6. „UNSCHADLICH UND BEQUEMHEIT”

Wczesnym rankiem samolot pocztowo-pasażerski wzbił się z lotniska i szybko zaczął nabierać wysokości. W przytulnej kabinie, na miękkich skórzanych fotelach rozsiedli się: profesor Wagner, Herman Taube, kurier dyplomatyczny ambasady francuskiej w Moskwie i urzędnik radzieckiego przedstawicielstwa handlowego w Berlinie.

Gdyby nie wyciszony udoskonalonym tłumikiem warkot silnika i płynne kołysanie, można byłoby pomyśleć, że siedzi się w przedziale wagonu. Poprzez zwierciadlane okna było widać w dole panoramę Moskwy przeciętą krętą wstęgą rzeki. Lśniący złotymi kopułami Kreml wyglądał jak zabawka. A przed nimi już się rozpościerał niekończący się dywan pól i lasów, poprzecinany żółtawymi liniami dróg i błękitnymi meandrami rzek. Żółtymi kwadratami wyróżniały się pola dojrzewających zbóż. Gdzieniegdzie jak mrówki przesuwali się po drogach i polach ludzie.

Ale profesor Wagner niedługo rozkoszował się tymi widokami z wysokości ptasiego lotu. Jak sknera trzęsie się nad każda kopiejka, tak on trząsł się nad każdą minutą czasu. Wyciągnął książki, zmontował na kolanach składany pulpit i zabrał się do pracy. Czytając książkę, pisał równocześnie coś w zeszycie znakami stenograficznymi.

Taube patrzył w okno na żywy obraz kraju tak dla niego niepojętego. Tak biednego, a zarazem potężnego. Pokojowego w rozpościerających się przed nim obrazach pracy wieśniaków i strasznego tą siłą, która organizuje miliony tych mocnych rąk…

Minęli Smoleńsk, Kowno, granicę kraju. W pewnym momencie silnik zaczął pracować z przerwami i nagle stanął. Pilot szybko zaczął opuszczać maszynę lotem ślizgowym, wypatrując gorączkowo wygodnego do lądowania miejsca. Aparat drgnął, potoczył się po zżętym polu i stanął.

Pilot i mechanik obejrzeli motor.

— Trzeba się będzie zatrzymać przynajmniej na godzinę — powiedział mechanik.

Pasażerowie wyszli z kabiny, rozprostowując zdrętwiałe nogi.

Samolot zatrzymał się na skraju sosnowego lasu. Pośród prostych jak maszty, czerwonych pni prześwitywało błękitnym srebrem jezioro.

— Jaki malowniczy zakątek! — powiedział Taube, zwracając się do profesora Wagnera. — Zdążymy jeszcze odbyć wspaniały spacer. Zresztą, może spotkamy kogoś z miejscowych i dowiemy się, gdzie jesteśmy. Nie ma pan nic przeciwko temu?

Profesor Wagner przyjął propozycję i zagłębili się w las.

Minęła godzina. Silnik został naprawiony, a Wagnera i Taubego wciąż jeszcze nie było. Nawoływano ich, szukano po lesie, ale zniknęli bez śladu. Francuz nalegał, aby lecieć dalej.

— Wiozę, pilną pocztę dyplomatyczna do ministerstwa, jeśli nie przylecimy do Królewca przed odlotem samolotu do Paryża, spóźnię się wiele godzin… To niedopuszczalne!…

Urzędnik przedstawicielstwa handlowego sprzeciwiał się, prosił, aby odłożono lot jeszcze o pół godziny, kontynuował poszukiwania, ale bez powodzenia.

— Przecież nie możemy tutaj nocować! — mówił Francuz. — Nie są dziećmi. Dojadą koleją. Płacę za punktualność i wymagam punktualności.

Pilot wzruszył ramionami i siadł na swoje miejsce. Pasażerowie podążyli za nim.

Загрузка...