W więzieniu stanowym w Somers Kate Thompson żegnała pocałunkiem syna. Niewidzącymi oczami wpatrywała się w wygolone miejsce na jego głowie, przypominające mnisią tonsurę… na rozcięcia w bocznych szwach spodni.
Ale gdy otoczyły ją silne, młode ramiona Ronalda oczy miała suche. Przyciągnęła do siebie jego twarz.
– Bądź dzielny, kochanie – powiedziała.
– Będę. Bob powiedział, że zaopiekuje się tobą, mamo.
Odeszła. Bob postanowił zostać do końca. Wiedział, że będzie łatwiej, jeśli pani Thompson teraz odejdzie… Łatwiej dla Rona… Wyszła z więzienia na zimną, zawianą śniegiem drogę prowadzącą do miasta. Nadjechał radiowóz.
– Podwieziemy panią – powiedział policjant.
– Dziękuję. – Z godnością wsiadła do samochodu.
– Mieszka pani w motelu, pani Thompson?
– Nie… proszę mnie zawieźć do kościoła Świętego Bernarda.
Poranne msze już się skończyły. Kościół był pusty. Uklękła przed figurą Matki Boskiej.
– Bądź z nami w tej ostatniej chwili… Zabierz gorycz z mego serca. Ty, która straciłaś swojego niewinnego syna, pomóż mi, skoro muszę stracić mojego…