9

Sharon wpatrywała się to w silną dłoń trzymającą pistolet, to w oczy omiatające ściany korytarza, pokój gościnny, schody prowadzące na piętro, a także ją samą.

– Czego chcesz? – wyszeptała. Pod zgiętym w łokciu ramieniem wyczuwała drżące ciało Neila. Objęła go silniej, przytulając do siebie.

– Ty jesteś Sharon Martin. – To było stwierdzenie. Głos brzmiał monotonnie i beznamiętnie.

Sharon poczuła pulsującą grudę w gardle. Spróbowała ją przełknąć.

– Czego chcesz? – ponowiła pytanie. Usłyszała ciche, przeciągłe świszczenie w oddechu Neila, zapewne przerażenie wywołało kolejny atak astmy. Postanowiła nie stawiać oporu.

– Mam około dziewięćdziesięciu dolarów w portfelu…

– Zamknij się!

Każde jednostajnie wypowiedziane słowo przeszywało ją dreszczem. Nieznajomy rzucił na podłogę worek – duży, płócienny, taki, jakich używają marynarze. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej kłębek mocnego sznurka i zwinięty szeroki bandaż. Rzucił to w jej kierunku.

– Zasłoń oczy chłopakowi i zwiąż go – rozkazał.

– Nie! Nie zrobię tego.

– Radzę ci!

Sharon spojrzała na Neila. Wpatrywał się w mężczyznę szeroko otwartymi, zamglonymi oczyma. Wiedziała, że chłopiec od śmierci matki jest w głębokim szoku.

– Neil… – W jaki sposób może mu pomóc, jak go uspokoić?

– Siadaj.

Krótkie polecenie skierowane było do Neila. Chłopiec zerknął błagalnie na Sharon, a potem posłusznie usiadł na najniższym schodku. Przyklęknęła przy nim.

– Neil, nie bój się, jestem przy tobie.

Drżącymi rękami niezdarnie rozwinęła bandaż i owinąwszy go wokół oczu chłopca, zawiązała z tyłu jego głowy.

Podniosła oczy. Intruz wpatrywał się w Neila. Pistolet wycelowany był w chłopca, usłyszała trzask. Przyciągnęła synka Steve’a do siebie i zasłoniła własnym ciałem.

– Nie, proszę, nie!

Mężczyzna spojrzał na nią i powoli opuścił broń. Mógł zabić chłopca, pomyślała. Był gotowy go zabić.

– Zwiąż chłopca, Sharon. – W jego głosie zabrzmiała poufałość.

Posłuchała i drżącymi dłońmi, zmagając się ze sznurkiem, związała nadgarstki Neila, uważając, by nie zrobić tego zbyt mocno. Potem uścisnęła dłonie chłopca.

Nieznajomy wyciągnął nóż i obciął koniec sznurka.

– Dalej, teraz nogi!

Wyczuła determinację w jego głosie i pośpiesznie wykonała polecenie. Kolana chłopca dygotały tak bardzo, że sznurek kilka razy wymykał jej się z rąk. W końcu jednak udało jej się skrępować kostki Neila.

– Zaknebluj go!

– Udusi się. Ma astmę…

Słowa sprzeciwu zamarły jej na ustach. Twarz mężczyzny zmieniła się nagle, stała się bledsza, bardziej napięta. Sharon była bliska paniki.

Przerażona, zatkała chłopcu usta, zostawiając odrobinę luzu. Żeby tylko Neil nie zaczął się szamotać…

Silna dłoń odepchnęła ją od dziecka i Sharon upadła na podłogę. Mężczyzna pochylił się, kolanem przycisnął jej plecy i wykręcił do tyłu ręce. Poczuła sznurek wrzynający się w nadgarstki. Chciała zaprotestować, lecz w tej samej chwili napastnik wetknął jej w usta kłąb szmat i przewiązał je bandażem.

Nie mogła oddychać. Proszę… proszę, nie… Duże dłonie przesuwały się powoli po jej udach, wreszcie mocny węzeł unieruchomił ściśnięte kostki.

Podniósł ją gwałtownie, aż głowa opadła jej w tył. Co teraz z nią zrobi?

Przez otwarte drzwi frontowe wpadła fala chłodnego, wilgotnego powietrza. Mimo że Sharon ważyła prawie pięćdziesiąt pięć kilogramów, napastnik bez najmniejszego trudu znosił ją po śliskich schodkach. Było bardzo ciemno. Widocznie wyłączył światła przed domem.

Jej ramię zderzyło się z chłodną, metalową powierzchnią. Samochód. Spróbowała zaczerpnąć świeżego powietrza przez nos. Oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności. Czas przestać panikować i zacząć logicznie myśleć.

Usłyszała zgrzyt zamka i otwieranych drzwi. Wepchnięta do środka, uderzyła głową o otwartą popielniczkę. Sznurek na kostkach i nadgarstkach boleśnie wpijał jej się w skórę, gdy Sharon upadła na cuchnącą podłogę. Leżała w tylnej części samochodu.

Dotarły do niej zgrzytliwe odgłosy oddalających się kroków. Mężczyzna najwyraźniej kierował się w stronę domu. Neil! Co chciał zrobić z chłopcem? Przerażona Sharon spróbowała uwolnić ręce, lecz ból przeszył jej ramię. Więzy uniemożliwiały najmniejszy ruch. Przypomniała sobie, w jaki sposób intruz patrzył na Neila, gdy odbezpieczał broń.

Minuty mijały. „Proszę… dobry Boże… proszę”. Dźwięk otwieranych drzwi. Znów chrzęst kroków zbliżających się do samochodu. Otworzyły się przednie drzwiczki auta. Oczy Sharon przywykły już do mroku. Dostrzegła w ciemności sylwetkę porywacza. Dźwigał coś dużego… ogromny żeglarski worek.

Boże, w środku był Neil, nie miała wątpliwości.

Mężczyzna zajrzał do samochodu, położył torbę na siedzeniu, a potem zsunął ją na podłogę. Usłyszała głuchy odgłos. Wyrządzi krzywdę Neilowi. Zrobi mu coś złego. Drzwi zatrzasnęły się, a pośpieszne kroki okrążyły samochód. Po chwili zgrzytnęły drzwi od strony kierowcy. Cień zniknął jej z oczu i usłyszała chrapliwy oddech. Mężczyzna pochylił się nad nią i poczuła na twarzy coś szorstkiego, jakiś koc czy płaszcz. Pokręciła głową, chcąc uwolnić się od duszącego, kwaśnego zapachu potu.

Silnik zawarczał i samochód ruszył.

Nie stracić orientacji. Zapamiętać każdy szczegół. Policja będzie o to wszystko pytać. Samochód skręcił w lewo na szosę. Było zimno, bardzo zimno. Sharon poruszyła się, przez co natychmiast zacisnęły się węzły na rękach i nogach, powodując nowy ból. To była nauczka. Nie ruszać się! Spokojnie. Nie wpadać w panikę.

Śnieg. Jeżeli nadal pada śnieg, to na jakiś czas zostaną ślady. Ale nie, teraz padał deszcz. Słyszała bębnienie kropli o szybę. Dokąd jadą?

Knebel. Zaczęło jej brakować powietrza. Oddychać powoli przez nos. Neil. Czy może oddychać tak szczelnie zamknięty? Chyba się nie udusi!?

Samochód nabierał szybkości. Dokąd ich wiózł?

Загрузка...