1

Gwiazdy porysowały ekran białymi smugami. Rosnące przeciążenie coraz mocniej wciskało Brega w fotel. Przed oczami pojawiły mu się czerwone płatki mącące świadomość. lecz pilot, nie zważając na to, wodził ciężkim wzrokiem od jednej grupy urządzeń do drugiej — jego głównym obowiązkiem była obserwacja automatów lądowania, aby w razie jakiejkolwiek awarii przejąć prowadzenie statku na siebie. Siedzący za jego plecami Siwer wbił spojrzenie w ekran radaru rufowego i z przejęciem liczył setki metrów, które pozostały im jeszcze do pokonania, a które — jak się wydawało — nie miały końca. Gwiazdy kręciły się coraz wolniej, aż wreszcie zupełnie się zatrzymały.

— Trzymaj kurs — powiedział Breg.

— Trzymaj kurs — powtórzył Siwer.

Japet znajdował się teraz prosto pod ich rufą i srebrny gwóźdź „Ładogi” za chwilę miał się wbić w niego swym rozżarzonym ostrzem, kończąc swe wielodniowe spadanie z wysokości sięgającej miliardów kilometrów. Nagle przeciążenie znikło. Siwer już chciał odetchnąć z ulgą, lecz zapomniał o tym, zobaczywszy spochmurniałą nagle twarz Brega.

— Mmmmmm — mruknął Breg, uderzając pięścią w pulpit. — Nie w porę! Przeciążenie powaliło ich znowu.

— Tysiąc! — powiedział głośno Breg, zaczynając odczytywanie wstecz.

Przekręcił regulator głównego silnika. Na ekranie wyrosły czarne skały, a pomiędzy nimi świeciło się coś okrągłego jak moneta.

— Obserwuj ekran, ja nie mam czasu — mruknął Breg.

— Idziemy ściśle z kursem — odpowiedział Siwer.

— Kto tam jest? — spytał Breg, nie odrywając wzroku od układu sterowniczego.

— Prawdopodobnie jakaś ciężarówka. Wygląda na rudowiec…

— Siedzi dokładnie na naszym kursie — rzucił z gniewem Breg. — Zmieniam kurs.

— W porządku — powiedział Siwer.

— Sześćset — odliczał Breg — trzysta. Zmniejszam…

— Uwędzisz go — przestrzegł Siwer.

— Nie bój się! — rzucił Breg. — Sto siedemdziesiąt pięć — chowam płomień — sto dwadzieścia pięć, równe sto, dziewięćdziesiąt.

— A gdyby nawet, to po co tu usiadł? — powiedział Siwer.

— To ci cholerny kompan — złościł się Breg. — Że też właśnie on musiał się znaleźć na ich trasie. Czterdzieści. Trzydzieści pięć. Podpory!

Zielone lampki zamigotały, a potem zapaliły się równym światłem.

— Jedenaście! — krzyczał Breg. — Siedem, pięć!…

Silnik ryczał.

— Zero — zmęczonym głosem powiedział.

Загрузка...