli się do służby w Legionach w nadziei na wyzwolenie Polski, znaleźli się na Karaibach w roli narzędzi kolonialnego ucisku. Umierali tysiącami na gorączkę bagienną, aż wreszcie garstka niedobitków poddała się Brytyjczykom. Zapanowało ogólne rozczarowanie. W 1801 roku w Luneville Napoleon zawarł pokój ze swoimi wrogami i wszelka agitacja na rzecz sprawy polskiej została natychmiast zakończona. Po pierwszej fali entuzjazmu wielu Polaków porzuciło wszelką nadzieję na ratunek za sprawą Napoleona. W kręgach arystokracji blask perspektywy przymierza z Francją przyćmiewała wiążąca się z nią groźba rewolucji społecznej. W Warszawie nie zapominano o zaletach sprawnej pruskiej administracji. W Petersburgu polityka zagraniczna dostała się pod kontrolę polskiego arystokraty, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego (1770—1861), który snuł własne plany odbudowania zjednoczonej Polski pod egidą nowego cara, Aleksandra I[247].
W tej sytuacji sprawy Polski zostały całkowicie podporządkowane rywalizacji między Napoleonem a koalicją. Każde mające powstać państwo polskie stałoby się z konieczności bardziej wyrazem równowagi sił niż woli ludu. W 1805 roku szala przechyliła się zdecydowanie na korzyść Napoleona. Francuzi zajęli Wiedeń. Armia rosyjska przemaszerowała przez ziemie polskie z jednego końca na drugi tylko po to, aby 5 grudnia 1805 r. ponieść wraz ze swymi austriackimi sprzymierzeńcami całkowitą klęskę w bitwie pod Austerlitz. 14 października 1806 r. pod Jena i Auerstadt rozbito w perzynę Prusaków. Zajęto Berlin. W listopadzie Louis Davout zdobył Poznań, Joachim Murat wszedł do Warszawy. Mocarstwa rozbiorowe zostały rozłożone na obie łopatki. Dąbrowskiego i Wybickiego — starych żołnierzy — skłoniono do wydania Odezwy do narodu polskiego. Gen. Józef Zajączek (1752—1826) przystąpił do formowania Legii Północnej, kolejnego polskiego legionu. Księcia Józefa Poniatowskiego namówiono do przyjęcia — po wielu wahaniach — dowództwa nad nowymi polskimi siłami zbrojnymi. Pierwsza wizyta Napoleona w Warszawie 19 grudnia 1806 roku doprowadziła do utworzenia Komisji Rządzącej, na której czele stanął Stanisław Małachowski, były marszałek Sejmu Wielkiego. Mimo to nie padła ani jedna aluzja na temat ostatecznych planów cesarza. W roku 1807 kampania przeciwko Rosjanom i Prusakom na Pomorzu i w Prusach Wschodnich nie przyniosła żadnych wskazówek co do jej celów politycznych. Po stoczonej w lutym 1807 r. nie rozstrzygniętej bitwie pod Iławą oraz po brawurowej obronie Kołobrzegu przez feldmarszałka Gneisenau Napoleon gotów był przekazać wszystkie swoje polskie zdobycze z powrotem w ręce Prus. Nawet po ostatecznym odparciu Rosjan w czerwcu w bitwie pod Frydlandem negocjacje z carem rozpoczynał z wyraźnym zamiarem przehandlowania Polski w zamian za inne ustępstwa terytorialne. Ale car odmówił zgody. Utworzenie Księstwa Warszawskiego pod auspicjami Francji, potwierdzone traktatem zawartym w Tylży w lipcu 1807 roku, wynikło z odmowy cara w sprawie objęcia zarządu nad ziemiami pruskiej Polski. Także przy tej okazji — jak przy wielu innych — o losie ziem polskich zadecydowali obcy negocjatorzy działający wyłącznie z myślą o własnych interesach. W oczach Polaków był to czwarty rozbiór.
Tereny Księstwa wykrojono z ziem zaboru pruskiego. W jego skład weszły południowe Prusy (Mazowsze i Wielkopolska) bez Gdańska, który uzyskał status Wolnego Miasta, i Prusy Nowo-Wschodnie bez okręgu białostockiego, który oddano Rosji. W 1809 roku, w wyniku wojny z Austrią, powiększono je o Kraków i „zachodnią Galicję” (Lublin, Zamość). W okresie swego największego zasięgu terytorialnego obszar Księstwa wynosił około 154 000 km2; liczyło 4,3 miliona mieszkańców, z których 79% stanowili Polacy, 7% zaś — Żydzi. Przy najlepszych chęciach można by je określić mianem kadłubowego państwa polskiego — bez dostępu do morza i bez żadnych szans na zjednoczenie wszystkich ziem polskich.
Nazwy „Polska” starannie unikano. (Patrz Mapa 7).
Mapa 7. Księstwo Warszawskie (1807—1815)
Francuską konstytucję Księstwa — powstałą przy znacznym udziale polskiej strony — podpisał Napoleon 21 lub 22 lipca 1807 roku w Dreźnie. Fryderyk August, król saski, został mianowany dziedzicznym księciem. Jego władzę określono niejednoznacznie jako „absolutną, pod protektoratem Związku Reńskiego”.
Fryderyk August był człowiekiem rozważnym i mówił po polsku, w Warszawie jednak pokazał się zaledwie cztery razy. On sam lub wicekról sprawował pełną władzę wykonawczą za pośrednictwem pięciu ministerstw, których dyrektorzy stanowili Radę, oraz prefektów stojących na czele sześciu, a później dziesięciu departamentów. Sejm miał być dwuizbowy, z mianowanym senatem i wybieralną izbą poselską; ministrowie nie mieli obowiązku zdawania mu sprawozdań ze swoich czynności. Podobnie jak działalność rad okręgowych poszczególnych prowincji, działalność ciał ustawodawczych miała być zredukowana do roli doradczej.
Niezależne sądy miały funkcjonować w oparciu o Kodeks Napoleoński. Językiem urzędowym miał być język polski.
W ramach tego systemu, przy stałej nieobecności monarchy, Prezes Rady Ministrów, światły Stanisław Kostka Potocki (1755—1821), oraz jego pięciu mianowanych kolegów mieli spore pole manewru. Politykę wybitnych członków Rady — księcia Józefa Poniatowskiego (1763—1813) w ministerstwie wojny, Stanisława Brezy (1752—1847), przede wszystkim zaś ministra sprawiedliwości — hrabiego Feliksa Łubieńskiego (1758—1848) — ograniczała nie tyle formalnie obowiązująca konstytucja, ile przeciągająca się obecność w mieście marszałka Davouta z 30 000 saskich żołnierzy oraz czujna troska francuskich rezydentów — Etienne’a Vincenta, Jeana Serry, Louisa Bignona i — od r. 1809 — wścibskiego arcybiskupa Dominique’a de Pradta.
Konstytucja wprowadzała radykalne zmiany w dziedzinie spraw społecznych. Artykuł 4, który zawierał stwierdzenie, że „wszyscy obywatele są równi w obliczu prawa”, jednym posunięciem obalał dawny system stanowy. Cztery proste słowa — „L‘esclavage est aboli” („znosi się niewola”) — kładły kres pańszczyźnie jako instytucji uświęconej przez prawo. Pociągnęły one jednak za sobą duże zamieszanie. Prawne przywileje szlachty nie zostały w sposób jednoznaczny uchylone, sama zaś konstytucja nie miała bezpośredniego wpływu na zmianę jej dominującej roli w społeczeństwie. Doraźnie sytuacja chłopów w gruncie rzeczy uległa pogorszeniu. Mimo dekretu o ziemi z 21 grudnia 1807 roku, który regulował sprawę stosunków między właścicielem a dzierżawcą, poczucie bezpieczeństwa byłego chłopa pańszczyźnianego znacznie się zmniejszyło. Niewielką pociechą była dla niego świadomość, że może teraz podpisać nową umowę ze swym byłym panem czy nawet zaskarżyć go w sądzie, skoro czyniąc to, ryzykował natychmiastową eksmisję wraz z utratą domu, ziemi i pracy. Na razie więc jedynym miejscem, dokąd mogli się udać nowo wyzwoleni chłopi, było wojsko.
Emancypacja w dziedzinie religii okazała się równie złudna. Konstytucja przywracała Kościołowi rzymskokatolickiemu status religii państwowej. Wydane w 1808 roku dekrety w sprawie Żydów zawieszały pełne prawa obywatelskie, uzależniając ich przywrócenie od wzrostu asymilacji ludności żydowskiej.
Rzeczywiste cele powołania do istnienia Księstwa uwidoczniły się najlepiej w sferze wojskowości i finansów. Bez względu na wszelkie gesty w kierunku liberté, egalité czy nawet fraternité pozostaje niewiele wątpliwości co do tego, że celem utworzenia Księstwa było zmobilizowanie jak największej liczby żołnierzy i jak największych sum pieniędzy na potrzeby całego cesarstwa napoleońskiego.
W 1808 roku wprowadzono powszechny pobór żołnierzy. Wszyscy mężczyźni w wieku od 20 do 28 lat byli powoływani do wojska na sześć lat. Wojsko, które stopniowo rozrosło się z 30 000 żołnierzy w 1808 roku do ponad 100 000 w roku 1812, pochłaniało ponad dwie trzecie dochodu państwa. Między dowodzących nim generałów rozdzielono hojne dary ziemi, podczas gdy tabuny przymusowych robotników trudziły się nad ulepszaniem urządzeń wojskowych. Do prac przy odbudowie fortecy w Modlinie zmobilizowano dwadzieścia tysięcy chłopów.
W 1812 roku liczebność oddziałów stacjonujących w Polsce na koszt Księstwa osiągnęła prawie milion żołnierzy. W zamian za swój polski mundur obywatel otrzymywał solidne opodatkowanie na pruską modłę oraz obojętność władz na modłę rosyjską; oczekiwano też od niego, że odda życie za francuskiego cesarza, walcząc pod rozkazami niemieckiego króla.
Najjaskrawszym przykładem wyzysku, jaki Napoleon uprawiał wobec Księstwa Warszawskiego, było szokujące oszustwo w sprawie tak zwanych „sum bajońskich”. Według konwencji podpisanej we francuskim uzdrowisku Bayonne w 1808 roku, rząd francuski zrzekał się prawa do dawnej własności państwa pruskiego, sprzedając ją za sumę 25 milionów franków, płatnych w krótkim okresie czterech lat. W ten sposób polski podatnik musiał poświęcić niemal 10% budżetu na wykupienie hipotek, budynków i wyposażenia, które zaledwie 12 lat wcześniej zabrali mu Prusacy, a które dostały się w ręce Francuzów jako wojenna zdobycz. Hojność nie wchodziła tu więc w grę[248].
Tymczasem triumfalne fanfary wzywały Polaków pod wojenne sztandary. Po trwającym całe pokolenie okresie bezgranicznych upokorzeń nie brakowało młodych ludzi zdecydowanych dowieść na polu walki znajomości wojennego rzemiosła. Od brawurowej polskiej Chevaux-Legers z Gwardii Cesarskiej po nowoutworzone pułki wojsk Poniatowskiego, od wyżyn Półwyspu po niziny Rosji, waleczność Polaków ruszyła w pochodzie jak nigdy od czasów Sobieskiego.
30 listopada 1808 roku Napoleon zatrzymał się u bram Madrytu. Dalszą drogę odcięła mu jedna jedyna hiszpańska dywizja, broniąca wąskiego wąwozu Somosierra, wiodącego na wysoki płaskowyż, na którym rozciąga się hiszpańska stolica. Szesnaście armat wstrzymywało pochód 50 000 żołnierzy. Po kilku próbach przebicia się przy pomocy piechoty rozkaz „do ataku” wydano pierwszemu oddziałowi szwoleżerów. Trzystu jeźdźców z Księstwa Warszawskiego pod wodzą Jana Kozietulskiego posłuchało rozkazu. W osiem minut później ci, którzy ocaleli, ukazali się trzysta metrów wyżej u szczytu wąwozu w odległości dwóch kilometrów od pełnego podziwu cesarza. Zdobyto wszystkie armaty. Opór Hiszpanów przełamano. Zdobyto Madryt. Odtąd opowieści o szarży spod Somosierry budziły w Warszawie takie same reakcje, jak w Londynie opowieści o szarży lekkiej brygady[249]. Uważano, że kwiat młodzieży polskiego narodu zginął w odległej ziemi w imię jednego brawurowego gestu. W rzeczywistości bezprzykładne poświęcenie tamtej garstki ludzi utorowało drogę całej armii[250].
W kampanii roku 1809 Polacy byli zainteresowani w sposób bardziej bezpośredni. Księstwo Warszawskie wytrzymało cały napór ataku Austriaków, a jego wojsko, wyróżniło się bojowym męstwem. Arcyksiążę Ferdynand d’Este wkroczył z Galicji na czele 25 000 żołnierzy i mimo odporu, jaki mu dano w bitwie pod Raszynem 19 kwietnia, przedarł się do Warszawy. Ale Poniatowski nie ustąpił z pola bitwy. Seria wypadów kawalerii w głąb terytoriów austriackich — na Sandomierz, Zamość i Lwów — podkopała pozycję arcyksięcia. Gdy w lipcu nadeszły wiadomości o zwycięstwie Napoleona pod Wagram, Poniatowski był o krok od wkroczenia do Krakowa. Przez te wszystkie miesiące zdołał przechytrzyć nie tylko przeważające siły Austriaków, ale także niesłychane postępowanie swych rosyjskich „sprzymierzeńców”, którzy — przerażeni groźnym widmem zmartwychwstającej Polski — energicznie próbowali mu przeszkodzić. Na mocy traktatu podpisanego w Schönbrunn Księstwo otrzymało nagrodę w postaci Krakowa i zachodniej Galicji, podczas gdy Rosja uraczyła się okręgiem tarnopolskim. Pierwszy raz od czasu rozbiorów polskie wojsko stanęło do walki pod polskimi rozkazami i zdołało zjednoczyć dwie ważne części rozdartych polskich ziem. Odżyły patriotyczne nastroje. Na nowo odrodziła się nadzieja. Polacy z Litwy przepływali Niemen, aby uciec z Rosji i zaciągnąć się do wojsk Księstwa. Przybywali Polacy z zaborów pruskiego i austriackiego, pomnażając jego szeregi; wszystkim oferowano obywatelstwo w służbie Księstwa. Przez krótki moment wydawało się, że naród polski ma szansę na odzyskanie panowania nad własnym losem.
Rok 1812 stał się początkiem zmierzchu napoleońskiej przygody. Dla Francuzów kampania w Rosji była po prostu kolejnym aktem rewolucyjnego imperializmu. Dla Rosjan stała się ostatecznym sprawdzianem integralności i trwałości ich cesarstwa. Jedynie dla Polaków była to wojna wyzwoleńcza. Kiedy 24 czerwca Grande Armée przekroczyła Niemen, większość jej żołnierzy wiedziała tylko tyle, że przekracza granicę cesarstwa rosyjskiego. Ale tysiące idących w jej szeregach Polaków zdawało sobie sprawę z tego, że wkracza na historyczne ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Maszerując w kierunku Wilna wiedzieli, że niszczą barierę, która przez minione dwadzieścia lat oddzielała od siebie dwie części dawnej Rzeczypospolitej. Prawdą jest, że Napoleon nie składał żadnych konkretnych obietnic. Chociaż lubił używać na określenie kampanii nazwy „druga wojna polska”, jego rzecznik, książę Bassano, był tylko gotów stwierdzić, że „całkowita restauracja Polski jest jednym z możliwych sposobów zakończenia konfliktu”. Po stronie litewskiej oczekiwania gwałtownie wzrosły.
Wielu magnatów nadal popierało cara w obawie przed zamieszkami społecznymi. Ale masy ludności z gorączkową niecierpliwością oczekiwały nadejścia godziny swojego wyzwolenia. Adam Mickiewicz, który jako czternastoletni chłopiec był świadkiem tych wydarzeń, opiewał atmosferę owych dni w podniosłych tonach:
O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny;
(…)
Bo już bocian przyleciał do rodzinnej sosny
I rozpiął skrzydła białe, wczesny sztandar wiosny;
A za nim, krzykliwymi nadciągnąwszy pułki,
Gromadziły się ponad wodami jaskółki
(…)
W wieczór słychać w zaroślach szept ciągnącej słomki,
I stada dzikich gęsi szumią ponad lasem,
I znużone na popas spadają z hałasem,
A w głębi ciemnej nieba wciąż jęczą żurawie.
Słysząc to nocni stróże pytają w obawie,
Skąd w królestwie skrzydlatym tyle zamieszania,
Jaka burza te ptaki tak wcześnie wygania.
Aż oto nowe stada, jakby gilów, siewek
I szpaków, stada jasnych kit i chorągiewek
Zajaśniały na wzgórkach, spadają na błonie:
Konnica! dziwne stroje, nie widziane bronie,
Pułk za pułkiem, a środkiem, jak stopione śniegi,
Płyną drogami kute żelazem szeregi;
Z lasów czernią się czapki, rzęd bagnetów błyska,
Roją się niezliczone piechoty mrowiska.
(…)
Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą
Płyną; na niebie górą tu i ówdzie łuny,
Ziemia drży, słychać, biją stronami pioruny. —
Wojna! wojna! Nie było w Litwie kąta ziemi,
Gdzie by jej huk nie doszedł; pomiędzy ciemnemi Puszczami chłop, którego dziady i rodzice
Pomarli, nie wyjrzawszy za lasu granice,
Który innych na niebie nie rozumiał krzyków
Prócz wichrów, a na ziemi prócz bestyi ryków,
Gości innych nie widział oprócz spółleśników, —
(…)
Żubr, brodacz sędziwy,
Zadrżał we mchu, najeżył długie włosy grzywy,
(…)
Zląkł się i uciekł w głębszym schować się ukryciu.
(…)
O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,
Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!
O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca
Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca,
Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!
Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna!
Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu[251].
Linijki te odmalowują tło jednej z najsłynniejszych scen polskiej literatury pięknej — „ostatniej staropolskiej biesiady” w Soplicowie, gdzie wszystkie dworskie kłótnie i zwady zostają zakończone zgodą i wszyscy wznoszą kielichy w szlacheckim toaście „Kochajmy się”. Głównym elementem bankietu jest wirtuozerski koncert gry na cymbałach, zaimprowizowany na cześć generała Dąbrowskiego przez starego Żyda Jankiela:
Aż gdy na Dąbrowskiego starzec oczy zwrócił,
Zakrył rękami, spod rąk łez potok się rzucił:
„Jenerale, rzekł, Ciebie długo Litwa nasza
Czekała — długo, jak my Żydzi Mesyjasza,
(…)
Mówiąc ciągle szlochał,
Żyd poczciwy Ojczyznę jako Polak kochał!
Dąbrowski mu podawał rękę i dziękował,
On, czapkę zdjąwszy, wodza rękę ucałował[252].
Polaków było w szeregach Grande Armée niemal 100 000. Trzydzieści pięć tysięcy liczył Korpus Piąty Polski generała Poniatowskiego — jedyna formacja narodowa wśród całej żołnierskiej zbieraniny. Szli w awangardzie i 28 czerwca 1812 r. wkroczyli do Wilna, gdzie ustanowiono Komisję Rządzącą z Holendrem, generałem Dirkiem Van Hogendorpem na czele. Do Smoleńska dotarli w sierpniu.
Walczyli pod Borodino. We wrześniu wkroczyli do Moskwy. Dokładnie w dwieście lat od podpalenia stolicy Rosji przez Gosiewskiego oglądali znów miasto w płomieniach. W Warszawie, na spotkaniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk poeta Kajetan Koźmian odczytał odę o zniszczeniu Moskwy:
Gdzie jest ten potwór natury,
Ten olbrzym, postrach narodów.
Po spotkaniu Stanisław Staszic wziął Koźmiana na bok, radząc, aby wydanie ody odłożył do momentu zakończenia wojny. „Olbrzym jeszcze stoi i walczy”, powiedział[253].
I rzeczywiście. Car nie poprosił o pokój. W październiku rozpoczął się straszliwy odwrót. Zadymki, grasujący w poszukiwaniu łupu chłopi, Kozacy, odmrożenia i głód bezlitośnie przerzedzały szeregi wojska. Lekka kawaleria pod dowództwem nieustraszonego Pawła Jerzmanowskiego została wyznaczona do ochrony tyłów. Pod Smoleńskiem i nad Berezyną padły tysiące. W grudniu Napoleon przejechał przez Warszawę, w drodze do Paryża, w absolutnym milczeniu. Nie odwiedził Walewskiej, której nie pozostało nic innego, jak jechać za nim do Paryża, a potem na Elbę. W dwa tygodnie później nadciągnęły pierwsze niedobitki V Korpusu: jeden generał, dwunastu oficerów i 124 żołnierzy. Ogółem, ze 100 000 Polaków, którzy pół roku wcześniej przekroczyli Niemen, ocalało 20 000. Warszawy nie dało się obronić. W lutym 1813 zjawiła się armia rosyjska. Ustanowiono tymczasową
Radę Najwyższą z generałem Wasylem Łanskojem na czele; jego zastępcą mianowany został Nikołaj Nowosilcow. Przez następne dwa lata Księstwo Warszawskie traktowane było jako carski protektorat, oczekujący na decyzję zwycięzców.
Ostatniego czynu niepodległej woli dokonał na rzecz Księstwa Józef Poniatowski. Odrzucając propozycję łaski ze strony Rosjan, zdecydował się walczyć aż do końca u boku Napoleona. Zebrał wszystkie rezerwy swego wojska i wycofał się do Niemiec. Jego kres nadszedł wraz z Bitwą Narodów pod Lipskiem, 19 października. Oddziały polskie, otoczone w zakolu Elstery przez siły pruskie i rosyjskie, dostały się w sam środek odwrotu wojsk francuskich. Śmiertelnie raniony trzema kulami, Poniatowski z pogardą odrzucał wszystkie propozycje kapitulacji lub odwrotu. Spiąwszy konia ostrogami, pod gradem snajperskich pocisków popędził ku rzece i zniknął, porwany jej nurtem[254].
Śmierć Poniatowskiego przytacza się często jako kolejny przykład samobójczej odwagi Polaków. W gruncie rzeczy jednak było to logiczne następstwo niemożliwej do zniesienia sytuacji. Jak wielu swych rodaków, Poniatowski długo się wahał, zanim się zdecydował postawić swój los na Francuzów. Służba w armii Napoleona wymagała od niego bolesnej zmiany orientacji i systemu lojalności. Wiązała się z długimi latami poświęceń i przelewu krwi. Raz jeszcze zmienić front — tak jak to uczynił jego pan, król saski — okazało się nazbyt wielką udręką dla człowieka bezgranicznie znużonego i uczciwego. Jak reszta pokolenia, do którego należał, miał nadzieję; walczył; służył; a spokój znalazł dopiero w szlachetnej klęsce.