52

Hugh biegł po peronie. Wokół torów, w dół po rampie, na najniższy poziom dworca. Steve pędził obok niego. Policjanci, taszczący koc przeciwwybuchowy, usiłowali dotrzymać im kroku.

Byli na rampie, gdy usłyszeli krzyk.

– Nie!… Nie!… Nie!… Steve! Pomóż mi!… Steve!…

Czasy osiągnięć sprinterskich Steve’a minęły dwadzieścia lat temu. Ale w tej chwili poczuł ogromny przypływ sił, niesamowity strumień energii, który zawsze wzbierał w nim podczas wyścigu.

– Steeeeeveeee!… – Krzyk zamarł.

Schody, był już przy schodach. Pokonał je i wpadł przez otwarte drzwi do jakiegoś pokoju. Natychmiast zdał sobie sprawę z całego koszmaru rozgrywającej się tu sceny: leżące na podłodze ciało starej kobiety i Sharon, która próbowała uwolnić się z rąk pochylonej nad nią postaci.

Steve rzucił się na napastnika i uderzył głową w jego wygięte plecy. Obydwaj upadli na łóżko, które załamało się pod ich ciężarem i wszyscy stoczyli się na podłogę. Foxy oderwał ręce od szyi Sharon. Stanął chwiejnie na nogach, a potem przykucnął. Steve usiłował się podnieść, ale potknął się o ciało Lally. Oddech Sharon był jak śmiertelne rzężenie torturowanego.

Hugh wbiegł do pokoju.

Zapędzony do kąta Foxy cofnął się, wymacał rękami drzwi do toalety, wskoczył za nie i zatrzasnął za sobą. Usłyszeli zgrzyt zasuwki.

– Wyłaź stamtąd, ty podła świnio! – zawołał Hugh.

Policjanci, niosący koc przeciwwybuchowy, byli już w pokoju. Z wielką ostrożnością nakryli czarną walizkę ciężkim metalowym arkuszem.

Steve wyciągnął rękę w stronę Sharon. Miała zamknięte oczy, a na jej szyi pojawiły się sine pręgi. Ale żyła. Żyła! Podniósł ją, przytulił do siebie i odwrócił się w stronę drzwi. Jego wzrok padł na wiszące na ścianie fotografie, na zdjęcie Niny. Jeszcze mocniej przycisnął Sharon do siebie.

Hugh pochylił się nad Lally.

– Jej już nie ma – powiedział cicho.

Dłuższa wskazówka zegara zbliżała się do szóstki.

– Wynosić się stąd! – zawołał Taylor. Wszyscy rzucili się w stronę schodów. – Tunel! Idźcie do tunelu! – krzyczał.

Przebiegli obok generatora, obok wentylatorów, na tory, w ciemność…

Foxy słyszał oddalające się kroki. Już ich nie ma. Nie ma! Odsunął zasuwkę i otworzył drzwi. Widząc metalowy koc na walizce, zaczął się śmiać głębokim, dudniącym, urywanym śmiechem.

Dla niego było już za późno. Ale i dla nich. Przecież Foxy zawsze wygrywa! Sięgnął ręką do metalowego arkusza i próbował zedrzeć go z walizki.

Oślepiający błysk i huk, który rozdarł mu bębenki w uszach, przeniósł go do wieczności.

Загрузка...