8

Zebranie w pokoju konferencyjnym magazynu „Wydarzenia” skończyło się wieczorem, dziesięć minut po siódmej. Głównym tematem dyskusji był raport Nielsona, według którego dwie trzecie ankietowanych absolwentów wyższych uczelni w wieku od dwudziestu pięciu do czterdziestu lat wolało „Wydarzenia” od „Time’a” i „Newsweeka”. Poza tym nakład magazynu zwiększył się o piętnaście procent w stosunku do ubiegłego roku, a nowe sposoby reklamy w terenie też dawały niezłe rezultaty.

Pod koniec zebrania wydawca, Bradley Robertson, powiedział:

– Myślę, że możemy wszyscy być dumni z tego, co usłyszeliśmy. Pracujemy ciężko od trzech lat i mamy efekty naszych wysiłków. Nie jest dziś łatwo wprowadzić na rynek nowe czasopismo. Według mnie twórcze kierownictwo Steve’a Petersona było czynnikiem decydującym o naszym sukcesie.

Po zebraniu Steve zjeżdżał windą w towarzystwie Robertsona.

– Jeszcze raz dziękuję, Brad – powiedział. – To było bardzo miłe z twojej strony.

Starszy mężczyzna wzruszył ramionami.

– Po prostu uczciwe. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe. Ale udało nam się, Steve. Wkrótce będziemy mogli zacząć zarabiać godziwe pieniądze. Chyba już najwyższy czas.

Steve wykrzywił usta w niewesołym uśmiechu.

– Tak. Masz rację. To nie było łatwe.

Drzwi windy otworzyły się w głównym holu.

– Dobranoc, Brad. Bardzo się spieszę, chciałbym zdążyć na pociąg o wpół do ósmej.

– Poczekaj moment, Steve. Widziałem cię dziś rano w dzienniku. Uważam, że byłeś doskonały, Sharon również. Osobiście przyznaję, że podzielam jej zdanie.

– Jak wielu ludzi.

– Lubię ją, Steve. Jest bardzo inteligentna. I cholernie atrakcyjna. To prawdziwa dama.

– Zgadzam się z tobą.

– Steve, wiem, jak wiele przeszedłeś w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie chcę się wtrącać, ale Sharon byłaby dobra dla ciebie i Neila. Nie pozwól, żeby jakieś sprawy, choćby nie wiem jak istotne, was rozdzieliły.

– Modlę się, aby do tego nie doszło – odrzekł spokojnie Peterson. – Teraz przynajmniej będę mógł zaoferować Sharon coś więcej niż ubogiego faceta z dzieckiem.

– Będzie szczęściarą, dostając was obu, ciebie i Neila. Chodź, mam tu samochód, podrzucę cię do Grand Central.

– Świetnie. Sharon jest u mnie i chcę jak najszybciej być w domu.

Limuzyna Bradleya czekała przy wyjściu. Gdy tylko wsiedli, kierowca zaczął sprawnie manewrować w śródmiejskim ruchu.

– Wyglądasz na zmęczonego, Steve. Ta egzekucja Thompsona musi kosztować cię wiele nerwów – odezwał się Bradley.

– O, tak. Przypomina mi o tragedii. Każda gazeta w Connecticut opisuje… śmierć Niny. Wiem, że dzieci rozmawiają o tym w szkole. Martwię się, jaki to może mieć wpływ na Neila. Ogromnie mi żal matki Thompsona… Jego zresztą też.

– Czemu nie zabierzesz syna i nie wyjedziesz na parę dni, aż będzie po wszystkim?

Steve się zastanowił.

– Mógłbym tak zrobić. Niezły pomysł.

Limuzyna podjechała do Grand Central. Bradley potrząsnął głową i powiedział:

– Jesteś za młody, aby to pamiętać, Steve, ale w latach trzydziestych ten dworzec był centrum transportu kolejowego. Pamiętam nawet reklamę radiową… – Przymknął oczy: – „Stacja Grand Central, skrzyżowanie miliona ludzkich losów”, tak chyba brzmiała.

Steve się roześmiał.

– A potem nastała era odrzutowców – podsumował, wysiadając z samochodu. – Dzięki za podwiezienie.

Miał pięć minut do odjazdu pociągu. Postanowił zadzwonić do domu, aby powiedzieć Sharon, że zdążył na ten o wpół do ósmej. Wzruszył ramionami. Nie oszukuj się, upomniał w myśli sam siebie. Chcesz po prostu z nią porozmawiać, upewnić się, że nie zmieniła zdania i przyjechała.

Wszedł do budki telefonicznej. Nie miał wystarczającej ilości drobnych, więc zamówił rozmowę na koszt abonenta. Słyszał, jak telefon zadzwonił raz… drugi… trzeci.

Włączyła się operatorka.

– Numer nie odpowiada.

– Tam ktoś musi być. Proszę próbować dalej.

– Oczywiście, proszę pana.

Ostry dźwięk się powtórzył. Po piątym sygnale telefonistka znowu się odezwała:

– Nie ma odpowiedzi, proszę pana. Może zadzwoni pan za chwilę?

– Czy mogłaby pani sprawdzić ten numer? Czy na pewno dzwonimy pod 203-565-1313?

– Wykręcę jeszcze raz.

Steve wpatrywał się w słuchawkę. Gdzie oni mogą być? Jeśli Sharon nie przyjechała, Luftsowie mogli poprosić Perrych, aby zaopiekowali się Neilem.

Nie. Sharon zadzwoniłaby, gdyby zmieniła zdanie. Przypuśćmy, że Neil miał atak astmy i odwieziono go do szpitala… Nie byłoby to zaskoczeniem, jeśli chłopiec usłyszał w szkole o egzekucji Thompsona. Neil ostatnio częściej miewał nocne koszmary.

Była siódma dwadzieścia dziewięć, pociąg odjeżdżał za minutę. Jeśli spróbuje zadzwonić do lekarza albo do Perrych, spóźni się i będzie musiał czekać czterdzieści pięć minut na następny. Może są jakieś problemy z połączeniem z powodu burzy?

Steve już zaczął wykręcać numer telefonu Perrych, lecz się rozmyślił. Odwiesił słuchawkę i pobiegł na peron. Drzwi pociągu już się zamykały, ale zdążył jeszcze do niego wskoczyć.

W tym samym momencie obok budki telefonicznej, którą właśnie opuścił, przeszedł mężczyzna, prowadząc pod rękę kobietę. Miała na sobie długi, szary płaszcz i niebieską chustkę na głowie. Nieznajomy niósł ciężki, płócienny worek żeglarski.

Загрузка...