„STRASZLIWE ODKRYCIE W OBSERWATORIUM IGNACEGO RUFFA”
— taki był tytuł artykułu, który czternastego maja pojawił się we wszystkich gazetach Północnej Ameryki i jeszcze tego samego dnia przekazany był przez radio w Europie.
Wyczerpująco i z naukowego punktu widzenia pisano w tym artykule o nieuchronnie zbliżającym się końcu ziemskiego satelity. Proces jego pękania postępuje z zatrważającą szybkością. Przez krótki okres obserwacji teleskopem Ruff a na powierzchni Księżyca pojawiło się kilka tysięcy nowych szczelin. Rozpadu księżycowej kuli można się spodziewać każdej minuty. „Nie możemy zaręczyć — mówiono — że jutrzejszej nocy nasi młodzi marzyciele nie zobaczą, zamiast dawnego powiernika zakochanych, rozrzuconych po nocnym niebie odłamków. Będziemy jednak mieć mimo wszystko nadzieje, że Bóg w swoim miłosierdziu nie dopuści do zagłady naszego przepięknego świata, zagłady, bo jest niemal pewne, że odłamki zostaną przyciągnięte przez Ziemię…”
„… Zgodnie z naszymi poglądami na pochodzenie świata — mówiono dalej — w swoim czasie w pobliżu ziemskiej orbity winny były krążyć, oprócz Księżyca, również inne masy dowolnie wielkiego rozmiaru. Część z nich została przyciągnięta przez Księżyc i upadła na jego powierzchnię — ślady tych straszliwych zderzeń widzimy na powierzchni Księżyca w postaci kraterów. Druga część zderzyła się z Ziemią. Ostatnie takie zderzenie miało miejsce w stosunkowo niedalekiej przeszłości. Zmiana klimatów w epokach geologicznych, szczególnie zaś istnienie tropikalnej roślinności w tych rejonach kuli ziemskiej, gdzie teraz panuje polarna noc, wskazują niezbicie na to, że istniał drugi satelita, który upadł na Ziemię pod koniec ery paleozoicznej i odchylił oś ziemską. Obserwowane wahania biegunów to nic innego, jak ostatnie ślady pozostałe po takim zderzeniu, objawiające się w formie stopniowo wygasających ruchów ziemskiej osi po powierzchni stożka. Być może teraz danym nam będzie zostać świadkami ostatecznego osierocenia kuli ziemskiej pośród niebieskich przestrzeni…”
Artykuł wywołał oczekiwane wrażenie. Tego dnia serce ludzkości zamarło. Telegraf poplątał adresatów i treści depesz, z czego wynikło mnóstwo przykrych niespodzianek życiowych. Telefon zamienił się w zwariowaną kaszę numerów i wiele telefonistek pochorowało się na nerwy z powodu wściekłych wymyślań abonentów. Tramwaje pojechały nie po tych liniach. Było wielu przejechanych przez różnego rodzaju pojazdy. Sklepy zamknięto, jako iż nikt nie kupował tego dnia niczego oprócz ogólnodostępnych książek z dziedziny astronomii.
Przestały funkcjonować aparaty władzy. Z licznych więzień uciekali aresztanci. Pociągi odchodziły puste — i na szczęście tego jednego pamiętnego dnia dwadzieścia procent parowozów i zestawów pociągów wpadło na siebie nawzajem i wykoleiło się. A na koniec, z kraju przeklętych bolszewików rozległo się (przez radio) złośliwe ni przypiął, ni przyłatał: „Aha… Doczekali się…”.
Jednym słowem, w dniu 14 maja na całym świecie powstał nieopisany popłoch. Z nieprzytomnym przerażeniem oczekiwano nocy. Wszystkie głowy wzniesione były ku rozgwieżdżonemu niebu. A kiedy ponad dachami, nad żelaznymi mostami, nad iglicami dzwonnic i gigantycznymi dźwigami fabryk wzeszedł łagodny staruteńki dysk zwyczajnego Księżyca — rozległo się westchnienie ulgi i rozczarowania. Znów zrobiło się po mieszczańsku nudno.
Tak przez kilka dni czekano na koniec świata. Robiono zakłady. Księżyc zaś dalej cichutko płynął po niebie. Nastrój poprawił się. Na ulicach zaczęto sprzedawać „kieszonkowe teleskopy” i okopcone szkiełka. Ogromnym powodzeniem cieszyły się szpilki i broszki przedstawiające Księżyc mrugający filuternie okiem. Gazety roiły się od adresów chiromantów dokładnie przepowiadających „dzień, którego należy się bać”.
Miss Cecil Esper, jedyna córka króla aniliny, zjawiła się na bankiecie w Jacht-Clubie w sukni księżycowego koloru, w przeźroczystym naszyjniku i w diademie z księżycowych kamieni. Damy wydały okrzyk podziwu. Właściciele magazynów z gotową konfekcją wpadli w zachwyt. Podobnie wielcy krawcy i modni jubilerzy. Księżycowy jedwab i księżycowy kamień stały się najnowszym krzykiem mody.
Pisano wiersze o księżycu. Stosując chemiczne środki, pędzono błękitne kwiaty. W wytwornych restauracjach pojawiły się nawet księżycowe lody, nadzwyczaj ciężkostrawne. Imię Ignacego Ruffa obiegło wszystkie ziemskie obszary. Ale giełda, mądra i ostrożna, nie odpowiedziała na to zamieszanie wahaniem ni o jeden cent.