6

Privatdozent (jednak nie adiunkt) długo zadręczał Fandorina śmiertelnie nudną historią o intrygach na katedrze teologii. Erast Pietrowicz udawał, że słucha, przesuwając w palcach paciorki swego chińskiego różańca.

W drugiej godzinie dramatycznej opowieści radca stanu poczuł, że niepowstrzymanie morzy go sen. Na moment zapadł w drzemkę i natychmiast się ocknął na drobny stukot. Wypadł mu z ręki różaniec.

Trzeba było wleźć pod stolik i macać po niezbyt czystej podłodze.

– N-niech to diabli, nic nie widać! – zaklął Fandorin. – Mógłby mi pan podać zapałki?

Nieszczęsny różaniec poleciał w sam kąt i leżał tam, połyskując mętnie zielonymi kamykami.

Kiedy Erast Pietrowicz wziął go do ręki, w szczelinie listwy błysnęła jeszcze jakaś iskra, jaśniejsza niż nefryt.

– Niech pan patrzy, szpilka do krawata – rzekł Fandorin, pokazując współpasażerowi swoje znalezisko. – Upadła któremuś z pasażerów. Trzeba oddać konduktorowi.

– Pozwoli pan… – Privatdozent wziął błyskotkę, obejrzał pod światło. – Konduktorowi nie. To prawdziwy brylant. Wart z pięć setek. Konduktor, szelma, by go ukradł. Trzeba zrobić tak. – Zwrócił szpilkę Fandorinowi. – Na kolei nikołajewskiej zapisuje się nazwiska pasażerów pierwszej klasy w księdze podróżnej, którą przechowuje kierownik pociągu. Właśnie na wypadek podobnych sytuacji – jeśli po przybyciu na miejsce znajdą w przedziale jakieś zapomniane albo zgubione rzeczy. Jadąc w styczniu, upuściłem na podłogę teczkę z wykładami. Zorientowałem się dopiero w domu i myślałem, że już przepadła. I co pan powie? Oddali mi. Wedle przepisów kolejowych notatki o podróżnych przechowuje się cały miesiąc.

– Więc co, oddać kierownikowi pociągu? – spytał Erast Pietrowicz, tłumiąc ziewnięcie.

– Jemu też nie. Ludzie są słabi. – Teolog podniósł palec, dając do zrozumienia, że kto jak kto, ale on zna ludzką naturę. – Powiedziano: i nie wódź nas na pokuszenie. Lepiej niech pan poprosi kierownika o księgę podróżną i sprawdzi, kto jechał w naszym przedziale w ostatnim miesiącu. Niech panu zrobią listę. A przepytaniem tych osób zajmie się policja.

– Dobrze. Tak z-zrobię – rzekł z westchnieniem Fandorin.

– Postąpi pan naprawdę szlachetnie, po chrześcijańsku. Nie to co nasz czcigodny ojciec prorektor, który, proszę sobie wyobrazić, wzywa mnie i mówi… – powrócił do swej rozwlekłej opowieści privatdozent.

Загрузка...