– Kto zrobił te zdjęcia? – Głos Sharon drżał ze strachu.
Mężczyzna zacisnął mocno wargi, nerwowy tik wykrzywiał mu policzek. Sharon zdała sobie sprawę, że popełniła błąd, zadając mu to pytanie.
– Chciałam powiedzieć… że są takie realistyczne – dodała i odniosła wrażenie, jakby wyraz jego twarzy nieco złagodniał.
– Może je znalazłem – odpowiedział wymijająco. Przypomniała sobie błysk flesza, który oślepił ją w samochodzie.
– A może tyje zrobiłeś? – W jej głosie była nuta uznania.
– Może…
Czuła, jak dłonią dotyka jej włosów. Nie okazuj, że się boisz, pomyślała bliska histerii. Wciąż podtrzymywała ramieniem głowę Neila. Łkanie dziecka załamywało się z ostrym, astmatycznym świstem.
– Neil, nie płacz – błagała. – Udusisz się. – Popatrzyła na prześladowcę. – Jest taki wystraszony. Niech pan go rozwiąże.
– Będziesz mnie lubiła, jeśli to zrobię? – spytał, klękając na łóżku i wciskając kolano w jej bok.
– Oczywiście, że będę cię lubiła… Ale proszę… – Odgarnęła palcami wilgotne, jasne kędziory z czoła Neila.
– Nie ruszaj opaski! – warknął i mocnym chwytem odciągnął jej dłoń od twarzy chłopca.
– Dobrze – zgodziła się potulnie.
– W porządku. Na chwilę. Tylko ręce. Ale najpierw… Ty się połóż.
– Dlaczego? – Zesztywniała.
– Nie możecie być oboje rozwiązani. Odsuń się od chłopca.
Jedyne, co mogła zrobić, to usłuchać. Tym razem mężczyzna związał jej nogi od kolan do kostek, a potem pociągnął na łóżku do pozycji siedzącej.
– Nie zwiążę ci rąk, dopóki nie będę gotów do wyjścia, Sharon. – To było z jego strony ustępstwo. Przeciągał samogłoski, wymawiając jej imię.
Gotów do wyjścia? Miał zamiar ich tu zostawić?
Nachylił się nad Neilem i przeciął więzy na nadgarstkach. Chłopiec rozłożył ramiona i zatrzepotał nimi w powietrzu. Oddech miał urywany, świst w płucach osiągał coraz wyższe tony.
Sharon wzięła go na kolana i przytuliła do siebie. Wciąż miała na sobie ten obrzydliwy szary płaszcz. Okryła nim chłopca, ale próbował wyswobodzić się z jej uścisku.
– Neil, przestań! Uspokój się! – powiedziała stanowczo. – Pamiętasz, co tatuś kazał ci robić, kiedy masz atak astmy? Siedź spokojnie i oddychaj bardzo wolno. – Podniosła wzrok. – Proszę… niech mu pan poda szklankę wody.
Skinął głową i podszedł do zardzewiałego zlewu. Cieknący kran prychnął nierównym bulgotem. Mężczyzna stał tyłem do nich, napełniając kubek, i wtedy Sharon spojrzała znów na zdjęcia. Dwie z tych kobiet były martwe albo umierające, trzecia próbowała uciekać przed kimś lub przed czymś. Czy on to zrobił? Czy jest szaleńcem? Dlaczego porwał ją i Neila? Wiele ryzykował, przechodząc z nimi przez dworzec. Ten człowiek starannie wszystko zaplanował. Dlaczego?
Neil zakrztusił się i zaczął kaszleć. Porywacz odwrócił się od zlewu. Sharon zauważyła, że gdy zbliżył się i podawał jej kubek z wodą, drżały mu ręce. Głośny kaszel musiał go zaniepokoić.
– Zrób coś, żeby przestał – nakazał.
Sharon przytrzymała kubek przy ustach chłopca.
– Neil, napij się – powiedziała łagodnie. – Nie… powoli, Neil… A teraz oprzyj się.
Mały dopił resztę wody i westchnął. Czuła, że jego drobne ciało trochę się rozluźnia.
Porywacz pochylił się nad nią.
– Jesteś bardzo wrażliwa, Sharon – powiedział. – To dlatego się w tobie zakochałem. Bo ty się mnie nie boisz, prawda?
– Nie… Oczywiście, że nie. Wiem, że nie chcesz nas skrzywdzić. – Ton jej głosu był swobodny jak w zwykłej rozmowie. – Ale dlaczego nas tu przyprowadziłeś?
Nie odpowiadając, podszedł do czarnej walizki, uniósł ją ostrożnie i postawił niedaleko drzwi. Stojąc nad nią okrakiem, otworzył wieko.
– Co w niej jest? – spytała Sharon.
– Coś, co muszę uruchomić, zanim wyjdę.
– Gdzie masz zamiar pójść?
– Nie zadawaj tylu pytań, Sharon – upomniał ją.
Patrzyła, jak przebiera palcami w zawartości walizki. Te palce żyły teraz własnym życiem, ze znawstwem radząc sobie z przewodami i materiałem wybuchowym.
– Nie mogę rozmawiać, kiedy się tym zajmuję. Z nitrogliceryną trzeba uważać… Nawet ja muszę uważać – dodał po chwili.
Sharon mocniej objęła Neila. Ten nienormalny człowiek manipulował środkami wybuchowymi kilka kroków od nich! Jeśli popełni jakiś błąd… jeśli coś popłacze! Przypomniała sobie kamienicę w Greenwich Village, która wyleciała wtedy w powietrze. Sharon była tego dnia w Nowym Jorku, korzystając z przerwy szkolnej, i robiła zakupy kilka przecznic dalej, gdy dobiegł ją ogłuszający huk. Przypomniała sobie masę gruzu, stosy potłuczonego kamienia i potrzaskanego drewna. Tamci ludzie też myśleli, że potrafią się obchodzić z materiałami wybuchowymi. Zdrętwiała i spocona ze strachu, modląc się w duchu, patrzyła na pracującego przestępcę. Wreszcie skończył, wyprostował się i z zadowoleniem spojrzał na Sharon.
– Co masz zamiar z tym zrobić? – zapytała.
– To wasza niańka.
– Co masz na myśli?
– Muszę was tu zostawić do rana, a nie mogę ryzykować, że was stracę, no nie?
– Jak możesz nas stracić, skoro jesteśmy tu sami, związani?
– Raz na milion… raz na dziesięć milionów… ktoś spróbuje wejść do tego pokoju, kiedy mnie tu nie będzie.
– Jak długo zamierzasz nas tu trzymać?
– Do środy, Sharon, i nie zadawaj więcej pytań. Powiem ci to, co będę chciał, żebyś wiedziała.
– Przepraszam. To dlatego, że nic nie rozumiem.
– Nie mogę pozwolić, aby ktoś was znalazł. A muszę teraz iść gdzie indziej. Więc jeśli drzwi będą podłączone i ktoś będzie próbował wejść…
Przestała rozumieć, o czym mówił. To nie może być prawda!
– O nic się nie martw, Sharon. Jutro wieczorem Steve Peterson da mi osiemdziesiąt dwa tysiące dolarów i będzie po wszystkim.
– Osiemdziesiąt dwa tysiące dolarów… – powtórzyła automatycznie.
– Tak. A potem, w środę rano, ty i ja wyjedziemy. Zostawię wiadomość, gdzie mogą znaleźć chłopca. – Przeszedł przez pokój. – Przykro mi, Sharon. – Nagłym ruchem wyrwał Neila z jej ramion i rzucił na łóżko. Zanim zdążyła się poruszyć, ściągnął jej ręce do tyłu i związał nadgarstki. Płaszcz zsunął jej się z ramion. Mężczyzna odwrócił się do Neila.
– Nie knebluj go, proszę – powiedziała błagalnie. – Jeśli się udusi… możesz nie dostać pieniędzy. Może będziesz musiał dowieść, że jest żywy. Proszę… Ja… cię lubię. Bo jesteś taki mądry.
Słuchał uważnie i bacznie ją obserwował.
– Znasz moje imię, ale nawet mi nie powiedziałeś, jak się nazywasz. Chciałabym myśleć o tobie… – mówiła Sharon.
Nachylił się i dotknął jej twarzy. Miał szorstkie dłonie. Trudno było uwierzyć, że tak sprawnie obchodziły się z delikatnymi kablami. Sharon poczuła nieświeży, gorący oddech. Musiała znieść wilgotne i odrażające pocałunki, którymi mężczyzna pokrywał jej usta, policzek i ucho.
– Nazywam się Foxy – powiedział zduszonym głosem. – Wymów moje imię, Sharon.
Starając się, by jej głos brzmiał łagodnie, Sharon spełniła polecenie.
Przed wyjściem Foxy związał nadgarstki Neila i ułożył go obok niej na wąskim łóżku. Ręce Sharon były przyciśnięte do szorstkiej, betonowej ściany. Foxy przykrył ich oboje płaszczem. Spojrzał na windę kuchenną i doszedł do wniosku, że ktoś mógłby usłyszeć ich wołania. Nie mógł ryzykować. Musiał założyć im kneble. Sharon nie ośmieliła się już protestować. Widziała, że znowu narasta w nim napięcie. Po chwili zorientowała się, dlaczego. Wolno, z niesłychaną ostrożnością, mocował cienki drut do czegoś w walizce i przeciągał go od walizki do drzwi. Jeśli ktokolwiek tu wejdzie, bomba zostanie zdetonowana.
Usłyszała trzask kontaktu i pokryte kurzem lampy przygasły. Drzwi otworzyły się i zamknęły bezszelestnie. Przez moment sylwetka porywacza mignęła w mroku.
Pokój był teraz pogrążony w ciemności, a ciszę przerywał jedynie ciężki oddech Neila i od czasu do czasu stłumiony łoskot pociągu wjeżdżającego do tunelu.