22

Marian i Jim Voglerowie rozmawiali długo w nocy. Mimo wysiłków, jakie czynił Jim, aby pocieszyć żonę, Marian była w rozpaczy.

– Czterysta dolarów! Jeśli ktoś musiał ukraść nam samochód, czemu tego nie zrobił w zeszłym tygodniu, zanim go naprawiliśmy? Tak dobrze jeździł! Arty wyremontował go wspaniale! Jak ja się teraz dostanę do Perrych? Stracę tę posadę! – lamentowała.

– Kotku, nie będziesz musiała rezygnować z pracy. Znajdę kogoś, kto mi pożyczy parę setek, i rozejrzę się jutro za jakimś innym gratem – uspokajał ją.

– Och, Jim, naprawdę? – Marian wiedziała, że Jim nienawidzi pożyczania pieniędzy, ale gdyby tak raz to zrobił…

Było zbyt ciemno, aby Jim mógł dostrzec wyraz twarzy żony, lecz wyczuł lekkie rozluźnienie jej ciała.

– Kotku – szepnął – pewnego dnia będziemy się śmiać z tych cholernych rachunków. Wykaraskamy się, zanim się obejrzysz.

– Też tak myślę – zgodziła się Marian. Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. Oczy zaczęły jej się kleić.

Zapadali już w sen, gdy zadzwonił telefon. Marian uniosła się na łokciu, a Jim po omacku sięgnął do lampy na nocnym stoliku i podniósł słuchawkę.

– Halo. Tak, tu Jim… James Vogler. Dziś wieczorem. Tak jest. Och, to wspaniale! Gdzie? Kiedy mogę go odebrać? Żartuje pan!? Ale numer! W porządku… Zachodnia Trzydziesta Szósta, obok doku. Wiem. Dobrze. Dziękuję. – Odłożył słuchawkę.

– Samochód! – wykrzyknęła Marian. – Znaleźli nasz samochód!

– Tak, w centrum Nowego Jorku. Był nieprawidłowo zaparkowany i gliniarze go odholowali. Możemy go rano odebrać. Gliniarz powiedział, że prawdopodobnie został podwędzony przez jakieś głupie dzieciaki na przejażdżkę dla zabawy.

– Och, Jim, to cudownie!

– Jest pewien problem.

– Co takiego?

Jim Vogler zmrużył oczy. Usta wykrzywił mu nerwowy tik

– Kotku, czy możesz w to uwierzyć… Jesteśmy uziemieni dwudziestopięciodolarowym mandatem za nieprawidłowe parkowanie i pięćdziesięcioma dolarami opłaty za holowanie.

– To mój zarobek za pierwszy tydzień! – westchnęła Marian.

Rano Jim pojechał pociągiem o szóstej piętnaście do Nowego Jorku i wrócił samochodem za pięć dziewiąta.

Marian była gotowa do wyjścia. Punktualnie o dziewiątej skręciła w Driftwood Lane. Samochód nie ucierpiał od anonimowego amatora wycieczki do Nowego Jorku, wręcz przeciwnie. Marian była wdzięczna młodzieńcowi za nowe opony śniegowe. Były niezbędne przy takiej pogodzie.

Na podjeździe Perrych stał zaparkowany merkury. Wyglądał jak ten, który zauważyła przed domem po przeciwnej stronie ulicy, gdy przyjechała w zeszłym tygodniu na wstępną rozmowę o pracy. Niepewnie zatrzymała się obok tamtego samochodu, pilnując, aby jej Chevrolet nie zablokował dostępu do garażu. Chwilę ociągała się z otworzeniem drzwi. Była trochę zdenerwowana. To zamieszanie z powodu auta, akurat kiedy rozpoczynała pracę… No dobrze, po prostu weź się w garść, pomyślała. Pamiętaj o plusach. Samochód odzyskany. Dłonią w rękawiczce z czułością poklepała siedzenie obok.

Nagle dłoń jej znieruchomiała. Dotknęła czegoś twardego. Marian dwoma palcami wyciągnęła ostrożnie błyszczący przedmiot, który tkwił zaklinowany między poduszką siedzenia a oparciem.

No cóż, pewne było, że się o to nie upomną. Jeśli o nią chodzi, uważa ten pierścionek za swój. Wyrównał siedemdziesiąt pięć dolarów za mandat i holowanie. Ściągnęła rękawiczkę i wsunęła pierścionek na palec. Pasował doskonale.

To był dobry znak. Niech tylko Jim się dowie!

Podniesiona na duchu Marian otworzyła drzwi samochodu, wysiadła na zaśnieżony podjazd i raźno zaczęła iść w stronę kuchennych drzwi domu Perrych.

Загрузка...