Nie chciał być mazgajem. Bardzo się starał nie płakać, ale to nie było wcale takie łatwe. Czuł w gardle kluchy, zaczynało mu cieknąć z nosa i całą twarz miał mokrą od łez. Często płakał w szkole. Wiedział, że inne dzieci uważają go za beksę, nauczycielka również.
Płakał z byle powodu, ponieważ tkwiły w nim strach i przerażenie od dnia, gdy mamusia została zabita. Dawniej często bawił się swoimi pociągami, ale od tamtej pory nigdy już tego nie robił.
Wspomnienie przeszłości przyśpieszyło mu oddech, na twarzy miał szmatę, która uniemożliwiała oddychanie ustami. Próbował przełknąć ślinę i kawałek szmaty dostał mu się do ust. Czuł ją na języku. Była twarda i szorstka. Gdy próbował powiedzieć, że nie może oddychać, kłąb utkwił mu głębiej w ustach. Dławił się. Zbierało mu się na płacz…
– Neil, przestań. – Głos Sharon brzmiał dziwnie.
Musiała też mieć czymś obwiązane usta. Jej twarz znajdowała się tuż przy jego twarzy i przez materiał czuł, jak się poruszyła. Gdzie jesteśmy? Tak tu zimno i coś cuchnie. Jestem chyba przykryty jakimś śmierdzącym kocem.
Ten człowiek otworzył drzwi i przewrócił go. Związał ich i wyniósł Sharon. A potem wrócił i Neil poczuł, że sam został podniesiony i wciśnięty do jakiegoś worka. Od tamtej chwili nic nie pamiętał. Aż do momentu, gdy Sharon go stamtąd wyciągała. Zastanawiał się, dlaczego nic nie pamiętał… Zupełnie tak samo jak wtedy, gdy mamusia upadła.
Nie chciał o tym myśleć. Sharon mówiła:
– Oddychaj powoli, Neil… Nie płacz, Neil, jesteś dzielny.
Pewnie też sądziła, że jest mazgajem. Dzisiaj płakał, kiedy przyszła. To dlatego, że gdy nie zjadł podwieczorku, pani Lufts powiedziała: „Wygląda na to, że będziemy musieli zabrać cię ze sobą na Florydę, Neil. Musimy cię trochę podtuczyć”.
No tak. To był dowód. Jeśli tatuś ożeni się z Sharon, będzie tak, jak przepowiadał Sandy. Nikt nie chce chorych dzieci, więc każą mu wyjechać z Luftsami.
Znowu się rozpłakał.
Sharon jednak nie gniewała się widocznie na niego za to, że jest chory. Wciąż mówiła takim dziwnym głosem.
– Wdech… Wydech… Powoli… Oddychaj… przez… nos… – Starał się wypełniać jej polecenia. – Jesteś dzielny, Neil, pomyśl o chwili, gdy będziesz to wszystko opowiadał kolegom.
Czasem Sandy pytał go o ten dzień, kiedy mama umarła. „Gdyby ktoś spróbował robić krzywdę mojej matce, to bym go powstrzymał” – mówił.
Może powinien wtedy powstrzymać tego człowieka? Chciał spytać o to tatusia, ale nigdy tego nie zrobił. Tata zawsze mu powtarzał, żeby nie myślał już o tamtym dniu.
Ale czasami nie mógł się powstrzymać.
Wdech… Wydech… Czuł na policzku włosy Sharon. Chyba jej nie przeszkadza, że był przyciśnięty do niej całym ciałem. Dlaczego ten człowiek ich tu przywiózł? Neil zna go, wie, kto to. Widział go kilka tygodni temu, gdy z panem Luftsem był w warsztacie, gdzie ten mężczyzna pracował. Od tego czasu często śniły mu się koszmary. Któregoś dnia zaczął nawet opowiadać o nich tatusiowi, ale weszła pani Lufts i chłopiec zawstydził się, i umilkł. Pani Lufts zawsze zadawała tyle głupich pytań: „Czy myłeś zęby? Używałeś serwetki przy lunchu? Dobrze się czujesz? Dobrze spałeś? Zjadłeś cały lunch? Zamoczyłeś nogi? Powiesiłeś ubranie?”. I nigdy nie zostawiała mu czasu na odpowiedź, tylko zaraz wszystko sama sprawdzała.
Zupełnie inaczej wyglądało życie z mamą. Pani Lufts przychodziła wtedy tylko raz w tygodniu, żeby posprzątać. Po tym, jak mama umarła, Luftsowie wprowadzili się na górę, i odtąd wszystko się zmieniło.
Te rozmyślania i wykonywanie poleceń Sharon sprawiły, że łzy same obeschły.
– Neil… – Sharon pocierała policzkiem o jego policzek. – Staraj się myśleć o tym, jak będzie, kiedy się stąd wydostaniemy. Twój tatuś będzie się cieszył, widząc nas znowu. Założę się, że on nas tu znajdzie. Wiesz co, chciałabym wybrać się z tobą na łyżwy. Nie poszedłeś z nami wtedy, gdy twój tata przyjechał do Nowego Jorku. Mieliśmy zamiar zabrać cię do zoo obok ślizgawki.
Słowa Sharon brzmiały szczerze. Chciał wtedy pojechać, ale kiedy powiedział to Sandy’emu, ten orzekł, że Sharon wcale Neila nie lubi, tylko stara się zrobić przyjemność jego ojcu.
– Twój tatuś mówi, że od przyszłej jesieni będzie chodził z tobą na mecze futbolowe w Princeton. – Głos Sharon wyrwał Neila ze wspomnień. – Ja także chodziłam na mecze przez cały okres nauki w college’u. Szkoła znajdowała się zaledwie dwie godziny drogi od Dartmouth i w niektóre weekendy jeździliśmy tam całą paczką, zwłaszcza w sezonie futbolowym. Co roku grali z Princeton, ale wtedy twój tata był już po studiach. – Tata jest z ciebie dumny – kontynuowała. – Podobno jesteś bardzo dzielny, gdy dostajesz zastrzyki przeciw astmie. Powiedział, że większość dzieci użalałaby się nad sobą w takiej sytuacji, a ty nigdy nie narzekasz i nie płaczesz. To bardzo dzielne…
Mówienie sprawiało jej trudność. Próbowała przełknąć ślinę.
– Neil, myśl teraz o swoich planach. Ja zawsze tak robię, kiedy się boję albo jestem chora. Planuję coś miłego lub zabawnego. Zeszłego roku, gdy byłam w Libanie – to kraj oddalony o jakieś osiem tysięcy kilometrów stąd – pisałam reportaż o toczącej się tam wojnie… Mieszkałam w tym okropnym miejscu… Pewnej nocy fatalnie się czułam. Miałam grypę z wysoką gorączką, byłam zupełnie sama i wszystko mnie bolało… Ręce i nogi… Całkiem jak teraz. Zmuszałam się do myślenia o czymś przyjemnym, o czymś, co lubię i co zrobię, gdy wrócę do domu. Przypomniałam sobie obraz, który bardzo mi się podobał. Przedstawiał port z łodziami żaglowymi. Postanowiłam, że gdy tylko wrócę do domu, kupię go. I tak zrobiłam. – Jej głos przycichł i Neil musiał dobrze się wsłuchiwać, aby usłyszeć, co mówi. – Myślę, że powinniśmy zaplanować jakąś miłą niespodziankę dla ciebie, coś naprawdę fajnego. Wiesz, twój tatuś mówi, że Luftsowie koniecznie chcą się teraz przenieść na Florydę.
Chłopiec poczuł, że jakaś pięść zaciska mu się w piersiach.
– Spokojnie, Neil! – upomniała go Sharon. – Pamiętaj, wdech… wydech… Oddychaj powoli. Kiedy twój tata pokazał mi wasz dom i zobaczyłam pokój Luftsów, wyjrzałam stamtąd przez okno. Widok był taki jak na moim obrazie. Bo można stamtąd zobaczyć cały port: łodzie, cieśninę i wyspę. Na twoim miejscu wzięłabym sobie ten pokój, gdy Luftsowie wyprowadzą się na Florydę. Wstawiłabym do niego biblioteczkę, półki na gry i biurko. Jest tam wnęka, tak duża, że mógłbyś rozstawić w niej tory swoich pociągów. Twój tatuś mówi, że bardzo lubisz kolejki. Ja też miałam nakręcane pociągi, gdy byłam mała. Mam jeszcze kilka, które należały kiedyś do mojego taty. Są takie stare! Chciałam dać je tobie.
„Kiedy Luftsowie przeniosą się na Florydę… Kiedy Luftsowie przeniosą się na Florydę…”.
Więc Sharon nie chciała, aby Neil z nimi pojechał! Uważała, że mógłby zająć ich pokój!
– Boję się teraz i jest mi niewygodnie. Chciałabym się stąd wydostać, ale cieszę się, że ty jesteś ze mną. Powiem twojemu tatusiowi, jaki byłeś dzielny i jak się starałeś wolno, wolno oddychać i nie krztusić się.
Ciężki, czarny głaz leżący od dawna na piersi Neila lekko drgnął. To słowa Sharon tak podziałały.
Nagle Neil poczuł się bardzo senny. Miał związane ręce, ale mógł poruszać palcami i ześliznął się nimi wzdłuż ramienia Sharon, aż znalazł to, czego szukał – skraj jej rękawa. Ściskając w palcach materiał, zasnął.
Chrapliwy, świszczący oddech chłopca osiągnął wyrównany rytm. Sharon z niepokojem wsłuchiwała się w ten dźwięk. Czuła, jak pierś Neila unosi się z wysiłkiem. Leżąc blisko siebie, ogrzewali się nawzajem.
Która mogła być godzina? Dotarli do tego miejsca około siódmej trzydzieści. Ten człowiek, Foxy, został z nimi przynajmniej przez kilka godzin. Od jak dawna go nie ma? Musiała minąć już północ. Jest więc wtorek. Foxy powiedział, że zostaną tu do środy. Skąd Steve weźmie w ciągu jednego dnia osiemdziesiąt dwa tysiące dolarów na okup? I dlaczego akurat tę dziwną sumę? Czy spróbuje się skontaktować z jej rodzicami? Byłoby to teraz trudne, mieszkają w Iranie. Kiedy Neil się obudzi, opowie mu o pracy swego ojca, inżyniera… „W środę rano my dwoje odjeżdżamy i zostawię wiadomość, gdzie można znaleźć chłopca”. Zastanawiała się nad tą obietnicą. Będzie musiała zachowywać się tak, jakby chciała pojechać z Foxym. Gdy tylko Neil będzie bezpieczny, a ona zostanie sama z porywaczem w poczekalni, zacznie krzyczeć. Nieważne, co Foxy może jej zrobić, Sharon musi zaryzykować.
Dlaczego, na miłość boską, ich porwał? Było coś dziwnego w tym, jak przyglądał się Neilowi. Jakby go nienawidził i… bał się go. Ale to przecież niemożliwe.
Czy dlatego zostawił opaskę na oczach Neila, że bał się, iż chłopiec mógłby go rozpoznać? Może to ktoś z okolic Carley? Jeśli tak, jak mógłby pozostawić Neila przy życiu? Chłopiec widział porywacza, gdy ten wdarł się do domu. Wpatrywał się w niego. Rozpoznałby go, była o tym przekonana. On też musi sobie zdawać z tego sprawę. Czy zamierza zabić Neila, gdy tylko będzie miał pieniądze?
Na pewno.
Nawet jeśli Foxy zabierze ją z tego miejsca, może być za późno dla Neila.
Uczucie strachu i wściekłości kazało Sharon przylgnąć mocniej do chłopca.
Jutro. W środę!
To właśnie tak musi się teraz czuć pani Thompson. Gniew, strach i bezradność, pierwotna potrzeba chronienia potomstwa. Neil jest synem Steve’a, a Steve tyle już wycierpiał. Musi teraz odchodzić od zmysłów. On i pani Thompson przechodzili jednakowe piekło.
Sharon nie miała za złe pani Thompson, że tak na nią napadła. Nie myślała tego, co mówiła, nie mogła tak myśleć. Ron był winny, to niemożliwe, aby ktokolwiek uważał inaczej. Pani Thompson nie rozumiała, że jedynym sposobem na uratowanie jej syna, było wzbudzenie masowego protestu przeciw egzekucji. Ona, Sharon, przynajmniej starała się pomóc skazanemu w ten sposób. Steve, och, Steve, zapłakała bezgłośnie. Czy teraz rozumiesz?
Próbowała potrzeć nadgarstkiem o szorstką ścianę, ale przekonała się, że przy tak mocno zaciśniętych więzach nie zdoła ich rozluźnić i tylko otarła sobie dłonie.
Gdy wróci Foxy, powie mu, że musi skorzystać z łazienki. Może wtedy jakoś…
Te zdjęcia. On zabił te kobiety. Jedynie szaleniec mógł robić zdjęcia w chwili, gdy mordował, i powiększyć je potem do takich rozmiarów.
Jej także zrobił zdjęcie.
Ładunek wybuchowy. Przypuśćmy, że ktoś zbliży się do tego pomieszczenia. Jeśli bomba wybuchnie, ona i Neil, i ilu jeszcze? Jaką ta bomba ma moc? Sharon próbowała się modlić, ale była zdolna jedynie powtarzać w kółko: Proszę, pozwól, aby Steve odnalazł nas na czas, proszę, nie odbieraj mu syna.
Taka musi być modlitwa pani Thompson. „Oszczędź mego syna”. „Oskarżam panią, panno Martin…”.
Czas wlókł się bezlitośnie. W ramionach i nogach zamiast bólu czuła odrętwienie. Neil spał, co graniczyło z cudem. Od czasu do czasu jęczał, jego oddech tracił rytm, ale po chwili chłopiec znów zapadał w spokojny sen.
Musiało już być blisko świtu i odgłosy pociągów stawały się coraz częstsze. O której godzinie otwierają stację? O piątej? Czyli teraz musi być piąta. O ósmej w poczekalni będzie tłum ludzi. Przypuśćmy, że wtedy wybuchnie bomba.
Neil poruszył się niespokojnie, mamrocząc coś. Nie mogła nic zrozumieć. Zaczął się budzić. Próbował otworzyć oczy, ale nie mógł. Chciał pójść do łazienki. Bolały go ręce i nogi, oddychanie sprawiało trudność. Nagle przypomniał sobie, co się wydarzyło! Pamiętał, że podbiegł do drzwi i powiedział: „Wszystko w porządku”. I otworzył je. Dlaczego tak powiedział?
I w tym momencie przypomniał sobie wszystko.
Na twarzy czuł oddech Sharon. Gdzieś z daleka dobiegał odgłos pociągu.
Odgłos pociągu!
Zbiegł na dół. Wtedy tamten mężczyzna puścił mamę i odwrócił się do niego. Widać było, że cały jest spocony i przerażony. Ten człowiek, który wdarł się do domu ostatniej nocy, który stał nad Neilem i wpatrywał się w niego, zrobił to już kiedyś wcześniej.
Podszedł do niego. Puścił mamę i podszedł do niego. Wyciągnął ręce i patrzył prosto na Neila.
I wtedy coś się stało.
Dzwonek. Dzwonek do frontowych drzwi.
Ten człowiek uciekł. Neil widział, jak uciekał.
To dlatego nie mógł przestać śnić o tamtym dniu. Z powodu tego zapomnianego szczegółu… Tego strasznego momentu, gdy mężczyzna podszedł do niego z wyciągniętymi rękami i chciał go pochwycić…
Ten człowiek…
Ten człowiek, który rozmawiał z Luftsem…
A ostatniej nocy wtargnął do domu Neila i stanął nad nim.
– Sharon, ten człowiek, ten zły człowiek, który nas związał… – Głos mu się załamał.
– Tak, kochanie… Nie bój się, zaopiekuję się tobą – uspokoiła go Sharon.
– Sharon, to jest ten człowiek, który zabił moją mamusię.