JEDNA DZIESIĄTA PROCENTA
1

Narada kwartalna instancji wymiaru sprawiedliwości z udziałem jego ekscelencji przebiegała tak, jak zwykły przebiegać oficjalne posiedzenia tego typu, to jest przypominała nudny i uroczysty balet w rodzaju Giselle Adolphe’a Adama.

Najpierw wykonał swoje adagio prokurator izby sądowej, narzekając na zastraszającą statystykę ciężkich przestępstw w stolicy – w ciągu minionych trzech miesięcy aż siedem zabójstw.

Potem pas de deux w tonacji durowej odtańczyli oberpolicmajster i szef wydziału kryminalnego: tak, zabójstw było więcej, ale wszystkie zostały wykryte, a za chorobliwy stan społeczeństwa organa policyjne nie ponoszą odpowiedzialności.

Jego ekscelencja generał-gubernator zaczął podrzemywać jeszcze podczas sprawozdania prokuratora. W czasie wystąpienia oberpolicmajstra zwiesił na pierś głowę w zsuniętej na bakier peruczce, a gdy głos zabrał pułkownik, pochrapywał już na całego. Władimir Andriejewicz był już staruszkiem, niedawno przekroczył dziewięćdziesiątkę.

Kiedy przełożony moskiewskich detektywów, dorodny mężczyzna w sile wieku, z przejęcia podniósł głos, książę przez sen niespokojnie zacmokał. Natychmiast zza portiery wychylił się starzec w liberii z galonami i pogroził pułkownikowi palcem. Był to osobisty kamerdyner jego ekscelencji, wszechmocny Froł Wiediszczew. Policjant od razu przeszedł z potężnego forte na cichutkie piano, a kolejni uczestnicy narady w ogóle mówili niemal szeptem.

Erast Pietrowicz specjalnie usiadł tuż przy oknie. Patrzył, jak po Twerskiej przejeżdżają karety, jak bębnią o parapet krople kwietniowej odwilży, jak fruwają po niebie śnieżnobiałe chmurki. Wystąpienia nie interesowały pana radcy stanu. O faktach i tak był poinformowany, wnioski mógł przewidzieć z dokładnością co do słowa. Jedynie podczas raportu oberpolicmajstra Szuberta odwrócił głowę i jął słuchać z nieco większą uwagą, ale nie ze względu na treść, tylko na samego mówiącego, który otrzymał nominację do Moskwy niedawno i należało go bliżej poznać.

Na razie o generale Szubercie można było powiedzieć tylko jedno: światowiec, doskonale wychowany. Wszelako doświadczone oko Fandorina, który w swej urzędniczej karierze poznał wielu oberpolicmajstrów, od razu dostrzegło, że ten długo się nie utrzyma. Czuło się w nim pewną śliską nieuchwytność, brak stanowczego charakteru. Z takimi cechami lepiej robić karierę nie w Moskwie, lecz w Petersburgu.

Poobserwowawszy chwilę Szuberta, radca stanu ziewnął dyskretnie i znów odwrócił się do okna.

Wszystko przebiegało dokładnie tak jak zawsze. Książę również nie rozczarował podwładnych, którzy za każdym razem zdumiewali się niezwykłą właściwością jego ekscelencji: dokładnie w chwili, kiedy ostatni z mówców zamknął usta, generał-gubernator się zbudził. Rozwarł powieki, rześko rozejrzał się po marmurowej sali i tonem pełnym wyrzutu wygłosił nieodmienne zdanie:

– Hm, cóż, moi panowie, więcej dyscypliny. Jest sporo niedociągnięć. No, ale Bóg miłościw. Dziękuję wszystkim. Możecie odejść.

W korytarzu do Fandorina, który wychodził ostatni, podszedł oberpolicmajster i z miłym uśmiechem powiedział:

– Bardzo żałuję, Eraście Pietrowiczu, że w ostatnią niedzielę zlekceważył pan polowanie.

Chodziło o wielkie gubernatorskie polowanie, które tradycyjnie otwierało sezon wiosenny. W owym kwietniowym wyjeździe na łono natury uczestniczył cały moskiewski wielki świat, Fandorin jednak takich rozrywek nie uznawał.

– Nie lubię tego – odrzekł. – Po cóż miałbym zabijać ż-żywe istoty, które nie zrobiły mi nic złego?

– Wiem, że odznacza się pan oryginalnymi poglądami. – Generał uśmiechnął się jeszcze milej. – Ubolewałem jednak nad pańską nieobecnością nie w związku z cietrzewiami i głuszcami. Słyszał pan o nieszczęśliwym wypadku, jaki się tam wydarzył?

– O księciu Borowskim? Tak, m-mówiono mi. Przypadkowe zabójstwo w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z bronią – czy tak?

Generał nachylił się i zniżył głos:

– Czy na pewno przypadkowe?

– A co, są jakieś wątpliwości?

Szubert wziął radcę stanu pod rękę i poprowadził w stronę okna.

– Z tego właśnie powodu pana niepokoję… Widzi pan, wyszły na jaw pewne okoliczności… Aby nie marnować pańskiego czasu, zróbmy tak: pan mi powie, co panu wiadomo o śmierci Borowskiego, a ja ze swej strony uzupełnię ten obraz.

Fandorin zaczął sobie przypominać, co opowiedzieli mu znajomi, biorący udział w polowaniu.

– Kiedy naganiacze spłoszyli głuszce (jest na określenie tego jakiś specjalny t-termin, nie pamiętam), młody człowiek, stojący w parze z Borowskim, niechcący wycelował za nisko i wsadził biedakowi w tył głowy cały ładunek śrutu. Nazwisko pechowego strzelca brzmi zdaje się Kulebiakin? Dobrze zapamiętałem? – Oberpolicmajster przytaknął. – Co jeszcze? M-mówiono mi, że ten Kulebiakin po śniadaniu z szampanem był mocno wstawiony. Tym zapewne należy tłumaczyć fakt, że tak fatalnie wycelował. Co sprawiło, że zainteresował się pan tą smutną, ale zupełnie banalną historią? Jakież to okoliczności wyszły na jaw?

– Zgłosił się świadek. – Generał westchnął ciężko. Chyba nie podobał mu się obrót, jaki przybrała cała historia. – Przedwczoraj, kiedy wydarzyło się to nieszczęście, nawet nie wezwano policji. Oczywisty przypadek, najwyższe sfery, no i wreszcie po co policja, skoro obecny jest jej szef?

Szubert roześmiał się i ze zmieszaniem potarł skroń.

– Boję się, że popełniłem błąd. Jestem przecież z gwardii, dotychczas nie zajmowałem się sprawami policyjnymi. Zadecydowałem na własną rękę: poprosiłem pana Kulebiakina, żeby nie opuszczał hotelu, dopóki śledztwo nie zostanie zakończone, i to wszystko.

– A zatem on mieszka w h-hotelu?

– U Dussota. Młody człowiek pochodzi z Petersburga, do Moskwy przyjechał na krótko, w sprawach majątkowych. Jest bratankiem i jedynym spadkobiercą Iwana Dmitrijewicza Kulebiakina – właśnie tego, przemysłowca. Jak zapewne wie pan z gazet, stryj zmarł dwa tygodnie temu i młody człowiek szykuje się do objęcia olbrzymiej fortuny. Nieżonaty, przystojny, bajecznie bogaty. Rzecz prosta, cała Moskwa zaczęła się kręcić wokół niego: przyjęcia, bale, żurfiksy parada panien na wydaniu. Młodzian żyje na wysokiej stopie. Wynajął pięćdziesięciorublowy apartament z wodotryskiem, szasta pieniędzmi na prawo i na lewo. Co zresztą zrozumiałe – nagle dojść do takiego majątku. W niedzielę Kulebiakin już od rana był na rauszu – dobrze pana poinformowano. I kiedy myśliwych rozdzielano na pary, też pociągał z flaszki – sam widziałem…

– Czemu pan przerwał? Proszę kontynuować.

– Rozumie się, nikomu nawet do głowy nie przyszło podejrzewać premedytację. Niechże pan sam powie, po cóż to Kulebiakinowi w jego sytuacji? Chęć zysku? Śmieszne. Porachunki osobiste? Ale poznali się z księciem na pół godziny przed tragedią. Sprawdziłem: przedstawił ich sobie baron Norfeldt. Niemal od pierwszych słów okazało się, że obaj – i książę, i Kulebiakin – są zagorzałymi wielbicielami teatru, wywiązała się między nimi ożywiona rozmowa i sami poprosili, żeby wyznaczyć im jedno stanowisko. Nie, żadnych porachunków osobistych tu być nie może. A jednak…

Generał urwał – obok przeszli dwaj urzędnicy z kancelarii. Przywitali się z Erastem Pietrowiczem, w milczeniu ukłonili się oberpolicmajstrowi. Można było kontynuować rozmowę.

– Wczoraj do isprawnika w Zwienigorodzie zgłosił się strzelec, niejaki… – Szubert zajrzał do notesu -…Antip Sapryka i zeznał, że widział na własne oczy, co się wydarzyło. Pan Kulebiakin utrzymuje, że przedwcześnie nacisnął spust, podrzucając strzelbę. Strzelec zaś twierdzi, że Kulebiakin w sposób niepozostawiający wątpliwości przyłożył księciu lufę do potylicy i strzelił. Isprawnik zbadał to: ze stanowiska, na którym stał Sapryka, istotnie dobrze widać miejsce zajścia. Oczywista, świadectwo jakiegoś tam Sapryki niewiele znaczy wobec słów takiego wytwornego młodzieńca, ale z drugiej strony, po cóż strzelec miałby opowiadać bajdy? Jest to chłop niemłody, niepijący i o jak najlepszej opinii. Służy w majątku generała-gubernatora prawie od trzydziestu lat…

– Poważna sprawa – przyznał radca stanu. – Tu potrzebne jest drobiazgowe śledztwo.

– Właśnie do tego zmierzam. Nie zastrzelono głuszca, ale samego księcia Borowskiego. Cóż to był za mężczyzna! Połowa moskiewskich pań jest w żałobie.

– Tak, wiem, Borowski miał reputację łowelasa. Więc może to z-zbrodnia z namiętności? Romans, fatalny trójkąt, dramat zazdrości?

Oberpolicmajster tylko rozłożył ręce.

– Bardzo możliwe. Ale Borowski miał wyszukane gusta, nie zadawał się z subretkami i midinetkami, cenił tylko panie z towarzystwa. I zawsze był dyskretny, nie skompromitował żadnej damy. Prawdziwy dżentelmen. Jak pan sobie wyobraża badanie takiej sprawy przez policję? W tych kręgach moich gburów nie wpuszczą dalej niż do przedpokoju. Oczywista, można działać przez służbę, moi detektywi świetnie to potrafią. Ale źle się to skończy. Na trop nie wpadniemy, a szumu będzie co niemiara. Wdarcie się w prywatne życie szanowanych familii, słuszny gniew dam i ich małżonków… – Szubert wzdrygnął się. – Nie, nie, daruje pan, ale nie. A pan jest w milieu u siebie. Może pan działać taktownie, bez rozgłosu. Naprawdę, Eraście Pietrowiczu, panu to nie sprawi wielkiego trudu, a mnie spadnie kamień z serca.

Radcy stanu nie trzeba było długo namawiać. Zadanie wyglądało na niezbyt trudne, ale ciekawe.

Загрузка...