27

A gdy pijani potęg zwidem

Język na świat rozpuścim wolno

I za nic mając Twoje imię

Jak pogan plemię bez praw, podłe

Panie Zastępów, bądź wciąż z nami

Bo zapomnimy — zapominamy!

Rudyard Kipling

Pieśń na wyjście (1897)


Okolice Dillard, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
14:27 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, sobota, 26 września 2009

Major Mitchell popatrzył na chorążego, która wystawiła głowę z włazu.

— Możemy już zacząć strzelać? — spytał.

Major był odmłodzony; dawno temu jako świeżo mianowany oficer uczył się walczyć z Sowietami w Fulda Gap. Po pierwszym wstrząsie doszedł do wniosku, że obecna sytuacja wcale nie tak bardzo różni się od tamtej. Stosunek liczebności pozostawał mniej więcej ten sam; lądowników było około czterdziestu, a oni byli sami. Doskonale.

Technikę walki z takimi siłami miał wyćwiczoną bezbłędnie: strzał i odskok. Trochę jak w boksie: wyprowadzenie porządnego, dobrze wymierzonego ciosu, a potem odskok, żeby kontra trafiła w pustkę. Oczywiście na wojnie dobrze było mieć wokół przyjaciół, dlatego Armia nazywała ten manewr „strzał, odskok i porozumienie”. Major Mitchell ćwiczył to przez większą część swojego dorosłego życia. Umiał zadawać proste, bić hakiem i miał dobrą pracę nóg. Zanosiło się na łatwiznę.

Jaaasne.

Przez ostatnie kilka miesięcy bezustannie ćwiczyli. Załogę skompletowano, zanim jeszcze SheVa została zmontowana, i cały zespół zaczął pracować na symulatorach w Fort Knox. Pierwsze natarcie wytrąciło majora — wszystkich wytrąciło — z równowagi, ale przypomniał sobie, jak ktoś kiedyś mu powiedział, że zaskoczenie to stan umysłu dowódcy. Trzeba je tylko od siebie odsunąć i zagrać kartami, jakie się dostało.

A więc nadeszła pora, aby zrobić to, do czego przygotowywał się prawie całe życie. To była dziwna chwila; nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać.

— Tak jest, sir — odparła Indy, wsuwając się na swój fotel i zapinając pasy. — Zdjęłam blokadę; lidar i działa powinny już móc się obracać.

— Nienawidzę tego mechanicznego potwora — zaklął Pruitt, wyłażąc z włazu i zatrzaskując go. — Potrzeba nam więcej ludzi w maszynowni. Albo Riffa.

— Maszynownia?

— Gotowa — powiedziała Indy. — Wszystko gra.

— Kierowca?

— Gotowy — powiedział Reeves. — Możemy jechać.

— Działonowy?

— Gotowy. — Pruitt wsunął się na miejsce i zapiął pasy. — Bun-Bun gotowy skopać Posleenom tyłki.

Mitchell włączył ekrany stanowiska dowódcy.

— Zrzucić kamuflaż, zobaczmy, co my tu mamy.


* * *

— Tulo’stenaloorze, umocnienia zniszczone, a ludzie uciekają — powiedział Orostan. — Kompanie wsparcia zaczęły zbierać thresh i broń, którą da się odzyskać.

To była kolejna innowacja. Normalnie każdy kessentai kazałby swoim siłom zbierać łupy w marszu. Tulo’stenaloor położył temu kres. Niezależnie od tego, jak sprawnie dany oddział to robił, zawsze spowalniał resztę. Jednostki przechodzące przez Gap musiały maszerować w stałym, równym tempie, a nie zatrzymywać się na zbieranie łupów. Dlatego do oczyszczenia pobojowiska wyznaczono specjalne oddziały pod dowództwem cosslainów i kenstainów.

— Przemarsz przez przejście idzie dobrze. Ruszamy w stronę następnego celu.

— Zgoda — powiedział przez komunikator Tulo’stenaloor. — Poszło bardzo dobrze.

— Strata większości tenarali i dwóch okrętów to „bardzo dobrze”? — zaprotestował Orostan.

Tulo’stenaloor machnął z rozbawieniem grzebieniem.

— Wciąż zapominam, że nigdy dotąd nie walczyłeś z ludźmi. Poszło, łatwo. Bój się tego, co czeka na nas w głębi doliny. Metalowi threshkreen niedługo tu będą, jestem tego pewien. A inni ludzie będą po drodze naprzykrzać się nam na różne sposoby. Zignoruj ich, trzymaj się wyznaczonego zadania i nie przejmuj się napotykanym oporem.

— Będę to miał na uwadze — powiedział Orostan, rozkazując za pośrednictwem monitora komunikacyjnego wyruszyć w głąb doliny. — Tak czy inaczej, zwycięstwo mamy już w rękach.

— O tak — stwierdził Tulo’stenaloor. — Mamy. Nic nas już nie powstrzyma.


* * *

— Mam sześć lądowników, sir — zawołał Pruitt. — Pięć Minogów, jeden C-Dek. Nie wiem, gdzie jest reszta.

, To miał być jego pierwszy „prawdziwy” strzał. Strzelał już w symulatorze w Roanoke, ale powiedziano mu, że z prawdziwymi pociskami i SheVami będzie inaczej. Samobieżne działa, przy całej swojej olbrzymiej masie, są o wiele wrażliwsze na wstrząsy wystrzałów.

— Pewnie na ziemi — powiedział major Mitchell, zaznaczając na monitorze odpowiednie cele. — Zdejmij tego i tego — powiedział, podświetlając je. — A potem wynosimy się z Dodge.

— Tak jest, sir — powiedział Pruitt i wycelował działo w C-Deka wiszącego niemal bezpośrednio nad dawnym Mountain City. Był zdenerwowany. Za chwilę 2robią z siebie jeden wielki cel, a los SheVa Czternaście udowodnił aż nazbyt dobitnie, że nie są nieśmiertelni. Pozostanie przy życiu będzie zależeć od tego, czy trafią w te cholerne manewrujące okręty, a to nie było łatwe. Na dodatek to był jego pierwszy prawdziwy strzał. Dlatego kiedy czekał prawie sekundę, aż C-Dek rozbłyśnie zieloną obwódką, miał wyschnięte usta i spocone dłonie. Ale robił, co do niego należało, i zamierzał, na Boga, pokazać tym draniom, że przybył Bun-Bun.

— CEL!

— Potwierdzam!

— POSZŁO! — zawołał działonowy i wdusił spust. Efekt przypominał wrażenie siedzenia w wielkim dzwonie, w który właśnie uderzył jakiś olbrzym. Centrum dowodzenia było solidnie wygłuszone, ale strzał spowodował nie tyle dźwięk, co jakąś przepotężną obecność, która rozeszła się po ciałach załogi i wstrząsnęła olbrzymim czołgiem jak domkiem z kart. To było najbardziej przytłaczające, przerażające i podniecające uczucie, jakiego Pruitt kiedykolwiek doświadczył; uczucie, że panuje nad Siwą, Bogiem Zniszczenia.

— Trafiony! — zawołał major Mitchell, kiedy jeden z lądowników zatrzymał się w miejscu i spadł jak kamień. Za kilka lat, kiedy ostygnie, będzie z niego ładny pomnik. Teraz major umieścił kółko celownika na Minogu nad zachodnią doliną. — Drugi cel!

— CEL!

— Potwierdzam!

— POSZŁO!


* * *

Cally schyliła się i zawróciła. Korytarz był wydrążony w samym sercu wzniesienia za domostwem O’Nealów. Kiedy pierwszy Michael O’Neal osiadł na tych wzgórzach, był tylko jednym z wielu poszukiwaczy ogarniętych gorączką złota. Szybko jednak doszedł do wniosku, że może więcej zarobić, sprzedając bimber innym górnikom niż kopiąc, i że posiadanie tajnej drogi ucieczki przed agentami urzędu podatkowego bardzo się opłaca.

Kolejne pokolenia wzięły sobie do serca lekcje pierwszego Michaela O’Neala i raz na jakiś czas ulepszały ową tajną drogę ucieczki, wydłużały ją i wyposażały. Jeden tunel prowadził do szybu kopalni, stanowiącego centrum kompleksu, drugi korytarz prowadził z powrotem do domu, do piwnicy, a trzy inne do różnych wyjść.

Podczas zimnej wojny szyb przerobiono na prawdziwy schron przeciwatomowy, zastępując oryginalne drewniane stemple solidnymi stalowymi. Był w stanie wytrzymać niedaleką eksplozję atomową. Schron został wyposażony w odnawiane co jakiś czas zapasy, które starczyłyby na trzy lata niemal zupełnego odcięcia od świata.

Cally otworzyła wewnętrzne drzwi do szybu i obejrzała się za siebie.

— Pospiesz się, dziadku! — zawołała.

— Gotowe — odkrzyknął. — Już idę… — I nagle świat rozbłysnął bielą.


* * *

— JASNA CHOLERA! — krzyknął Pruitt, kiedy wszystkie ekrany poczerniały, a potem zamigotały i znów ożyły. — Co to jest, do cholery?!

Nad zachodnią doliną Gap unosił się olbrzymi grzyb eksplozji, a wszędzie dookoła wybuchały pożary. Zasięg zniszczeń był większy niż po wybuchu SheVy, a lądowników wcale nie było widać.

— Trafienie totalne! — zawołał major Mitchell. — Wynosimy się stąd, Schmoo!

— Jak to się, do cholery, stało, sir? — spytał Pruitt, kiedy doszła do nich fala uderzeniowa. — No, nieźle!

— Posleeńskie okręty używają antymaterii jako źródła energii — powiedziała Indy. — Pewnie udało ci się trafić w ich zbiornik paliwa. Widziałam schematy; ciężko je trafić, a jeszcze trudniej przebić. Gratulacje. Impuls elektromagnetyczny zniszczył mi część systemów, ale to nic poważnego; większość naszego sprzętu jest wytrzymała, a impuls nie był znów tak mocny.

— Jeszcze parę takich strzałów i w ogóle nie będziemy musieli martwić się o lądowniki! — powiedział Pruitt, poklepując swój panel kontrolny. — Dobry Bun-Bun, dobry królik. ANTYMATERIA WAM W RYJ, POSLEENIAKJ!


* * *

Orostan z jeżył grzebień i wrzasnął, kiedy fala uderzeniowa zakołysała jego C-Dekiem.

— SKĄD ON SIĘ TAM WZIĄŁ?!

— Musiały być dwa — powiedział Cholosta’an, opuszczając z rezygnacją grzebień. — Dobrze, że byliśmy na ziemi.

— ESTUUU! — krzyknął rozwścieczony oolt’ondai.

— Nie było żadnych raportów, oolt’ondai — warknął kessentai. — Nic. Musiał dopiero co zająć tę pozycję! Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekał. Całe szczęście, że nie byliśmy wszyscy w powietrzu.

— Ale teraz będziemy — prychnął Orostan. — Wszystkie okręty w górę! Znaleźć mi to przeklęte działo i zniszczyć je! Tenarale, naprzód! Znaleźć je, zniszczyć, jeżeli zdołacie, a przynajmniej zlokalizować i okaleczyć! Naprzód!


* * *

— Do wszystkich stacji w sieci. Tu SheVa Dziewięć — wzywał major Mitchell. Częstotliwość ta była przeznaczona dla jednostek do zwalczania lądowników. Szansa, że ktoś akurat będzie na nasłuchu, była cholernie mała, ale gdyby jednak w zasięgu strzału była jakaś inna SheVa, jej pomoc bardzo by się przydała. — Do wszystkich jednostek. Tu SheVa Dziewięć.

Oczywiście po stracie Czternastki pozostało tylko czterdzieści dział SheVa; major dobrze wiedział, że najbliższe stacjonuje w Asheville, ale wzywanie pomocy było o wiele lepsze od obgryzania paznokci.

— SheVa Dziewięć, tu Whisky Trzy Pięć — odezwał się kobiecy głos. — Mówcie.

— Cofamy się w górę doliny Little Tennessee — powiedział Mitchell, kiedy czołg okrążył Hickory Knoll. Punkt ostrzału numer dwa znajdował się na szczycie tego wzniesienia, ale major musiał schować się za nim przed Minogami i C-Dekami, które bez wątpienia ich ścigały. Nie martwił się jednak o lądowniki. — Nawiązaliśmy kontakt z około czterdziestoma lądownikami obu typów. SheVa Czternaście została zniszczona przez jakiś latający czołg. Nie mam na pokładzie niczego, czym mógłbym się bronić; przydałby nam się jakiś ogień osłonowy, jeżeli ktoś u was ma coś przydatnego. Z jaką jednostką rozmawiam?

— SheVa Dziewięć, zaczekajcie — odparł głos. Major przejrzał listę kodów, ale nie miał żadnej jednostki przeciwlotniczej o kryptonimie Whisky Trzy Pięć. Ponieważ z lądownikami mogły mierzyć się właściwie tylko czołgi SheVa, reorganizacje, przetrwało bardzo niewiele innych jednostek; większość personelu przeniesiono do regularnych sił.

— SheVa Dziewięć, tu Whisky Trzy Pięć — odezwał się inny, pewniejszy kobiecy głos. — Jesteśmy jednostką Wrzeszczących Bachorów przy Dowództwie Wschód. Mamy rozkaz ruszać i nawiązać bezpośredni kontakt ogniowy z siłami Posleenów. Podajcie swoją sytuację i położenie, Odbiór.

— UTM17 379318W 395663Pn. Mamy nawiązany kontakt z około czterdziestoma lądownikami różnych kształtów i typów. Z nimi dalibyśmy sobie radą, ale pojawił się tu jakiś nowy rodzaj latających czołgów, strasznie upierdliwych. Myślę, że Wrzeszczące Bachory to dokładnie to, co zaleca w takich sytuacjach pan doktor. Odbiór.

— Potwierdzam, SheVa Dziewięć — powiedział głos. — Wysyłam informację do Wschodu. Dopóki nie podejmą decyzji, zmieniam cel zadania na wsparcie SheVy. Zróbcie tylko coś dla mnie.

— Co takiego?

— Nie wypierdolcie w powietrze.


* * *

— Pani prezydent, to nie jest kwestia tego, czy zgodzi się pani na użycie broni atomowej — powiedział spokojnie Homer. Jego spokój nikogo jednak nie zwiódł; generał uśmiechał się jak tygrys. — Chodzi tylko o to, kiedy pani się zgodzi. Jak zauważył major O’Neal, oficer Floty skierował do pani uzasadnioną prośbę, a traktat zobowiązuje panią, by tę prośbę spełnić.

— To nie jest takie oczywiste, generale — powiedziała Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego. Oprócz niej w wideokonferencji brały udział cztery inne osoby, i należało się spodziewać, że każda z nich będzie miała coś do powiedzenia. Z sensem albo bez. — Mamy obowiązek spełniać wszystkie wojskowe żądania, o ile jesteśmy w stanie dostarczyć potrzebne materiały, jednak zgoda na uwolnienie potencjału atomowego jest, zgodnie z tradycją, żądaniem politycznym, a nie wojskowym. Dlatego też wcale nie jest powiedziane, że musimy je spełnić.

— Mam też pewne wątpliwości co do zasadności tego żądania — powiedział Najwyższy Dowódca. Były Dowódca Piątej Armii został awansowany na miejsce generała Taylora i wciąż odczuwał brak uznania. Bez wątpienia Dowódca Armii Kontynentalnej podlegał mu, ale z drugiej strony wielu Judzi uważało, że Homer nie został awansowany na Najwyższego Dowódcę tylko dlatego, że nikt nie śmiał odebrać mu DOWARKONu. Piąta Armia z kolei praktycznie już nie istniała, wiec jej były dowódca miotał się, nie mając niczego do roboty.

— Major O’Neal żąda bezpiecznej strefy lądowania. Bardzo dobrze, niech ląduje poza rejonem Rabun i przypuści szturm z Czarnej Góry. Tak w końcu powinien wyglądać powietrzny desant; nie ląduje się prosto na celu, na litość boską!

— Do tego musimy rozważyć wpływ na ogólną sytuację, pani prezydent — wtrąciła rzecznik Białego Domu. — Kraj toczy walki na coraz to nowych frontach, więc nie powinniśmy raczej sprawiać wrażenia powstania paniki. Jeśli będzie wyglądało na to, że na południowym wschodzie przegrywamy — a będzie, jeżeli zgodzi się pani na użycie broni atomowej — ludzie poprą drugie ugrupowanie… Poza tym obcy muszą przedzierać się przez góry, a tam na pewno mogą poradzić sobie z nimi siły konwencjonalne.

— Dość tego — warkną! Homer. — Po pierwsze, to nie była prośba ani żądanie, tylko rozkaz. I to uzasadniony. Możecie to sobie interpretować jak chcecie, ale zapewniam, że to podpada pod paragrafy traktatu i że Darhelowie szybko przytną wam skrzydła, jeżeli zrozumiecie to inaczej. Zakładając, że zostanie jeszcze ktoś, kto będzie mógł z nimi dyskutować, bo jeśli nie powstrzymamy tej inwazji, wszyscy staniemy się KARMĄ DLA KONI. Po drugie, major O’Neal ma stuprocentową rację. Nie może zająć Gap bez usunięcia stamtąd Posleenów. A można to zrobić tylko i wyłącznie odpalając rakiety balistyczne ze środkowego zachodu. Bardzo się cieszę, że pani rzecznik ze swoim prawniczym doświadczeniem ze Stanford jest takim ekspertem od zagadnień wojskowych! Bo może mi powie, jak mam zatrzymać Posleenów, którzy stosują, taktykę lotniczą i przerzucają przez Gap sto tysięcy żołnierzy na godzinę. Mam jedną, powtarzam, JEDNĄ dywizję, która może stanąć im na drodze, a dywizja ta musiałaby zablokować wszystkie drogi wyjścia z rejonu. Co więcej, Posleeni najwyraźniej chcą przelecieć się wzdłuż linii frontu i zrobić kolejne wyłomy. Nie mam jednostek, nie licząc lokalnych bojówek antyrządowych, które mogłyby ich przed tym powstrzymać! Nie tylko Georgia ma problemy. Mamy ponad pięćdziesiąt tysięcy Posleenów w Shenandoah, siedzących na trzech nie dokończonych SheVach. Może pani rzecznik mi powie, co mam z tym zrobić? A jeśli nie potrafi, to proponuje:, żeby wsadziła MORDĘ W KUBEŁ. To nie jest kryzys polityczny, to KOSZMAR! I im szybciej wszyscy zrozumiecie, że nie grozi nam utrata może jednego miasta, a może jednej dywizji, tylko PRZEGRANIE WOJNY, tym szybciej zaczniemy działać. Musi pani pogodzić się z tym, pani prezydent, że należy użyć atomówek nie dlatego, iż chcemy, tylko dlatego, że musimy. Powinniśmy byli użyć ich w Rochester i za drugim razem w Roanoke, co znacznie zmniejszyłoby straty, jakie tam ponieśliśmy. Przez to, że ich pani nie użyta, straciłem prawdopodobnie całą dywizję żołnierzy. Ale teraz możemy wszyscy zginąć. Innego wyjścia nie ma. Mamy jeden batalion pancerzy wspomaganych. To jedyna jednostka, która może wykonać to zadanie, ale wyparuje w jednej chwili, jeżeli nie będzie miała dużej dziury, w którą będzie mogła wskoczyć. A to oznacza konieczność użycia atomówek. Nie zamierzam pozbyć się tych żołnierzy na darmo. Użyjemy atomówek jako pierwszego uderzenia, a potem będziemy je trzymać w pogotowiu, dopóki Posleeni nie zostaną wyparci z Gap. Jeśli wam się to nie podoba, możecie w TEJ CHWILI zabrać mi generalskie gwiazdki.

Zaperzony Najwyższy Dowódca otworzy! usta. aby odpowiedzieć, ale prezydent podniosła rękę.

— Naprawdę jest aż tek źle? — spytała.

— Pani prezydent — powiedział Najwyższy Dowódca. — Nie ma potrzeby…

Znów podniosła rękę. — Pytałam generała Homera.

— Tak, proszę pani — odparł generał. — Naprawdę jest aż tak źle. Z Gap prowadzi w głąb kraju wiele dróg. Nie mamy jak ich zamknąć. To… skomplikowane, ale nie mam dość sił, by zamknąć wszystkie drogi, którymi mogą pójść Posleeni. Jest ich po prostu za dużo. Mogą skręcić na zachód trasą 129 i zalać Chattanooga, a jeszcze wystarczy im sił na Knoxville i Asheville. Nie mogę ich wszystkich zatrzymać; wysłałem wojska do innych nagłych przypadków. A teraz Posleeni zaczynają też napierać na Appalachy. Muszę ich przytrzymać, żeby mieć czas na zebranie w rym rejonie wystarczających sił, aby ich odeprzeć. I muszą to zrobić, zanim zdołają zająć Asheville i Chattanooga. Pani prezydent, miedzy Gap i Asheville są trzy Podmieścia, w sumie czternaście milionów ludzi. Jeśli Asheville upadnie, wszyscy możemy zacząć uczyć się nowego języka.

— Nie zatrzyma pan Posleenów bronią atomową — zaprotestował Najwyższy Dowódca. — Jest ich za dużo. Zniszczenie całego wschodniego wybrzeża jest fizycznie niemożliwe, nawet gdybyśmy mogli to przeżyć.

— Nie zamierzam tego robić — odparł zimno Homer. — Wiedziałby pan o tym, gdyby pan słuchał. Zamierzam zrobić wyłom i zrzucić w niego Mike’a O’Neala. Chciałbym też mieć zgodę na użycie broni atomowej w innych kluczowych punktach.

— Chwileczkę, generale Homer — powiedziała prezydent. — Chciałabym, żeby wszyscy się wyłączyli, a pani Norris i panna Schramm niech wyjdą z pokoju.

Zaczekała, aż zostaną sami, i wtedy zwróciła się do generała.

— Generale Homer, Chińczycy odpalili ponad dwa tysiące bomb atomowych i skazili dolinę Jangcy na najbliższe dziesięć tysięcy lat. Pan proponuje mi to samo w dolinie Tennessee, rozumie pan? Mimo użycia bomb Chińczycy przegrali — To największy problem, i to nie tylko polityczny, ale co ważniejsze, to problem morale. Atomówki są uważane za broń ostatniej szansy dla kogoś, kto przegrywa. Kto już przegrał. Dlatego nie pozwoliłam dotąd na ich wykorzystanie, bo mają reputację broni ostatecznej. Czy warto narażać się na… straty społeczne, które nastąpią? Czy warto narażać się na straty fizyczne? Tennessee uchodzi do Mississippi. To źródło wody pitnej dla całej południowej części linii obrony, a zrzucenie atomówek w tę dolinę zatruje to źródło.

Homer otworzył usta, zamknął je i westchnął.

— Po pierwsze, pani prezydent, doceniam, że mi to pani… wyjaśnia. Gdyby jednak zrobiła to pani wcześniej, mógłbym próbować… zmienić społeczne postrzeganie broni atomowej. Mogliśmy wykorzystać ją w miastach-fortecach na równinach, powiedziawszy uprzednio społeczeństwu, że po prostu „idziemy na całość”. Myślę, że opinia publiczna zmieniłaby zdanie. Po drugie — przerwał, nie wiedząc, jak się wyrazić — pani znajomość broni atomowej i sposobów jej użycia jest pani słabym punktem, tak jak znajomość geografii mocnym. Nie będziemy używać tradycyjnych „brudnych” atomówek, bo ich nie mamy. Głowice w naszych rakietach, ostatnich kilku peacekeeperach, jakie mamy jeszcze w silosach, są stosunkowo „czyste”. Ekspozycja w strefie opadu radioaktywnego będzie za rok mniejsza niż ta, na jaką jest narażony operator aparatu rentgenowskiego.

— Generale, jeśli próbuje mi pan wmówić, że po wybuchu nie będzie żadnego promieniowania, niech pan sobie daruje — ucięła prezydent. — Nawet „czyste” atomówki są brudne.

— Pani prezydent, może pani wierzyć, w co tylko chce — powiedział zimno generał. — Jestem pewien, że zieloni i tak nazwą nas mordercami. Ale po zrzuceniu na tę dolinę kilku miliardów megaton — a aż tyle niestety nie mamy — promieniowanie tła Tennessee wzrośnie do poziomu… emisji elektrowni węglowej. A takich elektrowni mamy dużo. Poza wszystkim, pani prezydent, to faktycznie nasza ostatnia szansa. Jeśli nie zatkamy Gap, będzie po nas. Pani osobiście oraz pani doradcy i wasze rodziny bez wątpienia przeżyjecie. Na północ od Unii mrozu może nawet ostanie się coś na kształt cywilizacji. Posleeni mają zbyt słabą logistykę, by tam przeżyć, więc nigdy nie zdobędą, powiedzmy, Athabaski. Wiem, że Montreal to bardzo ładne miasto, ale ocalali uchodźcy ze Stanów Zjednoczonych nie zmieszczą się w Kanadzie, nie mówiąc już o dłuższym przeżyciu. Musimy zatkać Gap. Atomówki sami potrzebne po to, żeby otworzyć dolinę i wetknąć w nią zatyczkę. Prawdopodobnie będą mi potrzebne, żeby otworzyć kilka innych miejsc i zredukować liczbę Posleenów w dolinie. Tym razem naprawdę nie mamy wielkiego wyboru. — Zamilkł na chwilę. — Nie mam już na zbyciu piechoty mobilnej.

Prezydent patrzyła przez moment na leżące na biurku dokumenty, potem pokręciła głową.

— Czy to się uda? Nie tylko umieszczenie piechoty na pozycjach. Słyszałam, że Posleeni zestrzeliwują wszystko, co pojawia się nad horyzontem. Czy rakiety w ogóle dolecą do Georgii?

— Nie wiem — odparł Homer. — Pozostałe silosy leżą daleko na północ, a nad środkowym wschodem szaleje silna burza, co powinno umożliwić rakietom lot. Najbardziej wystawione na atak są oczywiście w fazie przyspieszania, ale przecież bardzo szybko wystartują. Posleeni tracą skuteczność, kiedy cele wchodzą na orbitę. Zobaczymy, czy się uda. — A jeśli nie?

— Jest., przynajmniej jedno wyjście — powiedział Homer z uśmiechem, który u niego oznaczał wyjątkowo podły nastrój. — Uniwersytet Tennessee prowadzi badania nad zwiększeniem zasięgu działa SheVa i nad pociskami nuklearnymi, a raczej antymaterią.

— A więc… mogą ją odpalić? — spytała prezydent. — Antymateria jest lepsza od atomówek, prawda? Jest w stanie dotrzeć do Gap, a system jest lepszy i czystszy, prawda?

— Być może, Oba te systemy są na etapie eksperymentów, proszę pani. Ich pole rażenia nie zostało jeszcze przetestowane w warunkach bojowych. Poza tym… to raczej duża, ciężka głowica. Naprawdę lepiej, żeby nie pytała mnie pani ojej megatonaż. Jeśli odpalam coś po raz pierwszy, wolałbym, żeby ceną za niepowodzenie nie była utrata całej doliny Cumberland.

— Och.

Homer wzruszył ramionami, widząc wyraz jej twarzy.

— To pewnie kara za to, że pozwoliłem redneckom bawić się antymaterią; nie wiedzą, kiedy powiedzieć sobie „dość”. Z rozmiarami pocisku zostałem zapoznany dopiero wtedy, kiedy pojechaliśmy szukać czegoś do otworzenia Gap. Nakazałem „rewaluację” programu. Co do pancerzy wspomaganych, Triple Nickle będą jak w potrzasku. Zanim wylądują, do doliny wejdzie już ponad milion Posleenów. Do tego dochodzą siły powietrzne. Na południu zebrało się, jak oceniamy, dwanaście milionów obcych. Batalion, a raczej to, co z niego zostało, będzie musiał utrzymać się w Gap, dopóki nie zniszczymy sił, które już się przedostały, i nie przedrzemy się do przodu. Czy to przeżyją? Nie wiem. Wiem tylko, że nie ma inne go wyjścia.

Prezydent wciąż patrzyła na dokumenty na biurku. Wreszcie kiwnęła głową.

— Generale Homer, ma pan pozwolenie na zbombardowanie bronią atomową Rabun Gap. Ale tylko Rabun Gap, zrozumiano? Każde inne użycie wymaga mojej zgody.

— Zrozumiano. Tylko Rabun Gap. Ale może pojawić się potrzeba użycia broni atomowej gdzie indziej.

— Rozumiem, generale — powiedziała ostro prezydent — ale to ja decyduję o każdym użyciu atomówek. Zrozumiano? Skoro mamy już używać broni atomowej, używajmy jej rozsądnie, a nie na każde zawołanie jakiegoś… oficera… na froncie.

Homer wziął głęboki oddech, zanim odpowiedział.

— Proszę pani, mam wrażenie, że cisnęło się pani na usta określenie „trepa”. Oficerowie na froncie starają się nie dopuścić, żebyśmy stracili więcej ziemi, więcej przełęczy. Cele, w które trzeba uderzyć, będą często się zmieniać; pojawiają się i znikaj atak szybko, jak szybko Posleeni są w stanie reagować. W którymś momencie będziemy musieli rozszerzyć kontrolę nad bronią atomową na niższych stopniem oficerów.

— Będziemy martwić się o to, jak do tego dojdzie — powiedziała prezydent, patrząc generałowi w oczy. — Na razie… ja mam władzę. Tylko j a decyduj ę o użyciu broni atomowej. — Znów spuściła wzrok i pokręciła głową. — I niech Bóg ma nas w swojej opiece.

Homerowi zrobiło się jej żal.

— Proszę pani — powiedział cicho. — Powiem tylko tyle: jedynym człowiekiem, który może utrzymać tę przełęcz i przeżyć tam wystarczająco długo, jest Michael O’Neal. Dla niego warto będzie oczyścić ten rejon.

— Cieszę się, że pan tak uważa, generale. — Prezydent z gniewem podniosła wzrok. — Ale właśnie pomyślałam, że nie obchodzi mnie los majora. Nie obchodzi mnie ktoś, kto z zimną krwią chce wyrzynać amerykańskich obywateli.

— Słucham?

— W Gap ukrywają się przypuszczalnie tysiące ludzi — warknęła prezydent. — Jeśli zrzucimy tam nie wiadomo ile bomb atomowych, nikt nie ocaleje. Ale słynny Michael O’Neal ma to najwyraźniej gdzieś. Troszczy się tylko o ten swój cenny batalion!

Twarz Homera zastygła w lodową maskę. Odczekał pełne piętnaście sekund, zanim odpowiedział.

— Pani prezydent — rzekł głosem zimnym jak ciekły hel. — W Rabun Gap mieszka jego córka.

Загрузка...