25

Pokój. Lally zapragnęła pójść do swojego pokoju, choćby było tam nie wiadomo jak zimno. Bardzo do niego tęskniła. Gazety włożone między dwa koce dadzą jej dość ciepła. Dom noclegowy przy Dziesiątej Alei, gdzie ona, Rosie i inni sypiali przez zimę, był zbyt zatłoczony. Lally potrzebowała samotności. Potrzebowała własnego kąta, aby pomarzyć.

W młodości zasypiała, wyobrażając sobie, że jest gwiazdą filmową przyjeżdżającą na Grand Central, gdzie czekają na nią rzesze fotografów i reporterów. Czasem w tych marzeniach, wychodząc z budynku wytwórni filmowej, miała na sobie białego lisa lub była ubrana w szytą na miarę jedwabną suknię i futro z soboli, a sekretarka niosła kasetkę z biżuterią.

Raz wyobraziła sobie, że włożyła wieczorową suknię, tę, którą nosiła Ginger Rogers w filmie „Cylinder”, i wybiera się na premierę swojego filmu na Broadwayu.

Z czasem marzenia się rozwiały i Lally przywykła do życia skromnej, samotnej nauczycielki. Ale kiedy po przyjeździe do Nowego Jorku spędzała cały czas na Grand Central, zaczęła żyć urojonymi wspomnieniami i pogrążyła się w marzeniach.

A potem, gdy Rusty dał jej klucz do pokoju i mogła tam nocować, wsłuchując się w przyciszone odgłosy pociągów, te fantazje stały się bardziej realne.

We wtorek rano, o ósmej trzydzieści, maszerowała, trzymając w ręku swoją torbę, przez poczekalnię w kierunku peronów. Zamierzała przejść wzdłuż pociągu do Mount Vernon, odjeżdżającego o ósmej pięćdziesiąt, a potem prześliznąć się do swojego pokoju.

Po drodze zatrzymała się w barze u Nedicksa i zamówiła kawę z pączkiem. Wcześniej wyłowiła z pojemnika na śmieci kilka gazet.

Mężczyzna, stojący przed nią przy ladzie, wyglądał dziwnie znajomo. No tak, to on udaremnił jej zamiary zeszłej nocy, schodząc na peron z dziewczyną w szarym płaszczu. Pełna niechęci słuchała, jak ten człowiek zamawia dwie kawy, bułki i mleko. Z wrogością w oczach patrzyła, gdy płacił rachunek i zabierał jedzenie. Zastanawiała się, czy pracuje gdzieś w pobliżu. Miała przeczucie, że nie.

Opuściwszy bar, umyślnie plątała się po poczekalni, aby znający ją policjanci nie myśleli, że robi coś innego niż zwykle. W końcu znalazła się na peronie, z którego odjeżdżały pociągi do Mount Vernon. Ludzie śpieszyli się, aby zająć miejsca. Lally zrównała się z nimi, idąc wzdłuż peronu. Gdy wsiadali do pociągu, prześliznęła się koło ostatniego wagonu i skręciła w prawo. Za moment zniknie wszystkim z oczu.

I wtedy go ujrzała. Mężczyznę, który dopiero co kupił kawę, mleko i bułki. Mężczyznę, który był tu zeszłej nocy. Zwrócony do niej plecami, znikał właśnie w mrocznym wnętrzu dworca.

Mógł zmierzać tylko do jednego miejsca. Do jej pokoju. Znalazł go. To dlatego zszedł na peron zeszłej nocy. Nie czekał na pociąg, tylko poszedł do jej kryjówki. Z tą dziewczyną. Miał kawę, mleko i cztery bułki. A więc dziewczyna musi tam teraz być. Gorzkie łzy rozczarowania pojawiły się w oczach Lally. Zabrał jej pokój! Lecz umiejętność radzenia sobie z kłopotami i tym razem jej nie zawiedzie. Będzie pilnie obserwować intruza i gdy stwierdzi z całą pewnością, że nie ma go w pokoju, pójdzie tam i uprzedzi dziewczynę, że policja wie o nich i przyjdzie ich aresztować. To wypłoszy dziewczynę od razu. Facet robił wrażenie mętnego typa, ale dziewczyna nie była z tych, co włóczą się po stacjach.

Czując złośliwą satysfakcję na myśl o okłamaniu intruzów, Lally zawróciła i skierowała się do górnej poczekalni. Wyobraziła sobie, że dziewczyna leży w tej chwili na jej łóżku, czekając, aż kochanek przyniesie śniadanie. Nie układaj się zbyt wygodnie, paniusiu, pomyślała Lally. Zaraz będziesz mieć towarzystwo.

Загрузка...