38

Łóżko Glendy zarzucone było kartkami. Te zmięte natychmiast zastępowane były nowymi.

– Nie… czternastego nie poszłam prosto do doktora. Zatrzymałam się w bibliotece… Zapisz to, Roger… Rozmawiałam z kilkoma osobami…

– Wezmę nowy arkusz, ten jest zbyt gęsto zapisany. Z kim rozmawiałaś w poczekalni u lekarza?

Minuta po minucie przypominali sobie każde najdrobniejsze wydarzenie ostatniego miesiąca. Nic nie budziło w Glendzie wspomnienia o mężczyźnie, który nazywał się Foxy. O czwartej rano, ulegając namowom żony, Roger zadzwonił do kwatery FBI i poprosił o połączenie z agentem Taylorem. Hugh poinformował go o nawiązaniu kontaktu.

– Mówi, że porywacz obiecał, iż Sharon i Neil mogą zostać odebrani dziś o jedenastej trzydzieści – oznajmił Roger Glendzie.

– Nie ufają mu, prawda? – zapytała.

– Sądzę, że nie.

– Jeżeli to ktoś, kogo znam, to może pochodzi z naszej okolicy i znany jest także Neilowi. Nie mógłby więc pozwolić chłopcu odejść.

– Glenda, jesteśmy oboje tak zmęczeni, że nie możemy już myśleć. Spróbujmy się przespać kilka godzin. Może potem coś ci przyjdzie do głowy. W czasie snu pracuje podświadomość. Wiesz o tym.

– W porządku. – Ze znużeniem zaczęła układać kartki w chronologicznym porządku. Roger nastawił budzik na siódmą. Wyczerpani, spali trzy godziny.

O siódmej zszedł na dół, aby przygotować herbatę. Glenda wsunęła tabletkę nitrogliceryny pod język, poszła do łazienki, obmyła twarz, wróciła do łóżka i wzięła do ręki blok.

O dziewiątej przyjechała Marian. Piętnaście minut później weszła na górę, aby zobaczyć się z Glendą.

– Przykro mi, że źle się pani czuje, pani Perry – powiedziała. – Nie będę się pani naprzykrzać. Jeśli to pani odpowiada, zajmę się pokojami na dole.

– Bardzo dobrze – zgodziła się Glenda.

– W ten sposób do końca tygodnia na dole będzie jak w pudełeczku. Już ja potrafię utrzymać w domu porządek.

– Tak, wiem. Dziękuję.

– Cieszę się, że tu jestem, że nie zawiodłam pani z powodu kłopotów, jakie mieliśmy z samochodem…

– Mąż coś mi wspominał. – Glenda ostentacyjnie uniosła pióro i trzymała je gotowe do pisania.

– To naprawdę okropne. Dopiero co wydaliśmy czterysta dolarów na naprawę. Normalnie nie wydalibyśmy tyle pieniędzy na stare auto, ale mój mąż powiedział, że warto. No cóż, widzę, że pani jest zajęta. Nie powinnam tyle paplać. Chciałaby pani coś na śniadanie?

– Nie, dziękuję, pani Vogler.

Drzwi zamknęły się za nią. Parę minut później wszedł Roger.

– Rozmawiałem z kilkoma osobami w biurze. Powiedziałem, że zaraziłem się grypą.

– Roger… poczekaj chwilę. – Glenda włączyła magnetofon. W pokoju rozległ się znajomy głos: „Bądź na stacji Exxon…”. Glenda pstryknęła wyłącznikiem.

– Roger, kiedy odebraliśmy mój samochód z naprawy?

– Wydaje mi się, że ponad miesiąc temu. Bili Lufts zabrał go do tego mechanika, którego tak zachwalał.

– Tak, a ty mnie podrzuciłeś tam w drodze do pracy, kiedy już był gotowy… Arty, tak miał na imię ten człowiek, prawda?

– Tak mi się wydaje. Dlaczego pytasz?

– Samochód był gotowy, ale on miał jeszcze dolać benzyny. Rozmawiałam z nim. Zauważyłam, że na szyldzie było napisane: A. R. Taggert, i spytałam, czy A oznacza „Arthur”… bo słyszałam, że Bili mówi do niego „Arty”. Roger… – Głos Glendy przybrał wysokie tony. Usiadła i chwyciła go za rękę. – Roger, on mi powiedział, że ludzie tutaj zaczęli go nazywać „Arty” z powodu tego szyldu, ale jego prawdziwe imiona to August Rommel Taggert. Zapytałam: „Rommel… Czy to nie ten sławny, niemiecki generał?”. A on, że tak i że Rommel był Lisem Pustyni. To, jak powiedział wtedy „lis”… I sposób, w jaki wymówił to słowo przez telefon tamtej nocy. Roger, przysięgam ci, że ten mechanik to Foxy i to on porwał Neila i Sharon!

Była godzina dziewiąta trzydzieści jeden rano.

Загрузка...