Ubranie było wilgotne, ciepłe i lepkie. Krew. Mocno krwawiła. Umrze. Lally wiedziała o tym. Czuła to. W mózgu pojawiło się zaćmione, zanikające światełko. Ktoś ją zabił… Ten człowiek, który zabrał jej pokój, teraz odebrał jej życie.
Pokój, jej pokój! Chciała w nim umrzeć. On już nie wróci.
Będzie się bał. Może nikt jej nie znajdzie, ukrytej w pokoju jak w grobowcu. Będzie pochowana w jedynym domu, jaki kiedykolwiek miała. Będzie tam spała na wieki, w kojącym szumie pociągów. Umysł rozjaśniał się… Nie miała wiele czasu, wiedziała o tym.
Świadoma tego, że w prawej ręce ściska klucz, Lally próbowała się podnieść. Coś ciągnęło… Nóż… Nóż wciąż tkwił w jej ciele. Nie mogła go dosięgnąć… Zaczęła się czołgać… Leżała nogami w kierunku schodów i musiała się odwrócić. Z ogromnym wysiłkiem przesuwała się wolno, centymetr po centymetrze, aż ustawiła się twarzą w stronę pokoju. Co najmniej pięć metrów do schodów, a potem schody. Czy podoła? Lally potrząsnęła głową. Czuła krew wypływającą z ust. Usiłowała ją wypluć.
Prawa ręka… Trzymaj mocno klucz… Lewa ręka naprzód… Prawe kolano pociągnij do przodu… Lewe kolano… Prawa ręka… Zrobi to. Jakoś zdoła wejść na schody.
Już wyobrażała sobie, jak otwiera drzwi, zatrzaskuje je za sobą, czołga się, wciąga na łóżko, leży, zamyka oczy, czeka.
W pokoju śmierć przyjdzie do niej jak przyjaciółka; przyjaciółka z chłodnymi, delikatnymi rękami…